Sept.
*szybkie ostrzeżenie! - dość długi rozdział:)*
Jedyne co otaczało naszą dwójkę od mojego wyznania, to głucha cisza. Żaden z nas nie omieszkał się przerywać tej chwili żadnym głupim słowem, a kontakt wzrokowy, który utrzymywaliśmy, w zupełności nam wystarczał. W końcu Michael odcharknął znacząco i delikatnie się ode mnie odsunął.
- Michael, ja... - zacząłem, ale w tym samym momencie Britney znalazła się przed nami i oparła o framugę drzwi.
- Nie chcę wam przeszkadzać, słodziaki, ale Logan dzwonił już do mnie jakieś dwadzieścia razy – parsknęła i założyła ręce na pierś.
- Cholera – Clifford mruknął i zaczął nerwowo drapać się po głowie. - Nie powiedziałem mu, że wychodzimy.
- Spokojnie, poinformowałam go, że jesteśmy u ciebie – brunetka wzruszyła ramionami i już miała wycofywać się z powrotem do holu, ale głos czarnowłosego zatrzymał ją w przejściu.
- Tak, genialny, kurwa, pomysł – Michael parsknął sarkastycznie i klasnął w dłonie. - Cudownie, przecież każdy partner chce usłyszeć, że jego chłopak spoufala się ze swoim byłym w swoim własnym domu.
- Uspokój się, przecież do niczego nie doszło – dziewczyna przewróciła oczami, a ja zarumieniłem się nieznacznie. Oczywiście, sytuacja sprzed chwili nie była nawet zdradą, ale Michael, cóż, lubił dramatyzować. - Chyba, że o czymś nie wiem.
- Nie żartuj sobie ze mnie – zbeształ ją. - Luke, jedź już do domu, koniec twojej zmiany na dziś. Och, i przekaż twoim gościom, że serdecznie ich nie pozdrawiam.
- Jasne – prychnąłem. - Może jeszcze zaproszę cię dziś na kolację i urządzimy sobie mały kumpelski zjazd po latach?
- Po prostu wyjdź już z mojego mieszkania – Mikey pchnął mnie delikatnie w stronę wyjścia. Wiem, że boi się konfrontacji z przeszłością, ale ja też jestem przerażony. To, że to on był pokrzywdzony, nie czyni z niego pępka świata, bo finalnie nikt z nas nie skończył tamtego okresu szczęśliwy.
Ale nie, przecież Michael jest tu najważniejszy.
- Mógłbyś chociaż pokusić się o odwiezienie mnie, bo nie znam drogi do domu – szepnąłem kpiąco, gdy chwytałem już za klamkę. Chłopak westchnął tylko cicho i chwycił klucze, po czym wyminął mnie i pierwszy wyszedł na zewnątrz. Mogłem się tego spodziewać.
Całą trójką wpakowaliśmy się z powrotem do samochodu, a gdy krótko poinstruowałem go i streściłem opis okolicy, w której mieszkam, ruszyliśmy.
W drodze nikt nie raczył się odezwać ani słowem, co właściwie prawie mi nie przeszkadzało. Dokuczał mi jedynie fakt, że Michael tak bardzo troszczy się o Logana i tak bardzo liczy się z jego zdaniem, ale nie mogłem być za to zły. To przecież jego chłopak, a gdybym był na jego miejscu, cieszyłbym się, że jestem oczkiem w głowie tego pokręconego, uroczego chłopaka.
No właśnie, mogłem być teraz na jego miejscu.
- To tutaj? – Clifford wskazał palcem okolicę, a ja pokiwałem głową. - Dobrze, wysiadaj. Widzimy się jutro, punkt dziewiąta. Minuta spóźnienia i już nigdy więcej nie postawisz tam nogi.
- Jak zwykle milutki – zachichotałem sucho. - Do widzenia, szefie – prychnąłem jeszcze na odchodne i po chwili mogłem już tylko obserwować oddalający się samochód Michaela. Zrezygnowany pokiwałem głową dezaprobowanie i ruszyłem w stronę bloku. Nie kłopotałem się już nawet z zakupami, bo wizja karmienia ludzi, których nienawidzę z całego serca, średnio mi się podobała.
Gdy już dostałem się do właściwej klatki, serce waliło mi jak oszalałe. Niepewnie pchnąłem drzwi mieszkania i już z korytarza usłyszałem te dwa irytujące głosy.
- Cześć, Luke – Calum przywitał mnie w progu i ręką zachęcił do wejścia. Wszedłem do salonu, uprzednio rozglądając się dookoła, aż w końcu moje tęczówki dostrzegły dwie obce sylwetki.
- Hej – Grace uśmiechnęła się niepewnie i pomachała mi delikatnie. Kiwnąłem głową bez słowa ze świadomością, że gdybym choćby pisnął, zwymiotowałbym na podłogę.
- Luke, gdzie zakupy? - Mulat pacnął łokciem moje ramię, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie będę ich karmił, Calum – parsknąłem, a mina blondynki automatycznie zrzedła. - Gdzie ten kutas?
- Stoi za tobą – usłyszałem z tyłu i delikatnie odwróciłem się na pięcie w stronę kolejnego rozmówcy. - Mi też miło cię widzieć, dzięki za tak ciepłe przywitanie.
- Co robicie w Sydney? - zapytałem znudzony, ale prawdę mówiąc, serio mnie to interesowało.
- Nowy Jork ssie, a my stęskniliśmy się za starymi śmieciami – Ashton chwycił mój policzek i pokiwał nim w różne strony, jak to zwykły robić te wszystkie irytujące starsze babcie. - W tym za wami.
- Zostają tu na tydzień, dziś przenocują u nas – Calum dodał, częstując mnie jakimiś tanimi chrupkami. Nie, dzisiaj nie uda mu się mnie przekupić.
- Och, fajnie, że ze mną o tym porozmawiałeś – zaśmiałem się kpiąco i posłałem mu sarkastyczny uśmiech.
- Teraz rozmawiamy – westchnął głupkowato.
- Obiecuję, że jutro znajdziemy sobie jakiś motel i się stąd wyniesiemy, ale dzisiaj naprawdę nie mamy gdzie się podziać.
- To już nie mój problem – odepchnąłem Grace, gdy chwyciła za moje ramię.
- Luke, mógłbyś wreszcie się trochę opanować. Rozpamiętujesz błędy, które popełniliśmy kilka lat temu.
- Tak, przez te błędy ja straciłem i przyjaciela, i jedyną miłość mojego życia, a Michael jedyne oparcie w postaci mnie i Grace.
- Nie dramatyzuj, Luke. Zresztą, Michael jest szczęśliwy z Loganem – Ash wzruszył ramionami, a mi coraz mniej podobała się wizja ich zamieszkania tu, o ile to było w ogóle możliwe.
- No właśnie. Michael jest szczęśliwy z Loganem i to wszystko twoja wina! - krzyknąłem wreszcie, a Calum zaczął gładzić moje plecy. - Po prostu nie pokazujcie mi się dziś więcej na oczy i dajcie stworzyć iluzję, że was tu nie ma. Dziękuję.
Blondyn i jego dziewczyna posłali sobie znaczące spojrzenia i synchronicznie kiwnęli głowami.
Do końca wieczora miałem więc spokój, ale w środku nocy coś przykuło moją uwagę. Niestety, Calum odstąpił im swój pokój, a przez to musiałem spać z nim w jednym łóżku, co przy jego tendencji do wiercenia się na wszystkie możliwe strony było niemalże niemożliwe.
Gdy o drugiej w nocy skopał mnie już po raz czwarty, stwierdziłem, że nie będę cierpiał dłużej i udałem się do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu światło w pokoju było jednak zapalone, a głuchą ciszę przerwał głos znienawidzonej przeze mnie blondynki.
- Jasne – parsknęła, a ja przysłuchiwałem się wszystkiemu zza ściany. - Jesteśmy już w Sydney... Nie, nie wiem, myślę, że jutro na dobre skończę już z tym typkiem – zachichotała, a ja coraz mniej rozumiałem zarys sytuacji. Aktualnie ciekawiło mnie jednak najbardziej, kim był jej rozmówca. - To, że Ashton pomógł mi uporać się z tym homoseksualnym dziwakiem w liceum i wziął całą winę i realizację planu na siebie, nie czyni z niego mojej miłości życia. Jasne, pozbył się go, przy okazji poirytował trochę Luke'a – tutaj znów zaśmiała się cicho. - Swoją drogą, wciąż mu nie przeszło. Nie wiem, jak można być tak zdesperowanym, ale wracając do tematu. Oczywiście, pomógł mi, dołożył się finansowo do moich studiów i wszystkiego innego, ale teraz, kiedy jesteśmy już stabilni i jestem z powrotem w Sydney, nie potrzebujemy go, Daryl. Jutro kończę ten chory pseudo-związek. Do jutra... Tak, też cię kocham.
Wmurowało mnie w ziemię. Autentycznie stałem tam i kontemplowałem sytuację, bo nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Teraz cały mój obraz na minione lata rozjaśnił się i przybrał nowy obieg. Ashton nie był winny. On był po prostu pod wpływem młodej Bill, a ona z kolei bawiła się jego kosztem i okazała się genialną intrygantką.
- Jesteś naprawdę genialna – powiedziałem spokojnie i klasnąłem w dłonie, gdy pojawiłem się koło niej. Dziewczyna wzdrygnęła się na mój głos i odwróciła wzrok. - Tylko jest mi tak cholernie szkoda w tym wszystkim Ashtona, bo przez ciebie wszyscy go nienawidzą. A powinni nienawidzić ciebie. Idealnie to zaplanowałaś, jestem pod ogromnym wrażeniem – uśmiechnąłem się kpiąco.
- Jak się czujesz z faktem, że jako pierwszy rozwiązałeś tą zagadkę, detektywie Hemmings? - odpowiedziała równie spokojnie. - Cieszę się w sumie, że to wszystko się już skończyło. Mogę teraz spokojnie odciąć się od was i tego idioty, z którym zmuszona byłam żyć kilka lat.
Pokiwałem głową z niedowierzaniem. Jak można być tak okropnym człowiekiem? Z sekundy na sekundę traciłem nadzieję, że blondynka ma w sobie choć trochę człowieczeństwa.
- Obudziłem się i słyszałem, że rozmawiacie, więc... - Calum urwał w pół zdania, gdy zobaczył nas niemalże skaczących sobie do gardeł. - Co tu się dzieje?
Nie zdążyłem zareagować, bo chwilę po nim w kuchni zjawił się też Ashton, równie zszokowany, co jego poprzednik.
- Cudownie, rodzinka idiotów w komplecie – Grace zachichotała sarkastycznie i usiadła przy stole. - Czas na długą, nocną rozmowę, frajerzy – wskazała palcem na krzesła obok, a dwójka moich towarzyszy niepewnie je zajęła. Ja natomiast czułem się jak członek najgorszego filmu na świecie i nie wiedziałem w sumie, czy wybuchnąć śmiechem, czy może jednak rozpłakać się.
Gdy Grace w końcu uporała się ze swoją historią i na forum rzuciła Ashtona, mój były przyjaciel ledwo trzymał się na nogach. Rozumiałem go. I współczułem mu, bo nikomu nie życzyłbym tak okropnego człowieka, jak ona, na swojej drodze.
- Pora, żebyś opuściła nasze mieszkanie – Calum zaczął spokojnie, łapiąc ją za nadgarstek.
- Jest trzecia w nocy, nie możesz wyrzucić...
- Właśnie, że mogę – zaczął już ostrzej i nim się obejrzeliśmy, drzwi mieszkania zatrzasnęły się, a za nimi roznosiło się jeszcze echo krzyków blondynki. To wszystko było jak jeden, wielki, chory sen.
Calum chwycił Ashtona za ramię i uśmiechnął się pokrzepiająco, bo żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Ashton odwzajemnił blady uśmiech i ze łzami w oczach ruszył w stronę łazienki. Pierwszy raz widziałem, jak Irwin płakał.
Zająłem miejsce przy stole obok Caluma i oparłem głowę o jego ramię.
- Dalej go kochasz, prawda? - zapytałem cicho, uważając, aby Ashton nie usłyszał zza ściany tej części naszej rozmowy.
- Tak – Mulat westchnął smutno. - I to boli mnie w tym wszystkim najbardziej.
- - - - - - - - - -
cóż, Cashton się (powolutkuu) dzieje (yas, nie mogłam się powstrzymać)
rozdział jest nieco dłuższy, także mam nadzieję, że nie zasnęliście w trakcie, lmao
uznajcie to za rekompensatę w zamian za brak rozdziałów do wtorku (albo dłużej, idk), ponieważ wyjeżdżam:-(
ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie!!!
do następnego, ily x
(nie sprawdzałam go, za wszystkie literówki (o ile takowe są) przepraszam)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro