Neuf.
Wszystko szło po mojej myśli. Ashton i Michael prowadzili normalną rozmowę, żartowali, czarnowłosy nawet zaparzył mu herbatę, ku mojemu zdziwieniu, bez żadnej trutki na szczury, czy innego śmiertelnego dziadostwa. Obaj bardzo starali się o zdrową relację i byłem im za to wdzięczny. W końcu wszyscy byliśmy pokrzywdzeni i teraz powinniśmy się wzajemnie wspierać, a nie jeszcze bardziej sobie dokopywać.
Właśnie sprawdzałem twittera, gdy głos Clifforda dobiegł mnie z końca kuchni.
- Hemmings, kiedy już obsłużysz tą parę, przyjdź do mnie na chwilę – powiedział tylko szybko i z powrotem zniknął za drzwiami. Kiwnąłem głową, choć wiem, że tego nie zauważył i chwyciłem czekające na odbiór zamówienie, po czym ruszyłem z nim w stronę domniemanego stolika. Gdy już uporałem się ze wszystkim, na drżących nogach ruszyłem stronę jego gabinetu. Nigdy nie wzywał mnie do siebie z błahych powodów, więc w głowie zaczęły pojawiać mi się same straszne scenariusze, zwieńczone wyrzuceniem z pracy tudzież wizją niezobaczenia Michaela ponownie.
- Chciałeś mnie widzieć – powiedziałem cicho, gdy przekroczyłem próg. Michael stał przy oknie, a na dźwięk mojego głosu odwrócił się w moją stronę.
- Nie da się nie zauważyć – parsknął wesoło, co nieco mnie rozluźniło i podszedł do mnie. - Dziękuję ci, Luke – chwycił moje ramię i ścisnął je pokrzepiająco.
- Za co?
- Za wszystko. Wiesz, mimo że to całe gówno to poniekąd twoja zasługa, robisz wszystko, żeby to odkręcić i całkiem dobrze ci to wychodzi. Jestem ci po prostu wdzięczny – wciąż trzymał moje ramię, a mi zaczynało robić się gorąco przez fakt, jak blisko siebie byliśmy.
- Czuję się w obowiązku zrobienia tego. I ty, i Ashton zasłużyliście na wyprostowanie tej całej sytuacji – niepewnie przeniosłem dłonie na jego biodra, przez co wzdrygnął się i puścił mnie. - Naprawdę chciałbym, żebyś zapomniał o tych gównianych momentach w naszej relacji.
- Nie, Luke, puść mnie... – delikatnie próbował wyrwać się z mojego objęcia, ale nie dawałem za wygraną. Przeniosłem jedną z dłoni na jego zarumieniony policzek, a drugą wciąż opierałem o bok jego ciała.
- Jesteś takim pięknym chłopcem, Michael – szepnąłem tuż przy jego wargach, nawet nie wiedząc, kiedy znalazły się one tak blisko moich. Jego zielone tęczówki uważnie ilustrowały moje, jakby próbowały wyczytać z nich, co zaraz zrobię. W momencie, gdy nasze usta dzieliły ułamki milimetrów, stanowczo wyrwał się z uścisku.
- Tłumaczyłem ci, nie możesz robić takich rzeczy – uniósł się, a moja mina automatycznie zrzedła. - Nie jesteśmy już razem i nie będziemy, Luke. Zrozum to – powiedział już spokojniej, ale albo dramatyzuję i jestem przewrażliwiony i zdesperowany, albo można było wyczuć w tej odpowiedzi odrobinę minimalnego bólu. - Idź już najlepiej do domu i spędź czas z Ashtonem, jestem zajęty i nie chcę cię mieć dziś na głowie.
- Czym ty możesz być zajęty? - prychnąłem na jego słowa. Uraził mnie tym i po raz milionowy złamał moje poklejone taśmą serce, ale ostatnie, czego bym chciał to to, aby się o tym dowiedział.
- Szukaniem kolejnego nowego pracownika, bo aktualny jest niezdarnym obibokiem, który chce zaliczyć swojego szefa – usłyszałem za sobą i, cóż, to było do przewidzenia. Odwróciłem się na pięcie i dostrzegłem Logana, który jak zwykle nie szczędził mi obfitej porcji swojego tryumfalnego uśmiechu.
- Nie możesz mnie zwolnić – syknąłem w jego stronę, a ten wzruszył tylko ramionami i zachichotał cicho.
- Nie zrobię tego, zapewniasz nam tu zbyt dużo rozrywki. Mam na myśli to, że z samym tobą daleko nie zajdziemy i wciąż potrzebny nam ktoś nowy – podszedł do mnie i pobłażliwie poklepał mnie po głowie, a ja niemalże od razu strzepnąłem jego rękę. - Michael prosił, żebyś już wyszedł, więc zrób to i nie psuj nam humoru.
Posłałem brunetowi jeszcze ostatnie, przesączone jadem spojrzenie i spełniłem prośbę Clifforda, tylko tutaj pojawiał się mały problem. Owszem, Ashton był w moim mieszkaniu, ale spędzał tam właśnie czas z Calumem, a ja obiecałem Mulatowi, że dopóki nie wrócą oni do swoich dawnych relacji, nie będę wchodził im w drogę. Pozostało mi tylko włóczyć się bezcelowo po mieście i może kupić sobie gofra, ale to był aspekt do przemyślenia. Wyjąłem więc komórkę z ręki i sprawnym ruchem wybrałem numer Hooda.
- Cześć – odezwałem się, gdy dźwięk odebranego połączenia rozszedł się w głośniku. - Wszystko dobrze?
- Tak, raczej tak. Powiedziałem mu, że tęsknię za nim, to dziwne.
- Nie słyszy cię? - zdziwiłem się, brunet że mówił o tym tak otwarcie i bezstresowo.
- Nie, robi kolację, a ja palę na balkonie – westchnął. - Ale wracając do tematu... Rozmawialiśmy dużo o czasach liceum, o naszym życiu przed pojawieniem się Grace, o nas, rozumiesz. Powiedział, że namieszała mu w głowie i przez to stracił mnie, a potem ciebie, ale „rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu" - uśmiechnąłem się na ten zwrot, bo od razu skojarzył mi się z Michaelem. - Stwierdził, że chce, aby nasze relacje wróciły do tamtych czasów i przyznał, że to przez Grace tak bardzo znienawidził osoby homoseksualne. To ona wmówiła mu, że bycie ze mną jest złe, że całowanie się ze mną jest złe, że kochanie mnie jest złe. To ona kazała mu zostawić mnie i zranić i rozkochała w sobie, a teraz zrobiła mu to samo, co on mi.
- Jeżeli powiesz mi, że się nie całowaliście, rozłączam się – zachichotałem. To była najlepsza informacja dnia. Calum był zakochany w Ashtonie od pierwszej klasy liceum, o czym powiedział mi dopiero, gdy cały spisek Grace i Irwina wyszedł na jaw. Nawet zaczynało tworzyć się między nimi coś poważnego, ale gdy Grace pojawiła się w szkole, to wszystko rozpadło się jak bańka mydlana, a Ashton dosadnie wyjaśnił Calowi, że brzydzi się nim i tym, co biedny Hood z nim zrobił.
- Spokojnie, nie musisz się rozłączać – szepnął nieśmiało, a ja jestem prawie pewny, że jest w tym momencie czerwony jak burak.
- O Boże, Calum...
- Muszę kończyć, Ashton przyszedł i obejmuje mnie w pasie, pa! - krzyknął jeszcze, zanim usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia. Uśmiechnąłem się do telefonu i pokiwałem głową.
Wreszcie wszystko zaczyna się układać.
- Przepraszam? - usłyszałem za sobą i odwróciłem się w stronę rozmówcy. - Nie wiesz może, gdzie znajdę tą firmę ubezpieczeniową? - przystojny blondyn pomachał mi przed twarzą małą wizytówką, a ja uśmiechnąłem się pobłażliwie.
- Nie wyglądasz na osobę, która szuka firmy ubezpieczeniowej – parsknąłem. - Jestem Luke.
- Marcus – chłopak uśmiechnął się uroczo. - Może nie firmy ubezpieczeniowej, ale pracy na pewno, chociaż nie wiem, czy taki przystojny chłopak jak ty też ma z tym problemy – westchnął teatralnie, po czym wypuścił z siebie melodyjny śmiech i wystawił dłoń w moją stronę.
Chyba się polubimy, Marcus.
Nie wiem, jak bardzo wyjdę na okropnego człowieka, ale z chwilą podania sobie dłoni i puszczenia flirciarskiego oczka, w głowie pojawiły mi się niezliczone scenariusze przestawiające sceny z zazdrosnym Cliffordem. I podobało mi się to. I oczywiście musiałem wcielić to w życie.
Czy zrobiłem to?
Cóż, tak.
- Uwierz mi, ma – westchnąłem, gdy wreszcie puściliśmy nasze ręce. - Ale chyba znam kogoś, kto może ci pomóc - poruszałem sugestywnie brwiami. Przecież Mikey będzie wniebowzięty, gdy zobaczy, że załatwiłem mu nowego, chętnego do pracy, gorącego pracownika, prawda?
- Serio? - blondyn posłał mi pytające spojrzenie, a na jego ustach zaczął panoszyć się mały uśmieszek.
- Tak, ale w ramach rekompensaty wisisz mi bardzo dużą przysługę.
- - - - - - - - - -
cashton się dzieje *lenny*
ogólnie to na jaw wyszła właśnie kolejna z wielu tajemnic, dotycząca właśnie Cala i Asha, ale jeszcze dużo przed nami:-)
potrzebuję kogoś, kto mógłby wcielić się w rolę Brit i Marcusa, bo ogarniam obsadę, więc piszcie propozycje!:-)
mam nadzieję, że rozdział nie ssie za bardzo i widzimy się w następnym, robaczki
ily
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro