Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Un.


Spacerowałem z Calumem po mieście, jak to zazwyczaj robiliśmy w każde popołudnie. Nasze wędrówki nie były jednak bezcelowe. Ja, jak i Mulat nieustannie szukaliśmy mi jakiejś pracy, bo on też ledwo wytrzymywał wizję mnie spędzającego całe dnie na kanapie, po tym jak wyrzucono mnie z ostatniej pracy.

- Luke, spójrz, może to? - chłopak wskazał ręką na tabliczkę znajdującą się na drzwiach jednego z okolicznych budynków. Skądś kojarzyłem to miejsce, ale nie mogłem przypomnieć sobie skąd. - „Nasza herbaciarnia chętnie przygarnie nowe ręce do pomocy." - zacytował, próbując sparodiować głos speakera z reklamy.

- W sumie, czemu nie? Brzmią na zdesperowanych – parsknąłem śmiechem i pchnąłem drzwi, wywołując przy tym w holu charakterystyczny dźwięk dzwonka. Przysięgam, znam to miejsce.

Rozejrzałem się dookoła, chcąc zaznajomić się trochę z otoczeniem. I wtedy to uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Te same krzesła, ta sama kasa fiskalna – nic nie zmieniło się tu od tylu lat, prócz nazwy. Słynna kawiarnia, z którą wiąże się tyle wspomnień, zmieniła się w herbaciarnię, wywołując u mnie tym samym ciarki na przedramionach.

- Stary, co się dzieje? - Calum zagadnął mnie, gdy zauważył, że od kilku chwil stoję w bezruchu.

- To jest ta kawiarnia. Ta, w której pracował Michael – wyszeptałem drżącym głosem. - Chyba nie chcę tu być.

- Luke, dobijasz mnie. Minęło ładnych parę lat, a ty wciąż masz w głowie tego chłopaka. Ogarnij się – brunet pacnął mnie w ramię i ruszył w stronę kas. Szybko dogoniłem go i złapałem za ramię, dając mu tym samym znak, że ma się zatrzymać w miejscu.

- Nie chodzi o to, że nie wyrzuciłem go z głowy, dobra? Zresztą, zrobiłem to – prychnąłem. - Chodzi bardziej o to, że to miejsce przywołuje u mnie niechciane emocje.

- Och, ty poeto – Calum zamrugał teatralnie. - Skoro jęczysz imię Michaela przez sen przynajmniej raz w tygodniu, bo masz mokre sny z nim w roli głównej i od ponad dwóch lat nie miałeś ani dziewczyny, ani chłopaka, coś musi być na rzeczy.

- Oni po prostu nie sprostają moim wymaganiom – westchnąłem, już lekko poirytowany.

- Tak, bo nie są Michaelem Cliffordem – Calum znów pomknął w stronę kas, tym razem trochę szybciej, więc zanim zdążyłem go dogonić, dyskutował już żywo z ekspedientką.

- O, to mój przyjaciel, Luke Robert Hemmings. Bardzo zależy mu na tej pracy, wie pani, studenckie życie – chłopak mrugnął do kobiety, a ta uśmiechnęła się ciepło i spojrzała w moją stronę.

- Więc, Luke, czemu tak bardzo chcesz tej pracy? - zapytała, wyjmując spod lady notatnik i długopis. Boże, to jest jak wywiad śledczy.

- Huh, brakuje mi jakiegoś stałego zajęcia. Zresztą, studia same się nie opłacą, a z ostatniej pracy zwolniono mnie całkiem niedawno i stwierdziłem, że nie mogę żyć, cały czas obijając się na kanapie.

Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili zachichotała i zapisała coś na kartce.

- A mogę wiedzieć, czemu zostałeś zwolniony? - poprawiła okulary na swoim nosie i posłała mi kolejne miłe spojrzenie.

- Och, to nic takiego. Zwykłe szefowskie widzimisię, cięcia w budżecie, typowe. Ja w niczym nie zawiniłem, jeżeli do tego pani zmierza.

Brunetka kiwnęła głową i zapisała jeszcze kilka myślników na swojej kartce, którą zaraz potem mi podała, uprzednio prosząc o nieczytanie jej zawartości.

- Idź z tym do współkierownika. To pokój... - zaczęła, ale wszedłem jej w słowo. Przecież wiem, do cholery, gdzie jest każdy pokój w tym budynku.

- Tak, wiem. Bywałem tu już – parsknąłem i przechwyciłem notatki. Niemal biegiem ruszyłem w stronę domniemanego pomieszczenia.

Ku mojemu zdziwieniu, ich rozkład uległ jednak zmianie. Zapukałem dwa razy i otworzyłem drzwi, ale w starym składziku nie widziałem oznak biura „szefa". Zastałem tam tylko mężczyznę wypełniającego plik jakichś bliżej nieokreślonych dokumentów. Nie widziałem jednak jego twarzy, bo pokój oświetlała tylko mała lampka na biurku.

- Przepraszam? – odchrząknąłem, bo mój głos nie brzmiał zbyt pewnie. - Gdzie znajdę biuro kierownika?

Pracownik podniósł na mnie wzrok, ale wciąż nie mogłem zidentyfikować jego twarzy.

- Cóż, gdybyś przyszedł jakiś miesiąc później, to mógłbym dumnie powiedzieć, że na niego trafiłeś, ale to jeszcze nie ten czas – zachichotał, a ja mógłbym przysiąc, że znałem ten głos. Niemniej, ciekawiło mnie, czemu myślał, że interesuje mnie jego historia zatrudnienia. - Musisz zapukać w drugie drzwi od lewej. Mik... - zająknął się i parsknął śmiechem, ale po chwili kontynuował – Pan Clifford najpewniej jest u siebie.

- Pan Clifford? - wytrzeszczyłem oczy, ale wiem, że mężczyzna tego nie widział.

- Tak. To dziwne nazywać swojego chłopaka tak oficjalnie – znów jego usta opuścił melodyjny chichot, a ja poczułem, jak wszystkie moje mięśnie odmawiają współpracy. Nie mogę tu pracować. Ale jeżeli tego nie zrobię, Calum mnie zastrzeli. - Mam nadzieję, że dostaniesz tę pracę. Powodzenia!

Mruknąłem tylko w odpowiedzi i chyba trochę za głośno zatrzasnąłem drzwi do składziku, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Po chwili dyskretnie wszedłem do kolejnego pomieszczenia, gdy tylko usłyszałem zgodę na wejście. Tak, ten głos znałem już doskonale.

- Britney poinformowała mnie, że się pan zjawi. Miło widzieć zainteresowanie zatrudnieniem u nas – zaczął, nawet na mnie nie zerkając. Pisał coś na klawiaturze komputera, nie zwracając uwagi na moją osobę, co dodało mi pewności siebie. Nie zniósłbym kontaktu wzrokowego.

To niesamowite. Minęło tyle czasu, a ja znów go widzę. Znów mam przed swoimi oczami Michaela Gordona Clifforda.

Nie zmienił się jakoś szczególnie. Wciąż był bardzo przystojny, ale na pewno jego postawa stała się bardziej dojrzała. Rysy twarzy również. Cóż, wciąż był piękny, ale w ten bardziej poważny sposób.

- Tak, ja, um...

- Och, nie stresuj się tak – zachichotał, słysząc moje zająknięcie. Wciąż nie odrywał jednak wzroku od monitora. - Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że dostaniesz tę pracę. Usiądź – skinął ręką w stronę fotela znajdującego się na wprost biurka. Być tak blisko niego. - Przepraszam, że na razie nie prowadzę z tobą normalnej rozmowy, ale muszę wypełnić ten wniosek. To zajmie tylko sekundę. W tym czasie może chciałbyś coś do picia?

- Nie, myślę, że nie – szepnąłem. Czułem, jak mój oddech zamienia się w worek kamieni ciężących mi w gardle.

- Cóż, jak chcesz – uśmiechnął się, ale po raz kolejny nie do mnie, a w stronę sprzętu. - Powiedz proszę, jak się nazywasz i ile masz lat, choć brzmi to banalnie, jest to istotne. I połóż kartę od Britney na biurku.

Zrobiłem to, o co prosił i niepewnie przełknąłem ślinę.

- Um, tak, więc nazywam się Luke Robert Hemmings i mam dwadzieścia dwa lata.

Wtedy czarnowłosy wówczas chłopak uniósł na mnie swoje spojrzenie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przez chwilę oboje milczeliśmy i nie był to w żadnym wypadku rodzaj tej przyjemnej ciszy.


~~~~~~~~~~~~  

jedziemy z tym koksem, jak to mówi mój tata(╯◕_◕)╯

tak, ja też nie wiem, o co chodzi mojemu tacie

Jeżeli jakimś cudem przed pojawieniem się drugiego rozdziału (nie wiem, kiedy on będzie, szkoła ssie, a ja zgubiłam mój szczęśliwy kocyk) wybije na tym ff 400 wyświetleń (nie dacie rady, haaaa słabeusze), to zabieram Was wszystkich na pizzę, promise

widzimy się w alternatywnej przyszłości, buziaki i takie tam x

PS: JEST JUŻ PIERWSZY ROZDZIAŁ FF "IDOL" O CASHTONIE, WIĘC MACIE TAM ZAJRZEĆ, BO INACZEJ NICI Z PIZZY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro