Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Lilianne

Obudził mnie zapach kawy, więc zeszłam na dół przeciągając się po przespanej nocy. Nie wiem kiedy zasnęłam ale spałam do rana. Tim musiał zabrać Dennego i zanieść go do łóżeczka, więc naprawdę wypoczęłam, a kiedy zobaczyłam go w kuchni uśmiechnęłam się szeroko.

- Dzień dobry – przywitałam się.

- Dzień dobry. Dzieciaki już po śniadaniu. A ty co sobie życzysz? Mam do dyspozycji kilka propozycji – odparł wymachując jakąś wielką łyżką.

- Och doprawy? W takim razie zamieniam się w słuch – usiadłam na wysokim krześle przy stole i oparłam się na swojej dłoni.

- A więc… Mogę zrobić naleśniki, płatki, jajecznicę, albo… - zajrzał do lodówki – parówki – dodał, a ja się zaśmiałam.

- Zjem płatki – odpowiedziałam wstając z krzesła.

- Nie wstawaj, ja ci przygotuję – pokazał na mnie palcem, więc opadłam na krzesło i patrzyłam jak podgrzewa mleko i nasypuje moje musli do miseczki. Po chwili postawił przede mną miskę z szerokim uśmiechem na ustach.

- Dziękuję. Jesteś kochany – odpowiedziałam i zaczęłam jeść swoje śniadanie – Jak dzieciaki? Jak się czuje Denny? – spytałam, a on usiadł koło mnie i westchnął głośno.

- Chyba w końcu jest zdrowy. Od rana nie ma nawet stanu podgorączkowego. Na szczęście…

Pomasowałam go delikatnie po ramieniu, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.

- Dziękuję ci za wszystko, Lili… – wziął moją dłoń i pocałował każdy mój palec patrząc mi w oczy, więc natychmiast zrobiło mi się gorąco. Zagryzłam wargę z trudem przełykając płatki, kiedy wziął mojego palca między swoje pełne wargi. O. Mój. Boże. Gapiliśmy się na siebie, a ja nie miałam pojęcia kiedy i czy w ogóle poruszyć temat tego co robiliśmy w nocy. Może nie powinnam? To w końcu było zupełne przekroczenie moich granic, prawda? Na dodatek zaledwie kilka dni temu wykrzykiwałam mu w twarz teksty typu „Ze mną facet nigdy nie jest na górze bla, bla, bla”, a jakiś czas później jak gdyby nigdy nic pozowałam mu mnie wziąć powoli i delikatnie. Och cholera, było tak miło… Wszystko we mnie zacisnęło się z potrzeby na samo wspomnienie tego przecudownego uczucia. Jego ciało na moim, jego głos, sposób w jaki się we mnie poruszał, to jak mnie wypełniał, było mi tak dobrze… Pocałował wnętrze mojej dłoni, a ja ciągle gapiłam się na niego z rozchylonymi wargami. Przełknęłam ślinę i podskoczyłam, kiedy usłyszałam pukanie. Tim zmarszczył brwi i odłożył delikatnie moją rękę.

- Otworzę – wstał i ruszył do drzwi a kiedy je otworzył dosłownie zamarłam, na dźwięk znajomego, skrzeczącego głosu.

- Dzień dobry… Szukam Lilianne Veeris. Jestem jej ciotką. Dostałam ten adres, ale…- zaśmiała się – domyślam się, że jej tutaj nie ma. Wie pan gdzie mogła się zatrzymać? Jest tu w ogóle jakieś cywilizowane miejsce w pobliżu?

Tim zaniemówił, więc wstałam od stołu i stanęłam przy nim, a moja ciotka wytrzeszczyła na nie oczy.

- Lilianne – dotknęła się w dramatycznym geście za klatkę piersiową. – Co ty tutaj robisz? Czy ty w ogóle wiesz co się dzieje na świecie? Co ci odbiło, żeby zaszywać się w tej głuszy, z… - zerknęła z rezerwą na Tima, a gdy mu się przyjrzała pokiwała ze zrozumieniem głową – No cóż,  właściwie może nawet cię rozumiem – powiedziała przesuwając zainteresowanym spojrzeniem po Timie, a ja napięłam wszystkie mięśnie. Moja ciotka zgrywała cnotkę, ale uwielbiała młodych chłopców, których namawiała na seks, za który płaciła naprawdę spore pieniądze. Im ładniejszy był chłopak tym więcej ciotka była w stanie mu zapłacić za to, aby ją zadowolił. Niemal widziałam jak wymachuje setkami przed twarzą Tima. Był zdecydowanie w jej typie. Obrzydliwe, wredne babsko, prędzej zaduszę ją własnymi rękami niż pozwolę jej się do niego zbliżyć.

- Czego chcesz? – warknęłam.

Zacmokała z dezaprobatą

- Nie tak cię wychowałam – zmrużyła na mnie oczy.

- W ogóle mnie wychowałaś! Czego chcesz?

Rebekah pokręciła głową i westchnęła poirytowana.

- Przemilczę twoje bezczelne zachowanie, bo domyślam się że to pewnie kolejna depresja czy tam załamanie, i zapewne nawet nie kontrolujesz swojego zachowania. Nic nowego… – zerknęła na mnie z wyższością - Nie zaprosisz mnie do środka? – spytała jadowitym głosem, a ja zerknęłam na Tima, koło którego zaczęła się przeciskać. Przepuścił ją w drzwiach, gdy przeszła zdecydowanie zbyt blisko niego, ocierając się o jego klatkę piersiową. Zrobił dziwną minę, a później zerknął na mnie skonsternowany. Posłałam mu spojrzenie pod tytułem „lepiej nie pytaj”, a później pomaszerowałam za ciotką do kuchni.

- Wiesz, że masz obowiązki w Nowym Jorku? – spytała strzepując niewidzialny pyłek ze swojej niedorzecznie drogiej sukienki.

- A odkąd to się przejmujesz moimi zobowiązaniami cioteczko? – spytałam z wrednym uśmieszkiem.

- Odkąd zniknęłaś z jakimś… – znów spojrzała na Tima - … chłopcem, zupełnie lekceważąc to, do czego się zobowiązałaś.

- Moje największe zobowiązanie, i takie na którym mi zależy to studia. Zaczynam w październiku. Do widzenia – pokazałam ręką na drzwi wyjściowe.

- A Teatr? Jesteś ich najlepszą solistką. Caroline jest zdruzgotana twoim nieodpowiedzialnym zachowaniem.

- Och jaka szkoda, że wali mnie zdanie Caroline.

- To że jesteś córką Charona i Camille nie znaczy, że całe życie możesz się wywyższać i lekceważyć ludzi. Nie dostaniesz pracy w Teatrze jeśli nie wrócisz i nie…

Wybuchłam śmiechem przerywając tę niedorzeczną paplaninę.

- Mam genialny pomysł! Kupię tej jebany Teatr, rozwalę go i zbuduję na jego miejscu nowy, mój własny i zrobię to tylko po to, aby wkurwić ciebie i tą twoją przyjaciółeczkę, co ty na to? – spytałam patrząc na nią z wyzwaniem.

- Zawsze były z tobą same problemy…

- Wal się – pokazałam wymownie na drzwi.

- I chcesz żeby tak teraz wyglądało twoje życie? Nie bądź śmieszna. Brad przesiaduje pod twoim oknem jak wierny pies, wracaj i porozmawiaj z tym biedakiem, wróć do pracy i zajmij się czymś pożytecznym!

- A co cię to obchodzi?

- Tu nie jest twoje miejsce!

- A gdzie jest moje miejsce? Tutaj jestem szczęśliwa, nie to co w twoim domu, w którym każdej nocy wymyślałam nowe sposoby na to aby się zabić. Odwal się ode mnie!

- No teraz to przesadziłaś! Nic ci nie zrobiłam! Mogłaś narzekać na ciotkę Ruth, ale to już nie moja wina, że cię biła, zamykała w szafie czy coś tam… – machnęła lekceważąco ręką. Zamknęłam oczy, ściskając nasadę swojego nosa. Cholera, mogłam z nią wyjść zamiast rozmawiać o tym przy Timie. Co za wstyd… - Wzięłam cię do siebie mimo, że byłaś najbardziej problematycznym i nieznośnym dzieckiem na świecie…

- Byłam problemem i niechcianym dzieckiem. To chyba lepiej opisałoby naszą sytuację. Nie chciałaś mnie, tylko pieniędzy moich rodziców. Wyjdź stąd i daj mi spokój… - traciłam cierpliwość.

- Mogłabyś docenić to, że przyleciałam tu z tak daleka. Zero szacunku i wdzięczności… - warknęła.

- Właśnie… Co ty tutaj w ogóle robisz? Przecież nie przyleciałaś, bo ci na mnie zależy – zaśmiałam się – Ktoś ci zapłacił? Ktoś cię namówił? O co tu chodzi?

- Przykro mi, że tak nie ufasz ludziom…

- Nie ufam tobie – pokazałam na nią palcem.

- Jakoś to przeżyję – westchnęła, skupiając uwagę na swoich paznokciach.

- Nie wierzę, że chodzi o Caroline… Brad? Kurwa nawet nie mów mi, że Brad… Co musiał zrobić ten biedak, żeby cię do tego namówić? – parsknęłam śmiechem, a ona omiotła mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

- Nie bądź bezczelna. Brad to mężczyzna na poziomie. Zabójczo inteligentny i jeszcze bardziej przystojny. Nie mam pojęcia co on widzi w takiej dziewczynie jak ty. No tak, ciało i buźkę. Tylko tyle jesteś warta. Po jakimś czasie i tak każdy mężczyzna zauważy, że uroda to nie wszystko, znudzi się i odejdzie – spojrzała bezczelnie na Tima, a on podszedł do drzwi, i otworzył je w wymownym geście. Ciotka prychnęła i wymaszerowała przez nie, a Tim zatrzasnął je za nią z hukiem.

- Przepraszam za to - udało mi się wydusić - Nie wiem co ona tu robi. W Nowym Jorku nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu, odkąd wyprowadziłam się od niej w wieku siedemnastu lat…

- Co to była za stara, wredna prukwa? – przerwała mi Sue, podchodząc do okna – Spokojnie dzieci są na górze, bawią się. Ja pierdole ta menda ma Porsche. Powinnam jej przebić opony? – dodała.

- Zdecydowanie nie. Nie chcemy, żeby tu została – odparł wymownie Tim, patrząc oskarżycielsko na swoją siostrę – I nie przeklinaj! Poza tym, wiesz że się nie podsłuchuje, Sue?

- Nie podsłuchiwałam. Ale raczej ci współczuję, kochana. Życie z takim Terminatorem do przyjemnych za pewne nie należy…

- Ona nic dla mnie nie znaczy. To jakaś daleka kuzynka moich rodziców. Mieszkałam z nią tylko niecałe trzy lata. Zresztą, nie lubię jej, ale nie byla najgorsza – machnęłam ręką, a Sue zerknęła na mnie ze współczuciem. - Okej. To ja lepiej pójdę – odpowiedziała widząc wymowny wzrok swojego brata i pomaszerowała na górę.

Kiedy zostaliśmy sami skrzywiłam się ze wstydu.

- Myślisz, że ona przyleciała razem z tym dupkiem?

- Z Bradem? – spytałam przestraszona.

- Z Jamesem – odparł Tim mrużąc oczy. Och, cholera. Brad, James, kto jeszcze? Co za wstyd…

Swoja drogą Brad to był mój największy błąd i przy okazji syn najlepszej koleżanki ciotki Rebekhi. Znałam go przelotnie od lat, ale nigdy się nie zaprzyjaźniliśmy. Był mi obojętny, mimo tego że od zawsze się za mną uganiał. Uwielbiał mnie i był właściwie na każde moje zawołanie. Nie powinnam uprawiać z nim seksu, ale naprawdę mi się podobał – ciotka w jednym miała rację – był piekielnie przystojny. Ponad to był też wrednym dupkiem bez zasad i sumienia, zapatrzonym w siebie samolubnym gnojkiem, który uwielbiał pomiatać ludźmi, więc ja miałam ochotę popomiatać nim. Pozwalał mi na wiele, ale lubił też ze mną konkurować, a ja nie miałam dla niego litości. To co robiliśmy to była bardziej walka o przetrwanie niż seks. Co za koszmar.

- Nie, to zbieg okoliczności. Ciotka nie zna Jamesa, nigdy go nie widziała.

- Okej… Lili przykro mi. Czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić? – spytał, a ja schowałam twarz w dłoniach targana wstydem i wyrzutami sumienia. Podszedł do mnie i klęknął przy moim krześle, łapiąc mnie za rękę… - Kochanie… Naprawdę mi przykro, nie zasłużyłaś na to.

- To bez znaczenia – odparłam wypuszczając oddech.

- Chcesz o tym porozmawiać…? – zapytał z troską. Był najsłodszy na świecie i nie zasługiwałam na niego. Wstałam pociągając go za rękę, by zrobił to samo. Kiedy stanął przede mną pochylił się i poczułam jego usta na swoich wargach. Jęknęłam na to cudowne uczucie.

- Chce cię dzisiaj pieprzyć – wyszeptałam w jego wargi, na co wyprężył się jak struna i zamrugał – Pozwolisz mi? – dodałam, a on tylko pokiwał głową. Pogłębił nasz pocałunek, kiedy przycisnął mnie do swojego ciała.

Potrzebowałam dzisiaj mocnego pieprzenia. Naprawdę mocnego. Całe szczęście że mogłam sobie pozwolić na seks z Timem. Nie wiem co bym zrobiła po wizycie mojej ciotki, gdybyśmy wciąż byli na etapie platonicznej relacji, ale przecież i tak grzecznie bym na niego czekała. Przy nim każdy inny facet wydawał się nieinteresujący, niewystarczający i ogólnie odpychający. Za to on przyciągał mnie jak magnez. Na myśl o nim w sobie, o tym że będę mogła go dotykać, na samo wspomnienie jego ust i języka dostawałam palpitacji serca i uderzeń gorąca. Nie mogłam się doczekać… Poczułam jaki jest twardy i uśmiechnęłam się władając dłonie pod jego koszulkę. Zaczęłam drapać jego plecy, na co westchnął z przyjemności. Polizałam zachłannie jego pełne usta i zassałam dolną wargę, po czym włożyłam język głęboko do jego buzi…

- O rany, może przejdziecie do sypialni? – Sue zaśmiała się wchodząc do kuchni, a mnie zmroziło. Wyciągnęłam ręce spod koszulki Tima, natychmiast przerywając ten wyuzdany pocałunek, a on westchnął zrezygnowany. Wiem co miał na myśli. Cały czas ktoś nam przeszkadzał. Nie mieliśmy jak się po dotykać w spokoju. Chciałam znaleźć dla nas chwilę sam na sam, ale z czwórką dzieci to nie było takie proste. – Proszę, proszę. Mój braciszek nie jest gejem, co najwyżej bi. To dopiero nowina – mrugnęła do mnie, a Tim lekko się zapowietrzył.

- Coś ty powiedziała?

- Przecież słyszałeś – odparła, a w tej samej chwili do kuchni wpadła Briee i Maddie z Dennym idącym za rączkę, który jak tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie z uradowaną miną. Wzięłam go na ręce, witając się z dziewczynkami.

- Nie wierze… Nie wierze! Masz szlaban! – Tim pokazał na swoją najstarszą siostrę, a ona tylko prychnęła.

- Wyluzuj. W dzisiejszych czasach co drugi chłopak jest bi – Tim zapowietrzył się jeszcze bardziej.

- Jest co? – spytała Maddie, a ja zgromiłam Sue oskarżycielskim spojrzeniem.

- W jakim ja świecie żyję!? Dokąd on zmierza?! – wykrzyknął dramatycznie Tim   wyrzucając ręce w górę. – Masz niespełna piętnaście lat dziecko. Nie chcę słyszeć takich tekstów z twoich ust, zrozumiałaś mnie!? Koniec! Szlaban! – dodał wychodząc z kuchni, ekstremalnie oburzony.

- Sue… - powiedziałam poważnym tonem, kręcąc karcąco głową.

- No co!?

- Nie mów tak do brata. To nie wypada…

- A co ona powiedziała? – spytała Maddie coraz bardziej zainteresowana.

- Cio powidziala ?– powtórzył Denny.

- Nic ważnego, ale zrobiło mu się przykro. Jesteś za młoda na takie uwagi. Pilnuj się – potargałam ją po włosach.

- Niech wam będzie. Co nie zmienia faktu, że miałam prawo się nad tym zastanawiać – dodała ciszej i wymaszerowała z kuchni, a ja westchnęłam przeciągle.

 Kiedy Tim pojechał do pracy bawiłam się z dzieciakami na ogrodzie, odliczając minuty do jego powrotu.  Wrócił dość wcześnie, więc spędziliśmy całe popołudnie wspólnie, z czego bardzo się cieszyłam. Uwielbiałam, kiedy był przy mnie. Co chwila zerkałam na zegarek. Byle do wieczora… Kiedy dzieciaki pójdą spać, zamierzałam robić z nim bardzo, bardzo nieprzyzwoite rzeczy. Dostawałam dreszczy na samo wyobrażenie tego co będę z nim robiła. Pożerałam go wzrokiem. Pożerałam jego usta i jego ciało, miałam ochotę się na niego rzucić, a on najwyraźniej nie był mi dłużny. Co chwila zerkał na mnie i dotykał mnie przy każdej okazji niby niewinnie, ale przecież musiał wiedzieć jak to na mnie działało...  Tak czy inaczej o dwudziestej byłam tak podniecona i rozpalona, że zapewne miałam cholerną gorączkę. Dzieciaki były już po kąpieli, kolacji i oglądały bajkę w salonie, a Sue rozmawiała przez telefon w swoim pokoju, więc skorzystaliśmy z okazji dopadając do siebie w kuchni, chowając się we wnęce za drzwiami, abyśmy zdążyli zareagować, gdyby któreś z dzieci weszło do pomieszczenia.

- Tęsknie za tobą - wyszeptał w moje usta, a później polizał je językiem. Przesunął je na szyję, więc wbiłam paznokcie w jego ramiona wyginając się w łuk.

- Och… - westchnęłam, kiedy jego palce powędrowały do moich piersi. Nie miałam pojęcia, kiedy zrobił się tak odważny i bezpośredni w kontaktach ze mną ale szczerze to uwielbiałam.

Zassał skórę na mojej szyi, sunąc ustami niżej, gdy zatopiłam palce w gęstych, ciemnych włosach, a jego dłonie masowały moje sutki… Ścisnął moje piersi, ugryzł wrażliwą, odsłoniętą skórę na jednej z nich, a potem polizał to miejsce, zasysając powietrze.

- Jesteś cholernie doskonała… - westchnął, liżąc mnie zachłannie.

- Jestem cholernie napalona – poprawiłam go, podniosłam mu głowę pociągając go za włosy i wbiłam się gwałtownie w jego usta.

- Dzisiaj będę cały twój. Możesz zrobić ze mną wszystko – wymruczał, wiedząc, że te słowa zadziałają na mnie jak najlepszy afrodyzjak.

- Nie pożałujesz, że to powiedziałeś – odparłam przyciągając go bliżej, ocierając się o niego…

Sue wpadła do kuchni, więc odskoczyliśmy od siebie, ale spojrzała na nas wymownie, doskonale wiedząc w czym nam przeszkodziła. Co za katastrofa… Miałam wrażenie, że para buchnie mi z uszu z przegrzania.

- Nie słyszeliście że ktoś puka, gołąbeczki? – odparła i podeszła do drzwi, w których stała wystrojona Betty. Opadła mi szczęka. Umawiałyśmy się? Nie to niemożliwe, pamiętałabym…

- Niespodzianka! – krzyknęła i podskoczyła radośnie, a my zerknęliśmy na siebie z Timem, po czym podeszłam do mojej przyjaciółki i objęłam ją mocno

- Kochana, dobrze cię widzieć… Pięknie wyglądasz. Jaka to okazja? – spytałam nieco drżącym głosem, poprawiając koszulkę i włosy.

- Idź załóż coś seksownego. Zabieram cię na randkę… - zrobiła dramatyczną pauzę, a ja przerażoną minę – Ze mną! – wyrzuciła ręce w górę na co wypuściłam oddech.

- Ale…

- Nie ma ale kochana. Wszystko zaplanowałam, zarezerwowałam nam stolik... Wiem, że Denny jest już zdrowy – spojrzała na Tima – Timmy, przemów jej do rozsądku. To moja najlepsza przyjaciółka, a totalne mnie olewa – dodała oskarżycielskim tonem, a ja się skrzywiłam. Naprawdę tak było?

- Ja oczywiście zostanę z dziećmi. Możecie iść. Spędzicie razem trochę czasu… -podszedł do mnie, obejmując niewinnie ramieniem. Zerknęliśmy sobie w oczy, a nasze spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Cholera, nie pamiętam czy kiedykolwiek w życiu byłam tak napalona jak dzisiaj… Dlaczego!?

- Właśnie. Nie ma żadnych przeciwskazań, żebyśmy trochę zaszalały – dodała Betty

- Okej… Jasne. Dziękuję…

- Gdzie idziecie? - Spytał Tim niby od niechcenia.

- Jedziemy. Zabieram moją dziewczynę do SLC. Musimy się wyluzować. Pogadać. Nie czekajcie na nas – mrugnęła do Tima, który ukrył zawód nieco wymuszonym uśmiechem.

- Brzmi super – pokiwał głową.

- Idź się ubierać – zakomenderowała, wchodząc do kuchni – Ja tu poczekam – usiadła na wysokim krześle i założyła nogę na nogę – Timmy, co u ciebie…? – zagadała do Tima, który grzecznie usiadł koło niej i zaczął jej odpowiadać, a ja pobiegłam na górę. Przebrałam się w jedną ze swoich sukienek, uczesałam włosy i rzuciłam je rozpuszczone na ramiona. Wytuszowałam delikatnie rzęsy i nałożyłam czerwoną pomadkę, aby Betty nie pomyślała, że mi nie zależy. Sama wystroiła się jakbyśmy szły do klubu, więc nie wiedziałam co planuje. Normalnie byłam pierwsza na takie wypady. To ja wyciągałam wszystkich z domów i imprezowałam do rana, robiąc klubowy maraton. Ale później poznałam Tima. I zupełnie inne rzeczy zaczęły sprawiać i przyjemność i satysfakcję. Na przykład patrzenie jak śpi. Albo przytulanie się do niego. Och, mój Boże. Nie było już dla mnie ratunku.

Założyłam szpilki i zeszłam na dół. Sue zakrztusiła się sokiem, patrząc na mnie z wyraźnym uznaniem.

- O rany. Super wyglądasz – powiedziała.

- Ona tak zawsze wygląda – Betty machnęła na mnie ręką - Pewnie wszyscy faceci będą się ślinić jak zwykle do ciebie – dodała, zaśmiała się i wstała od stołu.

- Nie prawda – odpowiedziałam – Poza tym jacy faceci? To miał być babski wieczór… No i Ray będzie wściekły.

- Rayowi nic nie będzie. Spokojnie – westchnęła zakładając torebkę na ramię.

- Pokłóciliście się? – spytałam zaniepokojona.

- Nie. Ale mam prawo wyjść do ludzi. Cholera co się dzieje z tym światem? Czy ja naprawdę namawiam Lilianne Veeris, największą imprezowiczkę i najbardziej szaloną dziewczynę na tej planecie na imprezę?! Niech mnie ktoś uszczypnie!

- Na nic mnie nie musisz namawiać. Już idę – odpowiedziałam machając dzieciakom na pożegnanie i ruszyłam do wyjścia -  Timmy, jestem pod telefonem, jakby coś…

- Och zamknij się i wyjdź stąd w końcu -  przerwała mi ze śmiechem Betty - Coś ty z nią zrobił, przyjacielu? – zwróciła się do Tima, po czym lekko podskoczyła, aby dać mu buziaka w policzek na pożegnanie. Timmy zaśmiał się uroczo, odprowadzając Betty do wyjścia.

- Bawcie się dobrze. I do zobaczenia niedługo – mrugnął do mnie, więc obdarzyłam go głupkowatym, pełnym uwielbienia uśmiechem zanim ruszyłam do auta mojej przyjaciółki.

- W końcu. Ty, ja, drinki, plotki i babski wieczór. O tak… - westchnęła Betty zapinając pas.

- Drinki? Nie będziesz prowadziła?

- Nie. Znaczy tak. Ale z powrotem odbierze nas Ray. Jest w SLC, załatwia jakieś sprawy. Specjalnie pojechał ze znajomym i nie brał auta, aby odebrać nas w nocy i wrócić  z nami do domu

- Więc faktycznie wszystko zaplanowałaś, hmm? – pacnęłam ją w ramie, na co zachichotała.

- Jasne. Planowałam to od tygodni. Jedziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro