Rozdział IV
- Wysuń nogę do przodu - powiedziała spokojnie Ingeborga, kontrując atak.
Było koło południa. Mimo zacinającego śniegu, królowa uparła się, aby i tego dnia Vit poszedł z nią poćwiczyć.
- Trzymaj miecz również drugą ręką. Jest oburęczny. Jesteś młody i minie jeszcze sporo czasu, zanim będziesz mógł go dzierżyć tylko w jednej - rzekła tym samym, cierpliwym i spokojnym tonem, tym razem zadając cios.
Chłopak ledwo uchylił się przed atakiem. Wiedział, że królowa i jego tymczasowa opiekunka nie zrobi mu krzywdy, jednakże cios z pewnością by zabolał.
- Wiesz, że pogoda nie ułatwia mi sprawy? - zapytał, lekko zdyszany.
- Wiem - uśmiechnęła się. - Ale i w takich warunkach przyjdzie ci walczyć.
Walka trwała dalej, a śnieg nie ustępował. Wczoraj przyszedł list od Haralda. Dotarł razem ze wszystkimi kompanami do północnej granicy królestwa. Przygotowywał atak. Ingeborga nie martwiła się o to i postanowiła mu zaufać.
- Bacznie śledź każdy mój ruch. Nie możesz nic przeoczyć - napomniała młodzieńca, unikając ataku.
Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi zamkowych. Zza nich wyłonił się Knut w swoim czarnym, za dużym płaszczu. Biegł w ich stronę, a jego szata powiewała na wietrze.
- Popatrz, popatrz - powiedziała cicho do Vita. - Chyba będziemy musieli na dzisiaj skończyć - uśmiechnęła się lekko i opuściła broń. - Walczysz coraz lepiej. Będzie z ciebie dobry wojownik - zmierzwiła mu lekko włosy, strzepując z nich śnieg.
Knut zatrzymał się przed nimi. Zmierzył złowrogim spojrzeniem wyższego od siebie Vita, który był ubrany w typowe dla adeptów do straży szaty oraz ciemny, gruby płaszcz. Jego wzrok złagodniał, gdy spojrzał na prawo i zobaczył Ingeborgę, ubraną w ciemnozieloną suknię z falbankami przy biuście. Była okryta wilczym, biało-szarym futrem, które miała spięte pod obojczykami złotą broszką z ptakiem.
- Co jest? - spytała, strzepując ze swych rozpuszczonych blond włosów śnieg.
- Przybyły statki towarowe z Naladeszu. Pomyślałem, że może chcesz zerknąć.
- To bardzo dobra nowina - rzekła, skinąwszy na Vita, aby podążył za nią. - Widziałeś kiedyś mieszkańca Naladeszu, chłopcze?
- Nie wpuszczają nas do zamku, a z tego, co mi wiadomo, to nocują oni przed powrotem w pałacu.
- Zgadza się. Może zechcesz potowarzyszyć mnie i Knutowi w nadzorze?
- Z przyjemnością.
Cała trójka udała się do zamku. W środku było gwarno i większość była zabiegana w związku z przypłynięciem statków z ciepłego południa.
Po drodze spotkali odpowiedzialnego za zaopatrzenie mężczyznę.
- Apelsin!
- Ha, witaj, Inga! Pewnie jesteś zadowolona, co? Zapasy twojej ukochanej herbaty powoli się kończyły. Dawno nie widzieliśmy statków Moldvina na naszych wodach!
- Nie ma lepszej rzeczy, niż dopiero co przywieziona herbata z południa. Nienawidzę ciepła, ale gdy tylko poznałam to cudo, zapragnęłam mieć choć jedno ciepłe miejsce w całym naszym królestwie, żeby móc założyć plantację.
- Ja to uwielbiam chleb z dodatkiem tej ich śmiesznej przyprawy. Nadaje zupełnie inny smak!
Jak ja kocham to ciepło, które panuje w zamku. Ci ludzie są tak serdeczni... nie zasługuję na nich.
Ingeborga, Knut i Vit wyszli po drugiej stronie zamku. Mieli do przejścia kawałek. Tysiąc lat temu obecne położenie zamku nie miało dostępu do wody, lecz któryś król, o którym chyba już nikt nie pamiętał zrobił sztuczny dostęp. Przy realizacji jego chorego planu zginęło bardzo dużo ludzi, których przymusił do pracy, ale w wyniku temu powstała trasa morska i do tego portu wpływały tylko statki handlowe. Była to mała cieśnina, stworzona sztucznie i większe statki bojowe nie miały szansy tu nawet wpłynąć. Była bardzo dobrze strzeżona, a poza tym zbyt wąska. Żadne państwo nie mogło przypuścić tu ataku, położenie było zbyt dogodne.
Tak więc po około dziesięciominutowym marszu w śnieżycę doszli do niewielkiego portu. Inga uwielbiała otwierać ogromne skrzynie i kufry, w których Północ otrzymywała miedź i platynę, ale najbardziej satysfakcjonowała ją herbata.
I kiedy Ingeborga udała się w stronę skrzyni opatrzonych hasłem "herbata", Knut, który również uwielbiał oglądać jeszcze nie poddaną obróbce platynę czy miedź udał się w przeciwnym kierunku.
- Wyglądają... egzotycznie - rzekł zafascynowany Vit.
- A i owszem - rzekła dziewczyna, skinąwszy z szacunkiem głową jednemu z obywateli Naladeszu. - Mają nieco ciemniejszą skórę od naszej. Z włosami i oczami jest podobnie, ale to nie jest reguła. Zdarzają się tam jednak niebieskoocy blondyni - zaśmiała się.
Nagle rozległ się paniczny wrzask. Ingeborga wraz z Vitem podbiegła do źródła.
Ich oczom ukazał się leżący na deskach statku Knut, który darł się wniebogłosy. Wystraszona Inga szukała źródła paniki u przyjaciela. Na jego zewnętrznej stronie dłoni zobaczyła ogromnego, włochatego, czarnego pająka.
- Zdejmijcie to, zdejmijcie to ze mnie!
Dwóch marynarzy podbiegło do Knuta.
I kiedy "niebezpieczeństwo" zostało już zażegnane, chłopak usłyszał śmiech Ingi, która trzymała się za brzuch ze łzami w oczach.
Nie widział jej tak rozbawionej od lat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro