Rozdział 1
Wysiadł z taksówki, zabierając swoją walizkę i płacąc kierowcy. Stojąc na chodniku wyciągnął z tylnej kieszeni spodni, małą pomiętą kartkę. Zerknął na zapisany na niej adres, a następnie na dom, aby upewnić się, że taksówkarz zawiózł go w odpowiednie miejsce.
Adres się zgadzał. Według kartki to tutaj mieszkała Jay Tomlinson u której miał się zatrzymać.
Harry przyjechał do Londynu na studia. Dostał się na swój wymarzony kierunek, czyli literaturę. Niestety jego rodzina nie była zbyt zamożna i nie było go stać, aby płacić za akademik lub własne mieszkanie. Z pomocą przyszła daleka kuzynka jego ojca. Zaproponowała, żeby Styles zatrzymał się u niej na czas studiów. Chłopak był jej bardzo wdzięczny. Wiedział, że może u niej zostać do końca studiów, mimo to planował znaleźć w miarę dobrą pracę i wynająć coś w centrum miasta, gdy tylko uda mu się trochę odłożyć.
Wsadził kartkę z powrotem do kieszeni i ruszył wzdłuż ścieżki prowadzącej do drzwi. Za sobą ciągną walizkę, która wydawał cichy stukot, kiedy jej kółka sunęły po chodniku.
Zatrzymał się przed drzwiami, naciskając na dzwonek i czekając aż ktoś z mieszkańców mu otworzy.
Usłyszał zza drzwi, kobiecy głos, który prosił kogoś, aby otworzył drzwi. Nie musiał długo czekać. Drzwi się uchyliły z cichym skrzypnięciem, a oczom loczka ukazał się młody, piękny chłopak. Nie był przystojny, pomimo tego, że wielu pewnie by tak o nim powiedziało. Dla Harry’ego był piękny. Był niższy od zielonookiego. Jego błękitne tęczówki niepewnie spoglądały na gościa. Miał brązowe, roztrzepane włosy, wysokie, dobrze uwydatnione kości policzkowe i wąskie, zaróżowione usta. Harry nie zdawał sobie sprawy, że stoi i się gapi, dopóki zawstydzony chłopak nie spuścił głowy i się nie odezwał. Jednak nic nie poradzi na to, że szatyn go zauroczył.
- W-w czym mogę p-pomóc? –spytał niepewnie. Jego głos był bardzo przyjemny, lekko podwyższony i zachrypnięty.
- Um…jestem Harry Styles – przedstawił się i chciał kontynuować, swoją wypowiedź, kiedy z głębi mieszkania doszedł do niego kobiecy głos.
- Boo, kto to? – po chwili obok chłopaka pojawiła się kobieta. Kiedy zobaczyła Harry’ego na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ty musisz być Harry – podeszła do loczka zgarniając go do mocnego uścisku.
- Tak – wydusił zaskoczony, obejmując kobietę.
- Jestem Jay – odsunęła się od Harry’ego - a to mój syn Louis – wskazała na szatyna.
- Cześć – zielonooki podał mu dłoń.
- Hej – odpowiedział nieśmiało, lekko ściskając jego dłoń, a policzki szatyna pokryły się czerwienią.
- Wejdźmy do środka – zarządziła kobieta, wchodząc do domu, a za nią ruszyli chłopcy – Louis pokaż Harry’emu jego pokój, ja muszę iść dokończyć kolację.
Młody Tomlinson pokiwał głową i ruszył w stronę schodów, a za nim podążył loczek.
- Ile masz lat? – zagadał, kiedy szatyn prowadził go do pokoju.
- 20 – odpowiedział cicho, nie odwracając się nawet w stronę chłopaka.
- Ooo, to jesteś tylko rok starszy – odpowiedział wesoło – Studiujesz?
- Tak – pokiwał głowę.
- A można wiedzieć co? – Harry zastanawiał się dlaczego każdą wiadomość musi wyciągać z Louisa.
- Um…literaturę.
- Naprawdę? To świetnie – wykrzyknął – Ja też dostałem się na literaturę, więc mam nadzieję, że w razie czego mogę liczyć na pomoc z twojej strony.
- Jasne – zatrzymał się przy zamkniętych drzwiach – To twój pokój – wskazał ręką, nie patrząc na loczka i odwracając się ruszył do drzwi obok, za którymi zniknął.
Cicho wzdychając wszedł do swojego pokoju. Było to małe pomieszczenie, w którym najwięcej miejsca zajmowało łóżko. Pod jedną ze ścian stała szafa, a pod oknem biurko. Nie było tu dużo rzeczy, ale loczkowi to wystarczało.
Położył walizkę na materacu łóżka i po chwili opadł obok niej. Z jego ust wydostało się ciche westchnięcie. Po jego głowie cały czas krążył szatyn, znajdujący się w pokoju obok. Zastanawiał się co jest nie tak z nim. Był strasznie cichy, praktycznie ciągle się rumienił, starał się nie patrzeć na Harry’ego i każdą informację trzeba było z niego wyciągać. Sam z siebie się niewiele odzywał. Tylko gdy wymagała tego sytuacja. Louis naprawdę był dziwny i zastanawiał się co było tego powodem.
Przymknął oczy, czując jak jego ciało się odpręża. W jego umyśle pojawił się obraz pięknych, błękitnych tęczówek. Powoli ogarniał go sen. Nic dziwnego, był zmęczony po podróży. Wiedział, że powinien się rozpakować, ale uznał, że może to zrobić później. Po chwili całkowicie odpłynął.
*****
Lekkie szturchanie i cichy głos, wołający jego imię wybudzał go ze snu. Mrucząc coś pod nosem, machnął ręką próbując odgonić natręta. Szturchania na moment ustały, jednak po chwili ponownie powróciły. Loczek niechętnie uniósł powieki i pierwsze co dostrzegł to zlęknione, błękitne tęczówki.
Przetarł oczy i ponownie spojrzał na szatyna. Chłopak siedział obok niego na łóżku i pochylał się nad nim.
- Przepraszam Harry, że cię budzę – powiedział odsuwając się, kiedy zauważył, że chłopak już nie śpi – Mama woła nas na kolację.
- Ok, dzięki – uśmiechnął się do Louisa, podnosząc się z łóżka – W takim razie chodźmy – podszedł do drzwi, gdzie zaczekał na szatyna.
*****
Rozmowa podczas kolacji toczyła się głównie pomiędzy Harrym i Jay. Louis odzywał się, tylko gdy został o coś spytany. Tylko raz odezwał się, kiedy nikt się do niego nie zwrócił. Jay zaczęła wspominać kilka żenujących momentów z dzieciństwa Louisa, podczas których Harry się śmiał.
- Mamo, proszę cię – jęknął, a na jego policzki wpłynął czerwony kolor. Od razy spuścił głowę, prawie wkładając ją do talerza.
- Daj spokój kochanie – poklepała go w udo – To jest zabawne, każdy ma takie historie. Nawet Harry
*****
Tej nocy Harry miał problem, aby zasnąć. Nie był już tak bardzo zmęczony, a jego głowę zaprzątał cały czas szatyn. Nie ukrywał, że chłopak go zaabsorbował.
Gdyby Harry był dla niego niemiły, ale zachowywał się w jakiś sposób, który mógłby go zawstydzić to taka reakcja chłopaka, byłaby na miejscu, ale przecież on nie zrobił nic z tych rzeczy.
Jay przecież była bardzo wesołą i otwartą kobietą, dlaczego więc Louis był jej przeciwieństwem? Chciał się tego dowiedzieć i miał nadzieję, że mu się uda.
*****
Złośliwy dźwięk budzika rozniósł się po pokoju. Niechętnie otworzył oko, aby odnaleźć swój telefon. Zgarnął go z szafki nocnej i wyłączył. Usiadł na łóżku rozglądając się dookoła i przeciągając. Ziewną przeciągle, przejeżdżając ręką po włosach i podniósł się, kierując się do drzwi.
Zszedł do kuchni, gdzie od razu podszedł się do lodówki. Wyciągnął sok i sięgnął do szafki po szklankę, która po chwili została zapełniona.
Podniósł ją do ust, kiedy usłyszał cichy pisk. Odwrócił się i zobaczył w wejściu do kuchni Louisa. Jego twarz była cała czerwona, a oczy błądziły po podłodze byleby tylko nie spojrzeć na loczka. Chłopak w pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, ale po chwili zorientował się, że stoi całkowicie nagi przed Louisem.
- Ups, przepraszam Lou – zaczął nieskrępowany, przepraszającym tonem - Zapomniałem, że nie jestem u siebie. Na ogół śpię nago i w moim domu wstawałem przed wszystkimi, więc nie przejmowałem się ubraniem. Postaram się tego nie powtórzyć. Pójdę się teraz ubrać – szybko przeszedł obok szatyna, czując jak ten się spina, kiedy go mijał i ruszył do swojego pokoju.
Wrócił do kuchni po 20 minutach, gdzie znajdowała się również Jay. Siedzieli z Louisem przy stole i jedli śniadanie. Niebieskooki, gdy tylko go zobaczył od razu się zaczerwienił i spuścił głowę.
- Dzień dobry Harry – przywitała się kobieta z szerokim uśmiechem.
- Dobry – odwzajemnił uśmiech i zajął swoje miejsce.
Śniadanie odbyło się w ciszy. Gdy zaspokoili swój głód Louis podniósł się szybko ze swojego miejsca z zamiarem udania się po torbę i wyjściem na zajęcia.
- Boo – Jay zwróciła się do syna – Poczekaj na Harry’ego. Pokażesz mu jak dojechać na uczelnię.
- Dobrze – pokiwał głową i wyszedł.
Loczek szybko dokończył śniadanie i udał się do swojego pokoju po plecak. Kiedy wrócił Louis czekał już na niego w salonie. Gdy tylko zobaczył Stylesa podniósł się i razem ruszyli do drzwi.
- Lou – kobieta podeszła do nich – Pamiętaj, abyś wrócił do domu od razu. Nie włócz się nigdzie.
- Dobrze – odpowiedział, posyłając jej lekki uśmiech.
Na początku Harry’emu wydawało się to dziwne, że Jay chce, aby jej 20 letni syn wrócił od razu do domu, jednak po chwili przyszło mu do głowy, że może Louis ma jej w czymś pomóc i dlatego jej tak zależy.
- A ty Harry, kiedy będziesz? – zwróciła się do loczka.
- Nie wiem – wzruszył ramionami – Chciałbym się zapoznać trochę z miastem i zacząć już powoli szukać jakiejś pracy. Na pewno wrócę na kolację.
Kobieta pokiwała głową z szerokim uśmiechem i ucałował obydwóch chłopców w policzki, po czym pozwoliła im wyjść.
Cała podróż odbyła się w ciszy. Gdy tylko wsiedli do metra Louis wyciągnął książkę, więc loczek nie chciał mu przeszkadzać. Wyciągnął swojego iPoda i wkładając słuchawki do uszu, włączył urządzenie.
Okazało się, że ich uczelnia znajduje się bardzo blisko wyjścia z metra. Gdy tylko tam dotarli Louis pożegnał się z nim cichym cześć i uciekł zanim Harry zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Wzdychając wszedł do środka wielkiego budynku uniwersytetu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro