Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Lilianne

Kolejne dni były dość trudne, ponieważ Denny i Briee się rozchorowali. Tim musiał dużo pracować - mieli wielkie zlecenie, a Tim nadzorował niemal cały proces, więc miał mnóstwo obowiązków. Ja natomiast próbowałam nie zwariować ze stresu, opiekując się chorymi dzieciakami. Najgorzej było z Dennym, bardzo gorączkował. Byliśmy zmuszeni pojechać z nim na pogotowie, kiedy temperatura sięgała 40 stopni. Martwiliśmy się, ale na szczęście było to zwykłe przeziębienie, które Denny przechodził wyjątkowo ciężko. Cały czas byłam przy nim, a on wtulał się we mnie i patrzył na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami tak podobnymi do oczu jego brata. Byłam bez szans. Usypiałam z nim w fotelu lub na kanapie, opiekując się tym maleństwem z największą możliwą troską. Kochałam to dziecko. Kochałam całe rodzeństwo Tima, ale Denny był dla mnie... Nie potrafiłam tego opisać słowami. Wzięłam na siebie odpowiedzialność za to maleństwo, czuwałam nad nim gdy był chory, uczyłam go mówić i troszczyłam się o niego... Był jakby mój. Dostawałam białej gorączki na myśl o tym co się będzie z nim działo kiedy wyjadę. Oczywiście Tim był cudowny, ale musiał ciężko pracować. Jak Denny odnajdzie się w żłóbku? Co zrobi Timmy, kiedy mały będzie chory? Co z pozostałymi dzieciakami? Briee wciąż była malutka i też tak bardzo się zżyłyśmy... Takie myśli nachodziły mnie coraz częściej, również teraz kiedy siedziałam na bujanym fotelu, a śpiący Denny wtulał się w moje piersi.

- Hej słonko - usłyszałam głos Tima i położyłam palec na wargach, żeby dać mu znać że mały śpi. - Widzę. Zasnął... - odparł i podszedł do mnie - Musisz się przespać... Denny jest już prawie zdrowy, może spać sam w łóżeczku - wyszeptał kucając koło mojego fotela. Pokiwałam głową ale spojrzałam z troską na śpiącego malucha. - Spokojnie, kochanie. Nic mu nie będzie...

- A jak się obudzi...?

- To ja się nim zajmę.

- Ale ty wstajesz jutro do pracy...

- Proszę, Lili - powiedział spokojnym ale stanowczym głosem. Przytaknęłam, wstałam powoli z fotela i zaniosłam Dennego do łóżeczka. Odetchnęłam głęboko, kiedy zobaczyłam że wtulił się w poduszkę i smacznie spał. Schowałam twarz w dłoniach, a Tim przytulił mnie, więc zachłannie wbiłam się w jego silne ramiona. Poczułam zapach świeżego prania i delikatnej wody po goleniu, więc westchnęłam na to cudowne uczucie. Boże, jego ramiona miały magiczne właściwości.

- Jesteś najcudowniejsza na świecie, wiesz? - wyszeptał w moje ucho, a ja stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Co byśmy zrobili... - odparł, więc znowu go pocałowałam, tym razem bliżej ust. Przez ostatnie dni mało się całowaliśmy. Byliśmy zbyt zajęci pracą i opieką nad dziećmi, a szczególnie złym samopoczuciem Briee i chorobą Dennego, która była dla mnie bardzo stresująca i wyczerpująca. Martwiłam się jak cholera. Całe szczęście, że mały był już niemal zdrowy.

Tim wziął moją twarz w swoje dłonie i wpił się w moje usta, całując mnie głęboko. Westchnęłam przywierając mocniej do jego ramion.

Pragnę cię. Potrzebuję cię. Kocham cię... Chciałam to powiedzieć na głos. Zamiast tego przerwałam nasz pocałunek, muskając ustami jego szczękę i szyję, po czym podniosłam do góry ręce i przeciągnęłam się wzdychając z ulgą.

- Idę pod prysznic - powiedziałam wychodząc z pokoju Dennego. Dziewczynki spały u siebie, a Tim ruszył do naszego pokoju.

- Okej, ale później przyjdź się położyć. Nie musisz czuwać przy Dennym, rozumiemy się? Czekam na ciebie... - mrugnął do mnie, a ja posłałam mu wyczerpany uśmiech, po czym wzięłam długi, gorący prysznic.

Kiedy weszłam do pokoju padłam na łóżko koło niego, uderzając twarzą w poduszkę.

- Padam na twarz. Dosłownie - powiedziałam, a on pocałował moje ramie.

- Mogę ci pomóc się zrelaksować - wymruczał sunąc dłonią po moich plecach. Po chwili poczułam jego ręce na pośladkach, więc westchnęłam z przyjemności. Nie miałam siły być dzisiaj dominującą suką.

- Dziękuję, kochanie, ale chyba muszę spać... - odparłam niepewnie. Strasznie potrzebowałam jego bliskości. Chciałam go w sobie. Ale byłam zmęczona i wyczerpana i nie chciałam pozwalać sobie na zbyt wiele. Nie chciałam później żałować...

- Tylko odrobinę - wyszeptał mi do ucha, na co zaśmiałam się cicho. Poczułam go za sobą. Podsunął do góry koszulkę nocną i zaczął masować moje pośladki. Jęknęłam kiedy włożył palce pod materiał moich majtek, wsunął je delikatnie we mnie i westchnął, kiedy poczuł jak jestem mokra. - Chciałbym być w tobie - wymruczał mi w ucho, pochylając się nade mną. Byłam przez niego zupełnie zdominowana, słaba i mała, ale cholera, też chciałam go w sobie... Wypięłam pośladki zaciskając palce na poduszce, a odgłos jaki wydał sprawił, że podniecenie zapulsowało we mnie z podwójną siłą. Włożył palce głębiej, na co jęknęłam w poduszkę. Na początku robił to powoli, ale później znacznie przyspieszył, a ja kołysałam biodrami nadziewając się na niego mocniej. - Och... - jęknęłam gdy poczułam jego męskość na swojej pupie.

- Chcesz mnie? - polizał płatek mojego ucha, i zaczął przesuwać penisem miedzy moimi pośladkami. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zapiszczałam w poduszkę z wszechogarniającej żądzy.

- Tak... - odparłam błagalnie.

- Mam wejść tutaj? - zapytał wsuwając i wysuwając ze mnie palce, a ja załkałam.

- Tak, tak... - odpowiedziałam poruszając biodrami i wypięłam mocniej pośladki.

- Tak - odpowiedział triumfalnym tonem po czym wszedł we mnie, rozciągając mnie powoli. Był bardzo duży, i musiałam do niego przywyknąć, ale kiedy poczułam go całego, westchnęłam przeciągle na to cudowne uczucie. Nie bardzo wiedziałam co się dzieje, ale cholera, było mi tak dobrze... Byłam zmęczona, wykończona, ale potrzebowałam go, a on brał mnie powoli, delikatnie, pojękując z rozkoszy, czym również doprowadzał mnie do obłędu. Zakwiliłam chowając twarz poduszce, kiedy zaczął wbijać się mocniej. Rozszerzyłam nogi dając mu lepszy dostęp, a on kołysał się nade mną muskając ustami mój kark i szyję.

- Och, kurwa... To takie przyjemne kochanie... Jesteś doskonała - westchnął wbijając się powoli, mocno i głęboko, a ja niemal zapłakałam z potrzeby, prawie omdlewając z rozkoszy, z twarzą ukrytą w poduszce, która tłumiła te wszystkie nieprzyzwoite odgłosy wydobywające się z moich ust. - Jest mi tak dobrze... - wyjęczał do mojego ucha, po czym ugryzł je mocno i polizał, na co cicho krzyknęłam kołysząc się pod nim. Dotknął moich piersi przez cienki materiał koszulki nocnej i zaczął pieścić je palcami. Zagryzłam wargę czując jak powoli zaciskam się na nim, by dojść cholernie mocno... - Och kochanie, dojdź dla mnie, ja też jestem tak blisko... - wyszeptał utrzymując powolny, mocny, cudowny rytm. Pochylił się nade mną gdy podniosłam głowę i przechyliłam ją w jego stronę. Wbił się mocno w moje usta. Całowaliśmy się, tłumiąc wzajemnie odgłosy naszego nadchodzącego spełnienia... Cholera, właśnie tak...

Nagle Tim cały podskoczył, gdy głośny płacz wybudził nas z transu. Zamarł za mną, a kiedy Denny zaczął płakać jeszcze głośniej wysunął się ze mnie. Wspięłam się na kolanach i usiadłam na łóżku. Spojrzeliśmy na siebie ciężko oddychając, poprawiłam cienkie ramiączka swojej koszulki drżącymi palcami, zastanawiając się czy jestem w stanie wstać, tak cholernie trzęsły mi nogi.

- Nie wstawaj! - Tim zerwał się z łóżka. Najwyraźniej był w szoku, a jego twardy penis ledwo wcisnął się w luźne spodenki. - Ja pójdę. Ty odpoczywaj - pokazał na mnie i wypadł z pokoju. Wypuściłam drżący oddech dotykając swoich gorących policzków. Co to było? Pozwoliłam mu się pieprzyć. Nie, pieprzyć to z pewnością nie było dobre słowo... Kochać. Powoli i namiętnie. On się ze mną kochał. Brał mnie z miłością i uczuciem, delikatnie i mocno jednocześnie i był w tym niewiarygodny. Cholera jak on to robił? Był nade mną, a ja nawet nie zaprotestowałam. Posiadł mnie w najlepszy z możliwych sposobów. I to było tak cudowne uczucie, że nie potrafiłam się pozbierać. Kręciło mi się w głowie, ale gdy płacz Dennego przybrał na sile, wstałam z łóżka i poszłam na drżących nogach do jego pokoju.

Timmy stał z małym na rękach tuląc go do siebie ze zbolałym wyrazem twarzy.

- No już malutki, już... Wszystko dobrze... - szeptał do niego, ale kiedy mnie zobaczył zrobił przepraszającą minę, przytulając braciszka nieco mocniej. Denny odwrócił się w moją stronę jakby wyczuł moją obecność, po czym wyciągnął do mnie rączki. - Nie Denny, Lili musi odpocząć. Przytul się do mnie...

- Lili! - krzyknął i zaczął się wyrywać, więc podeszłam szybkim krokiem i wzięłam go od Tima, a wtedy maluch wtulił się we mnie, cicho pochlipując. Biedactwo. Tim wydawał się zaniepokojony i zestresowany. Włożył dłonie w swoje włosy i patrzył na nas z lekkim przerażeniem. Położyłam wolną rękę na środku jego klatki piersiowej, czując jak wali mu serce.

- Timmy, spokojnie...

- Czemu on nie chce być ze mną? - spytał jakby z żalem.

- Chce, kocha cię nad wszystko na świecie...

- Ale już mnie nie potrzebuje... Woli być z tobą, a ja... - nie dokończył, ale dobrze wiedziałam co chce powiedzieć. Co on zrobi kiedy wyjadę. Co będzie, kiedy Denny straci kolejną tak bliską sobie osobę. Timowi pęknie serce, mi zresztą też.

- Coś wymyślimy - odpowiedziałam, a on zagryzł wargę nie patrząc mi w oczy - Tim. Coś wymyślimy - powtórzyłam z mocą, na co pokiwał głową i wypuścił oddech.

- Tak czy inaczej, powinienem go wziąć, jesteś padnięta, musisz odpocząć... - odpowiedział już spokojniej, biorąc Dennego delikatnie pod boczki, ale mały tylko chrząknął w proteście i wtulił się we mnie mocniej na co uśmiechnęłam się i pocałowałam go w pulchny policzek.

- Timmy, Denny jest jeszcze wciąż troszkę chory. Kiedy wydobrzeje wszystko wróci do normy - odpowiedziałam - Spokojnie...

- Ale kiedy dzieci są chore zawsze chcą być z kimś, komu najbardziej ufają. I myślałem, że to jestem dla niego ja... - westchnął, jakby zawstydzony tym co powiedział - Nie chcę żebyś pomyślała że jestem zazdrosny, tylko się martwię... - dodał szybko, a ja przecież doskonale go rozumiałam.

- Wiem, kochanie. Ale spokojnie. Tym razem to ja czuwałam przy nim przez całą chorobę, i pewnie stąd to zachowanie. Wszystko będzie dobrze. A teraz... Pójdę z nim na kanapę, czy coś. Pewnie prędko nie uśnie... - ziewnęłam.

- Nie, chodź do łóżka. Weźmiemy go ze sobą. Położę się przy was, a jak uśnie to zaniosę go do łóżeczka - powiedział kładąc dłoń na moich plecach i popchnął mnie delikatnie do naszego pokoju.

- Jesteś pewien? - spytałam.

- No jasne - weszliśmy do sypialni, i chyba oboje próbowaliśmy zupełnie zlekceważyć i pominąć to co robiliśmy zanim Denny się obudził. Jednak napięcie w moim ciele nie pozawalało mi o tym zapomnieć. Cholera było tak dobrze... Naprawdę dobrze. Wypuściłam drżący oddech kładąc się na łóżku z Dennym wtulonym w moje piersi, który zaczął cichutko pochrapywać. Wiedziałam jednak, że gdyby tylko poczuł, że go od siebie odsuwam, natychmiast by się przebudził i zaczął protestować.

- Słodziak - powiedziałam drapiąc go po plecach, a Tim położył się koło nas na poduszce, odwracając się w moją stronę. Czułam jego oddech na policzku, kiedy objął nas ramieniem i wtulił mnie w siebie. Przekręciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam jak jest blisko. Uśmiechnęliśmy się do siebie patrząc sobie w oczy. Czułam się otoczona miłością z tym maluchem z jednej strony i niezwykłym facetem z drugiej. To było tak miłe, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Tim przysunął usta do mojego policzka i złożył na nim delikatny pocałunek. Później znowu spojrzeliśmy na siebie, a jego czekoladowe oczy były ostatnim co widziałam przed zaśnięciem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro