Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

     Zima chyliła się ku końcowi. Minęły dwa miesiące od śmierci Torska w maleńkiej wiosce, kiedy epidemia dotarła do stolicy. 
     Zachorował na nią cały zamek. Alchemicy opracowywali lekarstwa, lecz nic nie było w stanie wyleczyć do końca. Zazwyczaj łagodziły one tylko jedne objawy, za to wywoływały następne. Działanie tych substancji testowano na najbardziej chorych, których szanse przeżycia z każdą godziną malały. 
     Lekarze zgodnie twierdzą, że wysoka umieralność panuje tylko wśród dzieci, kobiet w ciąży oraz ludzi z wszelką podatnością na choroby, to znaczy tych, którzy ostatnio przeszli grypę, którzy byli zaziębieni lub mieli inne dolegliwości w ostatnim czasie.

     W zamku jak do tej pory zmarły tylko dwie służące. Ingeborga wraz z resztą mieszkańców jedli lepiej od zwykłych ludzi, mimo że i tak z dostępem do jedzenia było lepiej niż chociażby pięć lat temu, pod panowaniem króla Manfreda.
     Zwłoki zmarłych natychmiast przenoszono, a następnie wrzucano do wielkiego wykopanego rowu, w którym każdego dnia wieczorem strażnicy podpalali ciała. Ingeborga rozkazała tak czynić w każdym mieście, aby rodziny nie miały styczności z bakteriami gnilnymi. Ciała ludzi, którzy zmarli, niemal natychmiast zaczynały się rozkładać, dlatego należało działać szybko. 
     Jednym z najciężej chorych był Vit. Inga drżała o jego życie. Mimo swej sprawności i siły, niedawno przechodził grypę, więc był bardzo osłabiony. 
     Inga powoli dochodziła do zdrowia. Była bardzo blada i słaba oraz przeraźliwie kaszlała, jednakże wysoka temperatura spadła dwa dni temu i dziewczyna nie trzęsła się już z zimna. Wygrzewała się właśnie w łóżku, które ustawiono specjalnie pod kominkiem i czytała opasłe medyczne tomisko, kiedy nagle do jej pokoju wbiegł zaniepokojony lekarz.
     - Pani... proszę o wybaczenie... - rzekł zdyszany.
     - Nic się nie stało, Åklagare. Co się stało? - powiedziała z lekką chrypką.
     - Chodzi o Vita. On... umiera.

     Serce Ingeborgi zamarło. Otwarła szeroko oczy i zaczęła się trząść ze strachu. Odrzuciła kołdrę i koc, którymi była przy kryta, a na ziemię spadła z hukiem książka. Wybiegła z pokoju i skierowała się w stronę skrzydła szpitalnego, w którym leżał nastolatek. Lekarz zamkowy biegł za nią, lecz nie potrafił jej dogonić, zdyszany poprzednim maratonem. W oczach Ingi pojawiły się łzy i ledwo widziała drogę, którą miała do pokonania. Nie zauważyła ostatniego stopnia schodów przy samym wejściu do szpitala i przewróciła się. Otarła sobie dłonie i kolana do krwi, szorując po kamiennej podłodze, targając przy tym suknię. Wstała, lekko się otrzepała i pobiegła dalej. 
     Ostrożnie wyminęła leżących nawet na podłodze chorych i udała się na sam koniec sali, gdzie leżał schorowany Vit. Przy jego posłaniu klęczała Salta, cała zalana łzami. Ona również pokonała chorobę, jednakże nie było to dane jej ukochanemu. 
     - Nie jest dobrze, królowo - rzekł kolejny, nieco starszy lekarz, przykładając do czoła chłopaka dłoń. Zobaczyła na jego prześcieradle pełno krwi. Wypluwa własne płuca - pomyślała przerażona władczyni.
     - Ale jak...
     - On nie może umrzeć! Ja go tak bardzo kocham! Proszę, powiedz, że on nie umrze... - wykrzyczała zrozpaczona Salta, która oparła głowę o nogi Ingeborgi i płakała w jej suknię. 

*
     Mijały godziny. Salta dalej szlochała przy Vicie. Inga również przy nim siedziała, jednak wpatrzona była w ścianę i nasłuchiwała kolejnych kaszlnięć i jęknięć chorych. Już nieraz doświadczyła śmierci najbliższych, lecz mimo tego nie była przygotowana na następną.
     Do sali wszedł Knut, ubrany jak zwykle w swoje czarne szaty. Tym razem jednak bardziej niż zwykle przypominał chodzącą śmierć. Był blady i miał przekrwione oczy. Jego również choroba oszczędziła i powoli dochodził do siebie. Przysiadł obok Ingeborgi bez słowa i również czekał. Choć za sobą nie przepadali, to jednak obydwoje byli przyjaciółmi Ingi i Knut czuł się zobowiązany tu przybyć.
     Koło północy Vit dokonał żywota. Przed śmiercią rzucał się i wypluwał resztę płuc. Jego pościel była cała zakrwawiona. Salta przykładała mu zimne okłady do czoła, lecz to nie pomagało. Zmarł z otwartymi oczami. 
     - Nie... Odynie, proszę... nie... kochanie, kochanie obudź się... co się stało? Kochanie?! Proszę, obudź się, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie! - krzyczała Salta, kiedy nagle drgawki i kaszlenie ustało. - Nieee!

     Knut skinął głową na stojących strażników. Jeden z nich wyprowadził Saltę. Drugi zawinął martwego Vita w prześcieradło i wyniósł z zamku. Knut przytulił Ingeborgę, która dopiero teraz zaczęła płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro