Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 74 ⸻


P E R S P E K T Y W A
༻ Nolana ༺

Urodziny Milesa były najspokojniejszym dniem od kilku dobrych tygodni. Okres egzaminów był dla mnie naprawdę ciężki. W końcu bardzo zależało mi na jak najlepszych wynikach. Żeby dostać się na studia, trzeba się wcześniej mocno postarać w szkole średniej.

Później emocje opadły. Na początku dzięki imprezce u Skyler, a później w urodziny mojego drugoklasisty. W tamtym czasie bardzo dużo myślałem. Praktycznie na okrągło oddawałem się kontemplacji. Dokładnie wtedy wszystko przeanalizowałem i uznałem, że to najwyższa pora, aby zrobić coming out. Nie miałem przecież nic do stracenia.

Odkąd zacząłem borykać się ze swoją seksualnością, naprawdę dużo się wydarzyło. Ostatnie miesiące przyniosły wiele wymagających i trudnych dla mnie chwil, ale były również pełne pozytywnych emocji. Ciągle balansowałem na krawędzi, próbując odnaleźć siebie. Spotkanie Milesa była tak naprawdę jedną z lepszych rzeczy, jaka mogła mnie w życiu spotkać. Byłem naprawdę szczęśliwy, że szatyn pojawił się w moim życiu.

Czy czułem się gotowy, aby się ujawnić? Na pewno nie w stu procentach. Miałem oczywiście obawy, ale postanowiłem odstawić strach na bok. Nie chciałem już dłużej ukrywać się z tym, kim jestem. Zapragnąłem znowu żyć normalnie. Tak jak kiedyś, zanim zdałem sobie sprawę, że mogę poczuć coś do drugiego chłopaka.

Miałem do tego idealny moment. Z jakiegoś powodu uznałem, że nie powinien ogłaszać tego w sposób cichy. Nie chciałem też przesadzać. Planowałem zrobić to po swojemu, ale tak, żeby każdy się o tym dowiedział.

Moi przyjaciele już wiedzieli. Miałem w nich pełne oparcie. Dokładnie to samo czułem, jeśli chodziło o Kaylee, dlatego byłem spokojny. Nie mogłem spodziewać się tego, że wszyscy przyjmą to w kulturalny sposób. Zaskoczenie było nawet wskazane, z kolei plotki już niekoniecznie. To ich bałem się najbardziej, ale wiedziałem, że to nieuniknione. Wiadomości przekazywane z ust do ust zawsze się pojawiały, niezależnie od sytuacji.

Może było to trochę głupie i ryzykowne. Nie chciałem, żeby moi rodzice się o tym dowiedzieli. Ujawnienie się przed szkołą dawało ogromne pole do popisu, aby ta wiadomość w końcu do nich dotarła. Liczyłem jednak na to, że zdążę się przemóc, zanim starsi się o tym dowiedzą.

Nie chcę wam jeszcze zdradzać żadnych szczegółów, ale mogę powiedzieć, że planowałem coś naprawdę wyjątkowego. Coś, czego być może byście się po mnie nie spodziewali. Nie widziałem jak to wyjdzie, ale i tak chciałem zaryzykować.

Była sobota po urodzinach Milesa. Zbliżał się bal absolwenta, dlatego umówiliśmy się z chłopakami w galerii, żeby poszukać jakichś ładnych garniturów. Ten, w którym chodziłem do tej pory nie był niestety w najlepszym stanie, dlatego postanowiłem dokonać zmiany. Cooper z kolei w ogóle nie miał takiego stroju, dlatego zobowiązaliśmy się z Otisem pomóc mu z wyborem.

Mieliśmy zaplanowane odwiedzić kilka konretnuchy sklepów z odzieżą, które były w miarę tanie i posiadały dobrej jakości ubrania.

W międzyczasie, gdy spacerowaliśmy między sklepami, rozmawialiśmy o zbliżającym się wydarzeniu. Na początku o samej imprezie, dopiero później temat zszedł na nasze osoby towarzyszące.

— No, a ty idziesz z Milesem? — spytał mnie Cooper, na którego automatycznie spojrzałem.

Zastanawiałem się, czy powiedzieć przyjaciołom o moich planach. Z jednej strony mogli wiedzieć, żeby móc mnie wspierać, a z drugiej, lepiej by było, gdyby dowiedzieli się ze wszystkimi. Stanąłem między młotem a kowadłem, nie wiedząc co powiedzieć.

— Tak — w końcu się odezwałem. — To najwyższa pora, żeby przestać się ukrywać.

— Mówisz poważnie? — dopytywał zaskoczony Cooper.

— Jasne — odparłem. — Czemu jesteś tak zaskoczony?

— Nie no, po prostu nie sądziłem, że tak szybko wyjdziesz z tym do ludzi.

— Długo się nad tym zastanawiałem — powiedziałem, spoglądając na przyjaciela. — W ciągu ostatnich kilku miesięcy wydarzyło się w moim życiu naprawdę wiele. Niektóre wydarzenia dały mi do myślenia. Nie chcę, żeby te wszystkie, ciężkie chwile się powtórzyły.

— Nie boisz się reakcji innych? — dopytywał ten sam chłopak.

— Czuję delikatny strach — wyznałem. — To normalne. Ale wolę to zrobić teraz, niżeli ktoś miałby mnie z tym później wyprzedzić.

— Cóż, w ostatnim miesiącu było naprawdę gorąco — wtrącił się Otis.

— Dlatego nie chcę znów do tego wracać — odparłem. — Koniec z ukrywaniem się.

Weszliśmy do kolejnego sklepu, ale tym razem żadne garnitury nie przykłuły szczególnie naszej uwagi, dlatego od razu z niego wyszliśmy, kierując się do miejsca na przeciwko.

— No a ty Coop — odezwałem się. — Z kim idziesz? — spytałem.

— Z kuzynką, która chodzi do Pratsom — odpowiedział mi chłopak.

— Myślałem, że zaprosisz kogoś od nas — odezwał się Otis. — Pamiętasz swoją obsesję na punkcie Brooklyn i Skyler?

Zaśmiałem się na słowa blondyna. Brunet w tym czasie udawał bardzo obrażonego. Odwrócił od nas wzrok, udając focha.

— To nie była obsesja — odezwał się jednak po chwili. — A nawet jeśli, to już dawno mi przeszło. Co jak co, ale wy powinniście to zauważyć.

— A czy któryś z nas coś mówi? — spytałem.

— Otis mnie tak drażni, a sam pewnie ma kogoś spoza Trubellan — stwierdził Cooper.

— No właśnie — wtrąciłem, przenosząc wzrok z jednego chłopaka na drugiego. — A ty z kim idziesz Otis?

Blondyn wydawał się być zmieszany przez ułamek sekundy. Później jednak przybrał naturalny dla siebie wyraz twarzy. Temat, na który rozmawialiśmy ciągnął się od dobrej godziny, dlatego powinien być przygotowany na to, że w końcu on będzie w centrum naszej konwersacji.

Blondyn wydawał się zakłopotany. Pomyślałem wtedy, że pewnie głupio mu się przyznać do osoby, którą postanowił zaprosić. Prawda była jednak zupełnie inna.

— Zasadniczo nie planowałem nikogo zapraszać — powiedział. — Chciałem iść sam.

— Słucham? — zaskoczyłem się. — Chcesz mi powiedzieć, że nie będziesz miał osoby towarzyszącej?

Chłopak pokręcił jedynie głową. Wtedy spojrzeliśmy na siebie z Cooperem. Nie mogliśmy tego tak zostawić. W końcu był to nasz ostatni szkolny bal. Dwóch z nas miało swoich partnerów, zatem trzeci też powinien był kogoś znaleźć. Będąc na jego miejscu, czułbym się dziwnie, gdybym był takim "piątym kołem" wśród wszystkich par.

Zacząłem rozmyślać nad tym, kto mógłby być ewentualną osobą towarzyszącą blondyna. Na myśl od razu przyszła mi jedna, szczególna osoba. Już jakiś czas temu próbowałem ich ze sobą spiknąć, ale z jakiegoś powodu mi się to nie udało. Jednak wciąż uważałem, że oboje bardzo do siebie pasowali.

Doskonałe wiedziałem co powinniśmy zrobić. Spojrzałem wymownie na Coopera, dając mu do zrozumienia, żeby obezwładnił naszego przyjaciela. Tak też zrobił. Chwycił go nagle wokół tali, mocno przyciskając do swojej klatki piersiowej. Ja w tym czasie wyciągnąłem mu z kieszeni telefon.

— Co wy robicie?! — krzyknął blondyn. — Macie natychmiast przestać!

— Uspokój się — powiedziałem. — Chcemy ci tylko pomóc.

— Nie pozwolimy, żebyś szedł na bal sam — dodał Cooper.

— Co ty chcesz zrobić Nels?

Blondyn spoglądał na mnie niepewnie. Zdawał sobie sprawę, że znałem kod do jego telefonu i mając go w swoim posiadaniu, mogłem zrobić dosłownie wszystko.

Nie chciałem uczynić jednak niczego złego. Wszedłem na Instagrama, wyszukałem odpowiednią osobę i napisałem do niej krótką wiadomość.

— Hejka, poszłabyś ze mną na bal absolwenta? — mówiłem, wystukując na klawiaturze.

— Nie odważysz się...

— Poszło — przerwałem Otisowi, posyłając mu szczery uśmiech. — Jeszcze nam za to podziękujesz.

— Do kogo napisałeś? — warknął blondyn. — Gadaj! A ty mnie puszczaj.

Zaczął się miotać, próbując uwolnić się z silnych ramion drugiego chłopaka. Było blisko, ale ostatecznie mu się to nie udało.

Minęły może trzy minuty, gdy dostaliśmy wiadomość zwrotną. Telefon zawibrował, a ja od razu przeszedłem do konwersacji z dziewczyną, która napisała.

— Dziękuję za zaproszenie. Muszę przyznać, że się tego nie spodziewałam. Z chęcią z tobą pójdę — przeczytałem, szczerząc się jak głupi.

— Mamy to! — krzyknął uradowany Cooper, puszczając Otisa.

Ten od razu podszedłem i wyrwał mi z rąk swój telefon. Drugi chłopak podszedł po chwili i przybił ze mną zwycięską piątkę.

— Znowu to samo — powiedział zrezygnowany Otis. — Dalej wam się to nie znudziło? — spytał po ponownym przeczytaniu wiadomości.

— Wciąż uważam, że pasujecie do siebie z Kaylee wręcz idealnie — wyznałem. — To twoja największa szansa.

— I zapewne jedyna — dodał Cooper.

— A pytaliście mnie o zdanie? Może podoba mi się ktoś inny, co wtedy?

— Ktoś ci się podoba? — powtórzyłem.

— Kto to? — dopytywał Cooper.

— Przestańcie — westchnął zrezygnowany już blondyn. — Wiecie o co mi chodzi.

— Ja tam swoje wiem — powiedziałem, zakładając ręce na piersi. — Oboje ewidentnie macie się ku sobie.

— Może coś z tego być, dowód pierwszy, szybka, pozytywna odpowiedź na zaproszenie — odezwał się Cooper. — Daj sobie szansę stary. Wiemy, że ona ci się podoba.

— Tak? Niby skąd?

— Znany się nie od dziś — powiedziałem. — Jesteśmy jak bracia. Takie rzeczy się czuje.

Blondyn przewrócił jedynie oczami, ponownie spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu. Wydawał się poważnie zastanawiać nad sytuacją, w którą go wpakowaliśmy.

— Głupio by było teraz to odkręcać — stwierdził. — Znając życie i tak nie dalibyście mi spokoju, zatem zgoda. Spróbuję dobrze się bawić razem z Kaylee.

— Sukces!

Zbiliśmy z Cooperem zwycięską piątkę. Oboje szeroko się uśmiechaliśmy. Był to nasz niewielki sukces. Tak jak wspominałem już wielokrotnie, Kaylee i Otis bardzo do siebie pasowali. Powinni przynajmniej spróbować. Nic nie stało im na przeszkodzie, a jeśli nawet nic by z tego nie było, to mieliby przyjemny wieczór, podczas którego wszyscy z pewnością świetne byśmy się bawili.

— Mam nadzieję, że nie pożałuję tej decyzji.

— Na pewno nie — odparłem. — Na sto procent będziesz nam kiedyś za to dziękował.

— To się okaże — prychnął blondyn. — Tylko teraz muszę wyglądać lepiej, niż planowałem. Tutaj z pewnością nic nie znajdziemy. Musimy jechać do innej galerii.

— Patrz jak od razu zmienił nastawienie — zaśmiał się Cooper, szturchając mnie w bok.

— Zaczęło mu zależeć — powiedziałem. — Nareszcie.

— Jesteście niemożliwi — westchnął Otis, ruszając w stronę wyjścia z budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro