26
MARZEC, 2016
Marzec przyszedł zdecydowanie za szybko, a przynajmniej tak było w odczuciu Messiego, który zdecydował się właśnie od tego miesiąca rozpocząć terapię. Nadal nie czuł się do końca gotowy, nadal nie wiedział, co powinien powiedzieć swojemu psychologowi, nadal się bał. Jedyne, czego był pewien, to to że zachowa anonimowość Cristiano, przez którego tutaj wylądował. Podobnie jak Portugalczyk, nie wierzył w tajemnicę lekarską i nie chciał narażać ich dwójki na utratę reputacji, szczególnie w takich okolicznościach. Leo wciąż niczego nie potwierdził ani nie ustosunkował się do informacji krążących w mediach. Po pierwsze nie miał na to siły, a tłumy ludzi, zwłaszcza jakichś dziennikarzy, unikał aktualnie jak ognia. A po drugie... to był dla niego zbyt wstydliwy temat. Nie lubił okazywać słabości i tak bardzo znienawidził siebie przez ostatni czas, ponieważ Cristiano robił wszystko, by wzbudzić i zwiększyć tą nienawiść do swojej osoby jeszcze bardziej. A teraz cały świat miał to oglądać. Było wiele niewiadomych w tej sprawie, jednak Messi się tym nie przejmował. Może kiedyś poczuje się na tyle odważnie, by o tym wszystkim opowiedzieć. Teraz nie był ten czas.
Argentyńczyk nie odzywał się całą drogę powrotną. Patrzył jedynie przez szybę samochodu, ale nie skupiał nawet uwagi na to, obok czego przejeżdżali. Jego wzrok był zwyczajnie pusty, a w głowie zbyt wiele myśli, aby był w stanie je uporządkować. Był pewien, że nic sensownego i pozytywnego nie wypłynęło z jego ust, gdyby tylko zdecydował się coś powiedzieć. Chciał być już w domu, zakopać się w swoim łóżku i przespać resztę dnia, aby nie wspominać pierwszej wizyty u psychologa. Jeśli miał być szczery, nie było źle; Leo zresztą wiedział, że czekały go gorsze rzeczy. Spędził zaledwie godzinę w gabinecie terapeutycznym, ale został już poinformowany, że kolejne sesje będą dłuższe. Na razie było to jedynie wprowadzenie. Messi miał streścić swój problem, a raczej kilka problemów, nad którymi jego psycholog będzie myślał i które będzie analizował do ich następnego spotkania. Nawet bez szczegółów, Leo przez cały czas czuł uciążliwą gulę w gardle i bardzo często robił pauzy w mówieniu, aby jakoś ją pokonać. Przez to ani trochę nie był nastawiony dobrze na nadchodzące sesje. Oczywiście wiedział, że miały mu pomóc i potrzebował tej pomocy, sam wreszcie postanowił po nią sięgnąć, ale cała ta wizja po prostu go przerażała.
— Leo? — Messi usłyszał podniesiony głos swojego ojca, który następnie szturchnął jego nogę. — Słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
Lionel spojrzał zdezorientowany na starszego mężczyznę, nie przypominając sobie, aby mówił do niego cokolwiek wcześniej, ale być może był zbyt zamyślony, by to pamiętać.
— Dojechaliśmy — dodał.
— Oh — mruknął jedynie, a kiedy zerknął przez szybę, dostrzegł dom jego rodziców.
Nawet nie zauważył, kiedy dotarli na miejsce.
Aby uniknąć spojrzeń i niewygodnych pytań Jorge, po prostu wysiadł czym prędzej z samochodu i skierował się do drzwi rezydencji. Westchnął cicho pod nosem, gdy po kilku sekundach był wreszcie w środku, a znajomy komfort i spokój niemal natychmiast go ogarnął.
— Cześć, kochanie — Celia powitała go prawie że od progu, delikatnie uśmiechając się do swojego syna. — Jak było?
— Źle — odparł krótko, a potem obserwował, jak uśmiech znikał z twarzy kobiety.
Natychmiast poczuł się fatalnie, zdając sobie sprawę, że to jego wina, że jego rodzice nie mogą mieć ani jednego dobrego dnia, bo Leo gasił u nich wszelką radość. W jednej chwili byli szczęśliwi, a w drugiej przygnębieni, ponieważ Messi był chodzącym wampirem energetycznym.
— Ale będzie lepiej, wiesz o tym... — pozwoliła sobie potrzeć jego ramię. — Początki zawsze są trudne, ale Pan Ortega jest przy Tobie, żeby pomóc Ci się na niego otworzyć.
Cóż, Lionel to wiedział, nie musiał o tym słyszeć za każdym razem, ale z drugiej strony, miał tak ogromne wątpliwości co do tego, że gdyby nikt nie powtarzałby mu tych słów, już dawno całkowicie by zrezygnował.
Miał wsparcie i Leo miał tego świadomość, ale trudniej było mu je przyjąć i zrozumieć.
— Jesteś może głodny? Zrobiłam właśnie obiad.
— Jestem zmęczony — mruknął cicho. — Pójdę się zdrzemnąć — dodał. Wiedział, że gdy zamknie się w swoim pokoju, wybuchnie płaczem, a później zaśnie wyczerpany.
Nie poczekał nawet na odpowiedź swojej mamy, tylko po prostu wyminął ją i zaczął iść po schodach, chcąc zostać jak najszybciej sam.
‿‿‿‿
Życie Leo coraz bardziej go przytłaczało, zwłaszcza teraz, gdy jedyne co robił przez cały dzień, to spał bądź leżał w łóżku i wpatrywał się bezczynnie w ścianę, a w dodatku doszła do tego jeszcze terapia. Naprawdę nie rozmawiał nawet za dużo ze swoimi rodzicami, na sms–y od jego martwiących się przyjaciół odpisywał raz na dwa dni, a połączeń nie odbierał w ogóle. Czasami zapominał przez to, jak w ogóle brzmiał jego głos. Ale nie umiał już normalnie funkcjonować i z każdym dniem wzrastał jego strach, że tak już pozostanie na zawsze. Tak, obecnie wszystko wyglądało zupełnie inaczej, spokojniej, tak jakby najgorsze było już za nim, ale jednak okazywało się, że wspomnienia były zbyt traumatyczne, aby nie myślał o nich przynajmniej kilka razy dziennie.
A w dodatku teraz musiał zmusić się do wracania myślami do tych wszystkich bolesnych wydarzeń, aby opowiedzieć o nich swojemu terapeucie.
Tak więc znowu leżał w bezruchu, patrząc w sufit i zastanawiając się, czy któreś z zachowań Cristiano było zapowiedzią nadchodzącego koszmaru, z którego Argentyńczyk nie potrafił wybudzić się przez rok. I nic nie przychodziło mu do głowy, bo nie, Cris nigdy nie był dla niego nawet lekko niemiły. Był ewentualnie tylko złośliwy, ale w ten drażniący Leo sposób, a śmieszący Cristiano. Nigdy wcześniej na niego nie nakrzyczał, nigdy go nie obraził, nie dotknął w niewłaściwy sposób ani nie uderzył. Był dla niego najlepszym chłopakiem pod słońcem, aż Messi czasem nadal nie wierzył, że z rywalizacji między sobą przeszli do romantycznej relacji. Jego przyjaciele go polubili, a rodzice pokochali, a teraz... a teraz wszystko to zostało zburzone.
Teraz wszystko było na odwrót, nie tak, jak powinno być.
„— Napij się — powtórzył Cristiano, podsuwając pod drżące usta Leo szklankę z wodą. — Będzie dobrze, kochanie — dodał po chwili, pomagając Argentyńczykowi wziąć pierwszy łyk.
Leo nie był ani trochę przekonany do tych słów. Bał się, że nie uda mu się jutro wyjść na boisko i zagrać dobrego meczu, w dodatku na wagę zwycięstwa. Na ten moment nie był w stanie nawet siedzieć; co jeśli do jutrzejszego wieczora nie zdoła zwalczyć stresu? Widok Messiego wymiotującego podczas meczów nie był raczej niczym nowym, ale to jednak był finał i powinien dać z siebie wszystko. Był prawie pewien, że nie da rady.
— Przepraszam — wyszeptał nagle Lionel, wcześniej przejmując od Cristiano szklankę wody. Nie chciał, aby dłużej on musiał go nawadniać; czuł się jak kaleka.
— Nie masz za co przepraszać, Leo.
— Mam, ja... nie chcę, żebyś oglądał mnie w takim stanie — co prawda Cris widział go już w każdym wydaniu, ale uważał, że wyglądał zbyt żałośnie i zbyt głupio, kiedy się mazał. Jak mógł przerastać go finał, którego nawet jeszcze nie rozegrał? Był w końcu profesjonalnym piłkarzem, nazywali go jednym z najlepszych, największych!
I może właśnie w tym był problem.
— Jesteś taki niemożliwy — westchnął Cristiano. — Nie przepraszaj mnie nigdy więcej za coś takiego, dobrze? — to brzmiało raczej jak pytanie retoryczne.
Leo wiedział, że Portugalczyk jeszcze nigdy nie miał mu za złe pokazywanie swoich słabości, ale coś kazało mu myśleć, że w głębi duszy uważał go za irytującego, mazgającego się dzieciaka.
— Lio? Dobrze? — więc jednak nie było to pytanie retoryczne.
— Dobrze — skinął jedynie, upijając jeszcze kilka łyków wody i odkładając do połowy opróżnioną szklankę na podłogę, odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy."
To już nie miało żadnego znaczenia, bo wkrótce Leo był zmuszony przepraszać za wszystko, nawet za rzeczy, które faktycznie nie były jego winą. Musiał przepraszać za zachowanie drużyny, za zachowanie Neymara czy Luisa, za wygrany mecz, czasem nawet za przegrany, za godziny treningów, za złe samopoczucie, za płacz, za to, że śmiał krzyczeć i odczuwać ból, gdy Cristiano zadawał mu coraz silniejsze ciosy. Wszystko nagle stało się winą Messiego, który nie mógł temu zapobiec. Zawsze był winny.
Leo próbował to zrozumieć, szczególnie teraz, po rozmowie z Marią. Wiedział, że dzieciństwo Crisa nie było kolorowe; było okropne i miało prawo pozostawić rany na psychice Portugalczyka. Okazały się być nieleczone, co jeszcze bardziej potęgowało jego problemy, ale jednak nie usprawiedliwiało to jego zachowania. Messi z kolei na początku uważał, że to wystarczający powód, by obrywał za niemal wszystko, że może naprawdę był tak złym chłopakiem i to denerwowało Cristiano jeszcze bardziej, że może gdy w końcu zrobi coś lepiej, to dostanie pochwałę. Ale nie. Leo nawet, gdy robił coś dobrze, Ronaldo i tak traktował go jak bezużytecznego śmiecia, albo zwyczajnie tego nie doceniał.
Argentyńczyk nigdy nie poznał ojca Cristiano, ale po tym, co powiedziała mu Maria, zakładał po prostu, że jego chłopak był po prostu kopią José. Takich zachowań został zwyczajnie nauczony; taki toksyczny wzorzec został mu pokazany.
Był jedynie ciekaw, dlaczego dopiero po pewnym czasie pokazał mu swoją prawdziwą twarz.
„Argentyńczyk jęknął z bólu, kiedy jego plecy zderzyły się z czymś twardym i nieprzyjemnym. Przymknął na chwilę powieki, a kiedy je otworzył ujrzał nad sobą twarz rozwścieczonego Cristiano. Widział tą twarz milion razy, ale tylko na boisku, tylko na zdjęciach czy nagraniach z meczów, kiedy coś nie szło po jego myśli, kiedy sędzia nie zgadzał się z jego zdaniem. Ale nigdy nie widział, aby oczy jego chłopaka tak bardzo pociemniały na jego widok.
— Nie odpowiadam Ci, bo pierdolisz głupoty, rozumiesz? — Cris syknął w jego twarz. — Musiałbym być, kurwa, głupi, żeby zapraszać Cię na imprezę, na której miałbym Cię zdradzić — parsknął. Czyli że... — A kazałem Ci iść do środka, bo masz na sobie cienką koszulę, a na zewnątrz jest pierdolone minus trzydzieści stopni! Jesteśmy w Szwajcarii, Leo, a nie w Hiszpanii. Noce nie są tu ciepłe, gdybyś nie zauważył — przez ten cały czas jego oczy były rozszerzone, a żadna z powiek ani mu nie drgnęła. Był zdenerwowany postawą Leo, a on był zbyt sparaliżowany, aby odpowiedzieć cokolwiek.
To wyraz twarzy Cristiano, z którym nigdy się nie spotkał.
[...]
— Kim była ta kobieta? — w końcu wydusił ze siebie Leo, ignorując wszystko, co przed chwilą powiedział Cristiano.
— Co? Czy Ty serio...
— Ja... ja potrzebuję wiedzieć, kim ona była — powiedział ciszej, malejąc pod wzrokiem swojego chłopaka, który nie odstępował go na krok, który nadal był tak niebezpiecznie blisko niego i który nadal wpatrywał się w niego tymi czarnymi tęczówkami.
— Dziewczyną Isco — mruknął, ale wciąż nie brzmiał przy tym na miłego. — Szczęśliwy? — parsknął. — Ani on, ani ona nie wiedzą o nas, a Ty prawie nas wkopałeś — dodał, a Leo nieco złagodniał na twarzy.
Oh.
— A to wszystko tylko po to, że najwyraźniej masz problemy z zaufaniem. Powiedz, Leo, czy przez ponad rok naszego związku zrobiłem coś, co mogłoby naruszyć Twoje zaufanie wobec mnie?
— J–Ja... — zająkał się, bo nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.
Oczywiście, że nie. Cris nigdy nie dał mu żadnego powodu, żeby pomyśleć, że go okłamuje czy coś. Cholera, jak w ogóle mógł przyjść mu do głowy pomysł, że Cristiano byłby w stanie go zdradzić?
— Jesteś śmieszny — usłyszał nagle ze strony Portugalczyka, który następnie roześmiał się i pokręcił głową na boki.
Potem tylko zrobił kilka kroków w tył i odwrócił się na pięcie, zaczynając odchodzić w stronę wejścia do rezydencji.
— Cris! — krzyknął za nim, odpychając się od pnia. Tak, od pnia. Dopiero teraz zauważył, że przez ten cały czas był oparty o drzewo. Czarne oczy Cristiano przyćmiły mu resztę obrazu. — Cris, proszę, zaczekaj. Przepraszam — mówił, idąc krok w krok za mężczyzną. — Zatrzymaj się, proszę. Przepraszam, słyszysz? Nie wiedziałem, okej? Byłem zły, nie odpisywałeś mi, ja... ja nie lubię takich imprez, wiesz o tym. Źle się poczułem i się zdenerwowałem. Cris, proszę, posłuchaj mnie — rzucał desperacko. Nawet do końca nie wiedział, jakie słowa wypływały z jego ust. Nie chciał, aby Cristiano był na niego zły. To była jego wina i zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał, żeby Cris go wysłuchał i mu wybaczył. Naprawdę było mu przykro i głupio z tego powodu. — Ronnie — powiedział drżącym głosem. Zaczynało mu być coraz zimniej.
— Więc jeśli nie lubisz takich imprez, to po co tutaj jesteś? — zapytał nagle, odwracając się w stronę Leo, który stanął w miejscu i spojrzał na swojego chłopaka dużymi, błyszczącymi od mrozu oczami.
— B–Bo... bo mnie zaprosiłeś — odparł niemal szeptem.
— I żałuję — Ronaldo wypowiedział te słowa z takim spokojem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
— C–Co? — Leo nie dowierzał.
— Skończysz się wreszcie jąkać? Wkurwiasz mnie — wywrócił oczami, przecierając twarz rękoma. — To, co słyszałeś. Mogłem Cię nie zapraszać. Wtedy miałbym więcej pola do popisu i nie musiałbym się martwić, że przyłapiesz mnie na zdradzie."
Już wtedy podczas imprezy celebrującej zwycięstwo kolejnej Złotej Piłki przez Cristiano było coś nie tak, ale Leo nie chciał tego widzieć. Nie chciał widzieć jego złości, jego manipulacji. Był zdania, że Portugalczyk miał prawo być na niego zły, a poza tym... poza tym miał nadzieję, że to było jednorazowe. I że Cris już nigdy nie potraktuje go w ten sposób.
Teraz nie był w stanie zliczyć, ile razy płakał przez Ronaldo albo było mu zwyczajnie smutno. To wszystko poszło w złym kierunku.
Leo przetarł mokre policzka, kiedy zorientował się, że łzy kompletnie zaczęły zamazywać mu wzrok. Czuł się taki bezsilny w obliczu tego, co się stało. Powrót do normalności wydawał się być jeszcze trudniejszy niż zakładał. Co z tego, że miał dobre warunki do tego, by znowu stanąć na nogach i ruszyć do przodu, skoro negatywne myśli w jego głowie były od tego silniejsze?
Messi zacisnął zęby, próbując odsunąć od siebie natłok przygnębiających scenariuszy. Musiał się skoncentrować na czymś innym, czymś, co pozwoliłoby mu na chwilę oderwać się od ciężaru, który go przygniatał. Jego psycholog mówił mu, że musi być silniejszy od tych negatywnych myśli, że musi znaleźć sposób, by je przezwyciężyć. To miało być ciężkie i od samego początku mało obiecujące, jednak Leo chciał chociaż spróbować zawalczyć. Mimo tego że czuł się słabo, że był słaby, że mogło się wydawać, że wolał się po prostu poddać i zaczekać na swój koniec, chciał dać sobie kolejną szansę.
Decydując się na posprzątanie pokoju, Lionel chciał choć na chwilę zapomnieć o wszystkim, co go dręczyło. Jego pokój był w ruinie od dłuższego czasu, ale dotąd brakowało mu sił, by się za to zabrać. Teraz czuł, jakby był to gest symboliczny, próba uporządkowania czegoś, co wydawało się być nie do uporządkowania – jego własnego życia.
Leo najpierw pozbierał wszystkie porozrzucane po podłodze śmieci do reklamówki, która też gdzieś między nimi się błąkała, a potem ruszył do łazienki tuż naprzeciwko jego pokoju, gdzie poszperał za jakąś ścierką i najzwyklejszym płynem czy czymkolwiek innym, czego mógłby użyć do przetarcia mebli na mokro. Po chwili wrócił do swoich czterech ścian i zaczął pozbywać się kłębów kurzu, które zdążyły nagromadzić się na wszystkim, co możliwe w pokoju Argentyńczyka.
Messi był świadomy każdego ruchu swojej ręki, ale zupełnie nieświadomy tego, co robił. W jego umyśle nadal krążyły te same myśli, te same sceny, które przypominały mu o tym, jak bardzo jego życie się zmieniło, o tym, jak on bardzo się zmienił. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, nie widząc niczego poza mglistymi wspomnieniami. Wychodziło na to, że próba ucieczki od tego wszystkiego była bezskuteczna.
Kiedy w końcu zapanował nad bałaganem i zaczął myśleć, że może to być moment ulgi, usłyszał pukanie i dzwonienie do drzwi. Leo wzdrygnął się, zatrzymując rękę w połowie ruchu. Milion myśli natychmiast przebiegło przez zaniepokojoną głowę mężczyzny, który zaczął analizować każdy możliwy scenariusz tego, kto mógł stać po drugiej stronie drzwi. Od razu pomyślał o swoich rodzicach, ale tak szybko jak to zrobił, tak szybko wykluczył tą ewentualność. Wyszli godzinę temu, ponieważ mieli pewne załatwienia na mieście, ale przecież mieli klucze i gdyby wrócili do domu, na pewno by z nich skorzystali. Sami bojąc się o swojego syna, powtarzali mu za każdym razem, aby nie otwierał drzwi nikomu, aby nie reagował na żadne pukanie, bo nikt nawet nie miał prawa wiedzieć, że ten dom należał do rodziny Messiego. Jorge i Celia mieszkali w niewielkim domku na przedmieściach Rosario, nie było to nawet strzeżone osiedle, więc tylko ich najbliżsi znali ich adres.
To stresowało Leo jeszcze bardziej.
Messi zamknął oczy, próbując ponownie skupić się na pracy. Musiał przezwyciężyć to uczucie przytłaczającego lęku, które paraliżowało go w miejscu. Musiał być silniejszy od tych myśli, które wciąż wracały, jak uciążliwe widmo. Pomyślał, że zignoruje tę osobę, a ona wreszcie da mu spokój i odejdzie, ktokolwiek to był. Mógł to być jakiś dziennikarz albo ich garstka, a mógł to być równie Cristiano, z czym Leo na pewno by sobie nie poradził. Wtedy w areszcie miał pewność, że Portugalczyk nic mu nie zrobi, ale teraz... teraz nie mógłby być na tyle bezpieczny. Nadal był na wolności i nadal przygotowywał się do zamknięcia na oddziale psychiatrycznym, a Lionel miał nadzieję, że nie stwierdzi nagle, że się tam nie zgłosi. Zaufał mu, może bezmyślnie, ale Leo wciąż mógł zgłosić wszystko na policję.
Tak czy inaczej, nie miał pewności, że to nie Cristiano próbował się do niego dostać i nawet jeśli starał się o tym nie myśleć, to dzwonienie nie ustawało. Czuł, jak paniczny strach zaczynał wypełniać jego wnętrze. Z każdym kolejnym dzwonkiem jego serce biło coraz szybciej, a myśli biegły w najgorsze rejony jego wyobraźni.
Wkrótce oddech Messiego stał się płytki, a dłonie zaczęły mu drżeć. Im dłużej trwało to natarczywe pukanie i dzwonienie, tym bardziej czuł się uwięziony, coraz bardziej zbliżając się do punktu, w którym straci kontrolę. W jego głowie wszystko to wydawało się być tak głośne, jakby Leo co najmniej stał obok tych drzwi, do których ktoś ciągle uderzał. Ale to tylko stres i niepokój, które ogarniały Argentyńczyka w rekordowo szybkim tempie, a on sam nie potrafił tego teraz zignorować, pomyśleć o czymś innym, zwyczajnie uciec przed tym uczuciem.
Aż jego uwagę przykuł telefon leżący na jego łóżku, który nagle zaczął dzwonić. Z tym samym pukanie ustało.
To było pierwsze polaczenie, które przyjął od dłuższego czasu.
— N–Ney...? — zaczął niepewnie, zaciskając palce na niewielkim urządzeniu.
— Leo, wszystko w porządku? — usłyszał znajomy głos po drugiej stronie słuchawki. — Stoję pod Twoim domem i dzwonię od kilku minut. Stało się coś?
Messi poczuł, jakby ktoś nagle zdjął z niego cały ciężar całego świata. Nagle znowu odzyskał kolory na twarzy, o ile mógł jakiekolwiek odzyskać. Najważniejsze było to, że nie groziło mu nic złego, chociaż Leo zdążył już wymyślić milion czarnych scnariuszy.
— Leo?
— Wszystko okej — odparł po chwili i westchnął ciężko. Temperatura jego ciała natychmiast spadła o kilka stopni.
— Mogę wejść?
— Tak, poczekaj chwilę, zaraz otworzę drzwi — mruknął, czując się głupio. Był tym wszystkim tak przejęty, że pomyślał, że nawet jego dom w Rosario może przestać być miejscem, w którym czuł się bezpiecznie.
Messi zszedł na dół po schodach, a kiedy dotarł do drzwi, otworzył je, z trudem opanowując drżenie dłoni. W progu faktycznie stał Neymar, a jego spojrzenie pełne zaniepokojenia zamieniło się w ulgę, kiedy zobaczył Messiego. I na odwrót; Leo od razu poczuł się bezpieczniej.
— Cześć — wymamrotał cicho mniejszy piłkarz.
— Na pewno wszystko dobrze? — Ney nawet się nie przywitał, niemalże natychmiast przechodząc do konkretów. — Dlaczego tak długo nie otwierałeś?
— Myślałem, że to ktoś inny — westchnął, wzruszając ramionami i pozwolił Brazylijczykowi wejść do środka.
— Kto? Wątpię, żeby ktokolwiek inny wiedział, gdzie teraz jesteś — powiedział. — A Cristiano... Cristiano jest przecież w więzieniu, albo przynajmniej na dobrej drodze, by tam wylądować. Złożyłeś zeznania — to brzmiało jak stwierdzenie, ale sęk w tym, że było ono błędne.
Leo nie powiedział Neymarowi o umowie, jaką zawarł z Cristiano. Nikomu nie powiedział. Nikt nie wiedział, że Messi tak naprawdę nigdy nie złożył żadnych zeznań.
— Napijesz się czegoś? — od razu postanowił zmienić temat.
Nadal nie miał pojęcia, jak powinien o tym powiedzieć, a w końcu musiał to zrobić, bo prędzej czy później i tak wszyscy się dowiedzą.
— Herbaty?
— Okej — Lionel kiwnął głową. — Usiądziesz w salonie, a ja zaparzę?
Neymar przytaknął i już po chwili zniknął z pola widzenia gospodarza, a Messi przetarł twarz, mając wrażenie, jakby podejmował same złe decyzje w swoim życiu, a one były po prostu... ryzykowne i zdecydowanie nie mogły się podobać jego otoczeniu. Po prostu myślał inaczej niż wszyscy wokół niego i nadal nie wiedział, które myślenie gdzie go zaprowadzi.
Gdy nalewał herbatę, nie mógł oderwać myśli od wagi tego, co miał powiedzieć Neymarowi. Nie chciał, aby jego przyjaciel czuł się oszukany, ale jednocześnie obawiał się jego reakcji na prawdę. Leo czuł ciężar nie tylko własnych tajemnic, ale też odpowiedzialność za to, jakie konsekwencje mogą one przynieść dla innych.
Gdy wrócił do salonu z dwiema filiżankami gorącego naparu, zastał Neymara przy telewizorze, który właśnie oglądał konferencję Realu Madryt. Leo momentalnie zamarł, widząc na ekranie Cristiano i trenera klubu. Zdziwienie zaległo mu w gardle, a serce zabiło mu mocniej, z przerażeniem oczekując tego, co powie Neymar, który początkowo zupełnie zignorował obecność Argentyńczyka. Oboje słuchali więc tego, co miał do powiedzenia Zidane i największa gwiazda madryckiego klubu.
— Zdrowie moich zawodników jest dla mnie najważniejsze i jeśli Cristiano uważa, że pomoc psychiatryczna jest mu potrzebna, wierzę mu i nie mam zamiaru go przed tym powstrzymywać — powiedział Zidane do mikrofonu.
— Wiadomo, kiedy możemy się spodziewać powrotu Ronaldo do klubu? — zapytał jeden z reporterów.
— Wtedy, kiedy poczuje się na to gotowy. Nie możemy jednak z góry zakładać, że wróci po dwóch miesiącach. Obawiam się, że może to potrwać znacznie dłużej.
— Barcelona zmaga się z podobną sytuacją — zauważył kolejny dziennikarz, a serce Lionela podskoczyło do jego gardła. Nie chciał o tym słuchać. — Czy przerwa Cristiano ma coś wspólnego z przerwą Leo Messiego?
Wtedy Zidane zaniemówił i spojrzał na Portugalczyka siedzącego obok niego, który wyraźnie sam zestresował się zadanym pytaniem. Poprawił się na siedzeniu, odchrząknął i po chwili odparł:
— Nie.
— To takie śmieszne, że robią z tego taką tajemnicę — mruknął nagle Neymar. — Najpierw robią tę śmieszną konferencję, żeby upozorować jakiś szpital psychiatryczny, a teraz zaprzeczają, że to ma jakikolwiek związek z Tobą — prychnął, a Leo mógł zauważyć, że był nieco zdenerwowany. — Nie łatwiej im już teraz powiedzieć, że Cristiano idzie do więzienia za to wszystko, co Ci zrobił? Prawda i tak wyjdzie na jaw, nie ukryją tego, że ich piłkarz siedzi w pudle.
Leo zadrżał na te słowa i w milczeniu podał Neymarowi filiżankę herbaty. Następnie usiadł obok niego, starając się znaleźć odpowiednie słowa. Wiedział, że musi być ostrożny, żeby nie zdenerwować swojego przyjaciela jeszcze bardziej, ale jednocześnie nie mógł dłużej ukrywać prawdy.
— Sam powinieneś to wszystko powiedzieć i przestać martwić się o Wasze kariery — stwierdził. — Wbrew pozorom... to nie powód do wstydu, Ty nie powinieneś się wstydzić. Cristiano już tak.
— Ney, spokojnie...
— Nie umiem być spokojny, patrząc jak uchodzi mu to na sucho — powiedział Neymar. — Ludzie zaczną mu współczuć, myśleć, że serio idzie do psychiatryka, bo potrzebuje pomocy, bo jest taki poszkodowany. A to wszystko jego wina.
Leo spojrzał na Brazylijczyka zmieszanym wzrokiem, jeszcze bardziej nie wiedząc, jak się zachować. Neymar zdecydowanie mu tego nie ułatwiał.
— Powinieneś powiedzieć prawdę — rzucił Santos.
— Oni już to zrobili — Messi odparł cicho, zaciskając palce na swoim udzie.
— Nie, Leo, to nie jest prawda, rozumiesz? Cristiano idzie do więzie...
— Cristiano nie idzie do więzienia, Ney — przerwał mu, wzdychając ciężko.
— Co?
— Ja... nie złożyłem zeznań.
— Co? — tym razem Neymar brzmiał na bardziej zszokowanego.
Ney aż wstał na równe nogi, a Lionel za nim, czując jak jego ledwo go trzymały. Był tak zestresowany.
— Żartujesz, prawda?
— Nie, ja...
— Boże, Leo... Boże, nie... nie zrobiłeś tego — młodszy z nich przetarł twarz. — On znowu Cię zmanipulował.
— Nie zmanipulował mnie — pokręcił głową. — To moja decyzja. Moja i tylko moja. Cristiano o niej nie wiedział — zagryzł policzek od środka, wzdychając cicho. — Wiem, że to może źle wyglądać, ale... on jest chory, Ney. Nie mogę mu pozwolić tak po prostu iść do więzienia. Cris jest silny, ale nie na tyle, by tam wytrzymać. On potrzebuje pomocy specjalistów, potrzebuje leczenia. W więzieniu wszystko mu się pogorszy — stwierdził. Nie chciał pewnego dnia przeczytać artykułu mówiącego o tym, że Cristiano Ronaldo popełnił samobójstwo za kratkami. Leo sam by tego nie przeżył.
— Leo, t–to... to absurd, słyszysz? Myślisz, że teraz naprawdę zgłosi się po pomoc? Przez pieprzony rok tego nie zrobił i nagle miałby to zrobić?
— To zaszło za daleko i Cris o tym wie, zresztą... spójrz, samo oświadczenie klubu... — wskazał na ekran telewizora. — To już pewne, że Cristiano bierze przerwę od wszelkich aktywości. Nie zrobiłby tego, gdyby nie miał szczerych zamiarów, a ja... w każdej chwili mogę pójść na policję. Cris o tym również wie.
Neymar westchnął ciężko i opadł na kanapę, trzymając głowę w dłoniach. Leo czuł się beznadziejnie, czując, jakby zawodził właśnie jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. I chyba tak było. Reakcja Brazylijczyka sprawiała, że zaczynał kwestionować swoją decyzję, ale nie mógł ulec tym razem. Tym razem czuł, że robił coś sam, bez pomocy innych, bez żadnej manipulacji. To było jego postanowienie i tylko on będzie winny jakimkolwiek konsekwencjom, jeśli takie się pojawią, a miał nadzieję, że nie. Że wszystko pójdzie po jego myśli.
— Ney... — zaczął Leo po krótkiej chwili ciszy i położył drżącą dłoń na ramieniu przyjaciela.
— Dlaczego nadal chcesz mu pomagać, Leo? — Neymar spojrzał na niego ze wzrokiem pełnym bólu i niezrozumienia, ale również gniewu i rozczarowania. To spojrzenie przeszyło Messiego niczym błyskawica.
Natychmiast cofnął dłoń i spuścił głowę.
— Myślałem... myślałem, że to koniec, że w końcu wszystko zacznie wracać do normalności, a Ty... Ty po prostu dajesz mu wolną rękę — pokręcił głową ze zrezygnowaniem. — Znowu mu zaufałeś.
Lionel po prostu nie widział innej opcji. Wiedział przecież, że Cristiano nigdy nie zrobił mu żadnej krzywdy, bo chciał, bo go nienawidził. Skrzywdził go, bo nigdy nie myślał racjonalnie, nigdy nie myślał zdrowo. Był chory i potrzebował leczenia. Nie mógł spędzić reszty życia w więzieniu. To skończyłoby się tragedią.
W końcu spojrzał na Neymara ze smutkiem w oczach. Widział, jak jego decyzja dotykała Brazylijczyka. Nie dziwił się jego obawom i wątpliwościom, ale jednocześnie nie potrafił odmówić pomocy Cristiano.
— Ney, posłuchaj mnie, proszę... nie chodzi o zaufanie do Cristiano czy o to, że daję mu wolną rękę. Chodzi bardziej o... o człowieczeństwo, o współczucie. Widziałem, jak bardzo cierpi... ja, nasi rodzice. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale... mam nadzieję, że może to być dla niego szansa na poprawę, na znalezienie drogi do lepszego życia.
Neymar spojrzał na Messiego z niedowierzaniem.
— Nie możesz po prostu zignorować tego, co Ci zrobił! Nie możesz po prostu udawać, że nic się nie stało! — Ney próbował przemówić Argentyńczykowi do rozsądku. — On prawie Cię zabił, Leo — powiedział dosadnie, a po ciele starszego piłkarza przeszedł nieprzyjemny dreszcz. — Cristiano nie zasługuje na Twoje wsparcie.
Messi westchnął ciężko, czując, jak wewnętrzny konflikt rośnie w nim coraz bardziej.
— Ja wiem... wiem, że to trudne do zrozumienia, ale... ale nie mogę pozwolić, żeby nienawiść zatruła moje serce — wiele czynników sprawiało, że Leo podjął taką, a nie inną decyzję. Wciąż kochał Cristiano, ale jednocześnie był też dobrym człowiekiem, głęboko wierzącym, wrażliwym na krzywdę innych. Wierzył, że jeśli Cris dostanie ostatnią szansę poprawy, to z niej skorzysta. — Nie mogę pozwolić, żeby nienawiść zniszczyła mnie, tak jak zniszczyła jego.
Neymar w milczeniu przetarł ręką po twarzy, próbując zebrać myśli.
— Nie chodzi o to, że ignoruję to, co się stało. To, co zrobił mi Cristiano, zostanie ze mną na zawsze. Ale... ale muszę podjąć decyzję opartą na tym, kim ja naprawdę jestem. Nie mogę pozwolić, żeby chęć zemsty i gniew zdominowały moje życie — dodał cicho. Nie był taki. Przeżył dużo w swoim życiu, ale nie chciał żadnego odpokutowania. Nadal chciał być po prostu sobą.
Santos zerknął na Messiego, zaciskając usta w cienką linię, po czym wypuścił powietrze przez nos.
— Jesteś zbyt dobry, Leo. Za dobry — stwierdził nagle, kręcąc głową.
Lionel westchnął cicho i przytaknął, zgadzając się ze słowami przyjaciela. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek naprawdę czuł nienawiść. Może była ona chwilowa, może czuł ją pod wpływem emocji, może faktycznie wykrzyczał Cristiano, że go nienawidzi, ale teraz... teraz nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Być może to co robił, było irracjonalne, naiwne, ale wierzył, że czasami właśnie takie działania mogą przynieść największe owoce.
— Nie umiem inaczej — odparł. — To jego ostatnia szansa, Ney. On doskonale o tym wie. Wierzę, że tym razem uda mu się pomóc.
— Ja nie wiem, co mam o tym myśleć — przyznał szczerze Neymar. — Nadal mam przed oczami to, co Ci zrobił... jak Cię potraktował...
— Ney, proszę... możemy o tym nie rozmawiać? Proszę.
Santos zamilkł.
— Po prostu... bądź przy mnie, d–dobrze? — poprosił.
Po raz pierwszy naprawdę chciał, aby ktoś przy nim był, aby ktoś go wspierał. Oczywiście, otrzymywał wsparcie przez ten cały czas, ale nigdy wcześniej o to nie zabiegał, a może momentami nawet od tego uciekał.
Teraz prosił, aby Neymar przy nim był.
A potem już nic nie mówiąc, Leo po prostu wtulił się w Brazylijczyka, wypuszczając z ust drżący oddech. Nie chciał myśleć, że jego decyzja była zła i przyniesie więcej szkód niż pożytku. Chciał jak najszybciej o tym zapomnieć.
Ney, początkowo zszokowany ruchem Messiego, ponieważ wiedział, jak ten uciekał od fizycznego kontatku, wkrótce otulił jego ciało ramionami. Przyciągnął go bliżej siebie, zaczynając głaskać jego plecy uspokajająco, kiedy wyczuł, jak Lionel lekko drżał. Przycisnął swoje usta do czubka jego głowy i cicho westchnął.
— Zabiję go, jeśli jeszcze raz Cię skrzywdzi — powiedział nagle całkiem poważnie.
— Nie mów tak, błagam — wyszeptał Leo, zaciskając palce na koszulce młodszego.
Wszystko znowu stało się niepewne.
‿‿‿‿
wybaczcie tak dluga nieobecnosc, ale przez caly czas mialam cos do zrobienia i nie mialam sily nawet siasc i napisac cokolwiek XD i dopiero teraz jak zachorowalam, to moglam w spokoju dokonczyc rozdzial. mozecie wiec napisac, co ciekawego robiliscie przez ostatni tydzien! ja, tak jak juz powiedzialam, siedze w domu i odpoczywam, zanim znowu wroce do natloku zadan XD w miedzyczasie sledze sobie poczynania messiego w mls i poki co inter miami nie jest na szarym koncu tabeli, wiec jest dobrze.
a co do rozdzialu, czyja bedzie racja? messiego czy neymara? czy neymar slusznie ostrzega messiego przed jego decyzja?
w kazdym razie, ja zaczynam kolejny rozdzial!!
twitter: @ smieszkujemy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro