Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Vincent Merks

Szykowałem się do próby, gdy mój partner wszedł do garderoby.

– Dziś wieczorem mamy kolejną aranżowaną randkę. Samica ze stada Silver Mon. – Usiadł obok mnie i chwycił moją dłoń. Nieszczęśliwie spojrzałem na niego w lustrze.

– Widziałem jej zdjęcie, jest straszna, nie dam rady – obrócił mnie z całym krzesłem w swoją stronę.

– Musimy znaleźć lunę dla naszego stada. Dobrze o tym wiesz. – Znów się zdenerwował, nie chciałem tego wszystkiego, gdyż czułem, że ta jedyna gdzieś na nas czeka i szukanie jej na siłę, po sąsiadujących stadach nic nie da.

Rozgrzany gniewem wyszedłem na scenę. Zapomniałem o układzie, dając się ponieść muzyce. Moje myśli krążyły wokół cycatej blondynki, z którą mieliśmy dziś zmarnować czas.

Oddałem się pasji, jaka napędzała moje życie próbując pozbyć się z głowy niechcianych myśli. Mój partner był wspaniały, odnaleźliśmy się jeszcze w dzieciństwie, gdy tylko moi rodzice przenieśli się do naszego stada. Gdy weszliśmy wiek dojrzewania nagle zaczęliśmy odczuwać brak, jakby gdzieś zaginął jeden element naszej duszy. Starowinka, będąca widzącą stada chwyciła nasze dłonie i ogłosiła, że ja Vincent Markes i następca alfy stada Dylan Woltes jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie wszystkim się to spodobało, póki nie dodała, że trzecim elementem naszego związku będzie kobieta o wielkiej pasji. Nigdy nie myśleliśmy o żeńskiej populacji, od małego nas do siebie ciągnęło i nikt więcej się nie liczył. Teraz mój partner zbliżał się powoli trzydziestki, a jego ojciec robił się powoli zbyt stary, by rządzić stadem. Dylan nie mógł, jednak przejąć zaszczytnego mu tytułu póki, nasza więź parowani nie będzie pełna i tak od ponad roku szukaliśmy jej. Każde kolejne spotkanie, każda kolejna randka kończyła się katastrofą, sprawiając, że miałem ochotę porzucić wszelkie starania o to, bo tylko nas to unieszczęśliwiało.

Skupiony na muzyce nie zauważyłem Chrisa. Wszedł z jakimś nowym, który kompletnie nie pasował do naszego miejsca. Mój Dylan stworzył ten klub specjalnie dla mnie, bym mógł się oddać pasji, którą kochałem. Obrzuciłem chłopaka szybkim spojrzeniem, a gdy nasze oczy na sekundę się spotkały poczułem prąd, aż potknąłem się delikatnie, gubiąc rytm. Chris oczywiście zachwalał moje ruchy, jednak chłopak nie wydawał się zachwycony wizytą tu. Skupiłem się, by poczuć jego zapach, jednak jego kurtka przesiąkła jakąś marną knajpą, co skutecznie mi to uniemożliwiło.

Zdenerwowany pomyłką machnąłem ręką, by uciszyć muzykę, mój czas i tak był na wykończeniu. Nie mogąc wyrzucić z głowy tajemniczego chłopaka, cały czas obserwowałem go kontem oka. Dylan szybko jednak wybił mi z głowy wszystkie fanaberie, porywając mnie ze sceny wprost w swoje ramiona i całując namiętnie. Chłopak, widząc to mocno się speszył i obrócił głowę, chyba był hetero, skoro takie rzeczy wprawiały go w zakłopotanie.

Nawet ja nie założyłbym szpilek, które przyniósł Chris, jednak nasz tajemniczy gość poruszał się w nich, jakby były dla niego stworzone. Muzyka popłynęła, a ja, aż jęknąłem, widząc co wyrabia jedna z naszych głównych gwiazd. Dzieciak świetnie grał twarzą i gestami, jednak kompletnie nie czuł rytmu. Do tych samych wniosków doszedł chyba młody mężczyzna, bo zrzucił z siebie kurtkę i wszedł na scenę. Pierwsze takty popłynęły, a ten chyba zbyt skupiony na swoim widoku w lustrach nie był w stanie ruszyć. Gdy jednak obudził się z odrętwienia jego ciało ożyło, jakby ktoś nagle włączył przełącznik, z cichego, mrukliwego chłopaczka stał się gwiazdą, której blask porównywać można by było ze słońcem. Stanąłem bliżej porzuconej kurtki, bym mógł coś wyczuć, ale nie przyniosło to zamierzonego rezultatu. Wtedy skupiłem się tylko na nim, na ruchach jego bioder i całej sylwetki, był po prostu eteryczny, niczym nimfa. Mój organizm zareagował sam, fundując mi podniecenie, jakie czułem tylko przy moim partnerze. Gdy ostatnie takty muzyki wybrzmiały, wiedziałem, że nie mogę dać mu odejść.

Chris szybko podłapał moją propozycję i uciekł z nim na zaplecze. Chyba sam planował to wcześniej, bo zobaczyłem na jego ustach ten chytry uśmieszek, który pojawiał się tylko wtedy, kiedy jego skomplikowane knowania przynosiły rezultaty.

– To on – stwierdziłem, gdy Dylan otoczył mnie ramionami.

– Nie rozumiem – obrócił mnie twarzą do siebie, – jaki on?

– To nasz partner, nie czujesz tego? – spytałem, bo byłem niemal pewny, że musiał mieć te same odczucia.

– kochany, rozumiem, że ta blondynka, nie napawa cię optymizmem, ale jasno nam przepowiedziano, że nasza Kobieta na nas czeka – podkreślił kobieta, jakby to było najważniejsze na świecie.

– To jest on, jestem niemal pewien. – Już chciałem sięgnąć po plecak, z jakim przyszedł chłopak, by znaleźć jego zapach, gdy Chris wrócił do sali.

– Zgodził się, ale łatwo nie poszło – westchnął, jakby ta przeprawa kosztowała go więcej,, niż zamierzał dać.

– Jest świetny – skwitowałem, a Dylan tylko mi się przyglądał, jakbym przynajmniej zwariował. – Musi z nami zostać. Twój występ dzięki niemu będzie magiczny.

– Wiem – uśmiechnął się szeroko – gdy zatańczył ze mną wczorajszej nocy, byłem w szoku, jest mało towarzyski, jednak gdy tylko zaczyna grać muzyka... – nie skończył, nie musiał, zbyt dobrze to rozumiałem.

– Jest hetero? – spytał Dylan, na co Chris mocno się zmieszał, to było dziwne.

– Wiesz, co mieszka z nami, ale nigdy go z nikim nie widziałem, chyba jest aseksualny – wiedziałem, że kłamał, zresztą mój facet też to poczuł, bo ujrzałem zagadkowe spojrzenie jakie mi posłał.

-----------------

Auto mknęło pustą drogą. Kto umawia spotkania o dwudziestej drugiej? Oczywiście byliśmy spóźnieni, a gdy zadzwoniliśmy powiadomić o tym, alfa ich stada zaczął nam wyrzucać niekulturalność.

– Po co tam jedziemy? – spytałem, kładąc swoją dłoń na tej Dylana, która leżała na drążku zmiany biegów.

– Znowu zaczynasz? A jeśli okaże się, że to ona. – Prychnąłem.

– No na pewno ta cycata piękność będzie naszą przeznaczoną, nie wiem czy byłbym w stanie tknąć ją kijem, a co dopiero uprawiać z nią seks. – Skwitowałem skwaszony – poza tym nie potrafię pozbyć z głowy tego Maxa, ten impuls, był dokładnie taki sam, gdy poznałem ciebie.

– To lepiej wybij go sobie z głowy, bo robię się zazdrosny, i to może się źle skończyć. – Warknął, zaciskając dłoń na moim kolanie – poza tym wyobrażasz sobie, co powiedziałoby stado, gdybym im za lunę przyprowadził kolejnego chłopaka i do tego człowieka? – ciśnienie krwi podniosło mi się horrendalnie, sprawiając, że moja złość niemal kipiała mi z uszu.

– A więc o to chodzi, dalej cię boli, że związałeś się z facetem. Wysadź mnie tu – warknąłem ciągnąc za klamkę.

– Jesteśmy na środku autostrady, nigdzie nie wysiądziesz, – wcisnął guzik centralnego zamykania, jednak zjechał w pierwszą możliwą zatoczkę. – Wiesz, że cię kocham i nie żałuję naszego sparowania, noszę je zawsze na widoku, ale musisz zrozumieć, że ten świat to coś więcej, niż uczucie jakie między sobą dzielimy. Kocham cię najbardziej na świecie, ale stado musi mieć lunę i musimy mieć potomstwo. – Odpiął pas i mnie przytulił, przez chwilę nadal się wyrywałem, jednak w końcu się poddałem.

-------------------------

Spotkanie oczywiście okazało się katastrofą. Właściwie cieszyłem się z jego przebiegu, ta przynajmniej nie starała się udawać, że coś może między nami być.

– Mówiłem ci, że one lecą tylko na ciebie. Mnie najchętniej zamknęły by w wieży, jako brudny sekret swojego sparowania. – Zachichotałem, wsiadając do auta grubo po północy.

– Te szpilki na nogach z pewnością nie pomogły – zadrwił, przyglądając się moim ciuchom.

– Mam się zmieniać dla jakieś lafiryndy? – czy on naprawdę musiał być czasem tak gruboskórny.

– Oczywiście, że nie albo niech bierze nas razem, albo niech spierdala – westchnął, przyciągając moją twarz do pocałunku – i powącham tego chłopaka, gdy nadarzy się okazja, obiecuję ci to solennie.

– Nareszcie zaczynasz mówić, jak mój alfa – cmoknąłem go jeszcze raz, po czym ruszył z piskiem opon z siedziby alfy Silver Moon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro