Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

STYCZEŃ, 2016

   Leo nawet nie miał pojęcia, w którym momencie Cristiano przestał wciskać jego ciało w materac, wyżywając na nim wszystkie swoje złe emocje, ale kiedy w końcu doszło do niego, że został sam, skulił się na środku łóżka i wybuchnął płaczem. Już któryś raz tej nocy. Nie wiedział, dlaczego jego chłopak znowu się zdenerwował, ale Leo jak to Leo, chciał sprawdzić, co się działo i w razie możliwości pomóc Crisowi, ale kompletnie zapomniał o tym, że jego starania zawsze szły na marne. Najpierw oberwał za to, że śmiał odezwać się do Portugalczyka w środku jego wybuchu, a później siłą został zaciągnięty do sypialni. Kiedy Messi poczuł pod sobą pozornie miękki materac, ten natychmiast zrobił się dla niego twardy i niewygodny. Potem po prostu przestał się wyrywać, bo wiedział, że to niczego nie powstrzyma. Mimo że ból towarzyszył mu od samego początku do końca, nie protestował ani razu. Jedynie cicho płakał, modląc się w duchu, aby Cristiano jak najszybciej skończył i dał mu spokój na kilka następnych godzin.

Leo dawał upust swoim emocjom, ale nie był w stanie powiedzieć, jak długo to robił. Nie wiedział, kiedy to wszystko się zaczęło, ale to i tak niczego nie zmieniało. Zawsze miał wrażenie, jakby jego cierpienie trwało wieczność. Powoli zaczynał myśleć, że aktualnie nie było takiej rzeczy na świecie, która mogłaby go przed tym uratować. Za bardzo się w tym wszystkim zatracił. Bał się, że nigdy nie znajdzie z tego wyjścia, że na zawsze pozostanie wrakiem człowieka i że z czasem będzie tylko gorzej. Był pewien, że samemu nie uda mu się tego przezwyciężyć, w dodatku z Cristiano u jego boku. Kochał go, chciał zrobić dla niego wszystko, wszystko, by tylko go uszczęśliwić w jakimkolwiek stopniu, ale to stawało się coraz trudniejsze. Był ślepy na jego manipulacje, oczywiście, że tak, ale miał na nie coraz mniej siły.

   Wkrótce Leo się uspokoił, a kiedy spojrzał na ekran swojego telefonu, zobaczył godzinę drugą w nocy. Poza tym wyświetliło mu się jeszcze milion nieodczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń. Jego znajomi próbowali się z nim skontaktować, a Messi od dwóch dni ich ignorował. Nie odczytał żadnego z sms–ów, nie chcąc nawet dawać im jakiegokolwiek znaku życia. Był tak bardzo zagubiony w tym wszystkim, co robił. W każdej chwili mógł poprosić o pomoc, napisać chociażby do Neymara, żeby po niego przyjechał, ale sęk w tym, że Leo nie wiedział, czy tego chciał. Cristiano dał mu wolną rękę, gdyby chciał odejść, ale Lionel nie był pewny, czy chciał z tego skorzystać. Nie chciał znowu stracić miłości swojego życia na tak długo, a może tym razem na zawsze.

Potrzebował pomocy.

Potrzebował pomocy, tak samo jak Cristiano, ale nie umiał dopuścić do siebie tej myśli.

   Argentyńczyk powoli podniósł swoje obolałe ciało z łóżka. Gdy wreszcie stanął na drżących nogach, odniósł wrażenie, jakby miał zaraz zemdleć. Jeśli miał być szczery, nie wiedział nawet, kiedy ostatni raz zjadł coś normalnego, coś, co dodałoby mu chociaż trochę siły.

Dosłownie wlokąc za sobą nogi, udało mu się dotrzeć do łazienki, gdzie padł na kolana przed muszlą klozetową. Był pewny, że zaraz zwymiotuje, ale przecież nia miał nawet czego zwrócić. Kilka razy go naciągnęło, wypluł jedynie ślinę, jakby to miało mu pomóc w jakikolwiek sposób, a łzy na nowo pojawiły się w jego oczach. Czuł się okropnie i jedyne, co chciał teraz zrobić, to umrzeć. Pragnął wstać i wziąć długi prysznic, aby zmyć z siebie całą tą obrzydliwość, którą czuł do siebie, którą Cristiano w nim zaszczepił, ale nie był w stanie. Był zbyt słaby, dlatego tylko usiadł pod ścianą, nie zauważając kiedy osunął się na ziemię i na niej zasnął.

‿‿‿‿

   Nad ranem Leo obudził się w tym samym miejscu, w którym bezsilnie padł. Jego ciało bolało teraz jeszcze bardziej przez niewygodne, twarde płytki, więc gdy tylko podniósł się na rękach, na jego twarzy pojawił się grymas. Niemal od razu uświadomił sobie, że przespał tutaj całą noc i nikt, a miał na myśli Cristiano, nie zainteresował się nim. Może w ogóle go nie zauważył? To miałoby sens; Messi miał wrażenie, jakby jego chłopak już dawno przestał go zauważać, jakby w ogóle to tu nie chciał, a Leo przecież potrzebował jego obecności bardziej niż czegokolwiek.

Westchnął smutno pod nosem, postanawiając wreszcie wstać; w końcu nie mógł spędzić tutaj całego poranka. Pierwsze co napotkał, gdy podniósł się na równe nogi, to swoje odbicie w lustrze. Za każdym razem, gdy na siebie patrzył, był prawie że pewien, że zmieniał się z dnia na dzień. Diametralnie, na gorsze. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo od jakiegoś czasu nie potrafił znaleźć ani jednej dobrej rzeczy w swoim wyglądzie, czegoś, co by mu się podobało. Nigdy też nie uważał, aby był przystojny, co najwyżej wyglądał raczej przeciętnie, ale kiedyś umiał o siebie zadbać i czuł się w miarę dobrze ze sobą, ze swoim ciałem. Teraz nie było o tym mowy. Teraz nie miał nawet osoby, która podniosłaby go na duchu, powiedziała kilka miłych słów, jak kiedyś robił to Cristiano. Kiedyś dla Crisa był najpiękniejszy, nieraz mu to powtarzał, mówił mu, że był idealny, że podobało mu się jego ciało, jego nogi, które były jego dużym kompleksem, przez to że były takie krótkie. To głupie, ale Cris zawsze pomagał mu zmienić to myślenie, robiąc wszystko, aby Leo poczuł się lepiej ze sobą samym.

Dzisiaj mógł słyszeć o sobie najgorsze rzeczy. I ani trochę się nie dziwił.

Jego twarz traciła kolory z każdym kolejnym dniem, jeśli było to jeszcze możliwe, jakby Messi mógł być bledszy niż już faktycznie był. Na jego głowie było coraz mniej włosów, a kiedy brał prysznice, mógł zobaczyć, jak pojedyncze kosmyki wręcz się z niego sypały, podobnie przy przeczesywaniu ich. Twarz Leo zwykle była nieco pulchna, kiedy się uśmiechał, jego policzka uwydatniały się, a oczy przymykały. Teraz nie umiał sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się uśmiechnął. W zasadzie zastanawiał się, jakim cudem on jeszcze żył? Jakim cudem Cristiano go jeszcze nie zabił, albo on sam tego nie zrobił, nie mogąc wytrzymać bólu, jaki towarzyszył mu każdego dnia? Jego życie było pełne zagadek i Messi chyba już nigdy nie dojdzie do porozumienia z własnym umysłem.

   Wreszcie opuścił łazienkę, nie chcąc patrzeć na siebie ani chwili dłużej, bo łzy niemal same cisnęły mu się do oczu, kiedy myślał o różnicach dzielących jego obecne życie z życiem sprzed roku. Potrzebował się napić, ponieważ jego gardło było suche. Potrzebował też coś zjeść, ale nie był pewien, czy chciał to robić. Co jeśli Cristiano go na tym przyłapie i skomentuje jego wagę? Nie chciał znowu słyszeć, że był gruby, chociaż nawet Leo zauważał, że o jakimkolwiek byciu otyłym nie było już mowy. Musiał schudnąć blisko z dwadzieścia kilogramów w niezdrowy sposób. Nie sprawdzał jednak, ile dokładnie ważył. Nawet nie chciał tego robić.

Wszedł do kuchni i od razu nalał sobie wody do szklanki, którą wcześniej wyjął z górej szafki. Upijając małe łyki, skanował zawartość półek, mając nadzieję, że znajdzie coś lekkiego, co mógłby zjeść i nie przybrać na wadze. Zagryzł wargę, znowu przyłapując się na negatywnym myśleniu, ale w ostatnim czasie nikt nie przekazywał mu żadnych dobrych wartości, więc nie umiał myśleć inaczej. To i tak nie była najgorsza rzecz w jego głowie.

Niepewnie sięgnął po paczkę wafli ryżowych, mając nadzieję, że Cristiano nie będzie zły o to, że grzebie w szafkach. Musiał zjeść cokolwiek, bo zaraz znowu wyląduje na podłodze, bez jakichkolwiek sił do życia. Cofnął jednak rękę, gdy usłyszał kroki.

— No proszę, wreszcie wytrzeźwiałeś — rozległ się męski głos za jego plecami, ale nie należał on do Ronaldo.

Leo zmarszczył brwi, by następnie odwrócić się w kierunku osoby stojącej za nim, a wtedy jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem młodego chłopaka.

James.

Co, do cholery, James robił w domu Cristiano? I dlaczego Messi nic o tym nie wiedział?

— Przepraszam? — odchrząknął Argentyńczyk, nie do końca rozumiejąc słowa piłkarza.

— To, co słyszałeś — rzucił Rodriguez, a Leo wytrzeszczył oczy, podążając wzrokiem za jego ruchami, gdy wyjmował jakieś jedzenie z lodówki.

— Po prostu nie rozumiem, co masz na myśli przez „wytrzeźwiałeś" — mruknął, kompletnie ignorując to, jakim tonem zwracał się do niego młodszy, chociaż musiał przyznać, że to nieco go zszokowało. Zupełnie jak jego obecność tutaj. — Byłem cały czas trzeźwy.

— Więc dlatego spałeś na podłodze w łazience? — zauważył James.

— Chyba nie muszę Ci się z tego tłumaczyć — stwierdził Messi. Co go to w ogóle obchodziło? Nie powinno go tutaj nawet być. Przynajmniej Leo tak myślał.

— Nie, nie musisz. Wiem, że byłeś naćpany — odparł Kolumbijczyk, a jego słowa wryły Messiego w podłogę.

Był co?

Nie mógł zaprzeczyć, że zażył narkotyki, do czego jednak nie miał zamiaru przyznawać się Jamesowi, ale kiedy spał w łazience, był całkowicie trzeźwy. Był zwyczajnie osłabiony, zmęczony, obolały. Nie miał siły wrócić do łóżka. Skąd podejrzenie, że mógłby być pod wpływem?

Nie był, oczywiście że nie był.

— Nie biorę narkotyków — powiedział Leo poważnym tonem głosu.

— Tak, jak powiedziałeś, nie musisz mi się z niczego tłumaczyć — Rodriguez uśmiechnął się do niego ironicznie, powoli oddalając się z lodowym batonikiem w kierunku salonu.

— Nie biorę narkotyków — powtórzył jeszcze raz, tym razem głośniej. — Dlaczego twierdzisz, że byłem naćpany? Byłem tylko zmęczony.

— Czyli cały ten stół dragów, który zastałem, jak tutaj przyszedłem, to zwyczajnie sobie wymyśliłem, tak? — parsknął.

O czym on w ogóle mówił?

— A może chcesz mi powiedzieć, że to nie Twoje? Może Cristiano, co?

Gorąc uderzył Leo. Już zaczynał rozumieć, o co chodziło, ale nadal nie rozumiał, dlaczego nagle on był tym najgorszym. Przecież te wszystkie używki nie należały do niego. W życiu nawet by nie pomyślał, żeby z własnej woli niszczyć sobie tym zdrowie. Pozwolił się namówić tylko raz, czego okropnie teraz żałował, więc nie chciał być z tym nigdy więcej łączony. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że Cristiano najwidoczniej był czysty w oczach Jamesa.

— Chyba tak nie myślisz? — Messi zaśmiał się nerwowo. To musiał być jakiś żart.

— Widziałem zdjęcia — powiedział, a wnętrzności przewróciły się w żołądku Leo. — Naprawdę nadal chcesz robić z siebie poszkodowanego?

— Jakie zdjęcia? — zapytał, chociaż spodziewał się odpowiedzi.

— Te, na których zażywasz narkotyki — odparł.

Leo zbladł, przerażony myślą, że Cristiano mógł zrobić mu zdjęcia w takiej chwili. Dlaczego w ogóle to zrobił? Miał w tym jakiś plan? Plan zniszczenia Argentyńczyka i przedstawienie siebie jako ofiary? To było niemożliwe. Nie mógł uwierzyć, że był w stanie wybronić się takim kłamstwem. I to kosztem Messiego. Już nic nie trzymało się kupy.

— Kto by pomyślał, że jeden z największych piłkarzy może skończyć w ten sposób? No tak, podobno jesteś następcą Maradony — zaśmiał się ironicznie, personalnie dotykając tym Leo. — Nic dziwnego, że Cristiano traktuje mnie jako Twoje zastępstwo. Chociaż, kto wie? Może już niedługo zupełnie zajmę Twoje miejsce?

Chichotał, wypowiadając te absurdalne słowa, podczas gdy Messi kręcił głową z niedowierzania. Ronaldo zdążył go już zmanipulować, przedstawić Leo jako oprawcę, jako tego najgorszego. To było dla niego za dużo. Dlaczego mu to robił? Dlaczego na każdym kroku chciał go upokorzyć? Co takiego złego zrobił mu Leo? Nie umiał tego zrozumieć.

— Wierzysz w to wszystko? — Argentyńczyk mógł poczuć suchość w gardle.

— Byłeś tak naćpany, że nawet tego nie pamiętasz, a teraz próbujesz mi wmówić, że to nieprawda — prychnął. — Stoczyłeś się, Messi. Współczuję Cristiano takiego chłopaka. Już dawno powinien Cię zostawić — pokręcił głową, wzdychając teatralnie.

Nie mógł wytłumaczyć w żaden sposób tych zdjęć, jeśli faktycznie takie istniały; nie mógł oszukać rzeczywistości. Ale to wszystko było zwyczajnie zmanipulowane. Jego życie było zmanipulowane, on sam był. Ronaldo doskonale wiedział, co robił, co jeszcze mógł zrobić, aby go zniszczyć i upokorzyć przed innymi.

Leo nie potrafił powiedzieć, czy cała jego życiowa sytuacja właśnie teraz osiągnęła apogeum, czy już dawno się to stało, a on przez ten cały czas był zaślepiony miłością, która nawet... nie była odwzajemniana.

— Na mnie już pora — James jako pierwszy przerwał ciszę w pomieszczeniu. — Na Ciebie też, Leo. By wreszcie poszukać pomocy — uśmiechnął się do niego sztucznie, po czym zniknął z pola widzenia starszego, który nawet się tym nie przejął.

Stał niewzruszony w tym samym miejscu, czując jak jego ciało zaczynało drżeć. Potem usłyszał jedynie trzask drzwi, a wraz z tym skoczyło mu ciśnienie. Był zwyczajnie załamany, ale i zdenerwowany. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek zrobił tak wiele dla kogoś innego niż Cristiano. Zrobił dla niego wszystko, co mógł, nawet po tym, jak został potraktowany. I to nie raz, nie dwa. Był traktowany jak bezużyteczne gówno, jak szmata, jak nic niewarta szmata, a mimo to nadal wracał do Crisa, nadal mu pomagał, nadal próbował zrozumieć jego zachowanie, nadal go... kochał.

I po co? Czy chociaż raz dostał coś w zamian? Nie chciał żadnych materialnych rzeczy, nie obchodziło go to. Chciał tylko, aby jego chłopak, człowiek, w którym się zauroczył, zakochał po uszy, wrócił do niego. Ale problem tkwił w tym, że Cristiano nawet nie próbował współpracować. Ani z nim, ani ze swoimi bliskimi, ani z terapeutką, ani ze sobą samym.

Cristiano jedyne, czego chciał, to mieć władzę nad innymi, głównie nad Leo.

I udało mu się to. Niestety.

Ale Messi miał już dosyć. Już wystarczająco wycierpiał.

Nie miał zamiaru żegnać się z Cristiano. Nie miał nawet pojęcia, gdzie dokładnie był; rezydencja była zbyt duża, ale to właśnie miało mu ułatwić odejście. Tak, zdecydował, że chce odejść. Nie chciał już tak dłużej żyć, a ponieważ Cris nadal spotykał się z Jamesem, był pewny, że nic tu po nim. Po prostu ułatwi wybór Portugalczykowi, nieważne jak bardzo bolało go to, że to nie on był miłością jego życia.

Oczy piekły Messiego od łez, ale nie powstrzymywał ich. Wszedł do sypialni Cristiano, aby wziąć swój portfel i telefon, który zawibrował od nowych powiadomień. Jednym z nich (a raczej cała masa) była wiadomość od Lucho, że już dawno powinien wrócić do drużyny i trenowania, bo wkrótce mieli kolejny mecz do rozegrania.

Będę dziś wieczorem."

Przepraszam."

Wszystko wyjaśnię."

Wystukał w ekran trzy wiadomości, które następnie wysłał i zablokował telefon, wsadzając go do kieszeni spodni. Nie obchodziło go nawet to, że wyglądał jak wrak człowieka i jeśli gdziekolwiek się tak pokaże, ludzie będą to komentować. Chciał stąd jak najszybciej uciec.

Zbiegł więc czym prędzej po schodach, ocierając mokre policzki i kiedy był już blisko drzwi wyjściowych, poczuł silny uścisk na swoim nadgarstku.

— Co robisz? — to był Cristiano.

Leo spojrzał na niego załzawionymi tęczówkami, ale mógł zauważyć kropelki wody, które kapały mu z mokrych włosów. Natychmiast spróbował wyrwać rękę, ale wtedy Cris mocniej zacisnął na niej swoje palce.

— Zostaw mnie — poprosił go, za co skarcił się w myślach. Znowu był tym uległym. — Zostaw i przestań udawać, że Ci zależy.

— Znowu coś sobie wymyśliłeś? — parsknął śmiechem.

— Nic sobie nie wymyśliłem, Cristiano! — w końcu na niego krzyknął. — Dlaczego chciałeś, żebym do Ciebie przyjechał, co? Nie mogłeś od razu zadzwonić do Jamesa? — pociągnął nosem. W co on grał? Leo nie wiedział, ale miał dosyć. Stracił na to wszystko jakąkolwiek siłę. — N–Nie mogę uwierzyć, że spadłem na drugie miejsce po tym wszystkim, co dla Ciebie zrobiłem.

— Przestań, nie spadłeś na drugie miejsce — wywrócił oczami. — Po prostu czasem mam dość Twojego wiecznego niezadowolenia i płaczu.

— I to znaczy, że możesz mnie zdradzać i robić te wszystkie okropne rzeczy?! — zapłakał. Jak mógł się jeszcze jakkolwiek próbować z tego wybronić? To nie miało sensu.

— A Ty? — Cris warknął na Messiego, przyciągając go bliżej siebie i patrząc mu w oczy.

— C–Co? — sapnął Argentyńczyk. — Nigdy Cię nie zdradziłem, Cris... nigdy nie zrobiłem nic złego przeciwko Tobie!

Wtedy nadeszło pierwsze uderzenie, ale ponieważ Cristiano przez cały czas przytrzymywał Leo, ten nie upadł na podłogę, chociaż nogi się pod nim ugięły.

— Myślisz, że jestem głupi, co? — prychnął. — Myślisz, że niczego nie wiem? Że nie wiem, jak za moimi plecami, pomimo mojego wyraźnego zakazu, nadal spotykałeś się z Neymarem? — szarpnął nim, zmuszając Messiego do spojrzenia na niego.

Mniejszy piłkarz rozchylił usta lekko zszokowany, bo nie miał pojęcia, skąd mógłby o tym wiedzieć. Przecież mu nie powiedział i był pewien, że Neymar też tego nie zrobił, bo doskonale wiedział, jakie konsekwencje ich czekały.

— Powiedziałbym Ci, żebyś następnym razem sprawdzał, czy na pewno się rozłączyłeś, ale gwarantuję Ci, że nie będzie następnego razu — zaśmiał się sucho.

Otworzył usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale uprzedziło go w tym pukanie do drzwi. Zerknął w kierunku nich i westchnął cicho.

— Będę kończył, okej? Muszę się wyspać przed lotem — mruknął.

[...] Pukanie do drzwi rozległo się po raz kolejny, dlatego niewiele myśląc, odrzucił telefon na bok i podszedł do nich, a gdy je otworzył, w drzwiach ujrzał Neymara.

— Mogę wejść? — zapytał młodszy piłkarz, a Leo zawahał się przed odpowiedzią.

[...] — Chodzi o to, że się w Tobie zakochałem? — to brzmiało tak dziwnie z jego ust.

Neymar się w nim zakochał. Neymar go kochał i to nie jako przyjaciela. To nigdy nie mogło wyjść poza ich dwójkę.

To nigdy nie mogło dojść do Cristiano."

O Boże.

O Boże, nie rozłączył się, nie zauważył, ze tego nie zrobił. Pamiętał, że wtedy Ney walczył o ich relację, chciał za wszelką cenę uratować jego przyjaźń z Leo, który wiedząc, że nie powinien tego robić, pozwolił mu na to, wbrew zazdrosnemu Crisowi.

— Ney... boję się o Cristiano.

— Huh?

— Wiesz doskonale, co się działo, gdy... byliśmy blisko — zagryzł policzek od środka.

— On nie musi o tym wiedzieć — rzucił i to najgłupsze, co mógł powiedzieć.

— Nie mogę go okłamywać — pokręcił głową. — To go zdenerwuje.

— Leo, nie możesz uzależniać całego swojego życia od Cristiano.

Mógł i chciał. Mógł powiedzieć, że Cristiano był jego życiem. Był jego całym światem.

— Chcę mu po prostu pomóc.

— Odcinając się od innych?

— Ney... nadal się przyjaźnimy, ale muszę być ostrożny — wymamrotał, wypuszczając powietrze z ust. — Przepraszam, jeśli pomyślałeś, że zdążyłem już przekreślić naszą przyjaźń. Nie byłbym w stanie tego zrobić.

— Więc bądźmy ostrożni razem — zaproponował Brazylijczyk, a Leo nie uważał, by to był dobry pomysł. Wiedział, do czego zmierzał Neymar, ale dla Messiego było to prawie jak kłamstwo. Co jeśli to miało zaważyć na jego pracy nad sobą? Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby terapia Cristiano poszła na marne przez niego."

Serce przyspieszyło mu rytmu, jeszcze bardziej niż do tej pory. Messi miał wrażenie, jakby zaraz miało rozerwać mu klatkę piersiową. Oczy miał szeroko otwarte, podczas gdy Cris dyszał nad nim ze złości, mocno ściskając jego nadgarstek, tak jakby mniejszy piłkarz miał w ogóle jakąkolwiek siłę do wyrwania się.

— I co? Nic teraz nie powiesz? — prychnął, zakleszczając uścisk jeszcze bardziej. — No dalej, Leo, zawsze masz jakąś głupią wymówkę. To nie Twoja wina, albo nie chciałeś tego, albo może nie miałeś żadnego wyboru, co?!

— Po prostu mnie puść — wyszeptał Lionel. Nie chciał się tłumaczyć, nie widział sensu. Cristiano i tak niczego nie zrozumie, i tak będzie żył w swojej chorej bańce. Leo i tak będzie dla niego wiecznie winny.

— Mam Cię puścić? — roześmiał się. — Myślisz, że pozwolę Ci odejść po tym wszystkim? — jego usta wykrzywiały się w szerokim uśmiechu, ale Messi nie mógł zobaczyć w nim nic pozytywnego ani dobrego. Uśmiech Cristiano był psychopatyczny; jego oczy były niewzruszone.

Cała ta sytuacja przerażała Leo jeszcze bardziej. Jeszcze niedawno słyszał, że może odejść, że może wybrać. Co nagle się zmieniło?

— Wyjdziesz stąd i zaraz za mną zatęsknisz, rozumiesz? Zawsze tak jest. Zawsze do mnie wracasz, jeszcze tego nie zauważyłeś?

— Zauważyłem — odparł cicho Messi. — I zdecydowałem już... że nie chcę tak dłużej żyć. Pozwoliłeś mi odejść, Cristiano... powiedziałeś, że drzwi są otwarte — mówił, o dziwo nie jąkając się przy tym. — Więc, proszę... puść mnie. I tak mnie nie k–kochasz — jego głos pod koniec załamał się, kiedy uświadomił sobie bolesną prawdę.

— Kocham — powiedział pewnie.

— Przestań kłamać! — Leo podniósł ton, a zaraz po tym nadeszło kolejne uderzenie.

Zapłakał żałośnie, zaciskając powieki. To była ta miłość Cristiano?

— Chcesz coś jeszcze powiedzieć? — Portugalczyk syknął przy twarzy Messiego.

Lionel spojrzał na niego załzawionym i zranionym wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego ten widok go nie ruszał, dlaczego tak bardzo chciał go doprowadzić do płaczu i załamania. Za każdym razem. Leo nadal pamiętał, jak Cris scałowywał jego łzy po przegranym finale Mistrzostw Świata, jak zawsze pocieszał go po porażkach, jak robił wszystko, aby się uśmiechnął. Teraz Messi czuł się jeszcze gorzej niż wtedy, ale tym razem Cristiano nie miał zamiaru nic z tym zrobić. Ba. To on był tego powodem.

— Jak możesz mówić cokolwiek o miłości, huh? — starszy z nich uniósł brew. — Zdradziłeś mnie z Neymarem i śmiesz zarzucać mi, że ja Cię nie kocham? — szarpnął Messim.

— Potrzebowałem wsparcia, Cris — wymamrotał słabo. — Zawsze chciałem dla Ciebie jak najlepiej, wiedziałem, że moja przyjaźń z Ney'em Cię denerwuje, ale ja... ja byłem w tym wszystkim sam — wyjaśnił. — Nie chciałem Cię stracić, więc dlatego Ci o tym nie powiedziałem, ale Ty... Ty mnie zniszczyłeś.

— Zdradziłeś mnie, Leo — powtórzył Ronaldo.

— To nie była zdrada, Cristiano, to...

— Czy Ty naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? — zacisnął szczękę, przyglądając mu się niemal czarnymi oczami. — Przypomnij sobie dzień, kiedy Neymar przyszedł do Ciebie. Najpierw biegaliście po całym ogrodzie jak dzieci, a potem... no własnie, Leo, co było potem?

Nagle Leo zrozumiał. Wszystkie możliwe kolory, o ile jeszcze jakieś miał, zeszły mu z twarzy. Momentalnie zbladł, a krew w jego żyłach zawrzała. Zupełnie o tym zapomniał, nie pomyślał, że Cris mógłby o tym wspomnieć, bo przecież... przecież Messi do niczego mu się nie przyznał. Przez ten cały czas skrywał to w sobie, bał się reakcji Cristiano, dlatego milczał. Więc skąd wiedział? Słyszał rozmowę telefoniczną, więc to już przestało być dla niego zagadką, ale skąd wiedział o ich pocałunku?

I wtedy Leo rozszerzył bardziej oczy.

Był tam.

Cristiano musiał tam być i ich widzieć.

— Już pamiętasz? Już wiesz, o czym mówię? — Cris znowu odezwał się jaki pierwszy. — Przez ten cały czas zapewniałeś mnie, że z Neymarem nic Cię nie łączy, że to tylko Twój przyjaciel. Naprawdę myślałeś, że w to uwierzę?

— Ż–Żałuję tego, Cris, to... to nigdy nie powinno się wydarzyć i przysięgam, że to była jednorazowa sytuacja, od tamtej pory nie mam kontaktu...

— Mam gdzieś Twoje tłumaczenia! — w pomieszczeniu rozległ się głośny krzyk, a chwilę później ciało Messiego wylądowało na najbliższej ścianie. — Od samego początku wiedziałem, że mnie okłamujesz!

Leo przytrzymał się ściany, ostatkami sił próbując nie upaść na podłogę. Wiedział, że jakkolwiek będzie chciał się teraz wybronić, to jego chęci pójdą na marne. Tak, zdradził Cristiano, zdawał sobie z tego sprawę, ale nigdy wcześniej nic się nie wydarzyło pomiędzy nim a Neymarem. Od razu tego pożałował i wyrzucił z posesji swojego przyjaciela, może zbyt brutalnie go potraktował, może powinien do tego podejść na spokojniej, ale myśl o tym, że Cris mógłby kiedykolwiek się o tym dowiedzieć za bardzo go przeraziła. I proszę, teraz wszystko wyszło na jaw, a Leo nie wiedział, czego mógł się spodziewać. Wiedział tylko jedno.

Cris nie miał zamiaru pozwolić mu odejść. Nigdy nie miał. To była tylko gra emocjonalna, która nabrała znacznie większego tempa w momencie, gdy Leo przekroczył próg jego domu.

— A co z Tobą, Cris? — spytał nagle Messi.

— Co?

— Mam zacząć wymieniać osoby, z którymi Ty mnie zdradziłeś? — oboje źle zrobili, więc dlaczego tylko Leo obrywał?

Najwidoczniej Cristiano nadal nie potrafił zrozumieć swojej winy, a Argentyńczyk poczuł silne uderzenie w brzuch. Zakaszlał, zginając się w pół, jednak starszy mężczyzna szarpnął za jego włosy, zmuszając go, by na niego spojrzał.

— Nie widzisz różnicy, Leo? — zaśmiał się ironicznie. — Polega ona na tym, że przy Tobie wiecznie mi czegoś brakuje. Czasami jesteś na tyle bezwartościowy i bezużyteczny, że potrzebuję wypieprzyć kogoś innego — powiedział to, patrząc Messiemu głęboko w oczy.

Lionel pociągnął nosem, starając się nie wybuchnąć płaczem.

— A ja dawałem Ci wszystko — dodał po chwili. — Ty po prostu nigdy nie potrafiłeś tego docenić.

I może Leo jeszcze niedawno by w to uwierzył. Będąc zmanipulowany przez Crisa, przyznałby mu rację, prosił o przebaczenie, ponownie pozwoliłby mu się wykorzystać, aby tylko udowodnić mu swoją miłość i oddanie. Ale teraz, nieważne jak zniszczony nadal był, nie umiał brać tych słów na poważnie. To była nieprawda. To, za czym Messi tęsknił najbardziej, to miłość.

Miłość, której Cristiano mu nie dawał.

A teraz kłamał mu w żywe oczy.

— No co? Zdziwiony, że to wszystko tak wygląda? — zaśmiał się Ronaldo, po czym poluzował uścisk w jego włosach. Tym razem ujął w dłoń policzek mniejszego piłkarza. — Nic nie powiesz? Prawda boli, co? Ile razy musisz jeszcze usłyszeć, że jesteś beznadziejny, żeby zacząć nad sobą pracować?

Messi poczuł gorycz w ustach. To zdecydowanie nie była miłość. To było toksyczne uzależnienie, które doprowadziło go do punktu, gdzie nie potrafił już odróżnić, co było dobre, a co złe. Nie chciał już tego. Chciał wolności.

— Nie zabroniłem Ci mówić — zauważył Cristiano.

— Nienawidzę Cię — wyszeptał wreszcie Leo, zaciskając drżące wargi.

Wraz z tymi słowami poczuł, jakby wypowiedział zaklęcie. To nie była pusta fraza. To była kulminacja gniewu, żalu i rozczarowania. W tym jednym zdaniu skoncentrował całą siłę swojego uczucia.

— Kłamiesz — odparł Cris. — Kochasz mnie.

— Nienawidzę Cię, rozumiesz? Zniszczyłeś mnie! — świeże łzy pojawiły mu się w oczach, a jego szloch obił się o ściany w pomieszczeniu, gdy wylądował na podłodze pod naporem silnego uderzenia.

Spodziewał się tego. Cristiano przestał być dla niego nieprzewidywalny. Już zrozumiał, że jego jedynym argumentem była przemoc.

Lionel próbował zdobyć oparcie na swoich drżących rękach, aż nagle, bez ostrzeżenia, Ronaldo brutalnie kopnął go w bok, sprawiając, że wydał z siebie tłumiony jęk bólu. Leżąc na podłodze, zaczął powoli tracić nadzieję na wyjście z tego koszmaru. Widząc w oczach Cristiano niepohamowaną złość, czuł się jak ofiara wściekłego zwierzęcia.

— Więc skoro mnie nienawidzisz, to dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego przez ten cały czas ze mną byłeś? — zapytał Cris, jednak Leo nie umiał odpowiedzieć na te pytania. Sam nie wiedział. — Znowu odjęło Ci mowę, co? Może odpowiem za Ciebie? — roześmiał się złowrogo. — Bo jestem jedyną osobą, która Cię rozumie, jedyną osobą, która w ogóle by Cię chciała. Nikt inny nie da Ci tego samego, wszyscy inni już dawno by Cię zostawili.

Messi patrzył na Portugalczyka, który stał nad nim i który musiał czuć wyraźną wyższość. Podobało mu się to, co robił z ciałem mniejszego piłkarza, co robił z jego psychiką. To było jego dzieło, jego bałagan, to on był tego wszystkiego autorem. Był z tego dumny.

— Jesteś taki... zużyty. Ale pewnie Neymarowi by to nie przeszkadzało, prawda? A może on po prostu udaje, że Cię kocha i chcę Cię tylko wypieprzyć, bo to jedyna rzecz, do której faktycznie się nadajesz?

— Przestań, proszę... — wyszeptał Messi błagalnym tonem głosu.

— Bo co? — spytał ofensywnie, kucając przy mniejszym piłkarzu, który tym razem uciekał od niego wzrokiem.

Cristiano kolejny raz brutalnie pociągnął go za włosy, a ból przeszył ciało Messiego. Jego oczy były teraz uwięzione w hipnotyzującym spojrzeniu Portugalczyka, które było pełne zimnej złości i wyraźnego braku empatii. To spojrzenie odzwierciedlało jedynie negatywne emocje, a Lionel zdawał sobie sprawę, że nie było w nim już nic z tego, co kiedyś łączyło ich serca. Po raz kolejny uświadomił sobie, że oddał się w ręce osoby, która traktowała go jak pionka w swojej grze władzy i manipulacji.

— Bo co?! — krzyknął Cris i szarpnął mocniej włosy Messiego. W jego oczach pojawiła się niechęć, ale także złośliwość, jakby czerpał satysfakcję z krzywdzenia drugiego człowieka. Leo starał się utrzymać spojrzenie, choćby z powodu zwykłej dumy, ale to było trudne, kiedy w oczach jego chłopaka nie było nic poza destrukcją.

— B–Bo nie zasługuję na to — odparł Argentyńczyk.

Nigdy nie zasługiwał. Może nie był idealnym chłopakiem, może też popełniał błędy, ale nigdy... nigdy nie powinien skończyć w ten sposób.

— Zawsze jesteś niewinny, prawda? Zawsze uważasz, że to nie Twoja wina — pokręcił głową jakby rozbawiony. — Zawsze wszystko musisz zwalić na mnie! — wrzasnął, tym razem uderzając głową Leo o podłogę.

— Cris! — pisnął z promieniującego bólu i złapał się za czaszkę, zaciskając powieki.

— Myślałeś, że ominie Cię kara? — zapytał, ale Messi wiedział, że to pytanie było retoryczne. Nawet nie spojrzał na rozwścieczonego Cristiano, nadal kuląc się na podłodze. — Myślisz, że tak po prostu puszczę Cię wolno? Że pozwolę Ci znowu pobiec do Neymara? — ciągnął dalej. — Myślisz, że przez kogo taki jestem, co?! — ponownie podniósł głos. — Patrz na mnie, do cholery! — szarpnął młodszym mężczyzną, próbując przejąć nad nim kontrolę, ale Leo był zbyt słaby. Nie miał nawet siły, by uchylić powiek. Był wyczerpany, wszystko go bolało, nie potrafił odeprzeć ataku. Był całkowicie zdany na Cristiano i to go przerażało. — Pomyśl, Leo, chociaż raz w życiu i odpowiedz sobie na pytanie, czyja to jest wina — ścisnął jego szczękę, plując mu niemal w twarz.

Nagle Messi, mimo bólu i wyczerpania, uchylił powieki, skupiając spojrzenie na tęczówkach Cristiano. Chciał odczytać z nich cokolwiek, coś, co pozwoliłoby mu zrozumieć, co spowodowało, że ich związek skręcił w tak tragiczną stronę, ale nic, prócz złości i chęci zniszczenia drugiego piłkarza, nie był w stanie w nich dostrzec. Zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek poznał prawdziwego Cristiano, czy też był to tylko fasadowy obraz. Podczas tej krótkiej chwili, przez umysł Leo przewijają się wspomnienia szczęścia, które niegdyś dzielili. Teraz jednak te wspomnienia zdawały się być tylko mrocznymi cieniami przeszłości i tym razem był pewny, że już nigdy nie wrócą.

Messi wziął głęboki oddech, przypominając sobie, że miał odpowiedzieć na pytanie Ronaldo i dlatego też, przepełniony chwilową odwagą, zdecydował się przerwać milczenie:

— Twojego ojca — rzucił nagle cichym, prawie że niesłyszalnym głosem. Jego oczy wciąż były utkwione w tych tęczówkach, szukając zrozumienia lub jakiejkolwiek odpowiedzi.

Cristiano zaniemówił. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, będąc wyraźnie zdezorientowany słowami Lionela. Prawdę mówiąc, Leo nawet sam nie wiedział, dlaczego nagle cisnął tym zarzutem w kierunku Portugalczyka, ale nie miał zamiaru powstrzymywać się przed kolejnym.

— Jesteś jak Twój ojciec — dołożył oliwy do ognia, nie myśląc o konsekwencjach, które mogły go spotkać.

W zasadzie przestało go obchodzić cokolwiek. Miał wrażenie, jakby jego koniec właśnie nadszedł.

Wkrótce Ronaldo zaśmiał się z wyczuwalną ironią, kręcąc rozbawiony głową, ale kąciki jego ust szybko opadły. Wtedy mężczyzna przybrał poważny wyraz twarzy, mrużąc oczy i przyglądając się przestraszonemu Messiemu.

— Skąd możesz wiedzieć, jaki był mój ojciec? — uniósł brew. — Nie poznałeś go.

Racja, Leo nigdy nie poznał ojca Cristiano, a on sam nigdy za wiele mu o nim nie opowiadał. Doskonale wiedział, że to był wrażliwy temat dla Crisa, a poza tym nigdy nie czuł potrzeby, by cokolwiek więcej wiedzieć o jego tacie, prócz tego, że miał na imię José. Więc sam nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział; te słowa tak po prostu wypłynęły z jego ust.

Teraz już nie widział sensu cofać się przed niczym.

— Nie, nie poznałem go — zgodził się Leo. — Ale widzę to teraz. Jestem pewny, że był taki sam jak Ty teraz — powiedział słabo.

Cristiano nigdy nie doświadczył prawdziwej, ojcowskiej miłości. To nie usprawiedliwiało tego, jakim człowiekiem był obecnie, ale przynajmniej tłumaczyło.

Messi jęknął z odczuwalnego bólu, kiedy siłą został poderwany do góry. Ręka Crisa zaciskała się w jego włosach już któryś raz tego dnia, a Leo już wiedział, że wybuchła w nim jeszcze większa fala złości, tak jakby nie zamierzał tolerować żadnych insynuacji dotyczących jego rodziny.

— Wiesz co, Leo? Najwidoczniej bardzo chciałbyś poznać mojego ojca — stwierdził ironicznie Portugalczyk. — Dlatego pokażę Ci, jaki był naprawdę — następnie warknął, a potem pociągnął za sobą młodszego piłkarza.

Lionel piszczał, kiedy Cristiano wręcz wyrywał mu włosy z głowy. Prowadził go przez całą rezydencję, a strach narastał w Messim, który nie miał pojęcia, czego mógł się spodziewać. Nie wiedział, jakim człowiekiem był José i szczerze? Nie chciał wiedzieć. Zaczynał się czuć jak w jakimś thrillerze. Tego było już za wiele.

— Cris, proszę! Proszę, z–zostaw mnie, puszczaj! — krzyczał na tyle głośno, na ile pozwalały mu płuca. Tak bardzo pragnął, aby ktokolwiek go usłyszał i przybiegł mu pomóc.

— Trzeba było najpierw pomyśleć, a później się odzywać.

— Jesteś chory! Jesteś, kurwa, chory! Chory psychicznie, rozumiesz?! — Leo wrzeszczał, tak jakby miał coś wskórać, tak jakby jego krzyk nie rozłości bardziej Cristiano. — Nienawidzę Cię, n–nienawidzę! Jesteś najgorszym co spotkało mnię w ży– ah! — zapłakał, nie mając nawet pojęcia, co się właśnie stało.

Nie zarejestrował momentu, w którym jego ciało upadło na coś twardego. To był ułamek sekundy, kiedy usłyszał głośny trzask szkła, a potem ból wzdłuż całego ciała. Jego wzrok był zamglony, ale nie mógł nie zauważyć czerwonych smug.

Krew.

O Boże, on krwawił, on...

Messi rozejrzał się wokół siebie. Leżał prawdopodobnie w miejscu, gdzie wcześniej stał szklany stolik kawowy. Teraz ostre odłamki szkła, które po nim pozostały, wbijały się w skórę Argentyńczyka.

— Nie! — jęknął żałośnie, gdy Cristiano upadł na niego, łapiąc za oba jego nadgarstki, które przygwoździł do podłogi nad jego głową.

Leo poczuł wyjątkowo silny ból w prawej ręce i był więcej niż pewien, że była złamana. Był taki bezsilny, krwawiący i zraniony. Nie mógł uwierzyć, w to co się działo.

— Tego chciałeś? Tego, kurwa, chciałeś?! — Ronaldo krzyczał po nim, nie oszczędzając go ani na moment.

W oczach Messiego zabłysnęły świeże łzy, a jego twarz odwróciła się w drugą stronę, kiedy poczuł silne uderzenie na swoim policzku.

— Może to Cię oduczy, że nie warto ze mną zaczynać i jeśli mówię „nie", to znaczy, kurwa, „nie"! — i kolejne uderzenie, mocniejsze od poprzedniego.

— C–Cristiano... Cris, p–proszę... — Leo czuł, jak język mu się plątał. Ledwo mógł cokolwiek powiedzieć.

— Co? O co mnie prosisz? Chciałbyś dostać mocniej, huh? Tak bardzo chcesz, bym zamienił się w mojego ojca? — śmiał się jak psychopata.

Którym był.

Cristiano był psychopatą i Leo mógł dostrzec to w jego oczach. Tak bardzo się bał, tak bardzo pożałował wszystkiego w tym momencie. Nie chciał umierać; chciał żyć. Myślał, że śmierć będzie lepszym rozwiązaniem, że będzie mniej bolesna, ale śmierć z powodu Crisa nie mogła taka być. Jeśli już zginie, to w najbrutalniejszy sposób, jaki mógł mu zafundować Portugalczyk.

— Wiesz, co lubił mi robić? — zaczął nagle Cris. — Przypalać moje ciało papierosami — powiedział, ale Messi nie chciał tego słuchać. — Ale nie mam żadnych blizn. Kiedy stałem się bogaty, usunąłem je. Nie mogłem na nie patrzeć. To było chwilę po mojej próbie samobójczej. Wybrałem życie, dlatego musiałem pozbyć się wszystkiego, co mi o nim przypominało.

Leo przyglądał się starszemu mężczyźnie spod przymkniętych powiek. Próbował oddychać, usiłując zebrać myśli. Był sparaliżowany, a każde uderzenie serca przypominało mu o bólu. Jego wzrok był błagalny, wołający o pomoc, ale Cristiano zdawał się już nie dostrzegać niczego poza własną wściekłością.

— I nagle zjawiasz się Ty i mówisz, że jestem taki sam jak on — parsknął. — Więc pozwól, że będę gorszy — a po tych słowach w pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy krzyk Argentyńczyka, który poczuł coś dużego i ostrego wbijającego się w jego udo.

Szkło. To musiało być szkło. Cristiano trzymał rękę przy jego nodze, wiercąc w niej dziurę odłamkiem szkła, podczas gdy Leo próbował uciec od palącego uczucia. Płakał, wił się i błagał o litość, jednak bał się, że ona nigdy nie nadejdzie. Czuł, jak jego kruche ciało znajdowało się teraz w śmiertelnym tańcu bez szansy na wygraną.

— Cristiano! Cristiano, błagam, zostaw... zostaw mnie!

— Obiecuję Ci, Leo... obiecuję Ci, że będę ostatnią osobą, którą zobaczysz przed śmiercią — powiedział nagle, wyjmując ostrze z uda piłkarza, który nie miał już siły nawet stęknąć. — Naprawdę myślałeś, że tak po prostu pozwolę Ci odejść? — zaśmiał się, ujmując policzek Messiego w swoją zakrwawioną dłoń.

— J–Już wiem... że t–to była tylko g... gra — wyszeptał z ledwością mniejszy.

— I wiesz co? Przegrałeś ją — coś złego ponownie błysnęło w oczach Cristiano, który przeniósł rękę z twarzy Leo na jego szyję.

Oczy Messiego rozszerzyły się, kiedy Ronaldo niespodziewanie zacisnął palce, odcinając mu powietrze.

— N–Nie... — zdążył jeszcze sapnąć Lionel, zanim jakiekolwiek dźwięki ugrzęzły mu w gardle.

Miał wrażenie, jakby z sekundy na sekundę, Cristiano mocniej ściskał jego szyję. Leo nawet nie walczył, nie był w stanie ruszyć małym palcem u stopy, a co dopiero odepchnąć od siebie większego mężczyznę. Świat wokół niego rozmywał się, a każdy oddech stawał się jak cenny klejnot, który mu umykał. W jego umyśle prześlizgiwały się wspomnienia — migawki z chwil spędzonych na boisku, triumfy i porażki, uśmiechy rodzinne. Widział twarze bliskich, uściski po zdobytych mistrzostwach, a jednocześnie odczuwał, jak te radosne momenty zanikały, ustępując miejsca bezlitosnej rzeczywistości. Mimo że był na krawędzi śmierci, nadal pamiętał radość, która towarzyszyła mu na początku jego związku z Cristiano.

W ostatnich chwilach, gdy Messi czuł, że to koniec, nagle przez gęstą mgłę w jego umyśle przebiły się krzyki — dźwięki, które były dla niego jak strzępki rzeczywistości w otaczającym go mroku. Ręce, które jeszcze przed chwilą ściskały jego szyję, w jednej sekundzie zniknęły, a Leo odzyskał zdolność do oddychania. Jego ciało było jednak zbyt mocno wyczerpane, dlatego siła opuszczała go równie szybko, co odzyskiwał przytomność.

Ręce, które teraz obejmowały jego ciało, były o wiele delikatniejsze niż te, które doprowadziły go do granicy śmierci. Messi słyszał czyjś głos bardzo blisko siebie, ale nie mógł wychwycić żadnego słowa. Ktoś chyba w desperacji wzywał go po imieniu, ale Leo nie mógł być tego pewny.

W miarę jak te dźwięki przeszywały umysł Messiego, nagle słyszy apel o pomoc, aby ktoś wezwał karetkę. To był ostatni głos, który dotarł do niego, zanim znowu zaczęło się robić ciemno. Leo, tracąc przytomność, czuł, jak jego ciało opada w pustkę, a dźwięki i obrazy zanurzały się w nieprzebranej otchłani nieświadomości. Wydawało mu się tylko, że głosów było więcej niż jeden, ale ten najbliższy niego, był najgłośniejszy, jakby tylko dla niego.

— Wezwijcie karetkę! — to jedyne, co Lionel usłyszał, zanim całkowicie zrobiło mu się ciemno przed oczami i stracił przytomność wraz z upadkiem sił i ostatnim wstrząsem wewnętrznego bólu.

Neymar miał rację.

Miłość do Cristiano kiedyś go zabije.

‿‿‿‿

witam was kochani, jeden z dluzszych rozdzialow i mysle, ze bardzo waznych. znowu nie mialam duzo czasu, by go przeczytac calego i zbetowac, ale mam nadzieje, ze nie ma za wiele bledow 😬

jakies predykcje na to, co stanie sie pozniej? myslicie, ze cos was jeszcze zaskoczy czy juz nie?

byc moze na kolejny rozdzial bedziecie musieli poczekac troche dluzej, ale chce przysiasc do niego na spokojnie i jak najbardziej go dopracowac, bo do tej pory rzadko ktory rozdzial przeczytalam od poczatku do konca przez natlok obowiazkow XD

do nastepnego!! komentujcie i glosujcie prosze 💗

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro