17
WRZESIEŃ, 2015
Leo niemal krzyknął, gdy po starciu z piłkarzem Las Palmas, poczuł piekący ból w kolanie. Nie będąc w stanie utrzymać się na nogach, upadł na murawę i złapał się za bolące miejsce. Był prawie pewien, że nie słyszał gwizdka sędziego. To nie tak, że uznał to za faul, ale leżał praktycznie w bramce przeciwników, nie mogąc wstać. Ból się nasilał, a on zaciskał oczy, tak jakby dzięki temu miał poczuć się lepiej. Ale tak nie było. Cały stadion wrzał na brak reakcji arbitra i dopiero, gdy minęła prawie minuta, gra została zatrzymana i wszyscy zbiegli się do konającego z bólu Argentyńczyka.
To musiał być żart. Wrócił do normalnego funkcjonowania niespełna miesiąc temu i był prawie pewien, że znowu wypadnie na kilka tygodni. Miał wrażenie, jakby ostatnio więcej czasu spędzał na leczeniu się niż na kopaniu piłki. To powoli stawało się uciążliwe, ponieważ sport dla Leo był absolutnie wszystkim i jeśli w jego życiu prywatnym działo się źle, zawsze mógł o tym zapomnieć chociaż na chwilę, grając w piłkę. Nie mógł tego robić, non stop zmagając się z kontuzjami czy złamanymi kościami.
Messi został zmieniony w zaledwie trzeciej minucie meczu, ponieważ nie był w stanie kontynuować gry dalej, mimo że próbował to zrobić. Ból kolana nie ustępował, dlatego nikt nie miał zamiaru zwlekać i Leo czym prędzej został przewieziony do szpitala, gdzie jego urazowi przyjrzeli się lekarze.
Jeśli miał być szczery, Lionel spodziewał się gorszej diagnozy. Skończyło się jednak tylko na naderwanym więzadle, dlatego do dwóch miesięcy powinien być już zdrowy i powoli zacząć wracać do gry. Całe szczęście, że było to tylko naderwanie, a nie zerwanie; inaczej dwa miesiące mogłyby się zamienić w osiem.
Pomimo tego, nadal nie był pocieszony. Znowu wypadał z gry na kilka tygodni, a przecież było już tak dobrze...
‿‿‿‿
Leo odetchnął z ulgą, gdy z pomocą Neymara przekroczył próg swojego domu. Na początku nie chciał pozwolić swojemu przyjacielowi, aby go odprowadził, zapewniając go, że da radę przejść z samochodu do drzwi, ale przy tym wszystkim zapomniał o swoich rzeczach, które miał zabrać z auta razem ze sobą. Tak więc ostatecznie zgodził się na pomoc Brazylijczyka, a na całe szczęście Cristiano nie zdążył jeszcze wrócić ze swojego meczu. Real Madryt grał u siebie, jednak Madryt i Barcelonę, w której mieszkała para, dzieliło kilka godzin jazdy. To było ogromne poświęcenie ze strony Crisa, ale znajdował na to sposób. Przez ten cały czas miał jeden dom w Madrycie, w którym zatrzymywał się, gdy miał treningi kilka dni z rzędu, albo zwyczajnie wybierał podróż odrzutowcem. Wtedy nawet w godzinę potrafił być na miejscu.
— Czujesz się trochę lepiej? — zapytał Ney z nutką zmartwienia w głosie, gdy patrzył jak Leo sam próbował poruszać się o kulach.
— Nafaszerowali mnie toną tabletek przeciwbólowych i usztywnili mi nogę. Będę żył — odparł, uśmiechając się lekko do mężczyzny. — Dziękuję za pomoc.
— Za tą pomoc, której nie chciałeś? — zażartował cicho, wzdychając następnie.
Wdzięczny uśmiech Messiego stał się teraz przepełniony sztucznością i smutkiem. Spuścił głowę, zagryzając policzek od środka.
— Myślałem, że jest w domu — odparł, zerkając niepewnie na Neymara.
Od dłuższego czasu było mu trudno poruszać temat Cristiano przy Ney'u. Zawsze widział ten oceniający wzrok przyjaciela, mówiący mu, że mógł odejść od Portugalczyka w każdej chwili swojego życia. Nadal nie rozumiał, że to nie było takie łatwe, a poza tym... Leo nie chciał tego robić. Powtarzał to po raz tysięczny i nie miał zamiaru zmieniać zdania.
— Pojedź do rodziców na czas leczenia — powiedział Neymar, jednak Leo od razu pokręcił głową. Wiedział, do czego zmierzał. — Jesteś tutaj zdany całkiem na siebie, masz chorą nogę i nie będziesz mógł nawet się obronić, jeśli Cristiano coś Ci zrobi.
Sęk w tym, że nawet gdyby był w pełni sprawny, nic by się nie zmieniło. Leo nigdy się nie bronił, nie umiał tego zrobić. Strach za każdym razem go paraliżował i pozwalał robić Crisowi wszystko, co chciał. Tylko raz przed nim uciekł i ten jeden raz wystarczył, aby nauczył się, że może tym tylko pogorszyć sytuację.
— Zostanę tutaj, Ney — odparł cicho. — Nie mogę od niego uciekać.
— To nie ucieczka — westchnął ponownie, przyglądając się smutnemu wyrazowi twarzy Messiego. — Chciałbym, żebyś w końcu postawił swoje dobro na pierwszym miejscu.
— Na pierwszym miejscu zawsze będzie u mnie Cristiano — oznajmił bez wahania. To była prawda, nieważne jak bolesna. Nieważne, czy Cris czuł to samo i czy traktował go tak samo poważnie. — On się zmienia. Naprawdę walczy o siebie, widzę to... To ciężkie, jeszcze długa droga przed nim, ale chce się zmienić — był tego pewien. Tym razem wiedział, że na pewno pracował z terapeutą. — Poza tym, nie wybucha już tak często jak kiedyś — dodał. To również była prawda; odkąd poszedł do psychologa, Cris zachowywał się inaczej. Ich relacja nadal nie wyglądała idealnie, nie wyglądała nawet dobrze, ale Leo mógł zauważyć momenty, w których powstrzymywał swoje emocje. Powoli zaczynał nad nimi panować, a to był ogromny krok w jego terapii.
— Ale nigdy nie wiesz, co Cię czeka, Leo — stwierdził Brazylijczyk.
Cóż, nie mógł temu zaprzeczyć, ale takie myślenie nigdzie by go nie zaprowadziło. Wziął na siebie dużą odpowiedzialność, ale był tego świadomy. Jeśli miał teraz przepłakać wszystkie możliwe noce, a później dziękować Bogu za to, że wszystko wróciło do normalności, był w stanie się poświęcić.
— Wiem, że się martwisz, Ney i rozumiem to, ale wszystko jest pod kontrolą — powiedział. — Nasi rodzice o wszystkim wiedzą. Zareagują od razu, gdy coś będzie się działo. Nie jestem już w tym sam.
— Ale to Ty mieszkasz z Cristiano pod jednym dachem, a nie oni. Skąd będą wiedzieć, że coś się dzieje?
— Moja mama dzwoni do mnie codziennie. Zawarliśmy umowę, że jeśli nie będę odbierał i szybko nie oddzwonię, to znaczy, że potrzebuję pomocy — to brzmiało dziecinnie, ale w jakiś sposób musieli sobie radzić. To najlepsze, na co mogli wpaść. — Jestem teraz z moimi rodzicami bliżej niż kiedykolwiek. Zawsze informuję ich, gdy zaczynam trening albo idę spać. Za każdym razem piszę im, że przez jakiś czas nie będę używał telefonu i gdy wracam, również wysyłam im wiadomość — wzruszył ramionami. Jego rodzice nie mogli być przy nim przez całą dobę, ponieważ pracowali, a poza tym Leo był dorosły i też miał swoje życie. Wiedział, że się o niego martwili, więc musieli znaleźć jakieś rozwiązanie.
— Mam wrażenie, że to może nie wystarczyć — westchnął Santos, zagryzając wargę.
Leo nie chciał o tym myśleć w taki sposób. To może nie wydawało się być idealnym wyjściem z sytuacji, ale nic innego nie mogli zrobić.
— A ja mam nadzieję, że wystarczy — odparł Messi, uśmiechając się niepewnie. Powiedział sobie, że będzie walczył do końca, więc to zrobi.
— Okej, więc... czy mogę Cię o coś poprosić? — zapytał Ney, a Lionel bez wahania pokiwał głową. — Czy możemy zawrzeć taką samą umowę?
Argentyńczyk wbił zęby w dolną wargę, zastanawiając się na moment. Sęk w tym, że Cristiano wiedział o jego układzie z rodzicami i nie miał nic przeciwko temu, bo w końcu był ich dzieckiem. Natomiast z Neymarem mogło być trudniej. Cris nadal gotował się w środku na jakąkolwiek wzmiankę o Ney'u. Na pewno się wkurzy, gdy zobaczy jego imię na ekranie telefonu Leo.
— Leo, proszę...
— Boję się — przyznał cicho. Naprawdę nie chciał, aby Cris musiał się jeszcze dodatkowo denerwować.
— Więc chociażby sms–a. Cokolwiek. Chcę wiedzieć, że nic Ci nie grozi — prosił błagalnym głosem.
Lionel spojrzał na Neymara bez przekonania. Doceniał to, że tyle osób się o niego martwiło, ale w niektórych momentach lepiej było, aby tego nie robili. Wiedział jednak, w jakiej życiowej sytuacji obecnie się znajdował i wmówienie innym, aby przestali się nim przejmować, graniczyło z cudem. Co innego mógł jeszcze zrobić?
— Proszę — powtórzył Santos, podchodząc bliżej Messiego.
— O–Okej — odparł w końcu starszy piłkarz, chwilę później dostrzegając na twarzy swojego przyjaciela wdzięczny uśmiech. — Zróbmy tak.
— Dziękuję — skinął głową Ney, po czym spojrzał na zegar na ścianie. Leo poszedł jego śladem, zauważając że nadchodziła północ. — Powinienem już wracać. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
— Nie, wszystko mam. Zaraz pójdę spać.
— Napiszesz rano jak się czujesz? — zapytał.
— Napiszę.
— Na pewno?
Messi zaśmiał się krótko i spuścił głowę.
— Na pewno — odparł, wywołując tym samym większy uśmiech na twarzy Brazylijczyka.
Ich relacja bardzo się polepszyła od ostatniej rozmowy, ale niektóre zbliżenia dwójki piłkarzy były w odczuciu Leo trochę... dziwne. Miał wrażenie, że wszystko tak naprawdę było problemem. Lionel uciekał od jakiegokolwiek dotyku, nie był w stanie zareagować normalnie na poklepanie po ramieniu, plecach czy na zwykłe otarcie. Zawsze podskakiwał w miejscu i odsuwał się w bok instynktownie, tak jakby osoba, która go dotknęła, miała go zaraz skrzywdzić. Zapominał, że nie wszyscy byli Cristiano i nie wszyscy chcieli go uderzyć. Druga sprawa — kamery. Wiedział, że każdy ich ruch był nagrywany i jeśli Neymar zrobi coś niewłaściwego, a w skrócie — coś, co nie spodoba się Crisowi, gdy to zobaczy, może być bardzo nieprzyjemnie. No i trzecia sprawa... Neymar był w nim zakochany. Cóż, prawda była taka, że jego przyjaciel nie dawał mu żadnych powodów, aby ciągle o tym myśleć, bo Ney nie zmienił wobec Leo swojego zachowania, prócz tego że bardziej się o niego martwił, ale to po prostu żyło w głowie Argentyńczyka. Nie umiał o tym zapomnieć. Jego najlepszy przyjaciel był w nim zakochany, nigdy by o tym nie pomyślał. To była rzecz, której nie potrafił tak po prostu zignorować.
— Tak bardzo się cieszę, że między nami już wszystko dobrze — z myślenia wyrwał go ciepły uścisk Neymara.
Leo sapnął zaskoczony w odpowiedzi, zamarzając na chwilę w miejscu. To było to, o czym myślał.
Mimo to, kilka sekund później udało mu się rozluźnić, a następnie wtulić w ciało Ney'a. Jeśli miał być szczery... nie miał pojęcia, kiedy otrzymał taki ciepły, mocny uścisk od kogokolwiek. Taki, który naprawdę był przepełniony czymś... dobrym i komfortowym.
Jednak nic nie mogło wiecznie trwać.
Serce Leo podskoczyło do gardła, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi. Zadrżał na całym ciele, doskonale wiedząc, kogo zaraz miał się spodziewać w salonie. Neymar najwyraźniej poczuł, jak cały się zatrząsł, ponieważ czym prędzej odsunął się od Argentyńczyka. Konfrontacja ich trójki to ostatnie, na co miał dzisiaj ochotę.
Gorąc uderzył Messiego, kiedy ujrzał Cristiano. Pierwsze, na kogo starszy piłkarz zwrócił uwagę, był oczywiście Neymar. Gdy go zobaczył, zniżył jedynie brwi, a Leo poczuł potrzebę załagodzenia sytuacji czym prędzej.
— Ney już wychodzi — udało mu się powiedzieć bez zająknięcia, zaciskając dłonie na kulach. Przez cały czas stał w jednym miejscu i się nie ruszał, w ogóle nie zważając na to, że mógł usiąść i dać odpocząć swojej nodze.
— Tak, wiem — mruknął Cris niezbyt miłym tonem głosu.
W głowie Leo zaczęły tworzyć się najgorsze scenariusze. W jednej chwili zapragnął, aby Ney z nim został, ale nie mógł go o to poprosić.
— Byle szybko — dodał po chwili, nadal przypatrując się najmłodszemu z ich trójki.
— Cokolwiek siedzi w Twojej głowie, odpuść mu, Cristiano. I tak już jest w złym stanie — powiedział nagle Ney. — Nie rób mu krzywdy, jeśli faktycznie chcesz sobie pomóc.
— Wskazać Ci drogę do wyjścia czy sam trafisz? — Cristiano uniósł brew.
Brazylijczyk zacisnął szczękę. W końcu zaczął kierować się do drzwi, ale przechodząc obok Ronaldo, zatrzymał się i stanął z nim twarzą w twarz.
— Nie rób mu krzywdy — powtórzył, tym razem mocniejszym tonem głosu, dotykając jego klatki piersiowej palcem wskazującym.
Na sam koniec zerknął na przestraszonego Leo ze współczuciem w oczach, po czym opuścił ich rezydencję, trzaskając przy tym drzwiami. Wraz z tym Messi szykował się na najgorsze. Nie był pewien, czego powinien spodziewać się jako pierwsze. Krzyk, a potem uderzenie? Czy na odwrót? Nie chciał nawet patrzeć na zdenerwowanego Cristiano, dlatego spuścił głowę i zagryzł drżącą wargę. Tyle razy powtarzał mu, że nigdy więcej nie chce widzieć go z Neymarem u jego boku. Dlaczego nie potrafił się go posłuchać?
— Przepraszam... — wyszeptał cicho, zanim Cris cokolwiek zrobił. Wiedział, że to i tak niczego nie zmieni, że to jego kolejne „przepraszam" do kolekcji, że i tak za to oberwie, bo Cristiano nie uznawał tego słowa w swoim życiu. Tym bardziej, że Leo non stop przepraszał, a nigdy nie poprawiał swojego zachowania.
Ku zaskoczeniu Leo, uderzenie nie nadeszło. Nie usłyszał nawet krzyku, żadnych obelg, nic. Zamiast tego... Cris stanął blisko niego i złapał jego ramiona, delikatnie je pocierając.
— Wszystko okej? Bardzo Cię boli? — zapytał Portugalczyk, a Messi powoli uniósł na niego swój wzrok.
Co?
Leo nie był w stanie przetworzyć tego, co właśnie się stało. Przecież... przecież Cristiano właśnie zobaczył go razem z Neymarem. Z tym samym Neymarem, którego nie lubił, z którym zabronił mu się przyjaźnić. Z tym samym Neymarem, któremu groził, że jeśli tylko odezwie się do Leo, oberwią za to oboje. Nie był w stanie nic z siebie wykrztusić.
— Twoja noga... czujesz się lepiej? — spytał jeszcze raz, jakby Leo miał nie zrozumieć za pierwszym razem.
— Oh... t–tak... jest lepiej — odparł w końcu, ale nadal był w szoku. Nie na to był przygotowany. Nie to, że na krzyk był, ale... patrząc na to, jak wyglądała ich relacja od bardzo długiego czasu... nie umiał myśleć inaczej.
To było... miłe zaskoczenie.
— Jakim cudem ten sukinsyn nie dostał nawet zółtej kartki? — pokręcił głową. — Usiądź. Powinieneś dać tej nodze odpocząć — powiedział i pomógł Messiemu opaść na kanapę.
— To nie był faul — wzruszył ramionami. — Po prostu niefortunny wypadek.
— Niefortunny wypadek? Prawie zerwał Ci więzadło.
— Niechcący. Stuknęliśmy się kolanami — westchnął cicho. — Nieważne. To tylko naderwanie. Za dwa miesiące wrócę do gry.
— Ten piłkarz miał szczęście, że nie było mnie na tym meczu — stwierdził Cris, przyglądając się Messiemu z góry, gdy przez ten cały czas stał nad nim. — Przeprosił Cię chociaż?
— Nie.
— Pieprzony chuj — syknął. — Skończy tak samo.
Po ciele Leo przebiegły ciarki i pozwolił sobie dotknąć nogi Cristiano, aby go uspokoić.
— Cris, spokojnie... nic strasznego się nie stało — próbował załagodzić sytuację.
— Jesteś kontuzjowany, Leo i kiedy Ty przez dwa miesiące będziesz leczył kolano, on nadal będzie grał — mruknął. — Nawet jeśli mam dostać czerwoną kartkę, nie obchodzi mnie to. Za miesiąc gramy z Las Palmas.
— Cristiano, nie, proszę... odpuść. Ja już zdążyłem zapomnieć, który to był piłkarz, nawet nie byłem zły przez sekundę... Ty tym bardziej nie powinieneś — nie chciał przecież, aby jego chłopak zrobił komuś krzywdę.
Taki był sport, nawet najzwyklejsze draśnięcie mogło się źle skończyć i nikt nie musi mieć przy tym złych zamiarów. Leo już nie pamiętał, że coś takiego w ogóle się stało, a Cris miał pamiętać za miesiąc? To nie było tego warte. Wróci za kilka tygodni i wszystko będzie dobrze, znów będzie mógł normalnie grać.
— Leo... Leo, posłuchaj mnie — powiedział Ronaldo i kucnął przy Argentyńczyku. Czuł się teraz jak małe dziecko, które musiało zaraz wysłuchać monologu swojego rodzica. — Jesteś jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, jesteś typem zawodnika, jakiego nikt nigdy wcześniej nie widział. Ten skurwysyn prawie zafundował Ci kontuzję na rok. Całe szczęście, że skończyło się tylko na naderwaniu więzadła, ale musi wziąć za to odpowiedzialność, rozumiesz? Gdyby zakończył Ci karierę, też byś tak mówił? — uniósł brew.
Tak. Tak, dokładnie. Też byłby zdania, że nikt inny nie powinien podcinać mu nóg w brutalny sposób, tylko dlatego że kilka tygodni wcześniej sfaulował kogoś innego. Leo myślał racjonalnie, a na pewno w tej sprawie, dlatego to, co mówił teraz Cristiano, było dla niego absurdalne. Nie chciał na to pozwolić.
— Nie rób tego — poprosił go.
Cris zachowywał się tak, jakby ten piłkarz co najmniej zabił całą rodzinę Leo. To był tylko wypadek. Dlaczego nie potrafił tego zrozumieć? I dlaczego nie reagował tak, gdy to z jego powodu działa się krzywda Argentyńczykowi?
— Oh, Lio... czasem na chwilę warto przestać być takim skromnym — uniósł dłoń i pogładził policzek Messiego, który zadrżał na dotyk swojego chłopaka.
Nie chodziło o skromność. Leo po prostu nie uznawał bezsensownej zemsty.
— Zrozum, że jeśli ktoś krzywdzi kogoś, kto należy do mnie... odpokutuje za to — powiedział, uśmiechając się do niego... Messi nawet nie był w stanie opisać jego uśmiechu.
Uśmiechał się jak psychopata.
— Okej, kochanie? Zrozumieliśmy się? — zapytał, a Leo przerażony kiwnął tylko głową. — Użyj słów.
— T–Tak. Tak, tak, rozumiem wszystko — odparł cicho, ale tak naprawdę nie rozumiał niczego.
„[...] jeśli ktoś krzywdzi kogoś, kto należy do mnie... odpokutuje za to."
Czy była jakaś zasada w jego życiu, że mógł być jedyną osobą, która mogła go skrzywdzić?
— Cieszę się — mruknął po chwili i powoli podniósł się do pozycji stojącej. — Brałeś prysznic? — zmienił nagle temat.
— Nie — nie miał na to nawet czasu. Został zdjęty z boiska i od razu pojechał do szpitala na badania. Tam nie miał możliwości umycia się.
— Okej, weźmiemy prysznic razem — to nie była propozycja. To po prostu Cristiano zadecydował za ich dwójkę, a jedyne co zrobił Leo, to przytaknął. — Oh, i nie smuć się już — powiedział, a jego ton głosu nadal był wyjątkowo spokojny, ale przez ten cały czas Leo czuł, że było w nim coś nie tak. Już nie miał pojęcia, z którą osobowością Portugalczyka rozmawiał. — Mam dziś wyjątkowo dobry humor i chciałbym, żebyś to docenił.
— Doceniam — ale Messi sam nie miał pojęcia, co miał sądzić o zachowaniu Crisa. Nie wydawał się być na niego zły ani nic w tym stylu, wle nadal zachowywał się dziwnie.
— Mam nadzieję. Bo mogłem inaczej zareagować na Neymara w naszym domu — oznajmił, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Leo zagryzł wargę do bólu, nie chcąc nawet myśleć o tym, co mogłoby go spotkać, gdyby Cristiano miał gorszy dzień.
Nie chciał, a nawet nie miał siły myśleć o czymkolwiek, co mógłby mu zrobić jego chłopak. Jego mózg od miesięcy był kompletną papką. Czasami przyłapywał się na wątpieniu w to, czy kiedykolwiek będzie jeszcze tak, jak po staremu. Czy był sens walczyć dalej? Ale przecież nie mógł się wycofać, nie mógł nagle przestać wierzyć. Obiecał sobie i Cristiano, że przebrną przez to razem. Musiało im się udać. Leo nie wybaczyłby sobie do końca życia, jeśli nie pomógłby Crisowi.
‿‿‿‿
LISTOPAD, 2015
Gorąc uderzył Argentyńczyka, kiedy posyłając piłkę w światło bramki, strzelił gola. Santiago Bernabeu zawrzało, kibice gospodarzy, których była znaczna większość, zaczęli buczeć i gwizdać, gdy Leo zdobył czwartą bramkę dla swojej drużyny i już prawdopodobnie ostatnią, ponieważ do końca meczu zostały niespełna dwie minuty. Początkowo Lionel miał nie zagrać w meczu z Realem Madryt, ponieważ lekarze twierdzili, że jego kolano nie było jeszcze gotowe na powrót do gry. Niespodziewanie jednak dali zielone światło, a Messi znalazł się w składzie na mecz z klubem z Madrytu. Wszedł na ostatnie dwadzieścia minut spotkania, ponieważ Lucho nie chciał rzucać go na głęboką wodę od razu po kontuzji.
A potem dołożył swoich starań i zapisał na swoim koncie kolejnego gola.
Nie mógł w lepszym stylu wrócić do gry.
Cały mecz zakończył się wysoką porażką Realu Madryt. Podczas gdy Barcelona strzeliła cztery bramki, oni nie strzelili ani jednej. To musiało boleć, szczególnie na własnym stadionie, ale nikt z Katalończyków nie miał zamiaru się tym przejmować. W dobrych humorach zeszli do szatni, w której jak zwykle ktoś pozwolił sobie puścić muzykę z głośnika. W pomieszczeniu panowała wesoła atmosfera, a Lucho oczywiście wszedł, by pogratulować im wygranej. Wygrana przeciwko Realowi zawsze smakowała lepiej niż wygrana przeciwko jakiejkolwiek innej drużynie; szczególnie tak wysoka.
Leo pod natryski wszedł jako ostatni, ponieważ przez ostatnie kilka minut rozmawiał jeszcze z trenerem na osobności. Luis wypytywał go o jego samopoczucie, czy czuł jakiś dyskomfort w kolanie, czy wszystko było w porządku. Argentyńczyk był bardzo kluczowym zawodnikiem w klubie, dlatego takie informacje były dla trenera i całego sztabu istotne. Kiedy wreszcie puścił go wolno, powiedział mu tylko, że zaczekają na niego, aż się umyje, a Messi nie zwlekając, poszedł zrobić to od razu, gdy wrócił do szatni.
Nie chciał, aby jego drużyna musiała na niego zbyt długo czekać, dlatego szybko zrzucił z siebie ubrania, wziął płyn i ręcznik, a kiedy stał już pod natryskami, spuścił na siebie letnią wodę. Nie zmęczył się jakoś wyjątkowo bardzo podczas tych dwudziestu minut meczu, ale nigdy nie odmawiał sobie szybkiego prysznica po zakończonym spotkaniu. Lubił czuć świeżość. Czuł się wtedy komfortowo.
Po namydleniu całego swojego ciała, a także wtarciu szamponu we włosy, odkręcił ponownie wodę, pozwalając aby zmyła ona z niego całą pianę. Przymknął oczy, przeczesując palcami kilka razy swoje włosy i kompletnie nie spodziewał się tego, co stało się za chwilę.
Jęknął z bólu, gdy wpadł na twardą ścianę pokrytą kafelkami. Odruchowo chciał uciec, ale ktoś przytrzymywał go silnymi rękoma, nieprzerwanie wciskając jego ciało w niewygodną powierzchnię.
A potem usłyszał znajomy głos i już wiedział, co go czekało.
— Skończyliście już świętować? Świetnie, bo nie mogłem słuchać tej Waszej durnej muzyki i krzyków — Cristiano syknął mu do ucha, chwytając mocno za biodra sparaliżowanego Messiego.
— C–Cris, nie... nie, proszę — wyjąkał, jak zwykle mając złudną nadzieję, że jego błagania cokolwiek dadzą.
— Nie, proszę co? — zapytał starszy szorstkim głosem. — Więc Wy możecie drzeć mordę, nazywając to świętowaniem, a mi nie należy się nawet nagroda pocieszenia, huh?
Dlaczego on nazwał to w ten sposób? Leo nie był żadną nagrodą pocieszenia, ale Cristiano nie był w stanie tego zrozumieć. Był zły po przegranej. Messi całkowicie zapomniał, że każda przegrana z Barceloną źle na niego działała, a szczególnie teraz. Nie był nawet zdziwiony, że Portugalczyk jak zwykle chciał go teraz skrzywdzić, ale nadal był tym wszystkim przerażony i zwyczajnie zawiedziony. Zawiedziony, że ich relacja nadal wyglądała w ten sposób. Czasem miał wrażenie, jakby nie ruszali się z miejsca. Jakby te pojedyncze dni, w których Leo nie musiał bać się dotyku Crisa, były po prostu niczym innym, jak wahaniem nastroju jego chłopaka i nie powinien tego traktować tak poważnie, jak to robił.
— Nie... nie tutaj, proszę — powiedział cicho. Wiedział przecież, że nawet jeśli odmówiłby seksu, Ronaldo wziąłby go siłą. Dlatego nie chciał chociaż, aby cały stadion Realu Madryt musiał słuchać jego krzyków.
— Tutaj — stwierdził Cristiano i rozchylił po chwili pośladki mniejszego piłkarza, wcześniej rozszerzając jego nogi. — Zamknąłem drzwi, więc bez obaw... żaden Neymar, Suárez, ani nikt inny nas nie zobaczy.
Łzy napłynęły Leo do oczu. Nie chodziło o to, że ktokolwiek mógłby ich zobaczyć. Chodziło po prostu o to, że Lionel nie chciał wtedy wszystkiego. Nie chciał robić tego w taki sposób, w takim miejscu. Nie chciał, by wszystko, czego nie chciał dać dobrowolnie Crisowi, było brane bez pozwolenia, boleśnie. Ale najwidoczniej taki był jego los. Nie mógł mieć nic dobrego w życiu, nie mógł cieszyć się z wygranej czy innej rzeczy, która wywoływała uśmiech na jego twarzy. Nie mógł, bo za chwilę przychodził Cristiano, który szybko zdzierał ten uśmiech z jego ust, a jego szczęście zamieniał w płacz.
Lionel krzyknął, gdy Portugalczyk wbił się w niego tak samo boleśnie, jak zawsze. Natychmiast poczuł, jak mężczyzna zatkał jego buzię dłonią i nic nie mówiąc, zaczął poruszać mocno biodrami. Były bezlitosne, szorstkie, a sam Cristiano nie przejmował się szlochem swojego chłopaka, który po tych wszystkich razach, nadal nie umiał przyzwyczaić się do tego palącego bólu. Za każdym razem bolało tak samo i doskonale znał ten ból, ale nie potrafił zareagować na niego inaczej. Nie potrafił go zignorować, zapomnieć o nim. To było za trudne.
— Skończ, kurwa, ryczeć — Ronaldo syknął do ucha Messiego, jedną ręką nadal zakrywając jego usta, a drugą szarpał jego włosy. — Chociaż raz w życiu mógłbyś zrobić coś oprócz płakania. Przestań, nawet nie jestem taki zły. Mogłem być gorszy — rzucił, śmiejąc się przy tym, ale Leo nie było do śmiechu.
Tak, mógł być gorszy, Messi już nieraz się o tym przekonał, ale co to w ogóle było za porównanie? Bolało tak samo, a Cristiano był takim samym potworem co zawsze. Bo gdyby tak nie było, nie wyrządzałby mu tych wszystkich rzeczy.
Dlaczego? Dlaczego ta terapia nie pomagała? Tłumaczył sobie to na milion sposobów, ale nadal nie rozumiał. Chciał tylko, aby było dobrze, aby wszystko wróciło do normy, aby jego Cristiano wrócił, jego Ronnie, człowiek, w którym się zakochał.
Dlaczego to musiało być tak trudne?
— Żałuję, że ten piłkarz nie połamał Ci nóg na dłużej. Może przestałbyś mnie wkurwiać nawet na boisku — powiedział między siarczystymi pchnięciami. Więc teraz to, że inny zawodnik naderwał mu więzadło już go nie obchodziło? Żałował, że nie zrobił mu większej krzywdy? Zupełnie co innego mówił ponad miesiąc temu.
Leo miał mętlik w głowie. Nie miał pojęcia już, w co powinien wierzyć. O ile w cokolwiek jeszcze mógł.
Messi nie wiedział nawet, w którym momencie ból nieco ustąpił, a jego ciało zostało wypuszczone z silnego, raniącego uścisku. Nie wiedział, kiedy został sam. Woda nadal po nim spływała, mieszając się ze łzami, ktorych nie mógł powstrzymać. Drżące nogi ledwo go utrzymywały, dlatego nie myśląc ani chwili dłużej, oparł się plecami o mokrą ścianę i zsunął się po niej na ziemię. To nie miało tak wyglądać. To wszystko wydawało się dla niego za trudne. Bał się, że nie da rady wytrzymać. Miał wrażenie, że całe jego życie stało pod wielkim znakiem zapytania.
Tak bardzo chciałby przerwać wszelki ból, który towarzyszył mu od kilku miesięcy.
‿‿‿‿
siema, w koncu do was wrocilam z nowym rozdzialem po dluzej przerwie!! generalnie to nie przeczytalam go dokladnie i tez nie zbetowalam w razie swoich mozliwosci, bo jestem poza domem, ale mysle ze jest calkiem okej 👍
w ogole mam znowu tyle na glowie, ze nie mam kiedy siasc na dupie i spie po 2/3h w nocy i potem jestem tak wyjebana przez caly dzien, ze ciezko mi siasc do pisania, ale na ten moment nie przewiduje zadnej przerwy od rozdzialow, wiec lecimy dalej!
komentujcie, jak sie podobalo i do nastepnego!!! ❤️
twitter: @ smieszkujemy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro