⸻ 57 ⸻
【P E R S P E K T Y W A】
༻ Milesa ༺
☟
A w nich stanęła Kaylee. Nawet nie wiecie jak szybko odsunąłem się od Nolana. I tak wyglądał na przestraszonego. Nie chciałem go bardziej stresować. Tylko że nakryła nas osoba, która już o nas wiedziała...
— Tutaj jesteście — powiedziała dziewczyna, dając wrażenie, że nie widziała tego, co miało miejsce chwilę wcześniej. — Przepraszam, jeśli przeszkodziłam wam w rozmowie.
Uwierzcie lub nie, ale w tamtym momencie całkowicie wytrzeźwiałem. Poczułem się tak, jakby cały wypity przeze mnie wcześniej alkohol nagle wyparował z mojego ciała. Musiałem jakoś rozwiązać tą sytuację, która wydawała się krępująca dla każdej ze stron.
Spojrzałem najpierw na Kaylee, a później na zestresowaną twarz Nolana. Wziąłem głębszy oddech i postanowiłem zrobić krok w przód.
— Dobra, to nie ma sensu — powiedziałem. — Pewnie i tak wyszłoby to na jaw, a ja nie chcę cię okłamywać — mówiłem.
Nolan strasznie wtedy pobladł, ale nie robił nic, aby mnie powstrzymać. To w zasadzie dobrze, bo nie wiedział co chciałem powiedzieć. Prawda była taka, że te słowa kierowałem właśnie do niego, a nie dziewczyny, która stała z nami na balkonie.
— Kaylee widziała nas wtedy na dachu szkoły — wyjaśniłem, patrząc prosto w oczy stojącego na przeciw mnie szatyna. — Ona o nas wie Nolan.
— Nie czuj przez to żadnej presji, bo ja będę dla was jedynie wsparciem — wtrąciła się brunetka. — Może nie powinnam, ale to prawda, że was wtedy widziałam. Trzymałam to w tajemnicy, aż Miles wczoraj odkrył, że wiem więcej niż inni. Nie musisz się bać. Nikomu nie powiedziałam i nikomu nie powiem. To wasza sprawa.
— Wszystko dobrze Nolan? — spytałem, kładąc mu rękę na ramieniu.
— T-tak, po prostu...
Schował twarz w dłoniach, a następnie rozmasował sobie skronia. Po chwili znów się odsłonił.
— Nie wiem co mam myśleć — powiedział. — Z jednej strony rzeczywiście ulżyło mi, że ktoś wie, ale z drugiej czuję niepohamowany wstyd.
To mnie trochę zabolało. Jakby nie patrzeć powiedział, że się wstydzi. Wstydzi mnie i naszej relacji. Ale nie mogłem czuć urazy. To była dla niego nowa sytuacja, dlatego mógł być szczery co do swych uczuć i okazywać je jak chciał.
— Moim zdaniem nie powinieneś — odezwała się brunetka, podchodząc do chłopaka, łapiąc go za prawe ramię. — Bycie z kimś kogo się kocha powinno być powodem do dumy. W dodatku cieszę się, że Miles ma kogoś, kto się nim zaopiekuje.
Chciałbym dodać komentarz do wzmianki odnośnie słowa kocha. W rzeczywistości żaden z nas nigdy tego nie powiedział. Skąd mieliśmy wiedzieć, że to miłość? Dziewczyna nieświadomie zakłopotała wtedy i mnie i szatyna.
— Wbrew pozorom to on opiekuje się mną — powiedział w końcu chłopak. — Po raz pierwszy jestem w czymś takim. Jest to dla mnie trudne, ale on to wszystko znosi i za wszelką cenę mi pomaga.
Przyznam, że się wtedy zarumieniłem. To były bardzo miłe słowa. Chłopak nie kłamał. Starałem się być dla niego wsparciem, bo wiedziałem jak trudnym jest wejście na zupełnie inny tor. Obecność bliskich jest wtedy niezwykle ważna.
— A teraz masz też mnie! — powiedziała energicznie brunetka. — Miles jest w końcu szczęśliwy i nie pozwolę, żeby ktoś to zepsuł, dlatego gdy wy będziecie opiekować się sobą nawzajem, ja zaopiekuję się wami.
— To kochane Kaylee — odezwałem się.
— I nie mam z tym problemu — wtrącił Nolan. — Dobrze że się o wszystkim dowiedziałaś. Może dzięki temu nabiorę więcej pewności siebie?
— Słuchaj, gdy będziesz gotowy się ujawnić, ja będę pierwszą osobą, która zacznie klaskać i głośno wiwatować.
Cicho zaśmiałem się na te słowa. W końcu znałem Kaylee. Nigdy nie złamała swojej obietnicy. Może i brzmiało to wtedy prześmiewczo, ale gdyby w końcu do tego doszło, dziewczyna naprawdę byłaby gotowa to zrobić. I to moim zdaniem jest jej wielkim atutem. Była taką cichą, maleńką myszką, ale z ogromnym sercem.
— No dobra. Jeśli jednak nie chcecie wydać waszej relacji zbyt wcześnie, to bądźcie bardziej dyskretni — odezwała się ponownie brunetka. — Cieszcie się, że przyszłam ja, a nie ktoś inny.
— Dobrze mamo — odparłem, chichocząc. — Następnym razem będziemy bardziej uważać.
— I tego się trzymajcie.
Nolan chciał właśnie coś powiedzieć, gdy nagle zza pleców Kaylee wyłoniła się wyższa od niej postać.
Po raz kolejny tego wieczoru dostaliśmy z Nolanem wewnętrznego szoku, czegoś na wzór mini zawału. Na szczęście osobą, która do nas dołączyła, był Otis. Byliśmy pewni, że niczego nie słyszał. Zresztą, nawet jeśli, to jego stan mówił, że raczej niczego by nie zapamiętał.
I tu muszę przyznać, że byłem w lekkim szoku. W końcu to Otis. Porządny, rozsądny i dojrzały osiemnastolatek, który był ułożony, nagle ledwo trzymał się na nogach. Zacząłem się zastanawiać jak dużo wypił, że doprowadził się do takiego stanu.
— Tu-u jesteście! — powiedział blondyn donośnym głosem. — Nolan, przyjacielu, chcia-ałbym się z tobą w końc-u napić!
— Czy ja dobrze słyszę? — dopytywał Nolan. — Otis, jakim cudem jesteś w takim stanie? Przecież ty nigdy nie sięgałeś po alkohol.
— Emm, możliwe, że to przez Skyler — wtrąciła się Kaylee. — Widziałam jak próbowała go przekonać.
— I dobrze zrobiła! — wrzasnął ponownie blondyn. — Czuję się zaj-ebiście!
Nolan natychmiastowo znalazł się przy przyjacielu, starając się go uciszyć za wszelką cenę. Głośne rozmowy na balkonie w Paryżu i to jeszcze o północy nie wróżyły nic dobrego.
— Ale-e wypij ze mną — nalegał Otis.
Nolan odebrał od niego wpół pełny kubek alkoholu i od razu go wypił, oddając plastik w ręce stojącej obok Kaylee.
— Zadowolony? — dopytywał.
— To takie piękne — mówił Otis. — W ko-ońcu staliśmy się pełnoprawnymi braćmi.
— Nie sądziłam, że będzie z nim aż tak źle — powiedziała nagle Kaylee.
— Ja też, uwierz mi — odparł Nolan. — Na dzisiaj ci już wystarczy. Wracamy do pokoju. Jutro mi za to podziękujesz.
— Poradzisz sobie z nim sam? — spytałem, gdy mój szatyn oparł na sobie ciężar przyjaciela.
— Tak — odpowiedział. — Najżywiej trochę pohałasujemy na korytarzu. W pokoju doprowadzę go do porządku.
— Pisz w razie czego — poprosiłem.
— Jasne. Uważajcie na siebie i bawcie się dobrze — powiedział mój trzecioklasista. — I Kaylee, dziękuję że jesteś.
To z kolei było bardzo miłe. Po chwili chłopaki zniknęli wewnątrz pokoju, a ja zostałem z brunetką sam na sam. Nagle atmosfera zrobiła się dużo mniej napięta, a ja odetchnąłem z ulgą.
— Przepraszam, że zmusiłam cię do powiedzenia prawdy — odezwała się nagle Kaylee, podchodząc i kładąc mi rękę na ramieniu. — Nie wiedziałam, że jesteście tu razem.
— W porządku — odparłem. — Jestem pewien, że to wyjdzie nam jedynie na dobre.
— Tak mówisz?
— I tak myślę. Sama widziałaś, że Nolan mimo wszystko przyjął to w sposób spokojny. Teraz wie, że to co jest między nami nie musi innym przeszkadzać.
— Niby tak, ale ja jestem twoją przyjaciółką — mówiła. — Przyjaciele z reguły reagują inaczej niż inni ludzie.
— Fakt, ale dla mnie liczy się to, że Nolan ma za sobą pierwsze wyznanie prawdy, które wypadło pozytywnie — wyznałem. — Mam nadzieję, że dzięki temu będzie mu lepiej pogodzić to z przyszłością.
— Obyś miał rację.
— Tak czuję — wyznałem. — A co do Otisa, to jestem w szoku — zmieniłem temat.
— Ja tak samo — odparła brunetka. — Nie sądziłam, że sięgnie po alkohol, już nie mówiąc, że doprowadzi się do takiego stanu.
— A to wszystko przez naszą Skyler — powiedziałem. — Mam nadzieję, że Otis przeżyje jutrzejszy, ciężki dla nas dzień.
✩ ✩ ✩
Sobotni poranek przywitał mnie delikatnym bólem głowy. Było to jednak zrozumiałe. W końcu alkohol i te sprawy. Nie znałem się zbytnio na kacu, ale ból skroni i ogromne pragnienie mówiło samo za siebie.
Przy śniadaniu zostaliśmy delikatnie skarceni, za niezachowanie ciszy ostatniej nocy, ale zostało nam to wybaczone. Opiekunowie podsumowali swoje słowa tym, że oni też byli kiedyś młodzi. Zszokowało nas to doszczętnie, ale nikt nie narzekał. Mieliśmy udaną, nocną imprezę i nie mieliśmy przez nią przypadłu. Zapowiadał się naprawdę dobry dzień.
Zostaliśmy poproszeni o spakowanie i przygotowanie pokoi do ich opuszczenia. Wylatywaliśmy co prawda wieczorem, ale przy szybkim upływie czasu i małej dezorganizacji, mogliśmy się ze wszystkim nie wyrobić, a raczej nikt nie chciałby o czymś zapomnieć.
Po powrocie do pokoju zaczęliśmy się z chłopakami pakować. Otis co chwila powtarzał, że chyba za chwilę zginie, a Nolan co i rusz mówił, że będzie tylko lepiej. Wszyscy wypiliśmy do śniadania po szklance wody z cytryną, którą udało nam się załatwić przy stoliku ze szwedzkim stołem. No ale mniejsza o to.
Gdy byliśmy wstępnie gotowi, była już pora obiadowa. Zaraz po posiłku poszliśmy jeszcze wszyscy na krótki spacer, żeby zaczerpnąć świeżego, francuskiego powietrza i wróciliśmy do hotelu, gdzie zaczęło się wymeldowywanie.
Zeszło nam z tym dłużej, niż gdy przyjechaliśmy. I nic dziwnego. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Tak jak przypuszczałem były przypadki, że ktoś o czymś zapniał, ktoś przyszedł spóźniony i tak dalej. Na szczęście w końcu udało nam się oddać wszystkie klucze i opuścić nasz hotel.
Na lotnisku byliśmy około godziny osiemnastej. Na odprawę mieliśmy niecałą godzinę, ale na szczęście ta przebiegła już znacznie szybciej.
W samolocie siedzieliśmy w praktycznie takiej samej konfiguracji co w dniu, gdy dopiero lecieliśmy do Paryża. Kto by się tego spodziewał, co?
Tego dnia nie miałem okazji porozmawiać z Nolanem. Niemniej, gdy przebywałem w jego obecności, czułem ciepło i wewnętrzny spokój, który w całości go ogarnął. To był raczej dobry znak. Nie martwiłem się o to, że chłopak będzie stresował się tym wszystkim, co wydarzyło się ubiegłej nocy. Miałem nadzieję, że będzie z tego więcej korzyści, niż jakichkolwiek przykrości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro