Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Six.

*upewnij się, że przeczytałeś/aś poprzedni rozdział i skup się na zdjęciu w mediach, bo będzie istotne w rozdziale, lmao. zostaw też komentarze przy ciekawszych fragmentach:)*


Wciąż staliśmy z twarzami blisko siebie, a ja czułem jego oddech na swoim karku. Bardzo chciałem go teraz pocałować, ale czekałem na jego ruch. Nie chciałem go wystraszyć, bo wtedy raczej nigdy już bym go nie odzyskał.

- Luke, my n-nie możemy robić takich rzeczy – zająknął się i odepchnął mnie od siebie z impetem, zaczerpując przy tym oddech. - Ja mam chłopaka, a nasz związek miał swój finisz kilka lat temu. Nie możesz tak po prostu lizać mnie po twarzy – zaczął już poważniej, a rumieniec zszedł z jego twarzy.

- Naprawdę za tobą tęsknię, Mikey – znów spróbowałem się do niego zbliżyć, ale ten odepchnął mnie, kiwając głową.

- Nie, Luke – wyminął mnie i ruszył w stronę swojego biura, a ja westchnąłem cicho. Źle zrobiłem, zbierając się na takie wyznanie i to w tak szybkim tempie, ale widok jego iskrzących tęczówek zadziałał na mnie w spontaniczny sposób. Stałem jeszcze chwilę z rękoma opartymi na kuchennym blacie i kontemplowałem sytuację, dopóki mój telefon nie zabrzęczał. Wyjąłem komórkę z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, na którym dumnie mrugało imię mojego przyjaciela.

- O co chodzi, Calum? - odezwałem się bez przywitania, jak tylko kliknąłem zieloną słuchawkę.

- Kiedy będziesz wracał do domu, zrób większe zakupy.

- Mamy gości? - zdziwiłem się, bo nikt nie zapowiadał nam jakiejś wizyty, a w mojej głowie przeleciało milion wizji domniemanych odwiedzających.

- Można tak powiedzieć – Mulat parsknął, a ja zirytowałem się jeszcze bardziej.

- Kto to?

- Och, nie chcesz wiedzieć – droczył się.

- Calum, przysięgam na Boga...

- Okej, okej – jestem prawie pewny, że przewraca teraz oczami. - Grace i Ashton siedzą właśnie w naszej kuchni. Pa, Lukey, widzimy się w domu – nie czekając na mój odzew, rozłączył się.

Cholera jasna.

Jakim prawem wpuścił ich do naszego mieszkania bez uzgodnienia tego ze mną? Nie wiem w ogóle, czemu przyjaźnię się z tym gościem, kurwa. Chyba muszę rozważyć opcję przenocowania w motelu, bo zbyt świerzbiłoby mnie, aby tej nocy zabić naszych tymczasowych lokatorów.

- Co jest, Hemmo? - Brit dziobnęła mnie w ramię i wskoczyła na kuchenny blat, łapiąc w międzyczasie kawałek szarlotki. - Wnioskując po twoich włosach, rozmawiałeś z Michaelem – parsknęła, a ja wtedy przypomniałem sobie, że faktycznie wyglądałem jak bezdomny uzależniony od czekolady.

- Ta, huh, nieważne – westchnąłem. - Cholera, ale ja nie mogę pojechać tak do domu. I do sklepu. Grace i Ashton nie mogą zobaczyć mnie...

- Spokojnie – brunetka wyciągnęła rękę do góry. - Michael mieszka ulicę dalej, na pewno pozwoli ci się ogarnąć, żebyś zrobił dobre wrażenie na tych ludziach, kimkolwiek oni są.

- Och, chciałabyś. Nie będę go o nic prosił – założyłem ręce na pierś i naburmuszyłem się, z perspektywy czasu, jak małe dziecko.

- Cóż, ty nie musisz – zeskoczyła z blatu i wręcz pobiegła w stronę gabinetu Clifforda, ignorując moje bezcelowe nawoływania.

Kilka minut później wracała do mnie, ciągnąc za sobą czarnowłosego. Jego mina nie wyrażała aprobaty, a on sam poruszał się bardzo ociężale i niechętnie, co trochę mnie zasmuciło.

- Michel, to ty zrobiłeś z Luke'a górę cukrową – zaczęła dziewczyna – a sam nie wyglądasz lepiej, więc w tej chwili masz odwieźć go do siebie i doprowadzić was do porządku.

Mikey parsknął melodyjnym śmiechem i pokręcił głową z politowaniem.

- Z całym szacunkiem, ale nigdzie z nim nie jadę.

- Ja też nie zamierzam nigdzie jechać z tym zadufanym w sobie bałwanem – prychnąłem, choć w rzeczywistości moje słowa mijały się z prawdą.

- Zachowujecie się jak dzieci – skwitowała Britney. - Pojadę z wami, jeżeli to ma zapobiec rozlewowi krwi. Już, do samochodu! - poinstruowała nas, a my posłusznie ruszyliśmy w stronę tylnego wyjścia.

W końcu znaleźliśmy się na zewnątrz, a Michael już miał otwierać drzwi, gdy nagle zatrzymał rękę w powietrzu.

- Przysięgam, Hemmings, jeżeli pobrudzisz mi karoserię...

- Och, zamknij się – wyrwałem mu kluczyki z ręki i sam otworzyłem samochód, szczerząc się przy tym zwycięsko.

- Luke, kim właściwie są Grace i Ashton? – brunetka zapytała, gdy znaleźliśmy się już w samochodzie, a ja chciałem ją zabić. Oczywiście, z moim fartem musiała poruszyć ten temat przy Mikey'u.

- Huh, to nikt ważny – westchnąłem i zapiąłem pasy. Michael włączył silnik i zilustrował mnie uważnie w lusterku.

- Bill i Irwin do ciebie przyjeżdżają? - prychnął, a jego twarz przybrała ognisty wyraz.

- Mi też nie jest to na rękę, uwierz. Ale Calum nie miał serca im odmówić.

- Oczywiście – szepnął i zaśmiał się kpiąco, po czym wyjechaliśmy z parkingu.

Faktycznie, Michael mieszkał blisko herbaciarni, co musiało być mu bardzo na rękę. Nie musiał codziennie tłuc się autobusami i psuć sobie humoru każdego ranka. Weszliśmy do bloku zgodnie z poinstruowaniem czarnowłosego. Jego mieszkanie nie było niczym nadzwyczajnym. Krzyczało „jestem niedoszłym studentem z małą sumą na koncie" i było bardzo przytulne i urocze.

Zupełnie takie, jak Michael.

- Łazienka jest po lewej, nie zniszcz jej, tak jak miliona innych rzeczy dziś – Clifford rzucił we mnie jedną ze swoich koszulek, a ja, chcąc nie chcąc, zaciągnąłem się jej zapachem i czułem się poniekąd dumny, że mogę ją nosić.

Sparodiowałem go jeszcze cicho pod nosem i ruszyłem w stronę toalety. Tam szybko umyłem włosy i doprowadziłem umazaną w cieście twarz do porządku, a gdy stwierdziłem, że wyglądam ludzko, wyszedłem.

Nie wiedziałem do końca, gdzie powinienem się udać, więc wszedłem do jedynego pokoju, w którym były otwarte drzwi. I to była najlepsza decyzja mojego życia. Bowiem Michael Clifford stał oparty o bok komody i przewracał w dłoniach zdjęcie, którego nie mogłem zidentyfikować. Gdy jednak wyczuł moją obecność, upuścił świstek, a ja poczułem wtedy, że nadzieja naprawdę jest matką głupich. Było to jedno z naszych pierwszych zdjęć z polaroida, zrobiliśmy je na jednej z pierwszych randek. Całowałem go na nim w policzek, i przysięgam, że w tym momencie poczułem ten smak. Mimowolnie uśmiechnąłem się na to wspomnienie i podszedłem do mojego byłego chłopaka.

- Też lubię sobie czasem powspominać – oparłem się o komodę tak, że staliśmy zwróceni twarzami do siebie. - Tylko problem w tym, że robię to trochę za często.

- Luke, jestem teraz szczęśliwy, naprawdę. Zacząłem nowy rozdział w moim życiu i nie zaglądam w przeszłość. To, to teraz, to był impuls. Ty zjawiłeś się tak niespodziewanie i... - westchnął cicho. - Wszystko wraca do punktu wyjścia, więc najlepiej będzie, jeżeli zapomnimy. Ja naprawdę nie chcę się teraz w tobie znów zakochiwać.

Patrzyłem na niego delikatnie zaszklonymi oczami, aż w końcu zebrałem się na odwagę i podszedłem do niego. Moja ręka musnęła jego policzek, przez co trochę się wzdrygnął, ale nie uciekał. Nie chciał uciekać. Wciąż pocierałem kciukiem o bok jego twarzy i zdecydowałem się przerwać otaczającą nas przyjemną ciszę.

- Ja natomiast będę robił wszystko, żebyś zakochał się we mnie ponownie, Michael.


~~~~~~~~~~~~~

jak źle to zabrzmi, jeżeli powiem, że lubię ten rozdział? cri

w tym tygodniu z rozdziałami będzie ciężko, bo wciąż mam dużo zaległych zaliczeń, ale mam nadzieję, że to rozumiecie robaczki

muszę też Wam podziękować, bo na "Coffee Shop" wybiło dziś ponad 11 tysięcy wyświetleń, a jest to dla mnie tak niewyobrażalnie wielka liczba, że przez pół godziny krzyczałam do monitora i popłakałam się gorzej niż dziecko (tak, ja też nie wiem, co jest ze mną nie tak)

a oczywiście nie byłoby to możliwe bez Was, więc dziękuję!

dziękuję, dziękuję, dziękuję

nie można chyba opisać słowami tego, jak bardzo Was kocham

do następnego, ily x

(btw, tak, znów zmieniłam okładki, bo szybko mi się nudzą i chciałabym wiedzieć, co sądzicie:-) )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro