PRACA
【P E R S P E K T Y W A】
༻ Nolana ༺
☟
Założyłem Molly obrożę i przypiąłem do niej smycz, a następnie wraz z psiakiem wyszedłem z domu. W ostatnim czasie strasznie zaniedbałem kontakt z naszą Border Collie. Przez egzaminy i inne zajęcia, nie miałem możliwości, aby poświęcać jej zbyt wiele czasu. W dodatku niedługo miałem wyjechać, dlatego chciałem to nadrobić i spędzać z nią, póki jeszcze mogłem, każdą wolną chwilę.
Zwykle spacerowaliśmy wzdłuż ulicy, kierując się następnie do pobliskiego parku, gdzie Molly uwielbiała bawić się z innymi psami. Tym razem było podobnie. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, a następnie przez żelazną bramę, która prowadziła do ogromnego placu wypełnionego zielenią.
Był środek tygodnia, koło dwunastej, dlatego nie oczekiwałem tłumów. Niemniej w parku znajdowało się całkiem sporo osób. Były to głównie dzieciaki, które urządzały sobie wyścigi rowerowe lub grające na trawie w piłkę nożną bądź badmintona. Niektóre ławki, ulokowane przy ścieżce, były zajęte przez młodych dorosłych. Osoby starsze ode mnie o góra dziesięć lat, które były pogrążone w zażartych dyskusjach.
Czasami zastanawiałem się, czy życie po dwudziestce rzeczywiście się zmienia i człowiek zaczyna patrzeć na świat inaczej, stawiając sobie inne priorytety, uświadamiając sobie, że nastoletnie lata przeminęły i już nigdy nie wrócą. Za chwilę miałem doświadczyć tego na własnej skórze.
Po dziesięciu minutach spaceru dotarliśmy z Molly do centrum parku, w którym znajdowała się średniej wielkości fontanna, przy której ulokowane było mnóstwo ławek i stolików piknikowych. W okolicy znajdowało się znacznie mniej osób niż wcześniej, ale wśród tych, którzy tam byli, dostrzegłem znajome twarze.
Na oparciu basenu, do którego wpadała woda z kamiennej figury stanowiącej figurę, siedział Miles i Kaylee. Oboje opierali się dłońmi, po obu stronach ciała. To co szczególnie rzuciło mi się w oczy, to wrotki, które mieli założone zamiast butów.
Przystanąłem dobre dwadzieścia kroków od nich. Nie rozglądali się, dlatego nie zwrócili uwagi na fakt, że ktoś im się przyglądał.
Nagle na moich ramionach znalazły czyjeś dłonie, które pojawiły się tak nieoczekiwanie, że aż podskoczyłem. Molly w tym czasie stanęła bliżej moich nóg.
Po chwili zza mych pleców wyłoniła się Brooklyn, która również miała na sobie niecodzienne obuwie. Tym razem były to rolki.
— Czemu nie mówiłeś, że masz takiego słodkiego psa! — podniosła głos dziewczyna, klękając następnie tuż przy Molly. — Mogę ją pogłaskać?
— Naturalnie — odparłem.
Dziewczyna przysunąłem się jeszcze bliżej, dotykając miękkiej sierści mojego psa. Ja w tym czasie przykucnąłem, aby dodać Molly otuchy.
— Umówiłeś się tu z Milesem, czy trafiliśmy na siebie przypadkiem? — spytała po chwili dziewczyna, patrząc mi prosto w oczy.
— Nie wiedziałem, że tu będziecie — powiedziałem. — To czysty przypadek.
Nagle do miejsca, w którym znajdowałem się z brunetką, podjechali Miles i Kaylee, zatrzymując się tuż przy klęczącej i bawiącej się z psem Brooklyn.
— Mogłeś napisać, że tu dziś będziesz — odezwał się Miles, przez co automatycznie na niego spojrzałem.
— Nie byłem pewien gdzie tym razem zaprowadzi mnie Molly — odparłem, spoglądając na psiaka w objęciach brunetki. — Jakie macie plany?
— Chcemy trochę pojeździć, póki jeszcze możemy — odpowiedziała Kaylee.
Przeniosłem wzrok z Milesa na wspomnianą wcześniej brunetkę w okularach, która przypatrywała się temu, co działo się z Molly.
— O czymś nie wiem?
— Wybieramy się do pracy — wyjaśniła, spoglądając na moją zaskoczoną twarz. — Myślałam, że Miles ci mówił.
Ponownie zerknąłem na szatyna, który zrobił zawstydzoną minę. Prawda była taka, że od imprezy u Skyler wymieniliśmy ze sobą może kilka zdań. Minęło zaledwie pięć dni, dlatego nie uznawałem tego za coś dziwnego. W końcu czuliśmy się przy sobie naturalnie i nie musieliśmy cały czas ze sobą pisać.
— No tak, nie było okazji — powiedział szatyn. — Nie chciałem trzymać tego w tajemnicy, jakoś samo tak wyszło.
— Gdzie was zatrudnili?
— Będziemy rozkładać książki w bibliotece „Pod Złotym Piórem" — odpowiedział. — Zaczynamy w poniedziałek.
— Całą trójką? — dopytywałem.
— Nie, tylko my — zaskoczył się chłopak, wskazując na Kaylee.
— Ja na razie odpuszczam sobie pracę — wtrąciła Brooklyn, podnosząc się z ziemi. — Za chwilę rozpoczyna się dwutygodniowy kurs weterynarii i nie mogę go sobie odpuścić.
— To zrozumiałe — stwierdziłem.
— A co z tobą? — Pytanie zadała Kaylee.
— Jestem w trakcie rozglądania się za czymś odpowiednim — odparłem. — Mam nadzieję, że do końca tygodnia uda się coś ogarnąć.
— Z pewnością — pocieszyła mnie ta sama dziewczyna.
Rozmawialiśmy może z dwadzieścia minut, aż Molly dała o sobie znać, ciągnąc mnie w stronę pobliskich drzew. Pożegnałem się ze wszystkimi i ruszyliśmy w swoje strony.
Cieszyłem się, że zarówno Miles, jak i jego znajomi postanowili iść dalej. Większość osób w podobnym wieku odpuszcza sobie w wakacje i skupia na przyjemnościach.
W ostatnim czasie przejrzałem mnóstwo ofert pracy w naszym mieście. Wiele od razu wykluczyłem, ponieważ kolidowały z moim harmonogramem lekcji jazdy. Inne z kolei wydały mi się zbyt słabo płatne lub po prostu nie na moje możliwości. Szukałem czegoś, dzięki czemu mógłbym nie tylko zarobić pieniądze na zbliżające się wydatki względem studiów, ale także czegoś praktycznego, co chociaż po części byłoby powiązane z moimi zainteresowaniami. Nie liczyłem oczywiście na nic związanego z kierunkiem studiów, które wybrałem, bo to było niemożliwe. Miałem jednak wiele innych zainteresowań, które chciałem pielęgnować.
✩ ✩ ✩
Był późny wieczór, gdy zabrałem się za przeglądanie kolejnych ofert. Trafiłem nawet na kilka ciekawych, ale niestety dyskwalifikowały mnie możliwości. Nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia, a nie chciałem zajmować się czymś, przed czym musiałbym najpierw przejść dwutygodniowe, marnujące czas, obowiązkowe szkolenie.
Po godzinie szukania natrafiłem na coś, co dało mi nadzieję. Poszukiwali osoby pełnoletniej, bez doświadczenia, z wypracowanym kursem pierwszej pomocy i umiejętnością pływania. Uśmiechnałem się jak głupi, a dlaczego? Na początku mojego drugiego roku w Trubellan, wszyscy zawodnicy naszej drużyny koszykarskiej musieli udać się na kurs pierwszej pomocy. Tak po prostu. Kto by się spodziewał, że przyda mi się to podczas szukania pracy.
Podskoczyłem w miejscu, gdy w pomieszczeniu rozległ się nagle dzwonek telefonu. Na zewnątrz było już ciemno, a ja siedziałem skąpany jedynie w świetle lampki, która oświetlała niewielki obszar wokół biurka.
— Halo? — odebrałem.
— Siema — przywitał się Cooper z podejrzaną radością i podekscytowaniem wyczuwalnym w głosie. — Za ile możesz być gotowy do wyjścia?
Nie byłem zaskoczony pytaniem chłopaka. Znaliśmy się tak długo, że byłem już przyzwyczajony do jego głupich pomysłów i skomplikowanych planów działania.
— To zależy gdzie chcesz mnie zabrać — wyjaśniłem.
— Dowiedziałem się od Andrew, któremu powiedział Carter, który dowiedział się od Paula, któremu mówiła Olivia, która słyszała od Sylwii, że w centrum otwiera się dziś nowy klub i koniecznie musimy tam jechać! — powiedział na jednym wdechu, a mnie udało się przeanalizować i przyswoić jedynie jego ostatnie słowa. — Nie możesz powiedzieć nie.
— Coop, prawie dziesiąta...
— Na dobry melanż nigdy nie jest za późno! — krzyknął do słuchawki, przez co na ułamek sekundy odstawiłem telefon od ucha. — Poza tym ma tam bym mnóstwo ludzi ze szkoły. To doskonała okazja, żeby spotkać się z nimi jeszcze raz, przed tym jak rozejdziemy się w swoje strony.
— Sam nie...
— No weź, stary! — przerwał chłopak, błagając. — Możemy wyrywać laski!
Nic na to nie odpowiedziałem. Postanowiłem siedzieć w ciszy do momentu, aż Cooper uświadomi i przypomni sobie jeden istotny fakt o mojej osobie.
— Albo kolesi, będę z tobą solidarny — powiedział po krótkiej chwili namysłu.
— Coop, uspokój się — zaśmiałem się do słuchawki na roztargnienie przyjaciela. — Jestem z Milesem, więc nie ma mowy o podrywaniu kogokolwiek — powiedziałem stanowczo. — Ale jeśli tak bardzo ci zależy, to z tobą pójdę.
— Kocham cię! — Ponownie krzyknął do słuchawki, przez co odruchowo zmrużyłem oczy. — Będę za dwadzieścia minut.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo brunet od razu się rozłączył. Odłożyłem telefon na blat biurka, rozciągając się na krześle. Po raz kolejny Cooper uświadomił mi, że bez niego, moje życie byłoby naprawdę nudne.
Miałem niewiele czasu, ale udało mi się napisać i wysłać zgłoszenie o pracę. Na razie w jedno miejsce. Chciałem następnego dnia ponownie do tego usiąść, żeby na spokojnie poszukać innych ofert.
Przygotowanie do wyjścia zajęło mi pięć minut. Na szczęście wcześniej zdążyłem wziąć prysznic, dlatego musiałem się tylko przebrać, uczesać i popsikać perfumem.
Poinformowałem mamę, że wychodzę, a następnie stanąłem przy drodze, czekając na Coopera. W międzyczasie napisałem do Milesa, czy też nie chciałby pójść, ale odmówił pisząc, że pada na twarz i idzie spać. Pożyczył mi jedynie dobrej zabawy.
Czyli nie poczuł się zagrożony. Najwidoczniej ufał mi na tyle, że nie miał problemu z tym, iż wychodziłem do klubu pełnego ludzi, alkoholu i jeszcze raz ludzi. To był dobry znak względem naszej relacji.
Po kilku sekundach od schowania przeze mnie telefonu do tylnej kieszeni spodni, podjechał dobrze znany mi samochód, do którego od razu wsiadłem, witając się ze wszystkimi.
Za kierownicą spodziewałem się standardowo Coopera, ale tym razem prowadził ktoś inny. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że mój przyjaciel nie mógł odmówić sobie kilku drinków i dlatego postanowił załatwić nam szofera.
Rick, starszy brat Coopera pomagał nam niejednokrotnie. Gdy byliśmy młodsi, zawoził nas do kina, na mecze koszykówki i w wiele innych miejsc, do których koniecznie chcieliśmy się dostać, a nie mieliśmy innej możliwości transportu.
Nie było z nami Otisa. Chłopak nie odpisywał mi na wiadomości, a bardzo chciałem wiedzieć, czy on też został namówiony przez Coopera. Na szczęście pseudo organizator naszego wyjścia powiedział mi kto miał być.
— Swoją drogą dziwne, że otwierają w środku tygodnia — mówił Rick, przerywając Cooperowi wypowiedź odnośnie klubu.
Też się nad tym zastanawiałem. Z reguły otwarcia były organizowane w weekendy, aby przyszło na nie jak najwięcej osób. Niemniej nie chciałem się nad tym specjalnie rozwodzić.
Po półgodzinnej podróży, znaleźliśmy się na miejscu. Byliśmy w okolicy, którą nieszczególnie kojarzyłem, ale Cooper i tak robił za przewodnika, więc się nie martwiłem.
Pożegnaliśmy się z Rickiem i ruszyliśmy trasą, którą pokazywał brunetowi GPS. Miałem szczerą nadzieję, że informacja o otwarciu tego klubu była prawdziwa, bo miałem ogromne spekulacje względem tego, że mógł to być zwyczajny kawał. Chciałem, aby tak jednak nie było. Zdenerwowałbym się, gdyby się okazało, że poświęciłem swój wolny czas na marne.
Wychodząc zza rogu jakiegoś budynku dostrzegliśmy tłum ludzi, stojących w pobliżu wielkiego neonu, wiszącego nad drzwiami do klubu, którego pierwsza noc właśnie się rozpoczynała.
Podeszliśmy bliżej i od razu trafiliśmy na znajome twarze. Byłem zaskoczony widząc Otisa, ale Cooper mówił, że udało mu się go przekonać. Poza nim było jeszcze kilku chłopaków z drużyny. W tym na przykład Andrew i bliźniaki, z którymi również się przywitaliśmy.
— Jeszcze nie wpuszczają? — spytał chłopak, z którym przyjechałem.
— Z tego co wiemy, otwarcie drzwi ma być o północy — wyjaśnił Andrew.
— To jeszcze pół godziny — prychnąłem niezadowolony. — Będziemy tu tak stać? Nie jest zbyt ciepło.
— Nie przesadzaj — odezwał się Cooper. — Na pewno nie zachorujesz.
— Nie o to chodzi — powiedziałem.
— Kawałek stąd jest inny klub — wtrącił się Carter. — Możemy tam iść na jednego i wrócić dopiero na otwarcie.
— Brzmi jak plan! — podniósł głos Cooper. — Za mną!
Chłopak ruszył pierwszy, a my tuż za nim. Na jego zachowanie przewróciłem jedynie oczami. Byłem do tego przyzwyczajony.
Z jakiegoś powodu, wraz z Carterem znaleźliśmy się na samym końcu grupy. Na początku szliśmy w ciszy, przyglądając się chłopakom idącym przed nami, aż w końcu cisza została przerwana.
— Zazdroszczę, że coming out masz już za sobą — odezwał się jeden z bliźniaków, idący obok mnie. — Teraz pewnie wszystko jest łatwiejsze.
— W jakim sensie? — spytałem zaskoczony, spoglądając w jego stronę.
— Nie musisz się już ukrywać na każdym kroku — odparł. — Też chciałbym móc odetchnąć z ulgą.
— Jeśli nie jesteś gotowy, nie musisz tego robić, pamiętaj.
— No wiem, ale z jakiegoś powodu czuję na sobie taką dziwną presję — wyjaśnił.
— Czy poza mną i chłopakami ktoś wie? — zadałem pytanie. — Na przykład Asher?
— Jestem tak obsrany, że boję się wyznać prawdy własnemu bratu — burknął pod nosem. — Nie wiem czy zaakceptują mnie tak jak ciebie. Ty jesteś lubiany przez wszystkich.
— Chwila, stop — powiedziałem stanowczo, przystając, zatrzymując chłopaka ręką. — Nie patrz na to przez pryzmat tego, jak wyglądało to ze mną.
— Próbuję, ale to nie takie proste — wyjaśnił. — Jesteś jedyną osobą z bliskiego mi otoczenia, która wyszła z szafy. To całkiem naturalne, że myślę o tym, jak wyglądało to z tobą.
— Będziemy musieli nad tym popracować — powiedziałem, kładąc chłopakowi rękę na ramieniu. — Pomogę ci przez to przejść.
— Poważnie?
— A czy wyglądam jakbym żartował? — spytałem, podnosząc jedną brew, rozkładając ręce przed chłopakiem.
— Kurwa, i jak tu cię nie uwielbiać! — krzyknął chłopak, wpadając w moje ramiona.
Z początku mocno mnie tym zaskoczył, ale po chwili oddałem uścisk. Trwał może parę sekund. Gdy chłopak się ode mnie odsunął, zauważyłem na jego twarzy ulgę i wdzięczność, którą można było wyczytać z jego oczu.
— Gdybyś nie był zajęty, zaciągnąłbym cię do wolnego kibla i podziękował, robiąc najlepszego loda w twoim życiu — powiedział chłopak, używając słów, które mnie zamurowały.
Zaczął iść w kierunku naszych znajomych, którzy zdążyli znacząco się od nas oddalić. Ja stałem w osłupieniu do momentu, aż ponownie się do mnie odwrócił.
— Chodź Nels! — krzyknął. — Musimy się napić!
Puścił mi oczko i ruszył przed siebie. Dołączyłem do niego po chwili i razem weszliśmy do klubu, odnajdując naszych znajomych, którzy siedzieli już przy barze.
W głowie wciąż krążyły mi ostatnie słowa Cartera. I to nie przez to, że chciałem, aby doszło do wspomnianej przez chłopak czynności. Przed oczami stawał mi filmik, na którym Carter...
Chodzi o to, że zaczęło do mnie docierać w jakiej sytuacji się znalazłem. Myślałem o tym przez cały pobyt w jednym, a następnie drugim klubie.
Czy ja i Miles powinniśmy niedługo zacząć...
Czułem się dziwnie myśląc o tym. Wcześniej w ogóle się nad tym nie zastanawiałem, ale po rozmowie z Carterem z jakiegoś powodu był to główny temat moich rozważań.
Alkohol wcale nie pomagał. Było koło pierwszej w nocy, gdy uświadomiłem sobie jak długo nie waliłem konia. Jakoś nie czułem takiej potrzeby.
Co się zmieniło?
Zacząłem rozumieć, że przebywanie z Milesem, przytulanie i całowanie się z nim, może kiedyś wyglądać inaczej, a my pójdziemy o krok dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro