Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Kilka dni później wbiegłem do celi Nialla. Leżał na łóżku, na boku, plecami do mnie.

- Niall - wyszeptałem, a on obrócił się na plecy. Uśmiechnąłem się, a moje oczy znowu się zaszkliły ze szczęścia - Żyjesz..

Podszedłem do jego łóżka i uklęknąłem łapiąc jego twarz w dłonie.

- Ty cholerny skrzacie, martwiłem się - oparłem czoło o to jego, przymykając powieki - Tak strasznie się bałem. Umierałeś na moich oczach..

- Bałeś się? Myślałem, że Zayn Malik się nie boi, nie martwi o nikogo, a mnie już ma szczególnie gdzieś - wymamrotał.

- Jeżeli człowiek się nie boi, to znaczy, że nie żyje. A ja żyję i boję się wielu rzeczy Niall -mruknął - A ciebie nie mam gdzieś. Właśnie dlatego uciekniesz ze mną - powiedziałem, a on otworzył szeroko oczy.

Usiadł gwałtownie, a ja w ostatniej chwili się odsunąłem. Syknął z bólu łapiąc się za brzuch.

- Oszalałeś?! - pisnął, a ja się dziwiłem, że można mieć tak wysoki głos. Powstrzymałem śmiech, czy chociaż uśmiech, zaciskając wargi.

- Bardzo możliwe. Nie możesz się ruszać. Nie zagoiło się?

Położył się powoli patrząc wciąż na mnie.

- To nie zagrażało już mojemu życiu, więc nie chcąc mnie trzymać wieczność w szpitalu, przywieźli mnie tutaj z poleceniem ciągłego leżenia.. Zayn, naprawdę, to beznadziejny pomysł.

- Wyjdziesz stąd, a ja nie - odparłem - Nie wiem czy wiesz, ale za kilkukrotne morderstwo jest dożywocie, które mam już na swoim koncie. Zaraz jeszcze dojdzie mi Litman..

- Co? - wyszeptał.

- Zrobił ci krzywdę, więc ja zrobiłem krzywdę jemu. Ja nie pozwalam krzywdzić moich blis- po prostu moich - wymamrotałem spoglądając w bok. Widząc jego przerażoną minę westchnąłem cicho - Tak, zabiłem go.

- Nie uda ci się uciec - wyszeptał po chwili patrząc mi wciąż w oczy.

- Nam. I uda się - mruknąłem - Mam plan, mam przyjaciół na zewnątrz. I nie mam chęci siedzieć tu do końca życia - powiedziałem - Powiem Ci wszystko jutro na spacerniaku. Teraz muszę lecieć na sprawę - odparłem i złapałem znów jego twarz w dłonie, tym razem przyciskając wargi do tych jego. Odsunąłem się szybko z uśmiechem - Teraz nie stracę okazji. Żadnej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro