Rozdział II
- Statki króla Askalda! Na północnej granicy! Widziano ich na północnej granicy!
W Komnacie Narad zapadło głuche milczenie. Można było usłyszeć oddech ponad dwudziestki zgromadzonych. Cisza trwała minutę. Po niej nastąpiło coś, co można by określić słowem "panika". Harald, jako Kapitan Straży, natychmiast wyszedł z sali, potrącając przy tym stojącego przy drzwiach Knuta. Wojowie przy stole zaczęli się przekrzykiwać, szeptać coś do siebie i kłócić się w niewielkich grupkach, w które się skupili.
- Spokojnie - powiedziała Ingeborga, która jako jedyna z towarzystwa zachowała spokój i kamienny wyraz twarzy.
Nikt nie zareagował na jej słowa. Nikt ich nawet nie usłyszał.
- Uspokójcie się - warknęła, coraz bardziej rozwścieczona. Z szybkością i gracją podniosła się ze swego miejsca i chwyciła za włosy jednego z najbliżej stojących mężczyzn. Poczuła od niego alkohol. Większość z tych, którzy byli w Radzie Północy pili na potęgę, ale Indze zależało na tym, aby na zebrania przychodzili zawsze trzeźwi. Prosiła strażników, którzy zawsze pełnili wartę przy drzwiach, gdy odbywało się zgromadzenie o to, aby nie wpuszczali nikogo pod wpływem czegoś mocniejszego. Ale najwyraźniej i strażnikom źle się powodziło, skoro tak łatwo ich przekupić...
Inga pociągnęła pijanego osobnika za włosy i z impetem uderzyła jego głową o stół.
- ZAMKNĄĆ SIĘ! - wyryczała wściekle.
Wszystkie twarze zwróciły się w jej kierunku, a w sali po raz kolejny zapadło grobowe milczenie, przerywane tylko pojękiwaniami pijaka, który osunął się na podłogę ze złamanym nosem.
Banda debili.
- Czy do was, drodzy panowie, nie dociera, gdy mówię, że ma być cicho?! Muszę się powtarzać?! - wykrzyczała. Złość powoli ją opuszczała. Wygładziła swoją czarną, długą suknię z czerwonymi wiązaniami po bokach i powoli wypuściła powietrze.
- Bardzo się cieszę z tego, że żaden z tu zgromadzonych nie uległ niepotrzebnej panice - rzekła sarkastycznie.
Wielu z mężczyzn zaczerwieniło się i choć z powodu noszonych przez nich wąsów oraz długich zarostów na brodach trudno było cokolwiek dojrzeć, Ingeborga dobrze wiedziała, że ugodziło to w ich męską dumę.
- Wasze zachowanie mnie oburza i rozczarowuje. Jesteśmy krajem silnym, choć nie tak, jak to sobie wymarzyłam. Mamy ogromną flotę oraz armię, na którą przeznaczamy większość środków. Sami mieszkańcy wspomagają wojsko, a młodzi mężczyźni ochoczo się do niego zaciągają. Wykuwamy jedną z najlepszych broni na świecie oraz najbardziej wytrzymałe tarcze. To tylko statki ze wschodu. Domyślam się, że nie wysłano do nas pośrednika z listem i prośbą o zakończenie wojny - powiedziała rozbawiona - ale uważam, że cokolwiek by to nie było, poradzimy sobie z tym.
- Droga pani, czy można... - zapytał jeden z wojowników ubrany w niedźwiedzie skóry z potarganymi blond włosami, odchrząkając. - To ignorancja. Te ścirwa ze wschodu najeżdżajo nasze ziemie od lat. My niby też se tam wyprawy urządzomy, ale, hehe, grabio nasze wioski i robio z naszymi kobitami co chcą...
- Tak być nie może! - wykrzyknął ktoś z końca sali.
- Właśnie - rozległo się kilka głosów.
- ... i ja nie mówię, że to słuszne, ale sama rozumisz. Jesteśmy rozdzieleni...
- Byliśmy - przerwała mu. - Kontynuuj - westchnęła.
- Może i nasze kuźnie so i najlepsze a i tera jesteśmy bardzij zjednoczeni, ale oni majo lepsze statki i armia była zawsze...
- Dobra, dość - podniosła rękę Inga. - Rozumiem Twoje obawy, Svart, jednakże nadal uważam, że nie mamy się czego obawiać. Knut! - wykrzyczała.
Chłopak otrząsnął się z odrętwienia i szybkim krokiem podszedł do Ingeborgi, która stała wsparta rękami o stół. Kosmyk jej prawie białych jak śnieg włosów opadł jej na prawy policzek, co kontrastowało z jego różową barwą.
Jest piękna nawet wtedy, gdy się złości.
Knut uklęknął na jedno kolano obok Ingi. Ta dyskretnie zsunęła rękę i złapała go mocno za ramię, ciągnąc go do góry. Nie lubiła formalności ani etykiety. Dworzanie nie musieli przed nią klękać ani zwracać się do niej jak do nie wiadomo kogo.
- Ile ich było?
- Ale czego?
- Pytam, ile statków widzieli, matole.
- A... - podrapał się po głowie w zamyśleniu. - Nie znam dokładniej liczby. Ale było ich z tuzin.
Puściła jego ramię i odtrąciła go.
- Wyjdź.
- Słucham?
Inga popchnęła go ku wielkim drzwiom, które dalej stały otwarte. Ciekawscy strażnicy zaglądali do środka. Ingeborga szła tuż za Knutem, stale go popychając. Jej czarna długa suknia ciągnęła się po kamiennej podłodze.
- Wiesz, jak jest - wyszeptała z nutą rozbawienia - nie możesz brać udziału w naradzie, możesz ją tylko zakłócić. Dzięki za informacje - puściła do niego oczko i wypchnąwszy go za drzwi, zamknęła je.
- No, panowie, bierzmy się do roboty! - wykrzyczała z rzadkim dla niej entuzjazmem, kierując się w stronę wielkiego stołu z mapami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro