два
Po kilkunastu minutach drogi, porządnie zmarźnięci, wreszcie dotarli na miejsce. Yuri faktycznie zaczął żałować, że wcześniej nie posłuchał rad Otabeka i nie ubrał się cieplej. Czuł, jak jego ciałem wstrząsają nieprzyjemne dreszcze i już wiedział, że nieźle się przeziębił. Zatrzymali się przed wysokim, potężnym blokiem. Z pewnością nie był to żaden imponujący budynek, nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle innych, wręcz identycznych. Przeciętny - to słowo chyba najlepiej go opisywało. Fasada, niegdyś pokryta kolorową farbą, teraz wyblakła, przez co wydawała się mdła i nijaka. Rząd pokrytych szronem okien, zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wszystko to było dość przytłaczające, jednak nie dla Yuriego. Może dlatego, że ten budynek stał się teraz domem jego przyjaciela, a może dlatego, że sam mieszkał kiedyś w podobnym miejscu. Podobnym - to słowo chyba jednak nie było odpowiednie. Yuri wzdrygnął się na myśl o swoim wczesnym dzieciństwie, kiedy przyszło mu żyć w najgorszej dzielnicy miasta. Z pewnością nie było to odpowiednie miejsce dla żadnego dziecka, tym bardziej takiego drobnego i niewinnego, jakim był Yuri. Dziecka z głową pełną marzeń, które po kolei zostawały niszczone i siłą wydzierane z małych, kruchych rączek. Nienawidził tego miejsca, ale również dzięki niemu stał się tak zdeterminowany i odnalazł w sobie siłę, aby dążyć do celu. Aby pokazać im wszystkim, jak bardzo się mylili, mówiąc że nic nie osiągnie. Poniekąd właśnie dzięki tej rosnącej w nim złości i nienawiści, miał siłę by walczyć i codziennie pokonywać swoje słabości. Był wolny jedynie na lodzie i chciał tę wolność sobie wywalczyć, nieważne jaką cenę przyszłoby mu za to zapłacić. Przypomniał sobie jak wracał z treningów ciemnymi, brudnymi ulicami, ukrywając się w zaśmieconych zaułkach. Nierówne, zniszczone chodniki, które przemierzał tyle razy w drodze do domu. Wszystko było takie ponure, zupełnie jakby nie istniały inne kolory oprócz przygnębiających szarości. Po zmroku, robiło się niebezpiecznie. W tym miejscu nie dało się być szczęśliwym. Yuri pamiętał blok, w którym mieszkał. Olbrzymia, betonowa klatka. Ściany pokryte grafitti, w niektórych miejscach tak brudne, że aż czarne. Setki malutkich okienek, wychodzących na świat z niewiele większych mieszkań. Nieliczni, nieco zamożniejsi szczęśliwcy, posiadali nawet niewielkie balkony, których Yuri tak bardzo im wtedy zazdrościł. Wyobrażał sobie, że gdyby miał taki balkon, przesiadywał by na nim całe dnie, wpatrując się w niebo i próbując dotknąć chmur. Mieszkał na ostatnim, najwyższym piętrze, z którego rozciągał się niezbyt imponujący widok na przygnębiające, ponure ulice, po których spacerowali przygnębieni, ponurzy ludzie. Całymi dniami siedział na parapecie i obserwował świat przez malutkie okienko. Zimą zawsze było najgorzej, często wysiadało ogrzewanie, w rezultacie czego owijał się kocami, próbując jakoś się rozgrzać. Rodziców prawie nigdy nie było w domu. Czasami nie wracali na noc, przez co sam musiał o siebie zadbać. Całe szczęście, że miał jeszcze dziadka, dzięki któremu mógł rozpocząć swoją przygodę z łyżwiarstwem. Starszy mężczyzna zawsze był przy nim, wspierał go i podzielał pasję do łyżwiarstwa. Gdy w końcu mógł u niego zamieszkać, życie Yuriego nareszcie wkroczyło na nowy tor. Na ścieżkę, która poprowadziła go do sukcesu.
Moment, w którym dziadek uratował go od tego ponurego świata, wyrył się dokładnie w jego pamięci.
Była zima, jak zwykle nikogo nie było w domu. Yuri wrócił z lodowiska później niż zwykle, jednak nie spodziewał się zastać rodziców. Z resztą i tak nie zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Wbiegł na zatęchłą klatkę schodową i skierował się do małej, ciasnej windy. Nigdy za nią nie przepadał, była stara i zawsze, gdy się zatrzymywała, lub ruszała, wydawała straszne dźwięki. Za każdym razem, kiedy z charakterystycznym kliknięciem blokowały się drzwi, wstrzymywał oddech, czując się jakby ktoś odcinał mu dostęp do powietrza. Tak stara i zasłużona winda, musiała kiedyś w końcu się popsuć. Nikt jej nie doglądał, choć od dawna nadawała się do renowacji. Pech chciał, że odmówiła posłuszeństwa akurat, gdy jechał nią przestraszony blondyn. Gdy winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, drzwi po prostu się nie odblokowały. Przerażony Yuri zaczął walić w nie pięściami i kopać, jednak w dalszym ciągu drzwi pozostawały zamknięte. Zaczął panikować i krzyczeć, jednak nikt nie przybył mu z pomocą. W końcu wyczerpany, osunął się na ziemię, skulił pod ścianą i zapadł w niespokojny sen. Miał wtedy sześć lat.
Znalazła go dopiero sąsiadka, gdy rano, chciała zjechać na dół, aby załatwić codzienne sprawunki. Zadzwoniła po odpowiednie służby, które w końcu otworzyły drzwi, tym samym uwalniając chłopca z pułapki. Spędził tam całą noc. Przerażony i samotny, myślał że zostanie uwięziony już na zawsze, przez co nabawił się klaustrofobii, która do dzisiaj objawiała się lękiem przed ciasnymi i małymi przestrzeniami.
Po tym incydencie, niezwłocznie udał się do dziadka, któremu zapłakany, opowiedział o nieprzyjemnej przygodzie. Mężczyzna nie mógł już dłużej tolerować tego, co dzieje się z jego wnukiem i jeszcze tego samego dnia zabrał chłopca do siebie.
- Yuratchka, dobrze się czujesz? - do rzeczywistości przywołał go zaniepokojony głos przyjaciela.
- Co...a tak - wydukał, rozluźniając zaciśnięte w pięści dłonie.
Otabek zerknął na niego bez przekonania. Błyskawicznie zauważył zmianę nastroju blondyna, który najwyraźniej musiał sobie przypomnieć coś nieprzyjemnego. Już wcześniej domyślał się, że Yuriemu musiało być kiedyś ciężko. Potrafił odczytać te drobne sygnały, które blondyn tak zdolnie ukrywał pod krzykliwą osobowością. Nie chciał jednak o nic pytać, ani tym bardziej naciskać. Kiedy chłopak będzie gotowy, opowie mu sam.
Otabek bez słowa zbliżył się do młodszego i mocno go przytulił. Yuri zesztywniał, zaskoczony nagłym gestem ciemnowłosego, jednak po chwili odwzajemnił uścisk, wtulając głowę w jego tors.
- Dziękuję - wyszeptał.
Otabek nie zadawał męczących pytań, właściwie nic nie mówił. Po prostu go przytulił. Szczerze i mocno. Tego właśnie potrzebował - poczucia bliskości. Otabek rozumiał to lepiej niż ktokolwiek inny.
- Zaprosisz mnie wreszcie do środka, czy mam tu zamarznąć? - Yuri odezwał się z charakterystycznym dla siebie zniecierpliwieniem. Wygląda na to, że odzyskał humor, albo przynajmniej starał się zamaskować swoją wcześniejszą chwilę słabości.
Kazachstańczyk uśmiechnął się delikatnie, otwierając przed blondynem drzwi, prowadzące na klatkę schodową.
- Księżniczki przodem - na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Zamknij się, debilu - parsknął blondyn i wparował do środka nawet nie kłopocząc się z wytarciem butów, o leżącą tuż pod drzwiami, wysłużoną wycieraczkę.
Chłopak odrazu skierował się w stronę schodów, jednak nim zdążył wejść na pierwszy stopień, zatrzymał go głos starszego.
- Wiesz, mieszkam na ostatnim piętrze, szybciej będzie windą.
Yuri przełknął ślinę, na myśl o jego koszmarze z dzieciństwa. Oczywiście ta winda wzbudzała o wiele większe zaufanie i w dodatku był z nim Otabek, więc w najgorszym wypadku utknęliby razem, jednak wydawało mu się, że ta cholerna metalowa puszka, tylko czeka aby go uwięzić.
- Pójdę schodami - odparł nieco pobladły blondyn. Kurczowo ściskał w dłoni pasek treningowej torby.
- Zdajesz sobie sprawę, że to dwanaście pięter? - Otabek uniósł brew, posyłając młodszemu pytające spojrzenie.
- Trudno - Yuri fuknął i obrócił się na pięcie, tym samym dyskusję uznając za zakończoną. Ruszył przed siebie, żeby już za chwilę zniknąć na pierwszym piętrze.
Jego kroki odbijały się echem po pustej klatce schodowej i stopniowo cichły, podczas gdy chłopak niewzruszenie piął się w górę.
Otabek pokręcił z rozbawieniem głową, zastanawiając się jak Yuri zamierza wchodzić dwanaście pięter w górę za każdym razem, gdy będzie go odwiedzał. Determinacja chłopaka nieraz wprawiała go w podziw.
Nie zwlekając dłużej, wszedł do windy i nacisnął przycisk z dwunastką. Już po chwili, bez żadnych przygód dotarł na górę, oparł się o drzwi od mieszkania i z założonymi rękoma czekał na Yuriego, który w dalszym ciągu wlókł się po schodach.
Po kilku minutach stanął przed nim ledwo dyszący blondyn, który wyglądał jakby miał zaraz wypluć płuca. Taszczył za sobą ciężką torbę, którą ze wściekłością rzucił pod nogi ciemnowłosego.
Mimo starań, Otabek nie potrafił powstrzymać uśmiechu, na widok małego, rozwścieczonego Rosjanina. Jasne włosy Yuriego były teraz niesamowicie skołtunione, a sam wyglądał jakby conajmniej przebiegł maraton.
- Słabo z kondycją? - Kazachstańczyk uniósł brew i wykrzywił usta w zawadiackim uśmiechu.
Blondyn wyrzucił z siebie wściekłą wiązankę rosyjskich przekleństw, co tylko jeszcze bardziej rozbawiło Otabeka, który nie potrafił dłużej powstrzymywać tłumionego śmiechu. Yuri zupełnie nie rozumiał, co było takie zabawne. Pieprzony idiota. Dlaczego tak bardzo go lubił?
Otabek wciąż chichocząc, otworzył drzwi od mieszkania.
- Trochę tu bałagan, ale dopiero wszystko rozpakowuję. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Yuri posłał ciemnookiemu rozwścieczone spojrzenie, wyminął go w drzwiach i opadł na miękką, chabrową kanapę, wydając przy tym ciche westchnięcie. Czuł się fatalnie. Intensywny trening, przeziębienie i mordercza wędrówka po schodach, boleśnie dały mu się we znaki. Nie miał siły zdjąć nawet kurtki, czy butów, które zostawiły na panelach mokre od śniegu ślady. Otabek zerknął wymownie na podłogę, którą dosłownie parę godzin temu wyszorował do perfekcji, jednak widząc blondyna w takim stanie, nie miał serca mu tego wypominać.
- Zdejmij chociaż kurtkę, bo się zagotujesz - westchnął ciemnowłosy, patrząc na drugiego z politowaniem.
- Nie mam siły. Ty to zrób - blondyn odparł z chytrym uśmieszkiem, moszcząc się wygodnie na kanapie. Właśnie zaproponował Otabekowi, żeby ten go rozebrał, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Nieważne jak dziwnie to zabrzmiało, po prostu nie chciało mu się ruszać.
Kazachstańczyk przewrócił tylko oczami i podszedł do jasnowłosego, zdejmując zdecydowanie za cienką, jak na tę porę roku kurtkę i ubrudzone buty. Odłożył wszystko pod wejściem i z drugiego pomieszczenia przyniósł duży, puchaty koc, którym mimo protestów, otulił Rosjanina. Zaniepokojony rozpalonymi policzkami jasnowłosego, pochylił się nad nim i opuszkami palców dotknął jego czoła.
- Masz gorączkę - stwierdził niezadowolony, marszcząc brwi.
- Trudno - odparł, jak zwykle obojętny Yuri i zaczął bawić się materiałem puszystego koca.
- Przyniosę ci tę czekoladę i znajdę jakieś leki - ciemnowłosy westchnął, udając się w kierunku kuchni, stwierdzając najwyraźniej, że dalsza dyskusja z młodszym chłopakiem nie ma najmniejszego sensu.
Yuri w tym czasie rozejrzał się po pomieszczeniu. Mieszkanie, samo w sobie, nie było duże, ale za to przytulne. W salonie, główną uwagę przyciągała chabrowa kanapa, na której obecnie leżał. Podłogę z jasnego drewna, zdobił wielki, futrzasty dywan. Stało tu kilka półek na książki, które Kazachstańczyk powoli zapełniał w porządku kolorystycznym, co z niewiadomych powodów, rozczuliło blondyna. Pozostałe tomy, których Otabek nie zdążył jeszcze poustawiać, leżały poukładane w uporządkowanych kupkach na podłodze. Pod jasnoszarymi ścianami stały oparte najróżniejsze ramki ze zdjęciami i rulony, najprawdopodobniej z plakatami. Cały pokój zawalony był różnej wielkości kartonami, z których wystawało jeszcze więcej nierozpakowanych bibelotów. W rogu, pod oknem prowadzącym na balkon stał drewniany, przefarbowany na biało stół i para krzeseł, przyozdobionych wzorzystymi poduszkami. Salon połączony był z otwartym aneksem kuchennym, gdzie krzątał się obecnie Otabek. Szafki miały dość ciekawy, jasnoniebieski kolor. Cały ten pokój był pełen różnokolorowych dodatków, które wbrew pozorom wcale się ze sobą nie gryzły, neutralizowane przez stonowane kolory ścian i pozostałych mebli. Yuri zauważył jeszcze dwójkę drzwi, prawdopodobnie prowadzących do łazienki i sypialni. Wnętrze było raczej nowoczesne, jednak niczym nie przypominało apartamentu, w którym mieszkali Viktor z Yuurim. Mieszkanie Otabeka, było zdecydowanie bardziej zagracone, pełne dziwnych mebli i rozmaitych dodatków, które na pierwszy rzut oka wcale do siebie nie pasowały, jednak tworzyły harmonijną całość.
- Czeka mnie jeszcze trochę roboty, ale powoli pozbywam się pudeł - oznajmił Otabek i ostrożnie wręczył jasnowłosemu kubek z parującym płynem.
Yuri kochał gorącą czekoladę, a fakt, że została przyrządzona specjalnie dla niego i to przez najlepszego przyjaciela, napawała go radością. Góra bitej śmietany i pianek, była wszystkim czego w tej chwili potrzebował do szczęścia.
- Dziękuję - wyszeptał i obdarzył starszego subtelnym uśmiechem.
- Trzymaj - chłopak wręczył mu jeszcze opakowanie tabletek, które miały zbić gorączkę. - A teraz jeśli pozwolisz, pójdę posprzątać syf, który narobiłeś swoimi butami - dodał z wyczuwalną w głosie nutką irytacji.
- Powodzenia - zaśmiał się Yuri, jak gdyby nigdy nic, popijając przy tym słodką czekoladę i z rozbawieniem obserwując zmagania starszego chłopaka z mopem.
Otabek uśmiechnął się pod nosem.
Dlaczego tak bardzo lubił tego dzieciaka?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro