Rozdział VI
Perspektywa errora
Gdy sie ocknalem siedzialem przywiazany do krzesla.
- Pieknie...
Zaczalem sie szarpac. Nagle poczulem jak cos mnie scinelo. Czarna, cala pokryta sluzem macka. Oj, szef sie wkurzyl.
- Zniewazyles mnie.
- Sz-szefie... Ja mialem powod. Jako jedyny z tad mam rodzine. Szef zrozumie ze Ink wczoraj prawie sie zabil! Musialem mu przemowic do rozsadku i zostac trovhe czasu.
- CO MNIE TWOJA RODZINA?! Zniewazyles moj rozkaz. Miales codziennie sie stawiac na sluzbe.
- Przepraszam... To sie wiecej nie powturzy.
- Tak, nie powturzy. Bo juz z tad nie wyhdziesz.
- Co?!
Puscil mnie i odszedl. Uslyszalem zamykanie drzwi. Zakapturzony potwor podszedl do mnie i mnie rozwiazal.
- Oj Error, juz po tobie. Lubie cie, ale szef jest wsciekly.
- Pomoz mi. Prosze.
- Niemoge.
- Dust do cholery! Ja musze wrucic. Moja rodzina sie rozada!-wstalem.
- Cicho badz. Daj mi troche czasu. Pogadam z chlopakami.
Mowil ni to cicho. Po chwili wyszedl. Zostalem sam w ciemnym pokoiku.
Cholera.... Przepraszam Ink.....
Perspektywa Inka
Obudzilem sie rano, ale Errora nie bylo. Uznalbym ze wyszedl gdyby nie to ze jego telefon lezal na stole razem z plikiem dokumentow ktore nosil ze soba. Oh Error.....cos ty narobil?...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro