Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

LUTY, 2016

— Jesteś gotowy? — usłyszał Leo, kiedy spoglądał przez zasłonę na tłum ludzi zebranych na dole.

Argentyńczyk zignorował pytanie, zaciskając palce na miękkim materiale. Czuł, jak jego serce mocno biło, a stres i panika ogarniała go w rekordowym tempie. Czy był gotowy? Ani trochę. Ostatnie dni spędził w szpitalu na leczeniu ran, które zadał mu Cristiano. Jeśli miał być szczery, nie spodziewał się, że ponownie skończy na łóżku szpitalnym; był raczej przekonany, że jedyne, co pozostanie jego najbliższym, to odwiedzanie go na cmentarzu. W tamtym momencie życie Messiego przeleciało mu przed oczami. Był pewien, że umrze.

I tak najpewniej by się stało, gdyby nie szybka i nagła interwencja Neymara i reszty jego przyjaciół.

Kiedy Leo teraz o tym myślał, dochodził do wniosku, że to była jedna szansa na milion. Co by było, gdyby przyjechali kilka sekund później? Być może nie udałoby się już odratować Messiego? Nie może, a na pewno.

Ale jednak żył. Czy Leo był szczęśliwy z tego powodu? Ciężko było mu powiedzieć. Wiedział, co musiało teraz nastąpić, a on nie chciał stawiać temu czoła. Jego życie wywróciło się do góry nogami, finał chorej gry dobiegł końca, a teraz ruch należał do małego piłkarza.

Nie był na to gotowy, ani trochę.

— Nie możemy wyjść tylnym wyjściem? — zapytała Celia, wysyłając w zapomnienie brak odpowiedzi ze strony swojego syna na poprzednie pytanie.

— Otoczyli cały szpital — westchnął Jorge. — Nie wyjdziemy stąd niezauważeni.

— Będą wypytywać...

Messi zagryzł wargę, z tymi słowami uświadamiając sobie, co właściwie czekało go na dole. Nie miał pojęcia, co działo się po tym, jak stracił przytomność; w końcu obudził się dopiero w szpitalu. Ale kiedy wrócił do żywych, chcąc nie chcąc doszły go informacje, że cały Internet, wszystkie możliwe media, żyły tylko i wyłącznie tą sprawą.

Sprawą jego i Cristiano.

Bo tak, stała się ona medialna.

Nikt jednak niczego nie potwierdził i wszystko to, o czym pisali dziennikarze i spekulowali internauci, było wyłącznie ich teoriami.

Leo miał przyjemność, a raczej jej brak, przeczytać kilka artykułów. Ludzie zwyczajnie łączyli fakty bez żadnych konkretnych dowodów. Po Internecie krążyły różne zdjęcia, które raczej nie powinny ujrzeć światła dnia i które mogły wypłynąć tylko od służb. Fotografie przedstawiające Cristiano w areszcie, dom Portugalczyka, wyrządzone w nim szkody, czy nawet pojawiły się zdjęcia Leo przebywającego w szpitalu i siniaki na jego ciele.

Jednakże oficjalnego potwierdzenia tego, co właściwie się stało, jeszcze nie było.

Leo poprosił o czas. Chciał zrobić to sam. Chciał najpierw wrócić do domu.

— Ochrona zadba o to, żebyśmy jak najszybciej weszli do samochodu — mruknął starszy mężczyzna. — Leo, po prostu ignoruj to, co będą mówić.

Wreszcie Messi odwrócił się przodem do swoich rodziców, spoglądając na nich smutnym wzrokiem. To, co czekało go w najbliższym czasie, bardzo go przytłaczało. Wiedział, że teraz od niego zależało, kiedy ten cały koszmar dobiegnie końca. Gdyby to było takie łatwe... Pragnął po prostu zasnąć i obudzić się w dniu, kiedy wszystko wróci do normalności, a on znowu będzie mógł być szczęśliwy.

A co jeśli ten dzień nigdy nie nadejdzie?

— Kiedy to wszystko się uspokoi, zgłosimy sprawę ze zdjęciami do odpowiednich organów. Teraz nic z tym nie zrobimy, a będzie lepiej, jeśli ludzie zaczną zauważać prawdę — westchnął Jorge, głaszcząc zdrowe ramię swojego syna.

Jego druga ręka była zagipsowana i usztywniona, po tym jak Cristiano złamał mu ją wraz z popchnięciem go na szklany stół. Lionel jeszcze do końca nie wyzdrowiał, dlatego też postanowił wrócić do Argentyny i tam wydobrzeć. Nadal utykał na nogę, w której miał wbite szkło. Każdy krok wywoływał u niego ból, co prawda już mniejszy niż na początku, ale wciąż odczuwał dyskomfort. Jego niektóre siniaki, głównie na twarzy, podobnie potrzebowały czasu, aby całkowicie się zagoić. Poza tym lekarze zalecali wyjątkową obserwację Argentyńczyka, który był w okropnym stanie nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Leo zdążył się już pogodzić z faktem, że będzie musiał rozpocząć sesje z terapeutą. Nie miał zamiaru już dłużej od tego uciekać. Bał się, ale wiedział, że jeśli będzie współpracował, to wyjdzie z tego szybciej, niż może się spodziewać. Taką miał przynajmniej nadzieję.

Gdyby tylko Cristiano postąpił tak samo...

— Będzie dobrze, kochanie... wrócimy do domu i w końcu odpoczniesz — Celia posłała mu pocieszający uśmiech, a jedyne co zrobił Messi, to spuścił głowę, nie mając pojęcia, co mógł odpowiedzieć na to wszystko, co mówili do niego jego rodzice.

Chciał to po prostu przemilczeć.

— Możemy... możemy już iść? — spytał wreszcie Lionel, spoglądając ukradkiem na swoją mamę.

— Tak... tak, tak, chodźmy już. Im dłużej zwlekamy, tym gorzej — westchnęła kobieta. — Tata weźmie Twoje rzeczy, a Ty trzymaj się mnie, dobrze? Postaraj się na nich wszystkich nie reagować...

Leo przytaknął, chociaż wiedział, że to będzie trudne. Zdawał sobie sprawę z tego, jacy dziennikarze byli dosłowni i bezwstydni. Nieraz padł ofiarą takiego zachowania i nawet jeśli czasem odpowiadał z wyraźnym zdenerwowaniem i niechęcią w głosie, albo odmawiał odpowiedzi na niektóre pytania, to to ich nie powstrzymywało. A teraz sytuacja była poważniejsza...

‿‿‿‿

Argentyńczyk musiał wziąć trzy głębokie wdechy, zanim dał rodzicom wyraźny znak, że mogli opuszczać szpital. Tłum zawrzał w jednym momencie. Wszyscy zaczęli pchać się do przodu, a liczni ochroniarze niemal od razu ruszyli do interwencji. Leo szedł tak szybko, jak tylko mógł. Ignorował ból w udzie, chcąc jak najprędzej znaleźć się na tylnych siedzeniach samochodu i być już w drodze do domu. Ale to nie mogło być takie łatwe.

Ktoś prawie wcisnął mu mikrofon pod usta, ale ta osoba została skutecznie odciągnięta w bok. Messi przez ten cały czas miał spuszczoną głowę w dół, nie chcąc pokazywać swojej twarzy fotografom. Słyszał te nieustające dźwięki aparatu. Już wkrótce kolejne zdjęcia miały pojawić się w Internecie i wzruszyć wszystkich zainteresowanych.

Leo! Powiesz nam, co się stało?! — damski głos krzyczał z tłumu, ale Leo go zignorował, zupełnie tak jak miał zrobić.

Leo! Podobno w Twojej krwi wykryli obecność narkotyków! To prawda? — nie, to nie była prawda. Tak, robili mu badania, ale nic nie wykryto. I o mały włos, bo nie chciał mieć więcej problemów na głowie, niż już faktycznie miał.

Messi, Messi! — krzyczeli jeszcze inni.

Podobno to przez Cristiano Ronaldo tutaj jesteś! Jak się do tego odniesiesz? — gdy tylko Messi usłyszał imię swojego chłopaka, zamrugał kilkakrotnie, powstrzymując łzy.

— Odsuńcie się, do cholery jasnej! — nie wytrzymał Jorge, zwracając uwagę tłumowi.

Kilka kroków później Leo wreszcie wdrapał się na siedzenia samochodu i odetchnął ciężko. Wiedział, że droga od szpitala do auta nie zajęła im długo, pewnie niespełna kilka sekund, ale dla niego była to cała wieczność. Nie mógł uwierzyć, że niektórzy ludzie byli tak bezczelni i nieuważni w słowach. Argentyńczyk ledwo żył, a oni wszyscy zebrali się pod szpitalem, aby dodatkowo go stresować. Nienawidził prasy.

— Już jesteś bezpieczny, skarbie... od teraz już nic Ci nie grozi, wiesz o tym — jego mama usiadła obok niego i przeczesała palcami jego przydługie włosy.

Leo spojrzał na swoją rodzicielkę, która przyglądała mu się ze współczuciem. Chwilę potem delikatnie się uśmiechnęła i musnęła uspokajająco jego czoło, a mężczyzna pozwolił, aby po jego policzku spłynęła pierwsza łza.

Nie chciał nawet wyobrażać sobie, co w tym momencie musiała przeżywać jego matka. Jej cierpienie było dla Lionela największą katorgą.

‿‿‿‿

Leo wiedział, że musi złożyć zeznania, ale czekał do chwili, aż poczuje się na siłach, aby wyjść gdziekolwiek dalej, niż swój własny pokój. Składanie zeznań łączyło się z podróżą do Hiszpanii, a Messi nie miał póki co ochoty ruszać się z Argentyny. Tutaj wszystko wydawało się być takie... spokojne. To było dla niego jak nowe uczucie; w końcu tak długo nie mógł zaznać spokoju. Jednocześnie wydawało mu się to dziwne, bo przecież jego życie przez ostatnie miesiące nie wyglądało w ten sposób. Codziennie słyszał krzyki, codziennie słyszał, że do niczego się nie nadawał, widywał rozwścieczoną twarz Ronaldo, czuł nieustający ból, a płacz był nieodłączną częścią jego każdego dnia. A teraz leżał w wygodnym łóżku, w swoim pokoju z dzieciństwa, pod jednym dachem z rodzicami, którzy na każdym kroku martwili się o niego i dopytywali jak się czuł. W końcu otrzymywał ciepło, jakiego mu zabrakło, otrzymywał uczucie, o którym zdążył już zapomnieć.

Ale to i tak nie sprawiało, że czuł się lepiej. Za dużo się wydarzyło.

   Messi przeżywał mieszankę uczuć, które tańczyły w jego umyśle. Uczucie pustki rozdzierało go na strzępy, a ból w sercu był jak gorzka nuta w każdym oddechu. Wspomnienia ostatnich miesięcy wracały jak film, o którym chciałby zapomnieć, ale jego obrazy były zbyt żywe. Nie był nawet w stanie dokładnie powiedzieć, co się wydarzyło? Jak z jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, z marzeniami, z ogromnymi ambicjami, stał się... no właśnie, kim? Kim właściwie był teraz Leo? Nie umiał nawet nazwać tego, jak obecnie się czuł. A czuł się źle, podle, czuł się zdradzony, zniszczony, zużyty, czuł się słaby, bez siły do czegokolwiek, bez nadziei na lepsze jutro.

Czuł się nikim.

Cristiano, jak burza przeszedł przez jego życie, pozostawiając zniszczenie i chaos.

I nawet to, co kiedyś przynosiło mu największą frajdę, zostało mu odebrane.

Piłka nożna.

Nie był w stanie nawet wstać i pożonglować piłką między swoimi nogami, jak zawsze to robił, gdy czuł się przytłoczony problemami. Kiedyś sport był dla niego rozwiązaniem, ucieczką od szarej rzeczywistości.

Teraz było inaczej.

Teraz jego ukochany klub był zmuszony wydać oświadczenie, które zatrząsnęło piłkarskim światem. FC Barcelona ogłosiła, że na czas nieokreślony Messi zawieszał udział w treningach i meczach. Na pierwszym miejscu stawiali zdrowie psychiczne swojego zawodnika, dlatego najlepszym dla Leo będzie odcięcie się od większych wydarzeń, które mogły wywierać na nim jeszcze więcej presji i stresu.

Tęsknił za chwilami, gdy piłka była jego jedynym towarzyszem, a boisko stanowiło bezpieczne miejsce.

— Jak się czujesz, kochanie? — nawet nie zauważył, w którym momencie jego mama weszła do pokoju.

Messi spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem.

— Ciężko powiedzieć — chrypnął, ale chwilę później to odkaszlnął.

— Lepiej?

— Tak... tak, raczej tak — odparł, wzruszając ramionami. Na pewno czuł się lepiej fizycznie, ale w głębi duszy miał wrażenie, że czegoś potrzebował.

A raczej kogoś.

— Dobrze sobie radzisz, Leo — Celia uśmiechnęła się lekko. — Wiem, że jest Ci ciężko i pomimo tego, co myślisz... jesteś bardzo silny, że w końcu postawiłeś na swoim...

— Zajęło mi to rok — zauważył, zagryzając policzek od środka.

Nie był silny. Był słaby, zupełnie tak jak mówił Cristiano.

— Nieważne — pokręciła głową. — Ważne jest to, że wreszcie powiedziałeś stop. I teraz jesteś tutaj, daleko od niego, cały i zdrowy, i już niedługo wszystko zacznie się na nowo układać.

Messi jednak bał się, że już nigdy nie zazna spokoju. Bał się, że cała ta trauma zostanie z nim na zawsze i będzie go nawiedzać w przyszłości, a Leo nie chciał wracać do tego wszystkiego. Tak bardzo nienawidził Crisa za to, co mu zrobił, w jakim stanie go zostawił, jak zabawił się jego uczuciami.

Kochał go, ale jednocześnie nienawidził.

Sam już nie wiedział, które uczucie było silniejsze.

— A co jeśli... co jeśli tak się nie stanie? Co jeśli moje życie już na zawsze pozostanie zniszczone? — martwił się Argentyńczyk.

Celia wzięła jego dłonie w swoje i spojrzała mu głęboko w oczy.

— Synku... to, co się wydarzyło, nie definiuje twojej przyszłości. To tylko rozdział, choć bardzo bolesny, w Twojej historii.

Messi z kolei miał wrażenie, że to był epilog, a nie kolejny rozdział.

Przemilczał słowa swojej mamy, która tym razem objęła ciało piłkarza, jakby chciała chronić go przed wiatrem przeszłości.

— Leo, nawet gdyby to wszystko z Tobą zostało, to nie oznacza, że nie możesz znaleźć nowego szczęścia. Czas leczy rany, choć może pozostawić blizny. Ale to nie musi oznaczać, że traumę nosisz na zawsze.

Lionel spuścił wzrok, jednak słowa Celii zaczęły trafiać do jego serca jak promienie słońca przedzierające się przez gęstą mgłę.

— Nie jesteś sam, kochanie. Jesteśmy w tym razem z Tobą. Uwierz w siebie, tak jak my wierzymy w Ciebie.

W oczach kobiety było coś, co sprawiło, że przyszłość Leo wydawała się choć trochę jaśniejsza. Celia przytuliła go jeszcze mocniej, chcąc przekazać mu ciepło, które być może pozwoliłoby mu uwierzyć, że w życiu nadal czekała na niego jakaś nieodkryta piękność.

— Dziękuję — wyszeptał mężczyzna. — I przepraszam...

— Za co?

— Za to, że nie zaakceptowałem Waszej pomocy wcześniej.

— W porządku, ja i tata to rozumiemy. Wiemy, że to nie było nic łatwego — Celia pogładziła plecy swojego syna, który wtulał się w jej bok i oddychał spokojnie. — W końcu to zrobiłeś i to cieszy nas najbardziej.

I wtedy Leo po raz pierwszy się uśmiechnął. Co prawda jego uśmiech nie był wesoły, ani nawet pewny, był raczej smutny i słaby, ale to nadal był uśmiech, który u Messiego nie był częstym widokiem. A tym bardziej teraz.

Wkrótce do drzwi pokoju rozległo się pukanie, a zanim ktokolwiek z nich zdążył się odezwać, drewniana powierzchnia ustąpiła. To był Jorge, którego głowa wychyliła się do przodu.

— Leo, ktoś przyszedł Cię odwiedzić — oznajmił.

Argentyńczyk nawet nie miał czasu, aby zastanowić się, kto to mógł być, bo chwilę później drzwi do jego pokoju otworzyły się całkowicie, a w przejściu stanął Neymar.

Serce Lionela momentalnie zabiło szybciej.

— Oh... więc w takim razie zostawimy Was samych — powiedziała Celia, po czym pogładziła jeszcze wciąż chore ramię swojego syna i wstała.

Chwilę później razem z Jorge opuściła pokój Leo.

Ney wszedł nieco w głąb pomieszczenia, a kiedy drzwi zamknęły się za małżeństwem, między mężczyznami zapadła cisza. Lionel nawet nie patrzył na przyjaciela, jednak czuł, jak ten spojrzeniem wypalał w nim dziurę. Nie miał pojęcia, co mógł powiedzieć Neymarowi w takiej sytuacji. Miał dość, że praktycznie cały czas widywał go w opłakanym stanie. Był pewien, że młodszy piłkarz czuł to samo.

— Nie powinieneś być teraz z drużyną? — Leo postanowił odezwać się jako pierwszy.

— Drużyna to też Ty — odparł, podchodząc bliżej Messiego, który wreszcie uniósł wzrok do góry i chwilę później skrzyżował go z tym Neymara. — Poza tym, chciałem dowiedzieć się, jak się czujesz. I... zobaczyć Cię.

Lionel przygryzł wargę, kiwając głową ze zrozumieniem.

— Przepraszam, jeśli nie masz na to ochoty, ale po prostu musiałem tutaj przylecieć — wyjaśnił. — Chciałem zobaczyć Cię w lepszym stanie niż ostatnim razem...

Starszy z nich ponownie spuścił głowę. Niemal od razu przypomniał sobie, w jakim stanie się znajdował, kiedy jego przyjaciele w porę wtargnęli do domu Cristiano. Wiedział, że jego widok, zakrwawionego i ledwo oddychającego, wywołał u nich szok, szczególnie u Brazylijczyka. Nigdy nie sądził, że znajdzie się w takiej sytuacji. Jego kariera, jego życie, jego związek z Crisem zapowiadało się tak dobrze; był wręcz pewny, że nic nie zdoła tego zniszczyć. A teraz miał wrażenie, jakby stracił wszystko. Wciąż żył, ale nie czuł tego. Wewnątrz duszy czuł się martwy.

— Jak ręka? — zapytał nagle Ney, nie przejmując się tym, że Leo przemilczał jego poprzednie słowa.

— Za tydzień powinni mi zdjąć gips.

— A noga? — młodszy z nich przygryzł wargę, podczas gdy Messi aż przypomniał sobie ból, jaki odczuwał w momencie, gdy Cristiano wbijał mu w nią szkło.

Jak się później okazało, rana nie była zbyt głęboka, a odłamek nie wyrządził mu większych szkód, które mogłyby go odsunąć od grania w piłkę na dłuższy czas, bo jednak istniało takie ryzyko. W zasadzie teraz to i tak nie miało dla niego żadnego znaczenia.

Mimo to, ból był ogromny, bo Leo nie spodziewał się, że jego własny chłopak naprawdę będzie chciał go kiedyś zabić.

— Dobrze, już prawie nie boli — odparł Messi, pocierając delikatnie swoje udo.

Ney kiwnął głową, uśmiechając się delikatnie, ale kiedy Leo tego nie odwzajemnił, ten natychmiast spoważniał i pochylił głowę. Cisza znów zawisła w powietrzu, tak gęsta i niezręczna, że można by ją kroić nożem. Leo czuł się, jakby tonął w otchłani swoich myśli, które nieustannie krążyły wokół wydarzeń sprzed kilku tygodni. Wiedział, że Neymar chciał go wesprzeć i podnieść na duchu, ale ciężko było mu to zrozumieć.

— Mam coś dla Ciebie — Santos przeciął milczenie cichym głosem, a chwilę później wygrzebał ze swojego plecaka małą paczkę truskawek.

Podsunął ją Lionelowi, spoglądając na jego reakcję, ale Argentyńczyk nawet nie drgnął.

— Sprawdziłem — powiedział nagle Ney, a Leo spojrzał na niego pytająco.

Co sprawdził?

— Truskawki są jednymi z najmniej kalorycznych owoców — westchnął cicho. — A wiem, że je uwielbiasz, więc... możesz je jeść bez obaw — posłał mu smutny uśmiech.

Oh.

Leo wrył wzrok w czerwone owoce, nie mając pojęcia, co mógł na to odpowiedzieć. Problemy z odżywianiem były kolejnym ciężarem na jego sercu. Smak jedzenia nie przynosił mu już przyjemności, a każdy kęs był jak kamień na żołądku. Neymar wiedział o tym; nieraz był świadkiem, jak Messi odmawiał posiłków. Próbował mu wtedy przemówić do rozsądku, ale słowa Cristiano były dla niego najważniejsze, a w efekcie tego bardzo schudł i nie potrafił spojrzeć na swoje ciało bez obrzydzenia po zjedzeniu czegokolwiek.

Dlatego to było... miłe, że Ney najwidoczniej zastanowił się nad tym, co mógł przynieść Leo do jedzenia.

— Dziękuję... — mruknął Messi, przygryzając policzek od środka.

— Drobiazg. Zjemy razem?

Leo nie był co do tego przekonany, mimo że doceniał dobre chęci swojego przyjaciela. Był jednak głodny, a truskawki to jego ukochane owoce. Na urodziny zawsze dostawał wypełniony nimi tort i wszyscy wiedzieli, że je uwielbiał.

Postanowił więc zaufać Neymarowi i sięgnął po jedną, po czym włożył ją sobie do buzi, a słodki smak natychmiast zaatakował jego podniebienie. Santos zrobił to samo.

— Smakuje Ci? — zapytał, a Messi jedynie kiwnął głową, spokojnie przeżuwając niewielki owoc. — Są z ogródka mojej babci. Powiedziałem jej, że je lubisz i sama zaproponowała, żebym wziął trochę dla Ciebie.

— Dziękuję — powtórzył Leo. — Ale nie musiałeś tego robić i jeszcze... jeszcze dodatkowo sprawdzać ich kaloryczność — zaśmiał się sucho, bez jakichkolwiek emocji. To było takie żałosne, chociaż z drugiej strony miłe. Mimo wszystko wiedział, że to nie powinno tak wyglądać. Kiedyś gdyby ktoś dał mu paczkę truskawek, oszalałby na sam widok i zjadł wszystko w przeciągu dwóch minut.

— Ale chciałem — wzruszył ramionami. — Wiesz... rozmawiałem z Twoimi rodzicami, zanim tutaj przyjechałem — przyznał, zagryzając dolną wargę i sięgnął po kolejną truskawkę. — Nie chcesz jeść, Leo — stwierdził twardo.

Neymar spojrzał na Messiego, podczas gdy ten unikał jego wzroku, jakby nie chciał stawić czoła temu trudnemu tematowi. I tak było.

— To trudne, wiem, ale to nie sposób na życie — westchnął Brazylijczyk.

— Ney, wiem do czego zmierzasz, ale nie mam siły o tym rozmawiać — przyznał cicho. Wystarczyło mu, że musiał walczyć z podobnymi myślami w swojej głowie. Codziennie sam ze sobą przeprowadzał taki sam albo podobny dialog.

— Leo, proszę, posłuchaj mnie, chcę... chcę, żebyś mnie posłuchał — poprosił go. — Wiem, że to pewnie niczego teraz nie zmieni, ale nigdy, nigdy nie potrzebowałeś zrzucić wagi, a już na pewno nie przez ostatni rok. Pamiętasz, gdy zmieniłeś dietę trzy lata temu? Oboje wiemy, że Ci pomogła i wyglądałeś naprawdę dobrze, bardzo dobrze. Twoje ciało było szczupłe, ł–ładne i... o Boże, nie wierzę, że on to wszystko zniszczył. Chciałbym, żebyś na nowo pokochał siebie.

Messi westchnął ciężko. Wiedział, że musi stawić czoła swoim problemom, ale mówienie o nich na głos sprawiało mu ból.

— Nigdy szczerze siebie nie kochałem — mruknął zgodnie z prawdą. Nigdy nie miał potrzeby myśleć o tym. Nie patrzył na swoje ciało i nie mówił „muszę schudnąć" albo „muszę wyglądać lepiej". To nie były jego problemy. Dopiero Cristiano wywołał u niego kompleksy związane z wagą. Wtedy zaczął patrzeć na Crisa i myśleć sobie, że był nikim w porównaniu do niego.

— Chodzi mi po prostu o to, że... kiedyś to Ty proponowałeś obiad, to Ty przynosiłeś jedzenie na treningi i częstowałeś innych, to Ty jako pierwszy biegłeś na stołówkę... i ani Ty, ani ja, ani nikt inny nie widział w tym nic złego. I chcę, żeby to wróciło.

Ale Leo nie mógł tego zagwarantować. Też chciałby, aby wszystkie jego problemy zniknęły, ale to było trudne, szczególnie teraz, szczególnie po takim czasie. To zbyt mocno się w nim zakorzeniło.

— To, co robisz, to autodestrukcyjne zachowanie. Odmawianie sobie jedzenia nie rozwiąże twoich problemów. Wręcz przeciwnie, tylko je pogłębi — Ney próbował dotrzeć do swojego przyjaciela.

Messi spuścił wzrok, czując na sobie spojrzenie Neymara. Wiedział, że Brazylijczyk miał rację, ale nie mógł sobie poradzić z własnymi demonami.

— To tak nie działa — szepnął niemal. — To nie tak, że Ty powiesz, że to jest złe i ja przestanę to robić. To jest we mnie, Ney...

— Wiem, Leo — skinął głową, próbując zrozumieć stan starszego piłkarza. — Pójdziesz na terapię, prawda? — zapytał, a mężczyzna tylko przytaknął. — Wspomnij o tym. Potrzebujesz pomocy w tej sprawie, a wkrótce zrozumiesz, że to nie jest rozwiązanie — jego głos brzmiał pełen empatii. — Musisz stawić czoła temu wyzwaniu. Nie dla mnie, nie dla nikogo innego, ale dla siebie. Bo zasługujesz na lepsze życie, Leo. Zasługujesz na zdrowie, na szczęście.

Messi czuł, jak łzy zbierały mu się w oczach, ale walczył z nimi, nie chcąc się załamać.

— I pamiętaj... nie musisz tego robić sam — ciągnął dalej. — Będę przy Tobie, krok po kroku. Niezależnie od tego, jak trudno będzie, będę tu dla Ciebie. Wspólnie to przezwyciężymy.

Wreszcie Leo spojrzał na Neymara, a w jego spojrzeniu dostrzegł iskrę nadziei, której tak bardzo potrzebował. Chociaż wciąż tonął w otchłani własnych myśli, słowa jego przyjaciela brzmiały jak promyk światła w mroku. Ale czy faktycznie był gotowy, by podjąć to wyzwanie? Chcąc nie chcąc, w jego umyśle rozbrzmiewały słowa Cristiano, które nadal tam tkwiły, jak zatracone echa. Był to głos, który go dręczył, który wywoływał burzę uczuć w jego wnętrzu. I teraz, kiedy Neymar próbował do niego dotrzeć, ten głos wzmagał swoją siłę, przypominając mu o wszystkim, co stracił, o wszystkim, co kiedyś było.

To było tak cholernie trudne. Nie mógł uwierzyć, że doszedł do tak fatalnego momentu w swoim życiu.

— Dziękuję, Ney — wyszeptał nagle Lionel. Jego głos był pełen wdzięczności i emocji. — To dla mnie wiele znaczy.

Wtedy Santos uśmiechnął się delikatnie, podkreślając swoje wsparcie dla Messiego. Leo znał Neymara na wylot, wiedział, jak uparty potrafił być, wiedział, że zrobi wszystko, aby Argentyńczyk wrócił na właściwe tory, nieważne jak kręta droga go czekała. Był z nim przez ostatni rok; chyba już nic więcej go nie zaskoczy.

— Zjesz jeszcze trochę? — spytał młodszy, potrząsając opakowaniem z truskawkami, a wtedy Lionel kiwnął głową.

Ney poszerzył uśmiech, patrząc jak jego przyjaciel zajadał się kolejną truskawką. Skoro nie były tak bardzo kaloryczne, to dlaczego miał nie skorzystać? Miał tylko nadzieję, że nie dopadną go później wyrzuty sumienia.

— Co teraz zamierzasz? — usłyszał Messi i wiedział, do czego było kierowane to pytanie.

— Na razie chcę wyzdrowieć — mruknął. — Wiesz, ręka, muszę przestać utykać i poczekać, aż siniaki znikną mi z twarzy — dodał. Jeśli chodziło o siniaki, były już w ostatniej fazie gojenia się; wkrótce powinno ich już nie być. — A potem... cóż, mówiłem o terapii — przytaknął. — Znaleźliśmy już dobrego terapeutę, który powiedział, że mam się do niego zgłosić, jak tylko będę czuł się na to gotowy.

— To dobrze, cieszę się — powiedział Neymar. — Cieszę się, że w końcu przekonałeś się do pomocy.

— Długo mi to zajęło, ale lepiej później niż wcale — uśmiechnął się słabo.

Santos również się uśmiechnął.

— A co z Cristiano? — zapytał już nieco niepewnie, jakby bał się o to pytać.

Leo westchnął na imię swojego chłopaka, ale nie miał pojęcia, czy nadal powinien nazywać go w ten sposób.

— Cris jest obecnie w areszcie — zagryzł wargę. — Czekają, aż złożę zeznania, ale... tego jest dużo — „dużo" to za mało powiedziane. W życiu Argentyńczyka wydarzyło się znacznie więcej, a on sam nie pamiętał już niektórych sytuacji. Wiedział jednak, że to była poważna sprawa i będzie musiał się sporo namyślić, zanim uda się do Hiszpanii, aby zabrać w niej głos.

— Chcesz, żebym poszedł z Tobą? — zaproponował jego przyjaciel.

— Zrobię to sam albo z tatą — mruknął.

— Okej, w porządku — skinął. — Powiesz o wszystkim?

— Spróbuję — powiedział, biorąc jeszcze jedną truskawkę do ust. — Ale to jest cały rok. Dzień w dzień. Codziennie coś się działo.

— Powiedz najważniejsze rzeczy, a resztę tylko podkreśl. Podkreśl ogólne zachowanie Cristiano, a przypomnij sobie takie... szczególne momenty w Waszej relacji.

I to było w tym wszystkim najtrudniejsze. Bo Leo nie chciał tego. Na samą myśl o tym, co spotkało go przez ostatni rok, jego serce ściskało się z bólu, a oczy nabrzmiewały łzami. Teraz, po wszystkim, było to jedynie burzliwe morze wspomnień, jednak każda fala to kolejna bolesna scena. To był koszmar, który odmawiał mu spokoju, a teraz, gdy był zmuszony o tym powiedzieć, czuł, jakby ponownie był pogrążony w otchłani własnej udręki. Gdyby tylko mógł, uciekłby od tego wszystkiego, uciekłby od siebie samego, bo miał wrażenie, że każdy fragment jego istnienia przypominał mu o wydarzeniach, które zdewastowały jego życie, nawet jeśli tego nie chciał.

Nie chciał o tym mówić, nie wiedział nawet, od czego powinien zacząć, zwyczajnie się bał. To było tak upokarzające; wolałby zapomnieć, niż komukolwiek o tym powiedzieć. Jak niby miał to zrobić? Jak miałby to zrobić bez obawy, że ktoś go oceni? Że zobaczą to media, że zaczną go wyśmiewać, że ludzie go znienawidzą, bo nie z jego winy spotkało go piekło? Wiedział, jak oceniający i bezduszni potrafili być.

Jego oczy momentalnie zrobiły się mokre, kiedy po raz kolejny uświadomił sobie, jak jego psychika została zniszczona i jakim człowiekiem stał się po tych wszystkich zdarzeniach. Zadrżał, nie potrafiąc znieść nienawiści, jaką pałał do siebie samego. Był niemalże pewien, że nienawidził siebie bardziej od Cristiano.

— Leo? — usłyszał cichy głos Brazylijczyka.

— P–Przepraszam — wyszeptał drżąco i otarł policzka, po których zdążyły już spłynąć łzy. — Po prostu... nie wiem, czy dam radę to zrobić. O–On... ja... ja nie... — zaczął się jąkać i coraz gorzej mu się oddychało.

— Spokojnie, Leo... spokojnie... — Ney przysunął się nieco bliżej. — Mogę... mogę Cię przytulić? — zapytał.

— Nie — mruknął prawie niesłyszalnie. Bał się jakiegokolwiek dotyku i podobnie nie chciał na żaden pozwolić.

— Okej, okej... ale jestem tuż obok, spróbuj się uspokoić — mówił, ale z Messim było coraz gorzej.

Nie chciał dostać kolejnego ataku paniki, ale to właśnie było to, co wywoływały u niego te wszystkie wspomnienia. A najgorsze było to, że był z tym sam. Czasami po prostu leżał w swoim pokoju i myślał, potem nie umiał swobodnie złapać oddechu, a gardło ściskało się na tyle mocno, że nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Na sam koniec wybuchał płaczem, a kiedy dochodził do siebie, uświadamiał sobie, jak głośno płakał, bo przyszli do niego jego rodzice. To było tak żałosne.

Nie chciał tak żyć.

Nie chciał być nieszczęśliwy.

— Patrz na mnie, Leo... oddychaj po mnie, dobrze? — Neymar jakkolwiek próbował pomóc Messiemu, który walczył teraz ze swoimi demonami.

Spojrzał na przyjaciela zaszklonymi oczami, starając się go naśladować, ale to było dla niego zbyt ciężkie do wykonania. Wszystko wokół niego wydawało się być zatopione w ciemnościach, a każda myśl o przeszłości wywoływała w nim nieopisany lęk. Nie chciał, żeby Santos widział go w takim stanie; słabego i bezradnego.

— Wdech... i wydech... Wdech... i wydech...

Neymar powtarzał te słowa spokojnym głosem, starając się uspokoić Messiego i przynieść mu ulgę.

— Jesteś silny, Leo... jesteś w stanie to przezwyciężyć — szepnął, przyglądając się Lionelowi z miłością i wsparciem. — Nie jesteś sam. Jestem tu dla Ciebie, zawsze.

Płuca Messiego były pełne niepokoju, ale postanowił zaufać Ney'owi. Oddychali razem, wolno i równomiernie, a Leo czuł, jakby z każdym oddechem coś ciężkiego z niego spadało. Wkrótce atak paniki zaczął stopniowo ustępować, a Argentyńczyk odzyskiwać kontrolę nad sobą.

Przez ten cały czas Neymar trwał u jego boku, podtrzymując go swoją obecnością, dopóki Leo nie poczuł, że całkowicie odzyskał równowagę. Wreszcie jego oddech stał się spokojniejszy, a łzy przestały zamazywać mu wzrok. Wtedy spojrzał na swojego przyjaciela z wdzięcznością w sercu.

— Dziękuję... — wymamrotał Messi, wciąż z lekkim drżeniem w głosie.

— Nie musisz mi dziękować, Leo... jestem tutaj dla Ciebie. Teraz i zawsze — uśmiechnął się do niego ciepło. — Wszystko będzie dobrze... zaufaj mi.

Ale zaufanie to kolejna rzecz, która została naderwana w życiu Messiego i był pewny, że przez najbliższy czas nie będzie umiał nikomu zaufać. Nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi.

‿‿‿‿

Lionel przyglądał się niewielkiej, znajomej rezydencji i zaciskał palce na kierownicy swojego samochodu, kiedy zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić. Stał po domem, który należał do niego i Cristiano i w którym Messi czuł się jak więzień przez ostatni rok, mimo że starszy mężczyzna nigdy nie trzymał go w nim zamkniętego na klucz.

Był więc bardziej więźniem uczuć, którymi darzył Ronaldo.

Tym razem dom stał pusty od prawie miesiąca. Cris nadal był w areszcie, a Leo... cóż, Leo nie miał wystarczająco silnej psychiki, aby do niego wrócić. Jego pokój w domu rodziców stał się dla niego azylem, jakiego brakowało mu od dłuższego czasu, dlatego nie chciał z niego wychodzić, ale w końcu postanowił to zrobić. Większość jego rzeczy była właśnie tutaj, w Hiszpanii, a przez cały pobyt w Argentynie wiecznie mu czegoś brakowało. Skorzystał więc z faktu, że i tak musiał tu wrócić, dlatego po drodze zatrzyma się na chwilę w domu, w którym wydarzyło się zdecydowanie za dużo, by Messi czuł się teraz komfortowo, stojąc pod nim. Nie miał jednak zamiaru w nim nocować. Wynajął hotel. Chciał po prostu zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, złożyć zeznania i uciec z tego miejsca jak najdalej. Niepokój ogarniał go już w tej chwili, a co dopiero, gdyby miał zostać tu na noc.

   Leo nie umiał podjąć decyzji o swoim następnym kroku. Wciąż siedział zamknięty w samochodzie i walczył z własnymi myślami. Bał się, że Cristiano czekał na niego w środku, chociaż doskonale wiedział, że tak nie było. Był po prostu przestraszony na samą myśl o przekroczeniu progu ich niegdyś wspólnej rezydencji. W swojej głowie zaczął tworzyć milion czarnych scenariuszy, zastanawiając się, czy nie będzie lepiej, jeśli się wycofa.

Był świadomy, jak dużo okropnych wspomnień kryło się za zamkniętymi drzwiami.

   Wreszcie przymknął oczy i wypuścił z ust drżący oddech, by po chwili nacisnąć klamkę od samochodu i wyjść na świeże powietrze. Nogi miał jak z waty. Był tak straumatyzowany, że ciągle miał wrażenie, jakby zaraz znikąd miał pojawić się Cristiano. W końcu to też jego dom. W końcu nieraz zaskakiwał go w najbardziej nieodpowiednich momentach. Teraz miało być inaczej? Ciężko było mu w to uwierzyć.

Roztrzepanymi rękoma otworzył drzwi domu i wszedł do środka, czując na plecach niepokojące mrowienie. Przywitała go pustka, która wypełniała każdy kąt, a Leo przełknął twardo ślinę i zdecydował się na krok naprzód. Wchłaniając zapach, który kiedyś uważał za swoje schronienie, a teraz jedynie kojarzył mu się z boleścią i zdradą, przemierzał wzrokiem wnętrze rezydencji.

Wkrótce Messi wszedł w głąb salonu i spojrzał wokół siebie. Meble, które kiedyś były pełne życia, teraz wydawały się martwe i nieprzyjemne, a widok ich wspólnych zdjęć na ścianach wywoływał w nim gorycz. To, jak razem byli kiedyś szczęśliwi, wywoływało w nim gorycz. Nie mógł uwierzyć, że oboje zmienili się nie do poznania, że to wszystko po prostu runęło z najgorszym możliwym finałem.

Westchnął ciężko i odwrócił wzrok od fotografii, a jego spojrzenie powędrowało tym razem na wszystkie puste szafki, na których kiedyś stały rośliny urozmaicające pokój. Cristiano strącił każdą doniczkę po kolei, kiedy zdenerwował się na Leo, który aż zadrżał na samą myśl. Nadal słyszał ten przeraźliwy dźwięk rozbijającej się ceramiki.

To, co jednak przykuło uwagę Leo najbardziej, to sofa, w którą jego ciało zostało kiedyś silnie wciśnięte i brutalnie wykorzystane. Wspomnienia z tego przeklętego wieczoru niemal natychmiast w niego uderzyły i uderzały bardzo często w nieoczekiwanych momentach. Nadal potrafił tego pojąć. Nie umiał zrozumieć Cristiano, który podobno tak bardzo go kochał, a mimo to pozwolił swoim przyjaciołom zrobić z niego szmacianą lalkę i wyssać wszelkie chęci do życia, sprawiając że Messi znienawidził się jeszcze bardziej.

W oczach Leo pojawiły się łzy, kiedy chciał odpędzić od siebie te nieprzyjemne myśli, ale w jednej chwili mógł poczuć na sobie silne ręce dwóch mężczyzn, którzy chcieli go zniszczyć i finalnie udało im się to. Odetchnął ciężko, przymykając na moment powieki, a gdy je uchylił, postanowił działać jak najszybciej.

Nie chciał tu dłużej być; ten dom wywoływał u niego za mocne emocje.

Zmuszając się do działania, Leo ruszył w stronę sypialni. Zignorował wielkie, niepościelone łóżko, które również skrywało wiele nieprzyjemnych wspomnień i wszedł do garderoby połączonej z pokojem. Stamtąd wygrzebał walizkę, do której miał zamiar powrzucać większość swoich ubrań. Wiedział, że było tutaj znacznie więcej jego rzeczy, ale wróci po nie, kiedy wszystko się uspokoi. Tymczasem chciał wziąć to, co najpotrzebniejsze i spędzić najbliższy czas w Argentynie, gdzie nic mu nie groziło; na pewno nie przy jego rodzicach.

Nie silił się nawet na układanie ubrań; wrzucał je pomięte do walizki, ciągle mając tę myśl z tyłu głowy, że zaraz ktoś mu w tym przeszkodzi. A Leo nie miał najmniejszej siły bronić się przed kolejnym atakiem. Wiedział, że to niemożliwe, że Cristiano był w areszcie, ale jego psychika była zbyt mocno zniszczona, aby przyjąć tą informację do świadomości. A zapach Portugalczyka, który unosił się w garderobie, wcale mu w tym nie pomagał.

Mimowolnie spojrzał na ubrania po drugiej stronie. Cris zawsze ubierał się elegancko, a na pewno bardziej niż Messi. Szafa Cristiano charakteryzowała się sporą ilością garniturów, a Leo miał może z dwa i jeszcze nie miał pojęcia, gdzie one dokładnie były. Zapewne leżały gdzieś zwinięte pod stertą ubrań, których Messi już dawno nie nosił.

Nie chciał się rozpraszać, jednak zrobił to i podszedł bliżej rzeczy Cristiano, zaciągając się ich zapachem. Cris zawsze ładnie pachniał. Używał typowo męskich, ale delikatnych perfum, a od niedawna sam posiadał swoją linię. Leo westchnął cicho, przesuwając ręką po jednej z eleganckich koszuli i zagryzł wargę.

Chciał, żeby było już po wszystkim. Chciał być znowu szczęśliwy.

   Argentyńczyk westchnął cicho, dochodząc do wniosku, że po raz kolejny się zamyślił i już miał odwracać wzrok, kiedy nagle coś przykuło jego uwagę.

Skrzynka.

Ta sama skrzynka, którą Leo strącił wtedy w garażu.

Wpatrywał się w nią przez chwilę, przypominając sobie, jakie konsekwencje spotkały go wcześniej, ale teraz... teraz Cristiano nie było w pobliżu.

Wygrzebał więc skrzynkę, która była przykryta ubraniami starszego mężczyzny i przyjrzał się jej z bliska. Postawił ją na podłodze, sam na niej wcześniej klękając i ostrożnie otworzył. Zawartość najwidoczniej się nie zmieniła, ponieważ pierwsze, co ujrzał Leo, to ten przeklęty wypis ze szpitala. Nie czuł się komfortowo ani na siłach, aby analizować to wszystko, tym razem na spokojnie, ale miał plan, co powinien zrobić z tą skrzynką. Był pewien, że to może mu pomóc, a Leo zdecydowanie tego potrzebował, dlatego niewiele myśląc, metalowa skrzyneczka również wylądowała w jego walizce.

   Gdy Messi zebrał już wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, opuścił dom, zamykając za sobą drzwi zdecydowanym ruchem. Czuł ulgę, kiedy wyszedł na zewnątrz, z dala od tych ścian, które kiedyś uważał za swoje. Wiedział jednak, że to nie koniec. Musiał jeszcze wrócić po resztę swoich rzeczy, pozbierać resztki swojego życia i zamknąć ten rozdział raz na zawsze.

Ale na razie, na jego drodze do złożenia ostatecznych zeznań, pojawił się nowy przystanek i Leo wiedział, że mógł mu otworzyć oczy na wiele spraw, które wkrótce będą miały znaczenie.

‿‿‿‿

witam, wracam do was po malej przerwie. dzisiaj znalazlam troche czasu, wiec udalo mi sie dokonczyc rozdzial i go wrzucic 🔥 czekam na wasze komentarze z odczuciami i glosy!!

ciekawe, czy pomysl, jaki mam w glowie, was zaskoczy XD ale w sumie ktos napisal, ze ja to ja wiec wszystko jest mozliwe lmao

do nastepnego!!

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro