Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Seize.


- Jeżeli robicie coś, czego nie powinienem widzieć, przestańcie to robić – powiedziałem od razu, gdy przekroczyłem próg mieszkania, zasłaniając sobie oczy ręką. Nie miałem wpływu na to, co Calum i Ashton robią pod moją nieobecność, ale naprawdę nie chcę być tym witany na wejściu po ciężkim dniu pracy. Oczywiście ciężkim w mojej indywidualnej definicji.

- Zdejmij tą rękę z twarzy, idioto – brunet zbeształ mnie i pociągnął za moją dłoń. Irwin stał oparty o framugę kuchni i uśmiechał się do mnie z rozbawieniem. Wciąż w spodniach, dzięki Bogu. - Nie rób z nas napalonych nastolatek, wciąż dokładamy się do czynszu.

- Racja, przepraszam – przewróciłem oczami i wyminąłem ich, zajmując następnie miejsce przy kuchennym stole. - Czy ominęło mnie coś ciekawego?

- Tak, był tutaj jakiś twój znajomy – Ashton włożył do ust łyżkę kremu czekoladowego, zanim kontynuował. - Podał się za twojego przyjaciela, kazaliśmy mu przyjść później.

- Nie rób mu nadziei, on nie ma przyjaciół – Mulat pocałował blondyna w policzek i przejął od niego łyżkę.

- Ty, zamknij się – wskazałem palcem na Caluma – ty, mów dalej – tym razem skinąłem w stronę Irwina, a on posłusznie kontynuował.

- Nie znam jego imienia. Był w takim amoku, że nawet nie udało mu poprawnie wysłowić. Ale miał blond włosy i twarz modela, nie wiem, czemu się z tobą przyjaźni.

- Nienawidzę cię – westchnąłem.

- A ja stoję obok – Calum podniósł się z krzesła i stanął na wysokości jego chłopaka. Mógłbym teraz założyć się, że to kwestia raptem kilku sekund, a zaczną się całować.

I, cóż, nie pomyliłem się.

Równo w momencie, gdy brunet zasłonił mi widoczność, przyciskając swoje usta do tych Ashtona, opuściłem pokój. Teraz moim największym problemem był Marcus i jego głupota. Albo Logan. Albo Michael.

Albo... och, pierdolcie się wszyscy.

Przez te wszystkie sytuacje czułem się starzej o kilkanaście lat. Byłem młodym mężczyzną, mieszkałem z przyjacielem, a od niedawna i z jego chłopakiem. Znalazłem pracę, a w bonusie również starą (ale wciąż żywą) miłość. Ale gdzie w tym całym huraganie są te wszystkie filmowe, studenckie imprezy, wypady na kawę, nowi ludzie i doświadczenia? Z chwilą gdy zamieszkałem z Calumem, spodziewałem się właśnie wyżej wymienionych, a w zamian otrzymałem tylko dość bogatą listę zrzucanych mi na głowę zmartwień i życiowych niepowodzeń, która wciąż się powiększa i choćbym chciał, nie wiem jak temu zapobiec. Moja mentalność dojrzała szybciej niż ja sam i to bolało mnie nie tylko egzystencjalnie, ale i fizycznie. A ja wciąż trwałem w miejscu.

Po omacku znalazłem telefon w kieszeni mojej kurtki i wykręciłem numer do Marcusa. Ten odebrał niemalże natychmiastowo, czego właściwie z góry mogłem się spodziewać. Biedny, zdesperowany chłopiec.

- Luke, chodźmy zapić smutki – zaczął bez ogródek, kiedy tylko odebrał, a ja parsknąłem cicho.

- Też cieszę się, że cię słyszę, poeto.

- Nie żartuję, jestem smutną górą bałaganu.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem – przełożyłem komórkę do drugiej ręki, szukając portfela. Przecież nie mogłem mu odmówić. - Spotkajmy się w Bottleneck*.

- Kocham cię, jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego miałem – krzyknął. - I pierwszym, tak swoją drogą.

- Kochasz mnie, frajerze – zachichotałem jeszcze cicho i zakończyłem połączenie.

Tak, ja też potrzebuję trochę alkoholu.

Albo czegoś, co mnie po prostu szybko i bezboleśnie zabije.

***


Głośna muzyka i ta specyficzna klubowa woń, która uderza w głowę tuż po wejściu, przywitały nas, gdy stanęliśmy w drzwiach baru. Kilku gapiów tańczyło gdzieś na środku sali, dwie kobiety popijały wino i najwidoczniej cudownie się bawiły, ponieważ ich przesączony słodkością śmiech było słychać nawet z końca sali, a czwórka starszych panów synchronicznie połykała kieliszek po kieliszku i klepała się po plecach.

Widok, jaki zastałem, nie należał może do moich ulubionych, ale tak desperacko chciałem poczuć się normalnym mężczyzną po dwudziestce, że ostatnie, co zaprzątało moją głowę, to otoczenie.

- Chodźmy po coś do picia – Marcus pociągnął mnie za łokieć i po chwili dyskutował już zawzięcie z barmanem o wyborze odpowiedniego trunku. Wówczas gdy on wciąż wahał się pomiędzy kilkoma kolorowymi butelkami, ja rozglądałem się po pomieszczeniu. Tak, przez te cudowne dwie minuty i trzydzieści osiem sekund nic się nie zmieniło. Te same kobiety z winem, ci sami starsi panowie. Nim zdążyłem odwrócić głowę, okazało się, że mój towarzysz zdążył już zdegustować kilka małych kieliszków, więc nie pozostałem mu dłużny. Wziąłem łyk niebieskiego alkoholu do ust, po czym wróciłem do obserwowania ludzi.

Wszystko w dalszym ciągu wyglądało tak samo, ale z chwilą, gdy drzwi baru otworzyły się po raz kolejny, automatycznie rozbudziłem się trochę bardziej.

Czy to ten moment, w którym los uśmiecha się do mnie?

Chyba tak, bo widok Michaela i Britney w tym samym barze, w którym znajdują się zakochani w nich idioci, nie mógł być przypadkowy.

- Marcus – dziobnąłem mojego towarzysza w lewą łopatkę, na co niemal od razu zareagował odwróceniem głowy. - Spójrz w stronę drzwi.

Chłopak wykonał moje polecenie, a jego źrenice powiększyły się pięciokrotnie.

- Kurwa mać – sapnął, widocznie zszokowany widokiem Britney. Mimo że sam byłem zbyt oczarowany wyglądem Mikey'a i to on skupiał na sobie całą moją uwagę, dziewczyna wyglądała olśniewająco, a przed Marcusem właśnie powstała niepowtarzalna szansa na uratowanie swojej pierwszej, poważnej miłości. Oczywiście, ignorując fakt, że jest starym facetem, który nie ma nawet kota.

Naprawdę chcę, aby poczuł się kochany i to wcale nie dlatego, że wtedy da mi spokój. Nie, zupełnie nie.

Chwilę debatowaliśmy jeszcze nad tym, co właściwie mamy zrobić. Bowiem ani ja, ani Levine nie mieliśmy określonego planu, a nasz czas na interwencję wynosił w zaokrągleniu kilka sekund, zanim nasze obiekty zainteresowania znikną zupełnie z naszego pola widzenia.

- Wstawaj – Marcus pociągnął mnie za ramię. - Musimy z tym coś zrobić.

- Cudownie, że pałasz takim entuzjazmem, ale pomyślałeś chociaż, co mamy zrobić?

Chłopak spojrzał na mnie pobłażliwie.

- Czy ja kiedykolwiek myślałem?

- Nie było pytania – westchnąłem i poklepałem go po plecach.

Powoli ruszyliśmy w stronę Michaela, który wciąż stał przy drzwiach wejściowych. Britney najwidoczniej musiała zdążyć zgubić się w tłumie, ale znając zawziętość Marcusa, wiem, że i tak ją znajdzie.

- Hej, Michael! - udałem zaskoczonego, gdy stanęliśmy już na wprost niego. - Co tu robisz?

- O to samo mógłbym zapytać ciebie – parsknął i zilustrował mnie wzorkiem, następnie kierując go na Marcusa. - Britney złapała wyjątkowo irytującego doła, więc w sumie dobrze, że was widzę – mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja od razu załapałem aluzję.

- Wiesz, muszę porozmawiać o czymś z Michaelem. Poczekaj na nią sam – uśmiechnąłem się przepraszająco do przyjaciela i złapałem czerwonowłosego za rękę. Zachowywaliśmy się jak dzieci, które urządzają sobie pierwsze romantyczne, mdłe i przesłodzone schadzki, ale biorąc pod uwagę okoliczności sytuacji, nie dało się inaczej.

Wyciągnąłem mężczyznę na zewnątrz i oparłem się plecami o budynek.

- Wygląda na to, że zostaliśmy sami – Michael podrapał się po karku, a ja przygryzłem wargę, aby ukryć uśmiech.

- Tak – zbliżyłem się do niego nieznacznie i owinąłem swoje ramiona dookoła jego karku, przyciągając go do siebie. Nie protestował, ale wolałem nie inicjować nic innego, więc czekałem na jego ruch. Dyskretnie zerkałem w stronę jego ust, które z premedytacją oblizał. Delikatnie pochyliłem się w jego stronę, a gdy kiwnął głową, przyciągnąłem go do siebie jeszcze bardziej i finalnie złączyłem nasze usta w może trochę zbyt zachłannym pocałunku.

- Ile czasu im dajemy..? – Michael szepnął w moje usta, gdy ja całowałem inne części jego twarzy, ale przerwałem mu, ponownie muskając jego wargi.

- Dużo. Bardzo dużo.


- - - - - - - - - - - -

*jeden z popularniejszych barów w Sydney

zabijcie wattpada,

albo mnie :-) 

poważnie, wiem, że ten portal żyje własnym życiem, ale męczę się z tym rozdziałem cały dzień i nie dość, że jest beznadziejny, to wattpad nie zamierzał pozwolić mi go dodać (może to była jakaś aluzja, ech) 

mam jutro egzamin z francuskiego i robię wszystko, żeby się nie uczyć, so proud of myself

poważnie, zabijcie mnie

pspspsps: ogarnęłam nowe okładki, bo stare mi się znudziły, klasycznie

 co sądzicie? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro