Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Quinze.


Nigdy nie chciałem wdawać się w bójki. Nie należałem do tej obszernej grupy osób, która uważała rękoczyny za pierwsze i jedyne wyjście z każdego problemu. Byłem raczej typem, który wolał manewrować słowem, a niżeli pięścią, jednak z chwilą, gdy Logan przekroczył próg herbaciarni, wszystkie moje zasady moralne zeszły na boczny tor.

- Miło mi cię widzieć, Luke. To świetne rozpoczęcie dnia - brunet oparł się szarmancko o balustradę, a ja zacisnąłem dłonie w pięści.

- W co ty właściwie grasz?

- Nie gram – prychnął. - Ja wygrałem już dawno.

- Nie wiem, co zamierzasz zrobić Michaelowi, ale wiedz, że nie pozostanę ci dłużny.

- Nie zamierzam nic mu robić. Chcę po prostu mieć trochę rozrywki, czy to coś złego?

- W każdej chwili mogę powiedzieć Michaelowi, co robisz – uśmiechnąłem się pobłażliwie, ale Logan pozostał nieporuszony.

- I sądzisz, że uwierzy ci, gdy poskarżysz się na jego chłopaka? - mężczyzna parsknął kpiąco i odbił się od oparcia. - Na jego kochającego, troszczącego się o niego chłopaka? Zresztą, tyle razy okłamałeś go i wykorzystałeś, że nie byłby skłonny ci już kiedykolwiek zaufać.

Brunet wzruszył ramionami, a ja w głębi duszy przyznałem mu rację. Logicznym było, że Michael nie miał podstaw do tego, aby ponownie powierzyć mi swoje zaufanie. Na jego miejscu również bym tego nie robił

- Nienawidzę cię – zbliżyłem się do niego o kilka kroków. - Tak bardzo cię nienawidzę.

- Czemu tylko mówisz? Ciągle powtarzasz, jak bardzo masz mnie dość, ale nie zamierasz zrobić nic, aby się mnie pozbyć – poklepał mnie pobłażliwie po głowie. - Gdybyś miał jaja, już dawno uderzyłbyś mnie, żeby przypieczętować swoją opinię. Po prostu się boisz, Luke.

- Czy ty mnie prowokujesz? - zaśmiałem się gorzko i zbliżyłem się do niego jeszcze o kilka kroków

- Przyznaj, boisz się, Luke.

- Nie. Boję. Się – wycedziłem przez zęby i pokonałem ostatni dzielący nas odcinek.

- W takim razie uderz mnie – jego lewy kącik ust nieznacznie uniósł się do góry. - No dalej, uderz mnie.

I chyba jednak nie sądził, że naprawdę to zrobię.

W momencie, gdy moja pięść zetknęła się z jego twarzą, nie myślałem racjonalnie. Moje myśli oscylowały wokół mojej nienawiści do Logana i miłości, jaką darzyłem Michaela. Złapałem za jego barki i delikatnie popchnąłem go w stronę stołu, po czym wróciłem do poprzedniej czynności. Mężczyzna pociągnął mnie za koszulkę do siebie i również zaczął okładać mnie pięściami, ale z chwilą, gdy wylądował na podłodze, czułem przewagę. Czara goryczy przelała się jednak, gdy z jego nosa wypłynęła strużka krwi, a ja wypadłem z amoku i dopiero teraz dotarły do mnie zagłuszone nawoływania.

- Co jest z tobą nie tak? - Michael podbiegł do mnie i złapał za moje ramię, delikatnie odpychając mnie do tyłu. - Powinienem zadzwonić teraz na policję, więc daj mi powód, abym tego nie robił – zbeształ mnie i podał Loganowi dłoń, aby ten wstał z ziemi.

- To tylko przyjacielska sprzeczka – brunet przetarł krwawiący nos rękawem swojej koszulki i uśmiechnął się ciepło w stronę czerwonowłosego, a ten pokiwał głową.

- Dobrze, jedź już do domu i doprowadź się do porządku – Michael wskazał palcem na swojego chłopaka i otoczył go swoimi ramionami, po czym złożył na jego czole szybki pocałunek. - Jeżeli chcesz, zadzwoń do mnie wieczorem, możemy spędzić dziś trochę czasu. Teraz muszę zastanowić się, co zrobić z Luke'iem.

Logan skinął głową i musnął jego wargi swoimi i nim zdążyłem się obejrzeć, bez słowa opuszczał herbaciarnię.

- Czemu to zrobiłeś? - mój szef zapytał obojętnie, wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt przed nami. Westchnąłem cicho i przysiadłem się do jednego ze stołów.

- Nie wiem. Słyszałem jego rozmowę przez telefon, potem zaczął prowokować mnie i, cóż, tak wyszło – wzruszyłem ramionami i obserwowałem Michaela, który mozolnie podniósł się ze swojego krzesła i zaczął kierować się w moją stronę. Kiedy myślałem już, że teraz to on mnie spoliczkuje albo chwyci za moją koszulkę i po prostu wyrzuci za ulicę, on usiadł na krześle koło mnie i jak gdyby nigdy nic zarzucił swoje ramię na moje, przyciągając mnie do siebie.

- Nie możesz tak po prostu bić ludzi – szepnął do mojego ucha tonem, jakiego używa się w rozmowie z małymi dziećmi, choć teoretycznie właśnie takim dzieckiem byłem w jego oczach.

- Jestem prawie pewny, że Logan cię zdradza – wyrzuciłem na jednym tchu. - Zresztą z rozmowy jasno wynikało, że nie jest zupełnie czysty.

- Och, cholera – Mikey gwałtownie zdjął ze mnie swoją rękę. - A zaczynało być już tak pięknie i spokojnie – parsknął prześmiewczo i poderwał się z miejsca. - Czy naprawdę jesteś aż tak zdesperowany, że sądzisz, że uwierzę w to gówno?

- Nie żartuję, wiem, co słyszałem – naburmuszyłem się. - Przepraszam, że chcę twojego dobra i troszczę się o ciebie. Potem przyjdziesz do mnie zapłakany, a wujek Hemmings powie słynne „a nie mówiłem".

- Byłbyś ostatnią osobą, do jakiej bym poszedł – parsknął.

- A ty ostatnią, jaką bym przyjął – również podniosłem się z miejsca, a nasze twarze znalazły się na podobnej wysokości. Obserwowałem jego przepełnione złością spojrzenie i jestem niemalże stuprocentowo pewny, że moje wyglądało identycznie. Kochałem nasze dziecinne kłótnie i choć wiem, że Michael chciał sprawiać wrażenie poważnego, dojrzałego człowieka, który umie kłócić się i stawiać na swoim, ale średnio mu to wychodziło, przez co zakochiwałem się w nim coraz mocniej.

To była tylko kwestia czasu, zanim delikatnie musnąłem jego wargi, a moje dłonie znalazły się na jego biodrach. Chłopak nie odpychał mnie, ale nie oddawał też pocałunku, więc zaraz przestałem i oparłem swoje czoło o jego.

- Bardzo mi cię brakuje – sapnąłem, a mój oddech odbił się od jego szczęki. Mężczyzna nie odpowiedział i wyrwał się delikatnie z mojego uścisku, aby zaraz zająć się zakładaniem na siebie swojej skórzanej kurtki. - Co ty robisz?

- Ubieraj się – rzucił w moją stronę czarną bluzą. - Wychodzimy. Już dawno myślałem o tym, że muszę cię tam zabrać.

***

„Nothing But Thieves" (a/n: musiałam, kocham ich) rozbrzmiewało w starym radiu, a my jechaliśmy opustoszałą drogą już jakieś dobre piętnaście minut. Michael pomrukiwał słowa piosenki i rytmicznie uderzał palcami o kierownicę, a ja bałem się na niego spojrzeć, a co dopiero wydać z siebie jakiś artykułowany dźwięk. Im dalej zapadaliśmy się w głąb szarych ulic, tym bardziej niepewnie się czułem, a moje palce zdrętwiały z braku ruchu. Miałem wrażenie, że jeden głośniejszy oddech i moje relacje z Mikey'em znów przybiorą poprzedni obieg, a na razie wszystko szło w dobrym kierunku. O ile oczywiście dobrym kierunkiem nazwać można nieinwazyjną bójkę z Loganem i minimalny (ale jednak!) rozlew krwi.

- Jesteśmy – mężczyzna odezwał się wreszcie, a ja ocknąłem się i rozejrzałem wokół. Pokryte mchem nagrobki przebijały się przez kraty bramy wejściowej, a liczne płomyczki świec widoczne były nawet z dużej odległości. Łzy automatycznie zebrały się w moich oczach, ale od razu wytarłem je rękawem bluzy i szybkim krokiem podążyłem za czerwonowłosym.

- Czemu mnie tu zabrałeś? - zapytałem w końcu, gdy przystanął i dopiero teraz zorientowałem się, przed czyim grobem jesteśmy.

- Ona naprawdę cię uwielbiała – zaczął, ignorując moje pytanie. - Nawet kilka tygodni przed śmiercią mówiła mi, że tęskni za tobą i żałuje, że nasze drogi rozeszły się w taki sposób. Och, i kochała twój kolczyk. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile sprośnych aluzji z nim w roli głównej posyłała mi, żeby mnie zirytować. Żałuję tylko, że nie zdążyłeś się z nią pożegnać.

- Tęsknisz za nią? - zapytałem, po raz piąty czytając napis na nagrobku. Helen zmarła w wieku zaledwie sześćdziesięciu czterech lat i jedyne, co mnie zastanawiało, to to, czemu to coś, co odpowiada za śmierć, cokolwiek to było, zabrało nam ją tak szybko.

- Tak, dużo jej zawdzięczam, kochałem ją – westchnął. - Wiesz, czasem budzę się ze świadomością, że spotka mnie jej uśmiechnięta twarz i że znów będzie pytała mnie, czy przyjedziesz po mnie, tak jak zawsze to robiłeś. Była czasem bardziej przejęta naszym związkiem, niż ja sam. Uważała, że nie moglibyśmy istnieć bez siebie i wpadła w depresję, gdy dowiedziała się, że nie jesteśmy już razem – zachichotał, na co niepewnie mu zawtórowałem. - Nie zrozum mnie źle, kochała Logana, ale po naszym zerwaniu zjadła tyle lodów. Poważnie, to było naprawdę dużo lodów.

Wpatrywałem się w Michaela, którego pojedyncza łza spłynęła po jego zaróżowionym z emocji policzku. Mimo że nie rozumiałem uczuć, jakie nim emanowały, a sam na jakimkolwiek cmentarzu byłem kilka lat temu i średnio interesowały mnie te wszystkie teologiczne apekty, chciałem mu pomóc. Po prostu czułem się w obowiązku mu pomóc.

Gdy przekraczaliśmy już cmentarną bramę, oboje czerwoni i mokrzy od łez, niepewnie odwróciłem go w swoją stronę i przyciągnąłem bliżej siebie. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, po raz drugi tego dnia przywarłem do jego ust, czekając na jakąkolwiek reakcję. Michael poruszył niepewnie wargami, a ja mocniej objąłem go w pasie i pogłębiłem pocałunek. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, drobny rumieniec wkradł się na jego twarz.

- Czemu pocałowałeś mnie akurat w takim momencie? - parsknął i przetarł rękawem kolejną łzę, która spływała mu po policzku.

- Myślę, że Helen byłaby dumna, że pocałowałem cię właśnie w takim momencie.


- - - - - - - - 

wyjątkowo długi i beznadziejny, ale wymyślałam go o czwartej rano, a moja niska tolerancja na wysokie temperatury (naprawdę niska, zdycham już przy dwudziestu stopniach) sprawia, że chcę umrzeć i nie mam siły na nic, prócz leżenia i słuchania smutnych piosenek

(rozdziału nie było przez kilka dni, bo znalazłam znajomych) 

miłych wakacji, dziecioszki


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro