Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PRZYSZŁOŚĆ


P E R S P E K T Y W A
༻ Nolana ༺

Ostatni dzień sierpnia, będący jednocześnie ostatnim dniem wakacji, przypadał na poniedziałek. Czułem się wtedy dziwnie nieswojo, bo miałem świadomość, że od pierwszego września nie pójdę już do Trubellan. Przede mną był jeszcze miesiąc wolnego, ale do Londynu wybierałem się za nieco mniej niż tydzień. Wprowadzki do naszego domu studenckiego rozpoczynały się od soboty piątego września. Udało nam się z Otisem załatwić wspólny pokój, ale nie wiedzieliśmy jeszcze na jakim znajdował się piętrze, czy był przestronny i w miarę wygodny, a także nie znaliśmy nazwiska chłopaka, z którym mieliśmy go dzielić.

Chcieliśmy wprowadzić się jak najszybciej, żeby w razie problemów móc zgłosić ewentualną reklamację i przenieść się gdzieś indziej, a także zająć sobie łóżka wcześniej, zanim ten trzeci się pojawi. Planowaliśmy również zwiedzić trochę Londyn, poszukać ogłoszeń o pracę i w miarę możliwości postarać się o przyjęcie. Wbrew pozorom mieliśmy strasznie mało czasu, a dużo do zrobienia.

Do wyjazdu zostało nam jeszcze trochę czasu, ale ja byłem już praktycznie spakowany. Pod ścianą przy drzwiach do mojego pokoju leżały już dwie duże walizki, zapełnione ubraniami, sprzętem elektronicznym, kilkoma notatnikami, a także z książką o sposobie montowania, która, miałem nadzieję, przyda mi się podczas studiów.

W szafie zostawiłem część ubrań, w których zamierzałem chodzić w najbliższym tygodniu oraz w dniach, gdy będę wracał z Londynu.

Miałem szczerą nadzieję, że mój przyszły plan zajęć nie będzie jakoś strasznie skomplikowany i nie będzie pochłaniał niewiadomo ile czasu. Chciałem doświadczyć również życia jakiego dotychczas nie miałem. Wielkomiejskiego życia, pełnego nowych doświadczeń.

W mojej głowie od dobrego tygodnia zaczęły kłębić się najróżniejsze myśli. Miałem mnóstwo pytań co do Milesa i przyszłości naszego związku. Pytań, na które nie oczekiwałem odpowiedzi. Zastanawiałem się jak to wszystko będzie wyglądać. Kilka razy zdarzyło nam się poruszać ten temat i za każdym razem szatyn miał pewne obawy, że przez odległość wszystko legnie w gruzach, a do tego zdecydowanie nie chciałem dopuścić.

Spędziłem z chłopakiem mnóstwo czasu, przeżyłem wiele niesamowitych chwil i doświadczyłem uczuć, które jeszcze nigdy wcześniej mną nie zawładnęły. Czułem, że jest on dla mnie ważny i nie mogłem dopuścić do tego, że go stracę.

Nie chciałem się okłamywać, bo doskonale wiedziałem, że na początku nasz kontakt delikatnie podupadanie. W końcu będę musiał odnaleźć się jakoś w nowym miejscu i przystosować do realiów w nim panujących. Już wtedy można było przewidzieć, że brak wolnego czasu będzie moim największym wrogiem.

Niemniej miałem tę świadomość. Wiedziałem, że coś takiego jak odległość może rozerwać i zniszczyć kontakt między dwoma osobami. Cieszyłem się, że rozumiałem powagę sytuacji i chciałem zapobiec możliwym jej skutkom. Miałem również nadzieję, że Miles miał co do tego takie samo zdanie...

Chciałem, aby ten dzień był w pewien sposób wyjątkowy. Kaylee poinformowała mnie, że wraz z Milesem do dwunastej siedzieli w pracy. To był ich ostatni dzień w bibliotece. Popołudnie mieli wolne, więc nie mogłem tego nie wykorzystać.

Patrząc wstecz nie przypominałem sobie dnia, w którym wraz z szatynem poszlibyśmy na prawdziwą randkę. Mówię prawdziwą, bo kilka razy zdarzyło nam się wyjść gdzieś razem, ale to nigdy nie były prawdziwe randki.

Starałem się myśleć nieszablonowo. Gdy kilka lat wcześniej spotykałem się z dziewczyną o imieniu Gabrielle, nie wiedziałem za bardzo czym jest romantyzm. Poza tym, nie byłem w niej zakochany, a zauroczony. To dosyć konkretna różnica. Dodatkowo, mając piętnaście lat inaczej patrzy się na świat, więc jeszcze nigdy nie byłem w takiej prawdziwej, romantycznej sytuacji.

Z Gabrielle spotykaliśmy się niecały rok, a konkretnie dziesięć miesięcy i jedenaście dni. Nie zerwaliśmy przez kłótnię czy zdradę, a przez sytuację, w której dziewczyna się znalazła. Byliśmy w tym samym wieku. Przed nami pojawiły się trudne wybory. Były wakacje przed pierwszym rokiem nauki w Trubellan. Wtedy myślałem, że pójdziemy z Gabrielle do tego samego liceum, ale niestety nam się nie udało. Dziewczyna musiała wyprowadzić się wraz z rodzicami do Londynu. Od dnia, gdy się ze sobą pożegnaliśmy, już nigdy nie widziałem jej na żywo. Zdarzyło nam się pisać jeszcze chwilę po tym jak wyjechała, ale dosyć krótko. Zerwaliśmy dwa tygodnie przed tym, jak pierwszy raz przeszedłem przez szkolną bramę liceum, które niedawno ukończyłem.

Byłem trochę podłamany i nowi znajomi próbowali mnie wtedy pocieszyć. Miałem zaledwie szesnaście lat, ale już wtedy chodziłem na mnóstwo imprez. Pewnie w tamtym czasie powstała plotka, że rzekomo zaliczyłem na czyichś urodzinach dwie laski na raz. Prawda była zupełnie inna, chociaż owszem, przyznaję, na urodzinach pewnej dziewczyny z mojego rocznika trafiłem do łóżka z jej bliską koleżanką. Był to tym samym mój pierwszy raz. Pomimo młodego wieku nie czułem się z tym źle. Teraz wiem, że było to ryzykowne i nieodpowiedzialne. Niemniej nie żałuję tamtej nocy. Poczułem się wtedy jak prawdziwy mężczyzna i byłem z siebie dumny. W końcu miałem za sobą pierwszy seks, a wtedy dużo to dla mnie znaczyło.

Od tamtej pory nie robiłem tego zbyt często. Nie uznawałem siebie za typka, który spotyka się z laskami na jedną noc. Cóż, przynajmniej zacząłem tak na siebie patrzeć po siedemnastych urodzinach, gdy Patrick przemówił mi do rozsądku po tym, jak znalazł w moim pokoju na wpół pustą paczkę prezerwatyw.

Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy. Mówił, prosząc mnie wtedy, żebym przypadkiem nie zmarnował sobie życia. Byłem jeszcze młody, miałem czas na taką zabawę, w końcu przede mną było całe życie. Wziąłem sobie jego słowa do serca, bo wiedziałem, że chłopak chciał dla mnie jak najlepiej.

W każdym razie wiedziałem, że nie chcę z Milesem tego, co spotkało mnie z Gabrielle i wydarzyło się po jej wyjeździe. Odpuściłem sobie kino, parki rozrywki i inne tego typu miejsca. Postawiłem na coś zupełnie innego. Być może kierowała mną myśl, że wciąż czułem opór co do pokazywania innym, że było coś między mną a innym chłopakiem, ale to szczegół. Wciąż nad tym pracowałem i nie chciałem się niepotrzebnie spieszyć.

Stwierdziłem, że zorganizuję nam piknik. Pogoda od samego rana była niezwykle piękna, zaskoczyła ciepłem, co było nieoczekiwane jak na ostatni dzień sierpnia. Miałem wybrane miejsce, w które chciałem zabrać chłopaka. Było może lekko oklepane, ale w naszej okolicy nie mieliśmy zbyt wielu odpowiednich lokalizacji do zorganizowania randki. Stwierdziłem, że postawię na naturę, ponieważ podczas naszego wyjazdu na wieś, Miles kilka razy powtarzał, że uwielbia spędzać czas w otoczeniu przyrody, a ja postanowiłem to zapamiętać.

Za naszym rodzinnym miastem znajduje się średniej wielkości zbiornik wodny, otoczony niewielką plażą. Był znacznie większy od tego, który mieliśmy w mieście. Z jednej strony otaczał go maleńki lasek, a z drugiej przestronna polana, na której ludzie uwielbiali rozkładać koce i organizować przeróżne aktywności. Dosyć często grali tam w siatkówkę i badmintona, a czasami organizowali nawet różne festyny.

Po stronie, gdzie znajdował się las, był plac, w którym uwielbiałem przesiadywać. To było takie moje miejsce wyciszenia. Gdy byłem młodszy, a tata zaczął wyjeżdżać na całe miesiące, bardzo często tam przesiadywałem. Będąc w tym miejscu odczuwałem niewytłumaczalną ulgę i zawsze byłem w stanie poukładać sobie wszystko w głowie. To właśnie tam chciałem zabrać chłopaka.

Koc wziąłem ze swojego pokoju, a kosz piknikowy pożyczyłem od mamy. Na pytanie o to z kim wybierałem się za miasto, odpowiedziałem, że z Milesem i jego znajomymi. Nie chciałem mówić o samym szatynie, bo spędzaliśmy razem już wystarczająco dużo czasu, a mama mogła w końcu zacząć coś podejrzewać. Trzymałem to póki co w tajemnicy, czekając na odpowiedni moment do wyznania prawdy.

Swoją drogą, kilka razy zdarzyło jej się mi powiedzieć, że zauważyła we mnie zmianę. Stałem się bardziej otwarty i nabrałem pewności siebie, a także przestałem analizować wszystkie problemy, jakie pojawiały się na mojej drodze. Nie wiedziałem, czy łączyła to w jakiś sposób z Milesem, ale rozmawialiśmy z nią o tym dobre dwa miesiące po tym, jak zaczęliśmy się z szatynem spotkać. To dowodziło, że chłopak miał na mnie naprawdę dobry wpływ.

Ubrałem się w czarne jeansy z dziurami na kolanach, równie czarną koszulę z długim rękawem, której dwa górne guziki pozostawiłem rozpięte oraz białe adidasy. Na szyi zapiąłem prezent urodzinowy od Milesa, srebrny naszyjnik z blaszką w kształcie klapsa filmowego. Nie nosiłem go zbyt często w ostatnim czasie, bo nie chciałem, żeby coś się z nim stało, gdy przebywałem na basenie. Wiedziałem jednak, że po wyjeździe do Londynu będę go nosił przez cały czas.

Do koszyka spakowałem trochę przekąsek i czerwone wino, które Miles bardzo lubił. Przynajmniej takie miałem informacje. Ja z kolei chciałem napić się zwykłego soku wiśniowego, żeby ciecz chociaż kolorystycznie pasowała do napoju szatyna.

Nie chciałem, żebyśmy w południe smażyli się w słońcu, dlatego wsiadłem do samochodu dopiero o szesnastej i o szesnastej dwadzieścia byłem już pod domem Milesa, który znajdował się już na podjeździe. Nie czekałem zbyt długo, aż wsiadł do samochodu.

— Hej — powiedział, składając na moim policzku delikatny pocałunek.

— Hej — odparłem, ruszając samochodem.

Chłopak miał na sobie luźniejsze spodnie z małymi dziurami na kolanach, do tego kremowy, naprawdę cienki sweterek i białe buty. Moim skromnym zdaniem wyglądał wtedy naprawdę uroczo, zwłaszcza, że jego włosy były jak zawsze słodko pokręcone i roztrzepane po całej głowie. Jego twarz przepełniała radość i spokój, co wskazywał delikatny, aczkolwiek niezwykle szczery uśmiech. Chłopak wykazywał się również podekscytowaniem, wszakże nie mówiłem mu wcześniej dokąd chciałem go zabrać.

Aby dotrzeć na miejsce, musieliśmy jechać nieprzerwanie przez niecałe trzydzieści minut. Był na szczęście dosyć mały ruch, dlatego w miarę szybko wyjechaliśmy z miasta, kierując się następnie w stronę jeziora.

Miles nie zadawał pytań. Cieszył się przejażdżką, spoglądając co chwilę przez okno. Nie rozmawialiśmy. W tle leciała przyjemna muzyka, dzięki której w samochodzie nie było cicho.

Zaparkowanie, przejście w odpowiednie miejsce, rozłożenie koca i wygodne na nim ułożenie, zajęło nam kolejne piętnaście minut. Byliśmy ze sobą już ponad godzinę, a poza przywitaniem nie padło między nami ani jedno słowo.

— Bardzo ładne miejsce — odezwał się w końcu chłopak, spoglądając na wielki zbiornik wodny, który znajdował się przed nami. — Byłem tutaj może pięć razy w życiu.

— Poważnie? — spytałem zaskoczony, spoglądając na chłopaka. — Ja z chłopakami przyjeżdżałem tu w każde wakacje po kilka razy, nie wspominając o momentach roku szkolnego, gdy potrzebowaliśmy się rozerwać.

Kąciki ust szatyna drgnęły delikatnie ku górze. Jego głowa skierowała się natomiast na rząd drzew stanowiących niewielki kas, który znajdował się za naszymi plecami. Był on oczywiście znacznie większy, ale w miejscu, w którym siedzieliśmy, nie było ich aż tyle.

Przed nami, po drugiej stronie jeziora, co i rusz przechadzało się w obie strony, wzdłuż linii brzegowej, mnóstwo osób. Byli również tacy, którzy znajdowali się w wodzie, ale tych było znacznie mniej. Nie było już aż tak gorąco, żeby przesiadywać w wodzie niezliczone godziny.

Miles oparł się dłońmi po obu stronach swojego ciała, kładąc je delikatnie na końcu, tuż za swoimi plecami. Nogi miał wyciągnięte do przodu, a głowę w tamtym momencie odchylił do tyłu, biorąc głęboki wdech zanikającego od kilku dni letniego powietrza.

Ja sięgnąłem w tym czasie do koszyka, znajdując w nim butelkę wina i szklane kieliszki, które postawiłem w najbardziej płaskim miejscu, aby się nie przewróciły. Zacząłem otwierać krwistoczerwony napój, co przykuło uwagę szatyna siedzącego obok.

— Chwila, będziemy pić? — spytał zaskoczony, siadając natychmiast po turecku. — Przecież jesteś samochodem.

— Spokojnie — odezwałem się — nie jestem aż tak nieodpowiedzialny — mówiłem, śmiejąc się. — To dla ciebie. Wspomniałeś nie raz, że to twoje ulubione wino, dlatego wybrałem właśnie je. Dla siebie mam zwykły sok— wyjaśniłem, uważnie przyglądając się chłopakowi.

— Nie wypada mi pić bez ciebie — powiedział, spuszczając wzrok.

— Oj, przestań — odparłem, napełniając jeden z kieliszków. — Kiedyś napijemy się razem, ale dziś to ty musisz wypić za nas obu.

Policzki chłopaka delikatnie się zaróżowiły. On sam pochwycił kieliszek, czekając, aż ja naleję sobie do drugiego soku ze świeżych wiśni.

Wznieśliśmy mały toast, mocząc nasze usta. Po pieszym kieliszku postanowiliśmy położyć się na plecach i poobserwować płynące po niebie chmury, póki mieliśmy jeszcze na to czas. Z każdą minutą robiło się w końcu coraz ciemniej.

Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O filmach, koszykówce, nawet książkach. Po niecałej godzinie, dwóch kolejnych kieliszkach i pudełku chińskiego jedzenia, temat zszedł na trzecią klasę liceum chłopaka i moje studia.

Miles mówił, że ma dosyć ambitne plany na nadchodzący rok. Chciał poświęcać na naukę jak najwięcej czasu, aby wyniki z egzaminów końcowych były jak najlepsze. Był ambitny i nastawiony na cel. Zawsze to w nim podziwiałem.

Ja po raz kolejny opowiedziałem mu o swoich planach na znalezienie pracy przez wrzesień, zaangażowanie w zajęcia na studiach i możliwe dołączenie do jakiegoś kółka filmowego, by móc jak najwięcej czasu poświęcać swojej pasji. W tamtym momencie chłopak znacząco posmutniał, co nie umknęło mojej uwadze.

— Coś się stało? — spytałem, podpierając głowę prawą ręką, spoglądając na przygnębioną twarz mojego, już za chwilę, trzecioklasisty.

— Nic takiego — odparł. — Po prostu mi smutno. To prawdopodobnie nasz ostatni taki dzień, gdzie możemy tak długo ze sobą posiedzieć — wyznał, podnosząc się z koca, kładąc ręce na kolanach.

Odstawiłem kieliszek na bok i również się przeniosłem, przysuwając jak najbliżej przygnębionego Milesa.

— Wiem, że ci ciężko — powiedziałem po chwili namysłu — ale nie powinieneś o tym myśleć w ten sposób. Może nie będziemy siebie mieli na wyciągnięcie ręki, ale w weekendy z pewnością będziemy się spotykać. Za każdym razem, gdy tylko wrócę do Eastway. Do tego będziemy ze sobą codziennie pisać i, mam nadzieję, jak najczęściej do siebie dzwonić.

Chłopak podniósł na mnie wzrok. W jego oczach znajdowały się pierwsze krople łez. Spodziewałem się, że nasze spotkanie może doprowadzić do takiej sytuacji. Wypite przez chłopaka wino zdecydowanie nie pomagało, ale nie będę się nad tym specjalnie rozwodził.

— Boję się tej rozłąki — wyznał. — Nie chcę, żeby odległość rozdzieliła nas na zawsze.

— Z pewnością nie rozdzieli — powiedziałem. — Już o tym rozmawialiśmy. Jeśli zależy nam obu, a z pewnością tak jest, nie ma szans, żebyśmy tego nie przetrwali — mówiłem. — Na dobrą sprawę to tylko rok. Jeśli będziesz aplikował na studia, do którejś z londyńskich uczelni i się dostaniesz, a na pewno tak będzie, w przyszłym roku znów będziemy mieszkać w tym samym mieście.

— Czuję na sobie dziwną presję, która zapycha mi głowę — odezwał się ponownie szatyn. — Czy to możliwe, że stawiam swoją poprzeczkę na tyle wysoko, by móc przeskoczyć wszystkie problemy obecne w moim życiu?

Przysunąłem się jeszcze bliżej, obejmując chłopaka ramieniem. Ręce miał założone na kolanach. Odparłem głowę na jego ramieniu, drugą rękę kładąc w tym czasie na jego dłoniach. Zaskoczyło mnie wtedy to, że miał delikatne drgawki.

— Niestety tak — odpowiedziałem. — Pamiętaj jednak, że sam wszystkiemu nie podołasz. Nie możesz się też dołować i smucić gdy wyjadę. Masz kochającą rodzinę, która zawsze będzie się wspierać, wspaniałych przyjaciół, którzy będą stali za tobą murem i Coopera, który będzie miał na ciebie oko, gdy mnie nie będzie.

Chłopak znacząco się zaśmiał na moje ostatnie słowa. Otarł oczy jedną ręką, którą położył następnie na moim prawym policzku. Pokazał, abym podniósł głowę do góry, co uczyniłem, a następnie złączył nasze usta.

Całowaliśmy się przed dobre kilka minut. Przez pocałunek czułem nie tylko wino i ciepło chłopaka, ale niezwykle szczere uczcie, które mówiło, że szatyn jest w jakimś stopniu za mnie wdzięczny.

Upadliśmy na koc, całując się coraz agresywniej, aż do momentu, gdy Miles usiadł na mnie okrakiem. Moje ręce krążyły po jego plecach, a jego bawiły się moimi włosami.

Chyba nie muszę mówić, że byłem wtedy podniecony jak cholera. Niemniej wiedziałem, że do niczego więcej wtedy nie dojdzie. Po pierwsze, żaden z nas nie był na to gotowy, a po drugie, raczej nie powinno się tego robić w miesiącu publicznym.

Gdy przestaliśmy wzajemnie okupować swoje twarze, przytuliliśmy się do siebie, wdychając zapach, każdy tego drugiego, spoglądając na niebo i pierwsze gwiazdy, które zaczęły się na nim pojawiać.

Czułem się wtedy dobrze jak jeszcze nigdy. Miałem przy sobie osobę, którą szczerze pokochałem. Byłem za nią wdzięczny i wiedziałem, że tak szybko jej sobie nie odpuszczę.

— Dziękuję. — Chłopak przerwał narastającą od jakiego czasu ciszę.

— Za co? — spytałem zmieszany.

— Za to, że pojawiłeś się w moim życiu...

KONIEC
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
Ale czy na pewno?

⋆⋅☆⋅⋆

Drodzy, którzy dotrwaliście do tego momentu!

Na wstępie chciałam ogromnie podziękować za Waszą uwagę i poświęcony czas. Jestem wdzięczna za każde wyświetlenie, gwiazdkę i komentarz. Cieszę się, że Tearjerker: Short Stories tak bardzo Wam się spodobało!

Kontynuacja historii nastąpi w książce:
Tearjerker 2: Feelings Trial

O premierze będę informowała na tablicy, dlatego zachęcam do zostania ze mną na dłużej, poprzez obserwację profilu. Wtedy z pewnością nie przegapicie żadnego z nadchodzących rozdziałów nowej książki!

Pozdrawiam cieplutko ~ xNoorshally!
·
·
·
·
·
Dziękuję, że jesteście! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro