4
MARZEC, 2015
— Nie rozumiem, dlaczego na mnie krzyczysz? — powiedział cicho Leo, kiedy patrzył, jak jego chłopak nerwowo próbował otworzyć drzwi do ich wspólnego domu. Kilka razy nie trafił kluczem do zamka, a kiedy już to zrobił, wparował zdenerwowany do środka. — To nie moja wina, że przegraliście — dodał, wchodząc za Portugalczykiem i zamknął drzwi za ich dwójką.
Od paru dni media żyły tylko i wyłącznie nadchodzącym El Clásico. Mecze pomiędzy dwoma największymi klubami w Hiszpanii, a nawet w historii footballu, zawsze były najchętniej oglądane. Również ten, który tym razem był rozgrywany na Camp Nou, na murawie, którą Duma Katalonii znała jak własną kieszeń, znała każdą wadę i zaletę i przede wszystkim — na której grało się im najlepiej. W końcu to był ich dom, a trybuny za każdym razem były wypełnione aż po brzegi oddanymi im kibicami śpiewającymi z całych sił ich hymn. Porażki w domu zawsze smakowały najgorzej, ale dzisiaj nie mieli z tym problemu. Katalończycy zostawili na boisku całe swoje serce, jednocześnie wygrywając dwa do jednego z Realem Madryt.
Z jednej strony, Leo zawsze cieszył się z wygranej, to jasne, ale z drugiej... cóż, grał przeciwko swojemu chłopakowi i tą wygraną zawsze odczuwał przez to trochę... inaczej.
Po prostu widok niezadowolonego Cristiano nigdy nie był dobry dla serca Argentyńczyka, a ostatnimi czasy... również dla jego bezpieczeństwa.
— Cris...
— Nie Twoja wina? — Ronaldo parsknął, rzucając torbę treningową na ziemię, ale nie zatrzymał się, żeby skonfrontować się z Leo twarzą w twarz. Szedł dalej w głąb domu. — Jak dobrze, że w ostatniej minucie nie położyłeś się w polu karnym. A nie, czekaj...
— Położyłem? Ramos prawie złamał mi nogę! — mruknął oburzony. Jak Cristiano mógł tego nie zauważyć? Jak śmiał oskarżać go o symulowanie, podczas gdy Leo w rzeczywistości nie był w stanie wstać z murawy przez bliskie dwie minuty? Sędzia podyktował słuszny rzut karny, który Lionel oddał Neymarowi, ponieważ jego kostka nadal bolała. Ney strzelił gola i dzięki temu wygrali. To nie była jego wina.
— Szkoda, że prawie — syknął wkurzony. Przegrana siadła mu na głowę, Leo to wiedział, ale nie widział potrzeby rzucania tak okropnych słów w jego kierunku.
— Jak możesz, co? Dlaczego ostatnio taki jesteś? — ściszył ton swojego głosu, czując jak wielka gula zaczynała formować się w jego gardle.
— Jaki? — Cristiano nagle odwrócił się gwałtownie w stronę mniejszego piłkarza i spojrzał na niego z uniesioną brwią. Po samym wyrazie twarzy widać było, że był zdenerwowany. A to nie wróżyło nic dobrego. Nie w ostatnim czasie. Leo od razu skulił się w sobie, zaczynając żałować, że nie potrafił po prostu przemilczeć sprawy i musiał dorzucić swoje trzy grosze.
Dopiero w tym momencie postanowił zamknąć buzię na kłódkę, ale to chyba nie był najlepszy pomysł.
Oh, zdecydowanie.
— No jaki? Nagle nie potrafisz mówić? — Ronaldo podszedł bliżej przestraszonego Argentyńczyka. — Całą drogę kłapałeś dziobem, morda Ci się nie zamykała, a teraz milczysz? Odpowiedz — dociekał. — Jaki jestem?
— Cris, proszę... — wyszeptał, cofając się do tyłu. — Zapomnijmy o tym, dobrze? J–Ja po prostu... trochę zabolało mnie to, że możesz myśleć, że upadłem w polu karnym specjalnie, ale przysięgam, nie było tak — to był absurd. Pieprzony absurd. Tłumaczył się z faulu, którego ktoś wykonał na nim. Swojemu chłopakowi. Bo był, kurwa, przerażony.
— Zabolało? — zaśmiał się Cristiano. Leo zawsze uważał śmiech Crisa za najpiękniejszy dźwięk świata; był tak uroczy i przyjemny dla jego uszu, że w pewnym momencie jednym z hobby Messiego, było doprowadzanie starszego mężczyzny do śmiechu, tylko dlatego, by móc go posłuchać. Jednak teraz, Lionel nie umiał odczuć tego samego. Śmiech Cristiano nie był taki jak zwykle. Był ironiczny, chłodny, nie był prawdziwy. Teraz zamiast o motylki w brzuchu, przyprawiał go o zawrót głowy. — Dopiero może Cię zaboleć, jeśli nadal nie odpowiesz mi na pytanie. Jaki, kurwa, jestem?
— R-Ronnie, błagam Cię, cokolwiek w Ciebie wstąpiło, wiem, że nie chcesz...
— Czemu nie umiesz odpowiedzieć na tak proste pytanie, co?! — wrzasnął na niego, a zanim Leo się obejrzał, poczuł jak boleśnie wpadł na ścianę i nie potrafiąc utrzymać równowagi, przewrócił się na podłogę.
To stało się tak szybko, że Messi nawet nie zdążył krzyknąć z przeszywającego go bólu, a już nadszedł kolejny, kiedy Cristiano kucnął przy nim i szarpnął za jego włosy, zmuszając go do spojrzenia na siebie.
Drżał cały ze strachu, nie mając pojęcia, do czego jeszcze mógł posunąć się Portugalczyk. Bał się, że znowu go uderzy i był prawie pewien, że to zrobi. Prócz tego pierwszego razu, gdy oberwał po sytuacji z Neymarem, oberwał jeszcze kilka razy. Bo Cristiano przegrał mecz, bo pokłócił się z trenerem, bo media znowu pisały o nim złe rzeczy, bo Leo znowu nawpychał się niezdrowego jedzenia albo nie chciał uprawiać z nim seksu. I nawet jeśli to nie zawsze chodziło o Messiego, Ronaldo zwyczajnie wyładowywał na nim swoje emocje, a on nie umiał mu na to nie pozwolić. Nie umiał się sprzeciwić, bo bał się, że dostanie mocniej, albo Cris zwyczajnie go zostawi, a tego by nie przeżył. Potrzebował go w swoim życiu, nieważne jak go traktował.
Był miłością jego życia.
Leo czuł, jak Cristiano przeszywał go swoimi oczami, które jak zwykle pociemniały z negatywnego pożądania. Mimo to, nie umiał odwrócić od niego wzroku. Sam patrzył na swojego chłopaka rozszerzonymi tęczówkami, które zachodziły nieprzerwanie łzami. Dygotał pod jego spojrzeniem, pod jego dotykiem, kiedy ten zaciskał jego włosy w garści. Tak bardzo chciałby wiedzieć, co się stało z jego dawnym Cristiano. Z tym Cristiano, który nigdy nie był zmęczony wyznawaniem mu miłości, który zaskakiwał go prezentami, romantycznymi kolacjami. Z tym Cristiano, z którym zawsze wykorzystywał wolne od meczów i treningów dni w najbardziej kreatywny sposób. Z tym Cristiano, którego się nie bał i z którym zawsze mógł porozmawiać na tematy, które go nurtowały. Teraz nie mógł nawet zwrócić uwagi Portugalczykowi, bo prawie zawsze źle się to kończyło.
Łzy spływały mu po policzkach i docierały do rozchylonych, drżących ust, podczas gdy Ronaldo nawet nie drgnął, aby zrobić cokolwiek więcej. Nie uderzył go, ale też nie przytulił, kiedy nagle jego wyraz twarzy diametralnie się zmieniał i jakby wracał jego Cristiano. Na chwilę, ale wracał. Wtedy ściskał jego ciało pełny miłości i żalu jednocześnie, i przepraszał go, mówiąc że to już nigdy się nie powtórzy. I Leo w to wierzył.
Ale to się powtarzało.
Ale Leo nie przestawał wierzyć.
— Zejdź mi z oczu — powiedział nagle Portugalczyk i wysunął palce z włosów Messiego, który nie wiedział, czy to jakaś pułapka. — Zejdź mi z oczu, Lionel — syknął tym razem i podniósł się na równe nogi.
— D-Dlaczego? — Leo nie potrafił nie spytać.
Cholera, gdyby wiedział, w którym momencie się zamknąć, na pewno Cristiano nie denerwowałby się na niego w większości sytuacjach.
— Bo nie chcę Cię, kurwa, skrzywdzić — odparł niemal od razu.
Argentyńczyk nadal wpatrywał się w starszego mężczyznę, prawie jak zahipnotyzowany. Nie chciał zostawiać Cristiano samego. Chciał mu pomóc, chociaż wiedział, że może za to oberwać. Chciał go tylko przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że z czymkolwiek się teraz zmagał, Leo mu pomoże. Ale to pogorszyłoby tylko sprawę.
— Proszę... — Cris ściszył swój głos i tym razem brzmiał na takiego... smutnego i zranionego. Ten dźwięk łamał Lionelowi serce.
Messi zrozumiał jednak, że jeśli chciał, aby jego chłopak poczuł się lepiej, musiał go zostawić. Przynajmniej na ten moment. Wróci do niego, gdy będzie na to gotowy.
Nie myśląc już o niczym więcej, Leo pozbierał się z podłogi i nadal się trzęsąc, skierował się przed siebie. Jeszcze nie wiedział, gdzie pójdzie, aby mógł dać trochę przestrzeni Cristiano, ale zanim opuścił pomieszczenie, spojrzał jeszcze smutnym wzrokiem na Portugalczyka, a serce złamało mu się na pół. Wyglądał na przejętego i wyraźnie przygnębionego tym wszystkim i przez to Messi po prostu nie umiał nie myśleć, że Cris nie chciał go ranić. Robił to, ale nie chciał. W końcu sam mu to powiedział.
Czuł się taki zagubiony w tym wszystkim, ale co innego mógł zrobić, jak być przy Cristiano i go w tym wspierać? Wierzył, że to tylko chwilowe. Wierzył, że wkrótce wszystko wróci do normy, a Cris znowu będzie nazywał go „Lio" i obsypywał milionem słodkich pocałunków.
Messi był zmęczony po całym dniu. Musiał wstać wcześnie rano, a w dodatku wieczorem czekał go intensywny mecz. Jeszcze ta kłótnia... To wszystko wypompowało z niego resztki jakiejkolwiek energii. Położył się więc w łóżku, w ich wspólnej sypialni i pomimo wrażeń sprzed kilku minut, udało mu się zasnąć niemal od razu. Przebudzał się co jakiś czas, aby sprawdzić, czy Cristiano nie zdołał już do niego dołączyć, jednak za każdym razem spotykał się z zawodem. W końcu nie obudził się sam z siebie, tylko przez kogoś, a gdy uchylił zaspane powieki, ujrzał silne ramię przerzucone przez jego talię i znajome, kojące ciepło, za którym tak bardzo tęsknił przez cały dzień.
Niemal natychmiast odwrócił się przodem do Cristiano, wtulając się bardziej w jego ciało. Momentalnie rozluźnił się, kiedy Cris mocniej go przytulił, a chwilę później przycisnął usta do jego czoła.
— Boli Cię? — zapytał szeptem Portugalczyk, gładząc plecy Leo, którymi uderzył dzisiaj o ścianę.
— Nie — skłamał. Nie chciał obarczać go winą. Poza tym nie bolało aż tak bardzo.
— Przepraszam...
— Kocham Cię, Ronnie — Messi rzucił niemal od razu.
— Mogę Cię pocałować?
— Nie musisz pytać o zgodę — stwierdził, a sekundę później mógł poczuć palce Ronaldo pod podbródkiem, który uniósł, aby musnąć czule usta swojego chłopaka.
Ich pocałunek był taki... czuły i delikatny. Leo tęsknił za tą stroną Cristiano. Tęsknił, kiedy Portugalczyk obchodził się z nim tak, jakby był najcenniejszym skarbem na świecie. Tak bardzo tęsknił.
— Wszystko będzie dobrze, kochanie... wszystko wróci do normy — zapewniał go, a Leo? Leo wierzył.
Ufał mu, bardziej niż komukolwiek innemu.
‿‿‿‿
Leo nie był ani trochę przekonany do imprezy urodzinowej Ramosa, na którą został zaproszony nie jako osoba towarzysząca Cristiano, tylko jako gość. Tak jakby Hiszpan chciał jego obecności na swojej imprezie, a Messi nie do końca rozumiał dlaczego? Przecież za nim nie przepadał. Ba! On go nie lubił, co pokazywał mu na każdym kroku. Więc to było dla niego co najmniej dziwne i nie chciał tam iść, ale nie mógł, a raczej nie umiał odmówić nalegającemu Cristiano. Jego chłopak wręcz prosił go, aby poszedł wraz z nim i początkowo się nie zgadzał, ale z czasem uświadomił sobie, jak bardzo powinien to docenić. Mimo że to były urodziny jego przyjaciela, Cris chciał, aby Leo był obok niego i chciał spędzić z nim czas. A to było dla Argentyńczyka ważne.
Dlatego też wreszcie przystał na tę propozycję i ostatniego dnia marca Leo po raz pierwszy przekroczył próg ogromnej rezydencji Sergio. Nigdy wcześniej nie miał do tego okazji, a poza tym nawet mu na tym nie zależało. Jego dom był wielki, miał na pewno kilkaset metrów kwadratowych i był idealny pod organizowanie imprez. Ale z tego co słyszał, Ramos był dosyć imprezowym typem człowieka. Wiedział to, bo bardzo często zapraszał do siebie Cristiano, jednak ten zwykle odmawiał, ponieważ huczne i pijackie zabawy to nie były jego klimaty.
Messi szybko uświadomił sobie, że strzelił sobie w kolano, przychodząc tutaj. Był pewien, że większość zaproszonych to piłkarze Realu Madryt czy osoby jego pokroju, czyli tak samo nieokiełznani i nieznośni. Ale nie miał serca odmawiać błagającemu Ronaldo, dlatego miał tylko nadzieję, że to wszystko nie skończy się jak afterparty po gali Ballon d'Or.
— Będziesz cały czas przy mnie? — zapytał Portugalczyka już na samym początku imprezy. Nie chciał zostawać sam, czuł że natychmiast wpadłby w panikę.
— Leo, to w większości ludzie, których znasz — usłyszał.
— Ale ich nie lubię. Ani oni mnie.
Cris uśmiechnął się do niego lekko.
— Okej, ale musisz mnie pilnować, żebym przypadkiem sam się nie zgubił.
Messi kiwnął jedynie głową. Oczywiście, że będzie go pilnować. Nie będzie opuszczał go ani na krok, jakkolwiek irytująco mogło to brzmieć.
I tak było.
Lionel chodził krok w krok za Cristiano, ale ten jednak nie wydawał się być tym zmęczony. Momentami Leo miał wrażenie, jakby denerwował swojego chłopaka, ale kiedy go o to pytał, Cris uspokajał go słowami, że wszystko było w porządku. Rozmawiali, a raczej Cristiano rozmawiał, z kilkoma osobami, ale większość czasu i tak spędzali razem, przesiadując gdzieś na jednej z kanap w jednym, drugim czy piątym salonie. Podobnie ogród był ogromny, dlatego co jakiś czas opuszczali dom i wychodzili na świeże powietrze. Kalendarzowa wiosna przyszła już jakiś czas temu, dlatego noce były już nieco cieplejsze, a poza tym to była Hiszpania. Tutaj zima i jesień zawsze były ciepłe w porównaniu do innych krajów.
Leo czuł się dobrze, a może nawet bardzo dobrze. Bał się, że w pewnym momencie straci Cristiano z oczu i dostanie jakiegoś cholernego ataku paniki, bo nie będzie mógł go znaleźć, albo znowu spotka go po godzinie w towarzystwie obcej kobiety. Ale nic z tego nie miało miejsca, a Argentyńczyk bawił się całkiem fajnie, co jakiś czas popijając słabe drinki. Mimo wszystko nie chciał doprowadzić się do stanu agonalnego, ponieważ Cris nigdy tego nie lubił i nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, w jakim stanie zobaczył ostatnio swojego chłopaka nad ranem w drzwiach pokoju hotelowego.
— Będziesz tutaj? Idę do toalety — spytał Messi, siedząc obok Crisa na sofie w salonie.
— Tak, skarbie, nie martw się. Nigdzie Ci nie ucieknę — Portugalczyk zaśmiał się cicho, a Leo uśmiechnął się lekko i pozwolił sobie dotknąć kolana starszego piłkarza, kiedy wstawał z miejsca.
Ale mimo jego zapewnień, Cristiano zniknął. Lionel wrócił po niespełna dwóch minutach do miejsca, w którym oboje siedzieli i nie zastał tam mężczyzny. Przeklął w myślach, wyobrażając sobie najgorsze, tak jakby miał jakąś traumę po ostatniej imprezie, ale udało mu się znaleźć Crisa szybciej niż wtedy.
Jednak nadal nie w sytuacji, w której chciałby go znaleźć.
Cristiano siedział z Pepe, Benzemą i Jamesem przy barku, a wynajęty prawdopodobnie przez Ramosa barman, polewał im wszystkim drinki.
Przecież obiecał mu, że już nigdy nie dotknie alkoholu.
— Cris? — Argentyńczyk dopchał się do paczki przyjaciół, niemal od razu zwracając na siebie uwagę ich wszystkich. — Co robisz? — spytał. Może to miał być bezalkoholowy drink?
— O, proszę! Jest i Leo! — roześmiał się Pepe i zarzucił ramię na szyję Leo, przyciągając go do siebie. — Unikasz nas czy mi się wydaje?
— Co robisz, Cris? — zignorował zupełnie Pepe, znowu zwracając się do swojego chłopaka.
— Chłopaki zaprosili mnie na drinka — wzruszył ramionami. Powiedział to tak, jakby to była normalna rzecz. Jakby ostatnim razem nie zmusił Leo do robienia czegoś, czego nie chciał. — Przepraszam, że na Ciebie nie poczekałem. Sami mnie wyciągnęli — zaśmiał się.
Myślał, że największym problemem tutaj było to, że poszedł bez niego?
— Miałeś więcej nie pić — stwierdził Lionel.
— „Miałeś więcej nie pić"? — Benzema wtrącił się do rozmowy. — A kim Ty niby jesteś? Jego matką? — wyśmiał go.
— Jestem jego chłopakiem, gdybyś zapomniał — powiedział dosyć niemiłym tonem głosu w kierunku Karima.
— Leo, to tylko jeden drink — Cristiano wywrócił oczami, a młodszy z nich aż rozchylił usta z niedowierzania.
To był aż jeden drink.
— Cristiano, proszę... — co miał zrobić? Wypomnieć mu przy wszystkich, co stało się ostatnim razem? — Możemy porozmawiać na osobności?
— Nie będę z Tobą rozmawiał i słuchał Twojego wywodu — syknął tym razem, a serce Leo zabolało. — Ramos ma urodziny i wszyscy piją. Ty też. Ja nie mogę?
To nie chodziło o to, że nie mógł. Ale ciągle powtarzał mu, że alkohol był jego wrogiem numer jeden, że odebrał mu ojca, że się nim brzydził, a poza tym... obiecał mu.
— Może usiądziesz i sam się z nami napijesz? — zaproponował nagle James, a Leo nawet nie wiedział, czy chłopak miał w ogóle skończone osiemnaście lat. Nigdy nie wiedział, w jakim był wieku, ale wyglądał na bardzo młodego i nie zdziwiłby się, gdyby nie był jeszcze pełnoletni.
— N–Nie — odparł cicho, spoglądając na Cristiano, który nie był nawet wzruszony jego obecnością i prośbami.
— W takim razie zostaw nas samych — rzucił Francuz i odwrócił się plecami do Messiego, zagadując Crisa, który chwilę później wybuchnął śmiechem.
Leo poczuł się jeszcze gorzej niż chwilę temu. Oczy zapiekły go od łez i nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Najchętniej wróciłby do domu, ale byli w pierdolonym Madrycie, a on nawet nie znał dokładnego adresu Ramosa. Na domieszkę tego wszystkiego został sam. Znowu. Cristiano mimo obietnic, zostawił go dla swoich przyjaciół, którzy go nieznosili i dla alkoholu. Dlaczego znowu po niego sięgał? To wszystko nie trzymało się kupy, a Leo zaczęło się kręcić w głowie i nie miał pojęcia, czy bardziej potrzebował pójść do toalety i zwymiotować czy odetchnąć świeżym powietrzem.
Ale ponieważ łazienkę miał bliżej, rzucił się w jej kierunku.
Padł na kolana przed muszlą klozetową i zaczął wyrzucać z siebie wszystko, co udało mu się dzisiaj zjeść i wypić. Wymiotował dobre kilka minut, zanim wypluł z ust resztki wymiocin i oparł się o ścianę, oddychając ciężko. Jego głowa zwisała w dół, a on sam czuł się tak wycieńczony i zmęczony, że marzył tylko o powrocie do domu i zakopaniu się w swoim łóżku. Z Cristiano.
Jego przyjaciele mieli na niego zły wpływ i powoli zaczynał to zauważać. To oni przyszli do niego i to oni zaproponowali mu alkohol. Przez całą imprezę do tej pory, Cris ani razu nie wspomniał Leo o jakimś piwie czy drinku. Dopiero teraz.
— Kurwa, Messi — usłyszał czyjś lekko spijaczony głos. — Oh, już zgonujesz? — ten ktoś roześmiał się, a kiedy Leo podniósł wzrok do góry, ujrzał Ramosa.
Nie był sam. Był z Modriciem, który kurczowo trzymał się jego prawie do połowy rozpiętej koszuli. Chyba jego obecność trochę im przeszkodziła.
— Mówiłem, żebyśmy szli do sypialni — mruknął niezadowolony Chorwat.
— Zostaw nas samych — powiedział Sergio, a Leo myśląc, że to do niego, powoli zaczynał podnosić się z podłogi. — Słyszysz? — wtedy Messi zerknął na vice–kapitana madryckiej drużyny jeszcze raz i uświadomił sobie, że ten mówił to do Luki.
— Naprawdę będziesz go teraz ogarniać? Nie pierwsza i nie ostatnia osoba, która rzyga — Luka wywrócił oczami poirytowany.
— Wyjdź stąd, albo możesz dzisiaj o tym pomarzyć — złapał za rękę mniejszego mężczyznę i powędrował nią do swojego krocza, uśmiechając się przy tym zadziornie.
Leo miał ochotę zwymiotować jeszcze raz.
Jak się okazało, szantaż udał się Ramosowi, a chwilę później zostali sami.
— Dobrze się czujesz? — spytał Hiszpan i to było najgłupsze pytanie, jakie mógł teraz usłyszeć Messi.
— Zajebiście — odparł bezczelnym tonem głosu, wreszcie wstając na nogi.
— Czasem zastanawiam się, po kim możesz mieć taki charakterek. Po ojcu, co nie? On zawsze wydawał mi się tak samo zjebany jak Ty.
Czyli po to chciał zostać z nim sam na sam? Bo nie rozumiał.
— Głupie pytanie, głupia odpowiedź — mruknął Lionel.
— Gdzie masz Cristiano? — zignorował jego wcześniejsze słowa. Za to Leo przemilczał pytanie Sergio. — Oh, czyżby znowu Cię zostawił? — uśmiechnął się złośliwie, podchodząc do mniejszego Argentyńczyka. — Niemożliwe, że jesteś tak nudny, że własny facet ma Cię dość.
— Nie masz czegoś ciekawszego do roboty? Na przykład pieprzenie Modricia? — uniósł brew, próbując zgrywać twardego, ale ciężko było mu ukryć fakt, że źle się poczuł przez to, co usłyszał. Czy Cristiano naprawdę mógłby mieć go dość?
— Zazdrosny?
— Niby o co?
— Że przynajmniej mam się z kim pieprzyć — zaśmiał się. — Cristiano przestał Cię ruchać? To dlatego chodzisz taki naburmuszony cały czas?
— Zamknij się — syknął w jego stronę. To obrzydliwe, co mówił i Leo nie chciał o tym słuchać.
— Potrzebujesz dobrego rżnięcia? Mogę Ci to załatwić, La Pulga — poszerzył swój irytujący uśmiech, zbliżając się bardziej do Messiego, któremu włosy jeżyły się na rękach i karku.
Dlaczego Ramos zawsze był taki ofensywny w jego kierunku? Nieważne czy na boisku, czy poza nim; zawsze musiał go upokorzyć.
— Pierdol się — wymamrotał Lionel.
— Akurat mam ochotę — roześmiał się ponownie, przejeżdżając językiem po szeregu swoich białych zębów i położył dłoń na biodrze mniejszego piłkarza.
Ten natychmiast ją zepchnął, ale to najwidoczniej nie odstraszyło Hiszpana.
— Nikomu nie powiem, nie śmiałbym, Leo — powiedział. — A może Lio? To tak mówi do Ciebie Cristiano? Lio? Podoba Ci się to? — uniósł brew, przyglądając mu się z góry, gdy patrzył na niego z pełną wyższością.
„Lio" owszem, było ulubionym przezwiskiem, którym nazywał go Cris, ale tylko on mógł to robić. „Lio" było Cristiano i nikt inny nie mógł go tak nazywać. A tym bardziej Ramos.
— Wiem, że tego chcesz... Cristiano Cię zostawił, ale za to ja mogę Ci potowarzyszyć — szepnął mu do ucha, gdy się nad nim pochylił i ustami musnął jego skórę.
— Zostaw mnie — podniósł głos, tym razem odpychając od siebie Sergio.
— A jeśli tego nie zrobię?
— To zacznę krzyczeć — zagroził mu.
Starszy z nich parsknął.
— Nikt Cię nie usłyszy, a Twoje krzyki to jak miód na moje uszy — ani trochę nie brzmiał na przejętego, za to Leo coraz bardziej dygotał ze strachu i zastanawiał się, kiedy mógłby uciec bez obaw, że Sergio złapie go w biegu? — No dalej, Leo... zabawimy się i nikt nie będzie musiał o tym wiedzieć. Ani Luka... ani Cristiano — złapał Messiego za talię, chcąc go do siebie przyciągnąć.
— Nie! — krzyknął, po czym odepchnął Hiszpana, rzucając się do ucieczki, ale wyższy mężczyzna był szybszy.
Złapał za jego koszulkę i rzucił nim o szafkę, a Leo zapłakał, kiedy tylko uderzył o nią głową, a ból od razu rozpromienił się po całej jego twarzy.
— Daj spokój, nie rzuciłem Tobą aż tak mocno — prychnął i podszedł do niego, łapiąc za jego biodra, a twarz zanurzył w szyi Argentyńczyka.
— Z–Zostaw mnie! Puszczaj mnie, puszczaj! — krzyczał Messi, próbując się wyrwać z uścisku Ramosa, ale za każdym razem przegrywał. Sergio był zwyczajnie silniejszy, a ponadto był wyższy, więc to kolejny aspekt, w którym dominował i go pokonywał. — Nienawidzę Cię! P–Puść mnie, proszę...
— Oh, jak ładnie prosisz... — zaśmiał się, ale poza tym, Sergio nie zrobił nic. Jedynie wsunął dłonie pod koszulkę Lionela, który sparaliżowany znieruchomiał.
Nie. Nie, nie, nie. Nie mógł na to pozwolić. To był jakiś pierdolony koszmar. Dlaczego? Dlaczego on, do cholery?
Messi nie dawał za wygraną, mimo tego jak słaby był. Z każdym kolejnym ruchem Ramosa czuł się jeszcze słabszy, jeszcze bardziej obrzydzony tą całą sytuacją i chciał tylko uciec. Wreszcie odnalazł idealny kąt, żeby wypróbować pomysł, który w sekundę przyszedł mu do głowy, a kiedy wreszcie kopnął Hiszpana w krocze, nawet się nie zawahał w drodze ucieczki z łazienki. Słyszał tylko jego krzyk, a potem już tylko głośną muzykę, kiedy wybiegł z małego pomieszczenia, cudem unikając tragedii.
Problem w tym, że nie miał pojęcia, gdzie iść. Nie chciał już tutaj być, nie czuł się tu bezpieczny. Pierwszą jego myślą był Cristiano. Gorączkowo zaczął się za nim oglądać i biegać po całej rezydencji, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Spotkał tylko Benzemę, od którego próbował się czegokolwiek dowiedzieć, ale ten zbywał go od samego początku.
Łzy same napływały mu do oczu, czuł się taki bezsilny i tak obrzydliwie. Nadal czuł ręce Ramosa na swoim ciele i jego alkoholowy oddech. Nadal słyszał jego wstrętny głos. Chciał zniknąć, chciał powiedzieć o tym Cristiano, ale bał się, że mu nie uwierzy. Tak bardzo go nienawidził. Sergio Ramos był, kurwa, skreślony w jego życiu.
Lionel krążył bez celu po domu Hiszpana, a myśli, żeby po prostu stąd wyjść i pójść na piechotę do Barcelony coraz bardziej się nasilały. To i tak lepsze niż zostanie tutaj. Wszystko było teraz lepszym rozwiązaniem niż ta przeklęta impreza. Miał ochotę położyć się na samym środku rezydencji i zwyczajnie się rozpłakać, aby ktokolwiek zwrócił na niego uwagę, aby ktokolwiek mu pomógł.
Podskoczył w miejscu, kiedy poczuł mocny uścisk na swoim nadgarstku. Spojrzał na osobę, która ciągnęła go gdzieś przed siebie i tym razem prawie popłakał się ze szczęścia.
— C–Cris... Cristiano, B–Boże, wszędzie Cię szukałem — powiedział i miał nadzieję, że na tyle głośno, żeby przekrzyczeć muzykę.
Mimo że Portugalczyk w ogóle nie zwracał uwagi na mniejszego piłkarza, ten nadal mówił:
— Wracajmy do domu, błagam... nie chcę... nie chcę tutaj być, s–słyszysz? Czuję się tak okropnie — szlochał pod nosem.
Muzyka cichnęła, a mężczyźni zaczęli iść jakimś pustym korytarzem.
— P–Przepraszam, jeśli zniszczę Ci ten wieczór, ale ja po prostu... — w tym momencie poczuł uderzenie na swoim policzku i nie, nie był to liść, jak zawsze do tej pory.
To była cała, zaciśnięta pięść i Leo był prawie pewien, że jego warga została rozcięta.
Upadł na podłogę, trzymając się za bolącą szczękę i płacząc jeszcze bardziej niż wcześniej.
— Zamknij się, kurwa! Nie mogę Cię słuchać! Nie mogę, kurwa, słuchać, jak ciągle robisz z siebie poszkodowanego! — Cristiano wrzasnął na niego, a Messi drżącymi palcami dotknął swoich ust. Na widok krwi zakręciło mu się w głowie.
— C–Cristiano...
— Zamknij się, powiedziałem! — kopnął go w brzuch, a Leo ponownie zapłakał i tym razem złapał się za niego, kuląc się na ziemi. — Pierdolona, kurwa, dziwka! Myślałeś, że się nie dowiem, co? Co?! — kopnął go ponownie.
Leo nie wiedział, co się działo. Płakał i krzyczał jednocześnie, wijąc się z przeszywającego go bólu. Miał nadzieję, że się przewidział i tą osobą, która stała teraz nad nim i na niego krzyczała, nie był Cristiano.
Ale uświadomił sobie, jak bardzo się mylił, w momencie kiedy mężczyzna kucnął przy nim i szarpnął za jego włosy, podnosząc mu głowę do góry.
— Nie wierzę, że dobierałeś się do Ramosa. Do Ramosa! — wrzasnął mu w twarz, a Messi spojrzał na niego rozszerzonymi ze strachu, ale i zdezorientowanymi tęczówkami.
Co?
— N–Ni... nie — trzepał się, a cały ten horror, który się teraz rozgrywał, sprawiał, że nie był w stanie normalnie złożyć zdania. Ba! Nie umiał nawet wypowiedzieć jednego słowa!
— Co nie? Teraz będziesz udawać, że tak nie było, co? — parsknął, szarpiąc mocniej za końcówki jego włosów. — Jesteś aż tak zazdrosny o to, że chcę spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, że musisz mnie wkurwiać? Wybrałeś najgorszy, kurwa, sposób, rozumiesz, Leo?
— Nie dobierałem się do niego! — Messi zdołał wykrzyczeć na jednym wydechu.
— Nie rób ze mnie debila!
Leo rozpłakał się na nowo. Jeszcze więcej łez wypłynęło z jego oczu. Jak mógł mu nie wierzyć? Przecież to Sergio dobierał się do niego! Był pewien, że Hiszpan specjalnie obrócił tę sytuację przeciwko niemu. Tak bardzo go nieznosił. Nienawidził.
— Może następnym razem powinienem Cię wystawić im wszystkim, co? Skoro tak bardzo lubisz inne kutasy — Cristiano roześmiał się, ale to był złowrogi śmiech. Argentyńczyk miał ochotę przez niego umrzeć. — Jestem pewien, że Pepe i Ramos zrobiliby Ci największe okrucieństwa, żeby wybić Ci z głowy myśli o ich chujach w Twojej dupie. Chcesz tego? Załatwić Ci to?
— N–Nie... nie, Cristiano, b–błagam... proszę, uwierz mi, ja nie...
— Może w dwójkę powinni Cię ruchać, hm? Tak, aby bolało Cię podwójnie. Co, Leo?
Messi już nic nie powiedział. Wiedział, że cokolwiek by zrobił, Cris był teraz w swoim świecie, o ile mógł to tak nazwać. Był przekonany o swojej racji, był zdenerwowany i nieobliczalny. Nie zdołał teraz nic zrobić. Cristiano nie miał zamiaru go posłuchać.
Dlatego patrzył na niego w ciszy. Płakał już ciszej, co jakiś czas pociągając nosem. Krew z wargi płynęła mu w stronę brody, a potem po szyi i brudziła biały kołnierzyk jego koszulki. Nie sądził, że ta impreza się tak skończy, mimo że od początku miał co do niej złe przeczucia.
— Wynoś się stąd — usłyszał nagle.
— Nie mam gdzie pójść, Cristiano... proszę Cię.
— Nie obchodzi mnie to — rzucił, po czym puścił włosy Leo i wstał na równe nogi. — Nie chcę Cię tu, kurwa, widzieć. Ani ja, ani Ramos, ani, kurwa, nikt. Wszystkich tutaj irytujesz, rozumiesz? Wypierdalaj.
Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Nie mógł, po prostu. To ten alkohol. Lionel był o tym przekonany. Gdyby nie on, Cris przyszedłby do niego i normalnie z nim porozmawiał, wyjaśnił wszystko, a zamiast tego... zamiast tego, Messi leżał na ziemi i krwawił, bo jego własny chłopak znowu go uderzył.
— Jesteś głuchy? Mam to zrobić siłą? — a Messi tylko pokręcił głową. — Masz stąd zniknąć — powiedział tonem przesiąkniętym jadem, a po chwili zniknął z jego pola widzenia.
Leo poleżał jeszcze chwilę, zanim doszedł do siebie i wstał z podłogi. Nogi miał jak z waty, czuł się, jakby znowu miał się przewrócić, ale zdążył podeprzeć się ściany. Później tylko wytarł krew w koszulkę, bo i tak była już poplamiona, a kiedy poczuł się w miarę na siłach, nie pozostało mu nic innego, jak opuścić rezydencję Ramosa. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej... co niby miał teraz robić?
Wyciągnął swój telefon, odchodząc jak najbardziej na bok, aby nikt go nie zobaczył w takim stanie i wybrał jeden konkretny numer. Cały drżał i bał się, że nie dostanie odpowiedzi, że ta osoba już dawno spała, bo w końcu był środek nocy. Łzy ponownie zamazały mu wzrok, kiedy nadal nikogo nie słyszał po drugiej stronie słuchawki, a jedynie irytujące sygnały. Już miał się rozłączać, kiedy nagle odezwał się znajomy głos.
— Hej, Leo. Wszystko okej? Dlaczego dzwonisz do mnie o drugiej w nocy?
— Ney... przyjedź po mnie... b–błagam — załkał Argentyńczyk.
‿‿‿‿
ale ten cr7 jest popierdolony.
anyways, piszcie jak sie podobal rozdzial i jakiej reakcji spodziewacie sie po neymarze? 😜 no i jakie odczucia po ramosie?
twitter: @ smieszkujemy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro