Deux.
W końcu Michael wypuścił głośno powietrze i postanowił przemówić pierwszy.
- Więc, co cię tutaj sprowadza po tylu latach, Luke?
- Potrzebowałem pracy, a Calum znalazł dziś to miejsce przypadkiem. Ja nawet nie połączyłem faktów, po prostu desperacko szukam pracy, a to... - miotałem się we własnych słowach, a Clifford tylko uśmiechnął się pobłażliwie.
- Spokojnie, rozumiem twoją sytuację. Faktycznie, trochę się tu zmieniło. Zaczynając od wystroju, kończąc na personelu.
- Chętnie o tym posłucham – odwzajemniłem uśmiech, a ciepło rozlało się w moim podbrzuszu na ten mały gest.
- Nie ma czasu na plotkowanie. Mam rozumieć, że nie zrezygnujesz z tej posady?
- Nie, dlaczego? - posłałem mu pytające spojrzenie. Fakt, że był bipolarnym dupkiem, nie zmienił się u niego do teraz.
Tak, i powiedział to bipolarny dupek.
- Skoro mi nie jest na rękę z tobą pracować, to myślałem, że ciebie również to odrzuci – parsknął, a ja poczułem, jak miliony kolców wbijają mi się w każdy fragment ciała.
Może Calum miał rację i powinienem pomyśleć nad zostaniem poetą?
Już miałem mu odpowiadać, gdy drzwi do pomieszczenia zaskrzypiały i pojawiła się w nich znana mi postać. Świetnie, tylko jego mi tu jeszcze brakowało.
- Mikey, przyjąłeś tego chłopa... - Logan urwał wypowiedź po tym, jak uważnie zilustrował mnie wzrokiem. - No proszę, ten świat jest jednak mały. Cześć, Luke – obszedł krzesło Michaela od tyłu i położył ręce na jego oparciu, bawiąc się przy tym włosami chłopaka. Swojego chłopaka.
- Nie przyszedłem tu, aby się z tobą witać. Chcę po prostu zarobić trochę pieniędzy – wysyczałem przez zaciśnięte zęby, ale jego najwidoczniej ten widok napawał satysfakcją.
- Uważam, że nie powinny nam tu zawadzać prywatne relacje. Michael, sprawdź jego papiery i przyjmij go. Potrzebujemy pomocy – brunet odrzekł bezemocjonalnie i musnął swoimi ustami policzek czarnowłosego, przyprawiając mnie tym samym o białą gorączkę. Posłał mi jeszcze zwycięski uśmiech i po chwili już go z nami nie było.
- Więc, ty i Logan? Wciąż jesteście razem? - zagadnąłem, bawiąc się swoimi palcami. Chcąc nie chcąc, ta informacja bardzo mnie ciekawiła.
- To chyba nie twój interes, ale wiem, że znasz odpowiedź. Co więcej, układa nam się świetnie.
- Widzę – prychnąłem. - Zawsze miałem go za ideał faceta, pamiętasz? - zaśmiałem się cicho, ale chłopak nie podzielił mojego humoru.
- Nie chcę problemów, Luke. Jeżeli zobaczę, że zawadzasz, nie będę miał problemu z wyrzuceniem cię z powrotem na bruk. Mam nadzieję, że jasno się wyraziłem.
- Jak słońce – puściłem mu oczko. - Szefuńciu.
- Przysięgam na Boga, Hemmings, jeżeli się nie zamkniesz...
- Dobrze, przepraszam – podniosłem ręce w oznace kapitulacji. - A teraz powiedz mi, w jaki sposób z tej uroczej kawiarni, stało się to?
- Od kilku minut jesteś moim pracownikiem, nie kolegą do pogaduszek – pokiwał dezaprobowanie głową. - Zresztą, nie sądzę, że cię to interesuje.
- Owszem, interesuje. To miejsce ma dla mnie duże znaczenie sentymentalne – odchrząknąłem znacząco. - I naprawdę chcę znać tą historię, proszę?
- Dobrze, zapytaj mnie o co chcesz.
- Jak stałeś się współkierownikiem? I kto jest tym drugim?
- Huh, to nie takie proste, jak mogłoby się wydawać. Kiedy dostałem się na studia, wszystko układało się świetnie, ale nie przemyślałem kwestii finansowej. Po pierwszym semestrze zabrakło mi pieniędzy na opłacenie ich, więc rzuciłem to. Logan – na sam dźwięk tego imienia w jego pięknych ustach, cały się spinałem – poradził mi, abym znów spróbował zatrudnić się u Cassidy, więc to też zrobiłem. Przyjęła mnie oczywiście od razu, a gdy poznała moją sytuację, stwierdziła, że gdy będę już pełnoletni, przepisze na mnie połowę działalności. I tak jakoś wyszło, że od roku jestem współkierownikiem. Logan też się o to ubiega, bo finalnie również dostał tu pracę, więc aktualnie załatwiane są sprawy papierkowe i przy dobrym wietrze w ciągu najbliższego miesiąca zdobędzie ten przywilej – chłopak odetchnął cicho, a na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. - Co dalej?
- Dlaczego zrezygnowaliście z dalszego prowadzenia kawiarni, na rzecz jakiejś herbaciarni?
- Och, po prostu to potrzebowało zmiany. Dla Cass praca na tych samych śmieciach była udręką, dla mnie zresztą też, ciężko mi o tym mówić. Dlatego kilka miesięcy temu wzięliśmy się w garść i wcieliliśmy plan metamorfozy w życie i tak oto powstało nasze nowe dziecko. I jestem z tego powodu dumny.
- Co takiego się stało? - byłem z lekka zbity z tropu. - Och, i muszę zobaczyć się z Helen! Tęskniłem za tą kobietą.
- No właśnie, Luke. Helen, um, ona nie żyje – szepnął, a ja poczułem, jak tracę czucie w każdej jednej kończynie. - Nawet nie wiesz, jak ciężko mi o tym mówić. Kochałem ją i była dla mnie jak druga matka, to ból nie do zniesienia, że już jej z nami nie ma.
- Jak to, nie żyje? - poczułem straszliwy ból w klatce piersiowej, jak tylko pomyślałem, że już nigdy nie zobaczę uśmiechu staruszki i nie usłyszę jednej z jej błyskotliwych ripost.
- Miała zawał kilka miesięcy temu. Skończyło się to tragicznie – czarnowłosy pociągnął nosem. - Możemy o tym nie mówić, proszę?
- Tak, pewnie. Przepraszam, że poruszyłem ten temat.
- Skąd mogłeś wiedzieć? - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Jeszcze jakieś pytania?
- Mieszkasz z Loganem? - wypaliłem na jednym tchu, właściwie nie wiem czemu. Po prostu chciałem wiedzieć.
- O ile dobrze pamiętam, to miały być pytania odnośnie herbaciarni, ale nie, nie mieszkamy razem, jeżeli cię to tak interesuje. Jednak przy dobrym wietrze może się to zmienić w ciągu kilku tygodni.
- Och – tylko tyle byłem w stanie wydusić. Nie sądziłem, że ich związek jest aż tak poważny, ale bądź co bądź, są ze sobą już bardzo długo. Tymczasem ja nie mam nikogo i najpewniej umrę samotnie.
Jeżeli do końca życia będę myślał o Michaelu Cliffordzie, definitywnie umrę samotnie.
Michael wypełnił plik jakichś bliżej nieokreślonych dokumentów i schował go w archiwum.
- W takim razie, jutro zaczynasz pracę. Witamy w załodze i oczekuję, że zjawisz się tu punkt dziewiąta – mężczyzna wystawił dłoń w moją stronę. Nie, nie wierzę, to jest jakaś szopka. Chłopak, z którym wylądowałem w łóżku kilka razy, teraz chce mi uścisnąć dłoń, jak obcy mężczyzna obcemu mężczyźnie. To trochę boli, cóż, trochę bardzo.
Złapałem jego rękę i potrząsnąłem ją lekko, siląc się przy tym na najszczerszy sztuczny uśmiech, na jaki było mnie stać.
- A, Luke, jeszcze jedno – zatrzymał mnie swoim głosem, gdy zamierzałem już wychodzić. - Zapomnijmy o przeszłości.
- Tak, zapomnijmy – uśmiechnąłem się smutno i opuściłem jego biuro. Czułem, jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy i to nie był dobry znak.
Calum czekał na mnie na dworze, ale gdy mnie ujrzał, nie wyglądał na zadowolonego.
- Stary, co się tam wydarzyło? - złapał mnie pod ramię, gdy ruszyliśmy w stronę naszego mieszkania.
- Jakby to ująć, załatwiłeś mi najgorszą pracę na świecie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
well, nie ma pizzy
ta notka będzie ssała, ale muszę wspomnieć o kilku ogłoszeniach parafialnych
po pierwsze i najważniejsze - robię sobie przerwę od wattpada i dodawania rozdziałów, bo szkoła ssie, a ja mam zaległości obejmujące ponad dwa tygodnie w tył
nie wiem, jak długo nie będzie żadnych nowych rozdziałów, ale pracuję nad kilkoma nowymi ff, których zarysy mam w mojej głowie tuż obok zdjęć kotów, 5sosów i nowej płyty Ariany Grande, więc kiedy już na dobre wrócę, mogę obiecać, że w wakacje moje konto ożyje i powstanie na nowo z jakimś fancy stuff.
po drugie - co sądzicie o nowych okładkach? nie wiem, czy takie mogą być, ale stwierdziłam, że są urocze. jeżeli macie inne sugestie co do nich, to piszcie albo dajcie mi kontakt do kogoś, kto umie zrobić jakieś ładne (czytaj: lepsze od moich, czytaj: każde inne)
oki, to chyba tyle,
jak o czymś zapomniałam, to będziecie żyć w niewiedzy, ewh
pa ziemniaki x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro