Korepetytor - Modern AU cz. 2
Po ośmiu miesiącach przerwy od publikowania nowych rzeczy, powracam z drugą częścią modern AU (który pojawił się tu ponad rok temu XD). Uwaga, w tym fanfiku jest sporo matmy. Zapraszam do czytania!
~*~
Jeśli Daenerys miałaby wskazać jedną rzecz, której najbardziej nienawidziła podczas lekcji matematyki z Roosem Boltonem, byłoby to stanie przy jego tablicy i rozwiązywanie długich, skomplikowanych zadań, przy których kompletnie nie rozumiała, o co chodzi.
Patrząc tępym wzrokiem raz w podręcznik, a raz na tablicę, zapisała wzór, a następnie narysowała rysunek pomocniczy. Zaznaczyła również punkty A i B na osi iksów, a także punkty C i D, które leżały na paraboli. Zastygła, patrząc na tablicę. No i co mam teraz zrobić?
– Co mamy zrobić w tym zadaniu, panno Targaryen? – zapytał Roose Bolton zza jej pleców.
– Obliczyć współrzędną C, tak, by pole trapezu zawartego w paraboli było największe – powiedziała głucho.
– I jak mamy to zrobić?
Nie mam pojęcia? Nie było to jednak rzeczą, którą mogła powiedzieć na głos, więc jedynie przełknęła ślinę.
– Mamy policzyć pochodną?
Bolton prychnął pod nosem i podszedł bliżej. Zastukał w tablicę.
– Z czego?
Powstrzymała chęć skulenia się i jedynie wpatrywała się w obliczenia. Pamiętała, że pochodną do tej pory zawsze liczyli z równań co najmniej kwadratowych i że miało to coś wspólnego z wykładnikiem potęgi, ale nie wiedziała, jak to się ma do tego zadania.
– Z równania? – odpowiedziała niepewnie.
– Z jakiego?
Myśl, Daenerys, myśl!
– Na pole trapezu?
– A jak je policzymy?
Jeszcze raz spojrzała na tablicę, na współrzędne punktów, licząc na jakiś przypływ olśnienia. Nic takiego nie nastąpiło.
– Dalej czekam na odpowiedź.
Daenerys zagryzła język, czując pieczenie w oczach.
– Nie wiem jak to zrobić – przyznała w końcu.
– To nie mój problem.
Poczuła ukłucie w gardle. Czuła na sobie spojrzenie Boltona jeszcze parę sekund, nim mężczyzna w końcu powiedział:
– Siadaj, nie mamy czasu na roztrząsanie takich prostych zadań.
Przytaknęła głową i szybko ruszyła z powrotem do swojej ławki. Obok niej Myriah Dayne zapisywała już odpowiedź do tego zadania, które ona próbowała rozwiązać na tablicy. Daenerys zajrzała jej przez ramię. Bolton zaczął już dręczyć kolejną osobę.
– Mogę? – szepnęła.
– Pewnie. – Przesunęła zeszyt bliżej środka.
Analizując rozwiązanie, zauważyła że miała oznaczyć krótszą podstawę trapezu jako 2x, a wysokość była równa współrzędnej y, choć ciągle nie wiedziała czemu. Teraz jednak mogła podstawić to wszystko do wzoru na trapez. Gdy to policzyła, faktycznie otrzymała równanie trzeciego stopnia i już wiedziała, że ma obliczyć pochodną. Poczuła narastającą adrenalinę. Ja to jeszcze zrobię, pomyślała. Delta, miejsca zerowe, wykres i zaznaczenie ekstremów funkcji. Serce biło jej coraz szybciej, gdy w końcu podstawiła w miejsce igreka cyfry i zaczęła liczyć. Gdy w końcu zapisała odpowiedź, z dumą prześledziła wzrokiem całą stronę, a następnie spojrzała do zeszytu Myriah. Zmarszczyła brwi. Zaraz, dlaczego ona ma inny wynik?
– Ej, co jest? – Szturchnęła ją ramieniem. – Mamy inne rozwiązania.
– Pokaż. – Nachyliła się nad jej zeszytem i zaczęła śledzić tekst wzrokiem. – Dziwne... a nie, czekaj... Tu masz źle. – Zastukała palcem przy pierwszym równaniu.
Cała jej radość z chwilowego przebłysku geniuszu matematycznego ulotniła się w jednej chwili.
– Ale jak to?
– Zamiast plusa dałaś minus.
Daenerys kolejny raz musiała powstrzymać się od płaczu. Jaka ja jestem beznadziejna. Widząc jej minę, Myriah szepnęła:
– To tylko jedno zadanie. Może nie będzie takich trudnych na sprawdzianie?
Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek i Roose Bolton odezwał się donośnym głosem.
– Przypominam, że tego typu zadania na pewno pojawią się na teście za dwa tygodnie. Potraktujcie to jako darmowe pięć punktów.
Tak, zdecydowanie, pomyślała, w milczeniu pakując swoje rzeczy. Pała jak za darmo.
Gdy chciała już wyjść po cichu z klasy, jeszcze raz usłyszała głos Boltona:
– Panno Targaryen, proszę na chwilę zostać.
Jeśli wcześniej czuła strach, to teraz była autentycznie przerażona. Czując przyspieszone bicie serca, podeszła do biurka i z narastającą paniką patrzyła, jak pozostali wychodzą z klasy. Dopiero wtedy spojrzała na profesora Boltona, który patrzył na nią swoimi bladymi oczami.
– Co się stało? – zapytała cicho.
– Sprawdziłem już większość waszych sprawdzianów z ciągów. – Zaczął przerzucać kartki. – W tym twój. Ocena niedostateczna. Znowu.
Łzy na nowo napłynęły jej do oczu, ale zagryzła z całej siły policzki i wbiła paznokcie w dłonie. Bolton skinął głową w stronę jej pracy.
– Czy wiesz co to oznacza?
– Nie zdaję – powiedziała tępo.
– Tak. – Odchylił się nieco. – Na początku traktowałem was łagodniej, ale teraz powinniście się już przyzwyczaić, jaką szkołę wybraliście.
Tak, to było bardzo łagodne traktowanie, pomyślała zgryźliwie. Dzięki niemu mam pałę.
– Rozumiem – powiedziała jednak.
– Obawiam się, że jednak nie. W takich sytuacjach jak twoja, zwykle wysyłam rodzicom maila z sugestią, by znaleźli uczniowi inną szkołę, bo nie łudź się, będzie tylko gorzej.
Rozszerzyła oczy. Nagle zabrakło jej słów. W głowie słyszała jedynie jego słowa. Wysyłam rodzicom maila, by znaleźli uczniowi inną szkołę. Pierwsza opcja oznaczała ochrzan życia, druga totalną porażkę i sama nie wiedziała, co jest gorsze.
– Nie ma takiej potrzeby! – Pokręciła głową. – Naprawdę, proszę pana. Ja to wszystko poprawię, obiecuję.
– Zobaczymy. – Wskazał ręką drzwi. – Możesz iść na przerwę.
Wyszła z sali i zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła parę wdechów, próbując się uspokoić. Pośród gwaru wszystkich ludzi, Daenerys objęła się ramionami.
– Hej! – Myriah wstała z ławki i podeszła do niej. – Co się stało?
– Nie zdaję. – Otarła nos. – Zasugerował mi zmianę szkoły.
Myriah sapnęła.
– No co za...
– Nieważne, może i ma rację.
– Ej, nie mów tak! – powiedziała uspokajającym głosem. – Poczekaj na mnie, za chwilę wrócę. Wszystko jeszcze ogarniemy.
Myriah ruszyła w głąb korytarza, a Daenerys patrząc w szare kafelki, usiadła na ławce. Z radiowęzła popłynęła muzyka. I wtedy z jej oczu popłynęły łzy. Tak bardzo się stoczyła, w Valyrii wygrała olimpiadę biologiczną i dostała indeks na wybór dowolnej szkoły we Włościach i Westeros, a teraz głupi matematyk sugerował jej zmianę liceum. Czując, że za chwilę się załamie, drżącymi rękami wyjęła telefon z plecaka i otworzyła konwersację z Daemonem.
Daenerys: Nie zdaję z matmy...
Po chwili dostała odpowiedź.
Daemon: Trudno
Poczuła ukłucie w sercu. Zerknęła na godzinę i zrozumiała, że wysłała do niego wiadomość w czasie treningu. Zdusiła w sobie mocniejszy płacz. Wszyscy wokół niej byli w czymś świetni, Daemon w sport, Myriah w matmę, Daeron we wszystko, czego się tknął, a ona?
– Daenerys!
Otarła łzy i odwróciła się, słysząc głos Daerona, który szedł do nich długimi krokami. Obok niego szła Myriah, trzymając go za rękę. Chociaż początkowo była zaskoczona wizją jej nowej przyjaciółki i Daerona razem, potem uznała, że wyszło to na dobre – przynajmniej miała z kim gnębić brata, gdy by zaczynał ją zbyt denerwować.
– O co chodzi?
– Zapamiętaj, że w czwartek musisz wrócić do domu zaraz po lekcjach. Załatwiłem ci korki z matmy.
– Co? – jęknęła. – Za jakie grzechy?
– Tu nie chodzi o żadne grzechy, tylko o to, że grozi ci zagrożenie – Wyciągnął telefon i zastukał w ekran. – Masz, tu jest numer twojego nowego korepetytora. Masz mu powiedzieć, jaki dział przerabiacie i jakie masz konkretnie zaległości. Będzie do nas przyjeżdżać. I nie, online nie wchodzi w grę.
Jeszcze tylko tego brakowało. Nagle straciła chęć do płakania.
– Korepetytora? Mam wpuścić starego dziada do mojego pokoju i ty jeszcze będziesz mu płacił za torturowanie mnie?
– On jest ledwo po szkole, i tak, będę musiał mu płacić z pieniędzy rodziców, bo swoich bym na ciebie nie marnował. No i ten stary dziad nazywa się Maron Martell. – Daeron zmierzył ją wzrokiem. – Nie mówię, że masz być dla niego miła, ale masz być znośna.
Daenerys prychnęła.
– Za kogo ty mnie masz? Będę grzeczną dziewczynką. – Postarała się, by było czuć sarkazm w jej głosie. – I bardzo pilną uczennicą.
Daeron jęknął i zakrył twarz dłonią.
– Błagam, nie mów tego z podtekstami. I zachowuj się normalnie, by chłop od ciebie nie uciekł. Ja go niestety nie uratuję.
– No tak, bo ty masz w czwartki do siedemnastej. – Wytrzeszczyła oczy. – O nie, to ja będę z nim sama w domu? Ale ja nie chcę!
– Daenerys, zlituj się, inny termin mu nie pasuje. Poza tym będzie do ciebie przychodził tylko na półtorej godziny, to nie tak dużo.
– Nie tak dużo – przedrzeźniła go. – Zależy dla kogo. – Westchnęła. – No cóż, idę na biologię.
Odeszła szybkim krokiem, przygryzając policzki, by powstrzymać pieczenie oczu. Jak zwykle skończy się na darciu się na mnie i na wrednych komentarzach. Dlaczego nie mogli jej dać spokoju z tą matmą? I dlaczego zawsze to ona musiała mieć z czymś problem?
Myriah dogoniła ją szybkim krokiem i nachyliła się w jej stronę.
– Hej – powiedziała miłym głosem. – Zobaczysz, pewnie nie będzie tak źle. Jak podciągniesz się teraz, to ten Bolton być może da ci spokój. Poza tym to pierwszy semestr, do końca roku jeszcze dużo czasu.
– Tyle, że to jest bez sensu – stwierdziła przez zaciśnięte zęby. – Nie umiem w matmę. Po prostu się do tego nie nadaję i nigdy tego nie ogarnę. Już w podstawówce miałam problemy. – Westchnęła. – Mam nadzieję, że ten facet nie będzie drugim Boltonem i nie będzie się na mnie patrzył, jakby chciał mnie obedrzeć ze skóry.
– Nie martw się, przeżyłaś Boltona, przeżyjesz i tego Martella.
Kiwnęła głową, myślami błądząc gdzieś indziej. Na szczęście kolejną lekcją była biologia, więc mogła na chwilę przestać stresować się matmą i skupić się na czymś innym. Krzyżówki genetyczne były banalnie proste i schematyczne, a choć wcześniej nawet nie zajrzała do zeszytu, to nadal coś pamiętała z teorii, więc nie dała się zaskoczyć pytaniami rzuconymi przez nauczycielkę przy tablicy.
Po skończonych zajęciach pożegnała się z Myriah i ruszyła na autobus. Na dworze było dość rzeźko, więc schowała dłonie w kieszeniach kurtki, którą parę miesięcy temu dostała od Daemona. Niedługo ma urodziny, pomyślała. Będę musiała mu coś kupić ładnego.
Usłyszała dzwonek telefonu. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła smarfona, a następnie poczuła ścisk w gardle, bo na ekranie wyświetlało się przychodzące połączenie od ojca. O nie, czy Bolton faktycznie napisał do niego tego maila? Tak szybko? Dzwonek zabrzmiał jeszcze raz. Westchnęła i odebrała połączenie.
– Hejka, tato – powiedziała słabo.
– Daenerys Targaryen – odezwał się z telefonu poważny głos. – Choć jesteś na innym kontynencie, dostajesz ode mnie oficjalny szlaban na życie. Daeron ma dopilnować, byś po szkole wracała prosto do domu, a w domu masz się uczyć. Zero wyjść, zero spotkań z Daemonem...
– Aemon, bez przesady. – Z głośnika dobiegł ją głos mamy. – Skarbie, wystarczy, że obiecasz, że poprawisz te oceny.
Daenerys zaczęła szybko kiwać głową, choć wiedziała, że tego nie zobaczą.
– Tak, tak, mamo, obiecuję, poprawię je.
– To nie wystarczy, Naerys. Ona ma się uczyć, a nie obijać.
– Ale ja nie będę się obijać! Będę się dużo uczyć, obiecuję, Daeron już załatwił mi korki, będę na nich uważać i się skupiać.
– Mam nadzieję. – Rozległ się dźwięk odkładanego kubka. – Starczy wam pieniędzy do końca miesiąca?
Szybko przeliczyła sobie pieniądzie w głowie.
– Mamy chyba z trzy tysiące złotych smoków na koncie – stwierdziła po chwili.
– Dobrze, przeleję wam jeszcze pięćset, kupicie sobie bilety, by przylecieć na urodziny Aly. Koniecznie chce iść z nami wszystkimi na „Jezioro łabędzie".
Uśmiechnęła się lekko. Jej młodsza siostra, Alysanne, od czwartego roku życia tańczyła balet i teraz po trzech latach była w tym naprawdę dobra. Zdecydowanie była to jej największa pasja.
– Jasne, na pewno pójdziemy.
– Super. Trzymajcie się tam.
– Pa...
– Pozdrów od nas Daemona – odezwała się jeszcze Naerys, zanim połączenie zostało zakończone.
Włożyła telefon do kieszeni. Już chciała ruszyć dalej, gdy nagle usłyszała za sobą wesoły głos:
– Daenerys! Co przede mną uciekasz?
Odwróciła się i spojrzała na Daemona, który szedł w jej stronę raźnym krokiem. Przypomniała sobie jego odpowiedź na jej wiadomość i zrobiło jej się przykro. Wiedziała, że nie miał złych intencji, ale ona nigdy mu by tak lekceważąco nie napisała.
– Hej, kotku – powiedziała słabo.
Pocałowali się, a on pogładził jej twarz i zmarszczył brwi.
– Dlaczego jesteś taka smutna? – zapytał.
– Nie zdaję z matmy. – Spuściła wzrok. – A gdy do ciebie napisałam, odpisałeś mi tylko „trudno".
Daemon westchnął.
– I to cię zasmuciło? Skarbie, nie przesadzaj. Wiesz, że miałem wtedy trening, nie mogłem ci napisać nic więcej.
Pokiwała głową, a gdy podniósł jej podbródek, pocałował ją jeszcze raz. Daenerys poczuła, jak powoli się rozluźnia, choć ciągle czuła lekkie pieczenie oczu.
– Masz rację, bardzo źle się wtedy czułam i po prostu źle to odczytałam.
– Nic się nie stało, skarbie. – Pogładził jej włosy. – A co do tej matmy, to naprawdę się nie przejmuj, nie warto płakać z tego powodu.
– Może i tak, ale czasami mam wrażenie, że się do niczego nie nadaję... – szepnęła. I to jest chyba jeszcze gorsze od samego zagrożenia, pomyślała, ale nie była w stanie tego powiedzieć na głos.
Daemon uśmiechnął się do niej i pocałował ją w bok głowy.
– No już, bez takich. Słuchaj, może pójdziemy teraz do galerii, kupię ci coś ładnego, zjesz gofra, a potem pójdę na drugi trening i ty popatrzysz sobie jak gram. Na pewno poprawi ci się humor.
Zmusiła się do uśmiechu i pokiwała głową. Wciąż kiepsko się czuła, ale miała nadzieję, że to minie. W King's Landing Center Daemon kupił jej uroczą, białą sukienkę w kwiatki i gofra z bitą śmietaną i polewą czekoladową, a na trenigu parę razy do niej pomachał, gdy przebiegał obok. Jak dobrze, że mu tak na mnie zależy, pomyślała, uśmiechając się do niego szeroko.
– Nie wlecz się tak, stary! – zawołał Aegor, biegnąc paręnaście metrów przed nim. – Po piątku jeszcze nie wytrzeźwiałeś?
Daenerys zmarszczyła brwi. Jakim piątku? Daemon obejrzał się szybko w jej stronę i podbiegł do Aegora.
– Nie tutaj!
Ciekawe, o co im może chodzić, pomyślała. Jedyne co ciekawego stało się w zeszły piątek, o czym wiedziała, to impreza u Rohanne, na którą ona nie poszła, bo razem z Myriah zrobiły sobie noc filmową. Nie no, to pewnie coś innego, co by Daemon tam robił.
Gdy wróciła do domu, zjadła obiad ugotowany przez Daerona i poszła posprzątać w pokoju. Jutro miała mieć korki z tej nieszczęsnej matmy, więc przygotowała sobie książkę i dwa zeszyty. Skrzywiła się, widząc ile ma w nich poskreślane i ile zadań zostało niedokończonych. Nic nie mogła jednak na to poradzić i tylko pozostało jej mieć nadzieję, że te korki faktycznie coś dadzą.
Następny dzień przesiedziała cała na szpilkach. Kartkówkę z biologii napisała niemal mechanicznie, a gdy po oddaniu pracy widziała, jak pani Olenna kiwa głową przy czytaniu jej odpowiedzi, uśmiechnęła się pod nosem. Już tyle lat pomagała Daemonowi z biologią, robiąc mu zadania domowe, że ten materiał, który przerabiali teraz, wydawał jej się być banalny.
Po powrocie do domu, do zajęć zostało jej półgodziny. Co chwilę patrząc w zegar, obrała sobie mandarynkę. Jej czarny kot, Balerion, miauknął do niej głośno.
– Ja wiem, kocie – jęknęła. – Wiem.
Balerion odezwał się jeszcze raz i otarł się o jej nogi. Schyliła się i potarmosiła go za uchem, a następnie sięgnęła po pustą miskę i dała mu jeść. Co ja z nim zrobię, kiedy wrócę do Valyrii?, pomyślała z bólem w sercu. Pewnie będę musiała go oddać rodzicom. Tak naprawdę gdyby to od niej zależało to Balerion zostałby z nią do końca świata i jeszcze dłużej, ale po powrocie miała zamieszkać z Daemonem, a on był uczulony na koty i poza tym Balerion go nie lubił.
Gdy chciała nalać sobie wody do picia, nagle usłyszała dzwonek. Zastygła. O nie. Zaczyna się. Przez chwilę pomyślała, czy może udać, że nie ma jej w domu, jednak wiedziała, że to byłby głupi pomysł. Domofon zadzwonił jeszcze raz, a ona na sztywnych nogach ruszyła do drzwi i otworzyła zamek. Za progiem stał wysoki chłopak w ciemnym płaszczu. Jego kręcone, ciemne włosy były oprószone śniegiem. On jest z Dorne, pomyślała, nieco zaskoczona, patrząc na jego śniadą skórę. Widząc ją, Maron uśmiechnął się, pokazując białe zęby.
– Dzień dobry, trafiłem do Deni... Daenae...
– Dzień dobry. Jestem Daenerys – poprawiła. – Daenerys Targaryen.
– A więc to ty. – Wytarł buty o wycieraczkę i wszedł do środka. – Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony do valyriańskich imion.
– Nic nie szkodzi – zapewniła zamknęła zamek. – Kawy? Herbaty?
– Nie, dziękuję.
Czując się nieco niezręcznie, pokazała mu, gdzie jest jej pokój i łazienka. Nigdy jeszcze nie była sama w domu z obcym facetem, ale na razie ten Maron nie wyglądał jakby chciał ją zabić i pokroić na kawałki. Poza tym Balerion w ogóle na niego nie reagował, więc chyba mogła zaufać intuicji swojego kota i czuć się bezpiecznie.
Maron wszedł za nią do jej pokoju i rozejrzał się. Wskazał na jedno zdjęcie wiszące na ścianie.
– Sunspear Resort?
Daenerys zerknęła w tamtą stronę.
– Tak, byłam tam z kuzynem rok temu.
– Mam nadzieję, że się wam podobało.
– Tak, było fajnie, a co?
– Jestem synem właścicieli.
Rozszerzyła usta i zaśmiała się nerwowo.
– Serio? Wow, to w takim razie co tu robisz?
Maron wzruszył ramionami.
– Jest teraz poza sezonem, więc wyjechałem, by sobie trochę dorobić w stolicy. – Spojrzał na zdjęcie jeszcze raz i potarł włosy. – Czekaj, mówisz, że to twój kuzyn?
Daenerys spojrzała jeszcze raz na zdjęcie i zrozumiała, że ona i Daemon całują się na nim nad brzegiem basenu. Jej dłonie były przy jego szyi, jego w jej włosach.
– Aaa, tak, jesteśmy razem. – Uśmiechnęła się nerwowo. – Valyriańska czystość krwi, gen Smoczej Krwi i te sprawy.
Chłopak uniósł ręce do góry.
– Spokojnie, nie oceniam.
– Dzięki, to już coś. – Usiadła przy biurku. – Z góry ostrzegam, jeśli chodzi o matmę, to jestem przypadkiem beznadziejnym.
– Na pewno nie – zapytał, siadając koło niej. – Z czym mam ci konkretnie pomóc?
– Za niecałe dwa tygodnie mam sprawdzian z optymalizacji, więc na razie z tym – powiedziała, sięgając po książkę i zeszyt. – A potem, to tak naprawdę ze wszystkim.
– Optymalizacja? – Uniósł brew. – Rozszerzenie?
– Nie, liceum imienia Maestra Aemona.
Uśmiechnął się.
– No to rzeczywiście wszystko wyjaśnia.
– Na ostatniej lekcji, gdy podejrzałam koleżance rozwiązanie, prawie udało mi się zrobić zadanie do końca – przyznała, pokazując odpowiednie strony w zeszycie i w książce. – Prawie, bo okazało się, że pomyliłam znaki.
Maron nachylił się nad jej zeszytem, a jego ciemne loki opadły mu nieco na czoło.
– Mogę? – zapytał, sięgając po ołówek.
– Jasne.
Chwilę patrzył na zadanie i zauważyła, że narysował w dwóch miejscach wykrzyknik.
– Zrobiłaś dwa błędy. – Zastukał palcem. – Tutaj, gdzie pomyliłaś się ze znakiem i tutaj, na samym początku, bo nie wypisałaś sobie danych i założeń.
– Ale po co? – Zmarszczyła brwi. – Przecież to wszystko mam w podręczniku.
– Zaufaj mi, z wypisanymi danymi będzie ci łatwiej. Nie zerkasz wtedy co chwilę do podręcznika, tylko skupiasz się na samym zadaniu. Możesz z nich dużo wywnioskować. – Przysunął zeszyt bliżej niej. – Spróbuj.
Kiwnęła głową i zapisała w zeszycie wszystkie informacje z zadania. Narysowała trapez. Teraz wiedziała, że ma z niego policzyć pole, więc napisała na nie wzór, jednak znów się zacięła. Cała się spięła, śledząc wzrokiem wszystko, co zapisała do tej pory, próbując się domyślić, co ma zrobić, przed serią kąśliwych komentarzy. Maron musiał zobaczyć jednak jej przestój, bo odezwał się.
– Z czym masz problem, Daenerys?
– Nie wiem, co mam podstawić do tego wzoru – przyznała, czując pieczenie w gardle.
– Patrz, tu masz zapisany wzór na trapez. Co on oznacza?
– Suma podstaw razy wysokość przez dwa.
– Ile wynosi dłuższa podstawa? Spójrz na rysunek.
Spojrzała i zobaczyła, że jeden róg leżał na minus dwójce, a drugi na plus dwójce.
– Cztery. Ale co z tą drugą? Nie wiem, ile ona ma.
– Skoro nie wiesz, użyj iksa. Od tego w końcu mamy niewiadome. Nie, nie jednego, od razu napisz dwa. Jednym oznacz jedną połowę, a drugim drugą. Tak będzie ci wygodniej, bo nie będą ci wychodziły ułamki. A teraz ile będzie miała wysokość?
– A to skąd mam wiedzieć?
– Spójrz, rogi górnej podstawy opierają się na paraboli. Poprowadź z jednego z nich wysokość, o tak, w ten sposób. A teraz popatrz na ten róg nie z perspektywy trapezu, a pojedynczego punktu. Jakbyś zapisała jego współrzędne? Iks i igrek, zgadza się?
– Tak...
– Przypomnę ci, że współrzędne są odległościami punktów od osi układu współrzędnego. Teraz spójrz na cały rysunek jeszcze raz.
Zrobiła to i nagle zauważyła, że przecież już zapisała iks jako połowę długości tej podstawy. Drżącą ręką napisała koło litery C nawias i wpisała tam iksa, a następnie spojrzała na rysunek i poprowadzoną wysokość, i nagle sapnęła z zaskoczenia.
– O kurcze, przecież ta wysokość to igrek!
– Właśnie – powiedział z uśmiechem Maron.
– A igreka mam już tu...
– No to teraz to wszystko podstaw i wylicz. Nie, nie zapisuj mnożenia i dodawania w liczniku, tylko właśnie tak, osobno. Bardzo dobrze.
W milczeniu Daenerys zapisała odpowiedź, a następnie dała Maronowi sprawdzić zadanie do końca.
– No i widzisz, nie jesteś beznadziejna. Dałaś sobie radę.
Nie potrafiła powstrzymać szerokiego uśmiechu. Zrobiłam to. Jej korepetytor również się do niej i uśmiechnął i zapytał:
– To co, robimy kolejne?
Kiwnęła głową i kolejne zadanie zrobiła sama.
* * *
Siedząc przed otwartą książką z matematyki, Daenerys pomyślała, że w sumie te korki nie były takim złym pomysłem.
Dzięki zajęciom z Maronem znacznie poprawiła swoje oceny i nawet zaczęła coś rozumieć na lekcjach, choć ciągle miała problemy z co bardziej rozbudowanymi przykładami. Na szczęście jej korepetytor był wyrozumiały co do jej błędów i zapewniał ją, że i tak zrobiła już duże postępy, ale Daenerys wiedziała, że by całkowicie uspokoić ojca, powinna wrócić do Valyrii z co najmniej czwórką na świadectwie.
Odepchnęła się stopami od podłogi i kręcąc się na krześle, przeglądnęła zdjęcia z ostatnich zakupów. Wiedziała, że w te wakacje Myriah będzie chciała ich odwiedzić w Essos, więc już wczoraj Daenerys wybrała się, by kupić sobie jakieś bikini na plażę. Akurat miała szczęście, by znaleźć w jednym sklepie cały dział z valyriańskimi strojami, które może i odsłaniały nieco więcej, ale wyglądały o niebo lepiej niż westerowskie. Ostatecznie wzięła dwa – jedne ciemnoczerwone, a drugie liliowe – ale nadal nie umiała się zdecydować, które było ładniejsze. Może ona mi coś doradzi, pomyślała i w galerii zaznaczyła swoje zdjęcia w obu kostiumach, a następnie wybrała drugą konwersację w liście M.
Daenerys: Które lepsze? Czerwone czy fioletowe???
Odłożyła telefon i sięgnęła po długopis, a następnie otworzyła podręcznik. Za godzinę miała mieć korki z Maronem, a jeszcze nie zdążyła zrobić trzech zadań. Mam nadzieję, że nie będą jakieś trudne, pomyślała. O ile pierwsze i drugie jakoś jeszcze poszły, to trzecie już wyglądało przerażająco. Gdy po przeczytaniu polecenia wypisała dane, już miała zacząć pisać rozwiązanie, ale usłyszała powiadomienie telefonu. Sięgnęła po niego i zmarszczyła brwi, widząc, że Maron do niej napisał. Do zajęć zostało jakieś dwadzieścia minut. Być może się spóźni.
Maron Martell: Czerwone.
Krew odpłynęła jej z twarzy. Szybko weszła w ich konwersację i z przerażeniem odkryła, że wysłała Maronowi Martellowi swoje zdjęcia w bikini.
Bogowie, co ja narobiłam?!
Drżącymi palcami zastukała w ekran. Co miała napisać? Co miała zrobić? Zwykle nie jestem aż taka głupia, pomyślała i jęknęła, zaciskając palce na włosach. Potrafiła się jedynie wpatrywać w wysłane zdjęcia, a życie przeleciało jej przed oczami. I jeszcze mam na tych zdjęciach wypięty tyłek. Rozpaczliwie zaklęła. Bogowie, dlaczego ja? Odetchnęła. Muszę go przeprosić. I odwołać zajęcia. Zdecydowanie odwołać zajęcia.
Daenerys: Bogowie, przepraszam, zła osoba...
Gdy już pisała propozycję przełożenia zajęć, zagryzła usta. Nie mogę tego zrobić. Wyjdę wtedy na głupią, strachliwą idiotkę. Zanim zdążyła skasować tekst, wyświetliła się nowa wiadomość.
Maron Martell: Nic się nie stało, mam nadzieję, że pomogłem.
Maron Martell: Wybacz, Daenerys, muszę już kończyć, by zdążyć do ciebie dojechać. Masz jeszcze chwilę na przygotowanie się.
Przygotowanie się, pomyślała. Przygotowanie się. Wiedziała, że mówił o zadaniach domowych, ale teraz nie potrafiła się zmusić, by je skończyć. Miała ochotę schować się pod kołdrą ze wstydu. Ja tego gościa prawie nie znam, pomyślała. A te zdjęcia... Bogowie, równie dobrze mogłabym mu wysłać nudesy.
Miała jednak większy problem. Co jeśli Daemon się o tym dowie?
Co ja mu powiem? Zwykle mogła dzielić się ze swoim chłopakiem absolutnie wszystkim, ale bała się, że po usłyszeniu tej historii będzie na nią obrażony. Poza tym, mógłby się wtedy wyżalić Aegorowi, który rozpowiedziałby to dalej, a wtedy cała szkoła wiedziałaby o jej wtopie.
Tak naprawdę mogła napisać teraz tylko do jednej osoby.
Daenerys: Myriah!!!
Daenerys: Pomocy!!!
Daenerys: Wysłałam zdjęcia w bikini facetowi od korków!
Daenerys: W VALYRIAŃSKIM BIKINI!
Już po chwili przyszła odpowiedź.
Myriah: Osz kurde :O
Myriah: Usunęłaś???
Daenerys: Nie! Miały pójść do ciebie, ale trafiły do niego... I zorientowałam się, gdy mi odpowiedział.
Myriah: I co napisał?
Daenerys: Że czerwone lepsze.
Wysłała screena.
Myriah: No, ma dobry gust.
Myriah: Staraj się tym nie stresować, może już o tym zapomniał.
Daenerys: Ta, na pewno, za chwilę mamy zajęcia. Umrę.
Myriah: Trzymaj się tam!
Wtedy Daenerys usłyszała dzwonienie dzwonka i waga całej sytuacji dodatkowo ją przygniotła. Jęknęła głośno, odkładając telefon. I co teraz?
Domofon zagrał jeszcze raz, a ona wbrew sobie podniosła się z łóżka i powłóczyła nogami do drzwi. Przed otwarciem zerknęła w lustro w przedpokoju. Jej włosy były potargane, a ubrania pogniecione. Wyglądam jak żul, pomyślała, otwierając drzwi.
– Cześć, Daenerys – powiedział Maron, gdy wszedł do środka.
– Cześć. – Dobrzy bogowie, dlaczego akurat teraz musiał załamać mi się głos? – Ja... jeszcze raz przepraszam za te zdjęcia... miały iść do koleżanki...
Pokręcił głową.
– Nic się nie stało, naprawdę. Byłem nieco... – Zaśmiał się. – zaskoczony... ale jak widzę, takie jest moje szczęście. – Mrugnął do niej. – W liceum wychowawczyni przez przypadek wysłała swoje selfie w bieliźnie na grupkę klasową.
– O bogowie... – Daenerys zaśmiała się. – Na szczęście, ja nie miałam aż takiego pecha.
– Widzisz, zawsze mogło być gorzej. O, cześć Balerion.
Daenerys odwróciła się, widząc swojego czarnego kota, który przeciągnął się, a następnie miałknął.
– Tak, tak, Balerionku, miau – odparła Daenerys. – Masz całkowitą rację.
Zamarła, nagle przypominając sobie, że nie jest tu sama. Teraz ma mnie pewnie za całkowitą wariatkę, pomyślała, ale gdy odwróciła się do Marona, on jedynie uśmiechał się w jej stronę.
– Możemy zacząć?
– Pewnie. – Ruszyła do pokoju i westchnęła cicho ze zdenerwowania.
Przez następne półgodziny rozwiązywała kolejne zadania, tym razem z trygonometrii, a z powodu stresu robiła naprawdę głupie błędy. O ile na podstawowym poziomie zadania były banalnie proste, to te, które zadawał im Bolton zawierały jakieś dziwne okresy, które były dla niej totalnie nielogicznie. Po tym, jak w końcu doszła do liczenia na zwykłych liczbach, Maron poruszył się obok niej na krześle.
– Przepraszam, idę na chwilę do toalety – powiedział i wstał.
– Tak, jasne – odparła, nie podnosząc wzroku znad zeszytu.
Końcówka zadania poszła jej bardzo szybko, więc mogła poświęcić chwilę na patrzenie przez okno. Słysząc Marona w łazience, pomyślała nagle, że nie była ona idealnie wysprzątana, ale miała nadzieję, że korepetytor zignoruje jej porozwalane kosmetyki, ręczniki i dwa nowe bikini wiszące przy wannie...
Zamarła.
O nie. O nie. O nie.
Nie ściągnęłam tych kostiumów! One tam wiszą! Na widoku!
Jęknęła ze strachu i zasłoniła sobie usta dłonią. Matma wyleciała jej z głowy. Mogła teraz myśleć tylko o tym, że upokorzy się właśnie kolejny raz z rzędu. Dlaczego? Dlaczego muszę być aż tak nieporadna życiowo?
Kiedy Maron wrócił do pokoju, rozszerzył oczy na jej widok.
– Daenerys! Stało ci się coś? Strasznie zbladłaś.
Czując jak cała drży, pokręciła głową. Cała spięta z przerażenia wyprostowała się i wyjąkała, czując narastającą panikę.
– Ja... ja przepraszam... tam były te... kostiumy... prze...
Zamilkła, gdy Maron położył dłoń na jej rękach.
– Spokojnie – powiedział powoli. – Tak jak mówiłem, nic się nie stało. Naprawdę. Poza tym usunąłem te zdjęcia zanim do ciebie przyjechałem, więc na moim telefonie nie ma już po nich śladu. Słowo.
Poczuła choć trochę ulgi. Nie wiedząc, co ma zrobić, kiwnęła głową. Maron uśmiechnął się do niej lekko.
– Słuchaj, widzę, że jesteś w kiepskim stanie. Może skończymy na dzisiaj z matmą i napijemy się herbaty, byś się uspokoiła, co?
Poczuła gorąco napływające do twarzy i pokiwała główą. Chciała jeszcze raz przeprosić, ale wiedziała, że wyszłaby wtedy na histeryczkę, więc po prostu zasłoniła twarz włosami i ruszyła do kuchni. Przy dźwięku gotującej się wody, przygotowała im kubki, a następnie zalała liściastą herbatę w dzbanku. Czekając na to, aż się zaparzy, oparła się o blat, a Maron stanął na drugim końcu pomieszczenia. Przez przypadek ich spojrzenia się spotkały, a Daenerys zauważyła, że wygląda na nieco zestresowanego.
– Co się stało? – zapytała, przechylając głowę.
Zerknął w stronę okna.
– Nic, tylko... – Odetchnął, a następnie znów na nią spojrzał. – Co myślisz o tym, by kiedyś razem gdzieś wyjść?
Daenerys uniosła wzrok, nieco zdziwiona. Czy on... Widząc jej zaskoczenie, Maron potarł czoło.
– Nie ma tu żadnych podtekstów – zapewnił. – Pamiętam, że masz chłopaka. Chodziło mi o takie normalne wyjście.
To już nie brzmiało tak źle, jednak Daenerys jeszcze się zastanawiała. To nie jest nic złego, Daemon na pewno się nie obrazi, pomyślała i uśmiechnęła się.
– Jasne.
~*~
Ja wiem, ta końcówka to istne szaleństwo XD Przyznam, że jeśli chodzi o samą akcję z bikini, zainspirowałam się pewnym fanfikiem na AO3, a konkretnie z shipu Tywin/Sansa (nie pytajcie).
Zostawiłam sobie otwartą furtkę na ewentualną dramę z Daemonem, jeśli zdecydowałabym się napisać trzecią część, więc well, zobaczymy XD.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro