Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

     - Wysuń nogę do przodu - powiedziała spokojnie Ingeborga, kontrując atak.

     Było koło południa. Mimo zacinającego śniegu, królowa uparła się, aby i tego dnia Vit poszedł z nią poćwiczyć. 
     - Trzymaj miecz również drugą ręką. Jest oburęczny. Jesteś młody i minie jeszcze sporo czasu, zanim będziesz mógł go dzierżyć tylko w jednej - rzekła tym samym, cierpliwym i spokojnym tonem, tym razem zadając cios.

     Chłopak ledwo uchylił się przed atakiem. Wiedział, że królowa i jego tymczasowa opiekunka nie zrobi mu krzywdy, jednakże cios z pewnością by zabolał.

     - Wiesz, że pogoda nie ułatwia mi sprawy? - zapytał, lekko zdyszany.

     - Wiem - uśmiechnęła się. - Ale i w takich warunkach przyjdzie ci walczyć. 
     Walka trwała dalej, a śnieg nie ustępował. Wczoraj przyszedł list od Haralda. Dotarł razem ze wszystkimi kompanami do północnej granicy królestwa. Przygotowywał atak. Ingeborga nie martwiła się o to i postanowiła mu zaufać. 

     - Bacznie śledź każdy mój ruch. Nie możesz nic przeoczyć - napomniała młodzieńca, unikając ataku.

     Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi zamkowych. Zza nich wyłonił się Knut w swoim czarnym, za dużym płaszczu. Biegł w ich stronę, a jego szata powiewała na wietrze. 
     - Popatrz, popatrz - powiedziała cicho do Vita. - Chyba będziemy musieli na dzisiaj skończyć - uśmiechnęła się lekko i opuściła broń. - Walczysz coraz lepiej. Będzie z ciebie dobry wojownik - zmierzwiła mu lekko włosy, strzepując z nich śnieg.

     Knut zatrzymał się przed nimi. Zmierzył złowrogim spojrzeniem wyższego od siebie Vita, który był ubrany w typowe dla adeptów do straży szaty oraz ciemny, gruby płaszcz. Jego wzrok złagodniał, gdy spojrzał na prawo i zobaczył Ingeborgę, ubraną w ciemnozieloną suknię z falbankami przy biuście. Była okryta wilczym, biało-szarym futrem, które miała spięte pod obojczykami złotą broszką z ptakiem.

     - Co jest? - spytała, strzepując ze swych rozpuszczonych blond włosów śnieg.

     - Przybyły statki towarowe z Naladeszu. Pomyślałem, że może chcesz zerknąć. 
     - To bardzo dobra nowina - rzekła, skinąwszy na Vita, aby podążył za nią. - Widziałeś kiedyś mieszkańca Naladeszu, chłopcze?

     - Nie wpuszczają nas do zamku, a z tego, co mi wiadomo, to nocują oni przed powrotem w pałacu.

     - Zgadza się. Może zechcesz potowarzyszyć mnie i Knutowi w nadzorze?

     - Z przyjemnością.

     Cała trójka udała się do zamku. W środku było gwarno i większość była zabiegana w związku z przypłynięciem statków z ciepłego południa.

     Po drodze spotkali odpowiedzialnego za zaopatrzenie mężczyznę.

     - Apelsin! 

     - Ha, witaj, Inga! Pewnie jesteś zadowolona, co? Zapasy twojej ukochanej herbaty powoli się kończyły. Dawno nie widzieliśmy statków Moldvina na naszych wodach!

     - Nie ma lepszej rzeczy, niż dopiero co przywieziona herbata z południa. Nienawidzę ciepła, ale gdy tylko poznałam to cudo, zapragnęłam mieć choć jedno ciepłe miejsce w całym naszym królestwie, żeby móc założyć plantację.

     - Ja to uwielbiam chleb z dodatkiem tej ich śmiesznej przyprawy. Nadaje zupełnie inny smak!

     Jak ja kocham to ciepło, które panuje w zamku. Ci ludzie są tak serdeczni... nie zasługuję na nich.
     Ingeborga, Knut i Vit wyszli po drugiej stronie zamku. Mieli do przejścia kawałek. Tysiąc lat temu obecne położenie zamku nie miało dostępu do wody, lecz któryś  król, o którym chyba już nikt nie pamiętał zrobił sztuczny dostęp. Przy realizacji jego chorego planu zginęło bardzo dużo ludzi, których przymusił do pracy, ale w wyniku temu powstała trasa morska i do tego portu wpływały tylko statki handlowe. Była to mała cieśnina, stworzona sztucznie i większe statki bojowe nie miały szansy tu nawet wpłynąć. Była bardzo dobrze strzeżona, a poza tym zbyt wąska. Żadne państwo nie mogło przypuścić tu ataku, położenie było zbyt dogodne. 
     Tak więc po około dziesięciominutowym marszu w śnieżycę doszli do niewielkiego portu. Inga uwielbiała otwierać ogromne skrzynie i kufry, w których Północ otrzymywała miedź i platynę, ale najbardziej satysfakcjonowała ją herbata. 
     I kiedy Ingeborga udała się w stronę skrzyni opatrzonych hasłem "herbata", Knut, który również uwielbiał oglądać jeszcze nie poddaną obróbce platynę czy miedź udał się w przeciwnym kierunku.

     - Wyglądają... egzotycznie - rzekł zafascynowany Vit.

     - A i owszem - rzekła dziewczyna, skinąwszy z szacunkiem głową jednemu z obywateli Naladeszu. - Mają nieco ciemniejszą skórę od naszej. Z włosami i oczami jest podobnie, ale to nie jest reguła. Zdarzają się tam jednak niebieskoocy blondyni - zaśmiała się.

     Nagle rozległ się paniczny wrzask. Ingeborga wraz z Vitem podbiegła do źródła. 

     Ich oczom ukazał się leżący na deskach statku Knut, który darł się wniebogłosy. Wystraszona Inga szukała źródła paniki u przyjaciela. Na jego zewnętrznej stronie dłoni zobaczyła ogromnego, włochatego, czarnego pająka.

     - Zdejmijcie to, zdejmijcie to ze mnie! 
     Dwóch marynarzy podbiegło do Knuta.
     I kiedy "niebezpieczeństwo" zostało już zażegnane, chłopak usłyszał śmiech Ingi, która trzymała się za brzuch ze łzami w oczach.

     Nie widział jej tak rozbawionej od lat. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro