Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szept sumienia, grzech namiętności

Uniwersum: Naruto 

Gatunek: Obyczajowe, romans

Kategoria: ShikaSaku, KakaSaku

Wiek: Bez ograniczeń

Leżałam w ciepłym łóżku oraz paliłam papierosa. Zapach nikotyny przyjemnie drażnił moje nozdrza. Już powoli noc ustępowała dniu, na zewnątrz robiło się szaro i ponuro. Ostatnio pogoda w Tokio wręcz sprawiała, że człowiek miał ochotę zostać w domu oraz nie wychodzić spod grubego koca. Podciągnęłam się trochę wyżej wątłymi ramionami, a moje plecy wygodnie spoczęły na miękkiej poduszce. Spojrzałam obok, ujrzałam mężczyznę, z którym spędziłam dzisiejszą noc. Jego długie, ciemne kosmyki leżały swobodnie porozrzucane po pościeli. Złapałam za kosmyk i owinęłam wokół chudego palca.

Współczułam mu, doprawdy mu współczułam. Ja nie posiadałam żadnych skrupułów i ograniczeń. Wiodłam życie, takie jakie chciałam. Nie miałam czasu na miłość, sentymenty. Przelotny romans był dla mnie czymś normalnym, na porządku dziennym. Spałam z kim chciałam, całowałam się z kim chciałam, mieszkałam z kim chciałam. Jedni uważali moje zachowanie za niedopuszczalne, inni nazywali mnie szmatą, jeszcze inni utwierdzali mnie w przekonaniu, że takie życie jest godne dziwki. Ostatni — a było takich trochę, twierdzili, że im to nie przeszkadza, a nawet — kręcą ich kobiety takie jak ja. A co mówiło o tym moje sumienie? Iż jestem kobietą wyzwoloną. Dawałam im miłość, namiętny seks i gorące pocałunki. Ja nie potrzebowałam nic więcej, a im to wystarczało.

Jednak on będzie musiał zmierzyć się po raz kolejny ze spojrzeniem swojej żony; surowej, ale kochającej kobiety. Spodziewali się potomka, godnego spadkobiercy klanu Nara. Sam Shikamaru był bardzo powściągliwy, a to, że wylądowaliśmy razem w łóżku, stało się dosłownie przez przypadek — alkohol i hormony zdecydowanie zaważyły nad podjętymi przez nas decyzjami. Tak właśnie zaczął się nasz przelotny romans, który trwał już od trzech miesięcy.

To właśnie instynkt sprawił, że dopuściliśmy się tego grzechu. Co na to nasze sumienie? Moje pozostało bez zmian, kiedy coś szeptało, uciszałam je słodkim smakiem wina i zapachem nikotyny; natomiast Shikamaru... On miał znacznie gorzej. Ja nie posiadałam nikogo na stałe, a Nara, jako głowa rodziny musiał dawać przykład kochającego męża i wkrótce ojca. Jego zżerało sumienie, nie mnie; jednak tego kręgu nie dało się przerwać. Kto wpadł w jego sidła, temu nawet głos wewnętrzny, który powinien stawiać na nogi, nie pomoże. To przez grzech namiętności.

Zaciągnęłam się dymem papierosa, wypuszczając go, poczułam przyjemne uczucie w płucach. Na moją twarz wtargnął uśmiech, dotknęłam ciepłego policzka Shikamaru. Był taki spokojny i niewinny, kiedy spał. Pochyliłam się nad śpiącym mężczyzną, złożyłam na jego wysuszonych ustach, krótki, ulotny pocałunek. Odgarnęłam jeszcze kilka kosmyków włosów z czoła Nary, po czym wstałam z łóżka.

Pokój hotelowy nie był wielki, w świetle poranka ściany wydawały się oliwkowe, po lewej stała szafa zrobiona z jasnego drewna, a obok niej dojrzałam drzwi od łazienki. Pozbierałam ubrania z podłogi i pewnym, lecz cichym krokiem weszłam do pomieszczenia, zapalając światło. Potrzebowałam szybkiego prysznicu, aby otrzeźwić myśli.

Łazienka była mała, ściany zostały pomalowane na biało, a resztę urządzono w odcieniach beżu. Całość prezentowała się przytulnie.

Rozebrałam się szybko z bielizny i otworzyłam kabinę. Westchnęłam, kiedy pierwsze krople uderzyły o rozgrzaną skórę. Było to ukojeniem dla moich myśli i nerwów, w tej chwili nie zwracałam uwagi na resztę świata.

Ciepła woda wyznaczała ścieżki na ciele, przyglądałam się temu z pewnym zafascynowaniem. Po kilku minutach zakręciłam kurek z wodą i wytarłam skórę ręcznikiem, który leżał na półce niedaleko kabiny.

Pozbierałam porozrzucane ubrania i nałożyłam je na siebie. Otworzyłam cicho drzwi, po czym przeszłam przez pokój. Ostatni raz spojrzałam na śpiącego mężczyznę, żegnając się z nim w duchu i wyszłam, pozostawiając wspomnienia nocy w tym hotelowym pokoju.

***

Odgarnęłam pasemko różowych włosów za ucho i zagłębiłam się w dokumentach przede mną. Mimo tej cholernej papierkowej roboty, lubiłam tę pracę — w końcu posada sekretarki w dobrze prosperującej firmie była marzeniem wielu, więc nie miałam na co narzekać. Mój szef, Itachi, też był bardzo miłym człowiekiem. Cała korporacja należała do jednej rodziny — klanu Uchiha.

Spojrzałam nad biurko i ujrzałam sekretarkę brata mojego szefa. Hinata była cichutką, bardzo ułożoną kobietą, w dodatku niedawno została świeżo upieczoną żoną. Miała długie, sięgające pasa granatowe włosy i jasne, przejrzyste oczy oraz śniadą karnację. Jeśli miałabym być szczera, to spokojnie mogłabym stwierdzić, że jest uosobieniem piękna i subtelności.

Uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam, że wlepia we mnie swój wzrok. Czasami przerażał mnie kolor jej tęczówek. Siedziałyśmy tak w milczeniu, po chwili postanowiła się odezwać:

— Sakura — wymówiła melodyjnie moje imię.

— Słucham?

Westchnęła i zaczęła stukać nerwowo palcem o kubek z herbatą.

— Nie uważasz, że takie życie nie jest dla takiej kobiety, jak ty?

Uniosłam brew do góry w akcie zdziwienia.

— To znaczy, jakie? — zapytałam

Hinata przełknęła głośno ślinę. Wiedziałam, że była osobą dość nieśmiałą i rozmowy na niektóre tematy przychodziły jej z trudem.

— Nie powinnaś być tak rozpustna.

Ach, rozpustna. Pani Uzumaki potrafiła tak dobrać słowa, aby nikogo nie urazić.

— To moje życie, Hinata. Ciesz się, że masz kochającego męża — odpowiedziałam jej z lekko ironicznym uśmiechem na twarzy. Nie lubiłam, kiedy ktoś wtrącał się w moje sprawy, nawet Hinata.

Policzki kobiety oblał delikatny rumieniec. Spojrzałam na nią znacząco, podczas takich sytuacji była naprawdę urocza. W duchu cieszyłam się, że pozostały w niej te resztki dziewczęcej niewinności.

Nagle przez pomieszczenie przeszedł zabiegany szef.

— Sakura, do mojego gabinetu — rzucił.

— A dzień dobry, to gdzie? — mruknęłam pod nosem, tak, abym usłyszała to tylko ja i Hinata, po czym puściłam oczko do pani Uzumaki oraz ruszyłam za Uchihą.

Gabinet szefa był wyjątkowo przestronny. Wielkie, szklane okna znajdujące się po lewej stronie oświetlały całe pomieszczenie. Kolory ścian zostały pomalowane na jasną szarość; na środku stało ciemne biurko, a przed nim zwykłe krzesło, pasujące do reszty otoczenia; za meblem — obrotowy fotel obity czarną skórą. Z prawej — stało kilka ciemnych szafek, a na nich jakieś segregatory i dokumenty.

Spojrzałam na Itachiego, który wygodnie siedział na fotelu. Gdyby nie on, nie miałabym dzisiaj tej fuchy. W końcu znaliśmy się już przeszło od czasów gimnazjum i tylko dzięki znajomości dostałam tę pracę.

Wyglądał naprawdę mizernie — podkrążone oczy, blada twarz. Jego czarne włosy nie wydawały się takie puszyste, jak zawsze.

— Co jest? — zapytałam, a on gestem dłoni nakazał mi usiąść.

— Sakura — zaczął. — Znamy się już jakiś czas. Wiesz jaki jestem...

Pokiwałam głową na znak, że rozumiałam.

— Ech. To wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało.

Westchnął i oparł głowę o splecione dłonie. Przybrał poważny wyraz twarzy, między nami nastała cisza, przerywało ją jedynie tykanie zegara.

— Sasuke jest taki jak ja — wyszeptał, tak, abym usłyszała. Jego głos zadrżał.

— Czyli jest gejem? — zapytałam prosto z mostu.

— Sakura! Czy ty zawsze musisz być taka dosłowna? — Popatrzył na mnie z pewną irytacją.

— Owszem.

— Sakura.. Ech, tak — odparł. — Najbardziej boję się tego, jak nasi rodzice zareagują.

— Och, czy przypadkiem Sasuke nie jest już dorosłym mężczyzną? — W moim głosie można było usłyszeć kpinę.

— To nie tak. Moje dziwactwo zaakceptowali z pewnym przymrużeniem oka. Natomiast wszystko spadło na Sasuke, to on teraz powinien dorobić się potomka — mruknął bezradny.

— W czym problem? Wiele kobiet chce się z nim przespać, tak trudno zmajstrować dzieciaka?

— Ty nadal nie rozumiesz. Żeby wyjść z tego wszystkiego z twarzą musi dojść do ślubu, a potem dopiero można pomyśleć o dzieciach.

Westchnęłam i popatrzyłam na Itachiego z pewnym współczuciem. Mimo, że obaj bracia byli już dorośli, nadal rodzice mieli na nich duży wpływ. W końcu to spadkobiercy klanu Uchiha, czego innego mogłabym się spodziewać?

— I tu jest problem — wyszeptałam.

— No właśnie.

Spojrzałam mu w oczy i obdarowałam ciepłym uśmiechem.

— Będzie dobrze.

— Sakura? — zapytał.

— Tak?

— Czy ty... Zostałabyś jego żoną?

Chyba się przesłyszałam, prawda? Nie? Cholera! Itachi, coś ty wymyślił?

— Nie ma mowy! — fuknęłam i zmarszczyłam czoło.

Jeszcze czego!

— To jedyne rozwiązanie — powiedział, patrząc błagalnie.

— Nie ma mowy — wydukałam zła.

Co on sobie wyobrażał? Wstałam pospiesznie z krzesła i podeszłam do wielkiego okna. Przede mną prezentowała się piękna panorama Tokio.

— Jak ty to widzisz, co? Nie jestem stworzona do roli gospodyni domowej, a co dopiero do niańczenia dzieci! Już nie wspominając o tym, że mój rzekomy mąż posuwałby jakiegoś faceta na boku! — Uniosłam się, instynktownie gestykulując dłońmi. — A właśnie, kto jest partnerem Sasuke? — zapytałam zaciekawiona.

Itachi głośno westchnął; zamyślił się; otwarł usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. W końcu usłyszałam jego głos.

— Naruto.

Zdębiałam. Stałam przy tych oknach, jak kłoda i nawet przez moment przestałam oddychać. Ten Naruto? Naruto Uzumaki? Czy ja po raz kolejny w tym dniu się przesłyszałam? Chyba czas odwiedzić laryngologa, bo mój słuch szlag trafiał.

— Co?

— Naruto Uzumaki jest partnerem Sasuke.

— Jak to? Przecież on... Nie dawno ożenił się z Hinatą!

Uchiha popatrzył na mnie spod byka, poluzował krawat i zakasał rękawy białej koszuli.

— Widzisz, Sakura. Zapewne kojarzysz rodziców Naruto. Tak, jak moi prowadzą firmę. Naruto nie mógłby im spojrzeć w oczy, gdyby dowiedzieli się o jego orientacji seksualnej, zwłaszcza, że pani Kushina jest przeciwko związkom homoseksualnym.

— Ale to świństwo wobec Hinaty! — mruknęłam nabuzowana, a mój głos stał się zachrypiały.

— To prawda, jednak... Naruto rozmawiał z Hinatą i wszystko jej wyjaśnił. Naruto ją kocha, lecz ich relacje są znacznie inne od tych z Sasuke.

— To wszystko jest takie popieprzone — jęknęłam i opadłam miękko na krzesło.

Szef spojrzał na mnie z błyskiem w oku oraz wyciągnął otwartą dłoń nad biurko.

— To jak, zgadzasz się? Zostaniesz panią Uchiha?

— Nie chce mieć nic wspólnego z tym bagnem.

— Sakura.

— Zastanowię się — wydukałam.

Czy ja do cholery jasnej, oszalałam? Serio? Sakura, zacznij trzeźwo myśleć, bo pewnego dnia wylądujesz z gejem w łóżku i w dodatku on będzie twoim mężem. Nie ulegaj tak łatwo wpływom! Nawet jeśli twój szef jest taki przystojny, jego brat jest przystojny, ale wszyscy są homoseksualni, a ty, nie chcesz należeć do tego grona popaprańców, prawda? Sakura, myśl trzeźwo! Chciałam, aby ten tekst stał się od dzisiaj moją dewizą, ale w życiu różnie bywa. Miałam nadzieję, że nie popełnię żadnego błędu — mogę przecież później czegoś żałować.

— Ale przecież... Jest jeszcze Karin.

— O niej nie pomyślałem. — Zamyślił się.

— No widzisz! Na pewno się zgodzi. Przecież od dawna podkochuje się w Sasuke.

— Tak myślisz?

— Tak sądzę. Mimo że za nią nie przepadam, nie życzę jej takiego małżeństwa. Nawet Hinacie współczuje tego związku. Pomyśleć, że takie rzeczy dzieją się teraz na porządku dziennym. — Westchnęłam.

— To nie tak — jęknął szef, patrząc na mnie pobłażliwie.

— Każdy tak mówi — odgryzłam się, a między nami zapanowała cisza.

Itachi zerknął jeszcze na mnie, po czym pozwolił mi wyjść.

Szybkim krokiem wyszłam z gabinetu, nie chciałam mieć wiele wspólnego z tą sprawą, ale znając życie pewnie będę miała z nią, jak najwięcej do czynienia.

Uśmiechnęłam się przelotnie w kierunku Hinaty; jednak w sercu poczułam pewne współczucie. Jak to jest być z mężczyzną, który kocha innego mężczyznę? Przecież to istna paranoja! Ale niektórzy ludzie godzą się na takie rzeczy w imię miłości. Albo są głupcami, albo są szalenie zakochani; jedno nie wyklucza drugiego.

Zanosiło się na to, że ten dzień będzie wyjątkowo długi i męczący...

***

Popijając sobie kawę, włączyłam zagraniczne radio. Usłyszałam spokojną melodię i kojący, męski głos. Kąciki moich ust lekko drgnęły w górę, po czym zaczęłam nucić piosenkę równo z Samem Smithem. „I'm not the only one" należała ostatnio do jednych z moich ulubionych utworów. Powoli kołysałam się na boki. Zauważyłam, że Hinata patrzy na mnie z przymrużeniem oka. Tę błogą chwilę przerwał mężczyzna, który przechodził właśnie przez korytarz.

— Dzień dobry — zaczął. — Byłem umówiony na spotkanie służbowe z Itachim Uchihą.

Spojrzałam na niego i zaniemówiłam. Szare włosy opadały delikatnie na twarz osobnika, przysłaniając część czoła. Ubrany był w grafitowy garnitur, który idealnie na nim leżał. Granatowa maska przylegała do jego brody i kończyła się na nosie.

Ciemne oczy świdrowały moją sylwetkę na wskroś, tak, że poczułam na swoich policzkach ciepło. No, nie! Shannaro! Sakura, przecież nie mogłaś się zarumienić?

— Cholera — wydukałam pod nosem. — Dzień dobry! Pan... — zaczęłam i spojrzałam na monitor przed sobą. — Hatake Kakashi, tak?

— Zgadza się. — Pokazał mi odpowiednią plakietkę, upoważniającą go do przebywania na terenie korporacji.

— W taki razie, prosto i potem pierwsze drzwi na prawo. — Patrząc mu w oczy, uniosłam kąciki ust do góry, układając je w szeroki uśmiech.

Mężczyzna skinął do mnie głową i odszedł w odpowiednim kierunku. Po nim został tylko subtelny zapach perfum.

Przyłożyłam dłonie do piersi, poczułam przyspieszone bicie serca. Hinata popatrzyła w moją stronę z pewnym zadowoleniem i zaczęła bawić się długopisem.

— No i co, Sakura? — zapytała, jakby trochę onieśmielona.

Odetchnęłam.

— Nic — odparłam, wzruszając ramionami.

Prawdę mówiąc, miałam ochotę poznać bliżej pana, który dosłownie oczarował mnie swoim wyglądem zewnętrznym kilka minut temu. Kakashi Hatake... Hm... Sakura Haruno tak tego nie zostawi!

Wzdrygnęłam się, słysząc dźwięk przychodzącego smsa. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i zagryzłam wargę. Wiadomość nadał Shikamaru: „To dzisiaj u Ciebie?". Wydęłam policzki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili odłożyłam telefon na biurko. Postanowiłam, że odpiszę później, ponieważ miałam ochotę... Spędzić ten wieczór w towarzystwie kogoś innego. Przynajmniej taki był mój zamiar.

Założyłam nogę na nogę, a Hinata cały czas patrzyła na mnie wyczekująco. Na co ona czekała? Że zacznę krzyczeć i piszczeć, i rzucę w cholerę inne relacje z facetami? Chyba śniła!

Chociaż... Dla tego spojrzenia byłam w stanie zrobić wszystko.

***

Kilkanaście minut później obiekt westchnień wyszedł z gabinetu szefa i obdarował mnie czarującym spojrzeniem ciemnych tęczówek. Głos ugrzęzł mi w gardle, kiedy Kakashi Hatake podszedł do biurka.

— Chciałbym się umówić.

Czy ja się przesłyszałam? Moje policzki oblał delikatny rumieniec.

— Na kolejne spotkanie z prezesem Itachim Uchihą, oczywiście — dodał i odchrząknął.

— Um, tak. Już sprawdzam, kiedy szef ma wolny grafik. — Zagryzłam wargę. — Najbliższy termin jest za trzy tygodnie.

— Nie byłoby można wcześniej? — zapytał, a mnie zmiękły kolana.

Miałam ochotę rozpłynąć się przy tym facecie, i to dosłownie!

— Niestety, tylko wtedy termin jest wolny — odparłam spokojnie.

— Niech będzie — powiedział i wyciągnął małą karteczkę z portfela. — Jakby się coś zmieniło, proszę zadzwonić.

— W porządku. — Posłałam mu ciepły uśmiech, a nasze spojrzenia się spotkały.

Mężczyzna poprawił krawat i zaczął nucić piosenkę, która leciała w radiu. Zdecydowanie wolałam głos Tiny Turner, ale musiałam przyznać, że nieźle sobie radził. Zaśmiałam się cicho pod nosem, za to Kakashi puścił do mnie oczko.

— Kultowy kawałek.

— Nie zaprzeczę.

— Po tylu latach nadal utrzymuje się na listach przebojów, to dopiero mistrzostwo, a nie, jak te teraźniejsze hity, wszystkie na jedno kopyto i trudno je nawet odróżnić! — Westchnął.

— Nie wrzucajmy wszystkich od razu do jednego worka, proszę pana. Na pewno znajdzie się kilka perełek.

— Ach, jaki tam pan, jestem Kakashi. A co do tego, to masz rację panno... — Spojrzał ma moją plakietkę. — Sakuro.

— Miło mi poznać. — Wstałam delikatnie i podałam rękę, a on ujął ją swoją ciepłą dłonią.

— Mnie również. Może dałabyś się, Sakuro, zaprosić na kawę?

— Z przyjemnością — odparłam zadowolona z siebie.

— W takim razie jutro do restauracji „Kaori". O jakiej godzinie możemy się spotkać?

— Myślę, że spokojnie na trzynastą — odparłam.

— Będę już na Ciebie czekał w środku. — Ujął moją dłoń i przejechał po niej kciukiem.

— W porządku. — Zarumieniłam się.

— W takim razie do zobaczenia.

— Do widzenia — wydukałam na jednym wydechu.

Kiedy odchodził, oparłam się wygodnie o krzesło. Dawno nie czułam takiego czegoś. Westchnęłam, a Hinata posłała mi ciekawskie spojrzenie, jednak nic nie powiedziała.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, gdzie zauważyłam jeszcze kilka wiadomości od Shikamaru. Postanowiłam do niego zadzwonić, jak tylko wrócę do domu.

Opadłam zmęczona na poduszkę, wybierając odpowiedni numer telefonu. W słuchawce usłyszałam, kilka przelotnych dźwięków, po chwili odezwał się spokojny, męski głos.

— Słucham, Sakura. Pisałem do ciebie.

— Wiem, byłam zajęta. Pracowałam. — Ile jeszcze kłamstw przejdzie przez moje gardło?

— Czy możemy dzisiaj spotkać się u ciebie? — zapytał niepewnie.

Znałam Shikamaru i wiedziałam, że starał się walczyć z tym wszystkim, jednak pokusa była zbyt wielka.

Patrzyłam w sufit kilka dobrych sekund, nie odpowiadając. Ta błoga cisza mnie uspokajała.

— Zgoda, o dwudziestej u mnie.

— W takim razie do zobaczenia. — Usłyszałam jako ostatnie i rozłączyłam się, odkładając komórkę na półkę.

Wzięłam głęboki wdech i odetchnęłam z ulgą. Dzisiaj potrzebowałam bliskości, czułam potrzebę wyładowania swoich emocji. To takie... Egoistyczne.

Pieprzona Sakura Haruno, ze swoim pieprzonym światem i umysłem. Złapałam za opakowanie mentolowych papierosów oraz wyciągnęłam jednego. Podeszłam spokojnie do okna, odsuwając lekko zasłonę; spojrzałam na niebo, które przybrało odcień pomarańczy. Odpaliłam to cholerstwo i porządnie się zaciągnęłam. Błogie uczucie wypełniło moje płuca. Po kilku minutach zgasiłam papierosa.

Powolnym krokiem udałam się do kuchni, postanowiłam coś przekąsić. Ze zrezygnowaniem otworzyłam lodówkę, wyjęłam trochę warzyw, sięgnęłam do półki po ryż. Zaczęłam pichcić i już chwilę później po pomieszczeniu unosił się zapach potrawy.

W spokoju zjadłam przygotowane przez siebie danie. Dawno nie gotowałam, nie miałam na to czasu, zwykle chodziłam do knajp na miasto.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, wstałam, spokojnie do nich podeszłam i otworzyłam. W progu ujrzałam lekko zdyszanego Shikamaru, gestem dłoni zaprosiłam go do środka. Na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech, który mężczyzna odwzajemnił.

— Coś się stało? — zapytałam, kiedy w końcu ściągnął z siebie buty i marynarkę.

— Nie, nic — odparł zdawkowo. — Po prostu miałem dzisiaj upierdliwy dzień w pracy.

Zaśmiałam się i zerknęłam na niego, zagryzając wargę. Shikamaru wychwycił moje spojrzenie, jakby trochę speszony, podrapał się po karku.

Podeszłam do niego powoli, ale zmysłowo. Przeczesałam rozpuszczone włosy dłonią, kiedy już byłam naprzeciwko Nary, stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach przelotny pocałunek. Szybko sparował, już po chwili byłam wręcz obsypywana namiętnymi całusami. Pomiędzy nimi uśmiechnęłam się szeroko, ciągnąc Shikamaru do sypialni. Poczułam zapach nikotyny, jednak w tej chwili nam obojgu on nie przeszkadzał.

Upadłam miękko na łóżko, mężczyzna wsadził mi dłonie pod koszulę i delikatnie masował brzuch. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a ja powoli oddawałam się temu błogiemu uczuciu.

***

Spojrzałam na niego nieprzytomna, Shikamaru leżał obok mnie i palił papierosa. Ręką gładził różowe kosmyki, które teraz niesfornie opadały mi na twarz. Zauważyłam, że coś go trapiło.

— Co jest? — szepnęłam, opierając głowę o jego nagie ramię. Zaczęłam jeździć palcem po nagim torsie Nary.

— Mam wyrzuty sumienia — odparł, zakładając mi za ucho garstkę włosów.

— Na to już nic nie poradzę — rzuciłam cicho i chciałam wstać, ale zatrzymał mnie gestem dłoni.

— Zostań.

I zostałam.

Reszta wieczoru szybko minęła, Shikamaru pozbierał się, aby wrócić do domu — swojej żony. Doprawdy chciałam jej współczuć, ale chyba już nie potrafiłam. Byłam dziwnym typem człowieka.

Westchnęłam, patrząc na parę ulatującą z herbaty. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę chcę tak żyć. Nie kochana przez nikogo; nie kochająca nikogo. Czy potrzebowałam męskiego wsparcia w dalszej drodze?

Byłam niewarta miłości. Wtedy po raz pierwszy odezwał się we mnie szept sumienia.

***

Wbiegłam zmachana do pracy i od razu usiadłam na swoim miejscu. Tak! Zdążyłam! Dzisiaj rano, kiedy zadzwonił budzik po prostu go wyłączyłam, po czym poszłam spać dalej. Nie było to mądre... Dobrze, że niedługo potem oprzytomniałam, bo nie wiem jakbym poszła do tej cholernej roboty.

Uśmiechnęłam się przelotnie do Hinaty, a ta obróciła głowę w lewo, potem w prawo i widząc, że nikogo nie ma, zapytała:

— Znowu się z nim przespałaś?

Cholera, co za franca! Już wyczaiła o co chodzi, mogłam się tego po niej spodziewać. W końcu te jej nietypowe oczka wyśledziły wszystko.

— Sakura...

— Tak! I co z tego?! — warknęłam.

— Nie powinnaś... — jęknęła cicho.

— Wiem, co powinnam, a czego nie powinnam — odburknęłam i zagłębiłam się w przeglądaniu papierów.

Obie zamilkłyśmy, wymieniając między sobą tylko kilka spojrzeń. W końcu Hinata prawdopodobnie nie wytrzymała ciszy.

— Umówiłaś się z nim wczoraj na dzisiaj, prawa?

— Tak — odparłam znużona.

— I co? Będzie tylko kolejnym facetem... — zaczęła.

— Nie wiem, Hinata, nie wiem — mruknęłam kompletnie bezradna.

Nagle zadzwonił służbowy telefon, który po chwili odebrałam. Usłyszałam w nim spokojny głos szefa.

— Haruno, do mojego gabinetu.

— Już się robi.

Westchnęłam i wstałam, udając się do wybranego celu. Już po chwili stałam przed biurkiem szefa, zaciekawiona przysiadłam na krześle. Uśmiechnął się do mnie pogodnie.

— Sprawa sama się rozwiązała.

— Słucham? — zapytałam, jakby nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— Naruto stwierdził, że kocha tylko Hinatę, więc już nie będzie spotykał się z Sasuke – odparł zadowolony.

— A co na to Sasuke?

Westchnął i zaśmiał się pod nosem.

— Znalazł sobie dziewczynę. Sam stwierdził, że to było tylko chwilowe.

W końcu! Nie miałam zamiaru, tak po prostu dać się przekonać, co do pomysłu zostania żoną Sasuke. Przecież ja nawet z nim wiele nie rozmawiałam, a kiedy już udało się nam zamienić kilka słów, zawsze nazywał mnie irytującą. Co, za wredny typ człowieka.

— Całe szczęście — mruknęłam. — Kim jest jego dziewczyna?

— Ino Yamanaka.

— Ach! Ta modelka! Widziałam ją ostatnio na jakiejś okładce.

— Zgadza się — odparł szef. — Możesz wyjść, tylko tyle miałem ci do przekazania.

Chwilę później zagłębiłam się w papierkowej robocie. Jeszcze tylko kilka godzin, tylko kilka godzin...

***

Zarzuciłam na siebie zgniłozieloną marynarkę i zerknęłam do lustra. Różowe włosy pozostawiłam rozpuszczone, gdzieniegdzie lekko się kręciły. Na sobie miałam małą czarną, która sięgała do uda, do tego w tym samym kolorze dziesięciocentymetrowe czółenka. Szybko poprawiłam jeszcze delikatny makijaż, złapałam za niewielką torebkę i byłam gotowa do wyjścia.

Przeszłam przez chodnik, który biegł przez ogródek przed domem, doszłam do garażu, wyciągając kluczyki. Już po chwili odpaliłam swoją srebrną Mazdę6 Sedan i zerknęłam na zegarek. Miałam akurat dwadzieścia minut, żeby zdążyć na czas. Tyle mi wystarczyło.

Zaparkowałam na parkingu obok restauracji. Budynek nie był wielki, w kolorze jasnego beżu, mieścił się w jednej z tokijskich dzielnic. Kiedy podeszłam do drzwi, przez duże okna zauważyłam czekającego Kakashiego. Z uśmiechem na ustach stanęłam przy wybranym stoliku.

Mężczyzna przywitał się ze mną i odsunął krzesło od stolika. Usiadłam, a on zrobił to samo.

Podszedł do nas wysoki kelner, ubrany w tradycyjne kimono i podał nam menu. Rozejrzałam się dokładniej. Mimo, że większość pomieszczenia była utrzymana w zachodnim, nowoczesnym stylu, zauważyłam wiele elementów japońskiej kultury.

— Co zamawiasz? — zapytał zaciekawiony, obdarowując mnie przenikliwym spojrzeniem.

— Wezmę chińskie pierożki — mruknęłam, zerkając na menu.

— To ja wezmę ryby sajry.

Po chwili do naszego stolika podszedł kelner i złożyliśmy zamówienie.

Czas minął nam bardzo szybko i przyjemnie.

***

Zaśmiałam się z kolejnego żartu Kakashiego. Wypite wino dodawało nam humoru, odwagi, przez nie czułam ogromne ciepło na policzkach. Z powodu wypitego alkoholu, Hatake postanowił odprowadzić mnie do domu na piechotę. Stanęliśmy pod drzwiami od mojego domu. Było już bardzo późno, zasiedzieliśmy się, na dworze świeciło tylko kilka pobliskich latarni.

Kakashi nachylił się nade mną, dotknęłam delikatnie jego twarzy. Bez maski prezentował się naprawę kusząco, jednym zmysłowym spojrzeniem i ruchem warg sprawiał, że kobiecie miękły kolana.

— Dziękuję za dzisiejszy wieczór — mruknął tuż obok mojego policzka, doszła do mnie słodka woń alkoholu.

— Ja również dziękuję. — Stanęłam na koniuszkach palców i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.

Od nadmiaru wrażeń zakręciło mi się w głowie. Kakashi szybko oplótł swoje ręce wokół mojej talii i przyciągnął do siebie.

— Gdzie masz kluczyki? — zapytał, a ja poczułam jego podbródek blisko czoła.

— W torebce — oznajmiłam, przełykając ślinę.

Czy na pewno tego chciałam? Żeby, jak zwykle skończyło się w moim mieszkaniu, w moim łóżku? Żebyśmy następnego dnia zapomnieli o tym, co się wydarzyło? Tak po prostu? Czy nie chciałam czegoś zmienić w swoim życiu?

Wtedy po raz drugi odezwał się we mnie szept sumienia, jednak zagłuszył go słodki smak ust. Grzech namiętności.

Muzyka: 

Kiedy Kakashi uporał się z zamkiem do drzwi, wparowaliśmy do środka. Od razu pociągnęłam go za sobą w kierunku sypialni. Zaświeciłam małą lampkę, która stała na komodzie. Pomieszczenie nie było wielkie, miało białe ściany, w rogu stała wielka szafa, na samym środku łóżko, pokryte kremową pościelą. Zasłoniłam okna żaluzjami i spojrzałam na Hatake, który stał w progu. Podeszłam pewnym krokiem do małego radia, już po chwili do moich uszu doszła kojąca zmysły melodia.

„You and me, we made a vow

For better or for worse

I can't believe you let me down

But the proof's in the way it hurts."

— Sam Smith? — usłyszałam cichy szept przy uchu, Kakashi objął mnie i razem bujaliśmy się w rytm muzyki.

— Zgadza się.

Poczułam czułe pocałunki na swojej szyi. Hatake robił się coraz to bardziej namiętny i natarczywy. Ja jednak chciałam przedłużyć tę krótką chwilę ukojenia i obróciłam się do niego przodem, splatając dłonie na jego szyi i musnęłam jego wargi.

Trwaliśmy jeszcze tak kilka minut, po czym Kakashi zaczął kierować mnie nie łóżko. Pozwoliłam mu delikatnie pchnąć mnie na mebel, poczułam miękkość materaca na swoich plecach.

Hatake zrzucił z siebie marynarkę i usadowił się nade mną. Do moich nozdrzy doszedł zmysłowy zapach wody kolońskiej. Kakashi podniósł moje plecy i zaczął ściągać ze mnie sukienkę, szło mu to tak niesfornie, aż zaśmiałam się pod nosem. Ten z uśmiechem na ustach puścił do mnie oczko.

W ciemnych tęczówkach można było zauważyć odbijające się światło lampki. Hatake Przejechał nosem po mojej szyi. I kiedy w końcu uporał się z moimi ubraniami, przyciągnęłam go do siebie. Ostatnie co usłyszałam to szelest rozrywanej folii.

„But I know that I still need you here."

***

Opadłam zdyszana na poduszkę. Po pokoju nadal roznosił się głos Sama Smitha. Poczułam, jak Kakashi obejmuje mnie ramieniem. Ułożyłam głowę na jego torsie.

— Masz kogoś prawda? — zapytał spokojnie, głaszcząc moją szyję.

— Jestem sama — odpowiedziałam zdawkowo.

Zaśmiał się.

— Nie sądzę, aby taka kobieta, jak ty była samotna.

Poczułam dziwne mrowienie w podbrzuszu. Tak naprawdę... To byłam całkowicie sama. Nie miałam faceta na stałe, nikt się o mnie nie troszczył, nie krzyczał, jak zrobiłam coś źle. Byłam dosłownie... Kochanką na jedną noc.

— Muszę zapalić. — Westchnęłam i sięgnęłam po paczkę papierosów, wyjmując jednego. — Chcesz?

— Nie palę – odpowiedział, patrząc na mnie przymrużonymi oczami.

— Jak chcesz. — Wzruszyłam ramionami.

„You say I'm crazy

'Cause you don't think I know what you've done

But when you call me „baby"

I know I'm not the only one."

— Chciałbym cię pokochać.

Te słowa sprawiły, że ślina ugrzęzła mi w gardle i nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Zaciągnęłam się, by zapełnić dymem moje płuca, napawać się tą przyjemną czynnością.

— Nie jestem warta miłości — odpowiedziałam szybko.

— Każdy zasługuje na miłość. — Uśmiechnął się pogodnie, odgarniając mi włosy z twarzy.

Nie odpowiedziałam.

***

Kakashi pozbierał się zaraz z rana, ponieważ oboje musieliśmy iść do pracy. Tak w sumie... Przydał by mi się dzień wolnego. Ale to jeszcze nie teraz...

Zaczęłam się przygotowywać do wyjścia z domu, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka. Szybko podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. W progu ujrzałam nieco zmartwionego Shikamaru.

— Mogę wejść?

— Pewnie, wchodź.

Nara rozejrzał się tak, jakby był tutaj po raz pierwszy. Coś w jego zachowaniu mi nie pasowało. Shikamaru wydawał się nazbyt niespokojny.

— Coś się stało? — zapytałam cicho.

Westchnął i popatrzył na mnie błagalnie.

— Temari się o nas dowiedziała.

Wpatrywałam się w niego w osłupieniu.

— Jak to?

— Już od jakiegoś czasu mnie podejrzewała, ale wczoraj zrobiła mi awanturę i... Przyznałem się do tego.

Zamilkłam. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co powiedzieć. Przygryzłam wargę oraz popatrzyłam na niego błagalnie.

— Nie martw się, nie powiedziałem jej, że to ty. Nie chce ci robić problemów. Po za tym... To koniec. I tak już wszystko się spieprzyło.

Między nami nastała cisza, którą postanowiłam przerwać.

— Walcz o nią.

— Co? — zapytał zdezorientowany.

— Walcz o nią. Może wszystko się spieprzyło i raczej nie zanosi się na to, aby ci wybaczyła, ale... Kochasz ją prawda?

Shikamaru spojrzał na mnie zdziwiony i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

— Kocham.

— Jeśli masz o co walczyć, to walcz. Nie będzie jednak łatwo. — Westchnęłam. — A teraz idź, na pewno ktoś na ciebie czeka.

Nara pokiwał głową, pożegnał się ze mną krótkim „cześć" i wyszedł.

Spojrzałam na zegarek, miałam szczęście, że zostało mi jeszcze jakieś czterdzieści minut, aby dojechać do pracy. Zabrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, udałam się do drzwi i zamknęłam je za sobą. Musiałam zamówić taksówkę, gdyż moje auto zostało wczoraj na parkingu przy restauracji.

Gdy tylko samochód podjechał, wsiadłam do niego i podałam adres kierowcy. Po pewnym czasie znalazłam się w dużym, nowoczesnym budynku. Przeszłam przez główny hol, przywitałam się z recepcjonistką i udałam się do windy. Wcisnęłam odpowiednie piętro. Gdy na małym ekranie wyświetliła się wybrana liczba, wysiadłam i poszłam w stronę swojego biurka. Hinata była, jak zwykle punktualnie.

***

Dzisiaj praca minęła mi wyjątkowo szybko. Oczywiście musiałam jeszcze zajść po swoje auto. W międzyczasie zadzwonił do mnie Kakashi, umówiliśmy się na wieczór. Czułam lekkie podekscytowanie, niczym nastolatka przed pierwszą randką.

Nie miało być to jednak wyjście do restauracji tak, jak ostatnio, mieliśmy zamiar udać się na spacer. Niby to nic specjalnego, ale przyznam nie miałam ochoty na kolację w knajpie. Przechadzka była mi potrzebna, tak dla odprężenia.

Tym razem postawiłam na miętową spódniczkę z baskinką i biały podkoszulek. Do tego zielone czółenka. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, zrobiłam sobie lekki makijaż. Spojrzałam za okno, robiło się już ciemno. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Złapałam za marynarkę i torebkę, po czym poszłam otworzyć. W progu stał nikt inny, jak Kakashi. Szybko ubrałam ostatnią rzecz i wyszłam, zamykając za sobą. Posłałam mu ciepły uśmiech.

Kiedy znaleźliśmy się w pobliskim parku, objął mnie ramieniem. Poczułam się wtedy tak lekko, a przyjemne uczucie wypełniło moje podbrzusze. Gdybym była nastolatką, stwierdziłabym, że to miłość, teraz... Trochę mnie to śmieszyło.

Posłałam mu ciepły uśmiech, kiedy musnął delikatnie dłonią mój policzek. Spojrzałam prosto w jego ciemne oczy i uzmysłowiłam sobie, że nie powinniśmy... Tak naprawdę nic o sobie nie wiedzieliśmy, w dodatku Kakashi brał to wszystko na poważnie, a ja, jak zwykle traktowałam ten związek niczym przelotny romans.

— Kakashi — zaczęłam. — Czy to ma sens? — zadałam pytanie, chwytając go za rękę.

— Co ma sens?

— My, nasze spotkania, to wszystko. — Bezradnie rozłożyłam dłonie.

— Sakura. — Westchnął. — Jeśli sama chcesz, aby coś miało sens, to na pewno to ma. Powinnaś też zacząć traktować innych poważnie.

Zamilkłam. Niektóre słowa docierały do mnie w spowolnionym tempie. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, czy kogoś zraniłam swoim zachowaniem. Uczucia innych były mi obce, całkowicie nie miały znaczenia.

Uciekłam od jego dotyku, ciemnego spojrzenia i przyjemnego głosu. Zatraciłam się we własnych myślach.

— Muszę się napić — wyparowałam nagle. — Chodźmy do mnie.

— W porządku — odparł, mierzwiąc włosy ręką.

Posłałam mu ciepły uśmiech.

***

Opadłam na łóżko i wzięłam lampkę wina w dłoń. Upiłam łyka, cały czas patrząc na Kakashiego. Ten usiadł po drugiej stronie mebla, również deliektując się alkoholem. Przez moment patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy. Hatake odkładając kieliszek, przybliżył się do mnie i musnął mój policzek. Westchnęłam, kiedy poczułam jego dłoń w moich włosach. Oddech mężczyzny przyjemnie drażnił mój policzek. Powoli odpinałam guziki koszuli Kakashiego, a ten składał na szyi słodkie pocałunki.

Cały świat wirował wokół, kiedy z nim przebywałam. Leżeliśmy obok siebie lekko zmęczeni. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Pospiesznie pozbierałam ubrania z podłogi i nałożyłam je na siebie, Hatake zrobił to samo.

Kiedy otworzyłam, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Przed sobą ujrzałam wysoką blondynkę o zielonych oczach, która włosy miała związane w cztery kitki — w dodatku była ciężarna. Przełknęłam ślinę, wiedziałam z kim czeka mnie konfrontacja. To żona Shikamaru.

— Mogę wejść, czy mam tak stać? — wysyczała już na początku.

— Proszę wejść — powiedziałam, starałam się zachować spokój.

— Jaka uprzejma — mruknęła. — A to kto? — zapytała, patrząc na Kakashiego. — Kolejny twój kochanek?

Spojrzałam niepewnie na Hatake i przygryzłam wargę.

— Kolejny kochanek? — powtórzył jej słowa.

— Och, to pan nie wiedział, że sypia z kim popadnie? Również z moim mężem — fuknęła zła.

Wyglądała, jakby zaraz miała mi skoczyć do gardła. Nie dziwiłam się jej, w końcu w takiej sytuacji zrobiłabym pewnie to samo.

Kakashi popatrzył na mnie rozczarowany i wyszedł z domu. Chciałam go powstrzymać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że to ja zawaliłam po całości, nie mogłam już nic z tym zrobić.

Wstrzymałam oddech, a kobieta wybuchnęła.

— Co ty sobie wyobrażasz, co? Żeby zachowywać się, jak zwykła dziwka?! Dobrze wiedziałaś, że jest żonaty i że będziemy mieli dziecko!

— Po co do mnie przyszłaś? — zapytałam znudzona.

Nie pierwszy i nie ostatni raz.

— Po co przyszłam? Jaka bezczelna.

Złapałam za paczkę papierosów i zapaliłam jednego.

— Przecież to i tak nic nie zmieni. — Westchnęłam. — Nie jesteśmy w stanie nic poradzić na przeszłość.

Blondynka skrzywiła się.

— Trzymaj się ode mnie i od mojego męża z daleka, szmato — mruknęła i wymierzyła mi siarczysty policzek.

Zapiekło. I odznaczyło piętno na mojej dumie. Fuknęłam.

— Należało ci się. To i tak nawet za mało — popatrzyła na mnie z odrazą.

Prychnęłam, jakby to cokolwiek mnie obchodziło...

Udała się w kierunku drzwi, jednak za nim wyszła, zapytała jeszcze:

— Jak masz na imię?

— Sakura.

— Imię godne dziwki — mruknęła zła. — Jestem Temari.

I tyle ją widziałam. Poszło szybciej niż się spodziewałam, chyba była dla mnie zbyt łagodna. Złapałam za lampkę wina, włączyłam piosenkę Sama Smitha „I'm not the only one" i opadłam na łóżko.

Zaśmiałam się pod nosem z własnej głupoty. Zostałam sama, całkiem sama. Bez ramienia, które by mnie wsparło i objęło, bez czułych pocałunków.

Pomyślałam o Kakashim. Nie byłam jego pieprzoną Tiną Turner, byłam pieprzoną Sakurą Haruno.

Leżałam tak, delektując się spokojną muzyką. Nuciłam ją pod nosem, po czym upiłam łyk wina. Przez zasunięte rolety do pokoju wpadało trochę światła. Miałam dość tego wszytskiego.

Zignorowałam szept sumienia, zignorowałam głos swojego serca, a grzech namiętności okazał się zbyt pociągający, abym mogła go okiełznać. I tak oto, zostałam sama.

— Pieprzyć miłość – mruknęłam, czując słodki smak wina.

„You say I'm crazy

'Cause you don't think I know what you've done

But when you call me „baby"

I know I'm not the only one."


*Cytaty pochodzą z piosenki Sama Smitha — I'm not the only one

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro