Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Wpadł jak burza do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Pośpiesznie ściągnął buty odwieszając kurtkę i chwytając plecak ruszył w głąb domu.

- Harry? – z kuchni wyłoniła się Jay, na jej twarzy pojawiło się zdziwienie – Wszystko dobrze?

- Oczywiście – uśmiechnął się do kobiety.

- To co się stało, że tak wcześnie wróciłeś do domu? Myślałam, że jak zwykle spotkasz się z przyjaciółmi.

- Nie, dzisiaj chłopcy nie dali rady.

Pokiwała głową dając znak, że rozumie i z powrotem zniknęła w pokoju obok.

Harry odwrócił się i pognał schodami na piętro. Od razu podbiegł do drzwi, za którymi krył się pokój szatyna i w nie zapukał. Nie czekając na reakcję Louisa, wszedł do środka. Chłopak siedział na szerokim parapecie, zaczytany w jakiejś książce. Nawet nie zauważył, że ma gościa. Loczek podbiegł do szatyna wyrywając mu książkę z rąk i siadając na drugim końcu parapetu. Widział zdzwione spojrzenie niebieskich tęczówek na sobie.

- Haj – zawołał wesoło, szeroko się uśmiechając i ukazując swoje dołeczki w policzkach.

- Um…cześć Harry – odpowiedział, obejmując nogi.

- Masz plany na niedzielę? – zapytał, przekrzywiając lekko głowę.

- Słucham? – nie rozumiał loczka.

- Głupie pytanie, oczywiście, że nic nie planowałeś, jednak teraz masz już ten dzień zajęty.
- Co?

- Mówiłem, że pomogę ci wyjść z domu.

- Harry, nie musisz. Po za tym nie wiem czy chcę, boję się, że się nie wpasuję.

- Spokojnie, będę przy tobie i pomogę ci jeśli zajdzie taka potrzeba.

- A moja mama? Nie chcę jej martwić – westchnął, wyglądając przez okno.

- Porozmawiam z nią. Po za tym Lou, nie możesz wiecznie siedzieć w domu. Musisz zacząć wychodzić i poznawać ludzi, a twoja mama nie może ci tego zabronić.

- Dobrze – pokiwał głową, z cichym westchnięciem, a na twarzy loczka pojawił się szeroki uśmiech.

*****

Przez cały dzień Harry zastanawiał się jak zacząć rozmowę i kiedy w ogóle porozmawiać z Jay. Wiedział, że powinna to być pora, kiedy nie jest niczym zajęta i najlepiej by była chociaż odrobinę wypoczęła. Zwiększało to szansę, na to, że się zgodzi.

Postanowił zrobić to wieczorem, kiedy Louis, po kolacji i pomocy w zmywaniu naczyń, zniknie w swoim pokoju, a Jay skończy oglądać kolejny odcinek swojego ulubionego serialu.

Zszedł po schodach upewniając się, że kobieta siedzi w salonie sama i udał się do kuchni. Postawił wodę i wyciągnął dwa kubki, do których wrzucił torebki z herbatą. Kiedy czajnik dał znać, że woda jest gorąca, sięgnął po niego i nalał do kubków. Biorąc je ruszył do salonu.

Jay siedziała na kanapie. Na jej kolanach spoczywała błękitna koszula, zapewne należąca do Louisa, a obok niej koszyk z przyborami do szycia. Harry dostrzegł, że przyszywała guzik, do niebieskiego materiału.

- Zrobiłem herbatę – podszedł do stolika, stawiają na nim dwa kubki i opadając na kanapę.

- Dziękuję skarbie – uśmiechnęła się do loczka.

W pomieszczeniu zapanował cisza, podczas której Harry zastanawiał się jak zacząć rozmowę, nieświadomie wbijając swój wzrok w kobietę. Jay czując na sobie spojrzenie Stylesa podniosła głowę i spojrzała na chłopaka.

- Coś się stało?

- Co? Um…nie, to znaczy – zaczął się plątać, nie sądził, że będzie to dla niego takie trudne. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze. Zaczął od początku – Wiesz tak sobie pomyślałem, że może Louis mógłby się gdzieś ze mną wybrać w niedzielę.

- Oh… - wyrwało się z jej ust.

Odłożyła koszulę na bok i sięgnęła po kubek herbaty. Harry zauważył jak jej dłonie lekko drżą.

- Czemu?

- Nie znam jeszcze za dobrze Londynu – skłamał – i myślałem, że Louis mógłby mi coś więcej pokazać. Po za tym chciałbym go lepiej poznać. W domu cały dzień praktycznie spędza w swoim pokoju - to akurat była prawda.

- Um…Harry to nie jest dobry pomysł. Wolałabym, aby Louis nie wychodził z domu jeśli nie jest to konieczne.

- Jay, wiesz, że nie możesz go wiecznie trzymać w domu. On ma 20 lat i nie ma pojęcia jak wygląda życie osób w jego wieku. Tak nie można. Kiedyś będzie musiał sobie sam radzić i będzie mu ciężko.

- Harry, ty nie rozumiesz… - jęknęła, w jej oczach zabłyszczały łzy.

- Rozumiem. Louis mi powiedział - usiadł bliżej kobiety, chwytając jej dłoń w swoją – Wiem, że go kochasz. Macie tylko siebie i od zawsze tak było. Rozumiem, że chcesz go chronić, ale trzymając go ciągle pod kluczem tylko go krzywdzisz. Louis nie może ciągle siedzieć w domu, on w ogóle nie ma przyjaciół. Proszę cię. Przez cały dzień będę przy nim. Pozwól mi go zabrać ze sobą.

- Ale… - jej dolna warga zaczęła drżeć.

- Proszę – ton głosu Harry’ego był błagalny.

- Masz rację – westchnęła – Nie mogę go wiecznie trzymać przy sobie, ale po prostu mam tylko jego. Zawsze tak było. Kocham go i nie chcę go stracić.

- Nie stracisz. Przecież to nie tak, że wyjdzie gdzieś z domu dla przyjemności i nagle coś złego się stanie.

- To już nawet nie chodzi o to – pociągnęła nosem – Boję się, że on mnie zostawi.

- Nigdy tego nie zrobi. Kocha cię. To fakt, że kiedyś znajdzie pracę, wyprowadzi się, założy własną rodzinę, ale nigdy cię nie zostawi. Zawsze będziesz jego mamą. Będzie cię odwiedzał i dzwonił do ciebie. Nigdy nie zostawi cię samą.

Zapadła cisza podczas, której Jay rozmyślała nad słowami chłopaka. Loczek cierpliwie czekał, aż kobieta się odezwie, ale kiedy przez dłuższy czas nie otrzymał żadnej odpowiedzi, sam postanowił ponownie zabrać głos.

- Więc jak? Louis może wyjść ze mną w niedzielę?

- Gdzie zamierzasz go zabrać?

- Jeszcze nie do końca wiem. Pozwiedzamy trochę Londyn, może zatrzymamy się w jakiejś kawiarni, może kino – kłamał. Wiedział gdzie chce zabrać Louisa, ale bał się, że jeśli powie prawdę to kobieta może ich nie puścić.

- No dobrze – westchnęła – ale musicie wrócić przed 20.

- Dobrze – pokiwał ochoczo głową, szeroko się uśmiechając – Dziękuję – cmoknął kobietę w policzek i pognał do pokoju szatyna powiedzieć mu dobrą informację.

*****

- Lou? Jesteś gotowy? – w drzwiach do pokoju szatyna stanął loczek.

Chłopak stał przy szafie wyciągając z niego sweter.

- Tak – ruszył w kierunku loczka z lekkim uśmiechem na ustach – Idziemy?

- Oczywiście.

Wyszli z pokoju, schodząc do salonu holu gdzie czekała już na nich Jay.

- Lou nie musisz iść jeśli nie chcesz – kobieta położyła chłopakowi ręce na ramionach i spojrzała w jego oczy, z nadzieję, że może jednak jej syn zostanie.

- Mamo chcę iść – westchnął. To był już około 20 raz, kiedy jego rodzicielka o to zapytała.

- No dobrze – odpowiedziała zrezygnowana – ale pamiętaj, jakby coś się działo wracaj do domu, lub dzwoń.

- Mamo będzie dobrze, po za tym będzie ze mną Harry – uśmiechnął się do niej.

- Proszę się nie martwić, zaopiekuję się Louisem – stanął za szatynem, kładąc dłoń na jego ramieniu – Musimy już iść, inaczej spóźnimy się na pociąg.

Pokiwała głowę, przytulając syna i całując go w czoło. Louis wyswobodził się z jej objęć i razem z Harrym wyszli z domu, kierując się na stację metra.

- Gdzie mnie zabierasz? – Lou był podekscytowany, czuł jak energia rozsadza go od środka.

- Zobaczysz – uśmiechnął się, spoglądając kątem oka na niższego chłopaka. Widział jego szeroki uśmiech i podekscytowanie w oczach.

- Dlaczego mi nie powiesz?

- Bo chcę, by była to niespodzianka - ujął dłoń szatyna, przyspieszając kroku – Chodź, bo się spóźnimy.

*****

- I co myślisz? – Harry spojrzał na Louisa. Widział jak jego oczy błyszczą, a na twarzy pojawia się szeroki uśmiech, który wywołał dookoła jego oczu urocze zmarszczki. Wyglądał pięknie. Wyglądał jak dziecko, które dostało upragniony prezent na gwiazdkę.

- To…Harry, dziękuję – przysunął się do loczka wtulając się w jego ciało.

Stali na niewielkim placu, a kilka metrów przed nimi znajdowało się wejście od wesołego miasteczka.

- Poczekaj tutaj, kupię bilety i wracam – poinformował chłopaka, na co ten pokiwał głową, i ruszył w kierunku kas.

Kolejka nie była zbyt duża, więc szybko zdobył bilety. Skierował się w stronę chłopaka z uśmiechem, który po chwili zniknął. Zmarszczył brwi, wiedząc sytuację, która rozgrywała się kilka metrów przed nim.

Louis stał z jakimś nieznajomym mu chłopakiem, który ewidentnie go zaczepiał. Widział jak ciało szatyna jest spięte, a on sam unika wzroku nieznajomego.

Ruszył przyspieszając, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy Louisie. Z każdym kolejnym krokiem słyszał ich rozmowę.

- Coś ty taki nieśmiały. Nie zjem cię, chcę się tylko umówić – nieznajomy próbował przekonać Lou.

- Nie chcę – odpowiedział niepewnie, kręcąc głową.

- Co ci szkodzi? – położył dłoń na ramieniu niebieskookiego.

- Co tu się dzieje? – Harry zatrzymał się przy Louisie, obejmując go ramieniem i przyciągając do siebie.

Nieznajomy widząc to od razu ściągnął swoją dłoń z ramienia Louisa i odsunął się od niego.

- Wszystko dobrze skarbie? – spojrzał na Lou, który bardziej przysunął się go niego.

- Tak – pokiwał głową.

- Masz chłopka? Sorry, nie wiedziałem – odezwał się, wycofując – Trzeba było tak od razu – odwrócił się, oddalając.

- Louis, na pewno w porządku? – chwycił go za ramiona, odwracając do siebie i spoglądając w oczy.

- Tak – posłał mu słaby uśmiech – Tylko trochę się zestresowałem. Nie lubię takich sytuacji.

Loczek pokiwał głową, dając znać, że rozumie i puścił jego ramiona.

- To co? Idziemy? – pokazał mu bilety.

- Tak? – pokiwał głową, ruszając razem z Harrym do wejścia.

*****

Ledwie przekroczyli próg, a Harry poczuł jak Louis ciągnie go w kierunku pierwszej atrakcji. Przechodzili z jednego stanowiska na drugie. Przez cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy, a loczek chciałby już zawsze widzieć go takiego. Gdziekolwiek by nie poszli mieli dużo frajdy. Nie ważne, czy to była zwykła karuzela (głównie oblegana przez dzieci), czy rollercoaster.

Po raz pierwszy widział, żeby szatyna tak roznosiła energia i tak dużo mówił. Podobało mu się to.

Po kilku godzinach opadli na jedną z wielu ławek, chcąc dać odpocząć swoim nogom, zajadając się watą cukrową.

- Zmęczony? – loczek spojrzał na szatyna i zauważył, jak do jego brody przykleił się kawałek waty. Machinalnie wyciągnął rękę, zabierając słodycz z jego twarzy i wkładając go do ust.

- Odrobinę, ale nie chcę jeszcze wracać – bąknął, rumieniąc się na gest, który wykonał Harry.

- To dobrze, bo też nie mam na to ochoty.

*****

Przechadzali się ulicami Londynu cały czas rozmawiając. Okazało się, że przy bliższym poznaniu Lou jest bardzo wesołą i wygadaną sobą. Harry nie musiał z niego wyciągać odpowiedzi.

Przechodzili obok jednego z kin, kiedy zauważył, że przy jego boku brakuje szatyna. Spojrzał za siebie i ujrzał go stojącego przed jednym z plakatów i uważnie mu się przygląda. Podszedł do chłopaka również spojrzał na plakat filmowy.

- Chcesz na niego iść? – zagadnął.

- A moglibyśmy? – spojrzał na loczka z roziskrzonymi oczami.

- Jasne, też planowałem go obejrzeć. Zaraz sprawdzę, kiedy następny seans i kupię bilety.

- Ok – Harry poczuł jak Louis chwyta jego dłoń i pozwala się prowadzić w kierunku kasy.

Okazało się, że nie muszą długo czekać, więc już po 20 minutach siedzieli w sali kinowej, gdzie właśnie rozpoczynał się film. Przez cały seans Louis ani razu nie oderwał wzroku od ekranu, siedział całkowicie pochłonięty przez to co się działo. Z kolei Harry mniej skupiał się na filmie, a bardziej na szatynie, który siedział obok niego.

*****

- Głodny? – wyszli z kina i ponownie znaleźli się na jednej z londyńskich ulic – Bo ja tak.

W ramach odpowiedzi Harry usłyszał jak z brzucha Lou dochodzi głośne burczenie.

- Tak – odpowiedział rumieniąc się.

- Niedaleko powinna być pizzeria, może być?

- Jasne – odpowiedział, pozwalając się prowadzić.

Szybko dotarli do pizzerii, zajmując miejsce w rogu i składając zamówienie. Po około 30 minutach oczekiwania pojawiła się kelnerka przynosząc ich pizze.

Loczek właśnie opowiadał o tym jak w wieku 10 lat pokłóci się z siostrą, a jego mama przy rozstrzygnięciu sporu stanęła po stronie dziewczyny. Obrażony postanowił uciec z domu, ale dotarł zaledwie do końca swojej ulicy, kiedy rozpętała się burza i przerażony wrócił do domu.

Był tak pochłonięty swoją opowieścią, że nie zauważył jak położył łokieć, na swój talerz z kawałkiem pizzy, który stał na kraju stolika. Nacisnął, przez co talerz się przechylił i razem z włoskim przysmakiem wylądował na jego kolanach, brudząc jego spodnie.

- Kurwa – przeklął, a po chwili spojrzał na szatyna, kiedy do jego uszu dotarł przyjemny, wysoki śmiech.

Louis siedział naprzeciwko, śmiejąc się i wpatrując w Harry’ego. Mógłby już zawsze podziwiać ten widok i słuchać tego dźwięku. Uśmiechnął się, widząc, jakĄ reakcję wywołał u szatyna. Poczuł dziwne, ale przyjemne trzepotanie w jego brzuchu. W tej chwili nie interesowało go, że na jego kolanach leży kawałek pizzy i zapewne tworzy na spodniach plamę. Nie obchodziło go, że inni się im przypatrują. Teraz interesował go chłopak, siedząc przy jego stoliku, który głośno się śmiał.

*****

- Nareszcie jesteście – odetchnęła Jay, stanęła w holu, obserwując jak chłopcy ściągali buty i jesienne kurtki – Jak było?

- Fantastycznie, naprawdę spędziliśmy wspaniały dzień – Louis odpowiedział uśmiechając się od ucha, do ucha. Podszedł do kobiety, składając na jej policzku pocałunek i skierował się w stronę schodów.

- Nie zjesz kolacji? – podążyła za nim wzrokiem.

- Nie, byliśmy z Harry na pizzy – odpowiedział zanim zniknął na piętrze.

- Jest szczęśliwy – westchnęła patrząc na loczka.

- Tak, naprawdę dobrze się bawił – pokiwał głową, niepewnie się uśmiechając.

- Dalej nie podoba mi się ten pomysł, jednak dziękuję – uśmiechnęła się do Harry’ego – Dziękuję, że jest szczęśliwy i się nim zaopiekowałeś.

Styles posłał jej szeroki uśmiech i tłumacząc się zmęczeniem ruszył do swojego pokoju. Zdziwił się, kiedy przed swoimi drzwiami zauważył Louisa.

- Lou, coś się stało?

- Nie – chłopak zbliżył się do loczka, przytulając się i całując w policzek - Dziękuję – zarumienił się odsuwając i zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro