Rozdział I
Do ciemnego, słabo oświetlonego korytarza wbiegł zdyszany chłopak. Mimo dość bolesnego zderzenia z kamienną ścianą na zakręcie ani na chwilę się nie zatrzymał. Prosto, lewo, schody w dół, prawo, schody w dół, lewo, dół, prawo, dół i prosto.
Zmierzał do Komnaty Narad, w której jak co tydzień odbywało się zebranie królowej i jej doradców. Pchnął z całej siły potężne dębowe drzwi, które otworzyły się ze skrzypnięciem. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jego kierunku. Widział czerwone oblicza ogromnych mężczyzn, tuzin grubo zaplecionych blond warkoczy, drugi tuzin długich, lecz rozpuszczonych włosów, świńskie oczka przeszywające go na wskroś oraz wzrok kogoś, kto od lat niezmiennie patrzył na niego z tą samą uporczywą niechęcią.
Harald stał oparty jedną ręką o stół z rozstawionymi nań mapami i strategiami. Jego poza świadczyła o jego arogancji, inaczej się tego nie dało określić. Nosił się dumnie, miał powodzenie wśród kobiet. Nie wyglądał jak żaden z tu zgromadzonych, opasłych gości. Przypominał swojego ojca, który zginął na jednej z wypraw podjętych na terenach wschodu. Był wysoki i mimo szczupłej budowy ciała umięśniony. Knut pamiętał go jeszcze jako dzieciaka. Ojciec Haralda był jarlem, mógł więc się czuć swobodnie i pozwalać sobie na wszystko. Nikt nie chciał z nim zadzierać, od początku szkolił się na wojownika, a choć sam Ralf był dobrym i sprawiedliwym władcą lokalnej społeczności i nie zrobiłby nikomu krzywdy za to, że podczas dziecięcej zabawy ktoś uderzył jego syna, to sam chłopak był nieprzewidywalny.
Czego by o nim nie powiedzieć, o swoją siostrę zawsze dbał jak o nikogo innego. Przebywając w jego towarzystwie odnosiło się wrażenie, że choć co noc zabawia się z inną kobietą i urządza pijackie eskapady, to matka i siostra są najważniejszymi osobami w jego życiu. Być może dlatego nie potrafi się ustatkować i zacząć czegoś na poważnie, gdyż one zawsze będą na pierwszym miejscu, a może po prostu taki już ma charakter, a stała seksualna partnerka to nie jego bajka.
Harald, odziany w lekką zbroję uśmiechnął się ironicznie do przybyłego i z powrotem zwrócił swe oblicze ku zgromadzonym, kontynuując dalej swój wywód, jakoby nic się nie stało.
Wszyscy natychmiast wrócili do swoich zajęć i skupili się na mapach, jedna tylko osoba nie zmieniła poprzedniej pozycji.
Ingeborga, siedząca na pięknie zdobionym, wysokim krześle wpatrywała się swymi jasnoniebieskimi oczami w Knuta. Przeszedł go dreszcz, jak zawsze, gdy tak robiła. Potrafiła czytać z niego jak z otwartej księgi. I podczas gdy wszystko i wszyscy diametralnie się zmienili, ona z wyglądu pozostała taka sama. Może za wyjątkiem włosów, które od momentu pojedynku z królem Manfredem zawsze ścinała na krótko. Sięgały jej ramion i były lekko nastroszone, a ona sama odziana w droższe i elegantsze stroje, jednakże jej postura, barwa głosu, oczy, sposób mówienia, gestykulowania czy mimika pozostały jak za dawnych lat.
Inga uchodziła wśród ludu za potężną, odważną i groźną władczynię. Nie cofała się przed niczym. Prowadziła wojny z jednym z królestw Wielkiego Wschodu już kolejny rok, nie zgadzając się na żaden kompromis. Była wzorem do naśladowania dla chłopców i dziewczynek, pewną opoką dla ludu, który wiedział, że nie pozwoli ona Królestwu Północy upaść. Za jej krótkich, bo dopiero trzyletnich rządów gospodarka, która do tej pory praktycznie nie istniała, ruszyła. Wybudowano nowe szlaki handlowe, zbudowano miasta oraz twierdze i wciąż powstawały nowe. W rejonach nieco cieplejszych zaczęto zajmować się rolnictwem, w wysokich górach, wiecznie skutych lodem i zasypanych śniegiem otwarto kuźnie i już po dwóch latach bronie i zbroje wytwarzane przez mieszkańców Północy były sławne na całym świecie ze swej doskonałości. Budowano ogromne i wytrzymałe okręty, już nie dla potrzeb lokalnych jarlów, ale również i na eksport. Przywożono kruszce z innych krajów i choć państwo było tak wyniszczone i niespójne wewnętrznie przez długi okres rządów Manfreda Ugodowego, który swój przydomek zyskał ze względu na poddawanie się wpływom zagranicznych władców, że powinno w niedługim czasie obrócić się w ruinę. Zważywszy również na toczące się od dwóch lat wojny ze wschodem nie do pomyślenia było, że ono tak naprawdę się rozwijało. Daniny, które składało się władcy nie były tak wysokie, przez co ludziom nie brakowało jedzenia ani pieniędzy. Można by powiedzieć, że wszyscy byli zadowoleni.
Wszyscy, za wyjątkiem Ingi.
I tylko nieliczni, jak Harald, jej matka czy właśnie Knut wiedzieli, co jest powodem jej głębokiego nieszczęścia.
Manfred wynajął ludzi, którzy zamordowali ukochanego dziewczyny, Freja, gdyż król bał się rosnących wpływów Ingi na południowym skraju państwa oraz był wściekły, że dziewczyna odrzuciła jego zaręczyny. On odebrał jej wszystko, ona niedługo później odebrała mu życie. Ale nie zmniejszyło to jej bólu, z którym się zmagała. To trzeba mieć na uwadze mówiąc, że Ingeborga się nie zmieniła fizycznie. Być może wyglądała jak zawsze, ale w głębi nigdy nie będzie już tą samą osobą. Z uśmiechniętej i pogodnej dziewczyny została psychiczna ruina. Na większość rzeczy była obojętna, przyjmowała wszystko chłodno i nie potrafiła się już cieszyć życiem.
Knut zorientował się, że Inga wpatruje się w niego już ze zniecierpliwieniem. Najwidoczniej stał już tak kilka minut. Zapomniał, po co tu przybył i dlaczego jest tak zdyszany. Harald tłumaczył coś rudobrodemu wikingowi na przeciwko, gdy Knut wykrzyknął:
- Statki króla Askalda! Na północnej granicy! Widziano ich na północnej granicy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro