KURS
【P E R S P E K T Y W A】
༻ Milesa ༺
☟
Popularny psycholog z naszego miasta, Beniamin McKenzie, zbliżał się do końca półtoragodzinnego wykładu, który stanowił nierozerwalną część zajęć z tygodniowego kursu psychologicznego, na który od kilku dni uczęszczałem wraz z Kaylee.
Byłem wdzięczny Nolanowi za bon, który podarował mi w urodziny. Sam prawdopodobne nie zdecydowałbym się na uczestnictwo w tym wydarzeniu. Jako, że był to kurs płatny, przeszkodę stanowiły niestety pieniądze. Zajęcia były prowadzone wieczorem, idealnie po godzinach pracy, za co byliśmy z Kaylee ogromnie wdzięczni.
Brunetka była niezwykle zdeterminowana i bardzo chciała wziąć udział w wydarzeniu, zanim w ogóle wypłynęła o nim informacja. Jeszcze w szkole mówiła, że na pewno pójdzie na ten kurs, nawet jeśli ja nie będę mógł.
W każdym razie, razem cieszyliśmy się z zajęć. Udało nam się ogarnąć wszystko tak, aby być razem w jednej grupie. Musiały minąć prawie całe wakacje, żeby te zajęcia się rozpoczęły, ale zdecydowanie warto było czekać.
Byliśmy ostatnią grupą, która korzystała z nauk doktora McKenzie i innych osób, którzy swoje życie poświęcili psychologii. Według numerologii, stanowiliśmy klasę E, liczącą dwadzieścia siedem osób. Nie miałem odniesienia względem poprzednich spotkań, ale skoro kurs był rozbity na pięć tygodni, zainteresowanie nim musiało być całkiem spore. Nie wiedziałem, czy nasza grupa była równie liczna co poprzednie. Być może stanowiliśmy resztki osób, których nie mogli wcisnąć wcześniej, ale to nieistotne. Najważniejsze, że mogliśmy wziąć w tym udział.
Same zajęcia były naprawdę interesujące. Każdego dnia mieliśmy wykład wspomnianego już doktora McKenzie, ale poza tym spotkania z kilkoma osobami po przejściach, które opowiadały o depresji i skutkach choroby, ale też z innymi psychologami, którzy może mieli mniejszy staż niż Beniamin, ale mówili równie mądrze. Wszystko prowadził członek zarządu z kręgu kulturowego Eastway.
Sesje miały miejsce w budynku ulokowanym w centrum miasta, który stanowił obiekt wspólny dla wszystkich mieszkańców. Organizowano w nim różne inne spotkania i aktywności, a poza tym znajdowały się tam również biura kilku pomniejszych korporacji.
Wraz z Kaylee i jedną znajomą z naszego rocznika, z którą złapaliśmy się podczas pierwszego dnia, siedzieliśmy w trzecim rzędzie krzeseł. Courtney, bo tak miała na imię dziewczyna, interesowała się psychologią od małego. Gdy rozmawialiśmy po zajęciach pierwszego dnia, powiedziała że chce zostać w przyszłości dobrym psychologiem, aby móc pomagać innym w walce z samymi sobą. Wbrew pozorom ja i Kaylee mieliśmy podobne plany, tyle że nasze powody różniły się od tych Courtney.
— Na zakończenie dzisiejszego wykładu, chciałbym wam opowiedzieć o moim pierwszym doświadczeniu z osobą, która traciła słuch — mówił brodaty mężczyzna w okularach. — Miało to miejsce kilka lat temu. Pracowałem jako psycholog już od dwudziestu trzech lat, ale po raz pierwszy do mojego gabinetu przyszła osoba, która praktycznie w ogóle nie mówiła. — Dojrzały mężczyzna oparł się wygodniej w fotelu, przelatując spojrzeniem po całej sali. — Był to chłopak, mniej więcej w waszym wieku. — Wskazał w stronę, gdzie siedziałem z Kaylee i Courtney, a także osobami o kilka lat od nas starszymi. Zrobił tak,, ponieważ mieliśmy w grupie osoby po czterdziestce. — Przyszedł do mnie z prośbą o pomoc, ponieważ nie mógł sobie poradzić z wizją całkowitej utraty słuchu. Na początku mówił bardzo cicho i kiwał głową, gdy zadawałem mu pytania. Jednak w pewnym momencie całkowicie zamilkł. Wyjął z uszu aparaty słuchowe i spojrzał na mnie z bólem, który wypełniał jego oczy. Zaczął gestykulować, pokazując kolejne znaki, będące konkretnymi słowami języka migowego, ale ja nic nie rozumiałem. Zaskoczył mnie. Zaskoczył i dał do myślenia. Wtedy zrozumiałem, że pomimo mojego dwudziestotrzyletniego doświadczenia, wciąż muszę się wiele nauczyć. Nigdy nie wiadomo z jakim pacjentem przyjdzie wam pracować. Musicie być przygotowani na każdą ewentualność. Chciałbym, abyście to zapamiętali i wzięli te słowa do serca. Im więcej będziecie umieli, tym łatwiej traficie do innych, aby im pomóc — skończył mężczyzna, a ja zanotowałem w zeszycie jego ostatnie słowa.
Zakreśliłem je w kółko i postawiłem obok wykrzyknik, aby tekst nie zginął mi w oceanie słów. Specjalnie na te zajęcia kupiłem sobie średniej wielkości notatnik, ponieważ czułem, że będę potrzebował coś zapisać. Nie sądziłem jednak, że będzie z tego tyle notatek. Pustych kartek zostało niewiele, a przed nami był jeszcze jeden, ostatni dzień kursu, zaplanowany na popołudnie dwudziestego ósmego sierpnia, czyli następnego dnia, w piątek.
— Czy udało się panu pomóc temu chłopakowi? — spytała nagle pewna kobieta siedząca przy samym wyjściu, z jedną nogą założoną na drugiej i laptopem przy niewielkim stoliku, na którym wszystko notowała.
Mężczyzna spojrzał najpierw na nią, a później spuścił wzrok, bawiąc się przez chwilę długopisem, po chwili odkładając go na biurko.
— Gdy pierwszy raz do mnie przyszedł, nie wiele zdziałałem — wyjaśnił. — Wiedziałem jednak, że jeszcze do mnie wróci, dlatego tego samego dnia wieczorem zacząłem uczyć się języka migowego, aby mu pomóc. Na początku z internetu, żeby jakkolwiek móc się z nim porozumieć, a później poszedłem na specjalne zajęcia. Po dwóch miesiącach byłem już świetnie przygotowany. Gdy do mnie wrócił, zrobiłem wszystko co w mojej mocy, aby mu pokazać, że jego życie nie jest beznadziejne i bezwartościowe.
— Zatem sugeruje pan, że przydałby się nam taki kurs języka dla osób z niepełnosprawnością słuchową? — wtrącił z zapytaniem chłopak z delikatnym zarostem, który siedział centralnie przede mną.
— Nie mówię, że jest najważniejszą rzeczą, którą powinniście się zająć zaraz po naszych zajęciach, ale tak. Dobrze by było znać język migowy, a czasami i pismo Braille'a. Życie potrafi zaskoczyć. Zatem powinniście być przygotowani na wszystko — powiedział, pochylając się lekko do przodu.
W tamtym momencie wszyscy zaczęliśmy bić brawo. W ten sposób kończyliśmy wszystkie wykłady, co uważałem za odpowiednie. Doktorowi należały się oklaski za wiedzę, mądrość i chęć poświęcenia swojego czasu względem nas wszystkich.
Po pożegnaniu z psychologiem i zabraniu rzeczy osobistych, opuściliśmy salę, a następnie budynek i stanęliśmy na chodniku, tuż przy jego drzwiach wejściowych. Mówię oczywiście o mnie, Kaylee i Courtney, ponieważ reszta osób szybko się zmyła.
— Przysięgam, uwielbiam go słuchać — powiedziała znajoma z mojego rocznika, spoglądając w niebo. — Mówi z taką pasją i zaangażowaniem.
— To prawda — zawtórowała jej Kaylee. — Ciężko uwierzyć, że jutro ostatni dzień.
— Koniec kursu, początek przygody — odezwała się ponownie Courtney. — Mam w planach wykuć na blachę wszystko co wyniosłam z tych zajęć. Nie wiem ile mi to zajmie, ale z pewnością nie zdążę przed rozpoczęciem roku.
— Moim zdaniem nie ma sensu klepać regułek — powiedziałem. — Najlepiej przyswaja się informacje, gdy używa się swoich słów. Zresztą, to wszystko i tak wyjdzie w praktyce. Jestem pewien, że już teraz byłabyś w stanie odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie, powiązane z tematyką naszych zajęć. W końcu uważnie słuchałaś.
— Może i masz rację, ale ja lubię mieć wszystko poukładane — odparła dziewczyna. — Czuję się lepiej, gdy nauczę się regułek, stworzonych ze słów kogoś innego.
— Rozumiem.
— Co powiecie o tym języku migowym? — spytała Kaylee. — Jest pewnie za wcześnie, żeby o tym myśleć, ale czujecie, że będziecie się chcieli go nauczyć?
— Ja raczej tak — powiedziała Courtney. — Ben powiedział, że się przyda, więc ja w to wchodzę! — podniosła głos.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, aż rozeszliśmy się w swoje strony. Dziewczyny ruszyły na pobliski przystanek autobusowy, a ja na parking zaraz za budynkiem, gdzie miał na mnie czekać Nolan, który od początku trwania kursu zaoferował mi późniejszą podwózkę do domu. Było to całkiem słodkie, bo przecież nie musiał tego robić. Niemniej i tak byłem mu za to wdzięczny.
Będąc na miejscu, od razu wyhaczyłem jego samochód i już po trzech minutach znalazłem się w środku pojazdu. Pocałowałem go w policzek na przywitanie, a on po chwili odpalił silnik i włączył nas do ruchu drogowego.
Jak przez ostatnie trzy dni, tak i tym razem poprosił mnie, abym opowiedział mu jak było. Do mojego domu jechało się z centrum dobre trzydzieści minut, dlatego skupiłem się na, moim zdaniem, najciekawszych aspektach spotkania z psychologiem.
— Język migowy? — zaskoczył się chłopak. — W życiu nie powiązałbym go z psychologią.
— A jednak — powiedziałem. — Minęło dopiero kilkanaście minut od końca wykładu, a ja już poważnie się nad tym zastanawiam — wyznałem.
Chłopak przelotnie na mnie spojrzał, zatrzymując się następnie na czerwonym świetle sygnalizacji drogowej. Wtedy po raz kolejny spojrzał w moją stronę, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
— Cieszę się, że tak bardzo się w to zaangażowałeś — powiedział nagle. — Będziesz w przyszłości dobrym psychologiem.
— Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli — odparłem.
— Z pewnością — odezwał się chłopak, ruszając. — Może nie jestem ekspertem, ale znam kilka znaków migowego i jeśli chcesz, mogę cię ich nauczyć.
— Poważnie? — Spojrzałem na chłopaka z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. — Skąd?
— Pamiętasz jak opowiadałem ci historię o przyjacielu mojego brata, gdy spytałeś mnie kiedyś o apteczkę, którą miałem w pokoju? — spytał, a ja nieznacznie mruknąłem. — Patrick ma znajomego, który bodajże całkowicie nie słyszy. Gdy Travis, ten chory chłopak, zaczął uczyć się migowego, Patrick podłapał od niego najprostsze gesty, a potem nauczył ich mnie. Tak na wszelki wypadek.
— Muszę chyba kiedyś porozmawiać z twoim bratem, bo uwielbiam te historie z jego przeszłości — powiedziałem, gdy chłopak skończył. — Zaskakujesz mnie nimi coraz częściej, mimo że to on był w ich centrum.
— Lubię o nim opowiadać. A gdy następnym razem wpadnie na kolację, powiem mu o tobie. Z pewnością będzie chciał się spotkać.
Z jakiegoś powodu zarumieniłem się na te słowa. Nie mam pojęcia dlaczego. Może to i głupie, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Podjechaliśmy pod mój dom chwilę po ostatnich słowach szatyna. Zatrzymał się na podjeździe, spoglądając na moje zdecydowane ruchy, gdy odpinałem pas i brałem do ręki plecak.
— Chcesz wejść? — spytałem.
Było chwilę po dwudziestej, a następnym dniem miał być ostatni wakacyjny piątek, który oboje mieliśmy na szczęście wolny, więc mogliśmy sobie pozwolić na spędzenie razem trochę czasu, siedząc nawet do późnej nocy.
— Rodzice w domu?
— Pewnie tak.
— Nie chcę sprawiać problemu — wyznał chłopak. — Już i tak za często u ciebie siedzę. Twoim rodzicom może to przeszkadzać. W końcu nie wiedzą, że się spotykamy.
— Właściwie, możemy im powiedzieć — zaproponowałem nieśmiało, czekając na reakcję szatyna. — Od dawna wiedzą, że jestem gejem, w dodatku miałem już kiedyś chłopaka, więc...
Szatyn wyraźnie się zamyślił, jakby rzeczywiście rozważał tę opcję. Po chwili zgasił silnik i odpiął pas, a następnie spojrzał mi prosto w oczy.
— Wolałbym, żeby twoi rodzice dowiedzieli się po moich — odezwał się w końcu. — Po prostu czułbym się pewniej, gdyby sytuacja z moimi była załatwiona. Nie wiem jak zareagują, a nie chcę się im zwierzać, patrząc przez pryzmat reakcji twoich.
— To zrozumiałe — odparłem. — Pamiętaj jednak, że jestem z tobą.
— Wiem — powiedział. — Przejdziemy przez to razem.
Uśmiechnąłem się do niego szczerze, a następnie wyszedłem z samochodu. Chłopak ruszył tuż za mną i już po chwili znaleźliśmy się w środku.
Gdy zdejmowaliśmy buty, zaskoczyła nas mama. Przywitała Nolana z uśmiechem na ustach, proponując coś do picia. Mimo późnej godziny, nie wydawała się być zła, że chłopak zjawił się nagle w naszym domu.
Gorącą czekoladę, którą przygotowała moja rodzicielka, zabraliśmy ze sobą do pokoju, w którym spałem. Szatyn usiadł na krześle przy biurku, a ja na łóżku, w jednej ręce trzymając kubek, a drugą podpierając się o ramę posłania. Wziąłem łyk napoju, obserwując zachowanie chłopaka.
— Opowiedziałbyś mi jak to było z twoimi rodzicami? — spytał nagle. — Od jak dawna wiedzą?
Spuściłem wzrok, przyglądając się uważnie trzymanemu przeze mnie kubkowi.
— Siostra mojej mamy jest lesbijką — zacząłem. — Ciocia przyznała się jej dopiero w liceum. Mama zaakceptowała to bez mrugnięcia okiem. Z tego powodu czułem się pewniej przed coming outem. W końcu moja rodzicielka miała już kiedyś do czynienia z osobą homoseksualną — tłumaczyłem. — To właśnie jej powiedziałem jako pierwszej. Miałem trzynaście lat i już wtedy zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Victoria dowiedziała się rok później. Obie z mamą były dla mnie wsparciem, gdy poczułem się gotowy, aby powiedzieć tacie. Były wakacje przed moim pierwszym rokiem nauki w Trubellan. Miałem wtedy szesnaście lat. Otwarcie się przed nim było najtrudniejsze. Początkowo tego nie rozumiał i na szczęście niczego nie komentował. Nie rozmawiał ze mną przez kilka miesięcy, aż w końcu zrozumiał, zapewne dzięki pomocy mamy, że jestem kim jestem i w pełni to zaakceptował. Teraz jest dla mnie ogromnym wsparciem, za co jestem mu ogromnie wdzięczny.
Podniosłem w końcu wzrok, spoglądając na chłopaka. Kubek z czekoladą znalazł się na biurku, a on sam wpatrywał się tępo w ścianę przy drzwiach, słuchając moich słów. Wtedy przypomniałem sobie sytuację z jego urodzin, gdzie to Henry Nelson mówił z odrazą o kilku gejach, których spotkał na lotnisku. Zrozumiałem, że moja historia musiała chłopak nieźle zdołować. W końcu moi rodzice w pełni mnie zaakceptowali, a patrząc na postawę jego ojca, w tej kwestii mogło być ciężko.
— Zazdroszczę ci takiej rodziny — powiedział w końcu, nie odrywając oczu od ściany. — Moja mama pewnie zrozumie, ale tata? Nie liczyłbym na to. Prawie nigdy go nie ma, a gdy już przyjeżdża, zawsze mnie zawodzi. Tak jak ostatnio, gdy rozmawiał z mamą o sytuacji z lotniska. Jestem pewien, że mnie nie zaakceptuje.
— Jest twoim ojcem — zacząłem. — Na pewno się od ciebie nie odwróci — tłumaczyłem. — Głęboko wierzę, że gdy już mu powiesz, postara się to zrozumieć. Obcych łatwiej jest oceniać, a bliskich łatwiej zrozumieć.
— To co mówisz brzmi pięknie, ale z doświadczenia wiem, że nie zawsze tak musi być — odrzekł chłopak. — Znam tatę od zawsze, zawiódł mnie niestety nie raz.
Wstałem z łóżka i podszedłem do chłopaka, kucając tuż przy jego wyciągniętych nogach. Złapałem go za rękę, patrząc mu prosto w oczy.
— Co by się nie wydarzyło, masz moje pełne wsparcie — powiedziałem.
Szatyn pociągnął mnie w górę, mocno do siebie przytulając. Opierałem się kolanami o jego uda, co nie było najwygodniejsze, ale na szczęście szybko się od siebie odsunęliśmy.
Wstaliśmy w tym samym czasie, łącząc jednocześnie nasze usta. Chłopak zaczął na mnie napierać, przez co zrobiłem dwa kroki do tyłu, aż wylądowałem plecami na łóżku. Szatyn zawisł nade mną, nie rozdzielając naszych warg.
Trwaliśmy tak w swoich objęciach, aż rozdzieliło nas pukanie do drzwi, a następnie Tori, która zaprosiła nas na kolację.
Nolan zdążył się ze mnie zsunąć, gdy drzwi się uchyliły, a w progu pojawiła się głowa mojej starszej siostry.
Oboje się speszyliśmy, chociaż każdy z nas zdawał sobie sprawę, że Victoria dobrze wiedziała o tym, że ze sobą chodziliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro