Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

MARZEC, 2015

— Ney, powtarzam Ci to setny raz. Przwróciłem się — powiedział cicho Leo, unikając przy tym wzroku swojego przyjaciela, który od kilkunastu minut próbował dowiedzieć się, w jaki sposób znalazł się w takim stanie.

— Okej, Leo, może nie znamy się od piaskownicy, ale mimo to, wiem kiedy kłamiesz — stwierdził Brazylijczyk, a Messi odruchowo przygryzł wargę, po czym sapnął z bólu, zapominając że jest ona przecięta. — Przebierz się. Wyglądasz jakbyś uciekł z horroru — podał mu świeżą koszulkę. — Byłeś tam z Cristiano?

Starszy piłkarz tylko kiwnął głową i chwycił czysty t–shirt od Neymara, zaczynając się przebierać. Dzwoniąc po swojego przyjaciela, powinien wiedzieć, że ten zasypie go milionem pytań, jednak miał nadzieję, że to się nie stanie. Że po prostu przyjedzie po niego i weźmie do siebie, a tam będzie mógł zakopać się w łóżku w jednej z jego sypialni i uniknie nieprzyjemnej rozmowy. Był taki głupi. To było pewne, że będzie dopytywać.

— Leo? Co to jest? — spytał nagle i zadrżał na dotyk Ney'a, który musnął palcami jego brzuch. Odruchowo cofnął się w tył, a mężczyzna zmrużył oczy.

Messi zauważył siniaki na swoim brzuchu, kiedy pozostał na chwilę bez koszulki. Doskonale wiedział, od czego one były, ale Neymar nie musiał tego wiedzieć. A raczej nie mógł. Leo nawet nie chciał mu o tym mówić.

— Już Ci powiedziałem, przewróciłem się — mruknął. Chyba mógł mieć siniaki w tych miejscach od przewrócenia się, prawda? Nie wiedział, bo to nigdy się nie stało.

— Gdzie był Cristiano? Gdzie jest Cristiano? Dlaczego miałem po Ciebie przyjechać? Dlaczego nie było go przy Tobie? — Ney zasypywał go kolejnymi pytaniami, na które Leo po prostu nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć. Nie był mistrzem w kłamaniu, a nawet nie był chociaż trochę dobry. — Leo, odpowiedz mi.

— Już Ci odpowiedziałem, a jak mi nie wierzysz, to nie mój problem — tym razem powiedział to nieco niemiłym tonem głosu, za co od razu sam skarcił się w głowie. — Mogę się iść umyć? — spytał, chcąc uniknąć tematu.

— Nie, nie wierzę Ci, bo nic nie trzyma się kupy! — Neymar kompletnie zignorował jego pytanie o prysznic.

— Wiem, gdzie masz łazienkę, pójdę się umyć — i po prostu zaczął iść przed siebie. Nie miał ochoty o tym wszystkim rozmawiać. Był środek nocy, był zmęczony.

— Nie umiesz kłamać, Leo, jesteś w tym tak beznadziejny — usłyszał za plecami. Ney cały czas szedł za nim. — Błagam Cię, Leo, jesteś moim najlepszym przyjacielem i widzę, że coś się stało. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?

A dlaczego on nie mógł zwyczajnie odpuścić? Messi nie odpowiadał dalej.

— W porządku, zadzwonię do Cristiano, może z nim szybciej się dogadam.

— Nie! — Lionel krzyknął szybciej, niż Neymar skończył zdanie. Odwrócił się w jego kierunku, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem. Nie mógł do niego zadzwonić, a już na pewno nie mógł wypytywać go o takie rzeczy. — N–Nie rób tego, proszę...

— Co się stało, Leo? — Brazylijczyk zapytał jeszcze raz, tym razem dużo spokojniej, kiedy ze zmartwieniem w oczach przyglądał się mniejszemu mężczyźnie.

Wiedział, że nie uniknie tej rozmowy, wiedział, że był już przegrany. To był błąd, że poprosił Neymara, aby przyjechał po niego, kiedy znajdował się w takim stanie, ale co innego miał zrobić? Zostać na imprezie, na której i tak nikt go nie chciał? Iść na piechotę do Barcelony, podczas gdy był cały zakrwawiony i ledwo stał na nogach? To był cud, że Ney jeszcze nie spał i mu pomógł, ale teraz powoli zaczynał tego żałować.

— Leo...?

— Pokłóciliśmy się — powiedział cicho, a kiedy jego przyjaciel uniósł brew, sprostował: — Z Cristiano.

— Uderzył Cię?

— Nie — szepnął i odwrócił wzrok od mężczyzny.

Faktycznie nie umiał kłamać.

Neymar nic nie odpowiedział. Po prostu bez słowa wpatrywał się w niego, tak jakby wiedział, że kłamał i próbował dzięki temu wyciągnąć od niego prawdę.

— O–On się zdenerwował i...

— I Cię uderzył?

— Nie, Ney, Boże — przetarł twarz, nie mając pojęcia, co powinien zrobić. Powinien mu powiedzieć? Przecież nie mógł. Co gdyby Cris się dowiedział? Poza tym to jednorazowe.

Za każdym razem to było jednorazowe.

— Kurwa, nie wierzę... to on Ci rozciął wargę i zrobił te wszystkie siniaki? — nie dowierzał. — Bo się zdenerwował? Na co się zdenerwował?

— Neymar, proszę, możemy o tym nie rozmawiać? M–Mogę się iść umyć i położyć? Jestem zmęczony.

— Nie! Nie, nie, przepraszam, Leo, ale nie... nie mogę tego tak zostawić. On Cię pobił, a nie uderzył! — podniósł głos, a pod jego mocą Messi skulił się w sobie. Jak to w ogóle brzmiało? Że jego własny chłopak go pobił? — Usiądź w salonie — rozkazał mu, a sam wyjął telefon z kieszeni i zaczął w nim coś grzebać.

— C–Co robisz? — spytał cicho.

— Dzwonię do Cristiano.

— Nie! Nie, proszę, Neymar, proszę, nie! — wpadł w panikę i chwycił przyjaciela za koszulkę, próbując go od tego powstrzymać. — N–Ney, błagam, nie rób tego, nie... on się zdenerwuje. Proszę Cię, Neymar — błagał, patrząc na niego załzawionymi tęczówkami, a Brazylijczyk rozchylił swoje usta w niedowierzaniu.

Widok Leo w takim stanie to nie była codzienność. Był wyraźnie zszokowany całą sytuacją i tym, co działo się teraz z mniejszym piłkarzem.

— P–Proszę... — wyszeptał prawie niesłyszalnie. Wiedział, że jeśli Ney zadzwoni do Crisa, to może być jego koniec.

— O–Okej... okej, nie zadzwonię — kiwnął głową. — Cholera... co on Ci zrobił? — w jego oczach można było dostrzec przerażenie.

Messi czuł się tak źle z tym wszystkim. Wiedział, że gdyby nie Ramos i alkohol, nic by się nie stało. Powoli zaczynał myśleć, że Hiszpan miał w tym jakiś swój plan. Dlaczego przyjaciele jego chłopaka aż tak bardzo go nie lubili? Co takiego robił? Nawet z nimi nie rozmawiał, nie odzywał się jako pierwszy. Więc czym zawinił?

I dlaczego Cris nie widział w tym nic niepokojącego?

— Umyję się i do Ciebie wrócę — oznajmił w końcu Argentyńczyk po chwili ciszy.

— Czekaj — rzucił jego przyjaciel, kiedy Lionel powoli zaczął się oddalać w stronę łazienki. — Co teraz zrobisz?

— A co mam zrobić?

— Zostawisz go?

— Nie, kocham go — mruknął bez zastanowienia się. Czy Neymar naprawdę pomyślał, że mógłby zerwać z Cristiano? Nic z tych rzeczy. Wkrótce wyjaśnią sobie całą sprawę i wszystko wróci do normy.

— On Cię pobił, kurwa... — Ney jęknął, przecierając zrezygnowaną twarz, a Leo jedyne, co zrobił, to wzruszył ramionami. — Serio, Leo? Nie robi to na Tobie żadnej różnicy? Spójrz, co on Ci zrobił, ja... ja nie wiem, czy zrobił to pierwszy raz, czy już wcześniej Cię...

— Pierwszy — skłamał. Chciał jak najszybciej zakończyć ten temat i nie przedstawiać Crisa w złym świetle. To fakt, że momentami był... przerażający, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. — Cris nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki, dlatego wiem, że jak sobie to wszystko wyjaśnimy, wrócimy do tego, co było wcześniej. Kochamy się, Ney. Wiem, że nie chciał tego zrobić.

— Brzmisz jak szaleniec...

— Możemy przestać o tym rozmawiać? Proszę... ten dzień dla mnie to porażka, chciałbym w końcu odpocząć — westchnął, a Brazylijczyk spojrzał na niego tęczówkami przepełnionymi smutkiem, ale kiwnął głową.

Czuł się okropnie z faktem, że musiał go okłamywać. I z tym, że oglądał go w takim stanie. Jego broda i koszulka była zakrwawiona, a on sam drżał ze strachu.

‿‿‿‿

Messi, kiedy przebudził się późnym rankiem, od razu poczuł ból na całej klatce piersiowej. Leżąc na plecach, przewrócił się na bok i cicho jęknął. Obrażenia, których doznał kilka godzin wcześniej, teraz mocniej dawały o sobie znać i mimo że to było tylko kilka siniaków, Leo i tak dosyć mocno je odczuwał. Rozejrzał się po sporym pokoju, natychmiast przypominając sobie, co robił przed pójściem spać. Najpierw impreza u Ramosa, którą wspominał tragicznie i nie chciał nawet o niej myśleć, potem konfrontacja z Ronaldo, a na sam koniec znalazł się w domu swojego najlepszego przyjaciela. Pomimo snu, nadal był zmęczony, ale bardziej psychicznie.

Wszystko to, co działo się w jego głowie przez ostatni czas, kompletnie wypompowywało z niego jakiekolwiek siły. Ciągle myślał tylko o jednym, ciągle próbował usprawiedliwić to w jakiś sposób, nawet najgłupszy. Zwalał całą winę na wszystko wokół i czasem też na siebie, a nigdy na Cristiano. Gdyby nie on, Leo nie musiałby dzwonić po Neymara w środku nocy i błagać go, aby po niego przyjechał. I gdzieś tam w głębi duszy wiedział, że Ronaldo po raz kolejny go zranił, pomimo tego, że obiecał mu, że już nigdy tego nie zrobi, a jednak wciąż chciał do niego wracać.

Przypomniał sobie też swoją rozmowę z Ney'em, który próbował uświadomić mu, że Cris go uderzył, a raczej pobił i tym samym chciał mu powiedzieć, że powrót do niego to najgorsze, co mógł teraz zrobić Leo. Ale problem w tym, że Leo za bardzo go kochał. Był pewien, że mogliby mu odebrać wszystko i nawet by się tym nie przejął, ale gdyby stracił Cristiano, załamałby się psychicznie.

Nie mógłby od niego odejść. Nie wyobrażał sobie tego.

Kiedy Messi doszedł do siebie, postanowił zejść na dół, a schodząc po schodach, czuł jak kręciło mu się w głowie. W zasadzie to nie pamiętał, kiedy ostatnim razem coś jadł. Chyba wczoraj rano, bo nawet na imprezie nie tknął niczego, prócz alkoholu, który i tak później zwymiotował. Ale i tak nie chciał jeść. Chciał jedynie się napić, bo zwyczajnie nie miał apetytu na nic innego.

Szybko odnalazł kuchnię, bo bywał u Neymara już kilka razy, dlatego wiedział, gdzie co było. Sięgnął po szklankę do półki i od razu nalał sobie do niej zimnej wody. Oparł się ręką o blat, a potem zaczął nawadniać swój organizm i uświadamiając sobie przy tym, jak bardzo potrzebował się czegoś napić.

Wpatrywał się w jeden, martwy punkt i w tym momencie nawet nie umiał powiedzieć, co dokładnie działo się w jego głowie. Nie umiał stwierdzić, czy miał natłok myśli, czy pustkę; czuł się tak cholernie dziwnie. To go wykańczało. Chciał tylko powrotu do normalności. Chciał, aby wszystko było jak kiedyś, żeby Cristiano znowu pytał go o pozwolenie na najmniejszą rzecz, ponieważ zawsze bał się, że może mu zrobić krzywdę. Teraz po prostu... to, co chciał, brał siłą. Nie obchodziły go błagania Lionela, jego płacz i strach w oczach, jego ból. Nie w momencie, kiedy traktował go najgorzej na świecie, ale później... później znowu był tak samo kochany, jak Leo go zapamiętał. Nie rozumiał tego; to mu mąciło w głowie i robiło z niego wariata.

— Cześć — usłyszał za plecami znajomy głos, który wyrwał go z myślenia, ale jednocześnie przestraszył do tego stopnia, że Messi podskoczył w miejscu i upuścił szklankę na podłogę.

— Cho–Cholera, przepraszam... posprzątam to — wydukał Argentyńczyk, rozglądając się za jakąś zmiotką.

— Nie, Leo, w porządku, zostaw to. Później to ogarnę — powiedział, chwytając nadgarstek przyjaciela i odciągając go od miliona kawałków rozbitego szkła. — Wszystko okej? Nic Ci się nie wbiło?

— Nie... nie, chyba nie — westchnął ciężko. — Przepraszam — powtórzył.

— Nie przepraszaj mnie. Idź do salonu, dobrze? Jesteś głodny? Zrobię coś do jedzenia.

— Nie — odparł krótko.

— Na pewno? Wyglądasz marnie — zauważył Brazylijczyk.

Lionel uśmiechnął się smutno. Wiedział to. Próbował to jakoś ukryć, ale nie umiał.

— Usiądź w salonie — powiedział jeszcze raz, po czym odwrócił się plecami do piłkarza i zaczął sprzątać rozbitą szklankę z podłogi.

‿‿‿‿

Siedzieli w milczeniu. Neymar nie posilił się nawet na włączenie jakiegoś radia czy telewizji w tle, aby zabić niezręczną ciszę. Jeszcze niedawno pokój wypełniał się stukotem widelca o talerz, kiedy Ney pochłaniał wcześniej zrobioną jajecznicę. To jedyne, co Leo stwierdził, że mógłby zjeść, kiedy wykłócał się z przyjacielem, że naprawdę nie był głodny. Teraz siedział z nietkniętym jedzeniem przed sobą i wpatrywał się w nie bez słowa. Myślał tylko o tym, co robił Cristiano, gdzie był i czy miał zamiar po niego przyjechać. Tak czy inaczej, Lionel i tak chciał wrócić do domu, nieważne czy Cris go tam chciał czy nie.

— Więc... wrócisz do domu... i co? — jako pierwszy ciszę przerwał Neymar.

— Porozmawiam z Cristiano — odparł cicho, grzebiąc widelcem w jajecznicy.

— Nie boisz się, że znowu Cię uderzy?

Miał ochotę wzruszyć ramionami, ale wiedział, że to tylko bardziej zmartwiłoby młodszego piłkarza.

— Nie zrobi tego — powiedział, nie będąc ani trochę pewny swoich słów.

— Skąd wiesz?

— Ney...

— Nie przerywaj mi — mruknął. — Zrobił to raz i może zrobić znowu. Byliście taką idealną parą, Leo, a on Cię uderzył. Jestem pewien, że zrobi to znowu.

— Nadal jesteśmy idealną parą — cholera, kogo on okłamywał? Problem w tym, że w tej kwestii był bardzo pewny. Nie obchodziło go to, że Cris go ranił. Nadal byli idealni.

— Leo, kurwa — jęknął zrezygnowany i spuścił głowę, kręcąc nią. — Aż tak bardzo jesteś zaślepiony tym wszystkim? W idealnych związkach nie ma przemocy.

— Ney, czy mógłbyś po prostu przestać? Proszę — zerknął na niego błagalnym wzrokiem. — To moje życie i wiem, co robię...

— Nie, nie wiesz...

— Wiem! — podniósł głos. — Wiem... więc jeśli chcę nadal być z Cristiano, to z nim będę. I cokolwiek powiesz, i tak nie zmienię zdania. Kocham go, jest dla mnie wszystkim. Możesz to uszanować albo nie, ale ja nie chcę więcej o tym słyszeć — wymamrotał już nieco ciszej i wziął głęboki oddech.

— Jesteś moim przyjacielem i nie mogę patrze... — Neymar został uprzedzony przez dźwięk leżącego na stoliku telefonu, którego ekran rozświetlił się, a na nim pojawiło się imię Ronaldo.

Serce Messiego od razu zabiło mocniej, a Ney spojrzał najpierw na małe, dzwoniące urządzenie, a później na Argentyńczyka, który mimowolnie zaczął drżeć na całym ciele. Dzwonił do Neymara, bo...? Bo prawdopodobnie nie mógł się dodzwonić do niego, a Leo nawet nie wiedział, gdzie był jego telefon. Być może w kieszeni jego spodni, ale swoich spodni też dawno nie widział. Był cały ubrany w ciuchy Ney'a.

Neymar sięgnął po telefon, ale zanim odebrał, Messiemu udało się wtrącić.

— Nie mów mu tylko o niczym — powiedział.

— O tym, że Cię bije? Jasne, nic nie powiem — nie brzmiał na zadowolonego, a Leo zagryzł policzek od środka, spuszczając wzrok.

Wiedział, że Neymar się o niego martwił i doceniał to, ale po prostu... nie chciał więcej problemów. Jeśli tylko Cris by się dowiedział...

— Cześć — Ney włączył Cristiano na głośnomówiący, tak aby Leo też mógł wszystko słyszeć.

— Jest koło Ciebie Leo? — głos Ronaldo był zaniepokojony i spokojny, a Messi czuł, jak kamień spadał mu z serca. Nie brzmiał na zdenerwowanego, ale niewiele mógł o tym powiedzieć, będąc po drugiej stronie słuchawki.

— Cześć, Cristiano — Brazylijczyk jakby oburzył się, że Cris nawet się z nim nie przywitał, dlatego Lionel klepnął delikatnie jego kolano.

— Hej, Ney, czy Leo jest obok? — powtórzył, tym razem już nieco zirytowany.

Przyjaciele wymienili się spojrzeniami, a starszy piłkarz siedział jak na szpilkach. Chciał wrócić do Cristiano, ale bał się, co będzie, jeśli już to zrobi. Jego myśli były tak sprzeczne.

Messi miał wrażenie, jakby Neymar czekał na jakiś jego znak, ponieważ wpatrywał się w niego bez żadnego słowa, dlatego kiwnął głową, aby mógł powiedzieć, że był u niego w domu.

— Ney? Halo?

— Oh, wybacz, um... nie, Leo u mnie nie ma — odparł po dłuższym milczeniu, a Lionel rozchylił usta. Co on wygadywał? — Coś się stało?

— Ah... nie, nie, nic, po prostu myślałem, że jest u Ciebie. Nie ma go w domu — przyznał, a mniejszy piłkarz przez cały czas próbował zwrócić na siebie uwagę przyjaciela. Zrobił to specjalnie, aby do niego nie wrócił.

— Neymar, przestań się wydurniać — szepnął prawie niesłyszalnie, szturchając go w kolano.

— W dodatku nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje — mówił dalej. Leo nerwowo skubał policzek od środka, kiedy Brazylijczyk go ignorował. — Martwię się.

I te dwa słowa wystarczyły Lionelowi wyrwać telefon Ney'owi.

— Cris, kochanie, cześć — powiedział do głośnika, kątem oka widząc załamanego mężczyznę. Nie powinien tego robić? Przekona się.

— Leo? Więc jesteś u...

— Tak, tak, jestem. Przyjedziesz po mnie? Proszę?

— Przyjadę, będę niedługo — mruknął, po czym niemal od razu się rozłączył. Znał adres Neymara, dlatego Lionel nie fatygował mu się go wysyłać.

— Jesteś, kurwa, niemożliwy — stwierdził Santos, wstając z kanapy.

— Więc co miałem zrobić? Zostać tu i nadal od niego uciekać?

— Uciekłeś od niego zeszłej nocy, więc to wystarczający powód dla tego, żebyś do niego nie wracał — syknął zły, a następnie zostawił Argentyńczyka samego w salonie.

Leo przymknął oczy i schował twarz w dłoniach. To nie było takie proste, jak mogłoby się mu wydawać. Chciał tylko wsparcia, nie potrzebował rady i działania za niego. Neymar powinien to zrozumieć; był dorosły.

‿‿‿‿

Cristiano przyjechał niedługo później. Droga tutaj zajęła mu niecałe dziesięć minut, ponieważ nie mieszkali daleko od siebie. Cris od razu, gdy zobaczył Messiego, przyciągnął go do siebie i pocałował czubek jego głowy, mówiąc, jak bardzo się martwił, a potem bardzo cichutko powtarzał mu w kółko, że go przeprasza. Nie miał pojęcia, jak bardzo na poważnie miał brać te słowa, ale nie myślał teraz o tym. Cieszył się, że jego Ronnie był teraz blisko niego.

Zanim wyszli, Leo pobiegł jeszcze po swój telefon do pokoju, w którym spał, ponieważ Ney wrzucając jego ubrania do prania, wyjął telefon z jego spodni i położył na stoliku nocnym obok niego.

Teraz czekał ich tylko powrót do domu.

— Przepraszam, że uciekłem — powiedział w pewnym momencie Argentyńczyk, kiedy powoli zbliżali się do ich rezydencji.

— Nie uciekłeś, kazałem Ci wyjść — odparł Cristiano, skupiając się na drodze.

Leo kiwnął głową, zagryzając delikatnie rozciętą wargę.

— Powinieneś przeprosić mnie za coś innego — dodał, ale nie spojrzał na zdezorientowanego piłkarza.

Nagle milion myśli przebiegło przez głowę Messiego. Za co miał przeprosić? Nie umiał sobie nawet przypomnieć, co takiego mógłby zrobić, co zdenerwowałoby Cristiano. Tyle rzeczy stało się przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny.

— Z–Za co?

— Powiedziałbym, żebyś pomyślał przez chwilę, ale myślenie chyba nie jest Twoją mocną stroną — Cris nadal na niego nie patrzył, a zaniepokojenie wzrastało w mniejszym piłkarzu.

Co znowu, do cholery, zrobił?

— Powiedz mi, proszę — wyszeptał prawie. Naprawdę nie miał ochoty na zabawę w kotka i myszkę. — Chodzi o Sergio? Cristiano, naprawdę się do niego nie dobierałem! Dlaczego miałbym to zrobić? — czy powinien powiedzieć mu, że było na odwrót?

— Wiem. Sergio mi powiedział.

Świetnie, wprost cudownie. Szkoda, że dopiero po tym, jak Cristiano skopał Argentyńczyka i kazał mu się wynosić w środku nocy z domu Hiszpana.

— I–I co?

— Co?

— I nic nie powiesz? Oberwałem za nic — zauważył. Siniaki na jego ciele i rozcięta warga to wynik głupoty Ramosa albo jakiejś jego durnej gry; nie był w stanie powiedzieć.

— Przecież Cię przeprosiłem — odparł spokojnym tonem głosu, ale ten ton go przerażał. Był zbyt spokojny, za spokojny.

— Co to zmienia, jeśli znowu chcesz mnie skrzywdzić? — zadrżał. Dosłownie chwilę temu mówił mu, jak bardzo się o niego martwił.

— Bo mnie znowu wkurwiłeś — zaparkował pod ich wspólnym domem, a Leo był pewien, że jego twarz była blada, bez żadnych kolorów. Był wystraszony tym, co go teraz czekało. — Wysiadaj.

— Cris, p–proszę, powiedz, o co chodzi.

— Wysiadaj, powiedziałem.

— Cristiano...

— Jesteś, kurwa, głuchy? — warknął w jego kierunku. — Wysiadaj — powtórzył jeszcze raz.

Messi otworzył drzwi od samochodu i stanął na chodniku na drżących nogach. Co się miało teraz stać? Znowu miał dostać? Tym razem Cris rozetnie mu łuk brwiowy czy może coś innego? Tak bardzo się bał, tak cholernie. Myślał, że jak wrócą do domu, to porozmawiają, Cristiano znowu go przeprosi i powie, jak bardzo go kocha, a potem spędzą czas wolny tylko we dwójkę. Tymczasem Leo miał ochotę wymiotować. Nie miał pojęcia, czym znowu zawinił i co powinien zrobić, a pomysł, który przyszedł mu do głowy, na pewno miał tylko pogorszyć sprawę.

Tylko, że Messi nie myślał teraz racjonalnie i jedyne, czego chciał, to uniknąć bolesnej konfrontacji z Cristiano. Wiedział, że będzie bolesna.

Leo zaczął kierować się do środka rezydencji, jednak to Portugalczyk miał klucze. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niego, po ciele mniejszego z nich przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Ronaldo wszedł jako pierwszy, a tuż za nim wślizgnął się Leo, który niepewnie zaczął rozglądać się dookoła siebie. W momencie, kiedy Cristiano odłożył klucze na bok i odwrócił się w stronę przerażonego piłkarza, ten rzucił się w kierunku otwartych drzwi do łazienki i zanim jego chłopak do niego dobiegł, zamknął się na klucz. W jego oczach natychmiast pojawiły się łzy, gdy słyszał, jak ten próbował się do niego dostać.

— Otwieraj te pierdolone drzwi! — Cristiano krzyczał, podczas gdy Leo cofał się do tyłu z każdym następnym uderzeniem. — Słyszysz, kurwa? Otwieraj, wychodź!

— C–Co zrobiłem? — nadal nie wiedział, ale też nadal chciał wiedzieć.

— Jesteś taki głupi, Leo, jesteś, kurwa, najgłupszą osobą, jaka istnieje! — warknął. — Co zrobiłeś? Mam ci zacząć wymieniać? Tego chcesz? Czy od razu przejść do spuszczenia Ci wpierdolu?

Messi łkał nieprzerwanie pod nosem, a jego plecy zderzyły się z zimną ścianą w łazience. Nie chciał nawet wiedzieć, w jakiej furii był Ronaldo. Samo wyobrażenie sobie tego przyprawiało go o zawroty głowy.

— Komu jeszcze powiedziałeś, co? Wszyscy Twoi znajomi wiedzą, że Cię napierdalam?

Co? Skąd on niby to...

Neymar.

Kurwa, Neymar mu to powiedział. Wtedy, kiedy poszedł po telefon. Na pewno wtedy.

— Odpowiedz mi, do jasnej cholery, albo otwórz te drzwi!

— N–Nie... nie... Neymar, on... tylko Neymar w–wie, bo miałem rozciętą w–wargę i siniaki, i...

— Jesteś głupi, kurwa, beznadziejny — tak, już to słyszał dzisiaj. — Sam mu się wystawiłeś na tacy, Leo. Po co do niego dzwoniłeś? Po co?!

Leo przymknął oczy i pociągnął nosem.

— A co miałem zrobić, Cristiano? Wyrzuciłeś mnie z imprezy...

— Na pewno nie dzwonić do nikogo, jak jesteś w takim stanie! Kurwa mać! Otwieraj te drzwi, Leo, bo inaczej je wyważę i dostaniesz większy wpierdol niż zamierzam Ci spuścić!

Strach coraz bardziej ogarniał Argentyńczyka. Serce waliło mu tak mocno, że pomimo szumu w głowie, słyszał jego uderzenia. Dlaczego Neymar mu o tym powiedział? Przecież prosił go, żeby siedział cicho. Miał mu dosadnie zaznaczyć, że jeśli piśnie chociaż słowo, Leo na pewno nie wyjdzie z tego bez szwanku? Bał się, co teraz z nim będzie. Pierwszy raz uciekł przed Cristiano, ale to i tak nie miało zamiaru rozwiązać problemu. Jeśli w końcu wyjdzie z tej łazienki, dostanie mocniej niż myślał do tej pory. Był taki głupi, a Cris miał rację, że myślenie nie było jego najmocniejszą stroną.

— Otwieraj! — Ronaldo nie dawał za wygraną, nadal próbując dostać się do mniejszego piłkarza.

— P–Proszę, nie... nie rób mi krzywdy, Cris... nie przeżyję tego znowu — zapłakał. Nadal nie przetworzył tego, co stało się poprzedniej nocy. Był przerażony. — Nie... nie bij mnie, błagam.

— Nie bij? Nie bij?! Ja Cię, kurwa, zaraz zabiję, jeśli nie otworzysz tych jebanych drzwi! — Portugalczyk wrzasnął, a Messi rozpłakał się jeszcze bardziej. Utknął tutaj, bo był zbyt sparaliżowany, żeby zrobić cokolwiek, a tym bardziej otworzyć drzwi, kiedy wiedział, że za nimi stał zdenerwowany Ronaldo.

Dlaczego to musiało spotykać akurat jego? Czym zawinił? Zawsze starał się być najlepszym chłopakiem, zawsze upewniał się, że Cristiano nic nie brakowało, że czuł się dobrze, że był przy nim szczęśliwy. Kiedy to wszystko się zmieniło? Leo nie chciał tak żyć.

— Przysięgam, że jeśli zaraz stamtąd nie wyjdziesz, połamię Ci wszystkie możliwe kości — powiedział spokojniej, ale nadal brzmiał na rozwścieczonego.

Leo nie mógł już dłużej tego słuchać. Słowa, jakie wypływały z ust jego chłopaka, były obrzydliwe i niepokojące, i chciałby wierzyć, że naprawdę nie miał tego na myśli, ale teraz... teraz nie był już niczego pewny.

   Powoli odepchnął się od ściany i na drżących nogach zaczął podchodzić do drzwi. Nie chciał stąd wychodzić, nie chciał wpuszczać do środka Cristiano, nie chciał mierzyć się z jego pociemniałymi tęczówkami, które zawsze przyprawiały go o dreszcze na całym ciele, ale wiedział, że im szybciej otworzy drzwi, tym Ronaldo będzie mniej wkurzony. A na pewno nie dostanie tak mocno. I tak kiedyś musiałby stąd wyjść.

Po drugiej stronie słyszał głuchą ciszę, ale coś kazało myśleć Leo, że Cris nadal tam był i czekał. Byłby głupi, gdyby pomyślał, że mężczyzna sobie odpuścił.

I cóż, miał rację.

Ledwo przekręcił zamek w drzwiach, a one otworzyły się z całą siłą, uderzając go w twarz. Zachwiał się do tyłu, trzymając się za bolące miejsce i nawet nie zauważył, w którym momencie Cristiano wparował do środka. Potem rzeczy działy się już za szybko, aby Messi mógł cokolwiek z tego zarejestrować i nad tym nadążyć.

Nie wiedział, w której chwili upadł na ziemię i uderzył głową o twarde kafelki, ale gdy to się już stało, krzyknął z bólu, kuląc się na podłodze i tym samym broniąc się przed kopnięciami Cristiano.

— Dlaczego Neymar mnie okłamał?! — warknął nad nim, nie przestając go kopać po rękach, nogach, czasem brzuchu, a raz nawet Leo dostał w głowę. — Dlaczego, kurwa?! Dlaczego okłamał mnie, że nie ma Cię u niego w domu?! Bo mu, kurwa, wszystko powiedziałeś!

— Cristiano, przestań! P–Proszę, przest– auć! — jęczał i płakał z narastającego bólu.

Jeszcze chwila i zemdleje.

O Boże, co się działo?

— Tego chciałeś, co?! Chciałeś, żeby każdy widział?! To proszę bardzo! — krzyczał nieprzerwanie, był w jakiejś furii, jego ruchy były niekontrolowane, nieokiełznane, kiedy zadawał nowe ciosy już ledwo oddychającemu Lionelowi.

— C–Cri... — zakaszlał, czując kolejne kopnięcie w brzuch.

— Wstawaj — powiedział nagle Cristiano, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi, ani Leo się nie ruszył, dodał krzykiem: — Wstawaj, kurwa!

— N–Nie... n... nie mogę — wyszeptał. Wszystko go bolało, nie byłby w stanie siąść, a co dopiero wstać.

— Nie? Okej — parsknął. — Więc spędzisz tutaj resztę dnia — rzucił ze słyszalnym jadem w głosie, a Leo nie miał nawet siły zaprotestować.

Nadal leżał na zimnej podłodze, szlochając z bólu i oddychając nierównomiernie. Kiedy usłyszał zamykające się drzwi, a potem charakterystyczny dźwięk przekręcanego klucza, wybuchnął płaczem na nowo.

To wszystko brzmiało jak koszmar. A jednak. To tylko życie Leo Messiego.

‿‿‿‿

witam serdecznie i czekam na wasze wrazenia po nowym rozdziale ❤️

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro