Rozdział 7
- Skarbie, jesteś gotowy? – Harry wszedł do pokoju, aby sprawdzić jak Louis sobie radzi z pakowaniem – Zaraz przyjedzie Liam.
- Już prawie – odpowiedział siadając na swojej torbie, próbując ją zapiąć.
Loczek zachichotał cicho widząc, jak jego chłopak walczy z bagażem. Musiał przyznać, że był to uroczy widok.
Nie mógł uwierzyć, że to już dwa miesiące jak są parą. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego chłopaka i teraz przynajmniej miał 100% prawo, aby być zazdrosnym.
I jeszcze dzisiejszy dzień…Nareszcie zamieszkają sami. Tylko ich dwoje w niewielkim mieszkaniu, blisko uczelni.
Pomimo tego, że Jay ustąpiła i nie trzymała już Louisa pod kluczem, a Harry’emu pozwoliła zostać u siebie w domu, chłopcy postanowili się wyprowadzić najszybciej jak to będzie możliwe, czyli w momencie, kiedy będzie ich stać. Dlatego też Louis z pomocą Harry’ego i pozostałych przyjaciół znalazł pracę jako kelner w kawiarni niedaleko siłowni, gdzie pracował Harry z Liamem.
- Pomóc ci – loczek podszedł do swojego chłopaka i ściągnął go z walizki, całując w policzek, po czym sam wziął się za próbę zapięcia torby. Poszło mu gładko i szybko.
- Dziękuję – Lou zbliżył się do ukochanego całując go krótko w usta.
- Chodź, pomogę ci znieść twoje torby na dół – ściągnął walizkę z łóżka ciągnąc ją za sobą, po drodze zgarniając sportową torbę i wieszając ją sobie na ramieniu. Szatyn wziął jeden z kartonowych pudeł, w którym miał książki i ruszył za loczkiem.
Jay siedziała w kuchni, posyłając im uśmiech, kiedy ich zobaczyła, jednak w jej oczach można było dostrzec smutek i łzy. Harry dobrze pamiętał rozmowę, którą odbył z nią Louis po ich pierwszej randce.
2 miesiące wcześniej
- Jeśli Harry się wyprowadzi to ja razem z nim.
- Słucham? – Jay spojrzała oniemiała na swojego jedynego syna.
- To co słyszałaś – założył ręce na piersi.
- Nie – zaprotestowała – On się wynosi, a ty zostajesz ze mną. Nie zgadzam się na twoją wyprowadzkę, słyszysz? Nie zgadzam się!
- Nie masz prawa głosu w tej sprawie – odpowiedział natychmiast.
Harry stał obok szatyna zszokowany. Po raz pierwszy widział, żeby Louis postawił się swojej mamie i odzywał się do niej w ten sposób. Nie podejrzewał, że chłopaka na to stać.
- Louis – w oczach kobiety zabłyszczały łzy.
- Mamo – westchnął, uspokajając się – Kocham cię i jestem ci naprawdę wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiłaś, ale mam 20 lat. Mam prawo sam decydować o swoim życiu, o tym kiedy wyjdę z domu, z kim, gdzie i na jak długo.
- Wiem – spuściła głową, siadając na kanapie. Louis od razu do niej podszedł siadając obok i chwytając jej dłonie – Ja po prostu boję się, nie chcę, abyś mnie zostawił.
- Nigdy cię nie opuszczę. Jesteś moją mamą, kocham cię bardzo, bardzo mocno i jestem ci ogromnie wdzięczny. Wiem ile dla mnie poświeciłaś. Zawsze będziesz jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale jestem już dorosły. Nadszedł czas, abym się usamodzielnił – zarówno po policzkach kobiety jak i jej syna potoczyły się łzy. Harry cały czas stał z boku przypatrując się całej tej sytuacji.
- Ja chciałam, abyś był bezpieczny i szczęśliwy – wychlipała.
- Teraz jestem, naprawdę. Nie odbieraj mi tego. Teraz gdy Harry tu się pojawił moje życie się zmieniło i naprawdę jest wspaniale. W końcu mam przyjaciół i nie siedzę cały dzień w domu.
- Boo, ja po prostu tak bardzo cię kocham – wyszlochała.
Szatyn od razu przytulił swoją matkę i zaczął gładzić ją po głowie.
- Też cię kocham i nigdy cię nie opuszczę, ale… - westchnął robiąc krótką pauzę, zastanawiając się jak to powinien powiedzieć – ale chcę znaleźć pracę, odłożyć pieniądze i jak tylko będzie mnie stać, to się wyprowadzić.
- Co? – uniosła głowę i spojrzała sowimi zapłakanymi tęczówkami na syna.
- Mamo, tak będzie dla nas najlepiej. Nie sądzisz?
- Masz rację – westchnęła po chwili namysłu – Ale będziesz mnie odwiedzać i dzwonić?
- Oczywiście, zresztą ty też zawsze będziesz mogła do mnie zadzwonić i odwiedzić – posłał jej pokrzepiający uśmiech.
Po tej rozmowie kobieta przeprosiła Harry’ego za swoje wcześniejsze zachowanie i pozwoliła mu zostać. Z początku było jej ciężko pogodzić się z tym, że już nie sprawowała kontroli nad Louisem, przez co czasami wynikały pomiędzy nimi drobne sprzeczki, ale z czasem było coraz lepiej.
- Kiedy Liam przyjedzie? – wstała od stołu, podchodząc do dwójki chłopaków.
- Powiedział, że będzie o 12.00 – poinformował ją loczek, odkładając bagaże Louisa obok swoich – Idę po resztę – oznajmił znikając na schodach i dając chwilę czasu dla Louisa i Jay. Wiedział, że dla obojgu to jest trudne. Nawet jeśli Louis cieszył się, że w końcu będzie mieszkał tylko z Harrym, to zielonooki wiedział, że będzie mu bardzo brakowało matki i na początku może to ciężko znosić. Zresztą z kobietą na pewno będzie tak samo i nie zdziwi się jeśli będzie wydzwaniać do swojego syna, codziennie po kilka razy.
Zabrał dwa ostatnie pudła z pokoju Lou i zszedł z nimi na dół, w połowie schodów jednak się zatrzymał nie chcąc przeszkadzać swojemu chłopakowi i jego mamie. Stali w holu wtuleni w siebie. Twarz szatyn była ukryta w szyi rodzicielki, podczas gdy kobieta głaskała go po włosach i szeptała jak bardzo go kocha.
Harry odchrząknął, tym samym o sobie przypominając, kiedy Louis i Jay odsunęli się od siebie.
W tym momencie rozbrzmiał po domu dzwonek, oznajmujący przybycie Liama. Payne jako jedyny z nich posiadał samochód i zaoferował się, że pomoże przewieźć chłopakom bagaże do ich nowego mieszkania.
Po zapakowaniu wszystkich walizek, toreb i pudeł do auta pożegnali się z kobietą i zajęli swoje miejsca w pojeździe kierując się do ich nowego domu.
*****
- Tak, właśnie skończyliśmy się rozpakowywać – po salonie rozniósł się głos Harry’ego. Przy uchu trzymał telefon.
Usiadł na kanapie, gdzie Louis zwinięty w kulkę drzemał. Jednak, kiedy zorientował się, że ciepłe ciało jego chłopaka znajduje się obok, zmienił pozycję wtulając się w niego. Loczek uśmiechnął się obejmują ramieniem mniejszego.
- Nie Niall, nie możecie dzisiaj wpaść – odezwał się do słuchawki – Umówiliśmy się na jutro.
- Dlaczego? – jęknął irlandczyk.
- Jesteśmy z Lou zmęczeni, po za tym nasza lodówka świeci pustkami. Dopiero jutro idziemy na zakupy. Tylko byś jęczał, że jesteś głodny.
- Ale…
- Do zobaczenia Niall – odezwał się szybko, rozłączając, zanim blondyn zdążył coś jeszcze powiedzieć.
Odetchnął odkładając telefon na stolik, a jego wzrok zatrzymał się Louisie.
- Zmęczony? – spytał z lekkim uśmiechem.
- Tak – wymruczał sennie, mocniej wtulając się w loczka – I głodny – dodał i jakby na potwierdzenie jego słów szatynowi zaburczało w brzuchu, a z ust Harry’ego wydostał się cichy chichot.
- Co powiesz, aby zamówić pizze? – zaproponował – Lub jeśli wolisz mogę iść do sklepu, coś kupić i zrobić nam kolację.
- Pizza wystarczy – mruknął.
Harry pocałował go w czubek głowy i sięgnął po telefon, dzwoniąc do pizzerii. W ty czasie Lou powoli zaczął się rozbudzać. Uniósł lekko głowę, przejeżdżając nosem po szyi Harry’ego i po chwili zaczął na niej składać lekki pocałunki.
Chłopak odłożył telefon, wydając z siebie ciche pomruki zadowolenia. Zacisnął uścisk dookoła tali szatyna, przysuwając go bliżej siebie.
Był lekko zaskoczony tą śmiałością swojego chłopaka. Zazwyczaj to Harry był inicjatorem wszelkiego obściskiwania się i na tym się kończyło, ponieważ Louis uważał, że nie jest gotowy. Jednak teraz to starszy chłopak wszystko rozpoczął.
Tommo odsunął się na chwilę, wdrapując na kolana ukochanego i ponownie się przyssał do jego szyi. Dłonie Harry’ego na początku ściskały jego biodra, jednak po chwili zawędrowały na pośladki. Drobne ręce Louisa wślizgnęły się pod koszulką loczka, gładząc jego tors i zahaczając o twarde sutki, na co z jego gardła wydostało się ciche sapnięcie.
Louis ponownie się odsunął, spoglądając w zielone tęczówki ukochanego. Zarówno u loczka jak i szatyna, dostrzegalne było podniecenie.
Styles umieścił swoją dłoń na karku niebieskookiego i przyciągnął go do namiętnego pocałunku. Drugą dłonią bawił się rąbkiem koszuli chłopaka, by po chwili ją z niego zdjąć. Jego oczom ukazała się naga klatka piersiowa Lou. Tommo od razu się zarumienił, próbując zasłonić, jednak Harry ujął jego nadgarstki nie pozwalając mu na to.
- Jesteś piękny – wyszeptał, zbliżając się twarz do Louis i przyssał się do jego obojczyka, robiąc tam malinkę. Z ust niższego wyrwał się miękki jęk.
- Jeśli ja, to ty też – powiedział, kiedy Styles się od niego odsunął i ściągnął z niego koszulkę. Zaczął uważnie przyglądać się każdemu tatuażowi, opuszkami palców wodząc dookoła nich. Pochylił się całując miejsce nad obojczykiem i zaczął zjeżdżać pocałunkami w dół. Zsunął się z nóg loczka, klękając pomiędzy nimi i składając kolejne pocałunki na jego brzuchu. Dłonie chwyciły za klamrę paska i powoli go rozpięły. Kolejny był guzik i zamek.
- Louis, co ty…? – Harry wpatrywał się zszokowany w swojego chłopaka. Tego to na pewno się po nim nie spodziewał.
- Ciii… - przyłożył dłoń, do jego ust, aby go uciszyć.
Pociągnął za spodnie i z pomocą loczka pozbył się ich z jego nóg. W bokserkach Stylesa odznaczała się już sporej wielkości erekcja. Szatyn przycisnął do niej swoje wąskie usta, wyciskając tam pocałunek, a z gardła Harry’ego wyrwało się ciche skomlenie.
- Lou – spojrzał na twarz starszego z pod przymrużonych powiek.
Boże, ten widok był gorący. Nie raz fantazjował, śnił o tej chwili i w końcu się jej doczekał. Louis klęczał przed nim i wszystko wskazywało na to, że zaraz mu obciągnie. Jego słodki, niewinny i nieśmiały Louis. Jednak w tym momencie, jego nieśmiałość jakby zniknęła.
Widział jak szatyn ciągnie za gumkę jego bokserek, pozbywając się ich. Chwycił w dłoń twardego penisa, poruszając nią po jego całej długości. Przejechał kciukiem po główce, rozsmarowując prejakulat, który zaczął wyciekać.
Loczek wciągnął głośno powietrze, kiedy główka zniknęła w gorących ustach Louisa, a jago język przejechał po szczelinie. Czuł jak ogarnia go rozkosz, kiedy cała jego długość zniknęła pomiędzy wargami niższego.
Błękitne tęczówki wpatrywały się w niego, z pod długich i ciemnych rzęs. Widział jak błyszczały i były ciemne z pożądania. Louis zassał policzki, biorąc go coraz głębiej. Według loczka szatyn wyglądał niezwykle grzesznie i gorąco. Podobał mu się ten widok i liczył na to, że od teraz będzie mógł częściej to podziwiać.
Nawet nie zauważył, kiedy jego dłoń powędrowała do włosów niebieskookiego, zaciskając się w nich i lekko za nie szarpiąc. Z jego gardła cały czas wydostawały się ciche westchnięcia i jęki, świadczące o tym jak ogromną przyjemność dawał mu jego chłopak. Czuł jak po jego ciele rozchodzi się fala przyjemności, a w podbrzuszu zaczyna kumulować się ciepło. Wiedział, że niewiele brakuje.
- Lou… - jęknął, szarpiąc mocniej za włosy, tym samym dając znać szatynowi aby zaprzestał swoich działań.
Louis odsunął się od niego z głośnym mlaśnięciem, jednak nie miał zamiaru odpuszczać. Przejechał językiem po całej długości i ujął go w dłoń, poruszając nią.
- Louis – warknął. Ten mały, nieśmiały chłopak właśnie doprowadzał go na skraj przyjemności.
Chwycił jego ramiona, podnosząc go i rzucając na kanapę, z ust Louis wydostał się pisk na ten niespodziewany atak. Harry od razu przylgnął do jego warg.
- Od kiedy jesteś taki śmiały? Hmm… - spojrzał na ukochanego ze złośliwym uśmiechem.
- A co? Nie podobało ci się – spytał zadziornie, jednak nie udało mu się ukryć rumieńców, które świadczyły o tym, że czuje się lekko zawstydzony.
Loczek zaśmiał się, ponownie wbijając się w usta szatyna, po chwili przenosząc się na jego szczękę i szyję. W tym czasie jego dłonie powędrowały do spodni Louisa, szybko się ich pozbywając, razem z bielizną. Odsunął się od chłopaka, podziwiając jego ciało. Tommo był naprawdę piękny i tylko jego. Czuł jakby wygrał na loterii. Nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak Lou wybrał jego, podczas gdy mógł mieć każdego.
Ponownie spojrzał na twarz starszego, która teraz przypomniała dorodnego pomidora.
- Czyżbyś już stracił całą odwagę – zaśmiał się, jednak nie dał czasu na odpowiedź, całując go. Uwielbiał to robić i nie sądził, że kiedykolwiek znudzi mu się składanie pocałunków na miękkich wargach kochanka. Ponownie zaczął całować jego szyję i pierś co jakiś czas robiąc kolejne malinki. Chciał, aby wszyscy wiedzieli, że Louis jest zajęty i nikt nie ma do niego prawa. Jego dłonie gładziły boki szatyna, czuł pod opuszkami miękką i delikatną skórę Louisa.
- Poczekaj chwilę – wymruczał, odsuwając się od chłopaka i podnosząc z kanapy. Zniknął za drzwiami sypialni, wracając jak najszybciej w dłoni trzymając tubkę lubrykantu. Louis leżał na kanapie. Jego brązowe włosy były roztrzepane, każdy odstawał w inną stronę. Na twarzy były rumieńce, błękitne oczy były zamglone, a opuchnięte, różowe usta lekko rozchylone. Leżał tam, czekając na loczka. Odwrócił wzrok, czując, że jeszcze chwila, a będzie w stanie dojść n sam widok swojego chłopaka.
Jak najszybciej podszedł do kanapy, siadając pomiędzy jego nogami. Dłonie ułożył na udach chłopaka, gładząc je delikatnie.
- Lou? Jesteś pewny, że tego chcesz? – musiał się upewnić. Nawet jeśli jego szatyn to wszystko zainicjował, to musiał mieć pewność, że na pewno tego chce.
- Tak – skinął głową, chociaż na twarzy dostrzegalny był lekki niepokój – Harry – zaskomlał, kiedy duża dłoń zielonookiego, ujęła jego penisa, przejeżdżając po nim kilka razy.
Jęknął w akcie protestu, kiedy dłoń jego chłopaka zniknęła. Harry sięgnął po tubkę, otwierając ją i rozprowadzając żel po swoich palcach.
Pochylił się i zaczął składać czułe pocałunki na udach starszego, podczas gdy jego palec lekko nacisnął na dziurkę szatyna. Nieprzygotowany na to, czując lekki dyskomfort napiął swoje miejsce.
- Spokojnie – wyszeptał Harry, spoglądając w oczy ukochanego – Rozluźnij się, będzie dobrze.
Widział jednak, że niepokój z twarzy Louisa nie znika.
- Ufasz mi – spytał, na co Tommo skinął głową – Więc nie bój się. Wiesz, że cię nie skrzywdzę. Jeśli coś będzie nie tak, to od razu przestaniemy. Dobrze?
Kiedy chłopak po raz drugi skinął głową, wrócił do całowania ud i brzucha szatyna, specjalnie omijając jego twardego i obolałego członka. Gdy tylko poczuł, że napór mięśni maleje, powoli, żeby nie sprawić bólu chłopakowi, wsunął w niego palec, na co z ust Lou, wydostało się syknięcie. Odczekał chwilę zanim zaczął nim poruszać, by po jakimś czasie dodać drugi, a później jeszcze trzeci. Wsadzał w Louisa palce, kręcąc nimi i rozciągając jego dziurkę.
Tommo leżał pod nim, wijąc się, a z jego ust wydostawały się dźwięki przyjemności. Grymas bólu całkowicie zniknął z jego twarzy, zastąpiony przez czystą rozkosz.
Harry nie potrafił się nacieszyć tym widokiem i dźwiękami jakie dochodziły z ust Louisa. Tak długo na to czekał i nareszcie ma to o czym marzył.
- H-Harry – jęknął – Już, b-błagam.
Od razu wyciągnął swoje palce i ponownie wyciskając na dłoń żel, nasmarował swojego sterczącego penisa. Z jego gardła wydostało cię ciche sapnięcie, kiedy poczuł na nim swoją dłoń.
Nachylił się nad Louisem, całując go, kiedy ustawił się przed jego dziurką i powoli w nią wsunął. Czuł jak przyjemnie ciepły i ciasny jest jego chłopak. Musiał wykorzystać swoją całą silną wolę, aby się powstrzymać od mocnego pieprzenia.
- Wszystko dobrze? – wysapał, spoglądając w błękitne, zamglone tęczówki.
- T-Tak – ramiona Louis owinęły się dookoła jego karku i przyciągnęły go do kolejnego pocałunku.
Powoli zaczął ruszać biodrami. Każdy ruch był ostrożny i delikatny, nie chciał skrzywdzić swojego chłopaka.
- Harry, szy-szybciej – sapnął, wychodząc swoimi biodrami naprzeciw ruchom loczka – P-proszę.
Styles przyspieszył swoje ruchy, nawet nie myśląc o tym, aby się sprzeciwić Louisowi. Zmienił kąt swoich pchnięć, a z ust szatyna wydostał się głośny i przeciągły jęk. Wiedział, że trafił w jego prostatę, więc kontynuował.
Lou sięgnął dłonią, do swojego spragnionego dotyku członka, pociągając za niego, w rytm pchnięć loczka.
- B-blisko – wysapał szatyna, prosto w usta ukochanego.
- Tak, j-ja też – jęknął, zwiększając moc pchnięć. Czuł jak po jego plecach i czole spływają kropelki potu, włosy przyklejają się do skroni, a w podbrzuszu kumuluje się dobrze znane mu ciepło.
Po chwili z gardła Louisa wydostał się długi, głośny jęk, jego plecy wygięły się w łuk i wytrysnął gorącą spermą na swoją klatkę. Harry poczuł jak szatyn zaciska się dookoła niego. Nie brakowało mu dużo, wykonał jeszcze kilka pchnięć i po chwili sam skończył. Ostrożnie wysunął się chłopaka, kładąc obok niego na kanapie i przyciągając do siebie jego rozgrzane i spocone ciało.
- Kocham cię – wyszeptał prosto w rozchylone wargi Louisa i czule go całując.
- Ja ciebie też – odszepnął, posyłając mu zmęczony uśmiech.
Harry poczuł jak jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechy, a po ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Właśnie po raz pierwszy wyznał Louisowi miłość i ten to odwzajemnił. W tej chwili czuł się niesamowicie szczęśliwy. Chciał właśnie ponownie pocałować szatyna, ale ktoś w tym momencie zapukał do drzwi.
Spojrzał zdezorientowany w tamtym kierunku, nie wiedząc, kto to i po co miałby przyjść. Przecież nie byli z Lou, aż tak głośni, żeby ktoś mógł usłyszeć i przejść na skargę. Przynajmniej jemu tak się wydawało.
- To pewnie pizza – wybudził go głos Louisa. Teraz sobie przypomniał, że zanim Tommo zaczął się do niego dobierać, zamówili pizze.
Podniósł się z kanapy, założył spodnie i nie przejmując się koszulką wziął pieniądze, kierując się do drzwi. Za nimi stał dostawca, który na widok Harry’ego zrobił zmieszaną minę, zapewne domyślając się, co działo się w mieszkaniu. Podał mu pudełko, podając cenę i gdy tylko dostał odpowiednią kwotę, pożegnał się i jak najszybciej odszedł.
Harry wrócił do salonu, jednak Louisa tam nie było. Spojrzał w kierunku kuchni, skąd dochodziły dźwięki. Louis stał przy blacie, wyciągając kubki z szafki.
- Robię herbatę – odwrócił się w kierunku loczka, który położył pudełko z pizzą na stole. Podszedł do Lou, owijając ręce dookoła niego i przyciągając do siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć – powiedział, wpatrując się prosto w błękitne tęczówki.
- W co? W to, że w końcu się wyprowadziliśmy?
- W to też. Jednak bardziej nie mogę uwierzyć w to, że jesteś mój – widział jak na twarzy szatyna pojawia się zaskoczenie i jakby lekkim niezrozumienie – Lou, jesteś piękny. Jest tyle osób, które chciałyby się z tobą umówić. Możesz mieć każdego, a ty wybrałeś mnie. Czasami po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Louis zaśmiał się na słowa swojego chłopaka, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Oczarowałeś mnie już wtedy, gdy otworzyłem ci drzwi – odpowiedział – I to ja powinienem się zastanawiać czym sobie zasłużyłem na ciebie. Dzięki tobie w końcu wyrwałem się z domu. Gdyby nie ty dalej siedziałbym z mamą i nie posiadał żadnego życia. Dziękuję.
- Chciałem, abyś był szczęśliwy.
- Jestem, szczególnie gdy jesteś obok mnie – uśmiechnął się do ukochanego.
- Kocham cię Lou – wymruczał, przybliżając się do jego ust.
- Ja ciebie też – zdążył odpowiedzieć, zanim Harry połączył ich wargi w pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro