Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sept.

*szybkie ostrzeżenie! - dość długi rozdział:)*

Jedyne co otaczało naszą dwójkę od mojego wyznania, to głucha cisza. Żaden z nas nie omieszkał się przerywać tej chwili żadnym głupim słowem, a kontakt wzrokowy, który utrzymywaliśmy, w zupełności nam wystarczał. W końcu Michael odcharknął znacząco i delikatnie się ode mnie odsunął.

- Michael, ja... - zacząłem, ale w tym samym momencie Britney znalazła się przed nami i oparła o framugę drzwi.

- Nie chcę wam przeszkadzać, słodziaki, ale Logan dzwonił już do mnie jakieś dwadzieścia razy – parsknęła i założyła ręce na pierś.

- Cholera – Clifford mruknął i zaczął nerwowo drapać się po głowie. - Nie powiedziałem mu, że wychodzimy.

- Spokojnie, poinformowałam go, że jesteśmy u ciebie – brunetka wzruszyła ramionami i już miała wycofywać się z powrotem do holu, ale głos czarnowłosego zatrzymał ją w przejściu.

- Tak, genialny, kurwa, pomysł – Michael parsknął sarkastycznie i klasnął w dłonie. - Cudownie, przecież każdy partner chce usłyszeć, że jego chłopak spoufala się ze swoim byłym w swoim własnym domu.

- Uspokój się, przecież do niczego nie doszło – dziewczyna przewróciła oczami, a ja zarumieniłem się nieznacznie. Oczywiście, sytuacja sprzed chwili nie była nawet zdradą, ale Michael, cóż, lubił dramatyzować. - Chyba, że o czymś nie wiem.

- Nie żartuj sobie ze mnie – zbeształ ją. - Luke, jedź już do domu, koniec twojej zmiany na dziś. Och, i przekaż twoim gościom, że serdecznie ich nie pozdrawiam.

- Jasne – prychnąłem. - Może jeszcze zaproszę cię dziś na kolację i urządzimy sobie mały kumpelski zjazd po latach?

- Po prostu wyjdź już z mojego mieszkania – Mikey pchnął mnie delikatnie w stronę wyjścia. Wiem, że boi się konfrontacji z przeszłością, ale ja też jestem przerażony. To, że to on był pokrzywdzony, nie czyni z niego pępka świata, bo finalnie nikt z nas nie skończył tamtego okresu szczęśliwy.

Ale nie, przecież Michael jest tu najważniejszy.

- Mógłbyś chociaż pokusić się o odwiezienie mnie, bo nie znam drogi do domu – szepnąłem kpiąco, gdy chwytałem już za klamkę. Chłopak westchnął tylko cicho i chwycił klucze, po czym wyminął mnie i pierwszy wyszedł na zewnątrz. Mogłem się tego spodziewać.

Całą trójką wpakowaliśmy się z powrotem do samochodu, a gdy krótko poinstruowałem go i streściłem opis okolicy, w której mieszkam, ruszyliśmy.

W drodze nikt nie raczył się odezwać ani słowem, co właściwie prawie mi nie przeszkadzało. Dokuczał mi jedynie fakt, że Michael tak bardzo troszczy się o Logana i tak bardzo liczy się z jego zdaniem, ale nie mogłem być za to zły. To przecież jego chłopak, a gdybym był na jego miejscu, cieszyłbym się, że jestem oczkiem w głowie tego pokręconego, uroczego chłopaka.

No właśnie, mogłem być teraz na jego miejscu.

- To tutaj? – Clifford wskazał palcem okolicę, a ja pokiwałem głową. - Dobrze, wysiadaj. Widzimy się jutro, punkt dziewiąta. Minuta spóźnienia i już nigdy więcej nie postawisz tam nogi.

- Jak zwykle milutki – zachichotałem sucho. - Do widzenia, szefie – prychnąłem jeszcze na odchodne i po chwili mogłem już tylko obserwować oddalający się samochód Michaela. Zrezygnowany pokiwałem głową dezaprobowanie i ruszyłem w stronę bloku. Nie kłopotałem się już nawet z zakupami, bo wizja karmienia ludzi, których nienawidzę z całego serca, średnio mi się podobała.

Gdy już dostałem się do właściwej klatki, serce waliło mi jak oszalałe. Niepewnie pchnąłem drzwi mieszkania i już z korytarza usłyszałem te dwa irytujące głosy.

- Cześć, Luke – Calum przywitał mnie w progu i ręką zachęcił do wejścia. Wszedłem do salonu, uprzednio rozglądając się dookoła, aż w końcu moje tęczówki dostrzegły dwie obce sylwetki.

- Hej – Grace uśmiechnęła się niepewnie i pomachała mi delikatnie. Kiwnąłem głową bez słowa ze świadomością, że gdybym choćby pisnął, zwymiotowałbym na podłogę.

- Luke, gdzie zakupy? - Mulat pacnął łokciem moje ramię, a ja wzruszyłem ramionami.

- Nie będę ich karmił, Calum – parsknąłem, a mina blondynki automatycznie zrzedła. - Gdzie ten kutas?

- Stoi za tobą – usłyszałem z tyłu i delikatnie odwróciłem się na pięcie w stronę kolejnego rozmówcy. - Mi też miło cię widzieć, dzięki za tak ciepłe przywitanie.

- Co robicie w Sydney? - zapytałem znudzony, ale prawdę mówiąc, serio mnie to interesowało.

- Nowy Jork ssie, a my stęskniliśmy się za starymi śmieciami – Ashton chwycił mój policzek i pokiwał nim w różne strony, jak to zwykły robić te wszystkie irytujące starsze babcie. - W tym za wami.

- Zostają tu na tydzień, dziś przenocują u nas – Calum dodał, częstując mnie jakimiś tanimi chrupkami. Nie, dzisiaj nie uda mu się mnie przekupić.

- Och, fajnie, że ze mną o tym porozmawiałeś – zaśmiałem się kpiąco i posłałem mu sarkastyczny uśmiech.

- Teraz rozmawiamy – westchnął głupkowato.

- Obiecuję, że jutro znajdziemy sobie jakiś motel i się stąd wyniesiemy, ale dzisiaj naprawdę nie mamy gdzie się podziać.

- To już nie mój problem – odepchnąłem Grace, gdy chwyciła za moje ramię.

- Luke, mógłbyś wreszcie się trochę opanować. Rozpamiętujesz błędy, które popełniliśmy kilka lat temu.

- Tak, przez te błędy ja straciłem i przyjaciela, i jedyną miłość mojego życia, a Michael jedyne oparcie w postaci mnie i Grace.

- Nie dramatyzuj, Luke. Zresztą, Michael jest szczęśliwy z Loganem – Ash wzruszył ramionami, a mi coraz mniej podobała się wizja ich zamieszkania tu, o ile to było w ogóle możliwe.

- No właśnie. Michael jest szczęśliwy z Loganem i to wszystko twoja wina! - krzyknąłem wreszcie, a Calum zaczął gładzić moje plecy. - Po prostu nie pokazujcie mi się dziś więcej na oczy i dajcie stworzyć iluzję, że was tu nie ma. Dziękuję.

Blondyn i jego dziewczyna posłali sobie znaczące spojrzenia i synchronicznie kiwnęli głowami.

Do końca wieczora miałem więc spokój, ale w środku nocy coś przykuło moją uwagę. Niestety, Calum odstąpił im swój pokój, a przez to musiałem spać z nim w jednym łóżku, co przy jego tendencji do wiercenia się na wszystkie możliwe strony było niemalże niemożliwe.

Gdy o drugiej w nocy skopał mnie już po raz czwarty, stwierdziłem, że nie będę cierpiał dłużej i udałem się do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu światło w pokoju było jednak zapalone, a głuchą ciszę przerwał głos znienawidzonej przeze mnie blondynki.

- Jasne – parsknęła, a ja przysłuchiwałem się wszystkiemu zza ściany. - Jesteśmy już w Sydney... Nie, nie wiem, myślę, że jutro na dobre skończę już z tym typkiem – zachichotała, a ja coraz mniej rozumiałem zarys sytuacji. Aktualnie ciekawiło mnie jednak najbardziej, kim był jej rozmówca. - To, że Ashton pomógł mi uporać się z tym homoseksualnym dziwakiem w liceum i wziął całą winę i realizację planu na siebie, nie czyni z niego mojej miłości życia. Jasne, pozbył się go, przy okazji poirytował trochę Luke'a – tutaj znów zaśmiała się cicho. - Swoją drogą, wciąż mu nie przeszło. Nie wiem, jak można być tak zdesperowanym, ale wracając do tematu. Oczywiście, pomógł mi, dołożył się finansowo do moich studiów i wszystkiego innego, ale teraz, kiedy jesteśmy już stabilni i jestem z powrotem w Sydney, nie potrzebujemy go, Daryl. Jutro kończę ten chory pseudo-związek. Do jutra... Tak, też cię kocham.

Wmurowało mnie w ziemię. Autentycznie stałem tam i kontemplowałem sytuację, bo nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Teraz cały mój obraz na minione lata rozjaśnił się i przybrał nowy obieg. Ashton nie był winny. On był po prostu pod wpływem młodej Bill, a ona z kolei bawiła się jego kosztem i okazała się genialną intrygantką.

- Jesteś naprawdę genialna – powiedziałem spokojnie i klasnąłem w dłonie, gdy pojawiłem się koło niej. Dziewczyna wzdrygnęła się na mój głos i odwróciła wzrok. - Tylko jest mi tak cholernie szkoda w tym wszystkim Ashtona, bo przez ciebie wszyscy go nienawidzą. A powinni nienawidzić ciebie. Idealnie to zaplanowałaś, jestem pod ogromnym wrażeniem – uśmiechnąłem się kpiąco.

- Jak się czujesz z faktem, że jako pierwszy rozwiązałeś tą zagadkę, detektywie Hemmings? - odpowiedziała równie spokojnie. - Cieszę się w sumie, że to wszystko się już skończyło. Mogę teraz spokojnie odciąć się od was i tego idioty, z którym zmuszona byłam żyć kilka lat.

Pokiwałem głową z niedowierzaniem. Jak można być tak okropnym człowiekiem? Z sekundy na sekundę traciłem nadzieję, że blondynka ma w sobie choć trochę człowieczeństwa.

- Obudziłem się i słyszałem, że rozmawiacie, więc... - Calum urwał w pół zdania, gdy zobaczył nas niemalże skaczących sobie do gardeł. - Co tu się dzieje?

Nie zdążyłem zareagować, bo chwilę po nim w kuchni zjawił się też Ashton, równie zszokowany, co jego poprzednik.

- Cudownie, rodzinka idiotów w komplecie – Grace zachichotała sarkastycznie i usiadła przy stole. - Czas na długą, nocną rozmowę, frajerzy – wskazała palcem na krzesła obok, a dwójka moich towarzyszy niepewnie je zajęła. Ja natomiast czułem się jak członek najgorszego filmu na świecie i nie wiedziałem w sumie, czy wybuchnąć śmiechem, czy może jednak rozpłakać się.

Gdy Grace w końcu uporała się ze swoją historią i na forum rzuciła Ashtona, mój były przyjaciel ledwo trzymał się na nogach. Rozumiałem go. I współczułem mu, bo nikomu nie życzyłbym tak okropnego człowieka, jak ona, na swojej drodze.

- Pora, żebyś opuściła nasze mieszkanie – Calum zaczął spokojnie, łapiąc ją za nadgarstek.

- Jest trzecia w nocy, nie możesz wyrzucić...

- Właśnie, że mogę – zaczął już ostrzej i nim się obejrzeliśmy, drzwi mieszkania zatrzasnęły się, a za nimi roznosiło się jeszcze echo krzyków blondynki. To wszystko było jak jeden, wielki, chory sen.

Calum chwycił Ashtona za ramię i uśmiechnął się pokrzepiająco, bo żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Ashton odwzajemnił blady uśmiech i ze łzami w oczach ruszył w stronę łazienki. Pierwszy raz widziałem, jak Irwin płakał.

Zająłem miejsce przy stole obok Caluma i oparłem głowę o jego ramię.

- Dalej go kochasz, prawda? - zapytałem cicho, uważając, aby Ashton nie usłyszał zza ściany tej części naszej rozmowy.

- Tak – Mulat westchnął smutno. - I to boli mnie w tym wszystkim najbardziej.


  - - - - - - - - - -

cóż, Cashton się (powolutkuu) dzieje (yas, nie mogłam się powstrzymać)

rozdział jest nieco dłuższy, także mam nadzieję, że nie zasnęliście w trakcie, lmao

uznajcie to za rekompensatę w zamian za brak rozdziałów do wtorku (albo dłużej, idk), ponieważ wyjeżdżam:-(

ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie!!!

do następnego, ily x

(nie sprawdzałam go, za wszystkie literówki (o ile takowe są) przepraszam)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro