14
LIPIEC, 2015
— Leo, kochanie... Panowie są tutaj, aby Ci pomóc — Celia ściskała delikatnie dłoń swojego syna, kiedy siedziała obok łóżka szpitalnego, na którym leżał.
Lionel nie spojrzał ani razu na dwójkę policjantów sterczących nad nim, tak jakby czekali, aż cokolwiek powie. Argentyńczyk milczał i nie miał zamiaru składać żadnych zeznań; nie rozumiał nawet, dlaczego ktoś zawiadomił policję. Nikt nie chciał mu powiedzieć, kto to zrobił, dlatego on też nie będzie współpracował. Co niby miał powiedzieć? Że to Cristiano go pobił? Że przez niego trafił do szpitala? Znowu? Nie mógł mu tego zrobić, nie chciał. Nie chciał, aby osoby trzecie mieszały się w ich związek.
Zresztą, rozumiał Crisa. Szperał w jego rzeczach; nie powinien tego robić. Rozumiał jego złość, nawet jeśli zareagował zbyt agresywnie. Cristiano też to rozumiał; na pewno żałował tego, co się stało. Był zdenerwowany, nie panował nad sobą, ktoś właśnie przeczytał coś, co od lat w sobie skrywał i nikomu o tym nie mówił, a na pewno nie publicznie. I na pewno nie Leo.
Messi nie mógł pozbyć się widoku karty wypisu z głowy, a na samą myśl przechodziły go dreszcze i miał ochotę płakać. Nawet nie chciał wyobrażać sobie, jak ciężkie musiało być dzieciństwo Cristiano, skoro w wieku dziewiętnastu lat nadal nie potrafił sobie z tym poradzić?
Jak ciężkie musiało być jego dzieciństwo, skoro w wieku dziewiętnastu lat był już wschodzącą gwiazdą footballu, a z drugiej strony chciał popełnić samobójstwo?
Leo zupełnie zignorował fakt, że policjanci i jego mama nadal byli w jego sali. Łzy natychmiast nagromadziły mu się w oczach, gdy myślał o tym, jak bezsilny i bez nadziei był wtedy Cristiano. W ogóle nie obchodziło go to, dlaczego właśnie leżał pod kroplówką, owinięty gipsem. Nie, kiedy nie mógł przestać myśleć o tym, ile jego chłopak musiał wycierpieć jako małe, bezbronne dziecko.
Dlaczego nigdy mu o tym nie powiedział? Czy to dlatego musiał się teraz bać o swoje życie? Czy to nadal siedziało w głowie Ronaldo? Tak bardzo chciałby z nim teraz porozmawiać...
— Leo... — usłyszał cichy głos swojej matki.
Mężczyzna pociągnął jedynie nosem w odpowiedzi. Nic nie powie, jeśli nadal czekali na jakiekolwiek zeznania z jego strony.
— Okej, zapytamy jeszcze raz — odezwał się nagle jeden z policjantów. — Czy chce Pan składać zeznania, Panie Messi?
— Nie — wychrypiał, a Celia delikatnie ścisnęła jego dłoń. — Nie chcę — dodał, spoglądając na swoją rodzicielkę.
— W porządku... gdyby jednak coś się zmieniło, proszę nas poinformować — powiedzieli jeszcze na odchodne.
Potem policjanci skinęli głowami w geście pożegnania i już po chwili Leo został sam z mamą. Jak się okazało, nie na długo, ponieważ w kilka sekund dołączył do nich Jorge, który jak tylko usłyszał, że jego syn wylądował w szpitalu, przyjechał najszybciej jak mógł, chociaż i tak zajęło mu to blisko trzy godziny.
— Leo... Leo, Boże — złapał się za głowę, gdy zobaczył w jakim stanie był piłkarz.
Messi czuł się okropnie z faktem, że jego rodzice musieli go takiego oglądać. I to nie pierwszy raz. Nie miał pojęcia, jak długo jeszcze uda mu się pociągnąć to kłamstwo, chociaż miał wrażenie, że już dawno przestali mu wierzyć.
— Cholera, Lionel... musisz nam w końcu powiedzieć, co się dzieje — powiedział starszy mężczyzna. — To już drugi raz, kiedy trafiasz do szpitala i coraz więcej osób mówi, że to przez Cristiano. Co... co on Ci zrobił, Leo? — pokręcił głową z niedowierzaniem, a Lionel nie chciał sobie nawet wyobrażać, ile jego przyjaciół poszło za słowem Neymara.
Jak inaczej mógł jeszcze obronić Crisa?
— Leo, synku... bądź z nami szczery, proszę... martwimy się o Ciebie — Celia brzmiała na dużo spokojniejszą, ale bardziej przejętą. Jej głos drżał, co wywoływało ból w sercu Messiego. — Wiesz w ogóle co się stało? — westchnęła, nie puszczając jego dłoni. — To wszystko też wytłumaczysz jakimś faulem podczas meczu? Rozcięta głowa, łuk brwiowy, złamane żebro... znowu. Masz mnóstwo siniaków, znowu zemdlałeś, w dodatku lekarze mówią, że od ostatniej wizyty bardzo schudłeś — jej głos załamywał się z każdym następnym słowem. — Wszyscy się martwimy, Leo... to nie są żarty. Rozumiem, że go kochasz, ale nie możesz mu pozwalać, aby tak Cię traktował. Powiedz prawdę...
— Przysięgam, zabiję tego gnoja... zabiję go za to, co zrobił mojemu synowi — rzucił zdenerwowany Jorge, a Leo mógł dostrzec po samym wyrazie twarzy, jak bardzo był wściekły.
Nie mógł pozwolić, aby całkowicie przestali mu wierzyć. Nie mógł dopuścić do tego, by uważali Cristiano za potwora.
Którym zresztą był.
— Jorge, spokojnie... — Celia wyciągnęła rękę w jego kierunku, aby go uspokoić.
— Nie! Nie będę spokojny, gdy ten skurwysyn nadal będzie bezkonsekwentnie kopał piłkę na wolności — syknął zły. — Jest tutaj? Jest? Kto przywiózł tutaj Leo?
— Tato, nie... — próbował zaprotestować.
— Kto Cię tutaj przywiózł? Cristiano? Jest tutaj, prawda?
— To nie Cristiano... to nie Cristiano mi to zrobił. D–Dlaczego nie możecie mi uwierzyć? — gula, która już dawno uformowała się w jego gardle, prawie uniemożliwiała mu mówienie.
— Dlaczego? Dlaczego?! Może dlatego, że leżysz, kurwa, pobity i połamany w szpitalu?! — krzyknął zły Jorge.
— Jorge! — kobieta wstała na równe nogi.
Leo zaczął coraz szybciej oddychać. To się nie działo, to wszystko brzmiało jak jakiś pierdolony sen, koszmar. Tak bardzo chciał, aby nic, co miało miejsce w ostatnich miesiącach, nigdy się nie wydarzyło. Znowu chciał być prawdziwie szczęśliwy i nie musieć budzić się w szpitalach.
— Gdzie on, kurwa, jest? — mężczyzna otworzył drzwi, chcąc wyjść na korytarz.
— Nie, tato! — Leo krzyknął za nim tak mocno, jak pozwalało mu na to zaciśnięte gardło.
Celia złapała go za nadgarstek, próbując odpędzić go od szalonego pomysłu w jego głowie, a z drugiej strony drzwi na szczęście stanęło kilku piłkarzy Barcelony. Jorge chciał się przez nich przecisnąć, krzycząc coś, ale Leo nie mógł zidentyfikować co dokładnie przez szum w głowie. To wszystko wyglądało jak jakaś nieśmieszna telenowela.
Messi miał wrażenie, jakby to wszystko wokół niego działo się za szybko. Widział, jak Xavi i Iniesta nie chcieli przepuścić jego ojca na korytarz i wykłócali się z nim o to. Oddech Leo przyspieszył jeszcze bardziej, kiedy zobaczył, jak po policzkach jego mamy zaczęły spływać łzy. Chciał wyciągnąć rękę w jej stronę i powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, ale nawet on przestał w to wierzyć w tym momencie. Teraz miał ochotę rozpłakać się razem z nią, ale jego gardło było na tyle ściśnięte, że nie mógł sobie nawet ulżyć w postaci płaczu. Całe jego ciało drżało, był tak wykończony, tak przestraszony tym wszystkim, co się działo. Krzyki jakby stały się jeszcze głośniejsze, do tego dołączył szum w jego głowie. Czuł się zupełnie odrealniony, jakby nie mógł, nie chciał uwierzyć, że znowu trafił do szpitala, że Cristiano znowu go pobił, że jego rodzice tak bardzo się o niego martwili.
Nawet nie zauważył, w którym momencie w końcu udało mu się uwolnić swoje emocje i wybuchnąć płaczem. Wtedy już całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Czuł, jak ktoś go dotykał, dlatego chciał odpędzić te ręce. Zaczął płakać, krzyczeć, wiercić się. Chciał stąd po prostu uciec, chciał zniknąć. Nie chciał przechodzić przez to wszystko. Nie zasłużył na to. Zdecydowanie na to nie zasłużył.
— Leo! — ktoś wołał, próbując go uspokoić, ale to nie działało na roztrzepanego Argentyńczyka.
Łzy zamazywały wzrok Messiemu, ale był prawie pewny, że odpiął, a raczej wyrwał swoją kroplówkę. W jego głowie dział się totalny chaos. Mógłby przysiąc, że nie jedna osoba, a kilka robiło wszystko, by sprowadzić go na ziemię i wyrwać go z szalonego transu. Ktoś z obecnych na sali zaczął wołać o lekarza, przynajmniej tak mu się wydawało, bo Leo był na tyle oderwany od rzeczywistości, że nie był w stanie potwierdzić czegokolwiek, co działo się teraz wokół niego. Wkrótce jego ruchy zaczęły słabnąć, a wytatuowany mężczyzna, którego Leo rozpoznał od razu, gdy tylko spojrzał na jego twarz, trzymał mocno jego ciało i powtarzał coś w kółko do niego.
— Spokojnie, Leo... jesteśmy przy Tobie... — szepnął Neymar, zanim Argentyńczyk przestał się całkowicie wyrywać i jedyne co robił, to głośno płakał.
— O Boże, on krwawi — Messi nie umiał rozpoznać do kogo należał ten głos. Nie obchodziło go to nawet.
— Wyrwał sobie kroplówkę — wyjaśnił Ney. — Gdzie, do cholery, jest lekarz? — mruknął poirytowany, nie puszczając dłoni Leo, gdy nadal próbował go uspokoić.
— B–Boli... — wyszlochał cicho Lionel. — Boli... boli mnie — coraz ciężej mu się mówiło.
— Za chwilę przyjdzie lekarz i opatrzy Ci rękę, skarbie... wszystko będzie w porządku — jego mama starała się grać silną, bo mimo że Leo niezbyt kontaktował, nadal mógł usłyszeć ból w jej głosie.
— N–Nie... — pokręcił głową. — Boli m–mnie brzuch...
— Brzuch? Dlaczego boli go brzuch? — ktoś zapytał.
— Nie wiem, cholera, nie jestem lekarzem — Neymar brzmiał na przejętego, jego głos drżał. — Zawołajcie go jeszcze raz, bo przysięgam...
— Żebro — Xavi był pierwszy, który zrozumiał, o co chodziło Leo, gdy ten położył rękę na bolącej kości. — To żebro.
Leo nigdy nie chciał umrzeć w ten sposób.
‿‿‿‿
Messi uświadomił sobie, jak bardzo nienawidził szpitali. Już jako dziecko ich nie lubił, źle mu się kojarzyły, nawet jeśli nie chodziło o niego. Nie lubił patrzeć na krzywdę innych, czasami bał się, że zobaczy jakieś otwarte złamanie czy kogoś bez nogi. To go przerażało jako małego chłopca. Potem dorósł, szpitale przestały być dla niego straszne, a na pewno już nie uciekał przed nimi jak kiedyś. Ale nadal ich nie lubił, bo jeśli trafiał do nich jako profesjonalny piłkarz, to nie wróżyło to dla niego nic dobrego. Jednak żaden jego pobyt w szpitalu nie równał się tym dwóm ostatnim razom, gdy nawet nie pamiętał, jak się w nim znalazł. Budził się do swoich rodziców i przyjaciół, następnie kłócił się ze wszystkimi, płakał, krzyczał, w pewnym momencie pojawiła się policja, nikt mu nie wierzył, a on był taki bezsilny. Już nie wiedział, co powinien robić.
Chciał po prostu umrzeć.
Gdyby umarł, zniknęłyby wszelkie jego problemy. Zniknąłby wszelki ból, z którym zmagał się od kilku miesięcy, a wtedy może Cristiano naprawdę by za nim zatęsknił i zaczął żałować wszystkiego, co mu zrobił. Chciałby to zobaczyć. To jedyna myśl w jego głowie. Tak bardzo chciałby zobaczyć reakcję Cristiano na jego śmierć.
Ale nie mógł tego zrobić. Nie umiał. Był za słaby. Poza tym zawiódłby wszystkich innych.
Leo od kilku godzin leżał z nową kroplówką, opatrzony jeszcze raz i nafaszerowany lekami na uspokojenie. Nie miał nawet pojęcia, ile czasu tak leżał i nic nie robił. Wpatrywał się w sufit albo ścianę, podczas gdy jego mama nadal przy nim czuwała. Teraz spała, zupełnie wykończona wydarzenimi z ostatnich godzin. Jedyne, czego Messi mógł być pewny, to tego, że była noc. Za oknem było już ciemno, a wokół niego panowała cisza. Westchnął cicho, kiedy nagle poczuł potrzebę skorzystania z toalety. Nie chcąc budzić Celii, postanowił sam doprowadzić się do łazienki.
Lekarz mówił mu, że nie powinien robić tego sam i zawsze miał mieć przy sobie kogoś, kto mu pomoże dojść do toalety i z niej wrócić. Leo czuł się jak jakaś kaleka, stuletni dziadek, który nie umiał już chodzić o własnych siłach. Prócz złamanego żebra (znowu), nie było mu nic poważnego, dlatego nie mógł mieć żadnego problemu z krótkim spacerem do łazienki.
Odpiął więc kroplówkę i powoli wstał z łóżka, niemal od razu czując, jak zakręciło mu się w głowie. Przytrzymał się ściany, aby dać sobie chwilę i dojść do siebie, a gdy w miarę mu się to udało, westchnął ciężko i podreptał do wyjścia z sali.
Jeśli Leo miał być szczery, nie miał nawet pojęcia, gdzie dokładnie była toaleta, dlatego od kilku minut chodził po pustych korytarzach, szukając odpowiednich drzwi. Czuł, jakby wlókł za sobą nogi; był taki słaby i obolały. W jednej chwili doszedł do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł i chciał jednak skorzystać z pomocy, o którą powinien poprosić na początku. Odwrócił się więc na pięcie, a wtedy wpadł na czyjąś umięśnioną sylwetkę.
— Powinienem się spodziewać, że potrafisz być taki nieumyślny — usłyszał głos Cristiano, a ostatnie kolory, które jeszcze miał na twarzy, zniknęły. Twarz Leo zrobiła się blada na widok Portugalczyka.
Był zdenerwowany. Pociemniałe tęczówki, zaciśnięte usta, zaostrzona linia szczęki i ten przeszywający go na wylot wzrok. Leo wiedział, że Cristiano nie miał wobec niego dobrych intencji. W zasadzie to nie pamiętał, kiedy ostatnio je miał.
— C–Co? — wyszeptał Messi, sparaliżowany, aby się ruszyć.
— Gówno, kurwa — warknął. — Naprawdę zamierzasz zrobić ze mnie potwora, huh? Naprawdę chcesz pokazać światu, jaki okropny mogę dla Ciebie być? Chcesz tego?
— Nie wiem... nie wiem, o czym mówisz — wyszeptał.
— Nigdy nic, kurwa, nie wiesz! — krzyknął na niego i popchnął go na ścianę, od której Messi odbił się i upadł na ziemię.
Nie. Nie znowu. Błagam, pomyślał.
— Chcesz, żeby każdy się dowiedział?! Chcesz, żeby cały świat dowiedział się o tym, jak Cię traktuję?
— N–Nie... nie, Cris, n–nie chcę, naprawdę... nic nie powiem — wyjąkał przestraszony. To się nie działo...
— Ale Twoi przyjaciele to zrobią. Polecą do mediów i zniszczą mi karierę, i wiesz co, Lio? — uśmiechnął się do niego złośliwie, gdy spoglądał na niego z góry. — Nie obchodzi mnie to. Ale jeśli moja kariera ma być skończona... to tylko i wyłącznie kosztem Twojego życia.
— Co? — Leo nie rozumiał, ale kiedy poczuł pierwsze kopnięcie, uświadomił sobie, co Cristiano miał na myśli.
On chciał go zabić. O Boże, on chciał go zabić.
— N–Nie, błagam, C–Cris! — krzyczał, czując narastający ból, kiedy Portugalczyk kopał go niemal wszędzie i to tak mocno, że zapierał dech Messiemu, który chciał wołać o pomoc, ale nie mógł. — Ah! N–Nie... nie... — jego głos był coraz słabszy, ale miał wrażenie, jakby z kolei kopnięcia starszego mężczyzny były mocniejsze.
Probówał odepchnąć jego nogi, złapać je, jakkolwiek się obronić, ale był na to za słaby. Cristiano już dawno z nim wygrał, więc sam nie rozumiał, dlaczego nadal walczył. Teraz pozostało mu tylko płakać i czekać na bolesną śmierć, która była już niebezpiecznie blisko niego. Czuł kopnięcia na twarzy, czuł metaliczny posmak krwi w ustach, czuł, jak robiło mu się ciemno przed oczami, jak jego ciało stawało się wątłe. Ruchy Crisa wydawały mu się być spowolnione, słyszał czyjś krzyk, ale nie umiał go zidentyfikować. Nie miał pojęcia, czy należały do Cristiano czy do kogoś innego, ale to nie miało już dla niego żadnego znaczenia. Próbował jeszcze poprosić o pomoc ostatni raz i...
— Leo! — głośny krzyk wybudził go z koszmaru, a Argentyńczyk spocony poderwał się do góry, od razu krzywiąc się z bólu w żebrach. — Spokojnie, połóż się... — delikatne ręce jego ojca pchnęły go lekko w tył, aby z powrotem się położył.
Sen. Więc to był tylko sen. Więc nadal żył, ale... gdzie był Cristiano? To było pierwsze pytanie, które pojawiło się w jego głowie zaraz po przebudzeniu.
— Już wszystko okej, kochanie... to był tylko zły sen — jego mama utwierdziła go w jego słowach, ale to nadal nie uspokoiło go do końca.
— Gdzie jest Cristiano? — zapytał, ignorując spojrzenia wszystkich.
— Skarbie... — zaczęła Celia.
— Nie! Nie, nie... gdzie on jest? Muszę wiedzieć... ja muszę, muszę wiedzieć, co się z nim dzieje — znowu brzmiał jak desperat.
W pomieszczeniu nastała cisza. Oprócz jego rodziców, mógł zauważyć jeszcze Neymara, Luisa, Piqué, Jordiego i Busiego. Nie miał pojęcia, na kogo miał patrzeć. Każde spojrzenie było inne, każde spojrzenie mogło powiedzieć mu coś innego. Wzrok jego ojca utknął w ścianie, Neymar przyglądał się zrezygnowany Lionelowi, a Celia miała łzy w oczach. Wszyscy pozostali patrzyli się po sobie i milczeli. Niepokój wzrósł w Messim jeszcze bardziej.
— Nie rozumiem, Leo... nie r–rozumiem, dlaczego go broniłeś... — wyszeptała kobieta, a serce Messiego ścisnęło się na sam widok jego mamy, która prawie płakała.
— Bo Cristiano nic nie zrobił... przysięgam... gdzie... gdzie on jest? — czy mógł w końcu otrzymać jakąkolwiek zadowalającą go odpowiedź?
— Jeśli złożysz zeznania, nigdy więcej się do Ciebie nie zbliży. Sąd o to zadba — powiedział Jorge, a Leo nie chciał znowu uczestniczyć w tym cyrku.
Za dużo wrażeń na raz.
— Jakie zeznania? N–Nie chcę składać żadnych zeznań, a już na pewno nie na Cristiano — pokręcił głową. — Nie wiem, kto mi to zrobił, ale to naprawdę nie był on.
— Skończ kłamać, Leo, cholera! — Neymar wstał z siedzenia, a na jego głos Argentyńczyk zadrżał. — Przyznał się, rozumiesz? Cristiano powiedział całą prawdę — rzucił, jednak Lionel mu nie wierzył. To była pułapka. Wiedział to, nie był głupi.
— Nie... nie mógł się przyznać, bo to nieprawda...
— Leo... Cristiano wpadł w panikę, kiedy znowu zemdlałeś, zaczął krzyczeć, mówić, że to jego wina, że to on Ci zrobił... nie możesz go więcej kryć. Sam to wszystko powiedział — Jordi mruknął nieco spokojniej niż Ney, ale to nadal brzmiało dla Leo jak podpucha.
— Kłamiecie... wszyscy mnie okłamujecie — wymamrotał drżącym głosem. — Cristiano nigdy... nigdy nie zrobiłby mi czegoś t–takiego...
— Będzie mu potrzebny bardzo dobry psycholog — westchnął Luis, a te słowa wywołały burzę w umyśle Messiego.
— Nie potrzebuję żadnego pierdolonego psychologa! Nie chcę psychologa! Rozumiecie?! — wrzasnął. — Cristiano nic mi nie zrobił!
— Idę po lekarza — Jordi wstał z siedzenia.
— Nie! Nie chcę lekarza! Chcę, żebyście w końcu mi uwierzyli! Cristiano nie jest zły, rozumiecie? Rozumiecie?! — krzyczał jak opętany. Był pewien swoich słów jak niczego innego na świecie, mimo że wiedział doskonale, że to było kłamstwo. Ronaldo za dużo razy pokazał mu, że był okropnym człowiekiem, a on nadal go bronił. Jak to właściwie działało? — P–Proszę... proszę, uwierzcie mi... — tym razem wyszeptał, zaczynając cicho szlochać.
Dlaczego się przyznał? Dlaczego po całej walce, jaką toczył Messi, Cristiano po prostu powiedział prawdę? To miało go zniszczyć...
‿‿‿‿
— Chcę z nim porozmawiać — powiedział Leo, kiedy spędzał już ostatnie dni w szpitalu.
Mógł przysiąc, że to był jeden z jego najgorszych okresów. Codzienne walczenie z lekarzami, z rodzicami i przyjaciółmi, codzienne faszerowanie się milionem leków, codzienne odpowiadanie na multum głupich pytań. I najboleśniejsze, rozłąka z Cristiano. Nadal go nie zobaczył, nadal z nim nie porozmawiał. Wszyscy mu tego odradzali, wszyscy chcieli, aby złożył zeznania, ale Leo nie chciał tego robić. Nie zrobi tego za nic w świecie. Jedyne, czego teraz potrzebował, to rozmowy z Portugalczykiem, bo to właśnie z nim chciał ustalić, co stanie się w przyszłości. Brzmiał jak wariat, możliwe, usłyszał to już kilka razy, ale nie obchodziło go to.
— Leo, nie zostawimy Cię z nim samego — stwierdziła Celia, kręcąc głową.
— Mamo, proszę... proszę, potrzebuję tego, rozumiecie? — westchnął ciężko, zaciskając usta. — Będziecie tuż za drzwiami... usłyszycie, jeśli coś będzie się działo.
— Co Ty chcesz zrobić? Wybaczyć mu? Nie możesz być wiecznie ślepy na to wszystko, co Ci zrobił... musisz w końcu zrozumieć, że Cristiano jest zwykłym potworem — rzucił jego ojciec, a ostatnie słowo szczególnie zakuło serce Leo.
— On nie jest potworem... on... on tylko potrzebuje pomocy...
— Jest potworem i potrzebuje pomocy, tak... zdaleka od ludzi. Jest zagrożeniem dla innych.
— N–Nie mów tak... na pewno w głębi duszy nadal jest moim Cristiano... wierzę w to. Chcę mu pomóc — zagryzł wargę. Nadal nikt go nie rozumiał. Dlaczego? Co takiego dziwnego było w chęci pomocy?
— Od tego będzie więzienie albo psychiatryk. Nie Ty, Leo. Nie kosztem Twojego zdrowia — Jorge nie ustępował.
Messi odwrócił wzrok i pociągnął nosem. Co więcej mógł zrobić? Nie chciał zostawiać samego Cristiano z tym wszystkim. Potrzebował jego wsparcia. Wiedział doskonale, że gdy zostanie sam, nie poradzi sobie. Zrozumiał, że Cris jedynie kreował się na niepokonanego i niewzruszonego, ale trauma z dzieciństwa i nastoletnich lat go pokonywała. Musiał przy nim być, musiał go wspierać.
— Złóż sprawę w sądzie.
— Nie — wymamrotał. Nie zrobi tego. Powtarzał to już setny raz, ale powtórzy jeszcze kolejne sto, jeśli będzie trzeba. — Chcę porozmawiać z Cristiano... proszę... — szepnął, wpatrując się w załzawione oczy Celii.
Tak bardzo szkoda było mu swojej mamy. Widział doskonale, jak bardzo to wszystko przeżywała, jak coraz gorzej sobie z tym radziła. Ale Leo też potrzebował zrozumienia. Potrzebował tej rozmowy...
— Proszę — powtórzył równie cicho.
— Krzycz od razu, gdy coś będzie się działo, kochanie... — powiedziała kobieta i ocierając policzki, wstała z siedzenia. — Dlaczego tak bardzo Ci zależy...? — nie rozumiała.
— Kocham go, mamo — odparł. — I wiem, że wszystko będzie dobrze... wkrótce wszystko wróci do normy.
Celia pochyliła się nad nim i musnęła jego policzek, wypuszczając z ust drżący oddech. Następnie przeczesała palcami włosy swojego syna i posyłając mu ostatnie spojrzenie, skierowała się razem z Jorge do wyjścia.
Leo wiedział, że na korytarzu czekał Cristiano i mimo że chciał go zobaczyć, to bał się ich spotkania. To było normalne.
Albo nie było.
Serce Argentyńczyka zabiło mocniej, kiedy Cris wszedł do jego sali. Zamknął za sobą drzwi, a jego wzrok był bez jakichkolwiek uczuć. Podobnie jego twarz była bez kolorów. Wyglądał tak smutno. Oczy mężczyzny były podkrążone i przekrwione, jakby płakał, albo nie spał, albo... sam nie wiedział...
Leo poczuł, jak coś w nim pękło. Jak mógłby mu nie pomóc? Jak mógłby mu nie wybaczyć? Wiedział, że wszystkiego żałował. Gdyby tak nie było, nie pisnąłby ani słówka na temat tego, co naprawdę działo się w ich związku.
Messi nie miał pojęcia, jak powinien zacząć rozmowę. Widok przybitego Cristiano całkowicie odjął mu mowę. Tak bardzo chciał go przytulić i pozwolić mu się wypłakać. Czuł, że tego potrzebował. Chociaż Cris nigdy przy nim nie płakał, na pewno nieraz chciał to zrobić.
— Cri...
— Przepraszam — przerwał mu Ronaldo, a Lionel zamknął usta. — To brzmi tak okropnie na tle tego wszystkiego, ale... nie wiem, co więcej mogę zrobić. Przepraszam... tak bardzo Cię przepraszam, nawet jeśli myślisz, że moje przeprosiny są nieszczere.
— Zawsze myślę, że są szczere — powiedział cicho.
— To jest Twoja zguba, Leo.
— Co?
— Czy kiedykolwiek te słowa przyniosły jakikolwiek skutek?
Messi zagryzł wargę.
— Na pewno kiedyś przyniosą — odparł, a Cris jedynie parsknął smutno śmiechem.
— Nie wiesz tego... i ja też nie wiem — westchnął ciężko.
— Wiem... wiem, że uda Ci się to wszystko przezwyciężyć... to może być długa i kręta droga, ale już jesteś na terapii, Cris... i ja przez ten cały czas przy Tobie będę — zapewniał go.
— Naprawdę w to uwierzyłeś? — Portugalczyk przetarł twarz i pokręcił głową zrezygnowany. — Kurwa...
— W co? — Leo uniósł brew.
— Gdybym poszedł na terapię, wszyscy by o tym wiedzieli, Leo. Cały świat — sprostował, a na twarzy Messiego pojawiło się zdezorientowanie.
Chyba nie rozumiał. Albo nie chciał rozumieć. Bo co miały znaczyć słowa „gdybym poszedł na terapię"?
— Nigdy nie było mnie na ani jednej sesji. Okłamałem Cię.
Leo przez chwilę wpatrywał się w czekoladowe tęczówki swojego chłopaka, aż w końcu zdecydował się odwrócić wzrok i pociągnąć nosem. Neymar miał rację... ale nie miał powodów, by nie wierzyć Crisowi.
— Dlaczego? — szepnął młodszy.
— Bo tak jak powiedziałem, dowiedzieliby się wszyscy.
— To jedyny powód?
Cris wzruszył ramionami.
— Nie wiem... gdybym poszedł do psychologa, musiałbym przebrnąć przez całe swoje dzieciństwo, ja... to ciężkie — przyznał, a Messi chciałby to zrozumieć, ale nie potrafił. Okłamywał go przez ten cały czas, a był pewien, że Cristiano nad sobą pracował. Prawda była jednak taka, że nie widział żadnej poprawy w jego zachowaniu.
Leo nie wiedział, jak powinien teraz zareagować, co powinien poczuć, zrobić, powiedzieć. Bolało go to, że został okłamany, ale to nie była najgorsza rzecz, jaką mógł mu zrobić Ronaldo. Było multum innych rzeczy, a nawet takie Messi nadal mu wybaczał. Sam już siebie nie rozumiał. Naprawdę nie miał pojęcia, co takiego musiałoby się stać, aby po prostu od niego odejść i już nigdy nie wrócić. Bo Leo zawsze wracał, nieważne co. Nieważne, czy Cristiano na niego nakrzyczał, czy go obraził, czy uderzył, czy zgwałcił, czy zamknął na kilka godzin w łazience, czy złamał mu żebro, czy pozwolił wykorzystać komuś innemu, czy... tego było po prostu za dużo, by wymieniać dalej. Ale Leo i tak wracał.
Faktycznie jemu samemu przydałaby się terapia.
— Ale chciałbym to w końcu zmienić — dodał Cris cichym tonem głosu. — Chciałbym w końcu sobie pomóc, bo czuję, wiem, że nie jestem już tą samą osobą i... nie chcę tego. Nie chcę nadal być tym Cristiano, którego się boisz i który wyrządza Ci krzywdę... — przygryzł wargę, a Leo mógł wyczytać z jego twarzy, jak bardzo zraniony był w środku.
Był zniszczony, oboje to wiedzieli. Lionel widział, jak to wszystko zabijało go od środka, jak sobie z tym nie radził. To było ciężkie do przyznania, ale Cris stał teraz nad nim, mając prawie łzy w oczach i naprawdę wszystkiego żałując.
— Potrzebuję pomocy, Leo... wiem, że jej potrzebuję — jego głos załamał się, a Argentyńczyk poczuł silne ukłucie w sercu.
Dolna warga Cristiano drżała, kiedy ten wpatrywał się w mniejszego piłkarza, a wzrok powoli zachodził mu łzami.
— Cristiano... — Messi szepnął, powoli wstając z łóżka.
— Pomóż mi, Leo... pomóż mi, proszę... — powiedział płaczliwie, podchodząc do swojego chłopaka, którego zmusił, aby ponownie usiadł na materacu, a sam przytulił się do jego ciała.
Lionel również nie mógł powstrzymać łez, kiedy poczuł ciepło Portugalczyka.
— N–Nie chcę Cię więcej krzywdzić... nie chcę... już nigdy więcej — płakał cicho w koszulę nocną Leo.
Młodszy z nich wcisnął nos we włosy Cristiano i zaciągnął się jego zapachem, kiedy wzrok nieprzerwanie mu się zamazywał, a serce biło coraz mocniej. Mógł przysiąc, że nigdy nie widział Crisa w takim stanie. Nigdy nie mówił mu takich rzeczy przez płacz. Poza tym on prawie nigdy nie płakał. To jeszcze bardziej utwierdzało Messiego w tym, jak to wszystko zepsuło jego psychikę.
— Pomogę... pomogę Ci, kochanie — wymamrotał cicho Messi i zacisnął palce na koszulce mężczyzny.
— Boję się, że już za późno... że już nic mi nie pomoże.
— Nie... nie mów tak, Ronnie... znajdziemy dobrego psychologa. I wszystko będzie dobrze — powiedział. Psycholog to jedna kwestia, druga to, czy Cris będzie chciał współpracować, ale Leo nie mógł mieć do tego teraz żadnych wątpliwości.
Wkrótce Cristiano odsunął się na niewielką odległość do Lionela, który spojrzał mu w jego załzawione oczy. Leo dostrzegł w nich same negatywne emocje, bez jakiejkolwiek nadziei, bez żadnej iskry... był taki zniszczony, taki straumatyzowany... Tak bardzo chciał, aby wrócił jego dawny chłopak, jego Cristiano, jego Ronnie. I pomoże mu w tym. Wkrótce wszystko wróci do normy. Leo po raz pierwszy od dawna znowu zaczął naprawdę wierzyć.
— Jesteś... najcudowniejszą osobą na świecie, Lio... tak cholernie przepraszam, że sprawiłem, że przestałeś w siebie wierzyć... tak bardzo nie chciałem Cię zranić. Nigdy — powiedział cicho.
Leo zagryzł dolną wargę, starając się nie wybuchnąć płaczem.
— Wybaczam Ci, Cris... zawsze Ci wybaczę. Wszystko.
— Nie powinieneś.
Argentyńczyk wzruszył ramionami. Nic więcej nie mógł zrobić. Wiedział to. Wiedział, że powinien odejść już dawno, ale nie potrafiłby. Cristiano był całym jego życiem i to nigdy się nie zmieni.
— Wierzę w Ciebie, Cristiano... byłbym taki głupi, gdybym odszedł i nigdy Ci nie pomógł — szepnął Leo, pozwalając dotknąć sobie policzka Ronaldo.
Cris uśmiechnął się smutno.
— Jesteś moim wszystkim, Leo... jesteś moim wszystkim — oparł swoje czoło o to mniejszego piłkarza. — Tak bardzo Ci dziękuję. Kocham Cię.
Przyjemne ciepło natychmiast wypełniło serce Messiego, jakby uleczając je w jedną sekundę. Cristiano nadal go kochał i to była jedyna rzecz, która miała go utrzymać na duchu.
— Tak bardzo Cię kocham, Lio...
‿‿‿‿
NA CZAS SIE UDALO DODAC 🎉🎉🎉
no to przelom czy nie przelom? i kto z was watpil w terapie cristiano? bo chyba mieliscie racje XD
tak czy inaczej, jakies przewidywania tego, co bedzie pozniej, jesli cristiano naprawde pojdzie teraz na terapie?
ps. zaraz rzuce studia, bo nie robia nic innego tylko mnie denerwuja...
twitter: @ smieszkujemy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro