Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Douze.

sprawdź, czy przeczytałeś/aś poprzedni rozdział, bo dodaję je w małym odstępie czasu. 

przyszedł też ten moment, że chcę sprawdzić waszą zawziętość i nieugiętość, więc rzucam wam wyzwanie - do publikacji kolejnego rozdziału, przy każdym akapicie tutaj spróbujcie dodać choć jeden komentarz. czy to szantaż? może. wyzywam was, frajerzy.


Minął miesiąc.

Pieprzony miesiąc wzajemnego unikania się, krótkich, formalnych wiadomości i oschłych, czysto grzecznościowych przywitań.

Miesiąc bezustannego podziwiania rozkwitającej między Michaelem, a Loganem miłości, zwieńczonej milionami pocałunków i ukradkowych spojrzeń, które kiedyś przeznaczone były tylko dla mnie.

Przez ten czas nie udało mi się zrobić nic. Byłem bezradny, a moje ręce były związane. Co gorsza, Marcus zaaklimatyzował się w herbaciarni i mimo kilku niewinnych randek z nim, Clifford wciąż miał w głębokim poważaniu fakt, że ja też mogę być w związku. Z jednej strony było mi szkoda młodego Levine, bo był naprawdę sympatycznym człowiekiem, który definitywnie wierzył, że mogłoby być między nami coś więcej, ale moje serce biło w rytmie mikemikemikemike przez całe dnie, przez co miałem mały problem z dostrzeżeniem świata zewnętrznego i innych ludzi.

- Słuchajcie – Marcus popukał w stół, na którym właśnie siedział, a kilkanaście par oczu całego personelu zwróciło się w jego stronę – a co gdyby w tym miesiącu podsumowanie urządzić u mnie? Tak jakby, jestem nowy w waszych progach i czuję się w obowiązku ochrzczenia samego siebie, a przez ten miesiąc zdecydowałem, że lubię tu być i chcę spędzać z wami czas tak długo, jak to tylko możliwe.

Cała grupa przytaknęła ochoczo i tym razem to Michael zabrał głos.

- To dobry pomysł. Proponuję sobotę, zamkniemy wtedy lokal i będziemy mieli cały dzień na przygotowanie wszystkiego na wieczór.

- Och, nie, nie. Nie chcę waszej pomocy. To ja jestem gospodarzem i nie mogę pozwolić wam na pracę przy urządzeniu tej imprezy – blondyn zachichotał i, poważnie, jak można być tak słodkim i kulturalnym, jak ten koleś?

- Przestań być tak ułożonym człowiekiem. Uznaj to za rekompensatę w sprawie udostępnienia nam swojego mieszkania – aktualnie czerwonowłosy mężczyzna mrugnął do niego i uśmiechnął się ciepło, a Marcus przytaknął tylko, nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje.

Ja natomiast próbowałem jakoś uspokoić moje problemy z koncentracją i skupić się na konwersacji. Było to jednak wyjątkowo trudne, bo mój mózg przestawiony był całkowicie na tryb myślenia o Michaelu w czerwonych włosach, który był chyba moim ulubionym Michaelem.

- Okej, wszystko już ustalone – Logan klasnął entuzjastycznie w dłonie tuż koło mojej głowy, przez co finalnie wyrwałem się z amoku i skoncentrowałem na rozmowie. - Nie planujcie nic na sobotę, bo to będzie najprawdopodobniej najlepsza noc waszego życia – powiedział donośnym tonem, w którym wyczuć można było wyraźną nutę ekscytacji. - Ach, i Luke, nie śpij już więcej na obradach personelu, proszę – szepnął dosadnie w moją stronę, na co jęknąłem dezaprobowanie i znów zamknąłem oczy, a moja głowa z powrotem swobodnie opadła na ławkę.

Gdyby morderstwa były legalne, ten człowiek byłby pierwszym na mojej liście.

***

Dzwoniłem dzwonkiem już chyba po raz pięćdziesiąty, ale wciąż nikt nie raczył się otworzyć mi drzwi. W dłoniach kurczowo ściskałem butelkę jakiegoś dość drogiego wina, choć szczerze nie wiedziałem, jakie alkohole preferuje Marcus i czy w ogóle mój symboliczny, „domówkowy" podarunek mu się spodoba. Zwłaszcza, że średnio mnie to interesowało.

- Luke, dobrze cię widzieć – drzwi w końcu otworzyły się, a uśmiechnięty blondyn pomachał mi nieśmiało. - Wchodź, zapraszam – skinął ręką w stronę przedpokoju, a ja niepewnie ruszyłem przed siebie, uprzednio podając mu wino, za które entuzjastycznie mi podziękował.

W salonie na wejściu dostrzegłem kilka znajomych twarzy. Zaliczali się do nich również Michael i Logan, którzy żywo dyskutowali o czymś na kanapie. Przed oczami mignęła mi również Cass, a zaraz po niej Britney w towarzystwie jednego z ludzi od sekcji handlowej.

Bądź co bądź, swego czasu mówiła, że jest całkiem przystojny.

- Co sądzisz? - Marcus znikąd pojawił się obok mnie i wcisnął w moją dłoń kubeczek z drinkiem.

- Podoba mi się, jest gustownie i przyjemnie. Masz bardzo ładne mieszkanie.

- Ty jesteś ładny – mruknął, a ja prawie oplułem się sączonym wówczas trunkiem.

- Słucham? - parsknąłem głupkowato i uśmiechnąłem się pobłażliwie, a mężczyzna oblał się znacznym rumieńcem.

- Nie, nic – pokręcił głową i już chciał ruszyć w stronę kuchni, ale złapałem go za łokieć.

- Jesteś doprawdy uroczy – puściłem mu oczko i wypuściłem go z uścisku, a on tyko skinął na moje słowa i odszedł, wciąż czerwony ze wstydu. Podobał mi się fakt, że tak na niego działałem. Było to coś, co wyjątkowo podnosiło moją samoocenę do góry, zważając na fakt, że ostatnio moje życie zamieniło się w pasmo niekończących się porażek.

Impreza trwała już dobre dwie godziny, a ja bawiłem się wyjątkowo dobrze, nawet jeżeli nie miałem zbyt dobrych kontaktów zresztą personelu, biorąc pod uwagę moją zszarganą opinię. Po raz kolejny rzuciłem okiem w stronę roześmianego Michaela, ale gdy dostrzegłem rękę Mesha na jego udzie, coś pękło we mnie. Z impetem odstawiłem kubek i ruszyłem w stronę łazienki. Zatrzasnąłem drzwi i pochyliłem się nad umywalką, następnie ochlapując kilkukrotnie swoją twarz. Wziąłem kilka głębszych oddechów i wyprostowałem się. Z takim podejściem nigdy nie będę miał normalnego życia. W końcu zdecydowałem się opuścić toaletę i ponownie chwyciłem za klamkę. Gdy wyszedłem, mój nos zderzył się jednak z bliżej niezidentyfikowaną powierzchnią.

- Przepraszam – Michael uniósł na mnie swój wzrok, a ja zilustrowałem go dokładnie. Duża plama wyraźnie eksponowała się na boku jego bluzy i była raczej świeża. - Logan oblał mnie sokiem i muszę coś z tym zrobić, rozumiesz – wyminął mnie i już miał zamykać za sobą drzwi do łazienki, gdy mój głos zatrzymał go w pół kroku.

- Poczekaj, wiem jak to zaprać – cofnąłem się i wyminąłem go, ponownie znajdując się w małym pomieszczeniu. Chłopak bez słowa podał mi swoje odzienie, a ja mogłem popodziwiać chwilę jego odkryte ramiona, które niestety od początku domówki skrupulatnie zasłaniał kawałkiem materiału.

- Lubię tą piosenkę – powiedział w końcu, gdy przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy, a jedyny dźwięk, jaki nas otaczał, to cieknąca z kranu woda i stłumiony dźwięk radia. Przysłuchałem się piosence i wreszcie udało mi się rozpoznać w mieszaninie dźwięków konkretny utwór. „Pacify Her"* rozbrzmiewało w moich uszach, a ja zastanawiałem się, czy to tylko zrządzenie losu, czy mój dar do przyciągania symbolicznych znaków na każdym kroku życia.

Bez słowa podałem czerwonowłosemu jego okrycie, a on skinął głową w akcie podziękowania. Staliśmy na wprost siebie i wciąż żaden z nas nie raczył się wypowiedzieć ani słowa. Michael opierał się plecami o stojącą za nim pralkę i gniótł bluzę w rękach, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był taki piękny.

Nie wiem, czy to kwestia alkoholu, którego w gwoli ścisłości nawet nie tknąłem, czy po prostu poruszyła mną nagła potrzeba bliskości, ale położyłem dłonie po obu stronach jego talii i przybliżyłem usta do jego ucha. Odczekałem sekundę, aby powiedzieć to równo z refrenem, aż w końcu zanuciłem cicho wprost do jego ucha:

- Someone told me stay away from things that aren't yours, / Ktoś powiedział mi, aby trzymać się z dala od rzeczy, które „nie są twoje",
but was he yours, if he wanted me so bad? / ale czy on był twój, skoro chciał mnie tak bardzo?
Pacify him, / Uspokój go,
he's getting on my nerves. / On działa mi na nerwy.
You don't love him. / Nie kochasz go.
Stop lying with those words. / Przestań wypowiadać słowa, które są kłamstwami.*

Mężczyzna zadrżał na dźwięk mojego głosu i chłód, jaki uderzył o jego twarz wraz z moim oddechem. Niepewnie wyprostowałem się i skierowałem swój wzrok na jego zarumienioną twarz. Moje tęczówki napotkały jego i wtedy dyskretnie spojrzałem na jego zaróżowione usta. Michael ponowił mój ruch i delikatnie kiwnął głową, zmniejszając dystans między nami. Złapał za mój kark i przyciągnął do siebie, w konsekwencji czego jakakolwiek przerwa pomiędzy naszymi ciałami zniknęła, a nasze usta zderzyły się w nieco niechlujnym i zachłannym, ale wciąż bardzo emocjonalnym i pełnym uczucia pocałunku. Chłopak przeniósł swoje dłonie na moją talię i docisnął do siebie jeszcze bardziej, jakby pragnął bliskości tak samo desperacko, jak ja.

- Wiesz, że właśnie zdradzasz ze mną swojego chłopaka? - zapytałem, gdy na chwilę oderwaliśmy się do siebie, ale po chwili jego wargi znów musnęły moje.

- Tak – mruknął między kolejnymi pocałunkami.

- I nie masz z tym problemu? - drążyłem dalej, wciąż delektując się jego smakiem.

- Nie, póki mogę czuć twój dotyk – wyszeptał i objął mnie jeszcze mocniej.

I może, ale tylko może, przeszedł przeze mnie drobny dreszcz podniecenia i ekscytacji, gdy jego dłonie wylądowały w tylnych kieszeniach moich spodni.

 - - - - - - - - - 

  * Melanie Martinez - "Pacify Her"  

((zawsze mam problem z tym, czy o trzeciej w nocy mam powiedzieć wam "dobry wieczór", czy już może "dzień dobry"))

dziękuję @maybeimshy, która poniekąd podsunęła mi pomysł na ten rozdział:-) 

planuję w wakacje dokonać korekty całego "Coffee Shop", bo depresyjne łzy zalewają moją twarz, ilekroć widzę poziom tego fanfiction ((tak, bo to jest przecież na wyższym poziomie, oczywiście))

od jutra (tj. poniedziałek) rozpisuję sobie kolejność dodawania rozdziałów, ponieważ planuję dużo nowych dzieci na moim profilu i chcę mieć to posegregowane, dlatego dodaję ten rozdział tak szybko:-) nie wiem, kiedy będzie kolejny, to wszystko zależy od tego, jak rozłożę sobie wszystko w rozpisce

do następnego, dziękuję wam, że was mam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro