Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

SIERPIEŃ, 2015

   Powiedzieć, że Leo czuł się jak na początku związku, to za dużo, ale ponieważ Cristiano uwielbiał go zaskakiwać w różnoraki sposób, nie potrafił myśleć inaczej, gdy właśnie rozbijali swój biwak na prywatnym polu namiotowym. Wciąż pamiętał, jak na pierwszą randkę zabrał go na swój jacht, którym wypłynęli na środek oceanu, gdzie miały nie sięgać aparaty paparazzi. Portugalczyk po prostu zawsze lubił urozmaicać ich spotkania, chociaż przez ostatnie miesiące Messi prawie zapomniał, jak wyjątkowo one wyglądały. Aż do dzisiaj, kiedy to przez następny tydzień mieli mieszkać w namiocie i nie przejmować się niczym dookoła.

Messi był bardziej niż podekscytowany, gdy po rozbiciu namiotu i rozpakowaniu w nim swoich rzeczy, oboje zaczęli przechadzać się po okolicy. Pole znajdowało się tuż przy morzu i na szczęście nie musieli martwić się o niepożądanych gości chętnych zrobić im zdjęcia. W mediach oczywiście byli przedstawiani jako rywale, ale i jako przyjaciele. Nigdy wcześniej nie pojawiła się żadna plotka, że mogłoby łączyć ich coś więcej niż tylko przyjaźń i nie mogli sobie na to pozwolić. To zaważyłoby na ich reputacji i karierze, biorąc pod uwagę to, jaki świat footballu potrafił być nietolerancyjny.

— Czemu psycholog zabronił Ci wyjechać z kimś? — zapytał Leo po dłuższej ciszy, gdy razem spacerowali wzdłuż brzegu i do tej pory żaden z nich się nie odezwał. Lionel postanowił być pierwszy.

Nadal pamiętał wczorajszą rozmowę, gdy Cristiano powiedział mu, że „nie powinien go ze sobą brać".

— Podobno samotność lepiej by mi zrobiła — odparł, wzruszając ramionami.

Argentyńczyk wydusił z siebie tylko ciche „oh" i skinął głową. Jego rodzice mówili mu to samo. Oboje twierdzili, że samotność byłaby dla Cristiano najlepszym rozwiązaniem, bo nie krzywdziłby nikogo w swoim pobliżu. Problem leżał jednak w tym, że Cris najprawdopodobniej skrzywdziłby wtedy siebie.

— To miał być test. Jak bym sobie poradził — dodał po chwili. — Oblałem go już na samym początku.

— Powiesz jej o tym?

— Nie wiem. Pomyślę.

— Powinieneś być z nią szczery. Na tym polega terapia — mruknął Lionel.

Cristiano jedynie wzruszył ramionami. Leo zauważył, że temat terapii strasznie... wyciszał, a może nawet sprawiał, że jego chłopak stawał się obojętny, gdy o tym wszystkim mówił. Bolał go ten widok, ale z drugiej strony... jeśli kiedyś miał poczuć się dobrze, to chyba było to tego warte.

— Pytała o Ciebie — oznajmił nagle Cris, a Leo spojrzał na niego lekko zaskoczony.

Psycholog Ronaldo nie wiedziała o tym, że osobą, którą krzywdził i o której mówił na każdej sesji, był Messi. To miało pozostać w ukryciu, ponieważ żadna tajemnica lekarska nie przekonywała Portugalczyka do tego, by powiedzieć, z kim był w związku. To było za duże ryzyko. Dlatego imię Leo pozostawało anonimowe.

— Co mówiła?

— Pytała, jak sobie radzisz z moją terapią, czy czujesz się lepiej — odparł, kopiąc po drodze jakiś kamyk. — Powiedziała, że Tobie również przydałaby się terapia.

— Nie potrzebuję terapii — wymamrotał.

Dlaczego każdy mu to powtarzał? 

— Potrzebujesz.

Messi zerknął pytająco na Cristiano, który nadal patrzył pod nogi, nieprzerwanie kopiąc kamień.

— Nie możesz powiedzieć, że to wszystko nie dotknęło Cię psychicznie — westchnął cicho Portugalczyk. — Zniszczyłem Cię, Leo — wreszcie spojrzał na piłkarza idącego obok niego.

Leo zagryzł policzek od środka, gdy jego wzrok skrzyżował się z tym Crisa. Chciał zaprzeczyć, nie chciał, by jego chłopak się tym zamartwiał, ale... nie mógł. To byłoby absurdalne, a poza tym sam Cristiano był świadom tego, co z nim zrobił. Przecież słyszał jego płacz, słyszał jego krzyk, błagania, by nie robił mu krzywdy. Widział jego łzy, wszystkie siniaki, które mu wyrządził, podobnie jak krew, która również lała się z niczyjego innego powodu, jak z powodu Crisa. Słyszał łamanie jego kości, widział go owiniętego w bandaże i leżącego w szpitalu. Nawet gdyby zaprzeczył, mężczyzna zapewne by go wyśmiał.

Leo przez ten cały czas zastanawiał się, co siedziało w głowie Cristiano, ale nigdy nie rozmyślał nad tym, co działo się w jego własnej?

— Powiedziała, że nikt ze zdrową psychiką nie chce się zabić — dodał po chwili Ronaldo.

— Powiedziałeś jej o tym? — Argentyńczyk rozchylił wargi ze zdumienia.

— Musiałem. Opowiadałem jej o tym, jak okłamałem Cię z terapią i od czego to wszystko się zaczęło.

Messi nie chciał nawet wracać wspomnieniami do tamtej nocy. Miał wrażenie, jakby wtedy cały jego świat się zawalił, jakby wszystko przestało mieć dla niego znaczenie, chociaż już od kilku miesięcy przeżywał piekło. Nie miał pojęcia, co właściwie nim kierowało. Nie miał pojęcia, dlaczego wziął odłamek szkła do ręki i najpierw groził nim Cristiano, a potem przycisnął go sobie do szyi. Ciekaw był, czy byłby w stanie naprawdę to zrobić?

Czy byłby na tyle odważny jak Cris, gdy będąc jeszcze nastolatkiem, próbował odebrać sobie życie?

— Moją terapią jesteś Ty, Cris. Twoje dobre samopoczucie... jeśli Ty poczujesz się lepiej... ja też — powiedział wreszcie.

— Leo, co Ty wygadujesz? — Ronaldo zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mniejszego piłkarza ze zrezygnowaniem na twarzy. — Musisz oduzależnić się ode mnie, rozumiesz? Nie możesz wiecznie kierować się zasadą, że jeśli ja będę czuł się dobrze, to Ty automatycznie też. To chore.

— Ale tak jest! — stwierdził, również przystając. — Wiem, że jeśli Twoja psychika wyzdrowieje, to wszystko znowu nabierze kolorów, wszystko znowu będzie miało znaczenie! — w ogóle nie przejmował się tym, że brzmiał jak szaleniec. — Nie potrzebuję psychologa.

— W jakim świecie Ty żyjesz? Spójrz, ile krzywdy Ci wyrządziłem i nadal wyrządzam. Najgorsze, co mogłeś zrobić, to uzależnić się ode mnie — rzucił Cris, a Leo pokręcił głową w odpowiedzi. Dlaczego tak w ogóle mówił? To nie było prawdą. — Musisz iść na terapię, żeby zobaczyć, jak złe jest to wszystko, co się z nami dzieje.

— Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Niedługo wszystko wróci do normy. Ja...

— Tak, Leo. Wszystko wróci do normy, jeśli oboje będziemy na terapii — przerwał mu i dotknął uspokajająco jego ramienia.

— Nie! — podniósł głos, odsuwając się od Portugalczyka. — Nie potrzebuję żadnej terapii. Wszyscy mi to mówicie, a ze mną wszystko jest okej! — miał dosyć. Dlaczego każdy uważał, że coś było z nim nie tak? Dlaczego każdemu tak bardzo zależało na tym, by spotkał się z psychologiem? Nie potrzebował tego; ile razy miał to jeszcze powtarzać?

— Leo, uspokój się.

— Nie, nie uspokoję się! Jestem zdrowy!

— Nie mówię, że jesteś chory. Nie musisz być chory, by iść na terapię — Cristiano mówił do niego cichym i opanowanym tonem głosu. — Po prostu potrzebujesz porozmawiać z kimś, kto zrozumie to, co siedzi Ci w głowie, bo nie, Leo, nic dobrego się w niej nie dzieje.

Lionel pokręcił głową na boki. On też był przeciwko niemu? Nie rozumiał. I dlaczego nikt nie potrafił zrozumieć jego?

— Potrzebuję tylko Ciebie, Cristiano... nikogo więcej — powiedział spokojniej, nadal brnąc w swoje.

— Nie masz nawet pojęcia, jak głupio teraz brzmisz — Ronaldo przetarł zrezygnowany twarz. — Nie idź w moje ślady, Leo. Ja też nie potrafiłem się przekonać do psychologa i spójrz, gdzie mnie to zaprowadziło. Gdybym wcześniej dał sobie pomóc... jestem pewien, że nigdy bym Cię nie skrzywdził. Jestem pewien, że teraz Twoi rodzice by mnie nie nienawidzili, a Ty nie musiałbyś leczyć żebra, które Ci złamałem.

— To głupie porównanie — parsknął Lionel.

Cristiano akurat potrzebował terapii, bo nie radził sobie z emocjami. Wyładowywał je na innych, głównie na Messim, był dla niego okrutny, traktował go w najgorszy możliwy sposób, sprawiał, że był przestraszony i bał się zrobić cokolwiek, aby tylko za to nie oberwać. Leo natomiast nie miał problemu z kontrolowaniem swoich emocji i uczuć. Dlatego też psycholog był dla niego zbędny. Mógł inaczej poradzić sobie ze swoimi problemami.

— To trafne porównanie — wywrócił oczami. — Pójdziesz na terapię — stwierdził i brzmiał tak, jakby podjął decyzję za Leo.

— Nie.

— Nie denerwuj mnie, Leo — jego głos zrobił się nieprzyjemny, ale Argentyńczyk nawet nie zwrócił na to uwagi. — Pójdziesz na terapię sam albo osobiście Cię na nią zaprowadzę — zrobił krok w stronę młodszego piłkarza.

— Dlaczego nie potraficie zostawić mnie w spokoju? Umiem podejmować decyzję za siebie — stwierdził.

— Najwidoczniej niebardzo — mruknął Cris. — Rozmowa z psychologiem Ci się przyda, bo nawet teraz brzmisz jakby przemawiała przez Ciebie druga osobowość.

— Ty tak brzmisz codziennie.

— Co? — Cristiano spojrzał zdumiony na Messiego, a on nawet nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział.

Faktycznie czuł się teraz tak, jakby to nie on mówił, jakby ktoś inny siedział w jego głowie. Po prostu nie potrafił zrozumieć dlaczego wszyscy, nawet jego chłopak, byli przeciwko niemu i uważali, że był jakiś chory psychicznie! Jego przyjaciele, jego rodzina... nikt z nich nie umiał przyjąć do wiadomości, że Leo nie odczuwał żadnej, nawet najmniejszej potrzeby, by porozmawiać z psychologiem.

— Co powiedziałeś? — Ronaldo wyglądał teraz na widocznie zdenerwowanego, podchodząc do Leo coraz bliżej.

Argentyńczyk zaczął cofać się z każdym następnym krokiem Cristiano.

— Co. Powiedziałeś? — zapytał jeszcze raz, tym razem przez zaciśnięte zęby.

— Nic — wyszeptał niemal w odpowiedzi.

— Powtórz to — rozkazał, ale żadne słowa nie wypłynęły z ust Lionela.

Wtedy policzek mniejszego piłkarza spotkał się z siarczystym uderzeniem z otwartej ręki. Sapnął cicho, a jego głowa odwróciła się w drugą stronę.

— Dlaczego zawsze kłapiesz niepotrzebnie dziobem, ale gdy każę Ci się odezwać, to nagle zachowujesz się jak niemowa? — zacisnął usta w cienką linię, gdy nadal wpatrywał się w mężczyznę przed nim.

Messi spoglądał przestraszony na Cristiano przez grzywkę, która zasłaniała mu oczy, gdy opadła mu na twarz wraz z mocnym ciosem.

— Powinieneś dostać mocniej. Wiesz o tym?

— Wiem... przepraszam — wymamrotał wreszcie, wiedząc doskonale, że gdyby milczał dłużej, to mogłoby rozzłościć Cristiano jeszcze bardziej.

Nagle wyraz twarzy Crisa diametralnie się zmienił. Jego rysy złagodniały, a wzrok przestał być tak ciemny i przeszywający go na wylot. Nagle jakby stał się zupełnie inną osobą i to było coś, co najbardziej mieszało Lionelowi w głowie.

— Więc ja jestem Twoją terapią, co, Leo? O to Ci chodziło? — westchnął ciężko i pokręcił głową. — Twoją terapią jest przemoc? — uniósł brew, a wtedy Messi znowu zamilkł.

Argentyńczyk spuścił tym razem wzrok i pociągnął nosem. Był w tym wszystkim zagubiony. Chciał po prostu żyć tak jak dawniej. Nie chciał pomocy rodziców, swoich przyjaciół, psychologa czy psychiatry. Przez ten cały czas był pewien, że uda mu się przez to przebrnąć samemu, ale teraz... nie wiedział, co miał do końca myśleć.

— Przemyśl to dobrze — dodał Cris, po czym wyminął piłkarza i zaczął kierować się w stronę, z której przyszli.

‿‿‿‿

Leo siedział sam w namiocie i bawił się telefonem, podczas gdy Cristiano spacerował gdzieś w pobliżu. Pociągnął nosem, kiedy przez przypadek ekran telefonu rozświetlił się, a wtedy oczom Messiego ukazało się wspólne zdjęcie ich dwójki. To pierwsze selfie, jakie zrobili i było na tyle urocze, że Leo nie potrafił nie ustawić go na tapetę. Przypominało mu o dobrych czasach, o początkach ich związku, gdy oboje nie spali po nocach i wymieniali się mnóstwem sms–ów, a potem zaspani przychodzili na poranne treningi. Wszystko wtedy wydawało się być takie... łatwe. Wtedy Messi miał ochotę żyć. Teraz? Teraz ocierał łzy z policzków, bo znowu pokłócił się z Cristiano o jakąś błahostkę. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby zdenerwować się o naniesiony przez Leo piasek w namiocie. Był na plaży, nie wziął żadnych klapek i nie wytarł dokładnie stóp przed wejściem do namiotu. Nie sądził, że przez coś tak małego Cris byłby w stanie wydrzeć się na niego, że był beznadziejny.

Wziął głęboki oddech, starając się nie rozpłakać. Za każdym razem musiał z tym walczyć i szło mu coraz lepiej, ale to nie było dla niego zdrowe. Czuł, że potrzebował solidnego płaczu. Czuł, że to miało mu pomóc. Potrzebował płakać tak głośno, by każdy usłyszał, jak bardzo cierpiał.

Cristiano wyszedł dobre dwadzieścia minut temu, po tym jak nakrzyczał na Argentyńczyka, który zaczął się martwić o swojego chłopaka. Zaryzykował więc i na drżących nogach wyszedł z namiotu, rozglądając się dookoła. Było już coraz ciemniej, a nigdzie w pobliżu nie widział Crisa. Mimo to nie wrócił do środka i zaczął szukać Ronaldo, czego nie musiał robić zbyt długo, bo już chwilę później mógł dostrzec znajomą sylwetkę siedzącą na brzegu plaży. Leo był prawie pewny, że mężczyzna nadal był na niego zły i jeśli podejdzie i mu przeszkodzi, może za to oberwać. Ale coś kazało mu zignorować wszelkie obawy.

Cristiano siedział z podciągniętymi nogami do klatki piersiowej i owijając je ramionami, patrzył przed siebie. Leo powoli zaczął się do niego zbliżać, jednak przystał w miejscu, gdy usłyszał głęboki głos Portugalczyka.

— Powiedziałem, żebyś został w namiocie.

Cris nawet nie spojrzał na Messiego, ale najwidoczniej musiał wyczuć jego obecność. A może Leo wydał jakiś dźwięk po drodze. Nie miał pojęcia.

Mimo to zignorował słowa starszego i podszedł jeszcze bliżej.

— Leo — mruknął tym razem ostrzegawczo.

— Nie możesz być na mnie o to zły — stwierdził Messi.

— Mogę — odparł i zerknął w końcu na piłkarza stojącego za nim. — I jestem.

— Ale nie chcesz.

— Leo, do cholery jasnej, w co Ty ze mną pogrywasz? — wstał na równe nogi i całym sobą odwrócił się w kierunku mężczyzny.

Problem w tym, że Leo sam nie wiedział, co siedziało w jego głowie i dlaczego zamiast dać Cristiano odpocząć, zamiast dać mu trochę czasu, stał teraz przed nim i go prowokował. Specjalnie, a może nie. Nie miał pojęcia.

— Po prostu wiem, że nie chcesz być na mnie zły. Przecież wiesz, że nic nie zrobiłem — powiedział cichym głosem Argentyńczyk.

— Nie. Właśnie, że chcę być na Ciebie zły. Nie... nie chodzi o to, że chcę, tylko jestem. Jestem, bo nie potrafisz uszanować mojej prywatności i tego, że potrzebuję pobyć sam — odparł, zaciskając szczękę. — O co Ci chodzi?

— Nie wiem — wymamrotał jedynie, bo naprawdę nie był w stanie wytłumaczyć swojego zachowania. Desperacko chciał, aby wszystko było jak dawniej. Aby nie musiał prosić się o uwagę Cristiano, aby wspólnie spędzali razem czas, aby się nie kłócili. Dlaczego to było takie trudne?

Ronaldo parsknął w odpowiedzi i wywrócił oczami. Bez słowa postanowił po prostu wyminąć mniejszego mężczyznę i odejść w jakieś inne miejsce, ale wtedy Messi złapał za jego nadgarstek.

— Nie, Cris...

— Kurwa mać, czego Ty chcesz? — warknął w końcu, wyrywając swoją rękę z uścisku i spojrzał na Leo zmrużonymi oczami.

— Nie zostawiaj mnie. Proszę.

— Skończ dramatyzować. Nie miałem zamiaru Cię zostawiać — powiedział. — Potrzebuję tylko chwili dla siebie — dodał i odwrócił się znowu z zamiarem oddalenia się, ale Leo po raz kolejny mu to uniemożliwił.

Ponownie chciał chwycić jego nadgarstek, jednak tym razem Ronaldo zareagował nieco szybciej i zanim Messi się obejrzał, ten złapał jego rękę i przyciągnął do siebie. Lionel sapnął, gdy wpadł na umięśniony tors swojego chłopaka i uniósł podbródek do góry, aby w świetle księżyca przyjrzeć się jego zdenerwowanemu wyrazowi twarzy.

— Dlaczego tak bardzo lubisz mnie wkurwiać, co? — zapytał, zaciskając palce na ręce Messiego, który skrzywił się z delikatnego bólu. — Non stop mnie prowokujesz. O co Ci chodzi? Nie rozumiem. Tak bardzo chcesz, żebym znowu Cię uderzył?

Leo patrzył w oczy Cristiano i mógł dostrzec, że nie chciał tego wszystkiego. Nie chciał robić mu krzywdy. Nie chciał, ale jego emocje były od niego silniejsze. Tak bardzo pragnął dotrzeć do dawnego Cristiano. Wiedział, że nadal nim był w głębi duszy.

— Kocham Cię, Cris... — wyszeptał nagle, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa Portugalczyka.

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

— Powiedz, że Ty też mnie kochasz.

— Zaczynasz brzmieć jak obłąkany — stwierdził Cris.

— Nie jestem obłąkany. Jestem w Tobie zakochany, rozumiesz? — zagryzł wargę do krwi, nie odrywając wzroku od swojego chłopaka. — I Ty też jesteś we mnie zakochany. Mimo tego wszystkiego, co mi robisz... nadal mnie kochasz, Ronnie. Kochasz mnie bardziej, niż chcesz mnie zranić.

— Zamknij się.

— Nie! Nie, nie... powiedz, że mnie kochasz. Proszę — ciągnął dalej.

— Lionel — syknął na niego zły.

— Powiedz to. Wiem, że chcesz to powiedzieć. Wiem, że w głębi duszy nadal mnie kochasz — mówił cichym, ale zdesperowanym głosem.

— Skończ gadać — puścił jedną rękę Leo, aby przenieść swoją dłoń na jego szczękę i zacisnął na niej palce.

Mniejszy z nich stęknął, gdy ból dał o sobie znać. Ale nie wyrwał się.

— Nadal jesteś we mnie zakochany... nie chcesz mnie krzywdzić, Cristiano... — w jego oczach pojawiły się łzy, kiedy nieprzerwanie przyglądał się wyższemu mężczyźnie.

Między nimi nastała cisza. Leo w końcu przestał w kółko powtarzać jedno i to samo, a Cris go uspokajać. Oboje patrzyli sobie teraz w oczy i nawet w tak kiepskim świetle, Messi mógł zobaczyć, jak wyraz twarzy Cristiano zaczął się zmieniać z sekundy na sekundę. Jego rysy stawały się delikatniejsze, a zmarszczki zniknęły z okolic jego oczu, gdy jeszcze niedawno je mrużył. Tak samo uścisk Portugalczyka na ciele Leo rozluźnił się i teraz mógł poczuć, jak subtelnie dotykał jego szczękę, a nie ściskał, jak robił to przed chwilą. Argentyńczyk czuł się jak w jakimś innym świecie. Tak bardzo chciał wiedzieć, co kierowało jego chłopakiem, że w jednej sekundzie był w stanie go uderzyć albo obrazić, a w drugiej stawał się tą wersją Cristiano, jaką Lionel kochał najbardziej.

— Kochasz mnie... powiedz, że mnie kochasz — mówił dalej.

— Nie powinienem — odparł nagle starszy, nie przerywając ich kontaktu wzrokowego.

— Dlaczego?

— Bo Cię ranię. To absurd, że Cię kocham, robiąc Ci te wszystkie rzeczy.

— Sam jesteś zraniony, Cris...

— To niczego nie usprawiedliwia — palce Ronaldo przestały całkowicie trzymać szczękę Leo. Teraz ujmował jego policzek.

Messi wtulił twarz w dłoń piłkarza, pociągając lekko nosem. Nie umiał oprzeć się jego dotykowi, gdy tylko nie miał zamiaru go skrzywdzić. Poza tym zawsze był taki kojący i delikatny...

— Nie — przyznał. — Ale to rozumiem.

— Przerwa byłaby dla nas dobrym rozwiązaniem — stwierdził niespodziewanie Cristiano, a Leo niemal natychmiast pokręcił głową. To był najgłupszy pomysł na świecie. Dlaczego w ogóle to powiedział?

— Nie — szepnął z obawą w głosie. — Nie możesz... nie możesz mnie zostawić. Kochasz mnie.

— Tak, Leo, kocham Cię... ale to nie znaczy, że przerwa nie pomogłaby nam obu.

— Proszę, nie... wiesz, że nie dam sobie bez Ciebie rady. Nie rób mi tego — jego głos zaczął się łamać. Tak cholernie bał się, że jego największy koszmar mógłby się spełnić. — P–Proszę... proszę, nie zostawiaj mnie — stanął na palcach, mówiąc to bardzo cicho blisko ust Cristiano. — Nie chcesz tego...

Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że tak mogłoby się stać. Miałby być zdaleka od Cristiano, od miłości swojego życia, od osoby, której zawdzięczał wszystko, dla której zrobiłby wszystko. Którą bronił do ostatniego słowa, ostatniego tchu. Bronił go nawet wtedy, gdy leżał na łóżku szpitalnym, właśnie przez tę samą osobę, którą kochał bardziej niż cokolwiek na świecie. Był dla niego wszystkim. Nie przeżyłby dnia, gdyby Cris go zostawił. Wtedy po imprezie urodzinowej sam odszedł, ale to wcale nie oznaczało, że czuł się lepiej. Mógł przemyśleć parę spraw, owszem, ale nadal potrafił przepłakać cały dzień z tęsknoty do swojego chłopaka. Samotność mu nie służyła. Cristiano przy jego boku już tak.

— B–Błagam... — wyszeptał płaczliwie.

— Nie zostawię Cię, Leo... nie mógłbym — wymruczał cicho Ronaldo, przeczesując palcami przydługie włosy mężczyzny. — Będziemy razem na zawsze — pochylił się nad nim i oparł o siebie ich czoła.

— Na zawsze? — dopytał Lionel, jakby potrzebował jakiegoś potwierdzenia.

— Na zawsze.

Kilka łez spłynęło po policzkach Argentyńczyka, który niewiele myśląc, po prostu wtulił się w Cristiano. Poczuł, jak ten objął go ramionami i w tym momencie wszystkie inne rzeczy przestały go obchodzić. Był tak cholernie ślepo zakochany i nie potrafił z tym nic zrobić.

Ale chyba nawet nie chciał.

‿‿‿‿

wesolych swiat jeszcze raz wam zycze!! mam nadzieje, ze jedzonko wam smakowalo ❤️ ja korzystam z wolnego i odpoczywam, wiec wam zycze tego samego. piszcie jak rozdzial sie podobal i do zobaczenia jak zwykle!!

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro