NIEZNAJOMY
【P E R S P E K T Y W A】
༻ Milesa ༺
☟
Odbierałem książki od Kaylee i kładłem na odpowiednich regałach. Czytałem każdy kolejny tytuł i spoglądałem na numerację, aby przypadkiem się nie pomylić. Staraliśmy się wraz z dziewczyną wykonywać swoje zadania starannie, żeby nie tylko nie mieć problemów, ale by nie musieć później poprawiać wyników naszego niedopatrzenia.
Był pierwszy tydzień lipca. Pracowaliśmy w bibliotece od czterech dni i czuliśmy się świetne. Obcowanie wśród tylu wspaniałych książek było dla nas rajem na ziemi. Byliśmy zadowoleni, że udało nam się dostać tę pracę. Zgłoszenia wysłaliśmy rzecz jasna osobno, dlatego cieszyliśmy się jak dzieci, gdy po rozmowach wstępnych oboje zostaliśmy przyjęci.
Biblioteka należała do Elizabeth Taylor, ale od kilku lat zajmowała się nią jej najstarsza córka i to ona przyjęła nas do pracy. Oboje dobrze znaliśmy wspomnianą staruszkę, bo gdy byliśmy młodsi, bardzo często przychodziliśmy w to miejsce z rodzicami, aby wypożyczać książki.
Sama biblioteka była bardzo dobrze urządzona, ponieważ stanowiła nie tylko wypożyczalnię książek, ale również najzwyklejszy sklep, w którym niektóre pozycje można było kupić. W dodatku znajdowało się tam specjalne miejsce, gdzie można było zaparzyć sobie herbaty i usiąść do czytania. Taka wnęka, w której znajdowała się pseudo kafejka. Mało tego, tuż obok znajdowało się kilka stanowisk z komputerami, z których dosłownie każdy mógł skorzystać. Wcześniej były to starsze modele urządzeń, ale jakiś czas temu zostały wymienione na całkowicie nowe. Właścicielka wiedziała co robi.
Usłyszeliśmy dźwięk dzwonków, umocowanych na suficie, tuż przy głównych drzwiach wejściowych. Sygnalizowały to, że ktoś znalazł się w budynku. Oprócz mnie i brunetki, w bibliotece znajdował się jeszcze jedna dziewczyna, która siedziała przy kasie. To jeżeli chodzi o pracownikowi. Mówiąc o czytelnikach i potencjalnych klientach, nie było ich wielu, w końcu rozpoczynały się wakacje i nikt nie myślał o czytaniu książek, ale i tak napotkaliśmy kilka osób.
Skończyliśmy porządkować kolejny regał w przedostatniej sekcji, którą mieliśmy się zająć tego dnia i stwierdziliśmy, że pora na przerwę.
Wyszliśmy z wnęki, ogrodzonej półkami pełnymi książek i ruszyliśmy w stronę zaplecza. Zanim jednak znaleźliśmy się w miejscu przeznaczonym dla pracowników, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przy kasie, gdzie znajdowała się Alice, stał wysoki chłopak, ubrany w czarne rurki i białą koszulę z długim rękawem. Wyglądał jak jakiś biurokrata. Nie pracowałem tam zbyt długo, więc nie miałem jeszcze okazji go spotkać. Dziewczyna siedząca przy kasie wydawała się doskonale go znać, przez co zacząłem się zastanawiać kim on jest i co tak właściwie tam robił.
Wszedłem na zaplecze pogrążony w myślach, co nie umknęło uwadze mojej przyjaciółki. Kaylee potrafiła od razu wyczuć, gdy coś nie dawało mi spokoju. Tym razem musiałem porządnie się zamyślić, ponieważ nie usłyszałem pierwszego razu, gdy się do mnie odezwała. Ocknąłem się dopiero, gdy położyła rękę na moim ramieniu.
— Miles, halo! — krzyknęła. — Przywiesiłeś się. Co jest?
— W zasadzie nic takiego — odparłem natychmiast, co chyba nie usatysfakcjonowało brunetki, ponieważ założyła ręce na piersi. — Myślałem o tym chłopaku, który rozmawiał z Alice — wyjaśniałem. — Wyglądał dosyć poważnie jak na zwykłego klienta.
— To pewnie jej znajomy — stwierdziła dziewczyna, zaglądając do swojej szafki. — Moim zdaniem nie ma się co nad tym rozwodzić.
— Sam nie wiem — powiedziałem. — Jak dla mnie wyglądała na zestresowaną, rozmawiając z nim.
— Możemy ją przecież zapytać kto to — westchnęła dziewczyna, odwracając się w moją stronę, podając butelkę wody. — Już widzę po tobie, że nie odpuścisz, więc nie ma co robić niepotrzebnych podchodów.
— Ale przecież...
— Daj spokój — przerwała mi. — Znam cię. Pewnie wpadł ci w oko.
— No wiesz?! — oburzyłem się. — Poza Nolanem nikt się dla mnie nie liczy.
Dziewczyna spoglądała na mnie spojrzeniem mówiącym, że wierzy, ale dającym do myślenia, czy ja wierzyłem.
Odkąd zacząłem spotykać się z Nolanem, nie zwracałem uwagi na innych chłopaków. Nie czułem takiej potrzeby. W końcu nie jestem typem osoby, która szybko zmienia obiekt westchnień. Zatem czy to źle, że chciałem dowiedzieć się wyszstkiego o tajemniczym chłopaku, którego widziałem jedynie przez ułamek sekundy?
Potrząsnąłem głową, biorąc łyk wody z butelki, którą podała mi wcześniej brunetka. Wyglądało na to, że rzeczywiście było coś na rzeczy.
Spędziliśmy na zapleczu dziesięć minut, po których wróciliśmy do wcześniejszego zajęcia. Moje myśli krążyły wciąż wokół tajemniczego chłopaka. Wydawałem się nieobecny i nie zwracałem szczególnej uwagi na to, co działo się wokół mnie. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy zobaczyłem Kaylee, stojącą przy miejscu pracy Alice, pogrążoną w rozmowie ze wspomnianą dziewczyną. Nie musiałem długo myśleć nad tym, co mogło być tematem ich rozmowy.
W międzyczasie wybiła szesnasta, dlatego zacząłem porządkować miejsce pracy, pchając następnie pusty wózek do przewozu książek, na zaplecze, gdzie po chwili dołączyła do mnie Kaylee.
— To syn właścicielki — powiedziała dziewczyna, nawet na mnie nie spoglądając. — Ma na imię Matthew. Często będzie wpadał, bo zajmuje się zamawianiem i wysyłką towarów, a także rozplanowywaniem poszczególnych sekcji tematycznych książek.
Zamrugałem dwa razy. I to nie tylko przez mnogość informacji, które przedstawiła mi Kaylee. Byłem po prostu w szoku.
— Chcesz mi powiedzieć, że wypytałaś Alice o to wszystko? — spytałem delikatnie skrępowany.
— Spytałam tylko kim był ten chłopak — wyjaśniła. — Sama wszystko opowiedziała. Powinieneś być mi wdzięczny. Oszczędziłam ci godziny kontemplacji.
— Rzeczywiście, teraz mogę umierać w spokoju. Dziękuję! — zaśmiałem się, łaskotając dziewczynę.
✩ ✩ ✩
Następnego dnia przyszedłem do pracy sam. Kaylee miała być godzinę później, przez wzgląd na wizytę u lekarza, dlatego zostałem zdany na siebie. Był piątek i tak naprawdę nie mieliśmy zbyt wiele do zrobienia, ale i tak wygodniej pracowało mi się z kimś.
Przywitałem się z Alice, która siedziała już na swoim miejscu, udając się następnie na zaplecze, gdzie przebrałem się w specjalny uniform, zostawiając rzeczy osobiste w swojej szafce.
Zanim wyszedłem na teren biblioteki, napisałem do Nolana. Miał tego dnia egzamin na prawo jazdy, przez co stresowałem się niemiłosiernie. Wierzyłem, że mu się uda, w dodatku mocno trzymałem za niego kciuki, niemniej i tak odczuwałem delikatny niepokój. To całkiem naturalna reakcja.
Zostawiłem telefon z pozostałymi rzeczami i wyszedłem z pomieszczenia przeznaczonego dla pracowników, kierując się w stronę magazynu. Otwierając drzwi, uderzyłem z hukiem w coś twardego, co znalazło się nagle przede mną. Nie miałem szans na unik.
— Cholera, nic ci się nie stało? — Usłyszałem nad sobą męski głos.
Dopiero później zaobserwowałem chłopaka, ze średnim zarostem, ubranego w czarną bluzkę na ramiączkach i równie czarne spodnie, odkładającego wielkie kartonowe pudło na podłogę, tuż obok mnie, a następnie podającego mi prawdą dłoń, ręki, na ramieniu której znajdował się pokaźny tatuaż przedstawiający różę z kolcami, otoczoną w dodatku dziwnie wyglądającym łańcuchem.
— Wszystko w porządku — powiedziałem, podnosząc się z pomocą chłopaka. — Pojawiłeś się tak nagle, nie zauważyłem cię.
— Wybacz, mogłem ostrzec, że właśnie wychodzę — mówił chłopak, gdy ja poprawiałem swoje ubranie. — Jestem Matt — podał swoje imię, ponownie wyciągając przede mnie prawą dłoń, którą od razu uścisnąłem.
— Miles — przedstawiłem się. — Co tu robisz?
— Wczoraj wieczorem przyjechała dostawa książek i stwierdziłem, że pomogę w przenoszeniu kartonów — wyjaśnił. — Z tego co wiem, jest obecnie deficyt pracowników.
— Cóż, nie wiem dokładnie — powiedziałem. — Jestem tutaj tylko na wakacje, ale poza mną i moją znajomą jest chyba ktoś jeszcze.
— Tak, Carl — odparł chłopak. — Ale jest na razie na urlopie.
— Rozumiem.
— To jak, bierzemy się do pracy? — spytał, podnosząc karton, który doprowadził do naprężenia się jego mięśni...
To znaczy, podniósł karton używając przy tym siły, a ja nie zwracałem uwagi na jego powiększające się mięśnie ram... Stop! Musiałem się opanować.
Przeszedłem z chłopakiem do specjalnej sali, gdzie katalogowaliśmy nowe książki. Matt położył pudło na stoliku i powiedział, żebym je otworzył, a sam skoczył po następne.
W czasie pracy udało nam się porozmawiać. Na początku wymieniliśmy mało istotne ciekawostki o sobie, później o historii tego, jak tam trafiliśmy, a następnie o rzeczach ogólnych.
— Szykuję się na ostatni rok w Trubellan — tłumaczyłem, przekładając książki na wózek. — Mam ambitne plany na przyszłość, więc muszę się postarać.
— Chodzisz do Trubellan? — zaskoczył się chłopak. — Ja skończyłem to liceum dwa lata temu — mówił. — Avertura wciąż męczy młode umysły?
— Nawet mi o niej nie mów, błagam.
Rozmawiało nam się naprawdę dobrze. Wymieniliśmy się Instagramami, a po godzinie spędzonej na wspólnej pracy, chłopak musiał się ulotnić. Piętnaście minut po tym, jak mnie zostawił, przyszła Kaylee, której od razu wszystko opowiedziałem.
— Mam ci przypomnieć, że twój chłopak zdaje dzisiaj prawko? — powiedziała twardo dziewczyna, pchając wózek w stronę sali z książkami. — Wyglądasz, jakbyś całkowicie o nim zapomniał.
— Nieprawda! Cały czas o nim myślę — burknąłem. — Co to, już nie mogę rozmawiać z innymi chłopakami, przez Nolana?
— Nie no, skąd — odparła dziewczyna. — Tylko nie zapominaj, że się z nim spotykasz. Potrafię wyczuć, kiedy się w coś zaangażujesz. Wydajesz się za bardzo podjarany dzisiejszą rozmową z Mattem.
Poczułem ukłucie w piersi. Dziewczyna miała rację. Całkowicie mi odbiło. Myśląc o Matthew rzeczywiście czułem się dziwnie, jakbym całkowicie tracił rozum, a to źle. Nie chciałem posunąć się do czegoś, czego później mógłbym żałować.
Nie rozmawialiśmy o tym do kończy dnia. Zajęliśmy się pracą, rozmawiając w międzyczasie na standardowe dla nas tematy.
Zbliżała się szesnasta, gdy do biblioteki wszedł nowy klient. Układałem książki na półce, gdy na moich oczach pojawiły się nagle czyjeś ręce. Początkowo mocno się wzdrygnąłem, ale gdy poczułem dobrze znany mi zapach męskich perfum, od razu się rozluźniłem.
— Nie muszę zgadywać — powiedziałem, zanim Nolan zdążył się w ogóle odezwać.
Zabrał ręce, a ja od razu się do niego odwróciłem. Wyglądał zwyczajnie, z tym, że na twarzy malowało mu się podekscytowanie.
— Chciałem pana zapytać o to, gdzie znajdę jakieś książki bądź broszury o miejscach, które mogę zwiedzić samochodem — powiedział, a ja od razu rzuciłem mu się na szyję.
— O matko, gratulacje! — podniosłem delikatnie głos, co przywołało do nas Kaylee, znajdującą się wówczas po drugiej stronie regału.
— Wiem, że jest już późne południe, ale w bibliotece musicie być cicho bez względu na godzinę — powiedziała, zakładając ręce na piersi.
— Przepraszamy — odezwał się Nolan. — Chciałem się z wami podzielić dobrą nowiną.
Wyjął z kieszeni na wpół zgiętą kartkę, którą podał następnie brunetce. Wzięła ją do ręki, czytając następnie jej zawartość.
— No, no, gratuluję — powiedziała dziewczyna, oddając dokument. — Kiedy możemy liczyć na pierwszą przejażdżkę?
— Miejmy nadzieję, że już w przyszłym tygodniu — odparł szatyn. — Za ile kończycie? — spytał od razu. — O osiemnastej umówiłem się z chłopakami w centrum, żeby to uczcić. Wpadniecie?
— Kończymy za chwilę — odpowiedziałem na pytanie. — Jeśli ze wszystkim ogarniemy się wystarczająco szybko, to wpadniemy.
— Świetnie, to jesteśmy w kontakcie!
Po tych słowach chłopak opuścił pomieszczenia, a ja wymieniłem z Kaylee jednoznaczne spojrzenie. Robiło się całkiem ciekawie.
✩ ✩ ✩
Przez opóźnienie autobusu, w centrum byłem dobre dwadzieścia minut po osiemnastej. Kazałem Nolanowi na mnie nie czekać, przez co nie wiedziałem gdzie wszyscy się podziali. Nie odpisywał mi ani szatyn, ani Kaylee. Pomoc dostałem dopiero od Otisa, który pokierował mnie gdzie powinienem się udać.
Wszedłem do, jak się okazało, nowego klubu i od razu podszedłem do kanapy, na której siedziały znajome mi twarze. Kaylee, Otis, Cooper, bliźniaki Moore, Skyler no i oczywiście Nolan.
— Jest i spóźnialski. — Tymi słowami przywitała mnie Skyler.
— Cześć wszystkim — powiedziałem na wstępie, zajmując wolne miejsce obok Kaylee. — Byłbym szybciej, ale autobus miał opóźnienie, w dodatku ktoś nie raczył mi odpisać.
Mówiąc ostatnie słowa, spojrzałem zarówno na Kaylee, jak i Nolana.
— My tutaj opijamy sukces, nie ma sensu się kłócić — wtrącił Cooper, wstając na równe nogi. — A skoro są już wszyscy, możemy w końcu coś zamówić!
Brooklyn tego dnia miała jakieś spotkanie rodzinne i dlatego nie mogła wpaść. Charlie z kolei nie podał powodu swojej nieobecności. Niemniej cieszyłem się, że oboje zostali przez Nolana zaproszeni. Byliśmy podzieleni na dwie osobne grupki znajomych, chociaż wzajemnie wszyscy się znaliśmy. Cieszyłem się, że wraz z Nolanem chcieliśmy połączyć nasze życie towarzyskie, wychodząc ze znajomymi zarówno jednego, jak i drugiego.
Po pięciu minutach nieobecności, Cooper wrócił z dwiema butelkami alkoholu, którego nazwy nie byłem w stanie przeczytać. Niemniej nie musiałem znać nazwy, by spróbować. Tak jak zwykle nie przeszkadzały mi napoje procentowe, tym razem miałem opór. Męczyłem się z każdym kieliszkiem, dlatego po jakimś czasie całkowicie sobie odpuściłem.
Atmosfera, jaka panowała w naszym gronie, była niezwykle luźna. Naprawdę dobrze się bawiliśmy, opijając zdany egzamin Nolana.
W klubie nie posiedzieliśmy jednak zbyt długo. Kaylee i Otis zerwali się już po godzinie, a bliźniaki opuściły nas w momencie, gdy opuszczaliśmy budynek około dwudziestej drugiej.
Zostaliśmy w czwórkę i każde z nas było w tak dobrym humorze, że nikomu nie chciało się wracać. Byłem zaskoczony swoim zachowaniem. Kilka miesięcy wcześniej nie zdecydowałbym się na nocne spacerowanie po mieście, a tym razem nawet nie protestowałem.
Mama i Tori wypisywały do mnie od jakiegoś czasu, ale przez hałas, jaki panował w klubie, zwyczajnie nie słyszałem żadnych powiadomień. Napisałem do siostry, żeby w domu się nie martwili. Uznałem, że nie ma sensu ich okłamywać. O ile mieliby opór co do zostawienia mnie samego ze Skyler, tak o Nolana nie powinni się martwić. Szatyn udowodnił, że jest odpowiedzialny. Z Tori znali się ze szkoły, więc jej nie brałem pod uwagę, ale na rodzicach zrobił naprawdę dobre wrażenie. Mama kilkukrotnie mówiła mi o nim same pozytywne rzeczy.
Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że się spotykaliśmy. W kwestii mojej orientacji, rodzice nie mieli na szczęście żadnych przeciwwskazań. Siostra mamy, a moja ciocia, spotykała się z dziewczynami już od czasów liceum, dlatego mama była w to mniej więcej wprowadzona, a tata po niedługim czasie zrozumiał, że nie może angażować się w moje prywatne życie uczuciowe i również zaakceptował mnie takim, jakim jestem.
Byłem wdzięczny za takich rodziców. Cała moja rodzina była ze sobą naprawdę zżyta, a to raczej rzadkość. Nie mogłem więc narzekać.
Postanowiliśmy przejść się na stadion, gdzie w ubiegłym roku był koncert Sound Symphony. Nie pamiętam dlaczego. Tak po prostu.
Na miejscu obudziły się we mnie wspomnienia. Dzień, a właściwie noc, podczas której powinienem bawić się z moimi ulubionymi muzykami, była dla mnie całkiem trudna. Pamiętacie dlaczego?
— Dużo się tu wydarzyło — wyszeptał mi do ucha Nolan, przytulając się do mnie od tyłu, kładąc brodę na moim prawym ramieniu. — Było naprawdę grubo.
— Początki zawsze są trudne — stwierdziłem. — Wiem, że nie miałeś na to wpływu, ale będąc tutaj, za każdym razem widzę Lucy ciągnącą cię w stronę tłumu, zostawiając mnie samego.
— Żałuję, że wtedy nie zaprotestowałem — powiedział smutno. — Przepraszam.
— Hej, nie masz za co — odparłem, odwracając się do niego przodem. — Tak musiało być. Potrzebowałeś czasu tak, jak ja. To wszystko.
Przysunąłem się bliżej niego, przyciągając głowę w swoją stronę, aby delikatnie się nade mną nachylił i załączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
— Emm, myślisz, że powinniśmy zostawić ich samych? — spytał Cooper.
— Wydaje mi się, że to idealny moment, aby się ulotnić — odezwała się Skyler, na słowa której uśmiechnąłem się przez pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro