Trois.
*upewnij się, że przeczytałeś/aś poprzedni rozdział*
- Ashton napisał mi, że gdy będzie z Grace w Sydney, chcieliby nas odwiedzić – Mulat wszedł do mojego pokoju z miską chipsów i usiadł na krześle obrotowym. Westchnąłem głośno na jego słowa, bo Irwin i Bill to ostatnie, co chcę widzieć. - Och, powiedziałem też Grace, że spotkałeś Michaela. Była zszokowana, nie rozmawiała z nim od wieków.
- Przecież byli takimi cudownymi przyjaciółmi – parsknąłem sarkastycznie, na co dostałem chipsem po głowie.
- Jakby nie patrzeć, przyczyniłeś się do rozpadu ich przyjaźni, dupku.
- Ty też maczałeś w tym palce. Przecież uważałeś, że to genialny pomysł, tak bawić się kosztem i moim, i Michaela.
- Ale to nie ja okłamałem przyjaciół w związku z moją orientacją i nie zakochałem się w Michaelu Cliffordzie – odkrzyknął i wziął garść chrupek do ust. - Poza tym, Luke, kocham cię jak brata, ale jesteś największym tchórzem, jakiego znam. Spójrzmy prawdzie w oczy, sam spieprzyłeś sobie prawdopodobnie najszczerszy, najlepszy i jedyny taki związek twojego życia, który wspominasz ze smutkiem nawet po kilku latach.
- Och, dziękuję za poprawienie mojego zajebistego humoru, można na ciebie liczyć.
Chłopak zachichotał pusto i przeniósł się z krzesła na łóżko, tuż obok mnie, częstując mnie przekąską.
- Wiesz, mam wrażenie, że to nie przypadek – odetchnął, a ja spojrzałem na niego pytająco. - Mam na myśli fakt, że znów na siebie wpadacie. Tu musi być coś na rzeczy.
- Calum, on jest z Loganem. I są szczęśliwi. Byłbym dupkiem, gdybym chciał to zniszczyć.
- Luke, ale ty jesteś dupkiem – zauważył mój przyjaciel, po raz kolejny zapełniając buzię porcją chipsów.
- W sumie to masz rację.
***
Tego dnia wstałem wyjątkowo wcześnie. To nie było tak, że chciałem zrobić dobre wrażenie na moim nowym szefie, po prostu chciałem zdążyć punktualnie do nowej pracy, która prawdopodobnie będzie utrzymywać mnie przy godnym życiu. Słyszałem jeszcze chrapanie Caluma dochodzące z pokoju obok, co mogło oznaczać dwie rzeczy – albo zaspał (a kim bym był, gdyby go nie obudzić?), albo ma nocną zamianę. Oczywiście zawsze istnieje też możliwość, że wziął sobie wolne, powołując się na wyimaginowaną chorobę i wstanie za jakieś trzy godziny, wciągnie na siebie tylko spodnie, chwyci jabłko w rękę i pójdzie prosto na wykład.
Tak, ja też nie wiem, jakim cudem przyjęto go na studia.
Pacnąłem go tylko delikatnie w ramię, słysząc w rezultacie grymaśny jęk i ruszyłem w stronę kuchni. Chcąc, nie chcąc całą noc myślałem o dzisiejszym dniu. Jakim cudem Michael stał się moim szefem? Człowiekiem, który będzie mi wypłacał pieniądze i może mnie zwolnić w każdej chwili, wedle jego widzimisię.
Usiadłem na kuchennym stołku oczekując na zagotowanie się wody, gdy Mulat zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Cześć, śpiąca królewno – zasalutowałem i poklepałem krzesło obok, dając mu tym samym znak, żeby usiadł obok.
- Cześć. Cholera, chyba zaspałem – podrapał się po głowie. - I co ja mam zrobić, Luke?
Parsknąłem.
- Jak to co? To, co zawsze.
- Kastracja psa czy kuzynka matki w szpitalu? - zapytał głupkowato, gdy wstał, aby zaparzyć kawę.
- Nie wiem, czy jako twój szef, chciałbym cię w załodze, biorąc pod uwagę fakt, że olałeś pracę dla niewyżytego zwierzaka – zachichotałem i przechwyciłem jeden z kubków.
- W takim razie kuzynka matki. Idę zadzwonić do Steve'a – wskazał wymownie palcem na swój pokój, a ja przytaknąłem, biorąc łyk napoju.
Gdy byłem pewny, że energię mam już na cały poranek, chwyciłem płaszcz i zwinnie wciągnąłem go na swoje ramiona. Do przyjazdu autobusu mam jeszcze piętnaście minut, co jest dla mnie rekordem. Wiem, że lepszym wyjściem byłoby zaopatrzenie się we własny samochód, ale to było ostatnie na liście rzeczy zaprzątających mi głowę.
Mozolnie opuściłem nasz blok i udałem się w stronę przystanku, witając się w międzyczasie z kilkoma sąsiadami. To niesamowite, że przyjęli nas tutaj tak ciepło, mimo naszych specyficznych, a co za tym idzie dziwnych zachowań.
W autobusie ogarnęła mnie jednak niepewność. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że za mniej niż dwadzieścia minut będę stał twarzą w twarz z Michaelem Cliffordem, przez którego mokre sny nawiedzały mnie minimum raz w tygodniu, o czym na bieżąco informował mnie Calum. Co gorsza, będzie tam też jego chłopak. Chłopak, którego raz olał, aby przyjąć ode mnie bukiet z marchewek. Chłopak, na którego ramieniu wypłakiwał smutki po tym, jak dowiedział się o całym naszym beznadziejnym układzie.
Boże, jaki ja jestem beznadziejny.
Bus stanął ulicę dalej od herbaciarni, więc zmuszony byłem resztę drogi przejść pieszo. Z kroku na krok robiło się to jednak coraz cięższe, a moje ręce dygotały coraz bardziej. W końcu stanąłem przed znajomymi drzwiami i delikatnie pchnąłem je, co spowodowało rozdźwięk charakterystycznego dzwoneczka. Znajoma mi już ekspedientka, której imienia zapomniałem, wychyliła się zza lady.
- Dzień dobry, Luke – pomachała mi, co niechętnie odwzajemniłem. - Tutaj masz fartuch z plakietką, nie wiem, czy dobrze zapisałam twoje nazwisko – zarumieniła się lekko, na co miałem ochotę parsknąć śmiechem.
- Nic nie szkodzi. Co mam robić?
- O to się nie martw. Logan albo Michael zaraz wszystko ci powiedzą. Cassidy będzie tu punkt trzynasta, więc do tego czasu staraj się niczego nie zepsuć – puściła mi oczko, widocznie zadowolona swoim niesamowitym poczuciem humoru. Mi jednak nie było do śmiechu.
I oczywiście chciałem, żeby przyszedł Michael.
- Czy nowy już... - zaczął Michael, wychodząc zza wejścia dla personelu, ale urwał w połowie, gdy nasze spojrzenia się spotkały. - Czyli już przyszedł. Chodź ze mną, powiem ci, co masz robić.
Skinąłem głową i posłusznie udałem się w jego kroki. Znaleźliśmy się na tyle, a we mnie uderzył intensywny zapach... czegoś. Analogicznie, była to herbata, ale nie miałem pojęcia jaka.
- Co mam robić, sir? - zapytałem niepewnie, obserwując jego ruchy.
- Na razie postawimy cię na kasie, bo nie ufam ci jeszcze na tyle, aby powierzyć ci poważniejsze zadania.
- Poważniejsze zadania? - prychnąłem. - Jakie mogą być tu poważniejsze zadania?
- Cóż, parzenie herbaty albo obsługa moździerza są wbrew pozorom bardzo trudne do ogarnięcia. Nie wspomnę już o segregacji czy selekcji – powiedział poważnie, na co nieświadomie przewróciłem oczami. Ten sam pedantyczny, inteligentny, kochający się wymądrzać Michael.
- W takim razie, który wirtuoz się tym zajmuje? - prychnąłem, wyraźnie urażony brakiem „zaufania" z jego strony.
- Rozmawiasz z nim. I ten wirtuoz mógłby zwolnić cię w każdej chwili, ale nie robi tego z przyczyn wyższych. Załóż fartuch i idź na kasy, zaraz otwieramy. Nie zepsuj niczego, serio – pogroził mi jeszcze palcem i udał się do swojego gabinetu, a ja sparodiowałem go cicho pod nosem, chcąc rozładować całe napięcie, które się we mnie nagromadziło. Ubrałem roboczy ciuch i nieudolnie zawiązałem go z tyłu talii, słysząc po tym melodyjny chichot. Niepewnie odwróciłem się na pięcie, napotykając tym samym parę znienawidzonych przeze mnie tęczówek.
- Witamy w załodze – Logan założył ręce na pierś i uśmiechał się kpiąco, a ja, cóż, chciałem go zabić.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, pracuję tu – splunąłem i już chciałem go wyminąć, ale złapał moje ramię.
- To takie cudowne uczucie patrzeć, jak karma do ciebie wróciła – zakpił, a ja posłałem mu pytające spojrzenie. - No wiesz, kiedyś to ty odebrałeś mi Michaela, ale kiedy okazało się, jak wielkim chujem jesteś, to ja odebrałem ci jego.
Nienawidzę. Logana. Mesha.
~~~~~~~~~~~~~~
stwierdziłam, że dodam rozdział, bo czemu nie?
swoją drogą, to zmieniam zdanie częściej niż skarpetki i dlatego pytam po raz drugi - co sądzicie o nowych okładkach?
te już serio mi się podobają i mam nadzieję, że przetrwają chociaż miesiąc:-( zmieniłam też trochę 'nazwy' ff, i mean emoji i opisy, nie wiem, coś mnie wzięło na letnie porządki tutaj, ale mam nadzieję, że teraz jest to estetycznie miłe dla oczu lmao
a i jeszcze szybkie pytanko
nowe ff - lashton czy (kolejny) muke?:-)
jeżeli to wam pomoże w wyborze, to tytuł lashtona brzmiałby "Don't", a muke'a "I'm All Yours" cri
(samą mnie korci muke, ale lashtona zaczęłam już pisać i kocham fabułę, więc idk, zdaję się na was)
systematykę dodawania rozdziałów obiorę jakoś w kolejnym tygodniu i sobie to wszystko ładnie rozpiszę, żeby was zbyt nie zaniedbywać, ale na razie będzie to trochę w kratkę, przez szkołę:-(
ily
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro