Rozdział XII
Zima chyliła się ku końcowi. Minęły dwa miesiące od śmierci Torska w maleńkiej wiosce, kiedy epidemia dotarła do stolicy.
Zachorował na nią cały zamek. Alchemicy opracowywali lekarstwa, lecz nic nie było w stanie wyleczyć do końca. Zazwyczaj łagodziły one tylko jedne objawy, za to wywoływały następne. Działanie tych substancji testowano na najbardziej chorych, których szanse przeżycia z każdą godziną malały.
Lekarze zgodnie twierdzą, że wysoka umieralność panuje tylko wśród dzieci, kobiet w ciąży oraz ludzi z wszelką podatnością na choroby, to znaczy tych, którzy ostatnio przeszli grypę, którzy byli zaziębieni lub mieli inne dolegliwości w ostatnim czasie.
W zamku jak do tej pory zmarły tylko dwie służące. Ingeborga wraz z resztą mieszkańców jedli lepiej od zwykłych ludzi, mimo że i tak z dostępem do jedzenia było lepiej niż chociażby pięć lat temu, pod panowaniem króla Manfreda.
Zwłoki zmarłych natychmiast przenoszono, a następnie wrzucano do wielkiego wykopanego rowu, w którym każdego dnia wieczorem strażnicy podpalali ciała. Ingeborga rozkazała tak czynić w każdym mieście, aby rodziny nie miały styczności z bakteriami gnilnymi. Ciała ludzi, którzy zmarli, niemal natychmiast zaczynały się rozkładać, dlatego należało działać szybko.
Jednym z najciężej chorych był Vit. Inga drżała o jego życie. Mimo swej sprawności i siły, niedawno przechodził grypę, więc był bardzo osłabiony.
Inga powoli dochodziła do zdrowia. Była bardzo blada i słaba oraz przeraźliwie kaszlała, jednakże wysoka temperatura spadła dwa dni temu i dziewczyna nie trzęsła się już z zimna. Wygrzewała się właśnie w łóżku, które ustawiono specjalnie pod kominkiem i czytała opasłe medyczne tomisko, kiedy nagle do jej pokoju wbiegł zaniepokojony lekarz.
- Pani... proszę o wybaczenie... - rzekł zdyszany.
- Nic się nie stało, Åklagare. Co się stało? - powiedziała z lekką chrypką.
- Chodzi o Vita. On... umiera.
Serce Ingeborgi zamarło. Otwarła szeroko oczy i zaczęła się trząść ze strachu. Odrzuciła kołdrę i koc, którymi była przy kryta, a na ziemię spadła z hukiem książka. Wybiegła z pokoju i skierowała się w stronę skrzydła szpitalnego, w którym leżał nastolatek. Lekarz zamkowy biegł za nią, lecz nie potrafił jej dogonić, zdyszany poprzednim maratonem. W oczach Ingi pojawiły się łzy i ledwo widziała drogę, którą miała do pokonania. Nie zauważyła ostatniego stopnia schodów przy samym wejściu do szpitala i przewróciła się. Otarła sobie dłonie i kolana do krwi, szorując po kamiennej podłodze, targając przy tym suknię. Wstała, lekko się otrzepała i pobiegła dalej.
Ostrożnie wyminęła leżących nawet na podłodze chorych i udała się na sam koniec sali, gdzie leżał schorowany Vit. Przy jego posłaniu klęczała Salta, cała zalana łzami. Ona również pokonała chorobę, jednakże nie było to dane jej ukochanemu.
- Nie jest dobrze, królowo - rzekł kolejny, nieco starszy lekarz, przykładając do czoła chłopaka dłoń. Zobaczyła na jego prześcieradle pełno krwi. Wypluwa własne płuca - pomyślała przerażona władczyni.
- Ale jak...
- On nie może umrzeć! Ja go tak bardzo kocham! Proszę, powiedz, że on nie umrze... - wykrzyczała zrozpaczona Salta, która oparła głowę o nogi Ingeborgi i płakała w jej suknię.
*
Mijały godziny. Salta dalej szlochała przy Vicie. Inga również przy nim siedziała, jednak wpatrzona była w ścianę i nasłuchiwała kolejnych kaszlnięć i jęknięć chorych. Już nieraz doświadczyła śmierci najbliższych, lecz mimo tego nie była przygotowana na następną.
Do sali wszedł Knut, ubrany jak zwykle w swoje czarne szaty. Tym razem jednak bardziej niż zwykle przypominał chodzącą śmierć. Był blady i miał przekrwione oczy. Jego również choroba oszczędziła i powoli dochodził do siebie. Przysiadł obok Ingeborgi bez słowa i również czekał. Choć za sobą nie przepadali, to jednak obydwoje byli przyjaciółmi Ingi i Knut czuł się zobowiązany tu przybyć.
Koło północy Vit dokonał żywota. Przed śmiercią rzucał się i wypluwał resztę płuc. Jego pościel była cała zakrwawiona. Salta przykładała mu zimne okłady do czoła, lecz to nie pomagało. Zmarł z otwartymi oczami.
- Nie... Odynie, proszę... nie... kochanie, kochanie obudź się... co się stało? Kochanie?! Proszę, obudź się, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie! - krzyczała Salta, kiedy nagle drgawki i kaszlenie ustało. - Nieee!
Knut skinął głową na stojących strażników. Jeden z nich wyprowadził Saltę. Drugi zawinął martwego Vita w prześcieradło i wyniósł z zamku. Knut przytulił Ingeborgę, która dopiero teraz zaczęła płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro