Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

MAJ, 2015

Szatnia wypełniała się głośnymi okrzykami i radosnymi śpiewami, odkąd piłkarze Barcelony po zakończonym dwumeczu z Bayernem zbiegli z boiska. Co prawda ten mecz przegrali, ale całkowity bilans wskazywał dwubramkową przewagę katalońskiego klubu nad swoimi rywalami, dlatego też to właśnie Barca zakwalifikowała się do finału Ligi Mistrzów. Za każdym razem udowadniali, że w tym sezonie byli niepokonani i nikt nie myślał o innym scenariuszu, niż zwycięstwo całego turnieju.

Krzyki były jeszcze głośniejsze niż muzyka puszczona z głośnika, nagle ktoś otworzył szampana i zaczął oblewać wszystkich w pobliżu. Nikt nie żałował sobie świętowania, dlatego tańcom i radości nie było końca, a Leo kręciło się w głowie od narastającej adrenaliny. Nie mógł zaprzeczyć, że pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuł się naprawdę... dobrze. Nie szczęśliwy, ale dobrze; czuł się spełniony, a na jego twarzy widniał prawdziwy, szeroki uśmiech, który zauważył Neymar.

— Gratuluję — Messi próbował przekrzyczeć chmarę rozwrzeszczanych zawodników. — Byłeś najlepszy — dodał, uśmiechając się w stronę Neymara. Brazylijczyk zagrał świetny mecz i został okrzyknięty najlepszym piłkarzem spotkania.

— Ty też — odparł Ney, przeczesując mokre od szampana włosy mniejszego mężczyzny.

— Byłem okej, chyba — zaśmiał się cicho i wzruszył ramionami. Nigdy nie potrafił tego ocenić, ale uważał, że mógł zagrać nieco... lepiej. Mógł dołożyć jakąś asystę albo bramkę; wtedy nikt nie miałby wątpliwości czy grał dobrze.

— Byłeś świetny, jak zwykle! Ta wygrana to też Twoja zasługa. Dwa gole w poprzednim meczu same się nie strzeliły, prawda?

Messi zachichotał cicho, a zanim się obejrzał, poczuł jak Neymar mocno objął jego ciało i zatopił nos w jego szyi. Leo sapnął cicho zaskoczony, ale bez wahania przytulił przyjaciela i przymknął oczy, oddając się jego błogiemu dotykowi. Jeśli miał być szczery, to Ney był obecnie jedyną osobą, która go przytulała i której na to pozwalał. Jakikolwiek dotyk teraz go odstraszał, wzdrygał się na poklepanie po plecach czy zwykłe szturchnięcie. Cóż... był jeszcze Cristiano, któremu nie do końca na to pozwalał, ale nie miał wyjścia.

— Tak się cieszę widząc Cię takiego uśmiechniętego — przyznał cicho Ney, nie odsuwając się od niego.

Lionel uśmiechał się delikatnie pod nosem. Nie miał pojęcia, jak bardzo było to ważne dla Neymara. Nigdy nie chciał go martwić, to nie było w jego intencji...

‿‿‿‿

Nikt nie miał pojęcia, dlaczego niemal od razu po wygranym meczu, mieli wsiąść w samolot i wrócić do Hiszpanii, ale z racji, że Messi był zbyt zmęczony, by o tym myśleć, po prostu oddał się kilkugodzinnej drzemce. Kiedy wylądowali w Barcelonie, każdy poszedł w swoją stronę; na niektórych czekała rodzina, by ich odebrać, a inni zostawili swoje samochody na lotnisku. Jedną z takich osób był Neymar, z którym przyjechał Argentyńczyk. Oczywiście Leo wcześniej nie wspomniał o tym Cristiano, ponieważ wiedział, że ten mógłby się zdenerwować nawet o tak mała interakcję. Poza tym, Ronaldo nawet to nie obchodziło. Nie zapytał go, czy miał jak dojechać na lotnisko, czy miał go podwieźć, czy pojedzie sam. Nie zainteresował się nawet tym, że jego chłopak grał półfinał Ligi Mistrzów, że wygrał. Nie dostał od niego żadnego sms–a z chociażby głupim „powodzenia" ani wiadomości z gratulacjami. Nic.

A Messi nie ukrywał, że było mu zwyczajnie przykro.

— Hej... wszystko w porządku? — spytał Neymar, jednak całą swoją uwagę skupiał na drodze, kiedy najpierw musiał odwieźć Messiego do jego domu.

— Huh? Oh, tak... tak myślę — mruknął cicho i westchnął ciężko, spoglądając przez szybę na mijające ich miasto.

— Po co w ogóle pytam? — powiedział Ney jakby sam do siebie. — Gdybym tylko mógł... gdybyś mi pozwolił, nie odwoziłbym Cię teraz do domu. Wziąłbym Cię do siebie.

— Ney... — przetarł twarz zmęczony. Wiedział, o czym mówił.

— Przepraszam, że ciągle o tym mówię, ale boję się... boję się, że znowu coś Ci zrobi — przyznał szeptem, zaciskając palce na kierownicy. Widać było, że ten temat doprowadzał go do szału.

— Jest środek nocy... pewnie śpi.

— A jeśli nie?

Lionel zagryzł wargę i spuścił głowę, po czym wzruszył ramionami. Jeśli Cris nie spał... nie wiedział, czego dokładnie mógł się spodziewać. Doświadczył już wszystkiego, ale to nie oznaczało, że sam się nie bał. Bał się, oczywiście, że tak. Przerażały go myśli o Cristiano, przerażało go to, że mieszkali razem, przerażało go to, że bywał cichy, bo nigdy nie wiedział, czy to przypadkiem nie była cisza przed burzą. Wszystko w Cristiano go zwyczajnie przerażało. I z każdym dniem coraz bardziej.

— Nie wierzę, że wciąż mu na to pozwalasz... przecież możesz odejść, Leo.

— Kocham go — odparł niemal natychmiast. Taką rozmowę przeprowadzał z Neymarem średnio dwa razy na dzień. Wiedział, co jego przyjaciel chciał tym osiągnąć, ale nic nie było w stanie pobić jego miłości do Portugalczyka.

— Ta miłość wkrótce Cię zabije — powiedział poważnym tonem głosu, a Messi nie wiedział, czy mówił to dosłownie czy w przenośni.

Zadrżał, kiedy pomyślał, że Cristiano mógłby kiedyś uderzyć go zbyt mocno. To nie mogło się nigdy wydarzyć, prawda? Cris był wybuchowy i pokazał mu setki razy, że nie miał problemu z podniesieniem na niego ręki, ale przecież nigdy by go nie zabił. Nigdy nie chciał go skrzywdzić, o czym często mówił, a Leo usprawiedliwiał sobie to wszystko tym, że czasami po prostu nie był sobą. To najgłupsze usprawiedliwienie, jakie mógłby wymyśleć, ale nie umiał żyć inaczej.

Jego nadzieja na powrót do normalności z każdym dniem wzrastała, chociaż nie miała do tego żadnych powodów.

Wkrótce Neymar zaparkował pod rezydencją Argentyńczyka, a Leo rozejrzał się po całym samochodzie, czy aby na pewno wszystko wziął. Następnie wysiadł z samochodu, żeby założyć na ramię plecak i chwycił za swoją torbę, która leżała na tylnych siedzeniach. Kątem oka spojrzał jeszcze na dom i westchnął cicho, nie dostrzegając nigdzie światła. Miał nadzieję, że Cristiano już spał. Był zbyt zmęczony na jakąkolwiek konfrontację z nim. Był zbyt zmęczony tym wszystkim, co się działo.

— Dziękuję za podwózkę — mruknął w kierunku Neymara, kiedy się z nim żegnał. — Dobranoc — dodał jeszcze, będąc już bliski zamykania drzwi.

— Leo — zdążył jeszcze powiedzieć Brazylijczyk. Messi spojrzał na niego pytająco. — Jeśli cokolwiek będzie się działo... zadzwoń, proszę.

Leo jedynie uśmiechnął się smutno i kiwnął głową, następnie zatrzaskując drzwi. Wiedział, że nie zadzwoni, nieważne co się stanie. I Ney też to wiedział.

Messi wszedł po cichu do środka, bo jeśli Cris już dawno spał, nie chciał go budzić. Nie lubił wracać w środku nocy do domu, ale mecze często go do tego zmuszały. Cristiano jednak tego nie rozumiał i gdyby za to nie oberwał, to byłby cud. Potem go przepraszał, że narobił tyle hałasu, kiedy Portugalczyk odpoczywał, ale musiał przyznać, że to faktycznie była jego wina. Mógł być bardziej ostrożny. Teraz wziął sobie to do serca i wiedział, aby za każdym razem być cicho.

Zdjął buty z nóg, a następnie odstawił na bok swoje rzeczy, tak aby nikomu nie przeszkadzały. Później się nimi zajmie, a mówiąc później, miał na myśli, jak już wstanie. Oby tylko Cristiano nie miał nic przeciwko. Leo myśląc o tym, stanął w miejscu i zaśmiał się sam do siebie.

Cristiano to, Cristiano tamto. Wszystko sprowadzało się do Cristiano. Wszystko musiało być tak, aby Cristiano nie był zły. Dlaczego nadal nie uważał to za nic absurdalnego, a wręcz przeciwnie?

Westchnął ciężko i przetarł zmęczoną twarz. Nie chciał o tym teraz myśleć. Cris i tak zawsze miał rację. Po prostu zbyt przesadnie reagował.

Leo skierował się w stronę schodów, aby dojść do sypialni, gdzie powinien czekać na niego jego chłopak, ale wtedy usłyszał czyjś śmiech i... mógłby przysiąc, że należał do kobiety. Zmarszczył brwi i rozejrzał się wokół, zastanawiając się skąd mógł on dobiegać. Od razu zrezygnował z wejścia po schodach i podreptał w kierunku salonu, a tam uderzył go delikatny chłód. Drzwi balkonowe były otwarte, a na tarasie siedział Cristiano z jakąś dziewczyną.

Leo był pewien, że się przewidział. Chciał się przewidzieć.

Natychmiast podszedł bliżej, a wtedy jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów talerzy. Przestał go zadziwiać widok jego chłopaka z jakąś obcą kobietą na rzecz widoku również jego chłopaka, który tym razem pochylał się nad szklanym stołem i wciągał biały proszek do nosa.

To musiał być żart.

— Cris? — wyszeptał przerażony. Chciał to jakoś wytłumaczyć, tak jak każde zachowanie Cristiano, ale tym razem chyba nie było na to żadnego usprawiedliwienia.

— Kurwa — syknął Portugalczyk, pociągając nosem i zerknął na Leo wyraźnie poddenerwowany. — Co Ty tutaj robisz? Wypierdalaj.

Ale Messi nic nie powiedział. Stał jak słup soli, rozglądając się po całym stole, na którym leżały dwa woreczki z nielegalną substancją, zwinięty banknot i karty. Mógł też dostrzec jakiś alkohol, prawdopodobnie whisky i dwie szklanki i... Leo od tego wszystkie zaczęło się kręcić w głowie. To było niemożliwe. Przecież Cristiano nigdy...

— Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?! — warknął Ronaldo, wstając zdenerwowany z siedzenia i prawie przewracając krzesło.

— Cris, spokojnie... — powiedziała cicho kobieta obok, a kiedy Messi bardziej się jej przyjrzał, od razu ją rozpoznał.

Dziewczyna Isco. Podobno. Teraz już w to nie wierzył.

— Nie, nie będę spokojny. Mówiłem Ci, że jest nieznośny — mruknął i podszedł do Leo.

— Cris, nie... — sapnął, kiedy mężczyzna złapał boleśnie jego ramię i zaczął ciągnąć za sobą. — P–Puszczaj mnie... puszczaj! Jak możesz, Cristiano, co? Jak możesz mi to wszystko robić?!

Próbował wyrwać się starszemu mężczyźnie, ale Ronaldo był oczywiście silniejszy. Szczególnie w ostatnich dniach; Leo bardzo zrzucił z wagi, a poza tym miał ogólne wrażenie, że był na to wszystko zwyczajnie za słaby. Nie miał siły walczyć. Od razu był nastawiony na porażkę.

— Co Ci takiego zrobiłem?! Dlaczego mnie tak traktujesz?! — krzyczał po nim. Dzisiaj zobaczył za dużo i zastanawiał się, ile takich sytuacji już zdążył przeoczyć. Ile razy Cristiano go okłamał? — Odpowiedz mi!

— Zamknij się! — syknął Portugalczyk, zatrzymując się w miejscu, ale nadal mocno trzymając mniejszego piłkarza. — Zawsze musisz wszystko zepsuć. Gdybyś chociaż raz był posłusznym bachorem, to nie stałaby Ci się żadna krzywda.

— Więc mnie uderz.

— Co?

— Uderz mnie, Cristiano — powtórzył. Dlaczego był zdziwiony jego słowami? Przecież codziennie to robił. — Skoro byłem nieposłuszny, to mnie uderz. Zasłużyłem chyba na to, prawda?

— Czy możesz się zamknąć? — Cris zacisnął usta w wąską linię, przeszywając wzrokiem Messiego.

— Nie! Nie mogę! — znowu podniósł głos. — No dalej, uderz mnie. Uderz! Dlaczego nie chcesz tego zrobić? Ciągle to robisz, ciągle mnie bij...

Głowa Leo obróciła się w drugą stronę, kiedy poczuł mocne uderzenie na policzku. Sapnął głośno, nie mogąc powstrzymać łez, które napływały teraz do jego oczu. Chciał tego, nie miał niczego za złe Cristiano. Ale nadal był tym wszystkim rozczarowany. Nadal był zły, nadal nie potrafił uwierzyć w to, co się działo. Jego nadzieja na lepsze jutro powoli zanikała.

— Zadowolony? — spytał Ronaldo, pochylając się nad Argentyńczykiem.

— D–Dlaczego? — wyszeptał zraniony. Tak bardzo nie chciałby być tego świadkiem. To brzmiało jak sen. Nie mógł sobie wymazać z pamięci tego, co zauważył na stoliku. I gdy Cristiano...

— Ostatnie, czego dzisiaj chcę, to Cię oglądać, dlatego, kurwa, nie śmiej pokazywać mi się na oczy, rozumiesz? — szarpnął nim. — Idź do sypialni, zamknij się w niej i z niej nie wychodzić. Nie psuj mi wieczoru chociaż raz w życiu.

— I co będziesz robił, huh? Dalej będziesz ćpał? Może jeszcze ją przelecisz?!

— Ona przynajmniej mi na to pozwala i nie ryczy za każdym razem, gdy ją dotknę — rzucił w jego kierunku, a Leo poczuł, jak serce mu pękło. To nie mogła być prawda... — Zobaczę Cię jeszcze raz i tego pożałujesz — dodał po chwili, po czym odwrócił się na pięcie i zostawił Messiego samego.

Jak mógł mu wtedy uwierzyć? Jak mógł być tak głupi i uwierzyć, że ta kobieta była dziewczyną Isco, a nie jakąś szmatą, którą posuwał jego chłopak? I przez ten cały czas go okłamywał. Mówił mu, że go kochał, spał z nim w jednym łóżku, uprawiali seks... nie rozumiał. Nie rozumiał, czego mu brakowało? Dawał mu wszystko, pozwalał mu na wszystko, nawet jeśli sam tego nie chciał. Więc w czym był gorszy?

Stojąc teraz przed drzwiami do ich sypialni, Leo poczuł potrzebę trzaśnięcia nimi, dlatego wszedł do środka i zrobił to, a do jego uszu dobiegł głośny huk. Nawet nie zadrżał na ten mocny dźwięk, a jedynie pozwolił, by łzy ponownie napłynęły do jego oczu. Czuł się najgorzej na świecie, nigdy nie czuł się bardziej zraniony. Cristiano go zdradził i nadal to robił; przyznał mu się. Powiedział to tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Jakby każdy zdradzał, jakby to nie było nic złego, zupełnie jak to, że jego chłopak go bił. Bił, upokarzał, zmuszał do mnóstwa rzeczy, których nie chciał robić, a na pewno nie siłą. Wyzywał go, obrażał, ignorował, traktował jak zwykłego śmiecia. Jak mógł być tak ślepy? Jak mógł być tak głupi?

Dlaczego tak bardzo go kochał, chociaż powinien nienawidzić?

Messi stał na środku pokoju, cały drżąc. Oddychał coraz szybciej, łzy spływały mu po policzkach, jednak nadal się nie rozpłakał. Czuł się zbyt spokojny, ale jednocześnie zbyt nabuzowany. Sięgnął po telefon do kieszeni spodni, kiedy przypomniały mu się słowa Neymara.

Jeśli cokolwiek będzie się działo... zadzwoń, proszę."

W milczeniu wpatrywał się w małe urządzenie w swojej ręce. Widział, jak dłoń także mu drżała, ale nie zwracał na to większej uwagi. Myślał, czy zadzwonić, czy znowu uciec do swojego przyjaciela, czy znowu postawić go na nogi i przestraszyć na śmierć. Zamiast tego, po prostu rzucił telefonem o ścianę z całej siły. Patrzył, jak rozbijał się o twardą powierzchnię, a później w kawałkach lądował na ziemię. Ten widok tylko zachęcił Leo do dalszego działania.

Nagle wszystko przestało mieć jakąkolwiek wartość.

Mała lampka stojąca do tej pory na stoliku nocnym, wylądowała na podłodze i również się roztrzaskała, a szkło z żarówki poleciało na dywan, wbijając się w niego. Ten sam stolik nocny Messi chwycił i rzucił o ścianę, krzycząc przy tym w furii. Sam nie miał pojęcia, co się z nim działo. Krzyczał, płakał i przeklinał pod nosem, jakby był w jakimś transie. Już nic nie miało dla niego znaczenia. Nic, zupełnie nic. Wszystko upadało na podłogę z głośnym hukiem, nieważne co to było. Kwiatki, książki, jakieś figurki kolekcjonerskie, szklanki pozostawiane na półkach, czy nawet same półki. Leo rzucał tym, co wpadło mu pod rękę. Nawet ich wspólne zdjęcia; wszystkie ramki były poniszczone, a szkło roztrzaskiwało się na milion kawałeczków.

Kiedy dosłownie wszystko było już zniszczone, Lionel rozejrzał się wokół i rozpłakał się jeszcze bardziej. Nienawidził swojego życia. Wszyscy uważali je za marzenie; w końcu był piłkarzem, jednym z najlepszych, zarabiał miliony, grał w najlepszym klubie na świecie. I kiedyś może cieszyłoby to małego Argentyńczyka. Niestety teraz nie mógł powiedzieć tego samego.

Teraz był wrakiem człowieka, teraz jego życie było koszmarem, z którego nie potrafił się wybudzić.

Leo upadł na ziemię, nie przestając płakać, a zapłakał jeszcze bardziej, kiedy pojedyncze kawałki szkła powbijały się do jego dłoni. Gdyby ktoś zobaczył go w takim stanie, natychmiast zabrałby go do szpitala psychiatrycznego. Nic dziwnego, bo sam Messi czuł się, jakby oszalał, jakby nie był sobą. Nie chciał tego wszystkiego. Nie chciał niszczyć całego pokoju, ale emocje wzięły nad nim górę, przestał się kontrolować. Czuł się taki zniszczony w środku i nie umiał sobie z tym poradzić.

— Kurwa mać, Leo! — usłyszał krzyk za plecami. Nie musiał się zastanawiać dwa razy, do kogo należał. — Wstawaj! Pojebało Cię? Co Ty, kurwa, narobiłeś?! — Cristiano szarpnął za jego ramię, a niebezpieczna myśl w jednej sekundzie przebiegła przez głowę Messiego, który chwycił w dłoń jeden z większych kawałków szkła i wstał na równe nogi.

— Nie dotykaj mnie! — wrzasnął, celując ostrzem w Ronaldo i zaciskając na nim rękę. Zapłakał cicho, gdy poczuł, jak wbijało mu się do skóry. — N–Nie podchodź do mnie... nie waż się, kurwa...

— Leo... odłóż to w tej chwili — głos Cristiano nieco się uspokoił.

— Nie! Nie, nie, nie! Nie mów mi co mam robić! — krzyczał i płakał nieprzerwanie. Czuł się jak obłąkany, nie miał pojęcia, co się z nim działo.

— Leo, do kurwy! Robisz sobie krzywdę! — powiedział znowu głośno, patrząc jak krew spływała po ręce Argentyńczyka.

— T–To Ty... — wyszeptał, pociągając nosem.

— Co?

— To Ty mi to robisz... — wyszlochał, zagryzając wargę i w ten sposób próbując powstrzymać jej drżenie. Na darmo. — Dlaczego? Dlaczego mnie krzywdzisz, Cristiano?

— Przestań... odłóż to, słyszysz?

— Nie! Odpowiedz mi na pytanie! — nie przestawał celować szkłem w Crisa, nie zważając na to, ile bólu przy tym sobie zadawał. — Dlaczego... dlaczego mnie już nie k–kochasz?

— Kocham Cię, Leo, cholera... — przetarł twarz. — Przepraszam... kurwa, tak strasznie Cię przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałem, ja... kurwa mać — wsunął palce w swoje włosy i za nie pociągnął.

— Mówisz tak, a i tak n–nic się nie zmieni... — stwierdził cicho.

— Nie, proszę, uwierz mi... — pokręcił głową, nadal szarpiąc za kosmyki swoich włosów. — Przepraszam, Leo... pozwól mi to naprawić, błagam... wiem, że mi pozwolisz, chcesz tego... — podszedł bliżej Messiego.

— Nie podchodź do mnie — wysyczał przez zęby.

Lio...

Leo poczuł, jak serce na nowo mu pękało. Wpatrywał się w Cristiano zranionym, załzawionym wzrokiem i nigdy wcześniej nie czuł się bardziej odrealniony. Nigdy wcześniej nie było z nim tak źle. Cristiano mu to zrobił. I oboje o tym wiedzieli.

Portugalczyk zrobił kolejny krok w stronę roztrzepanego piłkarza, który w strachu cofnął się do tyłu.

— Nie! — zaprotestował niemal od razu.

— B–Błagam...

Lionel nie przerywając kontaktu wzrokowego z Ronaldo, bardzo powoli cofnął rękę, tym samym przestając celować w niego ostrym szkłem.

— N–Nie mogę... nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłeś — wyszeptał przerywanym głosem, tym razem obracając ostrze w swoją stronę. Ostry koniuszek był bardzo blisko jego szyi.

— Leo! — krzyknął przerażony Cris, odruchowo rzucając się w kierunku swojego chłopaka, który natychmiast cofnął się do tyłu.

— Nie zbliżaj się do mnie, bo się, kurwa, zabiję, rozumiesz?! — wrzasnął na niego, niemal przyciskając sobie szkło do skóry. Cała jego twarz była czerwona i zapłakana, a czuł się jeszcze gorzej niż zapewne wyglądał.

— Proszę Cię... Leo, proszę, nie rób sobie krzywdy — głos Cristiano był drżący, jakby panikował. Nic dziwnego; jego chłopak groził mu, że zabije się na jego oczach. Ale Messi nadal stał nieruchomo. — Przepraszam... tak strasznie Cię przepraszam... obiecuję się zmienić, tylko, błagam... nie rób tego. Nie możesz tego zrobić — prosił go desperacko, z trudem powstrzymując się od rzucenia się na pomoc Leo. — Zmienię się, Lio, zaufaj mi, proszę... pójdę na terapię, przysięgam zrobić wszystko, żeby się zmienić.

Leo miał nogi jak z waty, kiedy stał wpośród tych wszystkich poniszczonych rzeczy, kiedy słuchał Cristiano, który brzmiał tak... smutno, tak przerażająco, jakby naprawdę chciał wszystko naprawić, ale Argentyńczyk nie wiedział, ile w tym było prawdy. Tak bardzo chciał wrócić do początku ich związku, kiedy byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, kiedy Leo był najszczęśliwszy. Kochał Cristiano, ale tego Cristiano, który codziennie rano obcałowywał całą jego twarz i mówił mu, jak bardzo ważny był dla niego, a jeśli nie mógł tego zrobić, wysyłał mu wiadomość tekstową. Kochał tego Cristiano, który zabierał go na wycieczki, robił prezenty, gratulował mu każdego meczu, pocieszał po porażkach. Kochał tego Cristiano, który kochał jego. To miała być miłość odwzajemniona, ale teraz Leo nie wiedział, czym naprawdę była ich relacja.

Teraz miał tylko nadzieję, że wszystko wróci do normy.

Leo wypuścił z dłoni szkło, a szloch ponownie uderzył jego ciało, gdy uświadomił sobie, co chciał zrobić. Upadł na ziemię, nie przejmując się zniszczonymi rzeczami i schował twarz w ręce, płacząc i płacząc. Brudził się przy tym krwią, ale to nie miało dla niego żadnego znaczenia, szczególnie teraz, kiedy Cristiano kucał zaraz przy nim, mocno obejmując jego ciało. Szeptał mu kojące słowa do ucha, kołysząc ich razem na boki. Leo był tym wszystkim wyczerpany. Tak bardzo chciał, aby ten koszmar dobiegł końca. Tak bardzo chciał nie pomylić się tym razem.

‿‿‿‿

wrzucam szybko kolejny rozdzial, bo i tak nie mam nic ciekawszego do roboty przez chorobe XD btw to chyba jeden z moich ulubionych rozdzialow, a na pewno scena w sypialni.

piszcie swoje odczucia i jak myslicie, czy cristiano dotrzyma slowa?

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro