⸻ 79 ⸻
【P E R S P E K T Y W A】
༻ Milesa ༺
☟
Stałem pod domem, ubrany w beżowy garnitur. Czekałem z niecierpliwością, aż podjedzie samochód, który miał zabrać mnie na szkolny bal. Nolan obiecał, że zgarnie mnie przed wydarzeniem, a później odwiezie. Nie wiedziałem co planował. Dopiero zaczął kurs na prawo jazdy, dlatego zastanawiałem się nad tym, jak rozwiązał kwestię transportu.
Miałem jednak pewne przeczucie. To zwykle Cooper robił za szofera, zatem pewnie i w tym przypadku miał nim być. Było to dla mnie zaskakujące, bo przyjaciel mojego trzecioklasisty nie posiadał swojego samochodu. Podziwiałem jego brata, że nie bał się pożyczać swojego wozu tak często.
Wieczór był wyjątkowo spokojny. Od dobrych kilkunastu minut nie przejechał drogą żaden pojazd. Do czasu. W pewnym momencie, nieopodal mnie, stanął czarny samochód, z wyglądu przypominający ten, który Nolan dostał na urodziny. Jednak nie był to ten sam. Potrafiłem zauważyć niewielkie różnice.
— Siemka Miles — przywitał się Cooper, opuszczając szybę od swoich drzwi. — Wskakuj.
Dwa razy nie musiał mi powtarzać. Sprawnie podszedłem do tylnych drzwi, od razu je otwierając. Wsiadłem do samochodu, zajmując miejsce tuż obok Nolana, którego w rzeczywistości nie spodziewałem się siedzącego z tyłu. Myślałem, że będzie jechał tuż obok przyjaciela. Dopiero później zdałem sobie sprawę, dlaczego było inaczej. Przy Cooperze siedziała jakaś brunetka, która była najprawdopodobniej jego osobą towarzyszącą. Zatem wszystko było jasne.
— Hejka, miło mi cię poznać — powiedziała nagle dziewczyna, odwracając się w moją stronę. — Jestem Catherine.
— Miles, miło poznać — przywitałem się.
Podaliśmy sobie ręce, a po ich uściśnięciu, dziewczyna wróciła spojrzeniem na drogę. Ja w tym czasie przysunąłem się bliżej Nolana. Jego zapach automatycznie zaczął mnie do siebie przyciągać.
— To ktoś z Trubellan? — spytałem go szeptem. — Powinienem wiedzieć kto to? — dopytywałem.
— Z pewnością byś ją znał, gdyby chodziła do naszej szkoły — odparł równie cicho. — Jesteście w jednym wieku, więc musielibyście się na siebie natknąć. Chodzi do Pratsom.
— To po drugiej stronie miasta — stwierdziłem. — Skąd się znają?
— Są spokrewnieni — wyjaśnił szatyn. — To jego kuzynka.
Byłem delikatnie zaskoczony. Z jakiegoś powodu żyłem w przekonaniu, że Cooper miał dziewczynę. Skoro Catherine była tylko jego kuzynką, to moja teoria była zatem nieprawdziwa.
Kierowca puścił w pewnym momencie jakąś muzykę, która zaczęła rozbrzmiewać w całym aucie. Nie pamiętam dokładnie co to było, ale bardzo przyjemnie mi się jej wtedy słuchało.
Nikt nic nie mówił, dlatego mogłem po części skupić się na tym, jak każdy był ubrany. Cooper miał na sobie najzwyklejszy, czarny garnitur z czerwonymi dodatkami, aby w jakimś stopniu pasował do sukienki jego kuzynki, która była właśnie w takim kolorze. Mój szatyn był natomiast ubrany w przepiękny, brązowy garnitur, z beżowymi akcentami. Teraz już wiecie dlaczego ubrałem akurat taki kolor.
Słońce powoli zachodziło, a gdy zaparkowaliśmy na szkolnym parkingu, było już całkowicie ciemno.
Po wyjściu z samochodu, ruszyliśmy od razu w stronę głównego wejścia, a następnie przystrojonej sali gimnastycznej, gdzie odbywała się cała impreza.
Pomieszczenie było pełne wyjściowo ubranych osób. W tle leciała przyjemna muzyka, a w powietrzu unosił się zapach bezalkoholowego ponczu. A przynajmniej bezalkoholowego jak na tamten moment.
W pewnym momencie do mikrofonu, który znajdował się w miejscu, gdzie ustawione było stoisko Dj'a, podszedł nasz dyrektor. Na wstępie wszystkich nas przywitał. Powiedział kilka słów do trzecioklasistów, w których zawarł moim zdaniem to, co było najważniejsze, a mianowicie ciepłe słowa podziękowania za ostatnie trzy lata. Później poprosił, abyśmy przez całe wydarzenie zachowywali przyzwoicie, a na zakończenie pożyczył nam dobrej zabawy. Wówczas impreza się rozpoczęła.
Wtedy z jakiegoś powodu straciłem z oczu Nolana. Nie mogłem go zlokalizować, ale podczas szukania, natknąłem się wzorkiem na Brooklyn i Skyler, które nalewały sobie ponczu do plastikowych kubeczków. Postanowiłem do nich podejść.
— Hejka! — krzyknąłem, próbując się przebić przez głośną muzykę. — Pięknie wyglądacie — dodałem.
— Jaki kochany — powiedziała Brooklyn. — Ty też świetnie wyglądasz.
— Dobrze, że wpadłeś — odezwała się Skyler, odrywając od ust kubek z napojem. — W końcu to nasza ostatnia, wspólna, licealna impreza.
— Nie mógłbym wam tego zrobić — wyznałem.
Nie było to do końca kłamstwem. Fakt, przyszedłem, ponieważ zaprosił mnie Nolan, ale gdyby do tego nie doszło, i tak chciałem wpaść na kilka godzin, żeby móc spędzić z dziewczynami trochę czasu. Żadna z nich nikogo nie przyprowadziła. Obie stwierdziły, że tego wieczoru chcą się dobrze bawić jedynie w swoim towarzystwie. Uznały, że nie potrzebują do tego żadnych partnerów, a jedynie przyjaciół.
— Charlie będzie za jakąś godzinę — powiedziała ponownie Brooklyn. — Widziałeś gdzieś Kaylee? — spytała.
— Niestety nie — odparłem.
— Od kilku godzin nie możemy się z nią skontaktować — odezwała się druga dziewczyna.
— Spokojnie, na pewno w końcu się do nas odezwie — zapewniłem je.
W tamtym momencie do moich rąk zostało włożone nagle plastikowe naczynie, wypełnione czerwoną cieszą. Podała mi je Skyler, z naturalnym jak na nią, wielkim uśmiechem.
— Chcę wiedzieć czego tutaj dolałyście? — spytałem, spoglądając na obie dziewczyny.
— Raczej nie — odparła Brooklyn. — Zwyczajnie to wypij. Poczujesz się zdecydowanie lepiej.
— Jeśli już chcecie się upić, to zróbcie to z głową — poprosiłem. — Lepiej, żeby nikt was nie nakrył.
— Spokojnie, jesteśmy mistrzyniami w ukrywaniu swojego stanu — wtrąciła Skyler, obejmując mnie ramieniem.
— Śmiem w to wątpić.
— Dobra tam — oburzyła się blondynka. — Jesteś z nami?
Nic na to nie odpowiedziałem. Zamiast tego, przyłożyłem kubeczek to ust, wypijając całą jego zawartość. Moje przyjaciółki spojrzały na mnie z satysfakcją.
— Nasz człowiek.
Po tych słowach zostałem zaciągnięty na parkiet. Leciała akurat piosenka Sound Symphony, której nie mogliśmy przegapić. W końcu uwielbialiśmy ten zespół.
Bal rozpoczął się na całego. Wszyscy tańczyli, pili, rozmawiali, śmiali się. Było naprawdę dobrze. Mimo to czułem, że nie było idealnie. Nolan zniknął mi z oczu, gdy tylko weszliśmy na salę i od tamtej pory nigdzie go nie widziałem. Byłem z tego powodu delikatnie poirytowany. Całe szczęście, że były ze mną Brooklyn i Skyler, a później jeszcze Charlie. Gdybym był zdany na siebie, z pewnością bym sobie nie poradził.
Minęło może półtorej godziny, odkąd pojawiłem się w szkole. Ludzie znajdujący się na sali cały czas się wymieniali. Gdy jedni tańczyli, inni gdzieś znikali i tak w kółko. Przez to wszystko nie mogłem skupić się na myśleniu o Nolanie. Moi bliscy bardzo się o to postarali.
W pewnym momencie zauważyliśmy Kaylee w towarzystwie Otisa, którzy weszli razem do sali. Do chłopaka od razu podszedł Cooper i kilku ich znajomych, z kolei my "porwaliśmy" dziewczynę.
— Gdzieś ty była? — zaatakowała ją Brooklyn, gdy podeszliśmy wszyscy do stolika z przekąskami. — I dlaczego przyszłaś z Otisem Jonsem?
Brunetka w okularach wydawała się na zawstydzoną. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale czułem, że coś musiało być wtedy na rzeczy.
— To długa hist...
— Mów! — nalegała Brooklyn.
— Po prostu mieliśmy problem z dojazdem i dlatego się spóźniliśmy.
— A jechaliście tutaj razem, ponieważ? — pytała Skyler.
— Ponieważ Otis zaprosił mnie na bal.
W tamtym momencie dziewczyny wydały z siebie tak głośny pisk, że przez ułamek sekundy nie słyszałem grającej nieustannie muzyki. Naprawdę.
Co do informacji od Kaylee, byłem delikatnie zaskoczony. Zdecydowanie się tego nie spodziewałem, ale z jakiegoś powodu czułem ogromną satysfakcję z tej informacji. Już dawno zauważyłem, że oboje bardzo do siebie pasowali. Skoro chłopak zaprosił ją na bal, to znaczyło, że musiała wpaść mu w oko. Otis był niezwykle sympatycznym gościem, dlatego bardzo się z tego cieszyłem.
Dziewczyny natychmiastowo zaczęły wypytywać o wszystko nowo przybyłą, a ja w tym czasie od nich odszedłem. Podszedłem do stojących nieopodal znajomych Nolana z nadzieję, że powiedzą mi co się z nim dzieje.
— Miles! — zostałem "zaatakowany" przez Catherine, która wyłoniła się dosłownie znikąd. — Chciałbyś ze mną zatańczyć?
— Wiesz co, muszę najpierw coś załatwić — odparłem. — Gdy wrócę, to bardzo chętnie — dodałem.
— W porządku — powiedziała dziewczyna, szczerze się do mnie uśmiechając. — Trzymam cię za słowo!
Ostatnie słowa powiedziała, gdy zaczęła się ode mnie oddalać. Podeszła do Coopera, któremu najwidoczniej nie chciała odpuścić i zaczęła ciągnąć go w stronę parkietu. Na szczęście został mi jeszcze Otis.
— Hej — przywitałem się, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. — Wiesz co się dzieje z Nolanem? — spytałem. — Nigdzie nie mogę go znaleźć.
— Cześć. Jak pewnie zauważyłeś, dopiero co z Kaylee przyjechaliśmy — zaczął mówić — ale byłem chwilę temu w toalecie na parterze i minąłem się z nim w drzwiach. Może ciągle tam jest.
— Dobra, dzięki — odparłem. — Baw się dobrze, do potem!
Odszedłem, nie czekając na odpowiedź. Ruszyłem czym prędzej do męskiej toalety z nadzieję, że zastanę tam mojego trzecioklasistę. Nie było go tak długo, że zwyczajnie zacząłem się o niego martwić.
W drzwiach od pomieszczenia minąłem kilku tegorocznych absolwentów, za to w środku nikogo już nie spotkałem. A przynajmniej tak mi się wydawało. W pewnym momencie z jednej z kabin wyszedł Nolan. Podszedł do umywalki, opukując sobie twarz wodą. Pytanie tylko, dlaczego?
Zacząłem coraz bardziej wierzyć w to, że chłopak mnie unikał przez to, że nikt jeszcze o nas nie wiedział. W końcu nie widziałem żadnego, innego powodu.
Niepewnie podszedłem do chłopaka, który oparł się dłońmi o umywalkę, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
— Wszystko w porządku? — spytałem, przykuwając jego uwagę.
— Nie do końca — odparł, wracając spojrzeniem na lustro. — Chyba mam kryzys.
— Kryzys?
— Zacząłem się strasznie stresować wyznaniem prawdy — wyjaśnił. — Jest mi słabo i jednocześnie bardzo gorąco.
— Jeśli nie czujesz się gotowy, nie musisz dziś tego robić — powiedziałem, z lekkim smutkiem w głosie. — Nie musisz robić tego dla mnie. Najważniejsze, żebyś ty czuł się z tym dobrze.
— Ale ja chcę to zrobić — odparł chłopak, odrywając się od umywalki i spoglądając w moją stronę. — Po prostu mam mały atak paniki.
— Daj ręce — poprosiłem, wyciągając przed siebie swoje dłonie.
Chłopak spoglądał na na mnie z niepewnością, ale po chwili zrobił to, o co go poprosiłem.
— A teraz zamknij oczy i weź kilka głębszych wdechów — powiedziałem. — Gwarantuję, że od razu zrobi ci się lepiej.
Chłopak od razu zrobił to, co mu poleciłem. Swoimi dłońmi mocno mnie trzymał. Przynajmniej na początku. Na każdym kolejnym wydechu delikatnie odpuszczał. Jak widać, podziałało.
Otworzył oczy po kilku dobrych minutach, spoglądając na mnie z wdzięcznością wyrytą na jego przejętej twarzy. Było wyraźnie widać, że to wszystko kosztowało go mnóstwo stresu, strachu i niepewności.
— Już lepiej? — spytałem.
— Tak — odparł, puszczając moje ręce. — Niemniej wciąż czuję taki dziwny ucisk w brzuchu.
— To całkiem normalne — powiedziałem. — W końcu tak działa stres.
Przez następne kilka minut staliśmy w ciszy. Szatyn spoglądał na swoje odbicie w lustrze, a ja wpatrywałem się w jego prawy profil. Wydawał się być bardziej opanowany, niż gdy go tam zastałem.
— Słuchaj, jak nie dzisiaj, to innym razem — zabrałem ponownie głos. — Nie będę cię winił.
Posmutniałem, nie będę tego ukrywał. Cieszyłem się, że będę mógł w końcu powiedzieć o wszystkim przyjaciołom. Już nie bałem się reakcji Brooklyn. Chciałem, żeby i oni mogli cieszyć się moim szczęściem, tak samo jak ja i Kaylee.
Jednak nie chciałem naciskać na szatyna. Obiecałem, że do niczego go nie zmuszę. Wiedziałem jakie to trudne, w końcu sam przez coś takiego przeszedłem i chociaż informacja o mojej orientacji nie wyszła ode mnie, zdawałem siebie sprawę z trudności, jaką jest stanięcie przed ludźmi i powiedzenie: Jestem gejem.
— Nie — odezwał się nagle Nolan, przez co odruchowo na niego spojrzałem. — Tak nie będzie. Obiecałem ci to. Jestem gotowy i nie pozwolę, żeby strach mnie powstrzymał przed wejściem na drogę do szczęścia.
— Ale...
Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, ponieważ chłopak chwycił mnie za prawy nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia, później korytarza, sali gimnastycznej, a następnie stanowiska Dj'a. Działo się to tak szybko, że w pewnym momencie byłem tak skołowany, że nie docierało do mnie to, co Nolan chciał właściwie zrobić.
W pewnym momencie puścił mój nadgarstek, zostawiając mnie wśród tłumu. Sam wskoczył na podwyższenie i poprosił, żeby Dj zciszył muzykę. Potem wziął do ręki mikrofon. Właśnie wtedy zrobiło mi się strasznie gorąco. Miało nastąpić coś, na co czekałem od kilku dobrych miesięcy.
— Proszę wszystkich o uwagę! — W głośnikach rozbrzmiał nagle głos szatyna. — Przepraszam, że przerywam wam dobrą zabawę, ale mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro