Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 2 ⸻


P E R S P E K T Y W A
Nolana ༺

Czułem przyjemny wiatr we włosach, przekraczając bramę prowadzącą na plac przed szkołą. Przede mną był kolejny rok pełen przygód, nieoczekiwanych zwrotów akcji i zarąbistych melanży. Czego można chcieć więcej? Byłem gotów na to, co przygotował dla mnie los na rozpoczynający się ostatni rok nauki w tej konkretnej szkole. Spodziewałem się wszystkiego. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie zbyt ciężko jeżeli chodzi o naukę i zbyt nudno w odniesieniu do drużyny koszykarskiej. W ubiegłym roku praktycznie nic się nie działo, przez co delikatnie znudził mi się sport. Miałem nadzieję, że w rozpoczynającym się roku szkolnym będzie dużo więcej atrakcji odnośnie aktywności fizycznej. Przed właśnie kończącymi się wakacjami nie było żadnych zawodów, przez co nie mogliśmy się wykazać umiejętnościami gry. Słyszałem coś odnośnie tegorocznych międzyszkolnych wydarzeń sportowych, ale nie byłem pewny, czy ta informacja była prawdziwa.

Na placu przed szkołą znajdowało się już mnóstwo ludzi, ale ja szukałem dwóch konkretnych sylwetek, które interesowały mnie w tamtym momencie najbardziej. Przy stolikach piknikowych, stojących przy ogrodzeniu, stali już moi znajomi. Bez zastanowienia do nich podszedłem, witając się z nimi mocnym uściskiem dłoni.

— Cóż to za dobry humor? — spytał Cooper, gdy przystanąłem obok niego.

— To tylko zwykłe podekscytowanie — odparłem.

— Jesteś chory, jeśli cieszysz się na kolejny rok nauki — powiedział zaskoczony brunet.

— Cieszę się, że znowu tu jestem — wyznałem.

— Ty się dobrze czujesz? — spytał zaniepokojony Otis. — Zachowujesz się jak nie ty.

— Przesadzacie chłopaki. — Uśmiechnąłem się, odwracając w stronę budynku. — Chodźcie, bo spóźnimy się na matematykę!

Nie musiałem długo czekać na swoich towarzyszy. Po chwili znaleźli się obok mnie. Cooper po prawej, a Otis po mojej lewej stronie. Chłopaki skomentowali jeszcze mój niewyjaśniony entuzjazm co do lekcji matematyki, ale ja ich zignorowałem. Byłem w dziwnym amoku, z którego nie chciałem wychodzić.

Przedostanie się do sali matematycznej nie zajęło nam dużo czasu, i już po dziesięciu minutach zajęliśmy dwie ławki w rzędzie od okna, usytuowane przy końcu sali. Jeszcze wtedy dobry humor mnie nie opuszczał.

Niestety czar prysł, gdy do sali lekcyjnej weszła nasza nauczycielka matematyki. Uwielbiałem ten przedmiot, ale kobieta, która nas uczyła była straszną jędzą. Ciężko było dostać u niej dobrą ocenę, nawet jeśli było się geniuszem matematycznym. Wykazywała się niesprawiedliwością, przez co wiele osób odpuściło sobie naukę tego konkretnego przedmiotu.

— Zanim zaczniemy, mam wam przekazać, że jutro przed lekcjami będzie ważny apel z dyrektorem, na którym obowiązkowo musicie przyjść — powiedziała tym swoim szorstkim, chrapliwym głosem. — Spróbujcie się na nim nie pojawić i powiedzieć, że was nie poinformowałam, a gorzko tego pożałujecie. — Czyż nie była urocza?

Pomimo tonu jakim kobieta przekazała nam informacje o apelu, ja byłem niezwykle podekscytowany nowo nabytą informacją. W przeciwieństwie do moich towarzyszy. Zarówno Cooper jak i Otis nie okazywali specjalnego zainteresowania odnośnie tego o co mogło chodzić. Próbowałem ich jakoś zainteresować, pytając czy wiedzą coś na ten temat, ale obydwaj byli niewzruszeni.

Przewróciłem oczami, spoglądając na każdego z nich, a następnie otworzyłem zeszyt i wziąłem się za notowanie tego, co matematyczka zaczęła pisać na tablicy.

✩ ✩ ✩

Po lekcji udaliśmy się z chłopakami pod szafkę Coopera, w której chciał coś zostawić. Znajdowała się całkiem blisko sali, w której mieliśmy lekcje, dlatego nie zajęło nam to zbyt wiele czasu.

— Wczoraj na mieście spotkałem Masona. — Cooper zaczął opowiadać, grzebiąc w swojej szafce. — Mówił, że w tym roku będą ważne zawody, w których musimy zająć oczywiście pierwsze miejsce.

— Tylko dlatego, że chce zostać w przyszłości zawodowym koszykarzem? — spytałem z kpiną w głosie.

— Masz inny pomysł na to, co mogłoby być powodem? — spytał brunet.

— Niestety nie — odparłem. — Mason ma swoje cele i dosyć jasno się o nich wyraża.

— Tak się zastanawiam — wtrącił się Otis — dlaczego przyszedł do tej szkoły, skoro mógł spokojnie iść do tej sportowej, po drugiej stronie miasta. Tam miałby lepszy start w przyszłość jeśli chodzi o koszykówkę.

— Szczerze powiedziawszy nie dziwi mnie, że wybrał naszą szkołę — powiedziałem. — Tutaj nie musi się przemęczać i może się przechwalać, że jest najlepszy, choć prawda jest oczywiście inna.

— Coś w tym jest — odparł Otis.

— Tak czy siak przed nami dużo roboty Nels. — Chłopak położył mi rękę na ramieniu zaraz po tym, jak zamknął swoją szafkę. — Hej Otis, to nie dziewczyny z twojej klasy? — Nagle Cooper zmienił temat, ukradkiem wskazując na dwie młode kobiety, które szły korytarzem nieopodal nas.

— Tak, a co? — odparł blondyn.

— Są mega gorące. — Przewróciłem oczami na te słowa. Jak widać Cooper miał poważny problem z samokontrolą. Uwielbiał oceniać dziewczyny ze szkoły. — Jak się nazywają?

— Ta wyższa to Brooklyn, a jej koleżanka to Skyler. — Blondyn odpowiedział na pytanie.

— Nawet imiona mają piękne! — Cooper delikatnie podniósł głos.

— Ogarnij się stary. — Uderzyłem go w bok, gdy koleżanki z klasy Otisa znalazły się praktycznie w miejscu, gdzie staliśmy.

— Cześć Otis. — Dziewczyny przechodzące obok nas przywitały się z chłopakiem z ich klasy, a mnie i Cooperowi posłały jedynie pogodne uśmiechy.

— Hejka — odparł mój przyjaciel blondyn.

— Omg! — wrzasnął Cooper, gdy sylwetki dziewcząt zniknęły za rogiem. — Wiedzą, że istnieję!

— Co z tego, jak i tak nie wiedzą jak masz na imię — powiedział Otis.

— To mało istotne. — Cooper machnął na to ręką. — Ważne, że wiedzą o moim istnieniu!

— I to niby ja jestem nienormalny — podsumowałem, zrzucając z ramienia rękę przyjaciela, kierując się w stronę sali od biologii.

— No, ale chyba nie powiesz, że nie są gorące? — Usłyszałem za plecami głos przyjaciela.

— Lecz się Coop — odparłem. — Idę na biologię, widzimy się później!

✩ ✩ ✩

Podczas kolejnej lekcji dowiedziałem się od jednego chłopaka, że Mason organizuje spotkanie drużyny koszykarskiej podczas lunchu. Poczekałem na Coopera przed salą od hiszpańskiego, i gdy z niej wyszedł, ruszyliśmy razem w stronę wyjścia ze szkoły. Strasznie nie chciało mi się spotykać z całą drużyną, ale wiedziałem, że tak trzeba. Nie dołączyłem do drużyny, żeby stać z boku. Byłem w niej, ponieważ koszykówka to mój ulubiony sport, a integracja z innymi chłopakami była ciekawym doświadczeniem. Udało mi się spotkać naprawdę interesujących ludzi, chodź wiadomo występowały również wyjątki.

Wyszliśmy na świeże powietrze. Nie spieszyło się nam, dlatego szliśmy w wyznaczone miejsce bardzo powoli. Minęliśmy stoliki piknikowe, przy których siedziało całkiem sporo osób. Jednakże nie przyglądałem się nikomu. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i tak szedłem w stronę grupy chłopaków, która zaczęła się formować nieopodal boiska do siatkówki.

— Cieszę się, że wszyscy jesteście — odezwał się Mason, gdy drużyna była już w komplecie. — Jak wiecie w tym roku czeka nas sporo pracy. Tegoroczne zawody będą niezwykle trudne. To co było rok temu ssie w porównaniu z tym co przed nami. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę ile czasu będziemy musieli poświęcić na przygotowania. Razem z trenerką ustal...

Przyznam szczerze, że nie byłem specjalnie zainteresowany tym, o czym mówił kapitan drużyny. Znaczy, oczywiście będę się stosował do wytycznych jakie przygotowała nam trenerka, ale nie miałem ochoty słuchać niepotrzebnego pierdolenia Masona. Osobiście nic do niego nie miałem, ale czasami potrafił człowieka nieźle wkurzyć. Sama jego obecność mocno drażniła. Potrafił być momentami niezwykle irytujący.

Stałem z Cooperem z boku, dlatego mogłem sobie pozwolić na obserwację pobliskiej okolicy. Dookoła chodziło mnóstwo osób zarówno w szarych, jak i granatowych marynarkach naszego szkolnego uniformu. Że też dyrekcja postanowiła je wprowadzić. Gdy mój brat chodził do tej szkoły, nie było mundurków. Wprowadzili je jakieś pięć lat wcześniej z niewyjaśnionego powodu. Otis uważał, że chcieli wywołać w osobach postronnych uczucie prestiżu, że skoro były u nas mundurki, to i poziom edukacyjny musiał stać na niezwykle wysokim, interesującym szczeblu. Myślę, że wiele nie wniosły, bo liczba nowych osób przychodzących do nas nie zmieniła się na przestrzeni lat. Zawsze były otwierane trzy bądź cztery klasy. Rocznik przede mną był wyjątkowy, ponieważ otworzono ich aż sześć. Był ogromny tłok, nie to co teraz. Na szczęście młodziaków nie przyszło zbyt wielu, dzięki czemu mieliśmy na korytarzach znacznie więcej miejsca.

— Jutro będzie rozgrzewkowy trening po zajęciach. — Mason wciąż wytrwale się produkował, ale ja wyłapywałem z jego wypowiedzi jedynie interesujące mnie informacje.

W pewnym momencie spojrzałem w kierunku stolików piknikowych. Na ich tle zauważyłem sylwetkę chłopaka, który szedł w stronę wejścia do budynku. Był szczupły, a z odległości, z której go obserwowałem, wydawał się też niezwykle niski. Może było to tylko moje wrażenie.

Odprowadziłem go wzrokiem do samych szklanych drzwi, przekraczając które zniknął mi z oczu.

— To wszystko, mam nadzieję, że weźmiecie ten rok na poważnie — zakończył Mason, na co ja automatycznie się uśmiechnąłem. — Widzimy się jutro na treningu!

Oddaliliśmy się z Cooperem w zaskakująco szybkim tempie. Mój towarzysz najwyraźniej był znudzony gadaniną kapitana tak samo jak ja. Ruszyliśmy w stronę wejścia do szkoły. Rozeszliśmy się w dwie strony dopiero na korytarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro