Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

STYCZEŃ, 2015

— Zwycięzcą zostaje... Cristiano Ronaldo! — radosne okrzyki i oklaski wypełniły całe pomieszczenie, podczas gdy Portugalczyk został oficjalnie uznany trzykrotnym zdobywcą Złotej Piłki.

Leo uśmiechał się delikatnie, ale jednocześnie dumnie, klaszcząc w ręce i obserwując, jak jego chłopak zbierał gratulacje od towarzyszących mu przyjaciół, a także od Neuera, który również był nominowany. W końcu przyszedł czas, aby Cristiano podał rękę mniejszemu piłkarzowi, który przez ten cały czas wpatrywał się w starszego mężczyznę jak zahipnotyzowany. Przyjemny dreszcz przebiegł po całym jego ciele, kiedy Ronaldo wreszcie uścisnął dłoń Leo. Ten szepnął ciche „gratuluję, kochanie", tak aby tylko Cris mógł to usłyszeć, a potem niechętnie puścił jego rękę i obserwował, jak wchodził na scenę.

Nie był zły, że przegrał. Co więcej, wiedział, że nie zasługiwał na tę nagrodę w tym roku. Chciał, aby Cristiano wygrał Złotą Piłkę i szczerze się cieszył, że tak właśnie się stało.

‿‿‿‿

Wynajęta przez Portugalczyka rezydencja w Zurychu była wypełniona ludźmi aż po brzegi. Leo spodziewał się, że jego wygrana będzie hucznie świętowana, ale nie sądził, że aż tak. Gdzie nie postawiłby nogi, tam ktoś musiał być, a jeśli miał być szczery, dwie godziny głośnej imprezy powoli zaczynały go męczyć. W dodatku od jakiegoś czasu nie potrafił nigdzie znaleźć Cristiano i zwyczajnie czuł się nieswojo, szczególnie wśród piłkarzy Realu Madryt.

Siedział na schodach, wysyłając już dziesiątą o podobnej treści wiadomość do Crisa. Chciał tylko wiedzieć, gdzie był. I czy był bezpieczny. Wiedział, że na imprezie raczej nie było niepożądanych osób, które mogłyby mu zrobić jakąś krzywdę, ale lepiej dmuchać na zimne. Bezpieczeństwo Cristiano było najważniejsze dla Leo, a w tym momencie wystarczyło mu tylko, aby odpisał na jego sms–y. Dlatego zaczął wpatrywać się w ekran swojego telefonu, mając nadzieję, że wiadomość zwrotna zaraz nadejdzie, ale tak się nie stało. Zamiast tego poczuł dość mocne uderzenie, a raczej kopnięcie w plecy. Syknął cicho i zerknął przez ramię na mężczyzn za nim.

— Schody chyba nie są od siedzenia — jeden z nich warknął, a Leo mógł rozpoznać ten wiecznie niezadowolony głos należący do Ramosa. — O proszę, La Pulga — parsknął, kiedy zorientował się, z kim rozmawiał. Messi nie mógł powiedzieć, czy odór alkoholu pochodził od Hiszpana czy był mieszanką oddechów wszystkich zaproszonych. W każdym razie był bardzo pijany i to Leo akurat mógł zauważyć.

— Nigdzie indziej nie było miejsca — wyjaśnił niechętnie i zablokował telefon, wkładając go do kieszeni swoich spodni.

— Więc może nie powinno Cię tu być w ogóle? — zaśmiał się Sergio, stojąc nad nadal siedzącym Messim i wpatrując się w jego zmrużone oczy.

Czasami nadal zastanawiał się, jakim cudem przyjaciele jego chłopaka nadal go nie polubili, albo chociaż nie zaczęli tolerować? Co takiego w nim było, co odpychało cały skład drużyny z Madrytu?

— Hej, bez takich, w końcu to kochaś naszego zwycięzcy — ktoś z tłumu zaśmiał się, ale Leo nie miał już ani ochoty ani siły szukać tej osoby. Zamiast tego po prostu wstał z zamiarem oddalenia się od całej tej bandy królewskich debili. Cristiano wciąż mu nie odpisał, a on sam stracił humor jakiś czas temu.

— Gdzie idziesz? — poczuł silny uścisk na swoim nadgarstku, a tą wytatuowaną dłoń Messi rozpoznałby wszędzie.

Ramos zaciskał palce na jego ręce, próbując go powstrzymać od ucieczki. Złośliwy uśmieszek zdołał już zejść z jego twarzy.

— Chcieliśmy spędzić trochę czasu z Tobą, skoro czujesz się taki samotny — powiedział Sergio poważnym głosem, ale Leo wiedział, że w głębi duszy powstrzymywał się od śmiechu.

— Wiem, że nie, a ja nie mam ochoty na Twoje wygłupy — Argentyńczyk syknął nieco poddenerwowany i wyrwał rękę z uścisku Ramosa. — Nie jesteśmy na boisku — dodał jeszcze, po czym odwrócił się na pięcie i czym prędzej zniknął w tłumie bawiących się ludzi.

Nie chciał być w pobliżu Ramosa i reszty podporządkowanych mu piłkarzy ani chwili dłużej. Dorosły mężczyzna, który zachowywał się jak nastolatek myślący, że wszystko mu wolno. Leo nie miał zamiaru być częścią jego chorej zabawy i unikał go, kiedy tylko mógł.

— Nudziarz! — usłyszał za sobą ten sam znajomy głos próbujący przekrzyczeć muzykę, ale Messi ani trochę się tym nie przejął.

Był nudziarzem, bo nie śmieszyły go żarty Hiszpana? W takim razie okej, ale mało go obchodziło jego zdanie. A raczej w ogóle.

Lionel wypadł na świeże powietrze, taranując przy tym kilku gości, a kiedy był już na zewnątrz, wziął głęboki oddech. O tak, tego zdecydowanie było mu trzeba. Czuł, jakby w sekundę jego mózg się dotlenił, a on sam poczuł nieco lepiej. Początkowo oparł się o ścianę budynku, aż w końcu pomyślał, że mógłby jakoś wykorzystać fakt, że ogród był dosyć spory, aby zrobić sobie krótki spacer w samotności. Tak, w samotności, bo Cristiano nadal nie dawał znaku życia. Ale na pewno gdzieś tutaj był, prawda? W końcu to była jego impreza. Nie zostawiłby swoich gości.

Westchnął ciężko, spoglądając jeszcze raz na ekran swojego telefonu i odepchnął się od ściany, zaczynając spacerować po posesji. To okazywało się być dla niego najlepszym rozwiązaniem i nie wiedział, dlaczego wcześniej na to nie wpadł. Kiedy odszedł dalej, muzyka grała coraz ciszej, jakby przez mgłę, a Leo bardzo to odpowiadało. W końcu chwila spokoju. Potrzebował tego.

— Ktoś tutaj jest — do jego uszu dotarł stłumiony, kobiecy głos, a kiedy rozejrzał się wkoło, dostrzegł dwie sylwetki niedaleko siebie. Jedną z nich musiał być mężczyzna.

— Leo? — Cristiano. Tym mężczyzną był Cristiano, ale... kim była w takim razie kobieta u jego boku? — Leo, co Ty tutaj robisz? Jest zimno, wracaj do środka. Spójrz, jak jesteś ubrany — Portugalczyk brzmiał na zdenerwowanego, ale jednocześnie zmartwionego. Był środek zimy, w dodatku noc, temperatura była jeszcze niższa niż za dnia. Rozumiał go, ale nie rozumiał, dlaczego nie odpisywał na jego wiadomości i spędzał czas z jakąś dziewczyną. Cris miał kilka przyjaciółek i Leo nie był o nie zazdrosny, nie miał prawa, bo je znał i większość z nich miała swoich partnerów, ale ją widział pierwszy raz na oczy. — Słyszysz? Wracaj do środka — powtórzył.

Leo nadal stał jak słup soli, wpatrując się raz w Cristiano, a raz w jego towarzyszkę. Chciał coś powiedzieć, ale z drugiej strony... nie mógł. Nie mógł mu zrobić sceny zazdrości, jeśli oficjalnie nie byli parą. Ba! Ukrywali się. I nikt nie mógł nawet pomyśleć o tym, że mogliby być parą.

— Poczekasz chwilę, tylko... — zaczął Cristiano w kierunku kobiety, która niemal natychmiast go uprzedziła.

— Tak się składa, że na mnie już przyszła pora — powiedziała. — Dziękuję za zaproszenie i jeszcze raz gratuluję wygranej — uśmiechnęła się do wyższego piłkarza, po czym jak gdyby nigdy nic zostawiła dwójkę mężczyzn samych.

Oboje odczekali chwilę, zanim kobieta oddaliła się na bezpieczną odległość, a potem również oboje spojrzeli na siebie. Cristiano jednak był pierwszy, który przerwał ciszę między nimi.

— Dlaczego nie rozumiesz tak prostych słów, jak „wracaj do środka"? — rzucił dosyć niemiłym tonem, podchodząc bliżej Argentyńczyka.

— Rozumiem — mruknął. — Ale nie rozumiem, dlaczego chciałeś spławić mnie dla jakiejś obcej dziewczyny? — okej, może nikt nie miał prawa wiedzieć o ich związku, ale to nie oznaczało, że Cristiano mógł wymieniać go na boku na kogoś innego.

— O czym Ty w ogóle mówisz? — Ronaldo parsknął z niedowierzaniem.

— „Wracaj do środka"? To jedyne, co przyszło Ci do głowy, żeby pozbyć się mnie na rzecz wyruchania jakiejś laski? — syknął.

Był zły i miał prawo być zły. Ignorował go od godziny!

— Czy możesz łaskawie nie robić scen i zrobić to, o co Cię proszę? — Cris zupełnie zignorował jego pytanie, bo, nie, nie było ono retoryczne.

— Odpowiedz mi na pytanie — nalegał.

— Czyli nie? Okej, więc zaprowadzę Cię tam siłą — i znowu go zignorował. Następnie złapał jego ramię, mocno zaciskając na nim swoje palce i zaczął ciągnąć za sobą Argentyńczyka, który od samego początku stawiał opory, mimo bólu jaki zadawał mu nieświadomie Cristiano.

— Puszczaj mnie! — krzyknął, próbując wyrwać się wyższemu mężczyźnie, ale on był silniejszy. — Dlaczego zwyczajnie nie możesz mi odpowiedzieć, co? Co?! Bo mam rację?! — nie przestawał krzyczeć, a jego głos powoli się łamał.

Był smutny i wściekły jednocześnie. Został sam! Sam, samiutki jak palec w wielkiej rezydencji, z obcymi ludźmi wokół siebie, ludźmi, którzy go nie lubili. Nie znosił takich sytuacji, nie znosił być sam wśród tłumów, w dodatku tak głośnych. Cristiano to wiedział, więc dlaczego go zostawił?

Argentyńczyk jęknął z bólu, kiedy jego plecy zderzyły się z czymś twardym i nieprzyjemnym. Przymknął na chwilę powieki, a kiedy je otworzył ujrzał nad sobą twarz rozwścieczonego Cristiano. Widział tą twarz milion razy, ale tylko na boisku, tylko na zdjęciach czy nagraniach z meczów, kiedy coś nie szło po jego myśli, kiedy sędzia nie zgadzał się z jego zdaniem. Ale nigdy nie widział, aby oczy jego chłopaka tak bardzo pociemniały na jego widok.

— Nie odpowiadam Ci, bo pierdolisz głupoty, rozumiesz? — Cris syknął w jego twarz. — Musiałbym być, kurwa, głupi, żeby zapraszać Cię na imprezę, na której miałbym Cię zdradzić — parsknął. Czyli że... — A kazałem Ci iść do środka, bo masz na sobie cienką koszulę, a na zewnątrz jest pierdolone minus trzydzieści stopni! Jesteśmy w Szwajcarii, Leo, a nie w Hiszpanii. Noce nie są tu ciepłe, gdybyś nie zauważył — przez ten cały czas jego oczy były rozszerzone, a żadna z powiek ani mu nie drgnęła. Był zdenerwowany postawą Leo, a on był zbyt sparaliżowany, aby odpowiedzieć cokolwiek.

To wyraz twarzy Cristiano, z którym nigdy się nie spotkał.

— Coś jeszcze, Leo? Chciałbyś o coś zapytać? Coś mi powiedzieć? — uniósł brew. — Bo ja tak. Jesteśmy w miejscu publicznym, mimo że to prywatna posesja. Jest tutaj blisko sto osób i tylko garstka wie, że jesteśmy razem. Naprawdę chcesz robić mi sceny zazdrości i narażać na to naszą reputację?

— Kim była ta kobieta? — w końcu wydusił ze siebie Leo, ignorując wszystko, co przed chwilą powiedział Cristiano.

— Co? Czy Ty serio...

— Ja... ja potrzebuję wiedzieć, kim ona była — powiedział ciszej, malejąc pod wzrokiem swojego chłopaka, który nie odstępował go na krok, który nadal był tak niebezpiecznie blisko niego i który nadal wpatrywał się w niego tymi czarnymi tęczówkami.

— Dziewczyną Isco — mruknął, ale wciąż nie brzmiał przy tym na miłego. — Szczęśliwy? — parsknął. — Ani on, ani ona nie wiedzą o nas, a Ty prawie nas wkopałeś — dodał, a Leo nieco złagodniał na twarzy.

Oh.

— A to wszystko tylko po to, że najwyraźniej masz problemy z zaufaniem. Powiedz, Leo, czy przez ponad rok naszego związku zrobiłem coś, co mogłoby naruszyć Twoje zaufanie wobec mnie?

— J–Ja... — zająkał się, bo nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.

Oczywiście, że nie. Cris nigdy nie dał mu żadnego powodu, żeby pomyśleć, że go okłamuje czy coś. Cholera, jak w ogóle mógł przyjść mu do głowy pomysł, że Cristiano byłby w stanie go zdradzić?

— Jesteś śmieszny — usłyszał nagle ze strony Portugalczyka, który następnie roześmiał się i pokręcił głową na boki.

Potem tylko zrobił kilka kroków w tył i odwrócił się na pięcie, zaczynając odchodzić w stronę wejścia do rezydencji.

— Cris! — krzyknął za nim, odpychając się od pnia. Tak, od pnia. Dopiero teraz zauważył, że przez ten cały czas był oparty o drzewo. Czarne oczy Cristiano przyćmiły mu resztę obrazu. — Cris, proszę, zaczekaj. Przepraszam — mówił, idąc krok w krok za mężczyzną. — Zatrzymaj się, proszę. Przepraszam, słyszysz? Nie wiedziałem, okej? Byłem zły, nie odpisywałeś mi, ja... ja nie lubię takich imprez, wiesz o tym. Źle się poczułem i się zdenerwowałem. Cris, proszę, posłuchaj mnie — rzucał desperacko. Nawet do końca nie wiedział, jakie słowa wypływały z jego ust. Nie chciał, aby Cristiano był na niego zły. To była jego wina i zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał, żeby Cris go wysłuchał i mu wybaczył. Naprawdę było mu przykro i głupio z tego powodu. — Ronnie — powiedział drżącym głosem. Zaczynało mu być coraz zimniej.

— Więc jeśli nie lubisz takich imprez, to po co tutaj jesteś? — zapytał nagle, odwracając się w stronę Leo, który stanął w miejscu i spojrzał na swojego chłopaka dużymi, błyszczącymi od mrozu oczami.

— B–Bo... bo mnie zaprosiłeś — odparł niemal szeptem.

— I żałuję — Ronaldo wypowiedział te słowa z takim spokojem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

— C–Co? — Leo nie dowierzał.

— Skończysz się wreszcie jąkać? Wkurwiasz mnie — wywrócił oczami, przecierając twarz rękoma. — To, co słyszałeś. Mogłem Cię nie zapraszać. Wtedy miałbym więcej pola do popisu i nie musiałbym się martwić, że przyłapiesz mnie na zdradzie.

Co?

Nie powiedział tego, prawda? Messi nie mógł uwierzyć własnym uszom. Naprawdę mógłby go zdradzić? Dlaczego w ogóle to powiedział? Co się stało z tym Cristiano, który wprowadzając go na tą imprezę, powiedział, że cały czas będzie w pobliżu, gdyby coś się działo i żeby nie bał się do niego podejść? Co się stało z „kocham Cię, Lio, zaraz do Ciebie wrócę", ze słowami, które wypowiedział do niego jego chłopak godzinę temu, kiedy gdzieś znikał? I dlaczego, kiedy znowu są razem, słyszy takie okrucieństwa z jego ust?

— Zamów sobie taksówkę, czy coś, nie wiem — mruknął jeszcze Cristiano. — Nie psuj mi imprezy swoimi humorkami — a potem ruszył przed siebie, przyspieszając kroku i niedługo później wszedł do rezydencji.

Oczy Messiego zaszły łzami niemal natychmiast. Nie miał pojęcia, co właśnie się stało i dlaczego. Czy zrobił coś złego? To znaczy... tak, może zrobił. Może nie powinien oskarżać Cristiano o zdradę, a raczej na pewno nie powinien tego robić, ale... czy to oznaczało, że zasłużył na takie traktowanie? Chciałby na coś to zrzucić, ale... Cris nawet nie pił akoholu. Nie był pijany.

Był całkowicie trzeźwy.

   Leo przypomniał sobie, że nadal stał na środku ogrodu, pozwalając aby łzy spływały mu po policzkach, kiedy tylko usłyszał głosy zbliżających się ludzi. Czym prędzej otarł mokrą twarz i pociągając nosem, udał się do środka rezydencji. Tam jeszcze raz spróbował odszukać Cristiano, ale na darmo. Portugalczyk gdzieś zniknął, zostawiając go zupełnie samego, mając go w głębokim poważaniu.

Chyba naprawdę powinien zrobić Crisowi przysługę i nie psuć mu imprezy.

‿‿‿‿

   Lionel od godziny leżał w swoim hotelowym łóżku i wpatrywał się w sufit. Dokładnie analizował swoje słowa, słowa Cristiano, ogólnie całą sytuację. Nadal nie miał pojęcia, co dokładnie zawiniło. Najbardziej jednak obwiniał siebie. Gdyby tylko posłuchał Ronaldo, gdyby tylko na niego nie nakrzyczał, nie oskarżył o zdradę... nie musiałby później słyszeć tych wszystkich okropnych rzeczy. Wierzył, że Ronaldo powiedział to w emocjach, w złości. Przecież go znał, wiedział, że Cris był trochę wybuchowy, że akurat z gniewem miał największy problem. Ale Leo go rozumiał i zawsze wspierał, zawsze przyjmował to na klatę. Problem w tym, że nigdy wcześniej nie usłyszał od Portugalczyka, że „go wkurwia" albo że nie musiałby martwić się o nakrycie go na zdradzie.

Po prostu dzisiaj zdenerwował się nieco bardziej, prawda? To było normalne. Chyba.

Cóż, pary się kłóciły. Oni robili to wyjątkowo rzadko, ale... sam nie wiedział. Musiało być na to jakieś wytłumaczenie i tyle. Nie widział innej opcji.

Od nadmiaru emocji Leo nie mógł spać, ale wiedział, że musiał przynajmniej się do tego zmusić. Całe szczęście, że samolot powrotny miał dopiero po południu, a nie rano, ale nadal potrzebował trochę snu. Tak więc obrócił się na jeden z boków i wtulając się do poduszki, przymknął oczy i próbował zasnąć. Westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że mógł teraz leżeć w ramionach swojego chłopaka, z którym dzielił hotelowy apartamentowiec, ale z jakiegoś powodu wolał dalej imprezować. W dodatku bez niego. Miał tylko nadzieję, że nad ranem wszystko sobie wytłumaczą.

   Nie miał pojęcia, ile czasu spędził na zmuszaniu się do snu, ale w końcu udało mu się zasnąć. Jednak kiedy już myślał, że jego należyty odpoczynek wreszcie nadszedł i może zapomnieć o wszystkich przykrościach, które spotkały go minionego wieczoru, jego nadzieja została zdeptana i wysłana w zapomnienie.

Silne uderzenia w drzwi poderwały Argentyńczyka do góry, a serce podskoczyło mu do gardła, kiedy został wyrwany ze snu. Ktoś dobijał się do jego pokoju, godzina wskazywała czwartą nad ranem, a Cristiano nadal nie było obok niego w łóżku. Mimo to wstał na równe nogi i podszedł do drzwi, ale zanim pociągnął za klamkę, zastanowił się, czy powinien to robić. Wtedy po drugiej stronie usłyszał znajomy głos, który mamrotał coś do siebie.

Cristiano?

   Czym prędzej otworzył drzwi, a to, co zobaczył, a raczej w jakim stanie zobaczył Ronaldo, postawiło go do pionu. Do tej pory był jeszcze zaspany, ale widok zataczającego się Portugalczyka wystarczył, aby go obudzić. To ostatnie, czego mógłby się spodziewać.

Pijanego Cristiano.

— C–Cris? Co się... co– ah — sapnął Leo, nie będąc w stanie dokończyć, bo jego plecy boleśnie spotkały się ze ścianą w apartamencie.

— Ile można było czekać, aż otworzysz mi drzwi, huh? — wybełkotał i, oh... na pewno wypił więcej niż jednego drinka. Kiedy mężczyzna był tak blisko niego, mógł doskonale poczuć obrzydliwy odór alkoholu. To coś, czego nigdy nie połączyłby z Cristiano.

— Spałem... co Ty robisz, Cris? — mruknął lekko przerażony, kiedy wyższy z nich naparł na niego całym swoim ciałem i zaczął dyszeć ciepłym, alkoholowym oddechem na jego szyję. — Cris, odsuń się, p–proszę... jesteś pijany, do cholery.

Cristiano był pijany. To brzmiało jak absurd.

— Chyba coś mi się należy, co? — powiedział, a Messi ledwo rozumiał jego słowa.

— Co niby? Cristiano, odsuń się ode mnie, słyszysz? — nawet nie chciał wiedzieć, co teraz działo się w pijanej głowie jego chłopaka. Był po prostu w szoku.

— Nie udawaj głupszego niż jesteś, kochanie — chrypnął mu do ucha, a po ciele Argentyńczyka przeszedł nieprzyjemny dreszcz. — Cały wieczór myślałem tylko o jednym. Nie możesz mi teraz tego odebrać — dodał, zsuwając swoje ręce na pośladki niższego mężczyzny i zacisnął na nich swoje palce.

Leo wciągnął powietrze ze świstem. Nie wiedział do końca, czego mógł spodziewać się po pijanym Cristiano. Pierwszy raz widział go w takim stanie, bo Ronaldo nigdy nie pił. Tyle razy powtarzał, że brzydził się alkoholem, że alkoholizm zniszczył jego dzieciństwo i zawsze był bliski płaczu, kiedy o tym wspominał, a to sprawiało, że Lionel wręcz nie wierzył, że sam doprowadził się do takiego stanu. Może ktoś dorzucił mu coś do picia? To po prostu było dla niego nie do pomyślenia.

   Z myślenia wyrwała go noga, która teraz dociskała się do jego krocza, a on zacisnął palce na ramionach Crisa i jęknął boleśnie. Zwykle sprawiało mu to przyjemność, ale teraz... teraz wiedział, że Portugalczyk nie miał wobec niego dobrych zamiarów.

I to go przerażało jeszcze bardziej.

— No dalej, Leo, dlaczego jesteś taki spięty, hm? — Cris zaśmiał się mu do ucha, kiedy w międzyczasie dotykał zniecierpliwionymi rękoma jego nagiej klatki piersiowej. W tym momencie żałował, że spał w samych bokserkach, ale... co by to zmieniło?

— B–Bo nie chcę — przyznał.

— Co? — zaśmiał się ironicznie, tak jakby nie dopuszczał do siebie tej myśli.

— Bo nie chcę, jesteś głuchy? — Leo zebrał się na odwagę, by podnieść głos. — Puszczaj mnie, słyszysz? Z–Zostaw mnie, nie rozumiesz, że nie chcę? — próbował odepchnąć od siebie Cristiano, gdy jego ruchy stawały się bardziej natarczywe, ale ten był od niego silniejszy. Zawsze był. — Zacznę krzyczeć, zostaw mnie! — zagroził mu, a chwilę później jęknął w bólu, który promieniował na całą jego twarz.

— Tylko spróbuj, a pożałujesz — syknął blisko rozchylonych ust Leo, zaciskając palce na jego szczęce tak mocno, że mniejszy z nich nie wiedział, czy łzy w jego oczach pojawiły się przez ból czy strach, który teraz go opanowywał.

Bał się. Zwyczajnie się bał. Wszystko w tym było takie przerażające.

— Krzykniesz, a zobaczysz, jaki okropny mogę być. Chcesz tego, Leo? — wzmocnił uścisk, a Argentyńczyk jęknął cicho, ale nic nie odpowiedział. — Jeśli nie, rób tylko to, co Ci każę, a nie stanie Ci się żadna krzywda. Okej?

Leo nie był w stanie odpowiedzieć; był tak sparaliżowany. Był prawie pewien, że Cris nie będzie tego pamiętał. Był prawie pewien, że Cris nawet teraz nie wiedział, w jakim stanie się znajdował. Był pijany. Messi nadal nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. To brzmiało jak sen, a bardziej jak koszmar.

— Okej, Lio? — Cristiano zapytał ponownie, tym razem spokojniej, a ton jego głosu stał się jakby... delikatniejszy, bardziej czuły. Podobnie jego spojrzenie nie było już takie przerażające, a poza tym nazwał go Lio. Leo lubił, kiedy Cris go tak nazywał. — Nie skrzywdzę Cię, kochanie, nie mógłbym — szepnął, luzując uścisk na jego szczęce, po czym zaczął składać pierwsze muśnięcia na jego szyi i... Leo nie mógł mu nie ulec.

Nie myśląc już o tym, co przed chwilą miało miejsce, Lionel po prostu zaczął wzdychać z narastającej przyjemności, kiedy Cristiano obcałowywał jego najsłabszy punkt. Dłonie starszego przesunęły się na biodra Argentyńczyka i docisnął je do swojego krocza, wywołując u Leo cichy jęk. Messi nie do końca wiedział, dlaczego jeszcze niedawno czuł nic innego jak strach, a teraz miał ochotę oddać się w całości swojemu chłopakowi. Ale czy to było teraz ważne?

— Nie chciałem Cię wystraszyć, skarbie — nadal mówił szeptem, a jego dotyk był teraz delikatny, jakby naprawdę nie miał żadnych złych zamiarów.

Umysł Leo był zamglony, jego myśli zlewały się w jedno, nie wiedział, co działo się wokół niego i dlaczego tak szybko zapragnął być blisko Cristiano, który jeszcze niedawno mu groził. To brzmiało jak absurd, ale być może Lionel zbyt mocno go kochał?

Kochał Cristiano, więc wierzył mu, że tak naprawdę nie chciał go skrzywdzić.

Kochał go, więc da mu wszystko, czego od niego oczekiwał.

— Rozluźnij się — rozkazał mu Portugalczyk, po czym chwycił go pod kolanami i zaczął prowadzić w stronę łóżka. — Spodoba Ci się, Lio. Jak zawsze. Będę delikatny — zapewniał go.

Chwilę później Leo mógł poczuć miękki materac pod plecami. W tym mroku słabo widział Ronaldo, dlatego na oślep próbował odszukać jego głowę, chcąc przyciągnąć go do pocałunku. Zamiast tego usta starszego zdążyły się już przycisnąć do jego nagiej klatki piersiowej, na co Messi westchnął z zachwytu. Teraz wszystko wydawało się być inne. Teraz Cristiano był ostrożny, teraz całował go z czułością, teraz jego dotyk był łagodny, nie tak ostry jak na początku. Teraz wszystko było normalne, a to, że Cris był pod wpływem alkoholu, Leo już dawno zdążył wysłać w zapomnienie.

   Argentyńczyk oddychał szybko, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, kiedy Cristiano nie przestawał jej obcałowywać. Schodził pocałunkami coraz niżej i niżej, a Leo wiercił się w miejscu, potrzebując jeszcze więcej. W jednym momencie poczuł się cholernie pobudzony i podniecony; potrzebował tylko jednego.

— Siedzisz w miejscu, nie ruszasz się — mruknął Ronaldo, zaciskając palce na jego biodrach i docisnął je do materaca.

Messi sapnął głośno i wsunął dłoń we włosy Portugalczyka, ale jego ręka także została wciśnięta w łóżko. Zamruczał niezadowolony.

— Jesteś niegrzeczny — usłyszał.

— Pocałuj mnie, Cristiano... proszę — wymamrotał błagalnym tonem głosu.

— Jak zasłużysz — powiedział, a po tym przewrócił mniejszego mężczyznę na brzuch.

Leo znowu wymamrotał coś pod nosem, ale tym razem był zmuszony wcisnąć twarz w poduszkę. Chwilę później zaczął rozkoszować się delikatnymi muśnięciami na swoich plecach. Przez ten cały czas Cristiano stabilizował biodra Messiego, a jego usta schodziły niżej, aż do jego lędźwi. Cris nie czekał dłużej; jednym ruchem zdjął bokserki Lionela, a potem poderwał jego tyłek do góry, sprawiając że ten wypiął się w jego stronę i instynktownie rozszerzył bardziej nogi.

Oczy Messiego były zamknięte, a poza tym twarz włożona w pościel, dlatego nie widział, ale słyszał, jak Cristiano zrzucał z siebie ubrania. Argentyńczyk niecierpliwił się, poruszając biodrami, tak jakby chciał zachęcić do siebie swojego chłopaka, a serce niemal skoczyło mu do gardła, kiedy do jego uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk klamry od paska upadającej na podłogę.

— C–Cris... — wyszeptał cicho. Tak bardzo chciał już poczuć w sobie Cristiano.

— Spokojnie, kochany... jestem przy Tobie, zaraz poczujesz się jak w niebie — zapewniał go, ale Leo nie umiał być spokojny. Nie wiedział, jak wcześniej tego nie chciał. To znaczy... Ronaldo go przestraszył, ale nigdy nie chciał zrobić mu krzywdy, prawda? Był pijany, nie myślał do końca racjonalnie. Leo mógł mu to wybaczyć i to zrobi.

Ale mimo zapewnień, że Argentyńczyk zaraz miał poczuć się cudownie, w jego głowie panowało dziwne wrażenie, że nie do końca miało tak być. Bo ich gra wstępna zawsze trwała dłużej, Cristiano zawsze upewniał się, czy Leo był na niego wystarczająco przygotowany.

Dzisiaj tego nie było.

Dzisiaj Lionel czuł, jak Cris przyciskał główkę swojego penisa do jego wejścia bez wcześniejszego rozciągania i to go przeraziło. Natychmiast chciał protestować, jednak pierwsze pchnięcie starszego mężczyzny było na tyle ostre, że słowa ugrzęzły mu w gardle, a chwilę później w pokoju rozległ się jego głośny krzyk.

— Cristiano, pocze– ah! — zapłakał, wciskając twarz na nowo w poduszkę, a jego biodra opadły płasko na materac. Czuł, jak ból rozrywał go od środka.

— Cichutko, Lio... wszystko będzie dobrze — Cristiano mówił wyjątkowo spokojnym tonem głosu, jakby to było coś normalnego, jakby zawsze uprawiali seks w ten sposób i to, co robił, nie miało prawa boleć Leo. — Zaraz poczujesz się lepiej — kontynuować, podczas kiedy Lionel zaczynał szlochać w bawełniany materiał.

— T–To boli... Cris! — krzyknął znowu, kiedy Portugalczyk zaczął robić pierwsze ruchy, które od samego początku były siarczyste i zbyt bolesne.

— Zamknij się — syknął mu nad uchem i znowu coś dziwnego było w głosie Cristiano. Znowu był niemiły, znowu czuł się jak kilka minut temu. Nie rozumiał. Leo już nic nie rozumiał.

— Powiedziałeś... powiedziałeś, że będziesz... d–delikatny... Cristiano, błagam, to boli! — nie był w stanie dokończyć wcześniejszego zdania, ponieważ kolejne mocne uderzenia Ronaldo nadeszły.

W pewnym momencie po prostu zaczął ignorować nawoływania Messiego i jego płacz, jego błagania, by przestał. Przestało się liczyć dla niego cokolwiek, prócz chęć... właśnie, chęć czego? Co chciał tym osiągnąć? Przecież kochał Leo, tyle razy to powtarzał... Dlaczego nagle chciał go złamać? Dlaczego chciał go zniszczyć?

Leo szlochał w poduszkę, modląc się do Boga, aby jego koszmar skończył się jak najszybciej. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że Cristiano był zdolny do czegoś takiego, że mógł zrobić cokolwiek przeciwko niemu, że mógł zrobić... to.

Leo płakał i już sam nie wiedział, czy z bólu, który rozprzestrzeniał się w dolnej partii jego ciała czy z bólu, który wypełniał teraz jego serce. Był załamany, był roztrzęsiony i nawet nie miał pojęcia, w którym momencie Cristiano doszedł w nim, podczas gdy on leżał tym razem na plecach.

Nie pamiętał większości tego, co się stało i może to nawet lepiej.

Problem był w tym, że Leo był świadomy, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Był pewien, że to wspomnienie, które nie opuści go przez długi czas.

‿‿‿‿

zapomnialam o rozdziale czyli nic nowego, jesli chodzi o mnie XD piszcie swoje wrazenia!! gwarantuje wam, ze kazdy nastepny rozdzial bedzie dawka jeszcze wiekszych emocji, dlatego wyczekujcie. zaznacze jeszcze raz, ze to mocne opowiadanie, wiec jesli poczuliscie jakis dyskomfort przy czytaniu tego rozdzialu, to odradzam czytanie dalej 💔

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro