Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 73 ⸻


P E R S P E K T Y W A
༻ Milesa ༺

W piątek, ósmego maja, obudziła mnie siostra wraz z rodzicami. Leżałem spokojnie w swoim łóżku, gdy ktoś zaczął mną nagle potrząsać. Otworzyłem oczy bardzo powoli, a to co zobaczyłem, wywołało naprawdę szczery uśmiech na moje twarzy.

Stojący przy moim łóżku Victoria i tata, trzymali tubki z konfetti, które wystrzeliły, gdy przejrzałem na oczy, a także mama, która trzymała przed sobą talerz z naleśnikami, w które była wbita niewielka, zapalona świeczka.

— Wszystkiego najlepszego! — krzyknęła siostra, rzucając się prosto na mnie. — Nie mogę uwierzyć, że mój braciszek w końcu skończył osiemnaście lat!

Bardzo mocno mnie do siebie przytuliła, przez co miałem chwilę delikatny problem z nabraniem powietrza, ale w końcu się ode mnie uśmiechnęła.

— Wszystkiego dobrego synu — odezwał się tata, na którego spojrzałem. — Oby wyniki egzaminów były jak najlepsze.

— I żebyś w przyszłości robił to, co naprawdę kochasz — dodała mama.

— Jejku, dziękuję wam — powiedziałem.

Czułem jak oczy zaczynały mnie delikatnie piec. Nie moja wina, że się wzruszyłem. Nigdy nie wiedziałem jak powinienem reagować na niespodzianki, a gdy było to coś naprawdę wzruszającego, od razu czułem potrzebę płaczu. Niemniej starałem się nie wybuchnąć.

— Nie mamy zbyt wiele czasu, bo musimy iść do pracy, dlatego po południu godnie uczcimy twoje urodziny — powiedział tata.

— Jako pierwszy prezent, twoje ulubione naleśniki — dodała mama. — Zjedz je ze smakiem, a potem zmykajcie do szkoły.

— Dobrze mamo, dziękuję — odparłem.

Tori odebrała od mamy naczynie i wszyscy razem wyszli z pomieszczenia, abym mógł się ogarnąć.

Ta pobudka była naprawdę miła. Nie pocieszał mnie jednak fakt, że później będę musiał posprzątać to całe konfetti. Miałem szczerą nadzieję, że siostra mi w tym pomoże.

Uwinąłem się w bardzo szybkim tempie. Zjadłem śniadanie w towarzystwie siostry, a później razem wsiedliśmy w jej samochód i ruszyliśmy w stronę szkoły.

Pomimo że były to moje osiemnaste urodziny, nie czułem żadnej zmiany. Był to dzień taki jak inne, po prostu kolejny z mojego życia, różniący się jedynie tym, że to okrągła rocznica mojego przyjścia na świat. Nic więcej.

Nie miałem problemu z tym, że musiałem iść wtedy do szkoły. W domu i tak nie miałbym nic do roboty, a tak mogłem zająć sobie czymś głowę.

Poprzedniego dnia po raz pierwszy od dawna opuściłem zajęcia. Na początku nie chciałem tego robić, ale impreza u Skyler była na tyle wymagająca, że nie mogłem pozwolić sobie na brak odpoczynku.

Swoją drogą, tamten dzień był dla mnie naprawdę ważny. Udało mi się szczerze porozmawiać z Nolanem i chociaż napięcie wciąż było między nami wyczuwalne nie mogę powiedzieć, że nie było lepiej. W jakimś stopniu wszystko sobie wyjaśniliśmy, a nasza relacja mogła w końcu zmierzać na tor, z którego zboczyła kilka tygodni wcześniej. Na szczęście dało się do uratować.

Pożegnałem się z siostrą na parkingu i sam ruszyłem w stronę głównego wejścia do szkoły. Na placu przy bramie znajdywało się znacznie mniej osób niż zwykle. Bez trzecioklasistów, było wbrew pozorom bardzo pusto. Nie miałem pretensji o to, że oni mieli wtedy wolne, a my musieliśmy normalnie iść na zajęcia. W przyszłym roku czekało to mój rocznik. Wszystko po kolei.

Czułem się tego poranka bardzo swobodnie. Zdałem sobie sprawę, że to pierwszy dzień, w którym nie muszę się specjalnie stresować atakiem ze strony Masona. Złapałem do niego ogromny dystans i nabrałem pewności siebie, a wszystko za sprawą Nolana. I nie mówię tu, że całkowicie zmieniłem nastawienie i w jakimś stopniu się zmieniłem. Stałem się zwyczajnie odważniejszy, co bardzo mi się podobało. Liczyłem na to, że już niedługo przestanę być całkowicie szarą myszką i będę zwyczajnym nastolatkiem. Kimś, kim zawsze chciałem być.

Tego dnia zaczynałem zajęcia w pojedynkę. Na korytarzach nie spotkałem nikogo szczególnie znajomego, niemniej kilka osób złożyło mi życzenia urodzinowe. Było to swoją drogą bardzo miłe.

Zbliżała się lekcja matematyki. Stałem przy swojej szafce, układając w niej książki, gdy poczułem jak ktoś na mnie naskakuje.

— Wszystkiego najlepszego Miles! — krzyknęła Kaylee, która złapała mnie za ramiona.

Odwróciłem się w jej stronę, zauważając tym samym stojącego obok Charlie'go, który trzymał w rękach kilka paczek, opakowanych w urodzinowy papier.

— Wiemy, że nie jesteś wielkim fanem niespodzianek, ale mamy dla ciebie kilka prezentów — powiedziała dziewczyna.

— Od nas, a także Brooklyn i Skyler — dodał Charlie. — Nie ma ich z nami z oczywistych powodów.

— Gdy się obudzą z pewnością do ciebie zadzwonią, ale teraz przyjmij od nas te podarki.

— Dziękuję wam bardzo — odparłem. — Mam nadzieję, że jakoś uda mi się przetransportować to wszystko do domu.

— Na luzie, możemy ci przecież pomoc — odezwał się Charlie.

— Nie mieliśmy okazji wcześniej o tym porozmawiać — zaczęła Kaylee — ale mamy nadzieję, że gdzieś dzisiaj wyjdziemy! — powiedziała z entuzjazmem, spoglądając w moją stronę.

— O nie — wtrącił mój przyjaciel. — Kaylee, spójrz na jego wyraz twarzy — poinformował chłopak, wskazując na mnie głową.

— Nie mów, że nie chcesz tego uczcić! — oburzyła się brunetka. — Przecież to osiemnastka.

— Nie mówię, że nie chcę — zacząłem wyjaśniać. — Po prostu ten dzień chciałbym spędzić w towarzystwie rodziny. Już im to obiecałem. Ale możemy wyjść gdzieś jutro.

— Gdybym cię nie znała, powiedziałabym, że kłamiesz — westchnęła dziewczyna w okularach. — No ale niech ci będzie. W końcu to twój wielki dzień!

— W całe nie taki wielki — odparłem. — Dzień jak co dzień.

— Dobra tam — prychnęła Kaylee. — O której się jutro widzimy?

— O której chcecie — odparłem. — Może to być nawet dziewiąta.

— Nie wiem, czy Skyler będzie chciała wstać tak wcześnie w sobotę — zaśmiał się Charlie.

— To już zależy od niej — powiedziałem, uśmiechając się do chłopaka.

Kaylee zaczęła mówić o tym, gdzie moglibyśmy pójść, a ja w tym czasie odłożyłem prezenty do szafki, następnie ją zamykając.

Gdy odwróciłem się z powrotem do przyjaciół, poczułem ogromną potrzebę ich przytulenia. Tak też zrobiłem. Bez słowa zbliżyłem się najpierw do Kaylee, a później Charlie'go, którzy bez problemu odwzajemnili uścisk.

— Dziękuję — powiedziałem. — Bardzo się cieszę, że was mam.

— Przestań, bo się rozpłaczę! — wrzasnęła brunetka, momentalnie się ode mnie odsuwając.

Delikatnie zaśmiałem się na jej reakcję. Prawda była taka, że zarówno ona, jak i Charlie, byli dla mnie bardzo ważni. Tak samo jak Brooklyn i Skyler, stanowili dla mnie rodzinę. Rodzinę, poza murami domu, w którym mieszkałem. Zawsze mogłem na nich liczyć. Bywało między nami różnie, ale nigdy poważnie się na nich nie zawiodłem.

— Masz urodziny, nie chcesz przypadkiem odpuścić sobie matematyki? — spytał nagle Charlie.

— Nie podoba mi się wizja siedzenia u Avertury i słuchania jej wywodów odnośnie egzaminu, ale nie przyszedłem tutaj po to, żeby teraz wagarować — odpowiedziałem.

— Ty i to twoje sumienie — westchnął chłopak.

— Nic na to nie poradzę — odparłem, śmiejąc się. — No dobra, chodźmy.

Właśnie w tamtym momencie zadzwonił dzwonek, a my ruszyliśmy w stronę sali od wspomnianej już matematyki.

✩ ✩ ✩

Po powrocie do domu usiadłem w salonie z najbliższymi. W trakcie dnia dużo osób z rodziny do mnie dzwoniło, co bardzo poprawiło mi humor. Pamięć dziadków, ciotek, wujków i kuzynostwa dobrze świadczyła o naszej rodzinnej relacji.

Mama i siostra przygotowały uroczysty obiad, który zjedliśmy w miłej atmosferze. Zakończyliśmy go tortem, który był naprawdę dobry, ale tak słodki, że nie dało się go zjeść w dużej ilości.

Rozmawialiśmy właśnie o zbliżających się wakacjach, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi wejściowych.

Siostra stwierdziła, że to prawdopodobnie ktoś do mnie i wysłała, abym otworzył i sprawdził kto to. Przystałem na to bez żadnego słowa protestu.

Otwierając drzwi nie spodziewałem się nikogo konkretnego. Zdecydowanie nie byłem gotowy na to, co ukazało się moim oczom.

W progu domu stanął Nolan z gitarą, którą dumnie trzymał przed sobą. Gdy tylko drzwi się uchyliły, zaczął grać na niej standardową melodię urodzinową, którą było sto lat. Dodatkowo cicho śpiewał. Był z pewnością bardzo zestresowany, ale starał się tego po sobie nie poznać.

Byłem wtedy w totalnym szoku. Nie spodziewałem się, że chłopak tak bardzo mnie zaskoczy. Nigdy nie wspominał, że potrafi grać na gitarze. Będąc w jego domu, również jej nie widziałem, dlatego byłem usatysfakcjonowany, że postanowił sprawić mi taką niespodziankę.

Gdy skończył odśpiewywać urodzinowy hymn, odstawił gitarę na bok i z plecaka, który leżał przy jego nogach, wyciągnął niewielkie, opakowane pudełko.

— Wszystkiego najlepszego! — krzyknął z radością.

— Dziękuję — odparłem. — To naprawdę piękna niespodzianka — dodałem, odbierając podarek. — Zaprosiłbym cię to środka, ale spędzam dziś czas z rodziną.

— Niech wejdzie, my i tak musimy ogarnąć dziś jeszcze kilka rzeczy — powiedziała moja rodzicielka, której głos dobiegł zza moich pleców.

Odwróciłem się, spoglądający na kobietę, która stała oparta o pobliską ścianę. Posłałem jej zaskoczony uśmiech.

— Skoro tak, to zapraszam.

Po chwili chłopak był już w środku. Zdjął buty, a następnie razem za mną ruszył do mojego pokoju. Tam poprosił, abym rozpakował prezent.

Usiedliśmy na łóżku po tym, gdy chłopak odłożył swoje rzeczy obok biurka.

Zacząłem powoli rozrywać kolorowy papier, spod którego wyłoniło się białe pudełko. Powoli je otworzyłem, odsłoniając to, co się w nim kryło.

Na początku wziąłem do ręki kopertę, którą od razu otworzyłem. Znajdował się w niej bon na tygodniowy, wakacyjny kurs psychologiczny. Był to ten sam, na który chciałem iść razem z Kaylee.

— Skąd ty...

— To chyba oczywiste, kto mi to podpowiedział — przerwał Nolan, tym samym odpowiadając na niedokończone pytanie.

— Dziękuję bardzo — powiedziałem szczęśliwy. — Sam pewnie bym się na to nie zdecydował.

— Mam nadzieję, że dużo się tam nauczysz — dodał chłopak, bawiąc się wciąż nie sprzątniętym konfetti. — A teraz rozpakowywuj dalej.

Spojrzałem na niego niepewnie, odkładając kopertę na bok. Spojrzałem znów do pudełka, na którego dnie zauważyłem jakiś niewielki prostokąt. Wziąłem przedmiot do ręki, odwracając go przednią stroną. Była to naprawdę piękna ramka, w której znajdowało się nasze wspólne zdjęcie pod wieżą Eiffla. Dodatkowo, pod nim była wyryta data dnia, w którym zaczęliśmy się spotykać.

Muszę przyznać, że łza zakręciła mi się w oku. To był naprawdę szczery prezent. Byłem z niego bardzo zadowolony, bo to pierwsza rzecz, którą dostałem od szatyna, a która miała powiązanie z naszymi początkami. Chociaż było między nami ciężko w ostatnich dniach, to ramka ze zdjęciem uświadomiła mi, że przeżyliśmy razem mnóstwo niesamowitych chwil, których z pewnością nigdy nie zapomnę.

— Z fizycznych rzeczy to tyle — odezwał się nagle chłopak. — Ale mam coś jeszcze.

— Nolan, to i tak wystarczająco.

— Spokojnie — powiedział. — Ostatnia rzecz to coś, czego obaj bardzo potrzebujemy.

Patrzyłem na niego z niepewnością. Przez chwilę zbierał się w sobie. W końcu wziął jeden głęboki wdech i się odezwał.

— Pójdziesz ze mną na bal absolwenta? — spytał, a mnie momentalnie zatkało.

Byłem w takim szoku, że zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć. Dopiero po chwili zdołałem się otrząsnąć.

— Oczywiście, że tak — powiedziałem. — Ale co z ludźmi? Nie boisz się, że się dowiedzą?

— To nie istotne — odparł. — Nadeszła odpowiednia pora. Jestem gotowy, aby zrobić coming out.

Moje oczy odruchowo zrobiły się większe, momentalnie zapełniając się łzami. Rzuciłem się na chłopaka, który upadł plecami na pościel, gdzie było mnóstwo kolorowych papierków. Ja upadłem na jego klatkę piersiową.

To była cudowna wiadomość. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Poczułem dumę, że chłopak postanowił zrobić kolejny krok do przodu.

Mocno się do niego przytulilem, mówiąc, że jestem z niego naprawdę dumny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro