7
KWIECIEŃ, 2015
— Dlaczego nie możesz zrozumieć, że nie odbierałem, bo wyłączył mi się telefon? — Leo drżał na samą myśl, co mogło się stać za chwilę.
Dopiero co wrócił do domu z Paryża. Chciałby powiedzieć, że przez cały ten wyjazd zadziało się w jego życiu więcej, niż przez ostatni tydzień, ale... od jakiegoś czasu jeden dzień z życia Leo to jak cały miesiąc. Czasami nie nadążał nad tym, co się działo. Jego dotychczasowe życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i bardzo chciałby temu zaprzeczyć, ale niestety nie mógł.
— Bo dziwnym trafem wyłączył Ci się telefon, kiedy byłeś z Neymarem! — krzyczał po nim.
Tak, Cristiano znowu miał problem do jego przyjaźni z Brazylijczykiem i znowu zarzucał mu zdradę, a to ostatnie, co mógłby zrobić Leo. Przecież kochał go nad życie, dlaczego ciągle w to wątpił?
Na jego nieszczęście dostał ataku paniki w środku miasta, a ludzie zaczęli się zatrzymywać i go nagrywać, kiedy zorientowali się, kim był. Potem dołączył do niego Neymar i próbował wszystkich odgonić, jednocześnie chcąc pomóc Messiemu. Zdjęcia wypłynęły do Internetu, a na nich był Leo przytulający się do Neymara. Bo miał atak paniki. Dlaczego dla Cristiano było to tak ciężkie do zrozumienia?
— Mam tego dość — rzucił nagle Leo, chociaż był prawie pewien, że to nie on powiedział. Czuł się, jakby przemawiała przez niego druga osobowość. Nigdy nie sprzeciwiał się Ronaldo, a tym bardziej, gdy był zdenerwowany.
— Co?
— Dlaczego mnie tak traktujesz, co? — czuł, jak całe jego ciało trzęsło się ze strachu. — Miałem atak paniki, Cristiano... dlaczego Twoją pierwszą myślą jest to, że mógłbym Cię zdradzić? Nie mógłbym... kocham Cię, rozumiesz? — jego wzrok zaszedł łzami.
— Zawsze masz jakąś wymówkę — parsknął Portugalczyk, tym razem spokojniej, ale z jego twarzy nadal można było wyczytać, że był wkurzony.
— Jaką wymówkę, Cristiano?! — nie wytrzymał Leo, a pierwsze łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
Był tym wszystkim tak bardzo załamany. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem dostał jakiekolwiek wsparcie od Ronaldo. Non stop słyszał same krzyki i wyzwiska. To zaczynało go wykańczać.
— Nie krzycz na mnie — Cristiano syknął w jego kierunku, podchodząc bliżej roztrzepanego Argentyńczyka, który był zbyt sparaliżowany, aby się ruszyć.
— D–Dlaczego? — zapytał łamiącym się głosem. Chciał w końcu poznać ten powód. Miał dość tłumaczenia sobie tego wszystkiego swoimi wymyślonymi teoriami. Nigdy nie był taki wobec niego, więc co teraz się zmieniło?
— Zdejmij spodnie — usłyszał zamiast tego, a wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny, zimny dreszcz.
To brzmiało jak koszmar. Nie rozumiał tego, co się działo. Nie rozumiał tego, co siedziało w głowie jego chłopaka. Był zagubiony i przerażony, że nie mógł nic z tym zrobić.
— Zdejmij spodnie, Leo i nie każ mi tego powtarzać — mruknął Ronaldo, przeszywając go na wylot swoim ciemnym, niecierpliwiącym się spojrzeniem.
Messi wiedział doskonale, co go czekało, jeśli nie spełni rozkazu Cristiano. Przerabiał to już setki razy, a kiedy sobie to uświadomił, miał ochotę się popłakać. Co się z nimi stało? Co się stało z jego uroczym, zawsze troskliwym Cristiano? W mediach zawsze kreował się na kogoś niepokonanego, silnego i praktycznie bez emocji, a dla Leo zawsze był słodkim Ronnie'em, który szeptał mu średnio pięćdziesiąt razy dziennie jak bardzo go kochał. Gdzie to wszystko się podziało?
Leo zlękniony zrobił to, co kazał Portugalczyk. Drżącymi rękoma zdjął swoje spodnie wraz z bokserkami i stanął przez starszym mężczyzną półnagi, nawet na niego nie patrząc. Czuł się, jakby był calkowicie nagi i mniejszy, niż faktycznie był. Nienawidził tego uczucia, a ostatnimi czasy towarzyszyło mu jeszcze częściej.
— Połóż się na kanapie i wypnij — rozkazał Ronaldo, a Leo spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, tak jakby miał nim coś wskórać. Miał jednak wrażenie, że to zawsze denerwowało Cristiano jeszcze bardziej. — Wszystko muszę za Ciebie robić? — warknął, popychając go w stronę sofy, której Messi ledwo zdążył się przytrzymać, aby się nie wywrócić.
Lionel wdrapał się na kanapę, nadal drżąc, nadal mając nadzieję, że ta mroczna strona jego chłopaka ustąpi i wróci Cris, którego pokochał kilka lat temu i którego wciąż kochał. Ten Cris, ten Ronnie, który za chwilę go przytuli i przeprosi, i złoży kilka pocałunków na czubku jego głowy, obiecując że to ostatni raz, że się zmieni, że wszystko wróci do normalności, a Leo jak zwykle mu uwierzy.
Ale to się nie stało.
Zamiast tego Messi poczuł, jak silne ręce same go pokierowały. Jego głowa została wciśnięta w materac, a biodra uniesione do góry. Pociągnął nosem, przymykając powieki. Miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale wiedział, że to tylko pogorszy sytuację.
— Liczysz — powiedział Cristiano, dotykając dłonią nagiego pośladka Argentyńczyka.
Po jego ciele przeszedł dreszcz, ale nie należał do przyjemnych. Kiedyś, kiedy Cris go dotykał, Lionel czuł przysłowiowe motylki w brzuchu. Teraz? Teraz tylko modlił się, aby po dotyku Cristiano nie został żadny ślad.
Leo sapnął cicho, tym razem zaciskając oczy, gdy poczuł pierwsze uderzenie na swojej wrażliwej skórze. Ból natychmiast dał o sobie znać i odbił się echem od otwartej ręki Ronaldo.
— Jeden — szepnął Leo łamiącym się głosem. Był wyczerpany. Był wyczerpany podróżą i tym, jak jego chłopak traktował go od kilku miesięcy.
— Głośniej — warknął Portugalczyk, uderzając go znowu, tym razem dokładając więcej siły.
— Dwa — powiedział lekko uniesionym tonem głosu, następnie zaciskając usta w wąską linię i napinając wszystkie swoje mięśnie, tak jakby to miało w czymś pomóc. Tak jakby Messi miał niczego nie poczuć, tak jakby wszelki ból miał go ominąć.
— Chcę usłyszeć Twój krzyk, Leo — wydyszał mu do ucha, gdy powolnym ruchem gładził jego zaczerwieniony już pośladek.
Ale to nie trwało długo. W jednym momencie Cristiano uniósł swoją dłoń, by zadać mu kolejny cios, mocniejszy od poprzedniego, a wtedy Leo krzyknął i poczuł swego rodzaju ulgę. Tak jakby tego potrzebował. Jakby potrzebował krzyczeć.
— Trzy!
— Lubisz to, huh? — Cris pochylił się nad nim po raz kolejny. Messi słyszał to pytanie tuż przy swoim uchu, ale nie miał siły odpowiedzieć, dlatego milczał. — Zadałem Ci pytanie — jego głos przybrał na sile, był szorstki i poważny, a drugą dłonią szarpnął za włosy mniejszego piłkarza.
Jedyne, co zrobił Leo, to kiwnął tępo głową, modląc się, by Portugalczyk jak najszybciej puścił jego włosy, żeby mógł z powrotem wcisnąć twarz w poduszkę. Nie chciał, by widział jego łzy, które z każdą następną sekundą coraz bardziej moczyły jego twarz.
— Lubisz, kiedy Cię biję, co? — zapytał znów, po czym uderzył Messiego mocniej.
Jego myśli zlewały się w jedno, z trudem dusił w sobie płacz, pośladki piekły go niemiłosiernie, czuł się tak cholernie słabo i miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Nie zorientował się nawet, że zapomniał o liczeniu, o czym przypominał mu donośny głos jego chłopaka, którego dłoń przecięła jego skórę ponownie.
— Nie słyszę, byś liczył — warknął.
— P–przepraszam — mówi. — Pięć — wydusił cicho, wysyłając w zapomnienie czwarte uderzenie.
— Dalej, Leo, krzycz, w końcu lubisz to robić.
Wtedy nastąpiły uderzenia za uderzeniem, a Lionel, krzyczał, liczył na głos, tak jak prosił go o to Cristiano. Jego głos załamał się przy trzynastym klapsie, gdy poczuł, że silna dłoń mężczyzny niemal rozrywała mu skórę. Leo brzmiał źle, naprawdę źle. W pomieszczeniu rozległo się zdławione, zduszone łkanie i wtedy przestał go obchodzić ból, a zaczął myśleć, jak bardzo go nienawidził. Jak bardzo nienawidził tej wersji Cristiano, tej osoby, która w najbardziej niespodziewanych momentach dniach zakradała się do jego duszy i robiła z niego potwora.
Przeszywający go ból był na tyle dokuczliwy, że Messi nie potrafił nic z siebie wydusić. Wielka gula uformowała się w jego gardle i doskonale wiedział, że to nie spodoba się Portugalczykowi, który nagle przerwał swoje ruchy, a w salonie nastała cisza. Leo starał się być na tyle cicho, by żadne niepotrzebne dźwięki nie zdołały wydostać się z jego gardła. Przyciskał dłonie do swoich ust, zaciskając mocno powieki, gdy czuł kolejne łzy. Chciał, by ten koszmar się skończył. Głucha cisza trwała jednak zdecydowanie za długo, dlatego Leo zdecydował się za wszelką cenę spojrzeć w stronę Ronaldo, ale nie zastał go. Wyszedł i zostawił młodszego piłkarza samego. Lionel zauważając to, rozpłakał się jak małe dziecko.
‿‿‿‿
MAJ, 2015
Leo nie mógł tego uniknąć, nieważne jak bardzo by chciał. Nie był w stanie wyjść na boisko i zagrać dobrego meczu, kiedy jego świat wisiał na włosku. Był zwyczajnie załamany wszystkim, co działo się wokół niego, a jego życie stało się pasmem ciągłych porażek. Jak jeszcze niedawno Cristiano potrafił go uderzyć, a za chwilę przeprosić i powiedzieć, jak bardzo go kochał, tak teraz... teraz miał wrażenie, jakby w ogóle mu na tym nie zależało, jakby nawet nie chciał go przepraszać. Jakby potraktowanie go jak szmaty bez konkretnego powodu nadawało mu więcej pewności siebie i więcej frajdy. Messi był tym przerażony i nie umiał zapomnieć swoim prywatnym życiu na rzecz rozegrania dobrego spotkania. To było za trudne, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nikomu nie mógł powiedzieć prawdy. Zwłaszcza trenerowi, który wymagał od niego najwięcej.
— Leo, do cholery! Słuchasz mnie w ogóle? Zdajesz sobie sprawę, że przegrywamy właśnie mecz? — krzyczał do niego Lucho, jednak Messi zdawał się być na innej planecie. — Straciliśmy dwie bramki z drużyną z samego dołu tabeli z TWOJEJ winy, Messi! Dociera to do Ciebie?
Lionel nieśmiało rozejrzał się po pozostałych zawodnikach w szatni. Oczy wszystkich były zwrócone na niego, podczas gdy on siedział zgarbiony i zagubiony we własnych myślach. Czuł się okropnie i za nic w świecie nie chciał dokończyć tego meczu. Chciał wrócić do domu i mieć święty spokój od wszystkich ludzi na świecie, którzy czegoś od niego oczekiwali.
Spojrzał na niedaleko siedzącego Neymara, który przyglądał się temu wszystkiemu ze łzami w oczach. Mógł je dostrzec. Jego przyjaciel zaciskał usta w cienką linię i patrzył mu w oczy, kiedy Leo smutnym wzrokiem również spoglądał na Brazylijczyka.
Czuł się tak beznadziejnie, był pośmiewiskiem dla każdego.
— Dociera czy nie?! — Luis tym razem wrzasnął, a Messi skulił się w sobie, kiedy krzyk trenera uderzył w jego bębenki.
— Nie krzycz po nim! — wtrącił się Neymar, wstając z siedzenia. — Nie widzisz, że jest, kurwa, przestraszony?!
— Ney... — Suárez wyciągnął rękę w kierunku Neymara, próbując go powstrzymać, ale ten odepchnął ją na bok.
— Jeśli będziesz po nim krzyczał, na pewno niczego nie polepszysz — powiedział już trochę spokojnym tonem głosu.
— Neymar, usiądź na swoim miejscu. Nie z Tobą teraz rozmawiam — odparł Lucho.
— Nie rozmawiasz też z Leo. Prowadzisz pierdolony monolog, bo on boi się cokolwiek powiedzieć — syknął. — Nie widzisz, że źle się czuje? Dlaczego po nim krzyczysz? Od momentu, w którym pojawił się w Barcelonie, daje ze siebie sto procent, prowadzi tę drużynę do zwycięstw. Ma jeden zły mecz, a Ty wywierasz na nim presję!
— Jeden zły mecz? To przynajmniej trzeci, odkąd pamiętam!
— Więc może daj mu odpocząć, a nie tyrasz nim, jakby był jakimś jebanym RoboCopem!
— N–Ney, proszę... Lucho ma rację — odezwał się nagle Leo. Doceniał to, że Neymar się o niego troszczył, ale nie mógł nie zagrać jakiegoś meczu. Chciał grać wszystkie możliwe, dlatego musiał się wziąć w garść. — Poprawię się — powiedział cicho i wstał powoli z siedzenia.
— Nie, Leo, on nie ma racji!
— Santos! — warknął hiszpański trener.
— Spójrz na niego, on nie da rady dalej grać! — upierał się Neymar, wskazując palcem na Argentyńczyka, który ledwo stał na nogach.
— Neymar...
— Dlatego nie zagra drugiej połowy meczu — oznajmił nagle Enrique, szokując tym Leo, który nie wyobrażał sobie nie wyjść w drugiej części spotkania.
— Nie, trenerze... dam radę. Obiecuję, że się poprawię i zagram dobry mecz, ja...
— Nie, Leo, masz fatalną passę, rozumiesz? Od kilku meczów grasz gówno — stwierdził dosadnie Luis, spoglądając w zrezygnowane oczy Messiego. Leo to wiedział, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Chciał pomóc drużynie. — Nie wiem, co się z Tobą dzieję, ale porozmawiamy o tym później. Na ten moment, nie mogę Cię wypuścić w drugiej połowie. Drużyna poradzi sobie lepiej bez siebie — dodał, a te kilka kolejnych słów uderzyły w Messiego bardziej niż rozpędzony pociąg. Poczuł ukłucie w sercu, kiedy usłyszał, że drużyna zagra lepiej bez niego.
Czuł się gorzej niż fatalnie. Miał ochotę zniknąć, kiedy uświadomił sobie, że wszyscy zawodnicy byli świadkiem jego wymiany zdań z Lucho, który wprost powiedział mu, że jest beznadziejny. Czy jeśli rozpłacze się z bezsilności na środku szatni, to pogorszy całą sytuację? Nie chciał ryzykować, dlatego jedyne co zrobił, to kiwnął głową i spuścił ją, aby nikt nie musiał oglądać jego żałosnego wyrazu twarzy.
‿‿‿‿
Mecz z Realem Sociedad zakończył się zwycięstwem Barcelony. Neymar i Suárez wyrównali wynik, a w osiemdziesiątej dziewiątej minucie Ney strzelił wygrywającego gola, którego zadedykował siedzącemu na ławce Messiemu. Najpierw zrobił jego cieszynkę, a następnie utworzył z palców cyfrę dziesięć, zachęcając całe Camp Nou do zrobienia hałasu na cześć Leo. Argentyńczyk z jednej strony nie mógł tego nie docenić, ale z drugiej... nie chciał być traktowany, jakby zszedł z boiska przez kontuzję. Zszedł, bo był gówniany. Nie potrzebował litości.
Piłkarze Barcelony świętowali wygraną w szatni. W tle leciała muzyka, którą ktoś puścił z głośnika, a wszyscy dookoła cieszyli się, śmiali, co jakiś czas podśpiewywali coś pod nosem i dobrze się bawili. No, wszyscy, prócz Messiego. Leo siedział przy swojej szafce, próbując ignorować hałas, który go teraz otaczał i bez celu przeglądał social media w swoim telefonie. Wciąż miał na sobie bluzę, która miała zakrywać jego ślady po starciach z Cristiano, ponieważ nie chciał, aby ktokolwiek je zobaczył. Dlatego też czekał, aż każdy weźmie prysznic, a następnie opuści szatnie, aby Messi mógł to zrobić bez żadnej obawy, że ktoś zauważy jego siniaki. Miał jednak wrażenie, jakby to wszystko trwało wieczność.
Social media zaczęły go nudzić, bo nie miał ich sporo. Na Instagramie polubił kilka zdjęć, którzy dodali jego znajomi i poodczytywał parę wiadomości prywatnych wysłanych przez jego fanów. Potem posprawdzał komunikatory typu Whatsapp i... i tyle. Modlił się chociaż o jedną, miłą wiadomość od Cristiano, ale takiej nie dostał. Miał wrażenie, jakby żyli razem, ale psychicznie nic ich nie łączyło. Leo nadal go kochał, bez wątpienia, nieważne jak okrutny potrafił dla niego być Ronaldo, ale coraz bardziej wahał się, czy to uczucie było odwzajemnione. Tak dawno nie usłyszał od Cristiano „kocham Cię", tych dwóch słów, które zawsze podbudowywały go na duchu, które zapewniały o miłości Portugalczyka do niego. Cris przestał nawet patrzeć na niego w ten sam sposób, co kiedyś. Codziennie rano obrzucał go zimnym spojrzeniem, nie odzywał się do niego, a jeśli już, to zawsze coś mu nie pasowało, zawsze wychodziło na to, że Leo coś spieprzył i musiał za to oberwać. To go dobijało. Nie chciał takiego życia, ale z drugiej strony... nie chciał zostawiać Cristiano.
— Leo... — usłyszał znajomy brazylijski akcent, a później ciepło na swoim kolanie.
Natychmiast zepchnął rękę Neymara ze swojej nogi.
— Proszę, nie zaczynaj znowu tego tematu, okej? — poprosił cicho, nie spoglądając nawet na chwilę na mężczyznę obok.
— Boję się o Ciebie, dlaczego aż tak Cię to dziwi?
— Nie potrzebuję litości, Ney, rozumiesz? — spojrzał na niego zranionym wzrokiem i zagryzł policzek od środka. — Chcę po prostu... chcę spokoju. Nie chcę, żebyś non stop ingerował w moje życie, mój związek.
— Jak mam tego nie robić? Spójrz na siebie. Jesteś wrakiem człowieka, Leo — zrobił nacisk na „wrak", jakby to miało dać cokolwiek do zrozumienia Messiemu. Sęk w tym, że on nie chciał tego słuchać. — Gdzie jest ten wiecznie uśmiechnięty Leo? Gdzie jest ten Leo, który opowiada najlepsze żarty? Który czaruje swoim wdziękiem na treningach i meczach? Którego wzrok jest motywacją dla całej drużyny, Leo, który prowadzi drużynę do zwycięstwa? Gdzie jest ten Leo, którego jedynym zmartwień zawsze było, czy strzeli gola w meczu? Gdzie jest mój Leo? — a Leo nie umiał odpowiedzieć na żadne z tych pytań, bo sam chciałby wiedzieć. Sam chciałby wrócić do życia sprzed kilku miesięcy. — On Cię zabija.
— Ney, proszę, przestań...
— Nie przestanę — mruknął od razu. — Nie przestanę się o Ciebie martwić, Leo. To, co robi Ci ten człowiek, mnie przeraża. Ciebie nie?
— Przestań, nie chcę o tym słuchać — poprosił znów. To wszystko zwyczajnie go przerastało.
— Ktoś Ci musi to mówić — stwierdzić. — W przeciwnym razie nadal będziesz żył w swojej wyimaginowanej bańce, że wszystko jest okej, że tak ma być, że Twój własny chłopak powinien Cię bić! — podniósł ton głosu, najwidoczniej zupełnie zapominając, że nie byli sami.
Messi nawet nie wiedział, w którym momencie jego otwarta ręka zderzyła się z policzkiem Brazylijczyka. Wyrzuty sumienia poczuł niemal natychmiast, podobnie jak łzy w oczach. Leo wpatrywał się w lekko zszokowanego Neymara załzawionym wzrokiem, kiedy ktoś odciągał jego małe ciało na bok i coś do niego krzyczał. Nie miał pojęcia, kto teraz obejmował go, tak jakby chciał go powstrzymać przed kolejnym atakiem, ponieważ jedyne, co w tym momencie się liczyło, to zraniona twarz jego przyjaciela. Nie chciał go uderzyć, to przyszło samo z siebie. Nigdy w życiu nie chciałby go skrzywdzić. W jednej sekundzie poczuł się jak potwór, najgorszy człowiek stąpający po ziemi.
— Leo, nie mam pojęcia, o co Ci dzisiaj chodzi, ale to jest już przegięcie — tym kimś był Xavi, który stanął między nim a Neymarem. — Najpierw grasz chujowy mecz na szkodę drużyny, a teraz uderzasz swojego przyjaciela? Co się z Tobą dzieje?
— J–Ja... ja nie chciałem — wyszeptał przestraszony postawą kapitana.
— Nie chciałeś? Okej, wiem, że jesteś słaby w kłamaniu, ale mogłeś wymyślić coś bardziej wiarygodnego — parsknął.
Lionel spuścił głowę. Coraz więcej łez zamazywało mu wzrok.
— Xavi, zostaw go — odezwał się nagle Neymar. — Nic się nie stało, puść go, Piqué — poprosił. Czyli to Gerard był tym, który go przytrzymywał.
— Uderzył Cię, Ney, jak możesz mówić, że nic się nie stało?!
— Miał do tego powód, okej? — warknął na kapitana, zaciskając szczękę. — Puszczaj go — zwrócił się do Gerarda jeszcze raz.
Wtedy wysoki Hiszpan puścił ciało Messiego, który nadal nie potrafił spojrzeć na nikogo, kto go teraz otaczał. Wszystkie oczy były skierowane na niego i czuł się z tym faktem fatalnie.
— Przebraliście się? Możecie stąd wyjść? — kontynuował Neymar. — To jest sprawa między mną a Leo i nikt inny nie powinien się wtrącać.
— Będę to musiał zgłosić trenerowi — mruknął Xavi, a Messi był gotów temu zapobiec. Nie chciał kolejnej konfrontacji z Lucho, nie chciał, aby jego trener źle o nim myślał.
— Jeśli chcesz zaszkodzić drużynie jeszcze bardziej, to droga wolna — parsknął Brazylijczyk. — Jedyne, o co Was teraz proszę, to o wyłączenie tej zasranej muzyki i wyjście stąd.
— Na pewno wszystko okej? To zaczyna mnie martwić — powiedział Iniesta, rozglądając się po obecnych piłkarzach.
— Tak! Tak... po prostu... wyjdźcie stąd, jeśli jesteście już gotowi — tym razem Ney ściszył ton głosu, spoglądając kątem oka na mniejszego piłkarza, który skulił się pod jego spojrzeniem.
Było mu tak wstyd za ten policzek. Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Zdenerwował się, ale nie powinien. Ney nie chciał dla niego źle. Problem był w nim i w jego zniszczonej psychice. Nie umiał nic poradzić na to, potrzebował Cristiano, by żyć. Poza tym, naprawdę, naprawdę miał nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normalności.
Leo nie odwracał spojrzenia od Neymara, kiedy pozostali piłkarze w pośpiechu zbierali swoje rzeczy i po kolei opuszczali szatnię. Kiedy wreszcie zostali sami, Brazylijczyk zrobił krok w jego stronę, a w głowie Messiego zaczęły się tworzyć najgorsze scenariusze.
— P–Przepraszam... przepraszam, Ney, nie chciałem — drżał z przerażenia, cofając się do tyłu. Bał się tego, co mężczyzna mógł teraz z nim zrobić. Był przestraszony i kompletnie zapomniał, że Neymar był Neymarem, a nie Cristiano...
— Leo... Leo, hej, spokojnie — wyciągnął ręce w jego kierunku, ale to chyba nie była najlepsza decyzja.
— Nie... nie, nie, nie... przepraszam, n–nie chciałem Cię uderzyć — jąkał się, a łez przybywało coraz więcej. Był roztrzęsiony. — Nie rób mi... nie rób mi krzywdy...
— O Boże... — wyszeptał Ney, najwidoczniej nie będąc przygotowany na taką sytuację. — Leo, posłuchaj mnie, musisz mnie posłuchać — mówił cicho, cały czas ostrożnie próbując się dostać do Messiego. — Nie skrzywdzę Cię, słyszysz? Nie zrobię Ci nic złego, nie byłbym w stanie. Proszę... proszę, pozwól mi tylko Cię przytulić. Obiecuję, że nic Ci nie zrobię — jego głos także zaczął drżeć, a Leo zwyczajnie nie wiedział, co powinien robić.
Opętało go nieprzyjemne uczucie, miał wrażenie, jakby nawet nie był w swoim ciele, jakby obserwował wszystko z boku, był sparaliżowany i myślał, że jego najlepszy przyjaciel mógłby mu zrobić krzywdę. Tak bardzo był tym wszystkim wymęczony.
Nie miał nawet pojęcia, w którym momencie pozwolił, aby płacz wstrząsnął całkowicie jego ciałem. Czuł, jak mięśnie jego podbródka drżały, kiedy teraz klęczał na podłodze w szatni, a w głowie słyszał jedynie szum — efekt uboczny tego ciągłego bólu, strachu, stresu, z którym żył. Silne ramiona obejmowały go, próbując go uspokoić, ale na Leo przestało to działać. Nie był w stanie wyobrazić sobie rzeczy, która miałaby przywrócić jego dawny blask.
Bał się, że wszystkim, czym był do tej pory, już dawno umarło.
‿‿‿‿
rozdzial na lepszy weekend. jak odczucia po przeczytaniu i jak myslicie, gdzie to wszystko zmierza? 😬
poza tym, macie jakies plany na weekend? ja akurat jestem chora, wiec pewnie spedze na pisaniu dalej opowiadania XD
twitter: @ smieszkujemy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro