Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Lilianne

Ten Dziki Zachód to był naprawdę dobry pomysł.

Miałam ochotę się tu wyluzować, zapomnieć o obowiązkach i zabawić. A coś czułam, że będę miała z kim zaszaleć biorąc pod uwagę, że już na samym wstępie zobaczyłam jakieś egzotyczne ciacho w obcisłym, brudnym podkoszulku jakby wyjęte z erotycznych fantazji każdej szanującej się dwudziestolatki, zerkające na mnie niemal czarnymi oczami spod szerokiego ronda kapelusza kowbojskiego.

Uśmiechnęłam się przebiegle. Tak to miejsce zdecydowanie miało potencjał podobnie jak nijaki Tim i być może nie tylko on, kto wie kogo tu jeszcze odkryje. Jednak ten ciemnooki, opalony kowboj zdecydowanie był na pierwszym miejscu do odhaczenia na liście. O ile nie miał żony - mimo wszystko miałam swoje zasady i nie byłam aż taką suką. Wyglądał bardzo młodo ale tu na wsi ludzie chyba wcześnie brali śluby, wiec nigdy nic nie wiadomo.

- Ależ tu pięknie. Wow i ten klimat, czuję się jak w bajce! – westchnęłam rozglądając się po wielkim domu w którym pachniało drewnem i przyprawami.

- Wiem, to miejsce ma magię. Zobaczysz, kiedy ci wszystko pokażę. Będziesz zachwycona... - odparła Betty..

- Macie przepiękne konie, musisz mnie zabrać na wycieczkę!

- Jeździsz?

- Chciałabym! To moje marzenie odkąd byłam małą dziewczynką! A co to za słodziak?! – zachichotałam biorąc na ręce małego pieska merdającego szaleńczo ogonkiem, który okazał się być nowym podopiecznym mojej przyjaciółki.

Weszłyśmy na górę do pokoju, który Betty dla mnie przygotowała, a chłopcy, pomagający mi z bagażami postawili je na podłodze i wyszli zostawiając nas same. Położyłam się na łóżku wciąż przytulając pieska, który wydawał się zachwycony moją uwagą.

- Wracając do koni... Wiem coś o tym, są niesamowite. Działają na mnie uspakajająco, a wędrówki na nich należą do największych przyjemności jakie może ci zaoferować nasze małe, dzikie ranczo – powiedziała moja przyjaciółka poważnym tonem na co wybuchłam śmiechem.

- Och, doprawdy? Wydaje mi się, że jednak do największych przyjemności możemy zaliczyć zupełnie co innego... – poruszyłam sugestywnie brwiami. – Gdzie ten blondas? Chce go zobaczyć na żywo. Jawi się jako jakaś niewyobrażalna mistyczna istota, człowiek legenda... – mówiłam z udawanym przejęciem, a Betty schowała twarz w dłoniach i zaczęła się śmiać.

- Och mistyczna istota znowu uciekła z mojego życia. Także nie wiem, kiedy będzie ci dane ujrzeć jego majestat.

- Jak to? Co z waszą upojną nocą? – skrzywiłam się z zawodem.

- Powiedział, że chce przyjaźni...

- Serio? Przyjaciele nie pieprzą się jak króliki, kochana.

- Tak, ale... To skomplikowane. Uważam, że on ma rację. Powinniśmy zostać przyjaciółmi, jeśli nie chcemy się ranić i nie chcemy się stracić.

Zagwizdałam, patrząc wymownie na moją przyjaciółkę.

- Jesteś pewna, że dasz radę? Kochasz go...

- Właśnie dlatego, kochana. Wczoraj znowu się pokłóciliśmy, próbowałam wykorzystać Tima, aby wzbudzić w Rayu zazdrość, Ray się wściekł, uderzył Tima, a ja wyszłam na skończoną idiotkę i okropną osobę – schowała twarz w dłoniach. – To musi się skończyć.

- O rany. Tim to ten seksowy gość z łopatą i rozciętą wargą jak mniemam?

Na bank chodziło o mojego kowboja. Przecież słyszałam jak Betty go przepraszała. Ten cały Ray wkurzał mnie coraz bardziej. Obijanie takiej ślicznej buźki powinno być karalne!

- O tak. Jest super słodki.

Domyślałam się, że Betty wie to z doświadczenia i ufałam jej na słowo.

- Lubię super słodkich – poruszyłam sugestywnie brwiami.

- Więc będzie dla ciebie idealny. Ale jest też strasznie wrażliwy i uroczy, ma wielkie serce, opiekuje się młodszym rodzeństwem... No cóż, nie skrzywdź go, bo taki chłopak jak on na pewno na to nie zasługuje.

Właśnie wtedy usłyszałam jak Betty rozpływa się nad ciemnookim kowbojem mówiąc że jest głową rodziny, plus jakiś milion innych słitaśnych faktów na jego temat, przez które większość dziewczyn dostawałoby właśnie nadprodukcji jajników, aby ktoś tak idealny natychmiast je zapłodnił, a ja czułam jak moje libido gwałtownie spada.

O nie. Żadnych kochanych, czułych chłopaków, którzy chcieliby mnie zapłodnić, zrobić ze mnie swoją ukochaną, brać na wkurzająco romantyczne randki i pieprzyć jakieś bzdury o miłości.

- Okej. W takim razie chyba jednak sobie go odpuszczę. Chcę się tu zabawić, a nie szukać idealnego chłopaka. Znajdę kogoś innego. Szkoda, bo jest śliczny. No i te mięśnie – co za strata!

- Poczekaj aż go posłuchasz, to dopiero robi wrażenie. Jest jedną z najlepszych osób jakie znam...

- Cholera. Zdecydowanie muszę go wykreślić z listy facetów do wydymania i porzucenia.

- Zdecydowanie – powiedziała kategorycznie Betty, a sposób w jaki o nim mówiła sprawił że zaczęłam coś podejrzewać.

- A może słodki, ciemnooki Timmy wybije ci z głowy Pana Nieosiągalnego, co? – spytałam unosząc do góry brew.

- Chciałabym... – Betty westchnęła i położyła się na łóżku – Ale to tylko przyjaciel.

- Okej. No cóż, może to i lepiej. Musisz znaleźć kogoś takiego jak ten Tim, ale w Nowym Jorku. Przecież się tu nie wyprowadzisz, bo jakiś gość jest przystojny i ma złote serce. Miło, ale mimo wszystko bez przesady – dodałam. Pominęłam fakt, że kamień spadł mi z serca. Gdyby moja przyjaciółka durzyła się w tym chłopaku dla mnie byłby zupełnie nietykalny. A jeszcze nie zdecydowałam, czy aby na pewno nie chcę go „tykać".

- Tak. Pewnie masz rację...

Bez względu na wszystko byłam bardzo zadowolona z przyjazdu i zamierzałam dobrze się bawić, więc wyciągnęłam z walizki martini uśmiechając się wymownie do Bettany.

- Szykuj kieliszki kochanie, bo zamierzam cię dzisiaj upić i wykorzystać – mrugnęłam do mojej przyjaciółki, a ona zeskoczyła z łóżka ciągnąc mnie ze śmiechem na dół.

***

Kilka godzin później sączyłyśmy drinki na tarasie, a ja poszłam dolać sobie martini. Nic nie podejrzewając wyjrzałam przez okno czując jak robi mi się potwornie gorąco, a moje usta rozchylają się w szerokim, przebiegłym uśmieszku.

- O. Mój. Boże. - mój kowboj zdjął koszulkę, prezentując wszystkie swoje bicepsy, tricepsy i nie tylko, które napinały się pod opaloną skórą kiedy kopał to cholerne... coś, cokolwiek to było, tuż pod naszym oknem. - Proszę, proszę... - powiedziałam do siebie, biorąc wielki łyk swojego drinka - Bettany, przenosimy imprezę na parapet, nie zamierzam rezygnować z takiego widoku dla jakiś tam gór z oddali. Chcesz sobie popatrzeć na pierwszorzędne widoki to możesz dołączyć.

Powiedziałam siadając na blacie i założyłam nogę na nogę dolewając sobie alkoholu.

- O czym ty mówisz? - spytała Betty wchodząc do kuchni.

- Każesz mi siedzieć na tarasie i gapić się na góry, kiedy w kuchni mogę obserwować coś takiego? No wiesz, myślałam, że nieco lepiej mnie znasz - odparłam sugestywnie, wlepiając oczy w te wszystkie mięśnie i ścięgna. Kiedy mój kowboj zdjął kapelusz i zaczął odgarniać do tyłu swoje seksowne, kręcone, ciemne włosy zagwizdałam z uznaniem - Muszę to jeszcze przemyśleć - dodałam, aby moja przyjaciółka nie miała do mnie pretensji - To wykreślenie go listy, i powiem więcej uważam, że ma potencjał, z pewnością nie jest tak nudny jak mówiłaś, a poza tym każdy facet chce się czasami po prostu zabawić.

- Ej nie mówiłam, że jest nudny! I nie wydaje mi się żebyś miała rację... Ale... No nie wiem... - odparła Betty patrząc na pijącego wodę Tima.

- Ale ja wiem, nie przynudzaj - pochłonęłam porcję alkoholu, po czym zerknęłam na moją przyjaciółkę, która patrzyła na mnie wymownie.

- Nie skrzywdź go Lilianne - powiedziała, na co zrobiłam minę niewiniątka.

- Kochana dam mu tylko trochę prawdziwej rozrywki, nic się nie stresuj. To co dzisiaj robimy? - spytałam zmieniając temat, a moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko.

- Dzisiaj trochę wypijemy i odpoczniemy, jutro zabieram cię na wycieczkę po Górach Skalistych, będzie super, a pojutrze mogłybyśmy pojechać do Moab. Mogłybyśmy też zwiedzić parki krajobrazowe, Canyonlands jest niesamowity!

Zaśmiałam się, bo wiedziałam jak moja przyjaciółka uwielbia klimat Dzikiego Zachodu.

- Uff kaniony... Robi się gorąco - poruszyłam sugestywnie brwiami, a Betty zaśmiała się trącając mnie w ramię - Brzmi świetnie kochana, nigdy wcześniej nie byłam w Utah i z przyjemnością pozwiedzam. A małe Hollywood? - zagadnęłam wiedząc że za chwilę Betty zamieni się w lawinę informacji na temat wszystkich miejsc, które mogłybyśmy zobaczyć.

- Kanab! Tam też możemy pojechać... - podekscytowała się, a ja słuchałam jak Betty opowiada z pasją o preriach i ciekawych miejscach, o zwierzętach i plemionach indiańskich, o górach i kanionach, i o tym co tak bardzo kochała. Uśmiechałam się szeroko wiedząc, że bez względu na wszystko i tak spędzę tu wspaniały czas z Betty. Wiedziałam też, że dla niej nie liczy się to że moi rodzice, którzy zginęli w wypadku gdy byłam malutka zostawili mi wielki spadek i nazwisko dla którego niektórzy dali by się pokroić. Dla niej mogłabym być zwykłą dziewczyną z kilkoma dolcami w kieszeni, a i tak kochałaby mnie równie mocno, ponieważ na tym polegała przyjaźń, która była rzadkością w naszym świecie.

***

Wstałam z samego rana czując się rześka i gotowa na wszystko. Siedziałyśmy z Betty do bardzo późna i wypiłyśmy naprawdę sporo alkoholu, więc moja przyjaciółka spała jak zabita i byłam niemal pewna, że nie da rady pojechać ze mną na zaplanowaną wycieczkę po górach, ale wcale jej się nie dziwiłam, mało kto miał tak mocną głowę jak ja. Wzięłam długi prysznic i ruszyłam na dół, a po drodze przyglądałam się fotografiom na kominku i w innych miejscach w domu. Szczególną uwagę przykuło zdjęcie, na którym ramię w ramię stało dwóch wysokich, barczystych mężczyzn. W jednym z nich, nieco wyższym i kasztanowłosym, rozpoznałam brata mojej przyjaciółki - Rivera, który jak zwykle wyglądał perfekcyjnie z tymi zielonymi oczami, szerokim uśmiechem wartym milion dolarów i dołeczkami w policzkach. Zachichotałam wspominając jak za dzieciaka wyobrażałam sobie jakiś tysiąc razy, że biorę z nim ślub. To były czasy...

Założę się że koło niego stał nie kto inny, tylko ten cały Ray vel Blondas. River obejmował go, a blond gnojek patrzył w obiektyw z takim wyrazem twarzy, jakby miał wielką ochotę go rozwalić. Był niezaprzeczalnie gorący, ale miał w sobie coś, co z oddali wrzeszczało - będziesz miała ze mną same kłopoty, więc lepiej trzymaj się z daleka! Jego pełne usta były wykrzywione w czymś na kształt wrednego półuśmieszku, przecięte głęboką blizną, kolejna długa szrama zdobiła jego ostrą, idealnie zarysowaną szczękę, a szaro błękitne oczy były złowrogo zmrużone, jakby chciał powiedzieć całemu światu, aby się walił.

- W coś ty się wpakowała, Bettany... - pokręciłam głową, uśmiechając się z niedowierzaniem. Ciekawe co by zrobił ten blond gnojek, gdyby zamiast słodkiej Betty trafił na mnie. Ja już bym mu pokazała gdzie jego miejsce i starła ten bezczelny uśmieszek z jego ust.

Odstawiłam zdjęcie, po czym poszłam do kuchni i oparłam ramiona o blat zastanawiając się co mam robić. Czułam się niezdrowo pobudzona i dobrze wiedziałam co to znaczy. Żałowałam, że przed przyjazdem tutaj nie spędziłam kilku godzin mając pod sobą Jamesa, lub chociaż Brada. Schowałam twarz w dłoniach obiecując sobie, że zaraz po powrocie do Nowego Jorku pójdę do mojej psycholożki. Przestawałam sobie z tym powoli radzić i powinnam spróbować sobie pomóc, a rozmowa z psychologiem już raz mi pomogła, więc to było zdecydowanie dobre rozwiązanie.

Seks był dla mnie jak narkotyk, głównie dlatego, że był jedyną formą bliskości na jaką sobie pozwalałam, a już szczególnie jeśli chodziło o mężczyzn. Dlaczego tak to wyglądało? Nie potrzebowałam psychoanalizy, bo sama umiałam ją sobie zrobić. Miałam cztery lata, kiedy moi rodzice zginęli w wypadku. Nie wiem, czy zanim odeszli byli dla mnie czuli i czy miałam dobry, kochający dom, nie pamiętam czy mówili że mnie kochają i czy mnie przytulali, wiem tylko że po ich śmierci nikt tego nie robił. Moi rodzice byli bardzo zamożnymi ludźmi, pochodzili z francuskiej rodziny szlacheckiej w której pieniądze były od pokoleń, a ojciec jako biznesmen i właściciel wielu firm pomnażał majątek stając się jednym z najbardziej wpływowych i podziwianych ludzi we Francji.

Jednak kiedy on i moja matka zginęli w wypadku, okazało się że wszyscy ludzie którzy ich otaczali byli jedynie bandą żerujących na ich pieniądzach dupków. Kiedy ich zabrakło nikt się mną nie przejął, nikt mnie nie pokochał, przerzucali mnie z rąk do rąk wykłócając się kto dostanie więcej za „opiekowanie się" małą Veeris. Kiedy jeszcze byłam dzieckiem, czułam się tylko samotna i zagubiona, ludzie traktowali mnie jak wykurzający ale drogocenny przedmiot i wydawało mi się, że właśnie tym jestem. Nie miałam domu, rodziny i jak niczego innego brakowało mi jednej rzeczy - przytulania. Wiele nocy przepłakałam w samotności jako malutka dziewczynka, ale kiedy podrosłam obiecałam sobie, że już nie będę płakała. Więc nie płakałam. Byłam bezczelna i wiecznie sprawiałam problemy, wszystko obracałam w żart bo wydawało mi się że ta zbroja, którą sobie stworzyłam to dla mnie jedyny ratunek. A później odkryłam seks. Miałam siedemnaście lat i już od samego początku wiedziałam czego będę chciała od mężczyzn. Przytulanie i czułości były dla mnie żenujące i nienaturalne - nie potrafiłbym się do tego zmusić. Ale to uczucie władzy w chwilach kiedy miałam pod sobą mężczyznę, i satysfakcja seksualna były uzależniające. Bywałam raczej bezwstydna i miałam bujną wyobraźnie, a faceci od zawsze to uwielbiali, więc uwielbiali też mnie. Wiedziałam też, że podobam się mężczyznom i lubiłam to wykorzystywać, aby dostawać dokładnie to, czego chciałam, a oni byli w stanie zrobić dla mnie niemal wszystko. Dla jeszcze jednej nocy ze mną, dla choćby jednego uśmiechu. Wiedziałam jak obwinąć ich wokół palca, i chociaż nie byłam z siebie dumna, to tylko to dawało mi satysfakcje i ukojenie.

Nie byłam z dużą ilością mężczyzn, chociaż to zapewne kwestia standardów. Kiedy już znalazłam takiego, który spełniał moje warunki umawiałam się z nim raz lub dwa razy w tygodniu i brałam od niego to co chciałam. Przez jakiś czas wydawało mi się że to mi wystarcza, ale później zaczęły dziać się ze mną złe rzeczy, otarłam się o depresję, załamanie i miałam prawdziwy kryzys, nie radziłam sobie ze sobą i ani seks, ani wyczerpujące treningi na sali tanecznej, ani imprezy nie potrafiły wypełnić pustki. Czułam jakby tonęła.

Wtedy właśnie poszłam do swojej psycholożki, która podsunęła mi naprawdę genialny pomysł. Miałam iść do Domu Dziecka, do hospicjów i odnaleźć w sobie tamtą małą, zagubioną dziewczynkę. Poprzez pomaganie tamtym dzieciom, pomóc też samej sobie. To było jak olśnienie, wiedziałam że bardzo chcę tego spróbować.

Pamiętam do dziś moment w którym weszłam do hospicjum i zobaczyłam wszystkie te chore, małe biedactwa. Nie płakałam kiedy patrzyłam na zdjęcie moich rodziców, nie płakałam kiedy ciotka po raz kolejny dała mi w twarz nazywając dziwką, nie płakałam kiedy czułam się najbardziej samotną, niechcianą i odrzuconą osobą na tej planecie, lub kiedy leżałam w pustym łóżku myśląc sobie że nie mogę oddychać i nie byłam pewna, czy przypadkiem nie wolałaby się udusić - nie płakałam....

Ale kiedy poczułam na sobie wzrok tych maluchów po prostu pobiegłam do łazienki i zamieniłam się w cholerną, żywą fontannę. Płakałam i płakałam, aż już nic we mnie nie zostało, a kiedy się opanowałam wzięłam głęboki oddech, poszłam do dzieciaków i tak właśnie spędziłam najwspanialsze godziny mojego życia. Nikt nie musiał mi mówić co mam robić, miałam instynkt, żartowałam z nimi, rozmawiałam, byłam sobą i przede wszystkim robiłam coś czego sama nigdy nie dostawałam, a czego bardzo mi brakowało - przytulałam. I czułam jakbym w końcu mogła oddychać.

Następnego dnia poszłam do Domu Dziecka i już wiedziałam, że to jest to, co chcę robić w wolnym czasie, że właśnie to wypełni moją pustkę i że to najlepszy rodzaj terapii jaki mogłam sobie wymarzyć.

I chociaż kontakt z tymi dzieciakami był dla mnie zbawienny, o tyle wciąż nie mogłam poradzić sobie z potrzebą, która właśnie mną zawładnęła. Musiałam mieć pod sobą faceta. Teraz, zaraz, inaczej mogłam zwariować. Nie byłam z żadnym mężczyzną od wielu tygodni, i to był naprawdę fatalny pomysł. Wzięłam głęboki, drżący oddech czując, że to robi się silniejsze ode mnie. Co miałam zrobić? James był kilka tysięcy kilometrów stąd... Wiedziałam, że powinnam dać sobie z nim spokój, ale był wygodnym rozwiązaniem i w chwilach słabości zawsze mogłam na niego liczyć, a teraz byłam zupełnie sama, bezbronna, bez...

Zamarłam kiedy mój wzrok powędrował na wysokiego, umięśnionego chłopaka z ciemną karnacją, który właśnie rozciągał ogrodzenie w obcisłym podkoszulku i dopasowanych, roboczych spodniach. Na dłoniach miał rękawice ochronne, a mięśnie pulsowały mu pod opaloną, spoconą skórą. Jego ciemne włosy były potargane i mokre. Odgarną je w niedbałym geście do tyłu, kiedy zerknął w niebo na lejący się z niego żar.

Za chwilę mogłam zacząć hiperwentylować, albo zemdleć z wrażenia. Co za cholerne ciacho. Co ja mówiłam o tym wykreślaniu go z listy? Zresztą, co to za pieprzone bzdury, nie ma żadnej listy, a nawet jeśli jest to tylko z jedną pozycją, napisaną wielkimi czerwonymi literami układającymi się w jego imię. To był najseksowniejszy facet jakiego widziałam w życiu i nie zamierzałam z niego rezygnować, a myśl że mogłabym mieć go w łóżku była upajająca.

- Kochanie jestem przy tobie bez szans - powiedziałam patrząc na jego zjawiskowy profil i uśmiechnęłam się przebiegle.

Mój kowboj był zdecydowanie genialnym pomysłem na mój obecny stan. Nigdy nie byłam z takim chłopakiem, miałam tylko starszych ode mnie, wymuskanych facetów w garniturach wartych majątek, i z dłońmi które chyba nigdy nie zaznały ciężkiej pracy. Spojrzałam jak nijaki Tim napina wszystkie mięśnie przy naciąganiu ogrodzenia i poczułam jak robię się nieprzyzwoicie pobudzona. To z pewnością będzie ciekawe doświadczenie.

Odgarnęłam włosy i ruszyłam przebrać się w bikini. Jak dobrze pójdzie za pół godziny powinniśmy przerabiać moje ulubione pozycje z kamasutry, a ja zamierzałam upajać się bliskością jego silnego, męskiego ciała.

Wkroczyłam do swojego pokoju wybierając najseksowniejszy kostium kąpielowy jaki miałam w swoim repertuarze i założyłam go na siebie, po czym przejrzałam się w lustrze. Wiedziałam jak wyglądałam i wiedziałam też, że nie ma szans aby mi odmówił. Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, to niemożliwe abym go skrzywdziła zupełnie go nie znając i od razu na wstępnie sugerując mu czego od niego chcę. Za kilka dni stąd wyjadę, więc po prostu się zabawimy i spuścimy z pary, nie będzie czasu na to, aby mogło wyniknąć z tego coś skomplikowanego, czego obawiała się Betty. Każdy facet miał czasami ochotę na niezobowiązujący seks, i tak naprawdę mój kowboj miął cholerne szczęście. Dam mu prawdziwą rozrywkę, jakiej na pewno nie doznał z żadną inną dziewczyną. Zasłużył sobie za te wszystkie wyrzeczenia i poświęcenia na rzecz rodziny o których opowiadała mi Betty, nieprawdaż?

Wzięłam do rąk krem do opalania wymierzając z niego jak z rewolweru w swoje odbicie i uśmiechnęłam się z satysfakcją na widok mojego ciała w skąpym, zielonym bikini które podkreślało kolor moich oczu.

Wymaszerowałam z pokoju, a kiedy wyszłam przed dom mój kowboj wciąż pracował zupełnie sam.

- To chyba przeznaczenie, kotku - wymruczałam do siebie i ruszyłam w jego stronę kręcąc biodrami.

Chłopak zauważył mnie zaskakująco szybko i zamarł w bezruchu lustrując moje ciało zaskoczonym, ale też ewidentnie przepełnionym pożądaniem spojrzeniem. No cóż to powinno być naprawdę proste... Patrzył jak się zbliżam, a im byłam bliżej tym intensywniej mi się przyglądał, jego oczy zachowywały się jakby nie wiedziały gdzie mają patrzeć. Omiotły szybko moje ciało, aby po chwili skupić się znów na mojej twarzy.

- Witam, widzę że ciężko pracujesz od rana - powiedziałam będąc niemal tuż przy nim, a on odkleił ode mnie oczy aby rozejrzeć się dookoła, jakby nie wiedział do kogo mówię. Kiedy stanęłam tuż przed nim i spojrzałam na niego wymownie chyba już nie miał wątpliwości.

- Ja... Tak. Nie zdążyliśmy zrobić tego wczoraj, więc przyszedłem dzisiaj trochę wcześniej. Jeszcze jakieś pół godziny i powinno być gotowe - odparł i spuścił nieśmiało głowę.

- Super. Ale właściwie przyszłam tu do ciebie żeby ci troszkę poprzeszkadzać i troszkę cię wykorzystać... Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - spytałam używając mojego najlepszego tonu, a wtedy on znowu podniósł na mnie te swoje niezwykłe, ciemne oczy. Przełknęłam ślinę starając się zachować pokerową twarz, ale rany ten chłopak był naprawdę śliczny. Właściwie nie do końca w moim typie, wolałam dojrzałych mężczyzn z mniej oczywistą urodą i aurą władzy, a ten najwyraźniej nieśmiały, ładniutki chłopczyk raczej nie będzie dla mnie wyzwaniem, ale dla takiego ciała mogę nagiąć nieco moje zasady. Patrzył na mnie jak szczeniaczek znajdujący się w kartonowym pudełku, proszący bezgłośnie, aby go przygarnąć i się nim zaopiekować. Miał zaskakująco pełne, czerwone usta i coś w urodzie co skojarzyło mi się z młodym Johnnym Deppem z początku lat '90. Może to romantyczne, przepełnione bólem spojrzenie lekko skośnych, ciemnych oczu, albo coś w linii szczęki i tych wysokich, ostrych kościach policzkowych, nie wiem. Ale wiedziałam, że przepadłam.

Gapiliśmy się na siebie zdecydowanie zbyt długo i zaczynało się robić niezręcznie, a przy mnie przecież nigdy nie było niezręcznie, ale chłopak milczał jak zaklęty wciąż wklejając we mnie te czekoladowe tęczówki.

Okej, czas przejąć inicjatywę...

- To co? Pozwolisz mi się troszkę wykorzystać? - spytałam unosząc brew, a on zamrugał. Pokazałam na krem do opalania, a on zerknął na niego z wyrazem konsternacji.

Okej...

- Posmarujesz mnie? - wyciągnęłam w jego stronę tubkę. Odłożył to co miał w dłoniach i wyprostował się, wycierając ręce schowane w rękawicach o brudne spodnie i wciąż wpatrywał się we mnie z konsternacją pomieszaną z przestrachem. - Nie bądź taki, nie daj się prosić - uśmiechnęłam się zachęcająco, na co zamrugał.

- Ale... Nie rozumiem.

Okeej...

Podeszłam do niego na odległość jednego korku, wyraźnie zaburzając jego przestrzeń osobistą, spojrzałam na niego z dołu, ponieważ był naprawdę cholernie wysoki i wbiłam delikatnie tubkę z krem w jego umięśnioną klatkę piersiową. Zaczął ciężko oddychać, a ja mogłam poczuć jego zapach. Pachniał ziemią i świeżym praniem, oraz jakąś delikatną wodą po goleniu. Na niewielkim nosie miał całkiem sporo uroczych piegów, a jego czekoladowe oczy były upstrzone odrobiną złotych plamek.

- Ty, ja, krem do opalania - powiedziałam - Bardzo bym chciała żebyś mi pomógł, przecież widzisz jaką mam jasną cerę - powiedziałam sugestywnie, sunąc dłonią po moim nagim brzuchu w naprawdę dwuznacznym geście - Jeśli ty posmarujesz mnie, ja potem posmaruje ciebie. Będzie miło - dodałam dotykając palcem wskazującym jego piersi i uśmiechnęłam się wymownie wiedząc, że chyba nie mogłam użyć bardziej oczywistej sugestii.

- Ale... Ja już się kremowałem, z rana słońce najmocniej operuje. Mogę cię posmarować, ale no nie wiem, mam brudne ręce.

Zmarszczyłam brwi. Okeeej...

- Mam to gdzieś, możesz mnie troszkę pobrudzić, to nawet lepiej - dodałam zadziornie, a on zerknął na mnie z lekkim przerażeniem.

- Poczekaj... - odsunął się, a moje brwi wystrzeliły w górę. On tak serio?

Zdjął rękawice robocze i popatrzył z przejętą miną na swoje nieco zabrudzone dłonie.

- Słuchaj, mam pomysł. Pójdziemy do łazienki i je umyjemy, żebyś nie musiał się stresować, hmm? - zaciągniecie go do swojego pokoju może być trudniejsze niż przypuszczałam, więc po prostu rzucę się na niego w łazience i po krzyku.

- Nie, nie trzeba... - odparł po czym poszedł do kranu z wodą, który znajdował się na zewnątrz, wziął mydło i zaczął myć swoje dłonie wyjątkowo dokładnie. I powoli. Stałam przyglądając mu się z uwagą, a kiedy w końcu skończył odetchnęłam z ulgą.

Podszedł do mnie ostrożnie, a ja z gigantycznym uśmiechem wręczyłam mu tubkę z kremem, którą wziął niepewnie w swoje długie palce. Patrzył na ten cholerny balsam jakby trzymał w dłoniach broń zagłady i nie miał pojęcia jak jej użyć, albo jakby miał ochotę rzucić nim jak bombą i zacząć uciekać.

- To co? - spytałam - Gdzie chcesz to zrobić?

- Musisz uważać, słońce może opalać tu inaczej w niż w Nowym Jorku, a ty faktycznie masz jasną cerę. Czasami zdarza się że nawet mnie poparzy, mimo mojej dość ciemnej karnacji. - powiedział ze spuszczoną głową i nalał sobie nieco zbyt dużą ilość kremu na rękę. Potem obszedł mnie od tyłu i zaczął bezceremonialnie wsmarowywać mi balsam w plecy. Jego ruchy były delikatne ale stanowcze i szybkie, a jego duże dłonie wysmarowały całe moje plecy w jakieś dziesięć sekund, podczas których nawet nie miałam czasu zorientować się co się dzieje, po czym wręczył mi krem z powrotem i nim się obejrzałam znów miał na rękach te pieprzone rękawice i zabierał się za kontynuacje rozciągania tego cholernego ogrodzenia.

- Wow szybki jesteś - odparłam patrząc na niego ze zmrużonymi oczami. Chyba nie doceniłam mojego kowboja, wszystko wskazywało na to, że jednak będzie wyzwaniem. Właściwie to dobrze się składało, bo nikt tak nie lubił wyzwań jak ja.

- Mam wprawę - wzruszył ramionami i uśmiechnął się niepewnie. Proszę, proszę ma wprawę? Brzmi seksownie... - Mam czwórkę młodszego rodzeństwa w tym dwuletniego braciszka którego zazwyczaj smaruję w biegu, także w porównaniu do niego byłaś łatwym celem - uśmiechnął się słodko, a mi opadła szczęka.

Okeeej.... Był niemożliwy. I uroczy. I za nic nie łapał sugestii. On chyba naprawdę myślał, że przyszłam tu tylko po to, aby posmarował moje plecy kremem z filtrem. Chyba musiałam być bardziej bezpośrednia.

- Ogólnie bywam raczej trudnym celem, ale przy tobie nie mam szans - powiedziałam i oparłam się o drewnianą belkę, dając mu idealny widok na mój głęboki dekolt.

Zamrugał i ewidentnie robił wszystko, aby nie patrzeć tam gdzie chciałam, aby patrzył. Odchrząknął, odwrócił się do mnie tyłem i wrócił do pracy.

- Widzę, że troszkę ci przeszkadzam, ale nie miej mi tego za złe, strasznie się nudzę. Ale gdybyś ty znalazł dla mnie chwilę i chciał się ze mną zabawić to możesz być pewien, że potrafiłbym ci się odwdzięczyć. Mam ochotę na małą przejażdżkę, jeśli wiesz co mam na myśli... A jestem w tym cholernie dobra, mogę spokojnie powiedzieć, że pozycję na jeźdźca opanowałam do perfekcji - brzmiałam jak desperatka, ale miałam to gdzieś. Czułam, że jeśli za chwilę nie pozwolę sobie na tę słabość i nie poczuje go w sobie to eksploduję.

Zerknął na mnie z konsternacją ewidentnie zawstydzony, a ja zagryzłam wargę i zrobiłam minę jakiej nie powstydziłaby się wyjątkowo wyuzdana gwiazda porno. Gdybym miała być bardziej bezpośrednia musiałabym chyba zacząć jęczeć, ocierając się o tą belkę.

- Chcesz pojeździć konno? - spytał powoli jakby rozmawiał z kim niedorozwiniętym umysłowo, a mnie dosłownie wmurowało. - Jeśli byś chciała to Noah mógłby ci osiodłać konia, w większości są spokojne a tutaj mamy naprawdę piękne tereny na przejażdżkę... - powiedział po czym znowu odwrócił się do mnie tyłem.

- Nie to miałam na myśli - odparłam z wyrzutem i westchnęłam z rezygnacją. - Zresztą nigdy nie jeździłam konno, nie o to chodziło - dodałam zaplatając ręce na piersi.

- Nie znam się na tych waszych żartach i tych wszystkich slangach - zerknął na mnie z nieco sztucznym uśmiechem, brzmiąc zupełnie jak moja babcia - Może i mam dwadzieścia jeden lat, ale nie mam nawet stałego dostępu do Internetu, ani do komputera - wzruszył ramionami, na co zamrugałam zdezorientowana. Nie miałam pojęcia co powinnam na to odpowiedzieć. Przecież żeby załapać tak oczywistą sugestię chyba nie był potrzebny komputer...

- To nie były żarty. Wiesz co to jest pozycja na jeźdźca? - spojrzałam na niego mrużąc oczy. - To znaczy że kobieta pieprzy mężczyznę siedząc na jego biodrach i go ujeżdża. Dlatego na jeźdźca, tylko w kontekście seksu. To dość popularne określenie, a nie żaden slang.

Biedny Tim stanął jak wryty patrząc na mnie z przerażeniem.

- I właśnie w tym jestem dobra. W pieprzeniu facetów, dla jasności - powiedziałam dosadnie bo nie zamierzałam się wstydzić tego kim byłam, bez względu na to, czy byłam z siebie dumna czy nie. Nawet jeśli świętoszkowaty Timmy miałby tu zaraz uciec z przerażaniem i rozpowiadać po całej wsi jaka to zdzirowata ladacznica odwiedziła to spokojne, praworządne miasteczko to trudno - miałam to gdzieś. Może nie byłam z siebie dumna, ale nie umiałam być inna i nikt nie miał prawa mnie oceniać. Tim wpatrywał się we mnie z rumieńcami na policzkach, wiec podeszłam do niego dotykając jego szerokich ramion - Nawet nie umiesz sobie wyobrazić tego, co potrafię... - dodałam zmysłowo.

Patrzył na mnie, zaczął ciężko oddychać, te jego pełne, czerwone usta rozchyliły się w potrzebie i już miałam go pocałować...

- Ale... Jeździć konno nie potrafisz? - spytał odchrząkując i znowu spuścił wzrok.

O ludzie!

- Nie, nie potrafię... - odsunęłam się od niego patrząc na niego z wyrzutem.

- I chciałbyś żebym cię nauczył, tak?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- W sumie... Czemu nie... - odparłam głośno wzdychając.

- Okej, musiałbym tu tylko skończyć, a ty musiałbyś się ubrać. Potrzebne będą ci buty sportowe i może jakieś długie spodnie. Betty nie chciałby też pojechać?

Och Betty? Oczywiście, jasne. Mój kowboj durzył się w Betty. Zagryzłam mocno policzki i pokręciłam głową.

- Wczoraj trochę za dużo wypiłyśmy i teraz śpi nieprzytomna, zakładam że do popołudnia raczej się nie ocknie - westchnęłam chowając twarz w dłoniach.

- Okej, teraz rozumiem dlaczego się nudzisz - uśmiechnął się, ale mi nie było ani trochę do śmiechu. - To co, za pół godziny przy stadninie? - spytał znów spuszczając głowę.

- Tak, czemu nie - odpowiedziałam i ruszyłam do domu - Dzięki, Tim - mrugnęłam do niego bo mimo wszystko był miły i nie miałam prawa wściekać się na niego, bo nie ma ochoty się ze mną pieprzyć.

Czułam się dziwnie, trochę tak jakbym dostała w twarz i nie wiedziała nawet dlaczego i za co. Zawsze myślałam, że gdyby uwodzenie mężczyzn było dyscypliną olimpijską to ja byłabym złotą medalistką. Faceci jedli mi z ręki, wystarczyło moje jedno spojrzenie, jeden gest, jedno słowo. Ale jak widać byli też tacy na których to nie działało i w których typie nie byłam ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro