Rozdział XIII
Ingeborga od śmierci Vita wykonywała wszelkiego rodzaju czynności mechanicznie. Nie potrafiła się z niczego tak naprawdę cieszyć. Nie miała nawet ochoty na czytanie. Nie zaglądała prawie w ogóle do biblioteki, w której spędzała przedtem tak dużo czasu. Siedziała często z Knutem, choć nie rozmawiali ze sobą. Zazwyczaj to chłopak coś opowiadał, a dziewczyna słuchała. Przejął on jej obowiązki i po prawdzie nie najlepiej sobie z nimi radził.
Zabójcza grypa powoli ustępowała. Straty ludności, jakie poniosło Królestwo Północy, dorównywały niemal liczbie trupów podczas epidemii dżumy ponad 100 lat temu.
Zamek powoli wracał do życia. Prócz Vita Ingeborga nie straciła nikogo bliskiego. Generalnie mało kto z pałacu dokonał żywota w wyniku choroby.
Wszyscy starali się pomóc biednej Salcie, która ucierpiała bardziej od Ingeborgi. W końcu Vit był jej narzeczonym i wkrótce mieli się pobrać. Planowali razem wspólne życie i chcieli się zestarzeć, mieć dzieci, lecz przewrotny los pokrzyżował im plany. Służka wyglądała jak duch, była nieobecna i ciągle płakała, siedząc w swoim pokoju. Wydzielono jej osobny, więc nie spała już z czteroma innymi kobietami w większych izbach dla służby. Knut jednak zastanawiał się, czy dobrze postąpił i czy towarzystwo innych ludzi nie sprawiłoby, że choć na chwilę zapomni o tej całej sprawie. Chłopak jednak nie miał w sobie tyle siły, aby kazać jej powrócić do pracy, a nikt nie chciał być nachalny w stosunku co do niej i nalegać na powrót do ludzi.
Pewnego chłodnego wieczoru, kiedy ostatnie płaty śniegu leżały pod budynkiem zamku, miarka się przebrała. Od samego rana przyszła tona listów z różnych regionów Północy raportujących o liczbach zmarłych, ludzie pisali też o jakieś pomoce, dostarczenie jedzenia i zdatnej do picia wody. Służące doniosły, że Salta dostała nagłego ataku histerycznego płaczu i gdzieś uciekła, kiedy próbowały ją pocieszyć, a teraz nie wiedzą, co mają zrobić i gdzie jej szukać. Kilku strażników wdało się w bójkę i połowa leży w skrzydle szpitalnym, w którym już od dawna brakuje leków i opatrunków. Knut wiedział, że dłużej tak nie wytrzyma i nie da rady zapanować nad tym chaosem. Wybiegł z sali tronowej w stronę skrzydła królewskiego, w którym siedziby mieli między innymi on, Inga czy Harald, jak i również matka Ingeborgi, Hedwiga, która w zasadzie wtapiała się w tłum i była nieobecna. Wbiegając po schodach nie stracił energii ani zapału. Buzowała nim wściekłość. Inga jeszcze wiele lat później wspominała ten wyraz twarzy przyjaciela, gdyż on się przez długi czas nie powtórzył.
Knut bez pukania wparował do pokoju Ingeborgi, która właśnie chciała udać się na spoczynek. Na jej szczupłym ciele koszula nocna wisiała jak na wieszaku, a jej rozpuszczone blond włosy opadały lekko na ramiona. W pomieszczeniu panowało przyjemne ciepło pochodzące z palącego się w kominku ognia. Chłopak spojrzał swojej królowej w twarz i zobaczył wyraz zdziwienia, co go jeszcze bardziej rozjuszyło. Jak ona może się jeszcze dziwić, że jestem tak wściekły?!
- Co jest z tobą, do jasnej cholery, Inga?! - wykrzyczał, jednocześnie podchodząc do niej. Poczuł lekko orientalną woń olejków aromatyzujących do kąpieli, sprowadzonych prosto z gorącego Naladeszu.
- Po co przyszedłeś, Knut? - zapytała wolno, zaspana i jakby znużona. Miała ciemne cienie pod oczami i opadały jej powieki.
- Jeszcze pytasz?! Do jasnej cholery, zamek się wali, a ty tu siedzisz i pierdzisz w stołek. Co jest z tobą, dziewczyno?! Wracaj do żywych. To temu smarkaczowi nie wróci duszy...
- Nie mów o nim w ten sposób, o zmarłych się źle...
- Gówno mnie to obchodzi, Inga. Nie radzę sobie, z resztą wykonuję twoje obowiązki! - złapał ją za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Opierała się. Knut nie wytrzymał. Obrócił się i uderzył władczynię w twarz.
Ingeborgę aż zamroczyło. Zamrugała kilkakrotnie, aż odzyskała pełną ostrość widzenia. Policzek niemiłosiernie ją piekł. Chłopak widząc ogromną, zaczerwienioną plamę na twarzy swojej przyjaciółki załkał:
- Indzia, kochanie, ja nie chciałem, co ja narobiłem, błagam, wybacz, nie boli cię tak bardzo, Indzia, proszę, ja...
Lecz jego kajania przerwał śmiech dziewczyny. Nie zimny czy sarkastyczny, tylko pełen serdeczności. Po chwili łzy rozbawienia pojawiły się w jej oczach, choć najwyraźniej sytuacja tylko ją bawiła.
- Na Odyna, dałabym sobie rękę uciąć, żeby to wszystko widzieć i poczuć jeszcze raz od momentu, kiedy...
Nagle zamek przeszyły piskliwe krzyki kilku służących. Inga i Knut popatrzyli na siebie jednocześnie i wybiegli na korytarz. Gdy dotarli do źródła dźwięku zobaczyli sporą grupkę wpatrzonych w coś na osób. Przecisnęli się przez ten tłum i wtedy zobaczyli - na podłodze, w kałuży krwi, leżało zmasakrowane ciało Salty, na której czole wyryty był tajemniczy znak, który parę miesięcy wcześniej znaleźli namalowany na ścianie krwią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro