Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Zayn

Wpatrywałem się w ciało Nialla z którego powoli uchodziło życie. Zacisnąłem wargi a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Niall - warknąłem szarpiąc go delikatnie - Strażnik! - wrzasnąłem - Strażnik do cholery! - krzyknąłem i zauważyłem, że nie było tu żadnego - Niall błagam, nie umieraj - wymamrotałem - Pomocy!

Nie chciałem by umierał, a już szczególnie na moich oczach, gdy nie mogłem nic zrobić będąc zamkniętym w celi.

W celi naprzeciwko zobaczyłem jak ktoś odpala papierosa spoglądając na Nialla. Nie rozumiałem jak mógł coś takiego robić..

Choć, pewnie przed kilkoma tygodniami moja postawa mogłaby być taka sama. Zabijałem z zimną krwią, ale teraz zaczynałem płakać na widok ciała blondyna. Mojego blondyna.

Ale po chwili zrozumiałem czemu to robi. W celach nie wolno było palić. Wyciągnął rękę z palącym się papierosem przez kraty i przybliżył do czujnika dymu.

W sekundę z sufitu zaczęła się lać woda i rozległ się alarm. Po paru chwilach strażnicy wbiegli na blok i zauważając Nialla, zabrali go krzycząc, że potrzebuje szybko pomocy.

Spojrzałem na mężczyznę z celi na przeciwko, a on kiwnął do mnie nieznacznie głową. Wykonałem ten sam gest patrząc jak kładzie się na swojej pryczy.

Wyłączyli wodę, a mój wzrok powędrował do plamy z krwi Nialla rozmytej na ziemi przy mojej celi.

Cofnąłem się i usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach. 

Przez całą noc nie potrafiłem zasnąć, myślałem o Niallu, o tym, że nie mogę go stracić.

Tuż przed porą śniadania, wyjąłem z książki, która miała wyciętą skrytke w środku, wyjąłem wykonany przez siebie prowizoryczny nóż z żyletki.

Nie chciałem go używać i tak miałem dożywocie, ale.. Musze pomścić Nialla. 

Schowałem swoją broń w rękawie bluzy i gdy tylko otworzyli moją cele, ruszyłem na blok w którym swoją cele miał Litman.

Leżał na łóżku czytając książkę, a ja ściskałem w dłoni broń, stojąc w wejściu do celi.

- Spodziewałem się tego - mruknął nieodrywajac wzroku od kartek czytanej książki - To było takie wzruszające. Łzy w twoich oczach, gdy ten chłopaczek umierał..

- Całkiem jak ty, gdy umierał twój brat - wysyczałem. Obserwowałem jak zaciska palce na krawędziach książki - Jak mu było?  Jack? Josh? Ah, Jamie - mruknąłem.

- Nie wypowiadaj jego imienia - warknął siadając i posylając mi mordercze spojrzenie. Prychnąłem cicho z ironicznym uśmiechem - Zabiłeś kogoś kto był dla mnie ważny, więc ja zrobiłem to samo.

- Nie zabiłem go. Przecież sam się powiesił.

- Wiesz z jakiego powodu. Przez ciebie, zabawiłeś się nim, wiedząc jak uczuciowy jest..

- Czego ze zdania, jedynie się pieprze, nie chce się wiązać, on nie zrozumiał?

- Było nie dawać mu nadziei - warknął wstając z łóżka i odkładając książkę.

- Mam dość tej rozmowy - wymamrotałem i zamachnąłem się ostrzem przecinając mu szyję z której zaczęła lać się krew.

Odwróciłem się wychodząc powoli z celi w której Litman się wykrwawiał. Wytarłem ostrze o bluzę i wróciłem do swojej celi siadając na łóżku, wpatrując się w ścianę. Czekając na cokolwiek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro