Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

один

Yuri wybiegł z lodowiska, na opustoszałą ulicę, zamykając za sobą drzwi solidnym kopniakiem. Mało brakowało, by wybił przy tym szybę. Ostatnio zmienił swoje ukochane trampki na glany, gdyż te pierwsze przemakały w zetknięciu ze śniegiem, którego padało coraz więcej. Zmiana obuwia na cięższe, wiązała się zawsze z powszechnym sianiem zniszczenia, gdyż blondyn przywykł do kopania wszystkiego co napatoczy mu się pod nogi. Wciąż nie mógł się napatrzeć na sznurowadła w panterkę, które dostał przed wyjazdem od Otabeka. Zastanawiał się, gdzie starszy chłopak je znalazł, gdyż sznurowadła, były jedną z niewielu rzeczy, których ze swoim ulubionym motywem jeszcze nie posiadał.
Kilkoma susami pokonał odległość dzielącą go od zaśnieżonego chodnika i na moment przystanął, opierając się plecami o pokrytą szronem, uliczną latarnię. Z głośnym hukiem zrzucił z ramienia swoją torbę treningową i popatrzył się w górę, na niebo. Chociaż wcale nie było tak późno, firmament zdobiły już konstelacje świecących punkcików. Chłodne zimowe powietrze wypełniało płuca chłopaka, wprawiając jego drobne ciało w dygotanie. Z góry sypały się ogromne płatki śniegu, które wirowały w majestatycznym tańcu, aby w końcu opaść na pokrytą grubą warstwą białego puchu ziemię. Yuri wydychał kłęby pary, nie zważając na chłód nieprzyjemnie kąsający jego odkryte gardło i policzki. Mógł się przeziębić, ale wieczorne powietrze było tak przyjemnie orzeźwiające, że nawet przez chwilę się tym nie przejął.
Dzisiejszy trening był niezwykle wyczerpujący. Wydawać by się mogło, że po wygraniu złota w Grand Prix, chłopak mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku, jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Teraz właśnie musiał trenować jeszcze ciężej, aby nie wypaść z formy i sprostać oczekiwaniom, a poprzeczka którą sobie postawił była niesłychanie wysoka. Mimo takiego sukcesu, nie zamierzał spocząć na laurach. Chciał być jeszcze lepszy, nieustannie się rozwijać i zaskakiwać publiczność, oraz samego siebie. Za wszelką cenę, chciał udowodnić wszystkim, że dał radę. Mimo tylu przeciwności losu, nigdy się nie poddał, a nie zawsze było tak łatwo i kolorowo. Czasem przeszłość dawała o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach, a wtedy musiał być silny.
Odgarnął do tyłu, wpadające do oczu kosmyki mokrych od śniegu włosów i związał je w niedbały koczek. Westchnął cicho, obserwując unoszącą się w powietrzu parę. Czuł, jak jego policzki płoną czerwienią, pod wpływem niedawnego wysiłku i panującego na zewnątrz, przeszywającego mrozu. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w nocne niebo, które tego wieczora było wyjątkowo przejrzyste. Kiedy żegnali się z Otabekiem, starszy chłopak powiedział mu na pocieszenie, że chociaż będzie ich dzieliła odległość, zawsze będą patrzeć na to samo niebo, a to prawie tak, jakby byli koło siebie.
Od tego czasu, ku rozbawieniu Viktora, Yuri prawie cały czas chodził z głową skierowaną do góry, co ostatnio skończyło się nawet bliskim spotkaniem ze słupem, na którym zaraz potem wyładował swoją frustrację. Viktorowi też się oberwało, gdyż niepotrzebnie cieszył się jak głupi.
Blondyn nie potrafił jednoznacznie nazwać uczucia, które nim kierowało. Z pewnością było to coś w rodzaju tęsknoty. Teraz, kiedy wreszcie miał swojego przyjaciela, niesłychanie trudno było mu się z nim rozstać. Wiedział, że Otabek musi wrócić do siebie, co nie oznaczało, że się z tym pogodził. Chcąc nie chcąc, chwile spędzone podczas trwania Grand Prix, były jednymi z najlepszych jakie przeżył w swoim stosunkowo krótkim życiu. Teraz, gdy to wszystko się skończyło, powróciło zakorzenione gdzieś w środku uczucie samotności. Dlaczego zawsze był sam? Nigdy wcześniej nie miał prawdziwego przyjaciela. Viktor był dla niego bardziej jak starszy brat, a z resztą od kiedy wyjechał do Japonii i zaczął trenować Prosiaka, nie mieli nawet możliwości żeby spotykać się tak często, jak kiedyś. Po powrocie do Rosji widywali się na treningach i w soboty, kiedy wspólnie jadali obiady, albo gdzieś wychodzili. Mimo wszystko, Viktor zdecydowaną większość swojego czasu poświęcał Yuuriemu, co akurat było do zrozumienia. Jeśli już o Prosiaku mowa, to Yuri rownież nie mógł traktować go jako przyjaciela. Bardziej jak chłopaka swojego starszego brata. Chociaż Katsuki działał mu na nerwy, tak naprawdę blondyn darzył go sympatią, nawet większą niż można było się spodziewać, co oczywiście pieczołowicie starał się ukryć. Żadnej relacji nie mógł jednak porównać do tej, która łączyła go z Kazachstańczykiem. Była to bez wątpienia przyjaźń. Godziny spędzane na wspólnych rozmowach i spacerach mijały niesamowicie szybko, a więź łącząca tą dwójkę, rosła z dnia na dzień.  Po wyjeździe chłopaka, w sercu blondyna zagościła pewna pustka, z którą trudno było mu się pogodzić. Tęsknił. Chociaż od zakończenia Grand Prix minął dopiero miesiąc, czas dłużył się niesłychanie. Każdą wolną chwilę spędzali na wysyłaniu sobie zdjęć i wiadomości, a wieczorami codziennie rozmawiali na skypie. Nieraz bywało, że siedzieli tak do późna, zupełnie zapominając o otaczającym ich świecie. Zawsze mieli sobie tyle do opowiedzenia i pokazania. Teraz, gdy Yuri stał na mrozie, wpatrując się w nocne niebo, nie mógł wyrzucić z głowy myśli o przyjacielu. Może Otabek, w tej właśnie chwili, również ogląda gwiazdy, myśląc o nim?
Po chwili namysłu, blondyn wyjął z kieszeni bluzy telefon, z zamiarem napisania wiadomości. W czynności tej, niesamowicie przeszkadzały mu zdrętwiałe od zimna palce, przez co z wielką trudnością trafiał w odpowiednie literki, co z kolei poskutkowało wiązanką wypowiedzianych przekleństw.
Nie dane mu było jednak doczekać się odpowiedzi, gdyż z zamyślenia brutalnie wyrwała go kula śnieżna, która z impetem wylądowała prosto na jego twarzy. Śnieżny puch, w zetknięciu z rozpaloną skórą chłopaka, momentalnie się roztopił, pozostawiając na policzkach krople lodowatej wody. Miejsce początkowego zdziwienia, szybko zastąpiła irytacja, a w oczach pojawił się wściekły błysk. Chłopak otrzepał się z resztek śniegu i obrócił gniewnie w poszukiwaniu napastnika. Pomimo wysiłków, nie był jednak w stanie nic dostrzec w panującej naokoło ciemności. Wątłe światło rzucane przez latarnię na niewiele się zdawało, tylko utrudniając sytuację. Nie był w stanie dojrzeć napastnika, natomiast ten, miał go jak na widelcu.
- Wyłaź tchórzliwy skurwielu - warknął w stronę, z której jak mu się wydawało, nadleciał śnieżny pocisk.
Z oddali dobiegł go cichy chichot.
- Skurwielu, tak? - Yuri zmarszczył brwi. Znał ten głos. Ale przecież to niemożliwe...
W tym samym momencie, przed blondynem wyłoniła się znajoma, smukła, aczkolwiek lekko przysadzista sylwetka. Chłopak, który zmierzał w jego stronę, nie był wysoki, jednak w dalszym ciągu przewyższał blondyna o kilka centymetrów. Śniada cera idealnie współgrała z ciemnymi oczami i czarnymi, wygolonymi z tyłu włosami. Miał na sobie swoją ulubioną, skórzaną kurtkę i ciężkie buty, które charakterystycznie stukały przy zetknięciu z zamrożonym chodnikiem.
- Cześć Yuratchka - gdy blondyn ujrzał Kazachstańczyka, cała jego złość momentalnie wyparowała, a niezadowolony grymas na twarzy ustąpił miejsca niedowierzaniu.
- Otabek - westchnął i wiedziony jakimś niezrozumiałym impulsem mocno przytulił starszego chłopaka, wczepiając palce w materiał jego skórzanej kurtki. Nie planował tego, jednak poczuł silną potrzebę bliskości, jakby chciał się upewnić, że stojący przed nim chłopak jest prawdziwy.
Zaraz potem, zdał sobie sprawę z niezręczności całej sytuacji i oderwał się od ciemnowłosego, próbując ukryć zażenowanie. Cieszył się, że jego policzki były już czerwone od mrozu, dzięki czemu mógł ukryć swoje rumieńce.
- To znaczy, co ty tu robisz? - fuknął, starając się sklecić jakieś sensowne zdanie. Chociaż przez cały czas myślał o chłopaku, była to ostatnia osoba, którą spodziewał się spotkać.
Na twarzy Kazachstańczyka pojawił się tajemniczy uśmiech. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy przez ciszę przedarł się dźwięk smsa.
- "Zadzwoń, chcę pogadać" - wyrecytował na głos, unosząc do góry lewą brew - Załatwione - uśmiechnął się delikatnie i rozczochrał niesforne włosy blondyna.
Yuri wysłał tą wiadomość dosłownie przed chwilą, ale za nic nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Teraz mógł porozmawiać z ciemnowłosym twarzą w twarz, co było chyba najlepszą nagrodą po wyczerpującym treningu. Miał mu przecież tyle do opowiedzenia.
Nadal jednak zastanawiał się, co było powodem niespodziewanego przyjazdu chłopaka. Ciemnooki, jakby czytając mu w myślach, rozpoczął swoją opowieść.
- Jeśli chodzi o ten przyjazd, to zacząłem go planować od razu po powrocie do Kazachstanu. Już wcześniej chciałem tu przyjechać na dodatkowe treningi, ale kiedy poznałem ciebie, wiedziałem, że to tylko kwestia czasu - blondynowi zdawało się, że ujrzał w oczach Otabeka pewien błysk - Wynająłem niedaleko mieszkanie i zamierzam tu na trochę zostać, bo pomyślałem, że możemy razem trenować i spędzić ze sobą więcej czasu. Przyleciałem dosłownie dwie godziny temu, ale wiem, że o tej porze masz trening, więc postanowiłem tu na ciebie poczekać...
- Żartujesz? Dlaczego nic nie powiedziałeś? - przerwał mu podekscytowany do granic możliwości blondyn. Fakt, że Otabek przyjechał do Rosji napawał go jakąś niezrozumiałą radością. Oczywiście chodziło o treningi, ale czy to naprawdę był główny powód jego wizyty?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę - Kazachstańczyk spoglądał na mniejszego chłopaka, oświetlonego nikłym blaskiem latarni. Yuri był taki drobny i filigranowy, można wręcz rzec, że kruchy. Porcelanowa cera, delikatne rysy twarzy, lśniące, jasne włosy, przysłaniające duże, turkusowe oczy - był piękny pod każdym względem. Na lodzie poruszał się z niesłychaną gracją i lekkością, jakiej nie miał chyba nikt oprócz Viktora. Gdy obserwowało się tańczącego blondyna, trudno było oprzeć się jego czarowi i pozornej delikatności, jednak gdy schodził z lodu, zamieniał się w zupełnie inną osobę, a wszystkie złudzenia jego kruchości natychmiast znikały. W ułamku sekundy na miejscu drobnej wróżki, pojawiał się rozwścieczony tygrys, który tylko czekał, żeby skopać ci tyłek. Był doskonałym przykładem na to, jak bardzo pozory mogą zmylić człowieka. Majestatyczny i pełen charyzmy, blondyn był jedynie na lodzie. Gdy z niego schodził, momentalnie zamieniał się w upartego, wrednego dzieciaka, co Otabeka oczywiście w ogóle nie zrażało. Uważał, że to na swój sposób słodkie, a poza tym wiedział, że młodszy chłopak potrafi być naprawdę kochany.
- Ej, dlaczego się tak gapisz? - Yuri pomachał mu przed oczami, posiniałą od chłodu dłonią - mam coś na twarzy?
- Nie nic, zamyśliłem się. To co, idziemy? Ubierz rękawiczki - Otabek odparł automatycznie, wyrwany z zamyślenia. Czy naprawdę odpłynął na tak długo?
Młodszy chłopak dla zasady przewrócił oczyma.
- Nie tak szybko - fuknął i rzucił się na Otabeka, niczym drapieżny kot na swoją ofiarę. Już po chwili twarz ciemnowłosego usmarowana była powoli topniejącym śniegiem, co zostało oczywiście uwiecznione na zdjęciu i rozesłane do wszystkich znajomych.
- Teraz możemy iść - dokończył, zadowolony z rezultatu Rosjanin - do mnie, czy do ciebie?
Otabek wytarł twarz w szalik i spojrzał na blondyna z udawanym wyrzutem. Dzieciak.
- Do mnie.
Yuri pokiwał twierdząco głową i posłał chłopakowi subtelny uśmiech. Podniósł z ziemi swoją torbę i obrócił się na pięcie, stając tyłem do latarni. Każdy jego ruch, nawet ten najdrobniejszy, był pełen gracji, co nie umykało uwadze Otabeka
- Nie tędy Yura - rozbawiony chwycił blondyna za ramię i delikatnie odwrócił w odpowiednim kierunku.
Ruszyli w stronę mieszkania ciemnowłosego, po drodze entuzjastycznie opowiadając sobie o wszystkim, co się wydarzyło podczas ich krótkiej rozłąki.
W międzyczasie, Yuriego zdążyło rozboleć już gardło, dwa razy dostał nagłego ataku kaszlu i zużył całą paczkę chusteczek.
- Zapnij się - rozkazał ciemnowłosy.
- Nie.
- Yuratchka zapnij się, bo jak nie, to przyrzekam, że nie ręczę za siebie.
- Tylko spróbuj - warknął młodszy, lecz Otabek, niewiele słuchając, siłą zmusił go do zapięcia kurtki i owinął swoim ciepłym szalem, co u blondyna wywołało falę gorąca, bynajmniej nie spowodowaną pojawieniem się ciepłego okrycia.
- Kiedy dotrzemy na miejsce, zrobię ci gorącą czekoladę. Mam nawet pianki i bitą śmietanę.
Jak dobrze znowu mieć przy sobie przyjaciela.
----------------------------
Chociaż cierpię na brak wolnego czasu i pisanie tego to trochę samobójstwo, nie mogłam się powstrzymać.
Za bardzo kocham yoi i ten ship, żeby czegoś nie opublikować ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro