Dix-huit.
upewnij się proszę, że przeczytałeś/aś poprzedni rozdział.
Wpatrywałem się w drzwi jak zahipnotyzowany, próbując przyswoić do siebie wszystkie zebrane informacje. Michael wyszedł z mieszkania dobre kilka minut temu, ale ja dalej nie mogłem otrząsnąć się po tej wiadomości. Teraz wszystko, co udało mi się już choć odrobinę odratować, może na nowo runąć. Logan może być nieobliczalny i jedyne co mi pozostaje, to spekulacja na temat tego, co właściwie zamierza zrobić.
- Luke, wszystko dobrze? - Marcus klepnął mnie w plecy, najwidoczniej zmartwiony moim stanem.
- Martwię się o Michaela.
- Nie masz o co – powiedział uspokajająco. - Michaelowi nic nie grozi.
- Nie, ty nie rozumiesz. - Podniosłem rękę na znak kapitulacji, ale po chwili podjąłem się wyjaśnień. - Logan go zdradza, Marcus. Ten idiota wchodzi w kogoś innego, a Michael jest zaślepionym idiotą, który niedługo będzie zraniony.
- Chwila, zwolnij. - Blondyn uniósł dłoń ku górze. - Skąd wiesz, że Logan zdradza go z mężczyzną? Może jest już w tym wieku, w którym praktykuje też inną formę rozrywki?
- Jesteś idiotą, choć przez chwilę bądź poważny – sapnąłem i mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie, bo dokładnie to samo powiedział mi Michael. - Muszę wrócić do domu, nie dawałem o sobie znaku życia od wczoraj.
- Naprawdę chcesz wracać do miejsca, w którym egzystuje z tobą dwójka kochanków?
- Calum jest na zajęciach, a Ashton jeszcze nie do końca nauczył się obsługi wszystkich kuchennych sprzętów – westchnąłem. - Naprawdę nie chcę dokładać do mojej listy problemów opłaty za zniszczenie kuchni.
- Och, okej, to zmienia postać rzeczy.
***
Niepewnie chwyciłem za klamkę i pociągnąłem ją w swoją stronę. Nigdy nie znikałem na dłużej niż kilka godzin bez poinformowania Caluma, ale nie zdziwiłbym się, gdyby nawet nie zauważył mojej nieobecności. Miał przecież Ashtona.
- Wróciłem! - krzyknąłem po wejściu do holu, a w odpowiedzi otrzymałem tylko cichy pomruk Irwina.
Zdjąłem buty i rzuciłem je gdzieś w głąb korytarza, następnie udając się do mojego przyjaciela. Kiedy moje spojrzenie spotkało się z jego podkrążonymi oczami, poczułem się trochę zbity z tropu.
- Masz zamiar umrzeć już teraz, czy zdążysz wypić ze mną ostatnią kawę? - wypaliłem, siadając koło niego na trochę zakurzonej kanapie.
- Jeżeli to ty ją zrobisz, poczekam z agonią – parsknął i przetarł twarz dłońmi, prostując się.
- Poważnie, co się stało?
Ashton podrapał się po karku i odetchnął ciężko, zanim zaczął tłumaczyć mi powód jego fatalnego stanu.
- Trochę zapomniałem o tym, że Grace w dalszym ciągu ma dostęp do naszego konta bankowego. Dziś z ciekawości zajrzałem na nie i okazało się, że zostało wyczyszczone, a biorcą był nasz numer konta. Zabrała wszystkie pieniądze, a ja zostałem idiotą bez grosza.
- Chyba nigdy się od niej nie uwolnimy – szepnąłem. - Ale wiesz, że możesz na nas polegać, jesteśmy tu z tobą.
- Nie, nie chodzi mi już nawet o kwestię materialną. Chodzi mi o to, jak bardzo jest ona podłym człowiekiem. Spójrz tylko, zrobiła nam tyle krzywdy, a wciąż nie daje spokoju.
- Dowiedziałeś się czegoś o człowieku, z którym planuje to wszystko?
- Szukam, ciągle szukam. - Ashton ponownie przetarł twarz. - Ale nie jestem pierdolonym Philipem Marlowem*, do cholery! - Uderzył dłonią w szklany stół, a ja wzdrygnąłem się na dźwięk jego ochrypłego głosu.
- Wiesz, że mógłbyś po prostu dać sobie z tym spokój?
- Nie umiem. Chciałbym, ale coś z tyłu głowy mówi mi, że to wszystko ma jeszcze drugie dno. I kimkolwiek jest ten cały Daryl, najchętniej zakopałbym go żywcem.
- Nie wiem, czy Calum byłby zadowolony z odwiedzania swojego chłopaka w więzieniu – parsknąłem, na co mój towarzysz minimalnie się rozluźnił.
- Tak, ja też nie – powiedział z nutką rozbawienia w głosie i oparł głowę o moje ramię. - Wiesz, naprawdę jestem w nim zakochany.
- On w tobie też, najbardziej na świecie. Ale moglibyście wyświadczyć mi przysługę i nie okazywać sobie tej wszechobecnej miłości przy mnie, mam ochotę was zabić.
- Spokojnie, w końcu ułoży ci się z Michaelem – zachichotał, a ja spojrzałem na niego głupkowato.
- Ale skąd ty- - zacząłem, ale niezgrabnie wszedł mi w słowo.
- Och, daj spokój. Wiem, że zżera cię zazdrość, ale Michael w końcu przestanie być idiotą i przejrzy na oczy. Dotrze do niego, że Logan to obrazowa definicja marginesu społecznego i wręcz będzie cię błagał, żebyś ponownie otworzył się na wasz związek. Ty, oczywiście, będziesz udawał niewzruszonego, zawahasz się kilkukrotnie i przybierzesz oschły wyraz twarzy, w środku skacząc jak mała dziewczynka. Ostatecznie i tak skończycie razem. - Australijczyk skończył swój obszerny monolog. - Michael cię kocha.
- O Boże, znasz mnie tak dobrze.
***
Michael dzwonił do mnie już po raz siódmy i choć zapierałem się, że nie będę odbierał od niego telefonów, w którymś momencie pękł we mnie ten czuły punkt, który odpowiadał za fakt, że byłem na każde jego zawołanie.
- Czego chcesz? - zacząłem niemiło, na co otrzymałem tylko jego gardłowy chichot.
- Tak, też cieszę się, że cię słyszę. Urządzamy kameralne przyjęcie z okazji sukcesu Logana i liczę, że wpadniesz.
- Jakby w ogóle obchodził mnie jego sukces – prychnąłem.
- Przestań się boczyć, czekamy. - Nim zdążyłem zareagować, dźwięk zakończonego połączenia rozbrzmiał w słuchawce.
Naprawdę nie chciałem tam iść.
Ale kim byłbym, gdybym odmówił Michaelowi?
Niezbyt głośna muzyka dotarła do moich uszu, gdy otworzyłem drzwi herbaciarni. Już w progu zauważyłem kilka znajomych twarzy, w tym Marcusa i Britney, którzy jakby celowo siedzieli w dwóch innych kątach pokoju, żeby nie wchodzić sobie w drogę. Choć wyglądało to dość zabawnie, z drugiej strony było najsmutniejszym widokiem na świecie.
- Po pierwsze, co ty właściwie robisz, po drugie, gdzie Michael? - zapytałem, gdy znalazłem się koło przyjaciela.
- Po pierwsze, nie wiem. Zapytaj Pani Wiecznie Obrażonej – prychnął, a ja zachichotałem prześmiewczo. On naprawdę chwilami zachowywał się gorzej niż dziecko. - Po drugie, zamknął się w gabinecie kilkanaście minut temu i od tamtej pory go nie widziałem.
- Idę do niego. A ty – poklepałem go po plecach i wskazałem palcem jego klatkę piersiową – walcz o swoją miłość, bo ostatnie, czego chcę, to zapłakany ty, jedzący lody na mojej kanapie.
Trzęsącą się dłonią pchnąłem drzwi do gabinetu Clifforda. Nie wiem właściwie, czemu byłem zestresowany. Chyba bałem się widoku, jaki mogę tam zastać.
Jednak mimo lęków, po uprzednich kilku głębszych oddechach, wszedłem do środka.
- Hej, Michael, chciałbym- co się stało? - Urwałem w połowie, gdy zobaczyłem go płaczącego, z głową pochyloną nad biurkiem.
- Moja mama... ona... - łkał w swój rękaw i sprawiał wrażenie, jakby wypowiedzenie najmniejszego słowa sprawiało mu ból.
- Spokojnie. - Pogładziłem ręką jego zgarbione plecy. - Powiedz mi dokładnie, co się stało.
- Pogorszyło jej się – szepnął niemalże niesłyszalnie, a ja posłałem mu pytające spojrzenie. - Jej lekarz prowadzący informuje mnie o wszystkim na bieżąco. Właśnie dowiedziałem się, że szacują, że zostało jej kilka tygodni życia. Luke, ona umiera na raka, a ja nie mogę nic z tym zrobić – zapłakał ponownie. Jego oczy były przekrwione, a wargi spierzchnięte i ten widok łamał moje serce.
- Jak długo..? - zapytałem, ale głos załamał mi się w połowie i nie byłem w stanie wykrztusić już nic więcej.
- Choruje już dwa lata – załkał, a ja objąłem go mocniej. - Jeszcze tydzień temu dawali jej nikłe szanse, ale ostatnio jej stan znacznie osłabł.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem obarczać cię moimi problemami. Zresztą, kim jesteś, żebym to robił?
- Michael, jestem tu dla ciebie, tak? Jestem tu tylko i wyłącznie dla ciebie i chcę, żebyś mówił mi o takich rzeczach. Jestem tu i będę, ponieważ nie mam zamiaru cię zostawiać.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się blado, a po jego policzku spłynęła kolejna łza. - Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym zostać sam.
- Oczywiście. - Przytuliłem go jeszcze ostatni raz i nieśmiało pocałowałem jego odsłonięte czoło, po czym ruszyłem w stronę wyjścia.
Gdy miałem wychodzić już z gabinetu, te słowa same zachciały wydostać się z moich ust. Zdecydowanie odwróciłem głowę w jego stronę i starałem się brzmieć najpewniej, jak to tylko możliwe.
- Kocham cię, Michael – powiedziałem, a gorąc rozlał się po moim ciele, gdy czekałem na odpowiedź chłopaka. Ten tylko uśmiechnął się blado.
- Choćbym chciał powiedzieć ci teraz to samo, nie mogę tego zrobić.
- - - - - - - - - - -
*jeden ze słynniejszych postaci detektywów w literaturze kryminalnej
dodaję go teraz, ponieważ jutro mogłabym nie mieć czasu, a bardzo chcę, aby ujrzał światło dzienne :-) ale, hej! jest po trzeciej, w sumie na jedno wychodzi
jeszcze cztery rozdziały do końca, o mój boże
czy do was też to nie dociera? :-))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro